C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Osoby:@Nicholas Seaver & @Barnaby Bazory Miejsce rozgrywki: klasa zaklęć i uroków & gabinet B. Bazorego Rok rozgrywki: poniedziałek 2.09.2024 Okoliczności: Nicholas po pierwszej lekcji z profesorem Bazorym przychodzi prosić go o pomoc w nauce magii bezróżdżkowej
To było jak sen. Kiedy Nicholas wchodził do klasy nie przypuszczał nawet, jak silnie wpłynie to na jego życie, jego nastrój i jego marzenie, które zeszło już może z rangi obsesji, ale wciąż było jedną z największych tęsknot jego serca. Już od pierwszych słów profesora Bazorego wiedział, że będzie darzył go niezachwianym szacunkiem jako człowieka i nauczyciela. Jednak kiedy na jaw wyszły tak upragnione przez Nico umiejętności Barneya, Seaver poczuł coś na pograniczu nabożnej czci i nieposkromionego uwielbienia. Nie mógł się skupić przez całą lekcję. Z najwyższym trudem przychodziło mu spychanie na bok myśli o tym, że oto ma przed sobą użytkownika magii bezróżdżkowej, w dodatku nauczyciela, który jest na wyciągnięcie ręki i który dzieli się swoją wiedzą z taką pasją. Nauczyciel z powołania. I Nico dałby naprawdę wiele, by Bazory zgodził się przyjąć go na naukę. Kiedy zajęcia dobiegły końca, Seaver odczekał aż wszyscy opuszczą salę, a potem podszedł do nauczyciela, czując się tak surrealistycznie jak to tylko możliwe. - Profesorze - zaczął w ramach wstępu do przemowy, którą sobie układał przez większość lekcji. Oczy mu błyszczały, serce waliło z emocji jak oszalałe, a w głowie miał mętlik, dlatego ostatecznie był w stanie wyrzucić z siebie tylko sedno sprawy, z którą przyszedł. - Chcę się nauczyć magii bezróżdżkowej. Proszę, niech mnie pan nauczy!
Ostatnio zmieniony przez Nicholas Seaver dnia Sob Paź 19 2024, 16:41, w całości zmieniany 1 raz
Barnaby Bazory
Wiek : 32
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 181
C. szczególne : czarna mitenka na prawej dłoni niezależnie od okoliczności, pospieszny chód, intensywny kolor oczu;
Pierwszy dzień wykładania przedmiotu w Hogwarcie mógł uznać za udany. Nie spodziewał się, że uczniów i studentów będzie tak dużo. Widział dzisiaj mnóstwo twarzy, usłyszał wiele imion, głosów, numerów w dzienniku, pytań i odpowiedzi na zadawane pytania. Z pewnością minie sporo czasu zanim zacznie rozróżniać rok nauczania młodzieży, a dopiero w następnej kolejności nazwiska oraz imiona. Póki co dzielił sobie ich wszystkich na roczniki i w kajecie podsumowywał ich pojedynczym zdaniem określającym rzecz jasna wstępny poziom zaawansowania nauki. Sprawdzał ich wiedzę krótkim i niegroźnym testem, czym zapewne nie zaskarbił sobie ich przychylności. Musiał jednak posiąść tę wiedzę czy im się podoba to czy nie. W lekcje wkładał mnóstwo energii i głosu. Gdy wybił dzwonek zwiastujący zakończenie ostatniej dzisiaj lekcji, mógł nieco odetchnąć i w końcu zwilżyć gardło zimną i pikantną kawą. Skinął dłonią a wszystkie kartkówki przylgnęły do siebie i związały się rzemykiem. Podniósł głowę gdy usłyszał, że ktoś został jeszcze w klasie choć błonia kusiły zielenią a błękitne niebo słońcem. Potrzebował dłuższej chwili aby skojarzyć sobie jego nazwisko, a dopiero zerknąwszy do dziennika, poznał imię. - Tak, Nicholasie? W czym mogę ci pomóc? - zapytał i słysząc odpowiedź, zatrzymał w połowie lewitujące nad biurkiem kartkówki. Dopiero teraz przyjrzał się uważniej swemu rozmówcy - rozgorączkowane spojrzenie, płytki oddech, emocje które wylewały się z jego oczu i postawy ciała... - Schlebiasz mi swoją propozycją, Nicholasie. - uśmiechnął się, nie kryjąc zaskoczenia. Opuścił dłoń a kartkówki zamknęły się grzecznie w jego roboczej ciemnej walizce. - Powiedz mi najpierw co wiesz o magii bezróżdżkowej. - nie zamierzał mu od razu odmawiać, co to, to nie! Obiecał wszak na łożu śmierci swego przyjaciela i nauczyciela, że przekaże swoją zdolności młodemu umysłowi. Nicholas był drugą osobą, która wyraża jawną chęć nauki... - Zdaję sobie sprawę, że dla niektórych jest ona imponująca jednakże ważne jest ci widzieć, że to nie jest nauka ani lekka ani szybka ani tym bardziej nikt nie może dać gwarancji jej opanowania. - wszak wszystko zależy od czarodzieja. Co więcej, nie da rady jej opanować bez nauczyciela, o czym przekonał się na własnej skórze.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
- Nie chodzi o imponowanie - wciąż rozgorączkowany Nicholas pokręcił przecząco głową. - Chodzi o bezpieczeństwo, o możliwość działania, kiedy jest się całkiem bezbronnym. Chodzi o to, żeby nie być bezradnym, żeby nigdy nie powtórzyło się to. Sprawnym ruchem podwinął rękaw czarnego golfu i pokazał fragment przedramienia, którego skóra nie posiadała niemal żadnego zdrowego fragmentu, którego nie naznaczyłby ślad po czarnomagicznych zakleciach, po cięciach czy przypaleniach. Jeśli Barnaby był uważnym obserwatorem, mógł zauważyć, że na grzbiecie drugiej ręki również widoczne są ślady, których nie zdołał ukryć rękaw, tak samo jak na szyi, którą golf ukrywał tylko częściowo. Można było się jedynie domyślać, że gryfon miał ich o wiele wiecej, jednak nie dał zbyt wiele czasu do namysłu ani na obserwacje profesorowi. Nie o to w tym chodziło. Obciagnął z powrotem rękaw, tak żeby zasłaniał nadgarstek, a potem sięgnął do torby, wyciągając wciąż elegancki, ale ewidentnie często używany notatnik, w którym odnotowywał wszystkie istotne i mniej istotne informacje, które zdobył w trakcie swoich rocznych już poszukiwań na temat bezróżdżkowej magii. - Tu mam spisane wszystko, czego zdołałem się dowiedzieć. Część z biblioteki londyńskiej, część z biblioteki w Mungu, część z własnych doświadczeń. Wiem, że absolutnie kluczowym aspektem rzucania zaklęć jest wola. Ukierunkowanie magii jest aktem woli, by nadać jej taki kształt, jakiego potrzebuje czarodziej. Transmutator w postaci różdżki jest tylko pomocą, tak samo jak inkantacje, czy nawet gesty. Przekartkował dziennik i podsunął Bazoremu przerysowane z medycznych ksiąg schematy opisujące kluczowe strumienie przepływu magii w ciele człowieka, miejsca jej kumulacji i zmiany, które następują, gdy po stracie jednej ręki przejęcie mocy musi nastąpić w drugiej. Widać było, że poszukiwania Seavera były skrupulatne i dogłębne. Były w nich zapiski dotyczące spontanicznego rzucania zaklęć przez dzieci i niekontrolowanych wybuchów magii u chorujących na neurognę, a nawet autodestrukcyjnej siły gwałtownie wzrastającej mocy u osób z atakami pressury. Oprócz tego wszystkiego były również spostrzeżenia z własnych, nieudanych prób, szczególnie z jednej, najwcześniejszej, która skończyła się niemal tragicznie. - Za pierwszym razem, gdy udało mi się celowo rzucić zaklęcie bez różdżki, wszystko wymknęło się spod kontroli - powiedział już mniej rozemocjonowany, ale wciąż śmiertelnie poważny. - Żeby czar zadziałał, sięgnąłem do emocji. Do złych emocji, bo były o wiele silniejsze od dobrych. Emocje są mocnym nośnikiem magii, chociażby w zaklęciu patronusa. Udało się rzucić zaklęcie, ale zamiast podpalić świeczkę wywołałem pożar w pokoju. Wiem już, że nie tędy droga. To tak, jak z pressurą, wzrost ciśnienia i emocje sprawiają, że magia staje się żywiołem, zamiast ujarzmioną siłą. Zatem kluczowa jest kontrola nad emocjami. Kluczowy jest spokój. Wciąż nie udało mi się osiągnąć go na wystarczającym poziomie. Przerwał swój wywód, by zaczerpnąć powietrza i dać nauczycielowi chwilę na przetrawienie tego, co powiedział. Było tego dużo, były w tym silne emocje, ale były też pokrywane z nauczycielu nadzieje. - Profesorze - powiedział po dłuższej chwili milczenia Nicholas, już spokojniejszym, bardziej stanowczym i opanowanym głosem. - Ja z tego nie zrezygnuję. Będę próbował tak długo, aż się uda, choćby i do końca życia. Ale z pana pomocą mogę zrobić to tak, jak należy. Potrzebuję wskazówek, by wiedzieć, jak zrobić to dobrze.
Barnaby Bazory
Wiek : 32
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 181
C. szczególne : czarna mitenka na prawej dłoni niezależnie od okoliczności, pospieszny chód, intensywny kolor oczu;
Wystarczyły dwa zdania wypowiedziane przez chłopaka aby udowodnił Bazory'emu, że motywy ma znacznie głębsze niż chęć imponowania i potęgi. Coś w jego głosie przykuwało uwagę, nie pozwalało go zbyć - nie żeby to planował - i powodowało potrzebę wysłuchania go od początku do końca. Popatrzył na pokazane blizny, których natury mógł się domyślać. Nie krył zaskoczenia choć zdławił w sobie nutę przerażenia gdy uzmysłowił sobie, że młody człowiek został tak dotkliwie naznaczony ranami. To były rany tortur. - Na brodę Merlina... - wydusił z siebie autentycznie zszokowany. Nie potrafił przypisać to niczemu innemu jak znęcaniu się - blizna na bliźnie, jakby miejsca ran nie były przypadkowe, jakby ich celem miało być trwałe zasłonięcie zdrowych kawałków skóry. Przesunął uważnym spojrzeniem po jego szyi, przypominając sobie własną myśl z początku lekcji dotyczącą właśnie noszonego przez niego golfa - wszak za oknem wciąż świeciło przyjemne słońce i niekiedy nie było potrzeby noszenia wierzchniej szaty. Wciąż słuchając jego słów, przyjął pokazywany notatnik. Ostrożnie przekładał kartki, zapoznając się z bardzo znajomymi mu wykresami i rycinami będącymi ułamkiem podstaw jakie należy opanować. Pokiwał głową na znak, że zgadza się z rolą siły woli. Chłopak opowiadał szczegółowo, krok po kroku co zdobywał, co ćwiczył, opisywał swój postęp, jak i również jego brak. Każde zdanie mogłoby być przez mężczyznę skomentowane lecz milczał, przyglądając się raz notatkom, a raz samemu chłopakowi. - Potrafisz wyciągać słuszne wnioski. - odezwał się po jakimś czasie, nie odnosząc się szczegółowo do przedstawianej treści. Wbrew pozorom nadążał za informacjami, przyjmował je na bieżąco, układał, podporządkowywał w myślach, intuicyjnie porównywał z własnymi, licznymi doświadczeniami. - Widzę, że podjąłeś już decyzję, Nicholasie. Kontynuujmy tę rozmowę w moim gabinecie. Zapraszam. - wskazał dłonią drzwi i ruszył za nim, kiwając dłonią na swoje szpargały i walizkę, a te lekko poderwały się i sunęły blisko jego sylwetki. W trakcie pokonywania dwóch pięter milczał, choć przerywał ciszę na rzecz wymiany zwrotów grzecznościowych czy to z mijającymi ich uczniami, nauczycielami czy chociażby Grubym Mnichem. Przez całą drogę analizował sobie widok ujawnionych przez chłopaka blizn, które dosyć mocno nim wstrząsnęły, mimo że tego nie okazywał inaczej niż poprzez spojrzenie. Znalazłszy się w półciemnym gabinecie, zaprosił studenta do środka. - Może herbaty? - zaproponował uprzejmie a zaczarowany imbryk podskoczył gotów usłużyć wedle życzenia. Celowo przedłużał moment napięcia wiszącego w powietrzu. Niejako, było to pierwsze testowanie chłopaka - cierpliwość. Spokojnie odłożył na podłogę walizkę, spięte kartkówki na biurko, zdjął z siebie wierzchnią szatę, odwiesił ją na stojak i dopiero usiadł w ciemnym fotelu, wskazując chłopakowi miejsce naprzeciwko, jeśli jeszcze go nie zajął. - Pragniesz zatem zerwać łączność z własną różdżką i rozpocząć naukę kształtowania surowej magii. - powiedział na głos to, co już zostało przez chłopaka przedstawione. Delikatnie przesuwał palcami po swojej brodzie, starannie ważąc słowa. Nie czuł się upoważniony do dopytywania cóż ten chłopiec przeszedł w swoim życiu skoro musi ukrywać swoje ciało. Jakkolwiek pragnął posiąść tę wiedzę - tak powściągnął potrzebę przekroczenia tej granicy. - Kluczem do sukcesu, Nicholasie, nie jest tylko siła woli. Jest to jedna ze składowych całości. W głównej mierze jest to samodyscyplina. - przyglądał mu się wnikliwie. Uzyskanie ucznia do tego rodzaju magii było ważnym celem jego życia. Wiązała go obietnica złożona umierającej osobie a tego rodzaju słowa planował dotrzymać. - Sam opowiedziałeś co się dzieje, gdy sięgasz do emocji. Manifestacja jest istotnie, potężniejsza lecz niestabilna. To nigdy nie kończy się dobrze. - opuścił ręce na swoje kolana i jakby w odpowiedzi na swoje słowa, zakrył lewą dłonią tą prawą. - Potrzebuję paru twoich odpowiedzi. - odezwał się po chwili. Sięgnął po kawałek pergaminu i z pomocą mugolskiego ołówka zapisał tam inkantację "Lumos". Podsunął ją w kierunku chłopaka, aby wziął sobie kartkę do ręki, jeśli zajdzie taka potrzeba. - Powiedz mi co widzisz, gdy rozpoznajesz to słowo. - pytanie wydawało się niejasne, być może niedokładnie sprecyzowane jednak w spojrzeniu profesora było potwierdzenie, iż w jego słowach nie było ani jednej pomyłki. Prośba była dokładnie taka, jaka miała wybrzmieć.