C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Gabinet profesora Swansea to jasne pomieszczenie o wysokich, przyozdobionych sztukaterią ścianach. Dominuje w nim biel, błękit i srebro. Pod ścianą na wprost drzwi pod dużym, wpuszczającym dużo światła oknem stoi masywne dębowe biurko, a przed nim, w centralnej części pomieszczenia, na wzorzystym, nadającego wnętrzu przytulnego charakteru dywanie umieszczona jest sofa i dwa fotele, które często transmutowane są jednak w pufy. Na ścianach wisi kilka obrazów głównie w impresjonistycznym stylu, ponadto znajduje się tu kilka wysokich regałów zastawionych książkami, głównie dotyczącymi najróżniejszych dziedzin sztuki, transmutacji, a także… kryminałami i starymi czasopismami. W gablotce pomiędzy regałami, za szybą wystawione są przestarzałe modele aparatów. Ten sam mebel skrywa jeszcze jeden skarb – szafka na dole jest wypełniona najróżniejszymi herbatami, którymi Swansea chętnie częstuje swoich gości.
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Po pierwszym miesiącu pracy na stanowisku nauczyciela mógł śmiało powiedzieć, że potwierdziły się jego przewidywania i nie różniło się to wiele od tego, co robił kiedy był asystentem. Możliwe, że jego sytuacja nie była standardowa, bo przez większość tego czasu asystował Foresterowi, który miał do sprawy bardzo luźne podejście i właściwie dawał mu już wolną rękę, zrzucając na niego tym samym sporo obowiązków. W każdym razie cieszył się, że awans nie dołożył mu aż tak wiele pracy, bo to, że zwyczajnie nie wyrobi i będzie musiał z czegoś zrezygnować było jego główną obawą i powodem, dla którego odłożył formalności związane ze stażem o kilka miesięcy. Właściwie dostrzegał nawet kilka plusów. Po pierwsze i najważniejsze miał w końcu swój gabinet, który mógł urządzić jak tylko mu się podobało, z czego oczywiście skorzystał. Czuł się w nim jak w domu, niezwykle komfortowo i właściwie będąc tu, zdawał się odpoczywać nawet wtedy, gdy, tak jak teraz, był zawalony pracami domowymi. Po drugie mógł wspierać Persephonę w opiece nad Krukonami, a to wiązało się ze swego rodzajem ciepła wokół serca, do którego nikomu się nie przyznawał. Już od pierwszych dni dobrze poczuł się na tym stanowisku i nawet przyłożył się do tego, żeby nie mylić imion przynajmniej Krukonów – z różnym skutkiem, niestety. Imienia rudowłosej dziewczyny, którą ledwo widział zza lewitowanej przed sobą potężnej sterty prac domowych akurat by nie pomylił. — Veronico! Masz może chwilkę? — gdy ją zawołał, zwolnił kroku i wychylił się w bok, by na pewno wiedziała, z kim w ogóle rozmawia — Chciałbym chwilę z Tobą porozmawiać, więc jeśli akurat jesteś wolna, to byłby wdzięczny, gdybyś pomogła mi donieść to do gabinetu. Popatrzył na kupkę prac z powątpiewaniem, bo bardzo się chybotała. Gdyby było to cokolwiek innego, zmniejszyłby je zaklęciem, ale obawiał się, że magia może źle wpłynąć na to, co się na nich znajdowało. Pomoc bardzo by się przydała, nawet jeśli trzeba było pokonać zaledwie jedno piętro więcej, by znaleźć się pod odpowiednimi drzwiami.
Od tamtego dnia minął już w sumie nieco ponad tydzień. Jak można się domyślić, wcale nie było jej lżej czy lepiej, dalej cierpiała, ale smutek powoli ustępował złości. Och tak, była wściekła. Na siebie, na niego na cały świat. Jednak czas ma to do siebie, że niezależnie od tego, co dzieje się w naszych sercach, płynie dalej. No, chyba że ma się przy sobie zmieniacz czasu, ale to przecież niemożliwe, zniszczono je tak dawno temu. Ale gdyby jakimś cudem dostała ów wspaniały zegareczek w swoje łapki, cofnęła by się o 10 dni czy aż do samiusieńkiego maja? Do nocy, gdy to wszystko się zaczęło? Owszem, nie przeżyłaby tylu szczęśliwych chwil. Ale tym samym – teraz nie cierpiała by tak bardzo. Z tego toku rozumowania wyrwał ją głos, który poznała natychmiast. Profesor Swansea nauczał wszakże jej ulubionego przedmiotu, był jednym z opiekunów koła, któremu przewodniczyła i ogólnie, mieli dużo wspólnych tematów. Zasadniczo dzieliła ich niewielka różnica wieku i przez spotkania KRT mogła do niego mówić na „ty”. To skrócenie dystansu było dla niej tak naturalne, że niemal postrzegała go jako dobrego znajomego. A nie powinna, od tego roku oficjalnie był jej nauczycielem. Na jego widok nawet się uśmiechnęła, choć ostatnio przychodziło jej to z trudem. W dodatku parsknęła śmiechem, myśląc sobie, że nawet nie wie, ile prawdy kryje się w stwierdzeniu, że jest „wolna”. Zamiast tego lekko prychnęła, na jej twarzy przemknął szybciutko wyraz goryczy, ale szybko ubrała maskę „nic się nie stało” i odpowiedziała tonem pozornie pozbawionym emocji. - Jasne. Dla ciebie zawsze – posłała mu smutny uśmiech i delikatnie przejęła od niego część prac. Nie sposób powiedzieć, czy jego prośba była motywowana kwestiami szkolnymi czy faktem, że od niedawna gdziekolwiek się nie pojawiała, wszystkim rzedły miny. W końcu on był jednym z opiekunów domu, a ona jego podopieczną. I prefektem. Powinna dawać lepszy przykład, a nie warczeć na wszystkich na prawo i lewo. Weszła do jego gabinetu i rozejrzała się wkoło. - Fiu, fiu, fiu – wymsknęło jej się z uznaniem. - Bardzo ładnie urządzone, panie profesorze – Dodała z uśmiechem i odłożyła stertę prac na pobliski stolik. I natychmiast splotła ręce na piersi, patrząc doń pytająco.
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
— Doskonale, będę ogromnie wdzięczny — uśmiechnął się w odpowiedzi, dyskretnie – taką miał przynajmniej nadzieję – przyglądając się jej twarzy. Zdawało się, że próbowała udawać, że wszystko było w porządku, ale ten beznamiętny ton nie do końca pasował do dziewczyny, którą znał ze spotkań kółek. Nie trzeba było być Sherlockiem, żeby domyślić się, że u Veroniki nie wszystko było w porządku. Nie był pewien, czy rozmowa z Krukonką na prywatne tematy leżała w jego kompetencjach, ale z drugiej strony nie chciał zmuszać się do obojętności i udawać, że nie widzi, że coś się dzieje, kiedy przecież widział. Kiedy był jeszcze studentem, cenił sobie zaangażowanych pedagogów, nawet jeśli ich troska na pierwszy rzut oka nie raz była jak wrzód na tyłku. Nawet jeśli nie doceniał czegoś w danym momencie, perspektywa czasu rzucała zupełnie nowe światło na pewne sytuacje. Pokierował ją odpowiednio, choć droga nie była skomplikowana – to była niepodważalna zaleta tej lokalizacji. To i widoki. Roześmiał się, kiedy nazwała go ta oficjalnym tytułem, jednocześnie zarzucając biurko pracami domowymi. Tak, dziś zdecydowanie będzie miał co robić. — Jestem całkiem zadowolony! Chociaż lokalizacja ma swoje minusy. Jakieś pięćset – tyle póki co naliczyłem stopni, ale mogłem się pomylić o kilkanaście. Napijesz się herbaty? Ja mam chyba ochotę na… — pokonał niedługą drogę od biurka do regałów z książkami, otworzył szafkę pod gablotką z aparatami i przykucnął, przyglądając się swoim skarbom. Obok niego wciąż było miejsce dla Veroniki, gdyby miała ochotę zajrzeć i coś sobie wybrać. — Karmel z jabłkiem. Brzmi okej? Zaklęciem przeniósł prace domowe ze stoliczka na biurko, na stoliczku natomiast postawił przeniesiony kolejnym ruchem różdżki imbryk, który zaraz napełnił aquamenti. Zawsze chciało mu się śmiać, gdy używał tego zaklęcia. Wskazał jej kanapę, choć sam jeszcze nie usiadł, zajęty krzątaniem się przy herbacie. — Mam dwie sprawy, zacznijmy od formalności. Zaproponowałem dyrektorce Wang, żeby w tym roku dekoracjami halloweenowymi w Wielkiej Sali zajęło się kółko artystyczne. To spora odpowiedzialność, ale za to szansa na to, żeby się wykazać. Co o tym sądzisz? Nie musiał pytać jej o zdanie, ale w życiu nie chodziło tylko o to, by robić to, co się musiało. Doceniał jej pomoc i zaangażowanie, cenił sobie jej pomysły i chciał, by pozostawała „w temacie”, bo i uważał, że jako przewodnicząca miała w sprawie kółka do powiedzenia więcej niż on. On tylko sprawował nad nimi pieczę i miał bezpośredni kontakt z zarządem szkoły.
Nie w głowie była jej herbata. Udawała, że nie widzi jego ciekawskich i subtelnych spojrzeń, modląc się, by gruba warstwa makijażu faktycznie przykryła i wory pod oczami i zaczerwienienie wokół nosa. Snuła się za nim bezmyślnie i posłusznie, nie wykazując jakiejś większej inicjatywy. Skłamała, mówiąc: - Brzmi dobrze. - Bo karmel z jabłkiem brzmiał obojętnie. Na świadomym poziomie wiedziała, że ciepły napój dobrze jej zrobi, choć od kiedy Ricky złamał jej serce, trudno było czerpać jakąkolwiek przyjemność rzeczy tak trywialnych jak dobra herbata. Stanęła więc obok, ale zamiast zerkać do półki na dole, odwróciła spojrzenie i skierowała oczy ku grzbietom książek. Ciekawe. - Lubisz kryminały? - zagaiła bezmyślnie, chcąc nie tylko odwrócić do siebie uwagę, ale i z powodu czystej ciekawości. Nie znała go od tej strony, w sumie prywatnie nie znała go w ogóle. Często rozmawiali o lekcjach, KRT, obowiązkach. Rzadziej o tym, co w sumie łączyło ich najbardziej - sztuce. - Pięćset stopni brzmi jak całkiem przyzwoite cardio. - Podążyła wzrokiem za jego ręką i rozsiadła się wygodnie na kanapie. Chciała sprawiać wrażenie pewnej siebie, a skulona na samym skraju siedziska na pewno wyglądałaby na zahukaną dziewczynę, na jaką się teraz czuła. - Od razu do rzeczy? - Posłała mu subtelny, smutny uśmiech. Momentalnie spojrzała gdzieś w bok, a w sercu poczuła ukłucie zawodu. No tak, była tą przewodniczącą i miała obowiązki. A te zawsze były ważniejsze niż samopoczucie, po co Elijah miałby ją pytać o smutną buźkę i kapryśne humorki. Są rzeczy ważne i ważniejsze, a nawet jeśli - to co miałaby mu odpowiedzieć na jakiekolwiek trudne pytanie? Jednocześnie podobała jej się wizja, w której KRT udowadnia całej szkole, że są czymś więcej niż zbieranina przypadkowych osób, które jedyne co potrafią to pokazywać majtasy, transmutować się w fotele i napierdalać bez opamiętania bombardą. Przymknęła oczy, bo to ostatnie przywiodło na myśl byłego chłopaka. Całą tę jego nieodpowiedzialność i niesforność, którą najpierw pokochała a potem? Pozwoliła by te rozpieprzyły jej związek. Westchnęła, a przypływ powietrza powstrzymał gulę zbierającą się w gardle. Gdy na niego spojrzała była spokojna i opanowana, nawet się uśmiechała, ale grymas ten wcale a wcale nie sięgał oka. - Szansa, żeby się wykazać również brzmi dobrze. Czy pani dyrektor zapewni nam przysłowiowy brystol, czy idziemy na zakupy? Wiesz, to nie problem. Po prostu muszę wiedzieć, jak to wszystko przygotować - Czy ona brzmiała, jakby miała pretensje? Miała nadzieję, że nie. Nie tak dawno temu dokonała wyboru: szkoła, praca, koło i prefektura nad wymarzoną podróżą w nieznane z pieprzoną miłością swojego życia cholernego życia. Żałowała, była w niej gorycz, ale tym bardziej potrzebowała udowodnić sobie, że postąpiła słusznie. - Bardzo chętnie się zajmę tą sprawą.