C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Wysoki pokój w dość ciemnej kolorystyce, której Nicholas jeszcze nie dostosował w pełni do swojej wizji. Znajduje się tu duże łóżko z mnóstwem poduszek, a ściany obwieszone są obrazami, które wyszły spod pędzla Nicholasa. Niektóre z nich, w tym portret Fire, zasłonięte są kotarami. Pomalowany jest częściowo również sufit, na którym migoczą gwiazdy układające się w wierne niebu konstelacje.
Część dzienna
Oprócz funkcji sypialnianej, pokój stanowi wyraz nieuporządkowanej, nie ukształtowanej jeszcze natury Nicholasa. Pod oknem znajduje się duży, wygodny szeląg, a za zdobnym parawanem wanna, z której można podziwiać część ogrodu, nie będąc widzianym z zewnątrz. Na biurku panuje artystyczny nieład, tu i ówdzie fruwają szkice, projekty biżuterii, czy inne dowody twórczego umysłu Seavera. Co ciekawe, sporo tu udogodnień dla zwierząt gospodarza, w tym wysoko zamontowanych półek i kocich szlaków pod sufitem. Z pokoju można wyjść oknem francuskim na taras, z którego schody prowadzą wyżej, na poddasze Very i w dół wprost do ogrodu.
Wracali późnym wieczorem z pubu "Pod Ogonem Hipogryfa". Benjamin trzymał swojego pijane kolegę, który chwiejnie stawiał nogę za nogą. Wokół nich przechodzili różni czarodzieje, patrząc na nich z wyraźnym niesmakiem. Z zaciśniętymi wargami mijali ich niektórzy starsi czarodzieje, szepcząc między sobą o braku kultury młodych osób. Mimo pobłażliwych lub pogardliwych spojrzeń Bazory czuł, że stara się pomóc Seaverowi, więc w milczeniu szedł do już wcześniej odwiedzonej Przystani. Dom Nicholasa o tej porze z zewnątrz był cichy, wydawał się wręcz niezamieszkały. Bazory pomimo wcześniejszego pobytu w tym miejscu, nie orientował się, jak wygląda sytuacja mieszkaniowa gryffona. Zgaszone światła w oknach dały mu jasno do zrozumienia, że nie będzie miał możliwości zostawienia go w troskliwych rękach rodziny. Pocieszała myśl, że podczas podróży pijany nieco wytrzeźwiał od jesiennego wiatru i lekkiej aktywności fizycznej, więc była jakaś szansa, że będzie na tyle rozumny, że samemu skieruje się do swojego pokoju, nie potrzebując dalszej pomocy. Przeszli przez próg w milczeniu, a potem już Nicholas opierając się o co popadnie prowadził. Kilka minut później Ben znalazł się przed drzwiami, które zapewne prowadziły do owej sypialni. Zawahał się, czując pewną niezręczność całej sytuacji. Widział jednak, że gryffon zostawił za sobą otwarte drzwi, wyraźnie sugerując, by wszedł do środka. - Poradzisz sobie? - zapytał łagodnie, stojąc jeszcze w progu pokoju. Potencjalna odpowiedź mogła być wskazówką do tego w jakim stanie rzeczywiście jest Seaver. Oparł się plecami o framugę wysokich drzwi, nogi krzyżując i opierając ich palce nisko o przeciwległą framugę, tak, by zapobiec ewentualnej próbie wyjścia po wcześniej wspomniane "szpagetti".
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Spacerek bardzo się przysłużył Nicholasowi. Alkohol wywietrzała mu akurat w takim stopniu, żeby odzyskać względne panowanie nad mową, ale nie utracić beztroskiego nastawienia do świata. Perfekcyjne połączenie, które dawało Seaverowi poczucie szczęścia i braku konsekwencji. Dał się prowadzić, dał się pokierować na piętro i pozwolił Benowi dopilnować, by cała przygoda bezpiecznie dobiegła końca. Problem w tym, że z planami bywało różnie i czasem los lubił się pośmiać w twarz. - Ja sobie zawsze radzę! - zakomunikował Bazoremu, potykając się i miękko lądując na szezlongu pod oknem. Pijani ludzie już tak mieli, że bardziej miękko lądowali, przynajmniej w części przypadków. Na szczęście to był właśnie ten przypadek. Nico zachichotał jak dzieciak i podniósł się na tyle, by mógł usiąść. Usiłował zdjąć but, ale średnio mu to wyszło, bo się całkiem przewrócił. - Beeeen słyszysz?! - zaśmiał się jeszcze raz, szczerze, wesoło, wcale nie bełkocząc jak w pubie. - Uwieeeelbiam się śmiać! To była prawda. Kochał to uczucie. Po prostu rzadko był w stanie odzyskać tyle swobody, żeby sobie pozwolić na taką szczerość uczuć i otwartą radość. Nie chciał jednak zostawać sam, niezależnie od tego, czy coś się miało wydarzyć, czy mieliby spać jak susły całą noc. Nie chciał czuć się opuszczony, potrzebował drugiego, życzliwego mu człowieka, który dotrzymałby mu towarzystwa. - Beeen - Nico spojrzał na krukona i spróbował się podnieść, ale koordynacja wciąż nie była jego obecną najmocniejszą stroną. - Zooostań Ben, prooooszę! W tym momencie za Bazorym rozległ się cichutki szelest. To Metus dała znać o swojej obecności, przychodząc na korytarz, by przyjrzeć się gościowi. Przyszedł z Nico, więc nie była agresywna. A jednak cały czas warowała patrząc uważnie na mężczyznę, śledząc mądrym, psim wzrokiem każdy jego ruch.
Benjamin nie był przekonany do słów Nicholasa dotyczących jego zaradności. Nie znał go specjalnie dobrze i długo, ale w tym momencie, potykając się, jego obraz był sprzeczny z wypowiadanymi słowami. Miękkie lądowanie grffona sprawiło, że Bazory nie odczuwał potrzeby zmieniania swojej pozycji i wciąż tkwił oparty spokojnie o framugę. Jego mina mówiła wprost, że nie wierzy w dawane zapewnienie, ale nie zamierzał tego wypowiadać na głos, nie wiedząc, czy nie zraniłby słowami lwiej dumy mężczyzny, prowokując do głupich działań lub gorzkich słów. Wolał im tego oszczędzić, jeśli kolejnego poranka mieli patrzeć na siebie bez pretensji. Śmiech Seavera był ostatnim czego mógł się spodziewać. Wiedział, że alkohol pomaga pozbyć się wszelkich granic, ale zwyczajnie nie rozumiał co takiego radosnego stało się w tamtym momencie. Mógłby pozazdrościć mu nawet dobrego humoru i upojenia alkoholem, gdyby wcześniej nie musiał zaciągnąć tych jego miękkich nóżek do Przystani. Widział jak nie radzi sobie z butami, ale sadził, że to przejściowe problemy, które siedzący na szezlongu w dłuższej perspektywie czasu na pewno ogarnie. W końcu nie były to dwudziestorzędowe, wysoko wiązane buty, prawda? Dopiero coś w tym jak wypowiadał jego imię, jak go nawoływał, uzmysłowiło Bazoremu, ze powinien zostać, chociaż do momentu zaśnięcia Seavera. Nie wiedział czy dostrzegł coś tęsknego w jego spojrzeniu czy po prostu uświadomił sobie, że sam będąc w takim stanie nie chciałby zostać zostawiony. Rozumiał doskonale czym jest samotność, pielęgnując ją wiele lat, więc potrafił też w jakiś sposób dostrzegać ją w innych. Intuicyjnie, jakby pewne aspekty mowy i gestów, były zarezerwowane tylko dla niej. Wszedł do pokoju, dopiero teraz mogąc przyjrzeć się mu lepiej. Było w nim kilka rzeczy, które już o Nicholasie wiedział. Pewne zamiłowanie do sztuki widoczne w licznych obrazach, w końcu w dziurawym kotle w podobnym stanie jego artystyczne zapędy lekko dały się usłyszeć. Konstelacje gwiazd na niebie mogły odpowiadać ich rodzinnemu zamiłowaniu do podróżowania, które na swój sposób rozumiał, samemu szlajając się w różne miejsca gdy miał chwile wolnego. Pewnie rozumiałby obecność wanny w pokoju, gdyby nie parawan i oczywiście to, że nie siedział Seaverowi w głowie i choć o rodzinnym zamiłowaniu do statków wiedział, to sama obecność wody nie wydawała się temu odpowiadająca. Wraz z wejściem do pokoju i spokojnymi spojrzeniami po nim, słyszał chodzące obok niego zwierzę. Chwile zastanawiał się czy to nie "kotek" o którym coś mu się obiło o uszy, ale nie pamiętał już dokładnie przy której okazji. Nie obejrzał się by sprawdzić co to, wolał nie wiedzieć dla własnego spokoju. Nie słyszał w ruchach jednak nic niepokojącego, to też założył, że jeśli on nie będzie się zbliżać do zwierząt to one też mogą nie chcieć go znać. Stanął obok szezlonga na którym chwiejnie siedział Seaver. Nie czuł się w tym miejscu na tyle swobodnie wciąż by wykazać się większą inicjatywą. - Zostanę. - oznajmił łagodnie, samemu nie wierząc w to, że jest na tyle głupi w swojej dobroduszności by to robić. Najwyraźniej wrzesień powinien odhaczyć w kalendarzu jako miesiąc zacierania wcześniej jasno postawionych granic, wpierw w przypadku Baxtera, obecnie w przypadku Seavera, a w październiku udać się na kurs łotrostwa do współlokatora. - Jak się czujesz? - zapytał ogólnikowo by gryffon sam sobie wybrał czy chce powiedzieć o fizycznym odczuciu upojenia, psychicznych powodach tego stanu czy czymkolwiek innym w okolicy tego, co aktualnie się z nim działo. Nie zamierzał go bardziej ciągnąć za język, w końcu sam również za tym nie przepadał.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Nicholas patrzył w zbliżającego się Bena jak w najbardziej zachwycający na świecie obrazek. I o dziwo nie było w tym podtekstu erotycznego. Nie. Ben po prostu był i to sprawiało, że w Nicholasie obudziło się jakieś wytęsknione dziecko, szczęśliwe, że dorosły zdecydował się poświęcić mu uwagę. - Zostaniesz - powtórzył za nim z zachwytem, wlepiając w niego szczenięce spojrzenie. Tak się zagapił, że zapomniał o upojeniu i bardzo stabilnie podniósł się do siadu. - Usiądziesz? Poklepał miejsce obok siebie, zachęcając Bena, żeby się dosiadł. Było w tym geście coś zadziwiająco niewinnego, tym bardziej, że Seaver płynnie przeszedł do odpowiedzi na pytanie Bazorego, w którym wcale nie doszukiwał się próby zakrycia niezręczności. Sam czuł się swobodny jak nigdy. - Czuję się dobrze - powiedział beztrosko i uśmiechnął się do Bena. - A ty, Ben? Czujesz się dobrze? Lubisz się uśmiechać? Bo umiesz! Widziałem w klubie. Ja nie zawsze umiem... Częściej nie umiem niż umiem. Ale teraz mogę! Paplał jak nie on, zupełnie jakby alkohol odblokował go na jednej z najskuteczniej tłumionych płaszczyzn osobowości gryfona. Przeniosł wzrok na gwiazdy i się rozmarzył, przeskakując leniwie z jednego gwiazdozbioru na drugi. - Kocham gwiazdy, wiesz? - westchnął. - Sam je maluję. Tam jest Kasjopeja, Wielka Niedźwiedzica, a tam Mała i Gwiazda Polarna. Tam Orion. Perseusz i Plejady... Pokazywał wszystko palcem, jak dzieciak, który się chwali laurką, którą zrobił sam, "temi rencami". Był szczęśliwy, że ktoś go słucha, i że tym kimś jest właśnie Ben. Zatracił się w dobrych uczuciach, w tym, że dzieli tę chwilę, nawet jeśli była tak zakrapiana, że nie był do końca sobą. A może dopiero teraz był taki, jakim był dawniej? Tego nie mógł widzieć żaden z nich.
Spojrzenie Seavera, jakiekolwiek by ono nie było, wprawiało go wyłącznie w większy dyskomfort. Nie było więc dziwne, że na propozycje zajęcia miejsca koło gryffona, zareagował niechęcią i krokiem w tył. Wiedział, że potrzebuje przestrzeni by móc spokojnie rozmawiać z nim. Usiadł za to na podłodze, łokieć podpierając o kolano, dając tym do zrozumienia, że pomimo niechęci do wspólnego szezlongowania, zamierza zostać. Słuchał odpowiedzi na swoje pytania, zastanawiając się, czy pełnia w tym miesiącu miała jakieś szczególne właściwości, przez które inni wypominali mu, że jest ponury i zimny, nie potrafiący się cieszyć życiem. Chciałby móc im zaprzeczyć, ale czuł, że okłamywałby zarówno siebie jak i ich. Nie był ostatni miesiąc w najlepszym psychicznym stanie, te wydarzeń podczas których czuł, że wita się z Kostuchą, wywarło na nim piętno, o którym próbował zapomnieć, a jednak wciąż uwierało. Rozumiał, że Beverly, Trevor czy ktokolwiek inny mógł tego nie rozumieć, ale Nicholas? Miał wystarczająco danych by móc wywnioskować, że Bazory jest ponury nie bez powodu. Nie zamierzał mu teraz tego tłumaczyć, alkohol zrobił swoje i na nic by się zdała próba przekrzyczenia go. - Korzystaj póki możesz. - odpowiedział na jego ostatnie zdanie, ignorując wcześniejszą salwę pytań o uśmiech i samopoczucie. Nie miał mu za złe, że ma dobry humor. Sądził, że to nawet lepiej niż gdyby mężczyzna wypłakiwał mu się w rękaw. Po prostu w tamtym momencie nie chciał rozmawiać o sobie, zwyczajnie nie widząc głębszego sensu w strzępieniu języka. Gdy Seaver przeniósł spojrzenie w górę, on również to zrobił. Wiedział, że zastanie tam gwiazdy, na które już wcześniej rzucił okiem. Budziły one w Nicholasie pewien zachwyt, który zaakceptował. Zorientował się już wcześniej, że mężczyzna ma wiele pasji i dodanie kolejnej do listy, było dla niego dość obojętne Gdy Nicholas pokazywał gwiazdozbiory, on wciąż na nie patrzył, zbytnio nie rozpoznając jednego od drugiego. Musiał w szkole zaliczyć astronomię, jak każdy, ale zwyczajnie w tym momencie nie czuł tego zainteresowania, które sprawiałoby, że ruszyłby głową by cokolwiek tam dostrzec. Oglądanie sufitu sprawiło, ze zrobił się lekko senny. Był zmęczony całym dniem pracy i późniejszą podróżą do Przystani. Walczył z sobą, ale oczy miał jak na zapałkach, gotowe w każdej chwili odmówić mu posłuszeństwa.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Nicholas zagapił się na gwiazdy, czując jak mu się robi coraz bardziej błogo i sennie. Pewnie by się znów położył i beztrosko odpłynął, gdyby nie czarny demon, który wparował do sypialni, zamierzając wpakować się Nicholasowi do łóżka. Nie było w tym nic zdrożnego, bo Lutz był po prostu zwyczajnym, choć kulejącym kotem, z dość nadzwyczajnym poziomem agresji do wszystkiego, co nie było Nicholasem lub Cleo. A Bazorego zupełnie się nie spodziewał. Kiedy tak sobie wbiegł beztrosko i natknął się na zupełnie obcego czarodzieja, momentalnie się zjeżył. Nastroszone futro, wyszczerzone kły i wrogi syk jednoznacznie określiły jego nastawienie do Bena. Zamierzał zwiać z pokoju, ale w drzwiach stanęła Metus, którą kocia agresja zaniepokoiła w wystarczającym stopniu, żeby sprawdzić, co się dzieje. Niestety trudno było określić, czy ostrzegawcze warknięcie było kierowane do Lucka, czy do Bena, dość jednak, że zaalarmowało Nico, który mimo upojenia zamierzał zapanować nad zwierzyńcem. - Metus, na dół - rzucił komendę, której nauczył ją, gdy obecność psa w sypialni robiła się z różnych przyczyn niepożądana. O dziwo, zabrzmiał stanowczo, spójnie i trzeźwo na tyle, że pies nie miał problemu ze zrozumieniem polecenia. Lutz mając wolną drogę, obfuczał Bena raz jeszcze, a potem w kilku susach znalazł się na kociej ścieżce pod sufitem sypialni. Tam ukrył się w jakiejś budce, skąd nie wyściubiał nosa, wyraźnie niezadowolony z obrotu sytuacji. - Przepraszam za nie - Nicholas zdał sobie sprawę, że w którymś momencie tej nagłej akcji wstał. A skoro tak było, mógł równie dobrze usiąść obok Bena, zamiast na szezlongu. Uczynił to mimo wszystko chwiejnie, a potem klapnął ciężko obok krukona, dość blisko, ale nie stykając się z nim bezpośrednio. - Dawno nie było tu nikogo obcego. Alkohol wietrzał szybko, choć nie tak szybko jak tempo, w ktorym był przez Seavera spożywany. Swoboda malała, uśmiech powoli zastępowała maska, którą Bazory już znał. - Ben... Dlaczego zostałeś? - zapytał, ale jego powaga walczyła z sennością i ogólnym zmuleniem. Zaczął się gorzej czuć, ale jeszcze nie było w tym nic grożącego czystości otoczenia. Po prostu miał trudność ze skupieniem wzroku na konkretnym punkcie. - Chciałem, żebyś został, ale ty zazwyczaj idziesz. A teraz zostałeś i... Zamrugał powiekami, bo trochę zaczęło mu się bujać. Tak, zamknięcie oczu byłoby dobrym pomysłem. Może powinien z niego skorzystać?
Pojawienie się zwierząt w pomieszczeniu, lekko go rozbudziło. Siedząc na ziemi, nie mógł nie dostrzec kota, który zareagował na jego obecność tak, jak on reagował wewnętrznie na połowę spotykanych ludzi. Rozumiał kota, któremu nie podobała się obca osoba w domu, dużo bardziej niż gdyby przyszedł się o niego ocierać i mruczeć. Po chwili do grona wyganiających Bazorego z tamtego miejsca dołączył ciemno umaszczony pies, którego wizualnie potrafił określić na niego groźnego. Krukon lekko się zestresował, ale wciąż siedział tak wcześniej, nie chcąc dawać zwierzętom powodów do potencjalnego atakowania. Tak to podobno działało, tak tłumaczono na ONMS i zamierzał się tego trzymać. Niedługo po tym Gryffon podniósł się z szezlonga, zaskakująco sprawnie i rozgonił zwierzęta, co Bazory przyjął z niemą ulgą. Niedługo po tym, Seaver postanowił dołączyć do posiedzenia na podłodze. Spojrzał na niego, szukając oznak wcześniejszego rozbawienia i roześmiania na twarzy. Nie znalazł ich, jednak nie uznawał by to sprawiło, że Gryffon w takim razie wytrzeźwiał. Sądził, że do tego było potrzebne nieco więcej. Miał jednak nadzieje, że teraz będzie rozmawiał z bardziej stabilną częścią osobowości Seavera, a nie tą, która tak chętnie zapraszała go na "szpagetti". - Poza mną na początku miesiąca. - przypomniał, zastanawiając się jak udało mu się ominąć zwierzęta przy tamtej okazji. W zasadzie nie zastanawiał się wtedy nad otaczającym go miejscem, w głowie mając wiele pytań odnośnie tego gdzie przepadły jego wspomnienia z wcześniejszego wieczoru. Może powinien bardziej ostrożnie się wtedy zachować? W tym momencie sądził, że to byłoby przynajmniej wskazane. Słuchał pytań Nicholasa, mając już w sobie przekonanie, że nie chce tłumaczyć mu jak dobrze rozumie potrzebę spędzenia choć odrobiny czasu z drugim człowiekiem. Od września mógł nawet te kilka minut w czasie dnia porozmawiać ze Skylightem, ale wcześniej... Każde popołudnie było tak samo szare, nieciekawe i ponure. W szkole zapełniał je nauką w zaciszu dormitorium, w wakacje wyjazdem do dziadków lub gdziekolwiek indziej. Całościowo jednak wiedział jak to smakuje i nie życzył tego nikomu, nawet Seaverowi. - Zazwyczaj? Na palcach jednej ręki jestem w stanie policzyć ile razy rozmawialiśmy od powrotu z Podlasia. Nie znasz mojego "zazwyczaj". - nie mówił specjalnie wychłodzonym tonem, ale na tyle by dać Nicholasowi do zrozumienia, że nie powinien go oceniać. Widział jednak, że jego słowa najwyraźniej nie interesują go, bo wyraźnie było po nim widać oznaki zmęczenia. Bazory nie zamierzał starać się o jego atencję. W zasadzie dobrze się stało, że najwyraźniej jego słowa zostały odebrane jako nudna historyjka czy inny sum w tle, bo przecież po to tu przyszedł, a nie na pogaduszki. Wstał, nie po to by zakończyć rozmowę, choć sądził, że ta sama naturalnie się wypaliła, a po to by wyciągnąć do niego rękę, sugerując, by również wstał. Zdecydowanie mogli przenieść te rozmowę na łóżko i jeśli dalej równie mocno by interesowała Seavera to sądził, że jego zaśnięcie zajmie może kilka sekund.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
- Tu czyli... Tu. W mojej sypialni. - doprecyzował Nicholas, przypominając mu detale, o których już wiedział, że Ben ich nie zna. - Ciebie położyłem w gościnnym na dole. Tutaj ostatnio był Antonio, dokładnie tej nocy, w którym pył zmusił Seavera do rzucenia w niego czarnomagiczną klątwą. Nico się wtedy pokajał i pozwolił, by Díaz sowicie sobie odbił za tę zniewagę. Aż się zarumienił na wspomnienie tego, co się działo potem, ale odgonił te myśli w momencie, w którym Bazory mówił dalej. - Zazwyczaj, kiedy jesteś ze mną - kolejna sprawa wymagała wyjaśnienia, bo Ben źle zrozumiał jego intencje. - W klubie zostawiłeś mnie samego, na grzybobraniu i... wtedy po imprezie w żądlibusie. Od powrotu z Podlasia to pierwszy raz, kiedy zostałeś. To jest to całe zazwyczaj. Znużenie dawało mu się we znaki, ale nie w takim stopniu, żeby przegapić wyciągniętą do niego dłoń. Już raz odtrącił Bena i nie zamierzał robić tego więcej. Dlatego chwycił go i z pewnym trudem podniósł się do pozycji stojącej, opierając się na pewnym ramieniu krukona. Cały zapas koncentracji zużył przy przeganianiu zwierzaków.
Pamiętał gdzie się obudził, gdy ostatnio był w Przystani, to nie podlegało wątpliwości. Podejrzewał wiec, że wcześniej w sypialni Nicholasa nie był. Takie też było jego stanowisko, gdy o tym rozmawiali. Zastanowiło go jednak "ciebie położyłem", które brzmiało jakby co najmniej ostatnim razem nie był w stanie przez próg przejść. Podobno nie był aż tak pijany, więc skąd u Gryffona taki dobór słownictwa? Brzmiało to co najmniej podejrzanie. Głęboko zakorzeniony brak zaufania kazał mu podejrzewać, że nie usłyszał pełnej bądź prawdziwej wersji powrotu z imprezy camperowej. Choć może przesadzał? Nicholas był pijany i choć język mu się nie plątał to nie można było mieć pewności co do jakości wypowiadanych przez niego słów. Bądź co bądź dalej jego ciało zachowywało się jak chorągiewka na wietrze, gdy tylko próbował wykonać bardziej skoordynowany ruch. Pokiwał głową ze zrozumieniem, że słowa choć nie precyzyjne to odnosiły się wyłącznie do pomieszczenia w którym obecnie przebywali. Nie zamierzał wnikać czemu na twarzy Gryffona pojawiły się nowe kolory, podświadomie przypisując je stanowi w jakim był. Pomimo ogólnej ospałości, Nicholas postanowił mu odpowiedzieć, czego się nie spodziewał w gruncie rzeczy. Słuchał jego słów, próbując zrozumieć jego perspektywę. Nie był w tym mistrzem, ale musiał przyznać, że zdecydowanie to on zakańczał ich rozmowy i to w bardzo niekoleżeński sposób. Miał sobie to za złe? W żadnym razie. Seaver był dla niego bardzo odległą personą z którą łączyły go kiepskie wspomnienia. W dodatku w oczach Bazorego różnili się kolosalnie - Seaver był pełen pasji, ambicji i chęci do eksploracji świata. Krukon w ostatnich tygodniach jedyne do czego dążył to by zapomnieć o wielu zdarzeniach z sierpnia, pracując, ucząc się lub rozmawiając z osobami, a to ostatnie niespecjalnie mu wychodziło. Nie robił nic szczególnego dla siebie, nie rozwijał się na tyle by móc powiedzieć, że ma pasje, po prostu był. To nie było wystarczające by dogadać się z Seaverem. - Masz racje, nie jestem dobrym kolegą. - przyznał mu, widząc w jego słowach jakiś przytyk w swoją stronę. Inaczej nie potrafił, żyjąc w świadomości, że Nicholas widzi w nim jego najgorsze cechy. Docenienie przez mężczyznę poświęconej uwagi, potraktował jak powinność, która musiała się odbyć. Nic więcej. Pomógł podnieść się z miejsca Nicholasowi, który ponownie na nim zawisł jak na słupie. Pokierował ich kroki w stronę łóżka, a gdy byli dostatecznie blisko, odwrócił się tak, by Nicholas mógł na nim swobodnie usiąść. - Prześpij się. - nie wiedział czy bardziej brzmiało to w jego ustać jak prośba czy jak nakaz. Było w tym wiele z jego rodzinnej atmosfery, gdzie takie formułowanie myśli było codziennością. Czuł w tym tonie pewną znajomą nutę, jednak nie potrafił przyporządkować jej w tamtym momencie. Sprawiła ona jednak, że pewne poczucie znajomego komfortu zaczęło do niego wracać, a miejsce w którym był przestawało wydawać się obce i nieprzystępne.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Gdyby Nicholas miał choć cień pojęcia, o czym myśli Ben, z pewnością w mgnieniu oka by wytrzeźwiał. Tak się jednak składało, że tajemnice umysłu Bazorego stanowiły dla niego nieprzeniknioną ciemność, nie mógł się zatem odnieść do zarzutów, ani w ogóle uświadomić sobie ich istnienia. - Złym kolegą? - Nicholas aż się na niego obejrzał, starając się zrozumieć, co krukon ma na myśli. - Jakoś nie nazwałbym cię kolegą. Prędzej powiernikiem mimo woli. A skoro mimo woli, to nic dziwnego, że nie chcesz ze mną rozmawiać. Klapnął ciężko na łóżko, wciąż mając na nogach te nieszczęsne buty. No trudno, jakoś będzie musiał z nimi żyć. Chyba że różdżka... Zaraz. Gdzie była jego różdżka? Seaver rozejrzał się zdezorientowany i zaczął sprawdzać po kieszeniach, czy nie wetknął jej gdzie indziej niż zazwyczaj. Nie był już tak chorobliwie uwiązany z różdżką, jak po ucieczce z Wyspy, jednak nie był już aż tak pijany, żeby twierdzić, że mu niepotrzebna. - Gdzie moja różdżka - rzucił rozgorączkowany, wreszcie podnosząc wystraszone spojrzenie na Bazorego. - Ben, zgubiłem różdżkę, nie ma jej.
Najwyraźniej obszar mózgu odpowiedzialny za szczerość u Nicholasa wciąż czuł działanie alkoholu, bo choć jego mina nie była radosna, to przynajmniej pierwszy raz byli zgodni co do tego, że ich relacja nie jest szczególnie bliska i obiecująca. Na swój sposób to doceniał, że choć na chwilę Seaver nie był wpatrzony w niego jak w obrazek. Wciąż uważał, że nie było w co się wpatrywać. Zwłaszcza z perspetywy Seavera. - Nie przejmuj się, nie będę długo dla ciebie problemem. - odpowiedział, zdając sobie sprawę z tego, że ich znajomość mogłaby zakończyć się jutro obustronnym rozejmem i rozejściem się, każdy w swoją stronę. Mieli wspólnych znajomych, chodzili do jednej szkoły, ale nikt nie był w stanie zmusić jednego i drugiego do rozmawiania. Obiecali sobie milczenie w pewnych tematach, a uogólnienie tego do każdego tematu, było jedną z możliwości rozwiązania ich patowej sytuacji. Benjamin doskonale wiedział, że w szkole na pewno Nicholas wcześniej czy później znajdzie sobie przyjaciela "do tańca i do różańca", w końcu był ciekawym człowiekiem, pełnym pasji i niezrozumiałego dla Bazorego, zaangażowania w relacje międzyludzkie. Gryffon miał dobre chęci, widział to w jego zachowaniu. Zrozumiał mówione do niego słowa o zaśnięciu, ale najwyraźniej nie przetworzył ich tak jak powinien, bo zamiast zsunąć buty i położyć się, to pojawiła się w nim panika i obawa. Benjamin wciąż posiadał różdżkę, którą podniósł z bruku przed pubem. Nie zamierzał jej oddawać mężczyźnie w tym momencie, wiedząc, że jej użycie, tworzyłoby więcej problemów niż sprawiało pożytku. Usiadł obok niego na łóżku, bo wiedział, że gdy objaśni mu jak sprawa się ma, ten może nie być zadowolony, a przecież Bazory nie chciał by tamten poderwał się do niego z pretensjami. Jeszcze by brakowało by się zachwiał i rozwalił sobie głowę o ramę łóżka czy cokolwiek innego w pobliżu. - Ja ją mam. - powiedział łagodniejszym tonem niż wcześniej, jakby to mogło uchronić go przed potencjalnym wybuchem ze strony Seavera. - Nie jesteś w stanie na rzucanie zaklęć. - dodał, chcąc wyjaśnić w ten sposób dlaczego wciąż była w jego kieszeni. Pewniej rozsądniej byłoby gdyby zostawił ją w którymś pokoju wcześniej gdy szli w stronę pokoju Seavera. Nie był zadowolony z takiego obrotu spraw, ale przy tym jak często zmieniały się tematy ich rozmów odkąd przyszli do Przystani, sądził, że niedługo nie będzie to miało większego znaczenia.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
- Co? - zdziwił się, sądząc, że Bazoremu całkiem odbiło. Niby w którym momencie zasugerował Benowi, że stanowi dla niego problem? A może był pijany na tyle, że nie do końca rozumiał, o czym właściwie mówi? No ale kwestia różdżki przeszła na pierwszy plan i to na niej skupiła się cała uwaga Seavera. - Daj mi ją. Poruszył się niespokojnie, ale nie zerwał się z łóżka, choć zgodnie z przewidywaniami krukona dokładnie to by zrobił, gdyby Bazory nie dosiadł się do niego. Ben mówił różne dziwne rzeczy i był dla Nicholasa dość nieprzewidywalny, a gryfon miał bardzo jednoznaczne doświadczenia z osobami, które były w posiadaniu jego różdżki. Nie ufał mu tak, jak ufał Timowi czy Verze, dlatego nie był gotów na taki obrót sprawy. Chciał odzyskać swoją najcenniejszą własność tu i teraz, i nie zamierzał przebierać w środkach, ani czekać ani chwili dłużej. - Daj mi ją - powtórzył, przysuwając się bliżej Bena. Nie chciał naruszać jego nietykalności osobistej, ale do cholery, Bazory miał jego różdżkę i Seaver czuł, że blednie coraz mocniej. Silił się na spokój, ale po alkoholu niektóre granice miał trochę przesunięte, dlatego przysunął się jeszcze mocniej i po prostu sięgnął w stronę pierwszej z brzegu kieszeni Bena. Nie był agresywny, przynajmniej jeszcze nie. Ale coraz szybciej bijące serce i strach w oczach pokazywały, że coraz gorzej idzie mu panowanie nad odruchami.
To Bazoremu odbiło? Gryffon miotał się, śmiał, plótł trzy po trzy, by obecnie pokazywać Krukonowi swoją kolejne oblicze. Dobrze, że to przemyślenie Seavera nie wyszło na światło dzienne, bo zdecydowanie na miejscu nie było. Usłyszał jednosylabowe pytanie, w zasadzie nie wiedząc do czego się ono odnosi. Sądził, że jasno sprecyzował swoje myśli, jakie bezpodstawne by one w oczach Seavera nie były. Ponownie nie czuł by tłumaczenie czegokolwiek Nicholasowi pod wpływem miało sens. Nie była to kwestia tego, że chciał tym uwłaczać jego inteligencji, a zwyczajnie sądził, że nie zostanie dobrze zrozumiany, a jego słowa zapamiętane do nadchodzącego poranka. Zakomunikował późniejszą rozmowę już jakiś czas wcześniej i gdyby Gryffon odrobinę bardziej mógł teraz ruszyć głową, pewnie komunikacja między nimi byłaby sprawniejsza. To jednak przestało mieć znaczenie, bo Seaver złapał wyraźną obsesje na punkcie swojej różdżki. Nie musiało paść drugie pytanie by Benjamin zauważył dziwne rozdrażnienie w nim. To jednak nie byłoby problemem. Nawet znaczące zmniejszenie między nimi odległości by nim nie było, gdyby nie pojawił się dotyk Gryffona, bezpośrednio atakujący jego kieszeń. Czuł się potraktowany jak złodziej, mimo tego, że w zasadzie podniesieniem jej pomógł jemu, nie sobie. Zachowanie Nicholasa nie było w porządku i żadne tłumaczenia o uprzedzeniach nie mogły tego zmienić. Oczywiście, gdyby Benjamin o nich wiedział, a przecież nie siedział w głowie gospodarza tego domu. Odsunął się na koniec łóżka, mocniej zaznaczając, że nie życzy sobie takiego zmniejszenia odległości. Jeśli któraś ręka znajdowała się jeszcze na nim, odsunął ją tak by go nie dotykała. - Opanuj się. - może wcześniejsze słowa nie były dla Seavera zrozumiałe, te jednak nie zostawiały miejsca na niedopowiedzenie. Nicholasowa definicja zwyczajowego zachowania Benjamina była kolejnym co zamierzał zrobić, jeśli wciąż będą naruszane jego granice. - Odłożę ją na stolik nocny. - obserwował chwilę reakcje Nicholasa, po czym sięgnął do bocznej kieszeni bluzy by odłożyć zgodnie z zapewnieniem nie swój przedmiot. Nie chciał jej zatrzymywać, ale wolałby nie oberwać zaklęciem od gryffona, który już raz jawnie zasugerował, że byłby do tego zdolny. Dźwięk odkładanego przedmiotu był następnym co usłyszeli w tej rozmowie. - Ty jej nie podniesiesz, ja zostanę. - jasne ultimatum było konieczne by w pokojowym nastroju zakończyć ten niezręczny wieczór.
+
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Relacja Nicholasa z różdżką była bardzo specyficzna. Z jednej strony chciał być od niej wolny, z drugiej nie mógł bez niej żyć. Miał na jej punkcie niezdrową obsesję i czuł się chory, kiedy nie miał jej na wyciągnięcie ręki. Pod warunkiem, że był trzeźwy, a przynajmniej świadomy tego, co się dzieje wokół niego. W przeciwieństwie do sytuacji sprzed pubu teraz tę świadomość miał. Komunikat niewerbalny był dla niego jaśniejszy niż słowa nie przysuwał się do Bazorego, nie walczył o różdżkę. Biły się w nim dwie potrzeby serca - ta, która kazała mu odzyskać poczucie bezpieczeństwa oraz ta, która kazała szanować granice innych. I w tej chwili ta druga wygrała. Nie przeszkadzało mu to jednak w intensywnym wpatrywaniu się w różdżkę, którą wyciągnął Ben i śledzeniu jej ruchu aż do momentu, gdy z cichym stuknięciem przywitała się z szafką nocną. Nie miał pełnego komfortu, wolałby czuć pod palcami grabowe drewno, ale i tak było lepiej, gdy miał ją na oku, niż gdy nie widział jej wcale. Dopiero w tej chwili zeszło z niego napięcie i poczuł wszechogarniające zmęczenie. - Wolę żebyś został - powiedział wreszcie, choć nie patrzył na krukona. Znużenie, upojenie i nadmiar zmiennych emocji wreszcie upomniały się o swoje. Seaver wreszcie skutecznie zawalczył z butami, zrzucając je na podłogę, a sam wgramolił się wgłąb łóżka, wreszcie się na nim kładąc. - Nie dotknę jej. Nie dotknę ciebie. Tylko nie chcę zostać sam. Czuł, że był żałosny. Stan w którym się znalazł to jedno, ale on sam po prostu był żałosny. Upity, bezradny, niestabilny, skamlący o uwagę i towarzystwo, bo nie radził sobie sam ze sobą. W gruncie rzeczy dziwił się, że Bazory nie wyszedł, że nie zostawił go i że jakkolwiek starał się utrzymać poziom tego wieczoru. Zamknął oczy w poczuciu własnego upodlenia i nie minęło dużo czasu, nim rytmiczny oddech zasygnalizował, że Nico odpłynął w krainę snu. A czy śnił o sprawach miłych, czy przykrych, małe szanse by mogły one konkurować z kacem, który jednoznacznie zapowiadał się na sobotni poranek.