Osoby: Emily, Casey Miejsce rozgrywki: Człowiek jest uczniem, cierpienie jest jego nauczycielem Rok rozgrywki: wrzesień 2023 Okoliczności: Pierwsze dni Emily w szkole jako asystentki nauczyciela i już wpada na nauczyciela którego pamięta aż za dobrze, ale czy on pamięta ją?
Dziwnie było przemierzać te korytarze nie jako uczeń czy student, a ktoś kto powinien powoli panować nad całą tą gromadą. Nie oszukujmy się, dziecięcy wygląd Emily ani troche nie pomagał i chociaż długie włosy dodały jej odrobinę dojrzałości, to i tak przechodząc przez zatłoczony korytarz niczym nie wyróżniała się z tłumu uczniów Hogwartu. Szła właśnie asystować w swojej pierwszej lekcji po stażu, kiedy jeden z uczniów przypadkiem (miejmy nadzieje) popchnął ją do przodu i tym samym wpadła na wysokiego mężczyznę, którego nie poznała odrazu. - Przepraszam! - uczeń winny za to wydarzenie już zatopił się w tłumie i Emily nie zdołała nawet zapamiętać jego twarzy, żeby później zwrócić mu uwagę. Miała nadzieje, że sytuacja poprawi się, kiedy zaczną już ją trochę bardziej rozpoznawać, bo póki co ewidentnie nie budziła szacunku samą obecnością. Cóż, nikt nie obiecywał, że będzie lekko. Omiotła spojrzeniem osobę, która oberwała rykoszetem i po chwili rozpoznała w nim znienawidzonego nauczyciela. W sumie nigdy nie zastanawiała się nad tym aspektem pracy w Hogwarcie, jak niezręcznie będzie mieć za kolegę z pracy kogoś u kogo niezmiennie sie oblewało? Uznała to za doskonała okazję do przedstawienia się, chociaż przecież musiał ją pamiętać. - Emily Rowle. Nie chciałam pana stratować, ale jak widzę, muszę jeszcze popracować nad budowaniem autorytetu - co prawda trudno było to uznać za faktyczne stratowanie, nie drgnął za bardzo pod jej ciężarem, ale i tak wypadało przeprosić. Naprawdę musiała zaczynać rok szkolny w taki sposób akurat przed tym, przed kogo lekcjami regularnie uciekała? - Coś co w pana przypadku jak dobrze pamiętam nigdy nie było problemem...
Casey O'Malley
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183
C. szczególne : gardłowy głos, zbielałe prawe oko, blizna po oparzeniu na prawej części twarzy, tatuaże na przedramionach, mniej widoczne - uwydatnione żyły i papierowa skóra - wszystko mniej rzucające się w oczy przez wili urok
Rok szkolny dopiero się zaczął, a ktoś już zdążył na niego wpaść. Brakowało mu tego, nie konkretnie uczniów miotających się mu pod nogami i wpadających mu na plecy podrostków, a poczucia kontroli, władzy może nawet. Władzy, która została mu odebrana już w kilka sekund później. Perfidny uśmiech, jaki wstąpił na jego usta w momencie, w którym poczuł czyjś mało inwazyjny ciężar na lęźdźwiach, zrzedł mu, kiedy usłyszał “przepraszam”. Nie chciał przeprosin. Chciał ojebać bogu winnego uczniaka od góry do dołu, wytknąć mu brak wychowania i odjąć punkty, tylko czekał aż ktoś da mu do tego powód, bo wakacje okazały się w tym roku bardzo nudne, dlatego potrzebował odbić je pierwszego dnia w Hogwarcie. Tak się nie stało. Irytacja – nie zawód – wypisana była w jego twarzy, przynajmniej na jednej jej części, bo na drugą, wraz ze zbielałym okiem, opadły złote pasma jego włosów, których nie odgarnął intencjonalnie. Chcąc sprawiać wrażenie prawdziwej ofiary tego zderzenia. Zamiast jednak na zwykłego uczniaka pierwszej klasy, którego się spodziewał po wzroście osoby, z którą się zderzył, dostrzegł studentkę. Wyjątkowo taktowną, jak na bezczelne gnojki Hogwartu. Nie krył swojego zażenowania, kiedy przewrócił oczami. Z każdym jej następnym przepraszam, miał ochotę zacisnąć dłoń na jej krtani, żeby już kolejne formułki grzecznościowe nie padły między nimi, odbierając mu sposobność do okazania wyższości nad uczennicą. Zaraz jednak okazało się, że Emily Rowle nie jest już uczennicą, a on nie jest nauczycielem, który może to wykorzystywać, przez co złość w jego spojrzeniu zmieniła swój ton. Splótł ręce na piersi, opierając się bokiem ramienia o ścianę, kiedy taksował ją nieprzychylnym spojrzeniem. — Casey – jego ton był jednocześnie znużony i ostry, chociaż może niesprawiedliwie, bo dopiero zmieniła się stopa ich znajomości, więc przecież to było naturalne, że dalej zwracała się do niego per “pan”. Prawda była taka, że niezależnie czy zbyt szybko przeszłaby z nim na ty, czy utrzymała formę grzecznościową, jak zrobiła to teraz, w każdym z tych scenariuszy zareagowałby z tym samym niezadowoleniem. — Musisz. Zgodził się z nią, a chwilę potem dopytał bez cienia choćby próby ukrycia uszczypliwości: — Więc teraz się za to mścisz przy pierwszej lepszej okazji. Nad masą też musisz popracować, jak chcesz mnie tratować – dodał, a jego wzrok pobieżnie przemknął po jej ciele, pierwszy raz w sposób, w jaki mężczyzna patrzy na kobietę, a nie na dziecko. — Nie rzuciłaś szkoły? Wydawał się tym zaskoczony, zakładając, że oblała egzaminy z eliksirów i dlatego ostatnio nie przewijała się na szkolnych korytarzach.
Jak zabawnym było obserwowanie nauczycieli poza ich naturalnym środowiskiem - nawet jeśli teoretycznie znajdowali się na środku hogwarckiego korytarza. To dynamika ich relacji zmieniła sytuację i Emily czuła, że miała okazję poobserwować go teraz jako mężczyznę w świecie, a nie kogoś kto na nieszczęscie miał być jej autorytetem. Nawet z drobnych gestów potrafiła wyczytać lekką zarozumiałość, tak doskonale znaną jej u płci przeciwnej. Tak bardzo nie robiącej już na niej wrażenia odkąd została dostatecznie zahartowana. - Rozumiem że możemy przejść na ty? Nie chciałabym być niegrzeczna, różnica wieku i w ogóle - powiedziała to oczywiście jak najmilszym tonem, nawet jeśli wcale nie planowała być aż taka milutka. - Nie no, nie przesadzajmy się. Potrafię się mścić trochę lepiej, bez obaw. Nie mam autorytetu bo wyglądam na bezradną, nie dlatego, że taka jestem. Ale jakoś nad tym zapanuje, może jak to dobrze rozegram to obejdzie się bez zwiększania masy mięśniowej - jedno było pewne - na siłowni Emily nigdy nikt nie zobaczył i nie zobaczy, ani zresztą uprawiającej jakikolwiek inny sport. - O dziwo, nie, nawet całkiem nieźle ją skończyłam. Zaskoczę cię, ale z innych przedmiotów szło mi całkiem nieźle. Ciekawe. Myślisz, że może nie ja byłam wspólnym mianownikiem? - zapytała takim tonem, jakby szczerze zastanawiała się, co innego mogło zadecydować. Nie żeby naprawdę uważała że problem był w jego nauczaniu - nawet (chociaż to może słaby przykład) jak zajęcia prowadził Nathaniel to szło jej fatalnie, więc podejrzewała że i prywatnie dobrany pod nią nauczyciel niewiele by wskórał, ale trudno było zaprzeczyć, że akurat jej zdaniem przesadna surowośc wcale nie sprzyjała rozwojowi. - Dołączyłam jako asystentka mugoloznawstwa - dodała mimo że doskonale zdawała sobie sprawę, że może mieć do czynienia z kimś kto nie traktuje takich przedmiotów do końca poważnie. Nie przeszkadzało jej to, bo ona miała głębokie poczucie misji i była niesamowicie podekscytowana na tę pracę.
Casey O'Malley
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183
C. szczególne : gardłowy głos, zbielałe prawe oko, blizna po oparzeniu na prawej części twarzy, tatuaże na przedramionach, mniej widoczne - uwydatnione żyły i papierowa skóra - wszystko mniej rzucające się w oczy przez wili urok
Nigdy nie pomyślałby, że Rowle może być “bezradna”, jak sama to określiła, ale kąt ust drgnął mu lekko, kiedy to powiedziała, jakiekolwiek myśli nie przebiegły mu teraz przez głowę, zachował je dla siebie. Nie zakładał, że wszystkie jej myśli miały teraz krążyć wokół jego osoby i zemsty na nim za lata nauki, a mimo to, patrząc tak na nią, słuchajac tego, co miała do powiedzenia, nie potrafił się powstrzymać przed nonszalancko rzuconym pytaniem: — Taa? To jaką zemstę zaplanowałaby Emily Rowle? Stali na korytarzu i toczyli rozmowę, prawie jak równy z równym, Casey jeszcze nie do końca przywykł do myśli, żeby zacząć ją traktować inaczej, niż kiedy jeszcze był jej nauczycielem. Podświadomie, wyższość swojej pozycji w rozmowie traktował za pewną, która przecież już nie była wcale żadnym gwarantem. Okazał jednak trochę inne podejście, kiedy zamiast zagradzać jej drogę na korytarzu, skinął na nią głową, żeby weszła z nim do sali, gdzie nie zaprosiłby między lekcjami uczniów w celu innym niż nauka, ale asystentkę mógł. Korzystając z okazji, że znaleźli się wgłębi pomieszczenia, zamknął za nimi drzwi. Bez szumu panującego przed gabinetem, jego głos wydawał się bardziej gardłowy, znany z prowadzonych zajęć, chociaż tym razem nie prawił o teorii eliksirów. — Oboje wiemy co było głównym mianownikiem – odparował, opierając się ramionami o płotek przy schodach, bo jeszcze nie wiedział, czy będzie chciała tu zagościć na dłużej, ani czy on chciał być gospodarzem więcej niż kilka minut. Nawet jeśli nie spełnił żadnej powinności gospodarza, jak choćby zaproponowanie herbaty. — Mugoloznawstwa – powtórzył za nią, o dziwo bez krytyki. Nietypowo jak na czarodzieja czystej krwi, rzeczy niemagiczne traktował nie tyle z pogardą, co z lekceważeniem, były mu zupełnie obojętne. Spodziewał się po niej braku ambicji w eliksirach, ale braku ambicji w ogóle? — Idealnie. Już bałem się, że eliksirów. Xanthea w przyszłym roku przechodziła na pełen etat, ale wolał ją zastąpić kimś kompetentnym, nie zaś… Rowle. Zastanawiające było co ktoś z jej czystokrwistego rodu mógł wiedzieć o mugolach. Nie spytał o to, może czekał aż sama rozwinie temat, a może wcale go to nie interesowało.
- Zemsta wymaga elementu zaskoczenia - uśmiechnęła się tylko Emily, sugerując, że każda inna odpowiedź za bardzo odsłoniłaby jej karty. A czego jak czego, ale tego nauczyła się z wiekiem coraz bardziej pilnować. Ucieszyła się, że wchodzą do gabinetu - coś czego wizja kiedyś była dla niej absolutnym koszmarem. Teraz to było tylko zwykłe pomieszczenie i nawet nie musiała niczym podpaść, żeby się tutaj znaleźć. Zerknęła na niego, kiedy oparł się przy samym wejściu, nie proponując jej zajęcia miejsca. W ciepłym świetle eleganckiego pomieszczenia miała okazję uchwycić go wzrokiem trochę dokładniej i zdała sobie sprawę, że kiedy był dla niej profesorem kompletnie nie skupiała się na jego wyglądzie, a ten był dość intrygujący, bo stanowił doskonale znaną Emily mieszankę uroku i surowości. Zatrzymywał uwagę na dłużej, ale nie pozwoliła sobie na to i zamiast tego rozejrzała się po pomieszczeniu i chociaż sam nie zaproponował jej wycieczki krajoznawczej, skoro już ją tu wpuścił, to nie zamierzała sobie darować. Nie mogła się doczekać, kiedy ona też będzie mogła zająć jeden z gabinetów i urządzić go pod swój gust. - Mugoloznawstwa. Spędziłam poprzedni rok u mugoli, zresztą zawsze mnie to interesowało - wyjaśniła, bo wiedziała że jej nazwisko nie pasuje za bardzo do wybranego zawodu, ale uwielbiała rozwiewać te wątpliwości. - Może mam trochę luk w doświadczeniu z pierwszej ręki, ale za to wiem jak jest oglądać ten świat naszymi oczami. A od eliksirów na szczęście wreszcie mogę trzymać się z daleka - pokręciła głową, bezwstydnie spacerując po jego gabinecie jak po swoim własnym, na chwilę zatrzymując się przy szafie pełnej fiolek. - Tu trzymasz trucizny na nieposłusznych uczniów? - zapytała, bawiąc się jedną z fiolek i zerkając na niego z rozbawieniem, ale zaraz odłożyła ją i trafiła do serca gabinetu, czyli jego biurka. Nie mogła oprzeć się pokusie i zajęła miejsce na jego krześle, z pewnością lecząc tym samym jakąś szkolną traumę. - Czyli tutaj naprawdę czujesz się jak na szczycie świata. Nie powiem, nawet wygodne. Nie pytam ile przerażonych uczniów to biurko widziało - rozsiadła się całkiem wygodnie i spróbowała utrzymać poważną surową minę, która jednak na jej buzi malowała się trochę inaczej niż na jego.
Casey O'Malley
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183
C. szczególne : gardłowy głos, zbielałe prawe oko, blizna po oparzeniu na prawej części twarzy, tatuaże na przedramionach, mniej widoczne - uwydatnione żyły i papierowa skóra - wszystko mniej rzucające się w oczy przez wili urok
Nie lubił niespodzianek, ale w końcu to nie miała być niespodzianka z korzyścią dla niego, więc przyjął tę odpowiedź wzruszeniem ramionami. Musiał się więc obejść bez szczegółów jej odpowiedzi. Casey, który zrzucał z siebie maskę nauczyciela zachowywał się zupełnie inaczej. Swobodniej, owszem, ale co ciekawe, wraz z tą swobodą wcale nie zyskiwał pozytywnych cech. Zdawało się, że dopiero teraz można było docenić jego surowość, jako nauczyciela, kiedy obserwowało się go teraz, całkiem aroganckiego, zupełnie niezważającego na to, jaki wizerunek wokół siebie budził i czy zaskarbiał nim czyjąś sympatię czy zniechęcenie. Jako nauczyciel trzymał się wymuszonych na nim ram, których złamanie mogłoby zachwiać jego stałym zatrudnieniem. Mimo wszystko, budował wokół siebie jakiś obraz siebie, jaki chciał, żeby utwardził się w młodych umysłach. Przez lata w sumie skutecznie – jako skurwiały, nieprzyjazny nauczyciel, którego uczniowie bali się w równym stopniu, co nim gardzili. Nie przeszkadzała mu ta opinia, przeciwnie, sam ją dla siebie uwił, jak ciepłe gniazdko, które zapewniało mu święty spokój. Teraz jednak wydawało się, że miał jeszcze bogatszy wachlarz negatywnych cech. Lekceważenie. Bezczelność. Nadmierną pewność siebie. Rozłożył się swobodnie na kanapie, zdawałoby się nic sobie nie robiąc z tego, że Emily zajęła jego miejsce za biurkiem. Zsunął się wygodnie na siedzisku, patrząc na nią z boku z mieszanką zainteresowania i obojętności – co stanowiło nawet do siebie nawzajem dość nietypowy kontrast. — Wiedziałabyś gdyby te były przeznaczone dla uczniów. Byłabyś pierwszym wyborem. Albo drugim. Po Ruby. Może trzecim. Czwartym, piątym, czy szóstym. Zgubiłby rachubę, bo za niepokorność musiałby pokarać co najmniej 20% swoich klas. — To trucizny na zbyt śmiałych asystentów. Na uczniów są po stronie eliksirów z pestycydami. Brzmiało jak żart, ale to nie był żart. Kiedyś naprawdę podał uczniowi środek na zwalczanie chwastów, zamiast eliksiru wiggenowego. Nie wyjaśnił tego. Przechylił leniwie głowę na bok, patrząc pod skosem na Emily, dość długo i w zastanowieniu, nawet on zastanawiał się przez chwilę, czy nie powinien przerzucić przez filter to, co zaraz powie. Ostatecznie jednak, jak zawsze, uznał, że może robić to, co mu się żywnie podoba, więc spytał: — Chcesz się ze mną przespać, Rowle? Pytanie mogło ją zaskoczyć, szczególnie, że nie brzmiało jak propozycja, ani sugestia, a jako coś zupełnie codziennego i normalnego, z ust kogoś, kto jeszcze “pięć minut temu” był jej nauczycielem. Zaraz jednak wszystko się rozjaśniło, kiedy parsknął. — Jak nie to zabieraj dupę z mojego krzesła. Lubię kobiety bezczelne i pewne siebie, ale bez przesady. Coś co nie zdawało się mu przeszkadzać moment temu, okazało się, że jednak przeszkadzało mu cały czas. A przynajmniej w jakimś stopniu i w jakimś kontekście, w który trudno było powiedzieć, czy był kontekstem faktycznym, czy tylko chamsko rzuconą kpiną.
Nie wątpiła, że pod wzlędem wyników nauczania znajdowała się w dosyć skrajnej grupie, ale jednak Emily umiała się w miarę zachować i nigdy nie prowokowała nauczycieli, więc była przekonana, że to jednak nie na nią padłby taki wybór. Mogła tylko cieszyć się, że wreszcie nie jest w takiej pozycji i to inni muszą się z nim męczyć. Tylko po co tak wygodnie rozsiadła się w tym gabinecie, skoro wolała go unikać? Ewidentnie szukała sposobu, żeby go sprowokować, ale sama chyba nie do końca wiedziała dlaczego. Ostatnio dużo częściej robiła coś bo mogła i chciała, a nie dlatego, że było to zdroworozsądkową decyzją. - Tak coś czułam, że na asystentów też się coś znajdzie. Tylko myślałam że może masz jakieś bardziej urozmaicone metody - wzruszyła ramionami i na chwilę zamurowało ją po jego kolejnym zdaniu, ale nie pozwoliła sobie na to zaskoczenie na zbyt długo. Niestety na twarzy Emily zawsze dało się odczytać wszystko i to jedno się nie zmieniło, więc nawet jak zmieszania pozbyła się szybko to i tak musiał je dostrzec. Zaśmiała się jednak, kiedy to ustąpiło. - Merlinie, ty nawet seks proponujesz jakbyś opieprzał kogoś za brak pracy domowej - przewróciła tylko oczami zarówno w odpowiedzi na to jak i na kolejne jego stwierdzenie. Nie zamierzała jednak dać się tak łatwo speszyć, w końcu nie była już nastolatką. - Lubisz kobiety bezczelne i pewne siebie ale tylko na tyle cię stać? Nawet siedzenie na twoim krześle to już przekroczenie granicy? - tym razem to ona zakpiła i chociaż posłuchała go i zeszła z jego krzesła, to wskoczyła na jego biurko, na tyle uporządkowane że nie musiała rozrzucać żadnych papierów. - To jaką bezczelność akceptujesz, co? Spróbuje się dostosować. Trochę. - doskonale wiedziała co robi i przez chwile nawet ją to trochę przeraziło, ale coś w aurze jego i tego gabinetu nie pozwalało zbyć tego komentarza prostym "nie". Wcale nie miała ochoty jeszcze stąd wychodzić i a nawet zamykać sobie drzwi na tę (być może poważną?) propozycję.
Casey O'Malley
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183
C. szczególne : gardłowy głos, zbielałe prawe oko, blizna po oparzeniu na prawej części twarzy, tatuaże na przedramionach, mniej widoczne - uwydatnione żyły i papierowa skóra - wszystko mniej rzucające się w oczy przez wili urok
Trudno powiedzieć czy traktował ją poważnie. Podążał za nią spojrzeniem, nawet jeśli jego wydawało się nie aż tak skupione, jak być powinno. Dzielił swoją uwagę na nią i zwyczajnie zajęcie się samym sobą, kiedy poprawiał się na siedzisku, czy zagarniał zręcznym ruchem włosy na bok, tylko po to, żeby zaraz kaskadą, swobodnie opadły z powrotem na jeden profil jego twarzy, intencjonalnie odświeżając tym ich naturalną falę. Wzruszył też ramionami, razem z nią, w odpowiedzi na brak jego kreatywności. Nie należał do osób ganiających za wyszukanymi metodologiami działań. Wydawał się bardziej bezpośredni w swoich działaniach. Czasem. Istniała pewna zwodniczość jego zachowań, której nie dało się odczytać od razu, w przeciwieństwie do tego, jak surowo się zawsze prezentował. Jej chwilowe osłupienie nie umknęło jego uwadze, ani tym bardziej nie pozostawił go bez reakcji, kąt ust drgnął mu w perfidnym uśmiechu, którego nie dopełnił odpowiednio, bo już za chwilę Rowle wrócił rezon, a on już i tak zbliżał się w jej kierunku, żeby ją naprostować w rozumowaniu, a może przebadać więcej jej granic. — I nie zdarza się często żeby uczniowie odmawiali mi przyniesienia pracy domowej — mruknął, co zdawało się zdecydowanie bardziej dwuznaczne niż powinno, bo przecież jego słowa nie miały w sobie nic zadziornego, ale ton jego głosu wskazywał na coś zupełnie innego. Dopełnił to wrażenie, kiedy skrócił między nimi dystans, rozsuwając swobodnie jej uda, zbyt powolnie, żeby uznać dobór tempa tego gestu za przypadkowy. W momencie, w którym znalazł się między nimi i mógł oprzeć się o biurko za jej plecami, zaznaczając tym swój teren, skrzyżował z nią spojrzenie, szybko porzucając relacje niedawny uczeń-nauczyciel. Mogło się tak wydawać, bo jego spojrzenie nie pozostawiało cienia wątpliwości, że szukał w niej teraz kobiety, nie dziecka, a przynajmniej to ten ułamek kobiety widział, zamiast uczennicy. — Granicy? — zaśmiał się szczerze rozbawiony, i było w tym śmiechu trochę groźby, ostrzeżenia, ale też czegoś intrygującego, zapewne dyktowanego tym, że w klasie nigdy się nie śmiał — Lubię kobiety bezczelne i pewne siebie — powtórzył — A ty nie przestajesz taka być, kiedy zamieniasz krzesło na biurko. Dlatego spytam ponownie. Wydawał się dziwnie cierpliwy, jak na kogoś, kto potrafił wykorzystywać nawet najmniejsze potknięcia uczniów do szerokiej pogardy, teraz jej w sobie nie miał, a za to wyjątkowe pokłady spokoju, choć w jakiś sposób budzącego dziwne wrażenie zagrożenia: — Chcesz się ze mną przespać? Bo kiedy nie zmieniasz zdania, zaczynam być… Zainteresowany? Jeszcze nie. Z tej odległości widział ją, jak widział ją w klasie, jej dziewczęca buzia, łagodne rysy, zdecydowanie przypominały mu o różnicy wieku i potencjalnej różnicy poglądów i postrzegania świata. — … zaintrygowany — skończył w końcu. — Nie prowokuj czegoś, na co nie jesteś zdecydowana, młoda Rowle. Zaznaczył wiek, przypominając jej, czy była pewna, co właśnie robi i czy jest tego świadoma.
Nawet jeśli obiektywnie czy z perspektywy czasu jej decyzje nie miały wydawać się specjalnie rozsądne, to jednak czuła że ma pełną kontrolę nad sytuacją. Wiele rzeczy nią teraz kierowało - począwszy od zwykłej wścibskości i chęci prowokacji i sprawdzenia, czy to tylko puste zaczepki z których szybko się wycofa, kiedy sama okaza się śmielsza niż przypuszczał. Ale też zwyczajna chęć zrobienia czegoś na co ma ochotę, bez zastanawiania się nad tym czy powinna. Poza tym wiedziała, że nawet jeśli wyjdzie z tego gabinetu trochę zawstydzona własnym zachowaniem, to nie będzie w tym prawdziwego bólu. W końcu mogła zrobić to bez cienia ryzyka, że kac moralny będzie wypalał jej serce, a nie policzki. Czekała ją co najwyżej odrobina zażenowania, a może nawet nie - bo przecież czy koniec końców robiła coś złego? - Nie wątpie - pokręciła głową i pozwoliła mu na skrócenie dystansu, nawet jeśli mimowolnie spięła się odrobinę. Starała się jednak nie uciec spojrzeniem, co na swój sposób było zarówno łatwe i trudne, bo w twarzy mężczyzny było coś magnetycznego, ale niemal równie onieśmielającego. Wiedziała, że jeszcze jakiś czas temu rumieniłaby się zbyt wyraźnie, żeby umknęło to uwadze komuś z kilometra, ale teraz jej skóra nabrała tylko delikatnego rumieńca, który w zasadzie nie wynikał nawet z zawstydzenia a całkiem innych bodźców związanych z nagłą bliskością. Tym razem nie straciła śmiałości gdy ponowił pytanie i zamiast tego powędrowała wzrokiem po jego sylwetce, powoli i znacząco, po to żeby zaraz znowu utkwić w nim spojrzenie i uśmiechnąć się z rozbawieniem, kiedy dotarło do niej co może budzić w nim wątpliwość. Nawet o tym nie pomyślała. - Tak - powiedziała najpierw pewnie, bo szanowała na to, że widocznie czekał na wyraźną stronę z jej strony. - Nie prowokuje, kiedy nie wiem, że poradzę sobie z konwekwencjami. A ty? - zapytała zaczepnie. Różnica wieku w ogóle nie robiła na niej wrażenia, pewnie dlatego że nie była jej obca. Jeśli coś w tym miało być niezręczne to ich poprzednia relacja nauczyciel-studentka, ale w sumie zdążyła mieć już rok przerwy od Hogwartu więc i to nie było tak świeże. Na potwierdzenie swoich słów odgarnęła kosmyk tych jego błyszczących włosów i nareszcie na dobre przerwała kontakt wzrokowy, gwałtownie zbliżajać się do jego ust i chwytając go w pocałunku, który w jej mniemaniu był agresywny i zachłanny, ale w odczuciu stanowił raczej szybkie uderzenie miękkich warg które starały pośpiesznie postawić się w dominującej pozycji, ale były przy tym trochę zbyt delikatne i chaotyczne.
Casey O'Malley
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183
C. szczególne : gardłowy głos, zbielałe prawe oko, blizna po oparzeniu na prawej części twarzy, tatuaże na przedramionach, mniej widoczne - uwydatnione żyły i papierowa skóra - wszystko mniej rzucające się w oczy przez wili urok
— Nie przejmują mnie konsekwencje. Nie dało się upaść niżej, niż być nauczycielem w Hogwarcie, nagana od dyrekcji nie przejmowała go aż tak, ani opinia, jaką mógł mieć wśród nauczycieli. Wątpił z kolei, żeby stracił pracę, nawet gdyby epizodyczne zbliżenie z asystentką nauczyciela miało wyjść na jaw. Nie był przecież jej bezpośrednim przełożonym, ani – z czego zdawali sobie sprawę chyba oboje – na ten moment nie zapowiadało się, żeby miało to trwać dłużej niż jednorazowy wyskok. Wzruszył więc ramionami, bardziej zastanawiając się jeszcze nad własnymi pragnieniami. Patrząc jej prosto w oczy, widział w niej zarówno kobietę, jak i trochę dziewczynki, co budowało wątpliwość, czy był tylko zaintrygowany i szukał rozrywki w postaci prowokowania, czy naprawdę rozpatrywał ją w kategoriach powagi. Wątpliwości te ustąpiły w momencie, w którym złączyła ich usta we wspólnym pocałunku. Były tak samo kuszące i miękkie, jak usta każdej innej kobiety, a pocałunek przechodził dreszczem wzdłuż kręgosłupa. Nie miał więc powodu dłużej się nad tym zastanawiać. Mieszanka niepewności i agresywności tego pocałunku sprawiała go jeszcze słodszym i ponętniejszym. Mogła wyczuć jak uśmiecha się na jej usta, pomiędzy oderwaniem ust od jej warg, wyłącznie na kilka milimetrów, zanim znów nakrył je swoimi. Podobał mu się kontrast łagodności i chaotyczności tej pieszczoty, ale chciał jej pokazać, że tempo nie zawsze jest jedynym wyznacznikiem intensywności pocałunku. Zamiast je przyśpieszać, ujął jej twarz w dłoń, zaskakująco miękką, jak na kogoś o tak surowej aparycji i przeciągnął nią wzłuż jej policzka, aż dotarł do brody. Odchylając ją w tył, pogłębił pocałunek, narzucając jej własny, znacznie wolniejszy rytm, ale o głębszym charakterze. Dał jej czas na oswojenie się z tą zmianą, nim skorzystał z rozchylonych warg, przechodząc we francuski pocałunek. Nie liczył sekund ile to trwało, skupiony na bodźcach, na smaku jej oddechu i miękkości jej włosów, w które wsunął dłoń. Coś jednak tchnęło go, żeby wraz z zaczerpnięciem oddechu oderwał wargi od jej ust i warknął w bok gardłowo, nad jej uchem. — Lekcja. Przypomniał sobie, że zaraz jedną miał, bo właśnie się na nią wybierał, zanim spotkał ją na korytarzu. Nie był zadowolony z tego przebłysku trzeźwości. Zanim wrócił do niej spojrzeniem, obdarował jeszcze jej szyję kilkoma mokrymi pocałunkami, chcąc jeszcze naznaczyć nagą skórę ustami i zostawić na nich ślad, jako obietnicę kontynuacji tego, co zaczęli. — Spotkajmy się przed bramą Hogwartu o 18, Rowle, nie lubię zostawiać rzeczy niedokończonych. Ulokował spojrzenie na jej twarzy, czekając na potwierdzenie. Oczywiście, mogła jeszcze odmówić, ale czy chciała? To już inna sprawa.
- Szokujące - Emily zawsze miała wyobrażenie, że ludzie którzy mają najbardziej surowe wymagania do innych, sami traktują wszelkie zasady z dużą swobodą. Niemniej tu faktycznie - raczej nie wchodziły w grę żadne zasady. Nie miała pojęcia, czy jest jakiś punkt regulaminu, który zamierzali złamać, ale nawet jeśli to nie sądziła, żeby był specjalnie znaczący. Zresztą jako studentka była zaręczona z nauczycielem, więc można powiedzieć, że niewiele gorszego może zrobić. Kiedy odwzajemnił pocałunek, jej umysł kompletnie się w tym zatopił. Wszelki stres, zmartwienia, wszystko co czuła w nadmiarze nagle wyparowało, ustąpiło miejsca dużo bardziej hedonistycznym, lekkim i oczyszczającym uczuciom. Ta nagła zmiana dodała jej tyle energii, że aż trudno było jej uwierzyć, że wcześniej czegoś takiego nie doświadczyła. Odpłynęła, opierając ręcę na jego ramionach i z czasem pozwalając wpaść w jego własny, nieco wolniejszy rytm. Była kompletnie zdezorientowana, kiedy przerwał tę błogą chwilę ale miał rację - ona też niedługo miała lekcję. Sama jednak chyba nie miałaby na tyle przytomnego umysłu, żeby zarządzić tą nieuchronną... przerwę? - Faktycznie - mruknęła i kiwnęła głową na kolejne jego stwierdzenie. Wiedziała, że ma teraz doskonałe pole do popisu, żeby wycofać się z tej - być może dyskusyjnej decyzji, ale prawdę mówiąc, spodziewała się że pojawi się na miejscu bez większego wahania, zbyt spragniona tej ulgi, która znowu przeradzała się w kulkę nerwów i emocji. Poprawiła się szybko, żeby nie opuścić gabinetu w zbyt chaotycznym stanie, zerknęła na niego tylko i ostatnie - Do zobaczenia - padło zanim zniknęła za drzwiami w drodze do klasy mugoloznastwa.
/zt
Casey O'Malley
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183
C. szczególne : gardłowy głos, zbielałe prawe oko, blizna po oparzeniu na prawej części twarzy, tatuaże na przedramionach, mniej widoczne - uwydatnione żyły i papierowa skóra - wszystko mniej rzucające się w oczy przez wili urok
Obserwował ją w ciszy, kiedy doprowadzała się do porządku, bo chociaż nie zdążył jeszcze doprowadzić jej w żaden sposób do ruiny, to rozumiał potrzebę wyglądania dobrze na pierwszych, czy jednych z pierwszych zajęć. Opierał się wtedy biodrem o biurko i nie zamierzał nic mówić, dopóki nie planowała wyjść. — Rowle — zatrzymał ją jeszcze zanim na dobre opuściła gabinet. — Szminka. Przy jej żywym kolorze trudno było doprowadzić ją całkiem do porządku, dlatego wskazał konkretny kącik ust, żeby go jeszcze raz poprawiła, sam też w tym samym momencie ścierając jej resztki z dolnej wargi. Czerwone szminki wyglądały znacznie lepiej na kobietach niż na nim, co mógł powiedzieć? Chociaż ładnemu we wszystkim ładnie to szminki nie wydawały się wyjątkiem od tej reguły. Dopiero po tym, odprowadził ją wzrokiem do drzwi i w chwilę później sam też zebrał się na lekcję, jeszcze niespóźniony.