C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
W pobliżu jednej z polnych dróg rośnie mnóstwo jeżyn. Tworzą prawdziwy, nieprzebyty gąszcz, w którym można bez problemu się zapaść. To nieprzebyte ściany kolców i soczystych owoców, ale również wspaniała kryjówka dla okolicznej zwierzyny, przy której należy zachować szczególną ostrożność. Za krzewami kołyszą się drzewa, rzucające nieco cienia w upalne dni.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Tanaka Hiroto
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183
C. szczególne : Tatuaż na plecach przedstawia skrzydła, ma kolczyk w uchu, nosi złoty łańcuszek
Na początku tych wakacji Hiro nie był szczególnie zainteresowany pobytem w Polsce, uważając, że to nudny kraj. Jednak szybko zmienił zdanie, gdy odkrył pewne tereny, które go zaintrygowały, takie jak mokradła, nawiedzone ruiny i opuszczone domostwa. Czuł w nich specyficzny, magiczny klimat, co wzbudziło w nim pragnienie zbadania tych zakątków. Na pierwszy rzut wybrał Jeżynowy Gąszcz, poszukując owoców leśnych, które uwielbiał jeść prosto z krzaków. Na szczęście podczas spacerów miał ze sobą wodę, aby nie zemdleć w drodze.
Podczas wędrówki uważnie obserwował otoczenie, sprawdzając, czy nikt za nim nie idzie, ani człowiek, ani zwierzyna. Dzięki swojemu darowi jasnowidzenia mógł przewidzieć czyjąś obecność, choć nie zawsze udawało mu się to na życzenie. Mimo to, nie odczuwał żadnych niepokojących sygnałów.
Po dłuższym czasie Hiro postanowił zatrzymać się nieopodal drzew, ale jego głównym celem było znalezienie krzewów jeżyn. W końcu, niedaleko drzew, znalazł kilka krzaków pełnych owoców. Podchodząc ostrożnie, by nie natknąć się na dzikie zwierzęta lub magiczne istoty, zaczął zrywać jeżyny, jedząc je z radością. Czuł się jak w niebie, delektując się słodkimi owocami.
Po zjedzeniu kilku owoców, Hiro znalazł sobie miejsce na odpoczynek przy brzozie. Usiadł wygodnie, opierając się plecami o drzewo, i zaczął drzemać, wdychając świeże powietrze. Uwielbiał obcować z przyrodą i podziwiać gwiazdy, kiedy tylko nadarzała się okazja. W lesie czuł się spokojny i zrelaksowany, jakby był w harmonii z naturą. Odpoczywając, poczuł głęboki spokój i zadowolenie, a jednocześnie był pełen energii do dalszych przygód.
Dni na Podlasiu umykały jej jeden po drugim w zastraszającym tempie. Mogła przysiąc, że dopiero co tu przyjechali, a właściwie już za chwilę trzeba było pakować kufry i szykować się do powrotu na Wyspy. I do brutalnej rzeczywistości, której zdecydowanie daleko było do tej sielskiej, anielskiej atmosfery panującej we wsi Raj. - Wszystko, co dobre, szybko się kończy - westchnęła z ubolewaniem, kiedy razem z Maxem szła przez jakieś polne dróżki w bliżej nieokreślonym kierunku. - Nie chcę wyjeżdżać. Czuję się tu tak dobrze i to nie chodzi o to, że można powiedzieć, że to są moje rodzinne strony... Po prostu tu jest tak... no, czas płynie zupełnie inaczej, nie masz takiego wrażenia? - zapytała, nie wiedząc dokładnie, jak ubrać w słowa to, co siedziało jej w głowie. W Anglii właściwie cały czas pędzili przed siebie w pogoni za nauką, pracą, obowiązkami i wszystkim innym. Tutaj nie musieli nic. Czuła się wyluzowana i tego stanu nie doświadczyła od naprawdę długiego czasu. Nie chciała, żeby mijał. - Wpakowałeś się w coś ciekawego po rytuale świętego ognia? - zadała mu kolejne pytanie, podchodząc jednocześnie do krzaka z jeżynami rosnącego przy dróżce. Nie mogła przecież przejść koło niego obojętnie. Zrywała owoce i wyczekiwała odpowiedzi przyjaciela, bo jakoś tak się złożyło, że po tamtym wydarzeniu nie widzieli się na dłużej, a ciekawa była, czy udało mu się odkryć jakieś tajemnice Podlasia. - O, jakbyś szedł jeszcze do opuszczonej chaty, to nie polecam dotykać figurki żaby. Przeniesie cię na rechoczący staw, a dokładnie wprost do łódki na jego środku. Bez wioseł - rzuciła takim tonem, że nawet nie musiała dodawać, że przekonała się o tym na własnej skórze. Dobrze, że była jeszcze w na tyle dobrym stanie, że udało jej się nie utopić i wydostać na brzeg, bo po bimberku pitym z Benem nie była taka pewna, że wyjdzie z tego cało. I wtedy to zobaczyła - drzewa magibelkowe! Wystarczyło jedno spojrzenie na Solberga, żeby była pewna, że miał w głowie dokładnie to samo, co ona. Kimże w końcu by byli, gdyby nie skorzystali z takiej okazji? Oczywiste było, że kiedy tylko spotkają się z Maxem, wpadną na jakiś niesamowicie głupi pomysł, który wyda im się na tyle atrakcyjny, że zaraz zacznie żyć swoim życiem i dokładnie tak było i tym razem. - Zaraz sprawdzimy, jak tam z twoją celnością, panie pałkarzu - powiedziała, podbiegając do jednego z drzew, po pierwsze, aby oddalić się od chłopaka, a po drugie zgarnąć amunicję. - Wojna!
kostki i inne:
k6 na trafienie: 1-4: pudło 5-6: trafiony zatopiony! -> koło tłuczkowej zagłady na miejsce
k100 na siłę trafienia: 1-40: słabiutko, prawie nic nie czujesz 41-80: zostanie po tym siniak, trafione miejsce boli 81-100: zostanie guz (przy trafieniu w głowę tracisz przytomność)
za każde 15pkt z GM możliwy przerzut jednej kostki
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
On nie marudził na powrót, bo chciał wrócić do Luxa i swojego laboratorium. Studia średnio go obchodziły. Jedynie cieszył się, że będzie mógł znów korzystać ze szkolnych zasobów i prowadzić Laboratorium Medyczne, a poza tym... Może jeszcze Quidditch trzymał go w tych murach, ale potrafił się wyżyć i bez machania pałą na prawo i lewo. -Jest tu coś urokliwego, to prawda. Ale jak na mój gust trochę za spokojnie, nie sądzisz? - Odbił piłeczkę w stronę Oli. Nie potrzebował od razu mordu, czy innych armagedonów, ale ta wioska zdecydowanie była dla niego za spokojna. -Chyba nie umiem tak po prostu funkcjonować w ciszy. - Przyznał z pewną nutą zamyślenia w głosie, ale nie pozwolił sobie na głębsze rozkminy w temacie. Nie spotykali się po to, żeby się dołować. -Zdziwię Cię, ale nie. Znaczy, byłem w jakimś gaju i podrywałem dzika, jeśli to zaliczasz do wpakowania się w coś ciekawego. Jestem pewien, że wiszę mu romantyczną kolację przy żołędziach. - Zaśmiał się na samo wspomnienie, by zaraz na chwilę przygasnąć, gdy przypomniał sobie, co spotkało go na tamtym cmentarzu. Udało mu się na szczęście nie spanikować i zaraz ponownie zwrócił całą swoją uwagę na Olę. -A jak już o owocach drzewnych mówimy... O chuj chodzi z tym kasztanem? - Przypomniał jej, że miała mu zdradzić piękny sekret na tutejszy podryw. Co jak co, ale nie miał zamiaru akurat tego odpuścić rudowłosej Polce. -Łódka bez wioseł nie brzmi jeszcze tak źle. Pytanie co jest w tym jeziorze. Spotkałem z Brandon utopce i raczej niespieszno mi do ponownej randki z nimi. - Przyznał, wyobrażając sobie, jak takie spotkanie na środku jeziora by mogło się skończyć. Doszedł do wniosku, że pewnie dołączyłby do tego zacnego grona truposzków, co nie napawało go specjalnie optymizmem. Widząc wzrok Oli wiedział już, co ma na myśli. Wokół było zbyt wiele magibelek, by przepuścić tę okazję. -Pytanie, jak z Twoją zręcznością, Pani Ściagjąca. - Odwdzięczył się, po czym gdy tylko wypowiedziała wojnę, podniósł jedną z magibelek i posłał prosto w stronę dziewczyny, trafiając ją dość mocno tam, gdzie sam nie chciałby oberwać. Na pewno nie czymś tak twardym i z taką siłą.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Miała wrażenie, że dla kogo jak dla kogo, ale dla Maxa niemal zawsze było za spokojnie. Czasem kiedy słuchała o jego przygodach, jej własne życie wydawało się nudne jak flaki z olejem, ale akurat tutaj, na Podlasiu niesamowicie jej to odpowiadało. Nie zamieniłaby tej ciszy i spokoju na nic innego, dlatego powrót do szarej rzeczywistości, jaki czekał ich już za chwilę, zupełnie jej się nie uśmiechał. Wciąż miała wiele spraw do przemyślenia, a czas podejmowania decyzji nieubłaganie się zbliżał. - CO robiłeś? - zapytała oniemiała, bo w pierwszej chwili miała wrażenie, że się przesłyszała. - Podrywanie dzika? To jakiś nowy, młodzieńczy slang? - Spojrzała na niego z mieszaniną ciekawości i sceptycyzmu, bo jednak sama do końca nie wiedziała, czy chciała wiedzieć, co to oznacza. Można było się spodziewać... cóż, wszystkiego. - Tak, myślę, że to zdecydowanie ciekawe, ale chyba nie będę prosić o szczegóły - zaśmiała się i pokręciła głową, przez co umknęło jej uwadze to, jak na moment przygasł. Nie dał zresztą po sobie za bardzo poznać, że coś było nie w porządku, więc nim znów się do niego obróciła, kontynuował, jakby nigdy nic, przez co nie miała szansy niczego zauważyć. Roześmiała się szczerze rozbawiona, że powrócił do tematu kasztana. - Nie wierzę, że o tym pamiętasz. Bierzesz kasztana i w kogoś rzucasz, to znaczy rzucasz mu nim pod nogi oczywiście, bo człowieka nie chcesz znokautować... No, i jak już rzucisz, to podchodzisz i pytasz "hej, to twój kasztan?" i ciągniesz gadkę na podryw. Możemy kiedyś przetestować razem, ty będziesz rzucać, a ja schowam się gdzieś w krzakach i będę podglądać - powiedziała, uznając to za kolejny świetny pomysł. Nie wchodziło w grę, żeby oboje byli na widoku, bo przecież od razu byliby spaleni. Jedno z nich musiało być w ukryciu. Tym razem to ona nieco przygasła na wzmiankę o utopcach. Przełknęła ślinę, nim mu odpowiedziała. - Taaak, też je spotkałam i nie chciałabym znowu tego przeżyć. - Wzdrygnęła się na samo wspomnienie, jak ją i Jamiego te paskudne stwory zaatakowały. Cały tamten dzień wydawał się jakiś przeklęty, nie chciała nawet za bardzo wracać do tego myślami, dlatego też szybko zmieniła temat, dziękując podlaskiej naturze za piękne magibelkowe drzewa, które rosły tuż przed nimi. - O moją zręczność się nie martw - rzuciła i zanim jeszcze dobrze zdążyła nazbierać amunicji albo znaleźć schronienie, oberwała. Mocno. Tam, gdzie słońce nie sięga. Zgięła się w pół, z jej ust wydobył się przeciągły jęk, a w oczach stanęły łzy. - Solbeeeerg, Bóg cię opuścił? - wyjąkała, dalej skulona, bo bolało jak jasna cholera. - Nie jestem facetem, żeby dostawać w to miejsce - wytknęła mu, jedną dłonią opierając się o drzewo. Odechciało jej się całej tej wojny, najchętniej strzeliłaby teraz focha jak jakaś księżniczka i klapnęła na dupie na miękkiej trawie, ale z drugiej strony była żądna zemsty. Podniosła jedną magibelkę i rzuciła w stronę chłopaka, ale ta nawet nie doleciała do celu, na co dziewczyna przeklęła pod nosem. Oczywiście zrzuciła to na karb bólu, jaki dalej odczuwała i który zdawał się nie słabnąć.