Wieruszkowy zakątek to fragment lasu, w którym rosną same wierzby. Niby nic niezwykłego, ale gdy tylko spojrzy się w górę, można dostrzec liczne owoce zwisające z gałęzi, czekajace, aż ktoś je zerwie. Nie potrzeba zaklęć przyspieszających ich dojrzewanie, gdyż lato jest właśnie ich porą. Wystarczy nadstawić tiarę, albo koszyk a wieruszki same do niego wpadną.
Kiedy zauważył Christophera pomiędzy przyczepami, natychmiast przyspieszył kroku, by go dogonić. Uśmiechał się szczerze i przepięknie, bo miał dla niego naprawdę wspaniałą nowinę: - Chris, nie uwierzysz. - powiedział, jak zrównał z nim kroku - Czy jesteś dziś zajęty? - przechylił głowę. Zdawał sobie sprawę z tego, że pomimo że złapał go we względnie leniwych okolicznościach, Walsh mógł zmierzać do czegoś szalenie ważnego. - Pamiętasz, jak rozmawialiśmy o gruszkach na wierzbach? - zapytał z iskrą w oku. Trudno było mu powiedzieć, jak to się stało, że akurat ta kwestia zapadła mu w pamięć. Wcześniej, choć zwracali się do siebie z uprzejmością i sympatią, Altas z Walshem nie byli szczególnie bliskimi przyjaciółmi. Czy to naga przygoda na polanie nasięźrzału tak zbratała ich osoby? Czy może to jedynie w głowie Atlasa doświadczenie, pozwalające podbić status znajomości ze zwykłego koleżeństwa do bliskiej zażyłości. - Spędziłem wczoraj przesympatyczny wieczór przy bambrze z kilkoma pasterzami mleczuch i byklawców, naprawdę przesympatyczni ludzie, będzie mi ich szalenie brakować. Niemniej! - uśmiechnął się szerzej - Od słowa do słowa, najpierw trochę w żartach, ale zacząłem drążyć i chyba wiem, gdzie szukać tych gruszek, o których mi wspominałeś. - zaśmiał się wesoło - Tych na wierzbach! Pokierował ich kroki do wyjścia z grodu, nakreślając, że to wcale nie daleko, kawałek w głąb lasu, o ile oczywiście uprzednio się nie zgubią ani nie napadnie ich jakiś bies.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Zielarz nie miał na ten dzień żadnych planów. Właściwie, gdyby być szczerym, można by powiedzieć, że nie miał w ogóle żadnych planów, pozwalając sobie na to, by czerpać przyjemność z odpoczynku. Najprościej mówiąc, brał to, co życie akurat mu przynosiło, a tym razem padło na Atlasa, który sprawiał wrażenie naprawdę podekscytowanego. Ich ostatnie przygody zdołały nieco przełamać lody i Chris musiał przyznać, że nie czuł się już tak niepewnie w obecności drugiego profesora, do którego uśmiechnął się łagodnie, gdy ten tylko do niego podszedł. - Zdaje się, że już jestem zajęty - stwierdził rozbawiony, od razu nastawiając ucha, bo nie sądził, żeby Atlas przychodził do niego tak po prawdzie bez jakiegoś szczególnego planu. Zaraz też dostrzegł, jak temu błyszczały oczy i wysłuchał jego opowieści, nieznacznie rozchylając wargi. W jego jasnym wejrzeniu rozbłysnęły natychmiast iskry, wskazujące na to, że sam również był zafascynowany tematem i uśmiechnął się szeroko, kiwając głową. - Nie spodziewałem się, że one naprawdę istnieją! Koniecznie musimy je zobaczyć, jestem pewien, że to ewenement na skalę światową. Ciekawe, czy dałoby się takie drzewo hodować w Anglii, być może w odpowiednio przygotowanej cieplarni... Chodźmy, bo nie da mi to spokoju. Jeszcze ciekawi mnie smak tych owoców - odpowiedział, idąc za Atlasem, mając wrażenie, że informacja ta dodała mu skrzydeł, powodując, że jego duch zielarza nie mógł zaznać spokoju, dopóki nie przekona się, jak sprawy się miały. Tak, jak Atlas był zafascynowany wszystkimi okolicznymi zwierzętami, tak było z Chrisem i wszystkimi roślinami, więc nie należało być zdziwionym, że teraz podążał jak ćma do światła, rozglądając się w poszukiwaniu konkretnych drzew. - Mówili o nich coś jeszcze?
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
Z każdym kolejnym swoim słowem wyczekiwał reakcji zielarza, bo pamiętał, jak ten wspominał o swoich dywagacjach odnośnie istnienia tychże gruszek. Rosie ta zagwozdka zielarska nie robiła szczególnej różnicy, pewnie by nawet nie zwrócił uwagi na to zagadnienie podczas wczorajszej rozmowy, gdyby mu Chris wcześniej nie nakreślił tematu. Teraz jednak miał wrażenie bycia tak samo bardzo zaangażowanym jak i Walsh, jednocześnie chcąc bardzo zobaczyć te gruszki, a co więcej - spróbować ich! - Prawda? Jak tylko o nich wspomnieli, natychmiast się zainteresowałem. - powiedział z radością w głosie, kierując ich kroki w stronę zagajnika - -Mnie też! Mówili, że można w stołówce zapytać o przetwory z wieruszek. - potarł podbródek, próbując ze wspomnień zeszłego wieczora wyłuskać więcej sensownych informacji. Rozmawiali o wielu rzeczach i gruszki na wierzbie były tylko epizodyczną rozrywką - Ponoć idealnie trafiliśmy, bo dojrzewają właśnie w sierpniu. Co więcej, nie trzeba szczególnie mocno się wysilać, bo wystarczy podstawić pod drzewo kosz, a wieruszki same tam wpadają. - uniósł uradowany brwi. Cała ta przygoda wydawała mu się niebywale zabawna i czuł się, jakby odkrywali z Chrisem jakąś wielką zagadkę Podlasia. Podejrzewał, że lokalni musieli sroko uważać go za wariata, kiedy z taką uwagą i skupieniem uruchomił swoją ciekawość pomiędzy łykami bimbru, tak szalenie ciekaw czegoś, co dla nich było normalnością. - Mam wrażenie, że tędy już chodziłem, ale nigdy nie spojrzałem w górę. - przyznał, kiedy zbliżali się do części lasu w której rosły te niesamowite, magiczne wierzby.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Chris czuł się nieco, jakby właśnie pod nos podsunięto mu jakąś niesamowitą tajemnicę, czy może, jakby właśnie dostał najlepszy prezent. Nie umiał tego dokładnie określić, ale nie ulegało najmniejszej nawet wątpliwości, że kwestia tych gruszek była dla niego czymś tak porywającym, że nie umiał się od nich oderwać. Był pewien, że przy odpowiednim sprawdzeniu drzew, byłby w stanie pobrać sadzonki, jakie później mógłby posadzić we własnym ogrodzie. I z tego powodu zapewne wyglądał, jakby za chwilę miał odlecieć z zadowolenia. I nie obchodziło go w tej chwili, jak zabawnie się prezentował, bo mógł wyglądać nawet jak skończony wariat, to naprawdę ani trochę mu nie wadziło, skoro zajmował się czymś, co kochał i czymś, co mu w pełni odpowiadało. I był pewien, że akurat Atlas go zrozumie, bo w końcu dzielili podobne zainteresowania i pasje, od jakich nie mieli powodu uciekać. - Same spadają do kosza? To brzmi jak opowieści z mchu i paproci, ale może się mylę, ostatecznie nikomu nie chciało się wierzyć w istnienie wnykopieńków albo shidy, a jednak, one faktycznie są możliwe do spotkania – zauważył, a później pokiwał do siebie głową, wyraźnie się nad czymś zastanawiając, aż w końcu uśmiechnął się kącikiem ust do Atlasa. – W takim razie można pewnie z niej zrobić również nalewkę. Jestem ciekawy, jakie one mają ostatecznie właściwości i czy będę w stanie pobrać z nich sadzonki. Chciałbyś też takie drzewo? – dodał, od razu oferując Atlasowi pomocną dłoń, bo skoro się na czymś znał, to mógł również pomóc mu zdobyć coś, co wydawało mu się naprawdę intrygujące. I kto wie, co mogło z tego wszystkiego ostatecznie wyjść? Bo możliwości, jak podejrzewał, były jak zawsze nieskończone, jedynie należało się do nich porządnie przyłożyć. - Pewnie też przechodziłem w okolicy, ale przyznam ci, że jeszcze nigdy nie byłem w tym miejscu i… chyba tam? Zobacz, wydaje mi się, że tam coś widać na drzewach – odparł, kiedy drugi profesor ponownie się odezwał, a później wskazał na kierunek, o który mu chodziło, faktycznie odnosząc wrażenie, że dostrzegł pierwsze drzewa, o jakie im chodziło.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
Był ostatnią osobą, która oceniałaby Walsha pod kątem tego, czy i jak entuzjastycznie reagował na ciekawostki swojej branży. Sam nie tak dawno temu spędził całą dobę na podglądaniu chaplau, bo widział je na żywo pierwszy raz w życiu i wydawały mu się niesamowicie fascynującymi hybrydami. A że dla lokalnych wydawał się wtedy śmieszny? To mu nawet na chwilę nie pozostało w głowie. Sam zbierał swoje wspomnienia. Pokiwał głową, widząc niedowierzanie na twarzy Chrisa i zaśmiał się pięknie, bo na bank zrobił dokładnie taką samą minę, kiedy sam pierwszy raz o tym cudzie usłyszał. - Tak. Mówią, że to ich ulubiony owoc do zbierania, bo nic nie trzeba robić, w odróżnieniu od czereśni. - pokręcił ubawiony głową. Wysłuchał planów i założeń Zielarza i zamyślił się na chwilę. - Wiesz, tworzę taki mały ogród zielno-warzywny na ranczo. Myślę, że poszerzenie go o kilka drzewek owocowych nie byłoby głupim pomysłem. - przyznał - Ale pewnie potrzebowałbym trochę Twojej pomocy i instrukcji, co zrobić ze szczepką, by wiesz, zakorzeniła się i przyjęła prawidłowo. Szkoda byłoby zmarnować taką unikatową roślinę. - gdybał, rozglądając się. Zdawał sobie sprawę ze swoich niedociągnięć na tle zielarskim, ale też nigdy nie należał do osób łatwo poddających się i jeśli mógł nauczyć się czegoś konkretnego, by osiągnąć ustalony sobie cel - zamierzał to zrobić. Włącznie z uczeniem się zaawansowanych technik hodowli roślin. W końcu, co jak co, ale właśnie rozmawiał z prawdziwym specjalistą w tej dziedzinie. - Czekaj... rzeczywiście! - zmrużył oczy, nawet nie zauważając, że obaj jakoś przyspieszyli i tak dziarskiego już kroku, jak dwójka dzieciaków spiesząca się, by zobaczyć coś niesamowitego w zoo. To przecież nie tak, że im te gruszki uciekną, a jednak ciekawość i głód wiedzy były większe. Kiedy dotarli pod wierzby, Atlas zadarł głowę i osłaniając oczy przed światłem dłonią, zmrużył powieki. - No coś tam jest. Trzeba to sprawdzić. - uśmiechnął się i rozejrzał, bo niestety, o wzięciu kosza nie pomyślał.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Pasja była czymś, od czego nie dało się wcale uciec, czymś, co pociągało, fascynowało i wzrastało, bez chwili wytchnienia i właśnie to ich w pewien sposób łączyło. Chris lubił ludzi, którzy pochylali się nad rzeczami, jakie sprawiały im przyjemność, lubił ich słuchać, a także czuł się dość swobodnie w ich obecności, więc być może to również pozytywnie wpływało na jego relację z Atlasem, jaka była coraz spokojniejsza, coraz bardziej przyjazna, pozbawiona jakiegoś elementu niepewności, którego nawet nie do końca umiał wyjaśnić. Teraz było inaczej i to właśnie w pełni mu odpowiadało, pozwalając stać pewnie na nogach, pozwalając na to, by zmierzał we właściwym kierunku. - Musimy się koniecznie przekonać, czy te owoce są naprawdę takie mądre. Bo aż nie chce mi się wierzyć, że ktoś był w stanie wyhodować coś podobnego - stwierdził, kręcąc głową i śmiejąc się cicho, bo wydawało mu się to jednak nieprawdopodobne. Zaraz też spojrzał na Atlasa, słuchając tego, co ten miał do powiedzenia. - Jeśli będziesz potrzebował pomocy, wybiorę się do ciebie i wszystko ci objaśnię. Chociaż musisz wiedzieć, że z nowymi drzewami to bywa naprawdę różnie, nigdy nie do końca wiadomo, czy się przyjmą. Będę musiał sprawdzić glebę, na jakiej rosną, żeby przygotować coś odpowiedniego u nas, bo może się okazać, że to dość kapryśne drzewo - zastrzegł właściwie od razu, chcąc, żeby Atlas miał świadomość, jak sprawy wyglądały. W końcu nie zamierzał obiecywać mu gwiazdki z nieba, jeśli sam nie miał pojęcia, czy będzie w stanie po nią sięgnąć. Zaraz jednak skoncentrował się na owocach, jakie dostrzegł i faktycznie przyspieszyli kroku, zachowując się jak dzieci, które mknęły w stronę obiecanych słodyczy, by po chwili kręcić się dookoła jednego z drzew, przyglądając się temu, co w górze. - Sprawdźmy, czy same do nas spadną - zadecydował zatem, sięgając po leżące na ziemi kamyki i zaczął transmutować je w koszyk, licząc na to, że za chwilę przekonają się, czy miejscowi mówili prawdę, czy jednak się z nich zwyczajnie naśmiewali.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
Pokiwał głową, zgadzając się w pełni. - Już mnie raz jeden menel tu zrobił w konia. - pokręcił z dezaprobatą głową - Więc trzymam się zasady ograniczonego zaufania, ale zawsze warto sprawdzić. - wspomnienie wyprawy do serca lasu w poszukiwaniu odpowiedzi na zagadki i tajemnice, skrywane na Podlasiu, okazały się byciem wystawionym na potyczkę z prastarym słowiańskim potworem, Leszym. I choć spotkanie go byłoby w jakichkolwiek innych okolicznościach, fascynujące - tak walka o życie i strach o zdrowie Louise nie były tym, czego chciał od spaceru po lesie. Zgodził się bez wahania: - Koniecznie. Jak byliście z Joshem ostatnio, ogródek jeszcze się nie prezentował aż tak wybitnie, ale przyjedźcie, znacie adres, a chętnie Ci pokaże, jak się rozwinęło wszystko. - powiedział z pewnym entuzjazmem, bo cóż, sam odnalazł w sobie jakąś pasję do hodowli roślin, choć było to zupełnie inne doświadczenie, niż to, które było jego w jego sferze ekspertyzy. Poza tym, Pickles fascynował się zielarstwem od czasu porażki podczas wyprawy na Starszego Smoka i Rosa starał się dać skrzatu przestrzeń, na odnalezienie siebie - Jeśli będę mógł, jako laik okropny, jakkolwiek pomóc, to mów. Choćby to miało być zapewnienie dobrego wina i przekąsek na czas pracy. - zaśmiał się pięknie. Transmutacja zawsze byłą jego piętą achillesową, mógł więc jedynie pozazdrościć Christopherowi jego możliwości. Niemniej, nie planował rezygnować z możliwości sprawdzenia tej lokalnej legendy, bowiem zaraz wyciągnął ze spodni swoją koszulę i podwinął jej brzegi, czyniąc z niej jakby materiałowy kosz, czy też nosidło, jak niegdyś robiło się, by zbierać owoce w sadzie we własną bluzkę. - Dobra... - mruknął, mrużąc oczy i spoglądając w górę, by dostrzec, gdzie są jakieś wieruszki - Albo będzie to super doświadczenie, albo robimy z siebie właśnie niesamowitych głupków! - zaśmiał się wesoło, podstawiając swoją koszulę pod jedną z brzóz i ot! Znienacka wpadła do niej gruszka.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
- Wysłał cię w jakieś dziwne miejsce? Jak ta szalona polana, po której musisz biegać nago? - zapytał, uśmiechając się kącikiem ust, ciekaw tego, co jeszcze spotkało Atlasa, bo podejrzewał, że to nie było wszystko i mogło czekać ich jeszcze więcej ciekawostek. To miejsce było w pewnym sensie szalone, zupełnie inne niż te, jakie do tej pory znali, składało się z przeszłości, jakiej nie dało się tak łatwo rozwinąć i rozwiązać, a także teraźniejszości, jaka nie przystawała do tego, co mieli dookoła siebie na co dzień. Nie wiedział, jak to określić, ale dokładnie tak się czuł, nawet teraz kiedy stali pod drzewem, dyskutując spokojnie o odwiedzinach, sadzonkach i możliwościach zbierania owoców, jakich w ogóle nie powinno tutaj być. - Pewnie po wakacjach okaże się, że rośliny jeszcze wybujały - stwierdził, a później zaśmiał się cicho, kręcąc lekko głową. - Musiałoby być bez kropli alkoholu, w ogóle za nim nie przepadam. Ale mogę nauczyć cię, jak taką sadzonkę pozyskać, to nie jest aż tak trudne - dodał w formie wyjaśnienia, nim zabrał się za przygotowywanie koszyka, może nie jakiegoś imponującego rozmiaru, ale takiego, jaki na pewno byłby w stanie pomieścić gruszki. To miała być próba, więc nie starał się aż tak bardzo, jak normalnie, ale transmutacja była dla niego akurat czymś tak prostym, jak oddychanie. Musiał jednak przyznać, że decyzja Atlasa była niewątpliwie ciekawsza i bardziej rozrywkowa i jak chwilę później się okazało, była również całkiem użyteczna. Chris uniósł lekko brwi, gdy pojawiła się pierwsza gruszka, a następnie odpowiednio ustawił koszyk, by doświadczyć podobnego cudu. - Tylko mnie wydaje się to jakieś dziwnie podejrzane? - zapytał, mimo wszystko rozbawiony tym, co się działo, bo nie spodziewał się czegoś podobnego. Być może w drzewach siedziały biesy, które tak działały, które zwyczajnie w ten sposób sprawiały ludziom przyjemność albo się z nimi drażniły, bo tutaj dosłownie wszystko było możliwe. Zielarz co prawda nie widział w okolicy żadnych duchów, ale to jeszcze nic nie oznaczało.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
Zaśmiał się pięknie na samo wspomnienie polany nasięźrzału i pokręcił głową: - Wysłał mnie w głąb lasu, gdzie okazało się, że mieszka prastary słowiański potwór zwany Leszym. - spojrzał na niego - Tak. Musiałem walczyć o życie. - przyznał jeszcze, choć tonem dziwnie mało zestresowanym, jak na taką wiadomość. Może dlatego, że z tym życiem uszedł, więc podchodził do tego teraz zgoła inaczej. Niemniej jego brak zaufania do dyrdymałów wygadywanych przez lokalnych wieśniaków był uwarunkowany doświadczeniem. A i tak biegł pod wierzby łapać gruszki. Gdzie w tym sens?! - Znam bardzo dobrą markę win bezalkoholowych. - zapewnił - A także sam wiesz, jak wybitnie oryginalne bezalkoholowe drinki robi Pickles. - spojrzał na niego porozumiewawczo - Zrozumiem, jeśli ostatecznie postawisz na filiżankę herbaty. - zaśmiał się, bo cóż, drinki z ogórkami to nie była delicja dla każdego podniebienia, wbrew upartej opinii samego Picklesa. Kiedy gruszka, czy też wieruszka, wpadła mu do koszuli, podniósł spojrzenie na Christophera ze szczerym zdziwieniem, jak dziecko, które pierwszy raz widzi na oczy nową lokomotywę. Zamrugał i sięgnął po nią ręką, by obejrzeć ją z bliska, kiedy usłyszał stuknięcie kolejnej o dno trzymanego przez Walsha koszyka. Nie był w stanie powstrzymać parsknięcia krótkim śmiechem. - Mi to wygląda jak gruszka, ale weź spójrz swoim zielarskim okiem. - wyciągnął do niego rękę z owocem, by zaraz spróbować stanąć pod innym drzewkiem i tam również, a jakże, po chwili spadła kolejna gruszka, na co znów zareagował śmiechem. Było to głupie, ale tak... dobrze głupie, wesoło głupie! Sprawiało mu radość i z taką samą radością spojrzał na Chrisa, szukając na jego twarzy sygnałów, co on sam o tym uważał?
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Christopher spojrzał na Atlasa, unosząc lekko brwi, zdając sobie sprawę z tego, że faktycznie okoliczni mieszkańcy czasami powinni zdecydowanie uważać na to, co mówili. To była pewnie z ich strony mało przyjemna zabawa, ale zielarz był pewien, że sam również, z wielu powodów, mógłby niektórym rzeczom się poddać i za nimi pójść. Ostatecznie bowiem na jego piersi pyszniły się blizny po spotkaniu z akromantulą, a przecież nikt nie prosił go, żeby bronił małego centaura, tylko że chciał to zrobić i skończyło się, jak się skończyło. Centaury wciąż miały u niego dług wdzięczności i miał nadzieję, że nie będzie musiał go wykorzystać, kiedy pewnego dnia znajdzie się w Zakazanym Lesie. - Mam nadzieję, że nie okaże się za chwilę, że te gruszki są krwiożercze. Obawiam się, że Josh wtedy byłby gorszy od leszego – odpowiedział swobodnie Chris, zupełnie, jakby to był jakiś żart, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie mógł tak do tego podchodzić. A jednak nie był tchórzem i chociaż nie chodził sam nie wiadomo gdzie i nie wiadomo po co, wcale nie był tak poukładany, jak mogło się wydawać. I jeśli już w coś by się wpakował, na pewno nie próbowałaby tak od razu brać nóg za pas, a raczej próbowałby zapanować nad niekorzystną sytuacją, licząc na to, że cokolwiek się działo, uda się to naprawić. - Będę musiał kiedyś spróbować, pewnie w jakiś weekend, kiedy będziemy mieć już pewność, że dzieciaki nie rozrabiają, a dyżury są zapewnione – stwierdził, a potem przekrzywił lekko głowę, z namysłem, właściwie wtedy kiedy zaczęły sypać się na nich gruszki, jakich zdecydowanie się tutaj nie spodziewał. – Są na pewno orzeźwiające i na swój sposób ekscytujące – dodał uprzejmie, wiedząc doskonale, że skrzaty również miały swoje pomysły i uczucia, i nie chciał ich skrzywdzić, bo były to takie same istoty, jak on, czy Atlas, czy ktokolwiek inny, ale musiał przyznać, że pomocnik drugiego profesora miał co najmniej ciekawy gust. - To jest zdecydowanie gruszka. Przynajmniej z zewnątrz, bo nie mam pojęcia, co jest w środku. Ani jak to smakuje – przyznał, odbierając owoc i obracając go w palach, po czym przyznał, że nie dowiedzą się, jeśli nie zbiorą ich więcej, więc najnormalniej w świecie podobnie jak Atlas zaczął kręcić się po okolicy, śmiejąc się cicho, jak dzieciak. Wymienił się z Rosą porozumiewawczym spojrzeniem, stwierdzając, że jak inni się dowiedzą, to pewnie uznają ich za wariatów, ale chwilowo miał to w nosie.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
Opowieść o mrocznym sercu lasu nie była może najpiękniejsza, ale była jakąś przygodą. Rosa z ulgą i poczuciem pewnej satysfakcji obserwował leszego biorącego nogi za pas, jednocześnie czując ukłucie żalu. Kiedy byli w Himalajach, miał okazję obserwować yeti w ich naturalnym środowisku. Spotykanie unikatowej fauny dalekich miejsc było wielkim przywilejem, czuł żal, że nie mógł obserwować tego leszego, poznać jego zachowań, natury jego bytowania. - Oby nie, bo przyjdzie mi wdupić za wciągnięcie Cię w taką przygodę. - powiedział rozbawiony. W końcu to on, niczego niespodziewającego się Chrisa, ciągnął do tych wierzb, właściwie samemu nie wiedząc, na co się znów piszą. Zaśmiał się ciepło na jego słowa i pokiwał głową: - Zawsze jesteście mile widzianymi gośćmi. Zaraz zbierzemy szczepki czy tam gałązki, to i tak będziesz musiał do mnie zajść, by pomóc mi je obsadzić, czy co tam robi się z drzewkami. - uniósł brwi, bo o zielarstwie miał pojęcie dość wąskie i to głównie w zakresie rzeczy, związanych ze zwierzętami jak pasze czy zioła terapeutyczne. Po chwili obaj łazili od drzewka do drzewka, jak dzieciaki na grzybobraniu, łapiąc spadające wieruszki i ciesząc się, jak dwójka przedszkolaków na boże narodzenie. Obejrzał się na Chrisa, którego koszyk powoli się zapełniał i pokiwał głową, zgadzając się z nim. - Jeśli powiem komuś, że zbierałem z wierzby gruszki, to przecież odeślą mnie do Munga. - uniósł brwi - Dobrze, że przyszliśmy razem, możemy stanowić swoich świadków w sprawie. - uśmiechnął się szerzej.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Niebezpieczeństwa miały to w sobie, że były mimo wszystko na pewien sposób ekscytujące, chociaż Chris musiał przyznać, że wolał się w nich nieustannie nie zanurzać. Nie chodziło nawet o to, że obiecał Joshowi, że będzie uważał, bardziej o to, że sam również nie miał ochoty na cierpienie, czy większe problemy, nie miał ochoty nurzać się w czymś, co okazałoby się dla niego za ciężkie i niemożliwe do przezwyciężenia. Ale jednak, nowości, jak choćby nowe rośliny, zdecydowanie go pociągały, wręcz zapraszały do tego, by lepiej je poznał, by spojrzał na nie nieco przychylniej, by spróbował się czegoś o nich dowiedzieć. I zapewne właśnie dokładnie tak samo było z Atlasem, więc pod tym względem byli w stanie się dogadać. - Ma na to zdecydowanie zbyt miękkie serce - stwierdził Chris, uśmiechając się łagodnie, chociaż wiedział doskonale, że w niektórych sytuacjach jego mąż był naprawdę groźny. Był jednak pewien, że to on był tak naprawdę niebezpieczniejszy, kiedy chodziło o sprawy sporne i różnego rodzaju konflikty, bo ze spokojnego człowieka potrafił przemienić się w kogoś zdolnego do tego, by bez ostrzeżenia pokazać komuś siłowo, co o nim myślał. Na całe jednak szczęście nic podobnego nie miało mieć tutaj miejsca. - Wierzby najlepiej wyhodować ze sztobrów... To są gałęzie, takie około trzydziestu centymetrów, nie powinny mieć korzonków, wtedy wsadza się je wprost do gruntu i dobrze to zrobić późną jesienią, więc powinny być gotowe akurat kiedy w szkole zacznie się uspokajać - powiedział, wyjaśniając od razu cały proces, nie zdając sobie z tego do końca sprawy, traktując to chyba jak coś naturalnego, a przynajmniej na tyle zwyczajnego, że nie uważał, żeby musiał to jakoś szczególnie mocno powstrzymywać. I brzmiał tak zwyczajnie, jakby to była codzienność - dla niego akurat była. - Będę musiał wyhodować tę wierzbę, wtedy na pewno uznają, że nie jesteśmy wariatami - odpowiedział, śmiejąc się, kiedy patrzył na zebrane gruszki. Pokręcił głową, odstawiając koszyk na ziemię i otrzepał dłonie, by zaraz zabrać się za wybieranie odpowiednich gałęzi, z których mógłby zrobić stosowne szczepki. To wcale nie było takie proste i Chris zdawał sobie z tego sprawę, ale nie zamierzał się poddawać. Musiał dobrać takie gałęzie, które były teraz zdrowe i silne, musiał skoncentrować się na tym, by nie odciąć jednocześnie części drzewa, jaka okazałaby się dla niego naprawdę istotna, więc przez długą chwilę krążył dookoła wierzb, ostrożnie dotykając ich kory i liści, szukając czegoś, co nadawałoby się do zabrania. To był dość żmudny proces, ale w jego czasie starał się wszystko dokładnie opisać Atlasowi, automatycznie wyjaśniając mu, na co powinien zwracać uwagę, gdyby zabierał się za coś podobnego, tłumacząc mu, że z roślinami bywało, jak ze zwierzętami, zbyt wczesne przycięcie mogło im zaszkodzić albo nawet zniszczyć tak jak zbyt wczesne odebranie młodych matce. To była sprawa skomplikowana, jakiej nie dało się tak naprawdę wyjaśnić od razu, ale mimo to Chris się nie poddawał. - O, zobacz, ta się nadaje znakomicie - powiedział w końcu, wskazując na gałąź, o jakiej mówił, dochodząc do wniosku, że była już odpowiednio zdrewniała, ale jednocześnie na tyle młoda, by faktycznie mógł ją spokojnie ukorzenić w ziemi, pozwalając na to, by strzeliła w górę. Należało ją ostrożnie odjąć od drzewa, bardzo powoli, by nie wyrządzić mu żadnej krzywdy, ani nie uszkodzić przyszłej szczepki, ale jej zabranie do Anglii nie powinno stanowić większego problemu. Musiał zachować jedynie jej żywotność, by w odpowiednim momencie zabrać się za sadzenie rośliny. Obiecał oczywiście Atlasowi, że jemu również pomoże, tak więc ruszył dalej, zachęcając go do tego, by sam również czegoś poszukał, skłonny pomóc mu w odpowiednim pobraniu gałęzi, by mieli co zabrać do Anglii.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
Rosa z każdej okazji, w której mógł się czegoś nauczyć, szczerze korzystał. Wielce szanował wiedzę i doświadczenie Walsha, którego traktował nie tylko jako kolegę z pracy, czy kompana wyjątkowo niespodziewanych wycieczek w świetle księżyca, ale niewątpliwie autorytet w jego dziedzinach. Kiwał głową, kiedy ten wyjaśniał mu, na czym polega ten cały zwiły proces rozsadu wierzb, a Atlas pytał z zainteresowaniem, czemu inny jest od rozsadu innych drzew i jakie są specyficzności wierzby samej w sobie. Dywagowali chwilę o tym, czy te sztobry będą zachowywać się potencjalnie inaczej, skoro to wierzba... owocowa? A także wysłuchiwał, jaka jest odpowiednia kwasowość ziemi, by się taka gałązka przyjęła. Chodził sobie za Chrisem jak uczniak, z całą koszulą gruszek, choć z rozbawieniem, co jakiś czas, podstawiał już i tak pełne odzienie pod drzewka, bo to, jak one niespodziewanie spadały, sprawiało mu jakąś niewyjaśnioną radość. - O tak, wtedy będziemy mogli każdemu dać tego doświadczyć. Myślisz, że są... - zapytał, ale urwał, bo przecież są na wakacjach, a żyje się raz. Skoro można robić z nich nalewkę i przetwory, to... czemu nie? Wyjął jedną ze swoich zbiorów, potarł o materiał koszuli na piersi i ugryzł, śmiejąc się, ciekaw wieruszkowego smaku. Ostatecznie uzbierali to, czego chcieli, zarówno owoce jak i gałązki, po czym w nastrojach chyba lepszych, niż dotychczas, skierowali się do pola przyczep kempingowych, by zabezpieczyć szczepki na czas, nim nie dotrą do Anglii i nie spróbują zamieszkać w dalekiej, nowej ziemi.