Na jednym z pól znajduje się duży stóg słomy, w którym powstał istny labirynt korytarzy, stanowiący lokalną rozrywkę wciąż powiększaną i urozmaicaną przez nowych zwiedzających. Można tu znaleźć różne niespodzianki, natknąć się na zwierzęta, albo po prostu trafić na grotę z ciekawą zawartością. Z zewnątrz stóg nie wygląda imponująco, wewnątrz jednak można odnieść wrażenie, że korytarze nie mają końca. Da się w nich wspinać po drewnianych kratkach wzmacniających oraz po drabinach, można też zeskakiwać w słomiane przepaści, poznając w ten sposób wiele poziomów labiryntu. Jedne korytarze są większe, przez inne trzeba się czołgać, z niektórych widać niebo, a w innych panują nieprzeniknione ciemności. Większość ludzi prędzej czy później tu zabłądzi, ale jeśli zwiedzanie stogu Cię znuży, wystarczy, że zawołasz „chcę stąd wyjść!”, albo w inny sposób zakomunikujesz chęć opuszczenia labiryntu, a wtedy pobliska ściana rozstąpi się, tworząc szybkie przejście na zewnątrz. Należy pamiętać, że w tej lokacji nie da się rozpalić ognia ani zaklęciami, ani tradycyjnie - na stóg nałożone są zabezpieczenia magiczne, które to uniemożliwiają.
Lokację można odwiedzać wielokrotnie, ale za każdym razem należy wykonać obowiązkowy rzut kością na zdarzenie losowe!
Rzuć kością literową :
A - O nie! Twoja kieszeń jest dziurawa. Zauważasz to dopiero w chwili, gdy galeony z brzękiem opuszczają Twoją kieszeń. Niby mógłbyś rzucić się do ich zbierania, ale zatapiają się w podłożu tak szybko, że byłoby to jak szukanie igły w stogu siana. Tracisz 20 galeonów, stratę odnotuj w odpowiednim temacie
B - Jakiegoś turysty ewidentnie trzymają się żarty. Ktoś postawił w jednej z grot wiadro pełne Langustników Ladaco, które rozpełzły się po całym sąsiadującym z nim korytarzu. Tego nikt się nie mógł spodziewać, więc szanse na ucieczkę są małe. Rzuć kością k6. Każdy wynik oprócz 1 i 6 oznacza ukąszenie przez langustnika, a w konsekwencji pecha przez ten i kolejny wątek.
C - wpadłeś do pionowego tunelu i poważnie zwichnąłeś nadgarstek w wiodącej ręce. Musisz napisać u szeptuchy jednopostówkę na 1500 znaków lub rozegrać wątek, w którym leczysz kontuzję. Ewentualnie rozegraj wątek z osobą z wykształceniem medycznym (ukończony kurs na uzdrowiciela). Póki tego nie zrobisz, nie możesz rzucać zaklęć!
D - Mówi się, że pieniądze piechotą nie chodzą, więc tym bardziej nie powinny spadać z nieba. A jednak! Coś trafia cię w sam czubek głowy, najpierw raz, a potem drugi. Trochę to nieprzyjemne, ale czym jest chwila bólu wobec złotego deszczu? Możliwe, że pieniądze zostały upuszczone przez jakiegoś nieszczęśnika w tunelu nad Tobą, ale wszystko wskazuje na to, że i tak nie dasz rady ich zwrócić i możesz je po prostu wziąć. Jeśli się na to zdecydujesz, zyskujesz 30 galeonów. Upomnij się o nie w odpowiednim temacie.
E - Orientujesz się nagle, że idzie za Tobą zbłąkane kocię. Jeśli masz cechę "drzemie we mnie zwierzę", stworzenie na Ciebie tylko popatrzyło, zafuczało i uciekło. W pozostałych przypadkach kociak się Tobą zainteresował i Ci towarzyszy. Możesz go zignorować, przegonić, albo zanieść do Szeptuchy lub służb porządkowych. Jeśli jednak w trzech różnych wątkach uwzględnisz, że kociak za Tobą chodzi, możesz go zatrzymać. Po ukończeniu wątków zgłoś się po niego w odpowiednim temacie.
F - Znajdujesz fikuśne, ładne pudełeczko, w którym z pewnością kryje się jakiś skarb. Kiedy je otwierasz, okazuje się, że to Słowiański Psikus! Zostajesz przemieniony w zwierzę. Nie możesz się samodzielnie odmienić, musisz liczyć na pomoc! Jeśli nikt Cię nie odczaruje, efekt będzie się utrzymywał przez równą dobę. Rzuć kostką na to, w jakie zwierzę się przemieniasz: 1 - kuna domowa, 2 - gęś, 3 - niewielka krowa, 4 - zaskroniec, 5 - konik polski, 6 - szpak
G - znajdujesz słomianą grotę, o której najwyraźniej nie wie nikt, prócz Ciebie! Będzie ona Twoją kryjówką, a znaleźć ją mogą wyłącznie osoby, którym o niej powiesz (maksymalnie trzem osobom). To doskonałe miejsce na odpoczynek w świętym spokoju, na romantyczną schadzkę, a także niezawodny sposób na to, by schować się przed nauczycielami. Pamiętaj jednak, żeby nie przesadzić, bo stóg jest magiczny i może się obrócić przeciwko Tobie, jeśli wykorzystasz to miejsce, by kogoś skrzywdzić!
H - wpadłeś na trop bimbrowników, którzy zrobili sobie kryjówkę w jednej z grot. Chyba są nieobecni tylko chwilowo, bo wciąż intensywnie zajeżdża tu menelnią. Może całkiem zgubili drogę do tej groty, w każdym razie nie ma tu nikogo. Jest za to duży zapas bimbru, którym możesz się uraczyć, jeśli tylko jesteś dość odważny (lub głupi). W przypadku wypicia bimbru rzuć kością literową. Samogłoska oznacza, że to był zły pomysł, bo będziesz pijany w sztok do końca wątku, opowiadając o swoich największych sekretach, a w kolejnym będziesz cierpieć na potężnego kaca i żadne medykamenty nic na to nie poradzą - musi minąć i tyle. Spółgłoska oznacza, że przez ten i kolejny wątek masz doskonały humor, którym zarażasz też innych i dopisuje Ci niesamowite szczęście - na ten i następny wątek zyskujesz cechę “złotousty gilderoy”.
I - znajdujesz ogromną, kulistą grotę, w której da się latać. Poważnie, grawitacja działa tutaj po swojemu, możesz delektować się nieważkością, chodzić po ścianach, albo przeskakiwać z jednej strony groty na drugą. Uważaj tylko, żeby mieć w pogotowiu różdżkę, bo jeśli wytracisz prędkość pośrodku groty, nie będziesz miał od czego się odbić, żeby dolecieć do wyjścia. Kiedy raz znajdziesz tę grotę, możesz do niej wracać ilekroć będziesz chcieć, niezależnie od kostek. Możesz o niej powiedzieć dwóm osobom.
J - spacerujesz grzecznie po labiryncie, aż tu nagle słomiany sufit zaczyna się sypać! Widocznie jakiś as z piętra wyżej rzucił feralne zaklęcie, przez które stóg ucierpiał. Jeśli masz cechę "gibki jak lunaballa" to nic Ci się nie stanie. Ot, uskoczyłeś i tyle. W przeciwnym razie rzuć kostką k6. Wynik parzysty oznacza, że w ostatniej chwili umknąłeś i przysypało Cię tylko trochę. Nieparzysty grzebie Cię pod stosem słomy. Nie możesz się ruszyć, więc nie możesz też rzucać zaklęć. Potrzebujesz pomocy, żeby się wydostać. Oby Twój towarzysz miał więcej szczęścia! Jeśli nie, to pomagają Ci przypadkowi turyści. A, i jeśli masz cechę "bez czepka urodzony", nie rzucaj kością. Wiadomo, że takiego pechowca od razu przysypie.
Oprócz wydarzeń losowych w labiryncie można trafić na rozmaite znaleziska. Niektóre są miłe, inne wręcz odwrotnie. Nie jest jednak powiedziane, że znajdziesz cokolwiek. Aby się dowiedzieć, czy los Ci sprzyja, rzuć kostką tarota i przeczytaj, co udało Ci się zdobyć lub stracić. Ta kostka jest nieobowiązkowa, jednak jeśli nią rzucisz, musisz zastosować się do wyniku. W treści posta z losowaniem umieść tag #znaleziskowtunelu - wyłącznie posty z takim oznaczeniem będą brane pod uwagę w rozliczeniach nagród!
Rzuć kością tarota:
Poniżej wypisane są karty, które oznaczają znalezisko. Jeśli wylosowałeś inną, nie znalazłeś niczego.
- Pustelnik - czarodziejski scyzoryk, o którym możesz poczytać w spisie wyjazdowym
- Wieża - łajnobomba, która wybucha Ci prosto w twarz
- Kochankowie - rzep wielkości pięści, który przyczepia się do Ciebie. Więcej o rzepach przeczytasz w spisie wyjazdowym.
- Cesarz - bon na 20 galeonów do zrealizowania na targowisku
- Cesarzowa - wyjec, który zaczyna się na Ciebie wydzierać, oskarżając o parchy, dłubanie w nosie przy ludziach, śmierdzące stopy i całą litanię innych rzeczy, przed którymi nie możesz się obronić.
- Rydwan - płyta z polskimi pieśniami biesiadnymi
UWAGA! Twoja postać może dobrowolnie zostawić tutaj niespodziankę (na przykład drobny przedmiot, list, albo pułapkę z łajnobombą). Jeśli chcesz to zrobić, podkreśl to działanie w poście i zgłoś się do @Nicholas Seaver, żeby Twoja niespodzianka pojawiła się w opisie lokacji! Wylosowana rzecz będzie wykreślana i zastępowana nową, dlatego w trakcie wyjazdu będzie ciągła rotacja nagród, a w przypadku wylosowania jednej rzeczy przez kilka osób będzie obowiązywała zasada "kto pierwszy ten lepszy".
Santo I. Notte
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 192 cm
C. szczególne : włoski akcent | smoczy kolczyk w uchu | naszyjnik z krzyżem | elegant
F - Świetle Ten dobry duch, kiedy już raz ci się objawi, będzie starał ci się pomagać. Mówią, że jest w stanie wskazać drogę zagubionym, że jest w stanie wyprowadzić cię z manowców, a jeśli trzeba, może nawet odpalić fajkę. Dzięki spotkaniu z nim masz możliwość przerzucenia jednej, dowolnej kostki, w czasie całego wyjazdu.
Kiedy Santo napotkał wzrokiem na unoszący się w powietrzu jaśniejący kształt, był dosyć sceptycznie nastawiony. Dwa biesy usiłowały uczynić Włochowi krzywdę. W Zielonym Gaju doznał kilku uszczerbków na zdrowiu, kiedy indziej zaatakował go rozwścieczony utopiec, w jednym z podlaskim miejsc niemalże zwichnął kolano... Po prostu nauczył się już, że tutaj lepiej przezornie zakładać, że to nieznajome coś wcale nie ma przyjaznych zamiarów. A przynajmniej wobec niego. Co jeśli wszystkie te istoty zwyczajnie wyczuwały prawdziwą, mroczną naturę Włocha? Pozwolił zbliżyć się do siebie meduzowatemu kształtowi, z zaintrygowaniem wpatrując w jego pulsujące światło. Istota jedynie unosiła się przy chłopaku majestatycznie. Może wyczuła, że spotkało go już wystarczająco dużo nieszczęść i potrzebuje własnego anioła stróża. Santo przelotnie zacisnął palce odziane w rękawiczki na krzyżu, który nosił na szyi. Potem wszedł w dziwaczne tunele w słomie, bo chciał zbadać, co tu właściwie można znaleźć. Zdecydowanie nie spodziewał się, że cała ta specyficzna budowla okaże się magicznie powiększana w środku. Korytarze dwoiły się i troiły, ale Santo szedł pewnie naprzód, niezrażony faktem, że utracił orientację w terenie. Mało co potrafiło go przejąć, więc i teraz stawiał kroki z niezmąconym spokojem. Uważał tylko, aby wystające ze stogów siano nie zaplątało mu się w starannie wyczesane włosy. Cały zresztą przedstawiał sobą istny wzór schludności.
To naprawdę nic nadzwyczajnego, że się tutaj zgubił. Nie pierwszy i zapewne nie ostatni. Orientacja w terenie składającym się tylko i wyłącznie ze słomy nie należała do łatwych umiejętności. Przekonany był, że pamięta ile razy skręcił w lewo a tu się okazywało, że siódmy raz pod rząd wpadał w ślepy zaułek. Nie poddawał się motywowany wizją znalezienia skarbów. Dzięki temu przy ósmym zaułku znalazł maleńki kuferek. Oczy mu zaświeciły na widok znaleziska. Bez zastanowienia otworzył przedmiot z którego nagle z impetem wyleciała cała chmara pergaminów, kartek i papirusów. Przez chwilę przesłoniło mu to widok świata bowiem było tego multum, a ostre krańce niektórych z nich poprzecinały skórę czy to na policzku czy na dłoni. Nie takiego skarbu się spodziewał. Gdy machnął różdżką to pergaminy opadły grzecznie u jego stóp... wszystkie poza wyjcem, który nawet nie czekał na otwarcie tylko sam z siebie wybuchł, łamiąc przy tym tajemniczą pieczęć. Jęknął gdy usłyszał skrzekliwy głos oskarżający go o całe zło świata, wypominający jakim jest okropnym i cuchnącym śmieciem, brudasem i tym podobne... Zszokowany takim obrotem spraw przez chwilę stał sparaliżowany bo jednak obrażający wyjec nie był tym, czego oczekiwał dziś znaleźć. Gdzie tu przygoda? Gdzie adrenalina? Gdzie ekscytacja? Kilkukrotnie próbował rzucić czarem w krzyczący pergamin jednak ten za każdym razem płynnie uskakiwał. Żyłka na skroni Trevora zapulsowała. - Nosz ty mendo, zamknij durną jadaczkę. - syknął i zacisnął na moment oczy gdy w odwecie wyjec zaczął wydzierać się jeszcze głośniej i nie przebierał już w słowach. Trevor nie planował tu stać i dać się mieszać z łajnem więc odwrócił się na pięcie i ruszył przed siebie, byle gdzie, jak najdalej od wędrującego za nim wyjca. Teoretycznie ignorował stos obelg, udawał, że są żałosne i mało oryginalne ale ileż człowiek był w stanie słuchać tego typu wyzwisk i to bez przerwy na oddech? Wędrował całe piętnaście minut a Wyjec nie słabł, wciąż się darł i mieszał go z błotem niezwykle pomysłowymi epitetami. Nie zwalniając kroku wypadł zza zakrętu i skrzywił się gdy dosyć mocno zderzył się z innym wycieczkowiczem. Dopiero wtedy wyjec zamknął jadaczkę i samoistnie rozszarpał się na strzępy, zostawiając wymęczonego obelgami Trevora sam na sam z innym poszukiwaczem przygód. - Sorry. Nie usłyszałem cię bo wyjec próbował ryć mi banię. - stracił z twarzy jakiekolwiek objawy wesołości, z którą wchodził do słomianych tuneli. Entuzjazm wyparował, energia też jakoś tak zmalała. Całkowicie zapomniał co należy zrobić aby stąd wyjść więc gotów był łazić tu tak długo aż nie znajdzie wyjścia. Zlustrował wzrokiem wysokiego chłopaka sprawdzając czy został w jakikolwiek sposób uszkodzony po tym nietypowym spotkaniu. Rozmasował bark, który przyjął na siebie impet zderzenia. - A ty teleportowałeś się tu z sali balowej czy jak? - zapytał z lekkim uśmiechem na ustach bo jednak ubiór towarzysza niedoli wydawał się zbyt idealny, zbyt czysty i zbyt atrakcyjny jak na takie warunki. Do tego te rękawiczki... to było zdecydowanie zbyt dziwne. Nie przypominał osoby żądnej przygód a raczej przypadkową ofiarę zesłaną tu za karę. Sam Trevor wyglądał przy nim niczym prawdziwy wsiok - pogniecione od wędrówki ubrania, rozczochrane lekko włosy z kilkoma źdźbłami słomy tu i ówdzie, a buty miał ubłocone od wilgotnej ziemi.
Notte nawykł do podróżowania w osamotnieniu. Często właśnie taki sposób spędzania wolnego czasu preferował - bez prób uczestniczenia w bezsensownym small talku, jaki potrafił go zwyczajnie znudzić już po paru minutach. Tak się teraz jednak złożyło, że nie do końca przechadzał się po słomianych tunelach całkiem sam. Łagodny bies nadal dryfował w powietrzu za chłopakiem, jakby upatrzył w nim sobie przyjaciela. Włoch nie narzekał na taki stan rzeczy, zwłaszcza że światło przydawało się w ciemniejszych zakątkach tego miejsca i nie musiał wyciągać do tego swojej różdżki. Echem poniosły się nagle jakieś wrzaski, które sprawiły, że spokojnie stawiane kroki bruneta zaprzestały swoich działań. Ciężko było określić kierunek dobiegającej uszu Santo żarliwej kłótni, ale ktoś ewidentnie miał cięty język oraz niezwykle pojemne płuca, bo darł się i darł bez przerwy. Trwało to tak długo, że Włoch zaczął poszukiwać źródła hałasu, głównie po to, aby udzielić ostrzeżenia znerwicowanej osobie lub po prostu uciszyć ją bardzo skutecznym czarnomagicznym zaklęciem o nazwie Oscausi. Nic mu do tego, że ktoś postanowił ten piękny dzień psuć wszczynaniem burd, ale chodziło tu również o zniszczenie jego spokojnej wędrówki. Zanim zdążył zdecydować, w którą stronę skręcić, znienacka w jego klatkę piersiową z impetem wbił się jakiś chłopak. Santo momentalnie cofnął się o dwa kroki, usiłując utrzymać równowagę, ale też zwyczajnie odsunąć na komfortową dla siebie odległość. Po wycieczce do Zielonego Gaju Włochowi zostało na ciele jeszcze kilka siniaków, więc odruchowo nieco wygiął wargi w wyrazie lekkiego bólu. A może był to niesmak przez to, że został wbrew swojej woli dotknięty przez nieznajomą osobę? Wyprostował się i rozmasował nieznacznie swoje ramię, ale wzrok utkwił w niższym chłopaku. — Zaklęcia nie działały? Jakieś stare, dobre Reducto? - zapytał, bo to byłoby pierwsze, co sam by wypróbował na jego miejscu. Pomijał fakt, że Reducto należało akurat do czarów z górnej półki i wymagało naprawdę dużych umiejętności. Tylko dobrze wyszkolony czarodziej, na przykład właśnie taki jak Notte, byłby w stanie je poprawnie rzucić. Mogło wydawać się, że Santo będzie negatywnie nastawiony po kolizji, która przypomniała mu o posiniaczonej skórze, ale nie dało się w jego rzeczowym tonie wyłapać żadnej nuty antypatii. Nawet jeśli stanowili swoje zdecydowane przeciwieństwa, gdy chodziło o dbałość o wygląd lub zwyczajne ogarnięcie. — Z królewskiego pałacu. - sprostował sarkastycznie, a przez przekorę pochylił dwornie głowę o parę centymetrów. Latający bies przypominający meduzę teraz okrążył ich dwójkę z ciekawością, ostatecznie osiadając nieco ponad prawym ramieniem Włocha, jakby zaznaczał kogo strzeże. Notte rzadko czuł rozbawienie, ale tego rodzaju reakcje tylko go zachęcały, aby dalej prezentować się równie wykwintnie oraz szykownie - nawet na podrzędnej, podlaskiej wsi, gdzie jego drogocenne buty w każdej chwili mogła podziobać kura. Bez wątpienia niektórzy wytykali podobną arogancję palcami, śmiejąc się czasem nawet prosto w twarz Santo, ale jakie to miało znaczenie? Musiałby mocno upaść na głowę, aby przejąć się opinią postronnych ludzi na temat swojego ubioru. Czy właściwie na temat czegokolwiek. — Od kogo taki uparty wyjec? - pociągnął temat, pomimo że nieznajomy nie wydawał się zachwycony tymi przeżyciami. — I ile prawdy wyjawił? Odwrócił spojrzenie, bo dostrzegł nieopodal coś na kształt groty. Ktoś musiał tu przebywać, bo w środku walało się mnóstwo rzeczy, a do tego pachniało... alkoholem? Santo pociągnął kilkukrotnie nosem, próbując rozpoznać konkretną woń.
Zignorował latające coś choć trudno było mu się przyzwyczaić, że do jego rozmówców przyklejają się jakieś pomniejsze duchy. Osobiście krzywił się na ich widok i miał nadzieję, że żaden się do niego nie przypierdzieli i zostawią go w spokoju. Wszystko, byle nie te duchy. Nie mogłyby to być latające niuchacze? - Pewnie by dało radę gdyby to tatałajstwo nie spieprzało z prędkością złotego znicza. - westchnął z palcami wskazującymi rozmasował swoje skronie. Nie przyzna się przecież, że był w szoku ilością obelg i nienawiści pochodzącą ze zwyczajnego magicznego przedmiotu i dlatego poddał się, gdy nie dał rady pozbyć się uciekającego cholerstwa. - Byłbym kiepskim Szukającym. - oznajmił po chwili i przez moment delektował się błogą ciszą jaka zastała. Nie odebrał słów chłopaka jako coś złego. Zwracanie mu uwagi nie było przez niego traktowane negatywnie, o ile w trakcie ktoś go nie obrażał. - Trevor jestem. - wyciągnął w jego stronę dłoń na powitanie, nie przejmując się, że ten ma na sobie rękawiczki. - Dokładniej, to z Ravenclawu to pewnie dlatego w ogóle cię nie kojarzę. - cofnął się na bok gdy nad ich głowami przemknął latający bies. Na twarzy tego mniej ułożonego z chłopaków pojawił się rozbawiony uśmiech gdy usłyszał skąd się tu wziął. - Gdzie twoje skrzaty, żeby sprzątać błoto i łajno, które jest za rogiem? - zażartował sobie i odetchnął, jakby potrzebował trochę rozmowy z kimś względnie normalnym, by otrząsnąć się z tego, co musiał wysłuchiwać przez dobre dwadzieścia minut. - Wyjec był pułapką w labiryncie. Opowiadał stos bzdur ale tak głośno, tak przeklinał, że ryło banię. Nie wiem kto wpadł na taki durny pomysł aby to tutaj umieścić. Ktokolwiek bardziej wrażliwy z miejsca by się poryczał. - wzruszył ramionami jakby wcześniej nie był na skraju wytrzymałości po tym czego się na słuchał. Nie wierzył, że są osoby, które nie zareagowałyby na to w żaden sposób. Powiódł spojrzeniem za wzrokiem nowo napotkanego chłopaka. - Przez tego wyjca zaczynam się zastanawiać czy za rogiem będzie coś równie przyjemnego. Idziesz? - zapytał i ruszył naprzód. Być może nie bawił się już tak dobrze jak wcześniej, być może za zakrętem musi spotkać go coś niezbyt fajnego ale nie zamierzał tkwić w bezruchu. Ciekawość robiła swoje, skoro na horyzoncie jest miejsce do obejrzenia to przecież nie zaszkodzi, jeśli rzucą okiem.
Nie komentował uwagi o byciu szukającym. Santo trafił na całkiem gadatliwego osobnika, a sam z natury pozostawał małomówny, dlatego częściej przejmował tę milczącą rolę. Zresztą, nie wiedziałby do końca, co rzec. To aż biło po oczach, że mieli bardzo różne charaktery oraz ogólne podejście do spraw. — Santo Notte - przedstawił się, unikając całkowicie uściśnięcia dłoni, a wręcz prześlizgując się niechętnym spojrzeniem po prawicy Trevora, gdy ją między nimi umieścił. Zrezygnował z wyjaśniania swojej awersji do dotyku, koncentrując się na kolejnych słowach. — Z Raven... clawu - powtórzył z namysłem tę nazwę, jaką pierwszy raz w życiu w ogóle usłyszał. Najpewniej powinien wiedzieć, czym jest Ravenclaw lub chociaż coś w tym kierunku kojarzyć. Kontekst wypowiedzi błędnie podpowiadał Santo, że to jakieś miejsce w Wielkiej Brytanii skąd pochodzi Trevor. Kompletnie nie znał Wysp. W ogóle był tutaj całkowicie odklejony przez to, że pochodził z Włoszech, nie chodził jeszcze do Hogwartu i nikogo nie znał. Spodziewał się, że kiedy już pójdzie na studia to ze względów kulturowych popełni kilka faux pas, pomyli jakieś angielskie słówka albo pogubi się w nawykach uczniów z innego kraju. — Właśnie sobie jednego skrzata znalazłem - odparł Notte, przeciągając ten ich żart poprzez wskazanie podbródkiem na samego Trevora. Pomimo, że na twarzy bruneta nie gościło za wiele emocji - żeby nie powiedzieć, że praktycznie żadna - to najwyraźniej wcale nie był aż takim sztywniakiem, na jakiego mógł pozornie wyglądać. Mimo wszystko nie był świetnym partnerem do rozmowy i całe te tłumaczenia nowo poznanego chłopaka odbierał, jako ukazanie słabości. Kompletnie nie rozumiał, czemu Trevor aż tak przejął się jakimś wyjcem, dodatkowo zupełnie nieprzeznaczonym personalnie dla niego i wygłaszającym tylko wyssane z palca losowe kłamstwa. Wydawał się poruszony usłyszanymi zarzutami, trochę zgarbiony pod ciężarem oskarżeń i emocjonalnie przybity, a równie dobrze mógłby machnąć ręką. Zamiast wytykać mu wprost psychiczną słabość, Santo tylko wzruszył nieznacznie lewym ramieniem. — Ja bym się poryczał - wyjawił, zachowując nadal tę samą powagę. Może w alternatywnej rzeczywistości po smukłej kości policzkowej Włocha miałyby istotnie szansę spłynąć łzy, ale znajdowali się tu i teraz. Ze swojej strony nie oferował ani empatycznego wyrażenia współczucia, ani przyjacielskiego zapewnienia, że jak już są tutaj razem to przed następnymi wściekłymi wyjcami już własnoręcznie go ochroni. Skinął głową, po czym przeszli do części tuneli budzącej jednoznaczne skojarzenia z jakąś tutejszą meliną, tymczasowo opuszczoną przez miłośników mocnych trunków. Na wszelki wypadek Włoch starał się iść odrobinę przodem, aby jako pierwszy nadziać się na kolejną niekoniecznie miłą niespodziankę. Los im tego oszczędził. — Tunele chyba chcą cię przeprosić i pocieszyć - skomentował, łapiąc jedną z nieruszonych butelek pełnych żółtawej cieczy. Na szczęście po otworzeniu zapach Santo uzyskał potwierdzenie, że to nie są wcale szczyny, a podlaski bimber. Coś go podkusiło, aby po prostu wypić łyk, więc to zrobił. Jednocześnie chwycił za identyczną butelkę, aby podrzucić ją w stronę Trevora. Może z łapaniem tego pójdzie mu lepiej niż z wyjco-zniczem.
Uniósł pytająco brwi widząc krzywe spojrzenie gdy zaoferował kulturalne powitanie. - Co jest? - zapytał bo nie był typem osoby, który udawał, że problemu nie ma. Brak uścisku i taki wyraz twarzy nie obiecywał miłego pierwszego wrażenia. Trevor w ogólnym wydźwięku był taki swojski, koleżeński, wydawał się otwarty i pogodny, nawet mimo wkurzającego wyjca. Nie bał się pobrudzić, zgubić czy nawet próbować czegoś nowego. Ciekawość pchała go tam, gdzie niejeden mądry zatrzymałby się przed przekroczeniem granicy. - Nie jesteś z Ravenclawu, Santo Notte bo znam wszystkich z tego domu. - zmarszczył brwi bo kolejna rzecz trochę mu się nie zgadzała. O ile imię i nazwisko miał dosyć... miękkie i przyjemne w wymawianiu tak coś mu tutaj nie pasowało. Czemu chłopak miałby mu kłamać? - Po tych rękawiczkach wnioskuję, że raczej Slytherin. - nie potrafił domyślić się dlaczego nowo poznana osoba nie chciała się przyznać do przynależności domu. Nie miał żadnych problemów z wyrażaniem sympatii do osób pochodzących z różnych szkolnych domów. - Jestem wolny skrzat, robię co chcę i nie sprzątam gówna. - uśmiechnął się od ucha do ucha jednak zabrakło w tej mimice radości. W postawie Krukona pojawiło się trochę zdystansowania i ostrożności. Nie był pewien kim był Santo i jakie miał zamiary jednak pomimo spokojnego głosu, wypowiadane przezeń słowa wydawały się ociekać arogancją. - Nie wyglądasz na takiego, co miałby się poryczeć z powodu takiego wyjca. - popatrzył nań z uwagą i ruszył obok niego wzdłuż tunelu. Dopiero po chwili poczuł niezbyt przyjemny zapach rozlanych alkoholi i przepoconych ciał. To dziwne wrażenie zważywszy, że w pomieszczeniu nie było nikogo poza nimi. Nie stawiał się gdy Santo ruszył pierwszy ale też nie odebrał tego jako potencjalną ochronę przed niebezpieczeństwem. - Jeśli tak jest faktycznie to może im wybaczę. - uśmiechnął się nieco bardziej przekonywująco i złapał w porę podrzucaną butelkę. Krańcem jałowcowej różdżki otworzył kapsel i upił łyk alkoholu. Od razu też uniósł brwi i oderwał się od szyjki butelki z zaskoczoną miną. - Do jasnej avady, dosyć mocne ale niezłe. Co oni tam wlali? - przysunął butelkę do oczu i szukał na etykiecie chociażby logo firmy. Niestety, była tak stara i zamazana, że nie dał rady znaleźć nawet jednej pojedynczej wskazówki. Lekkim krokiem znalazł sobie jedną z beczek i przysiadł na niej ochoczo. Alkohol na tyle mu posmakował, że gotów był opędzlować całą butelkę. Być może zabierze jeszcze kilka dla przyjaciół. Wyobrażał sobie minę Imogen gdyby dostała od niego takie cacko. - A więc, Santo Notte, który nie jest z Ravenclawu. Skąd się tak naprawdę urwałeś i czemu ukrywasz przynależność do domu? - zapytał luźniejszym tonem, a jego ciemne oczy błysnęły powracającą wesołością. Zdawał sobie sprawę, że rozmawiał z Włochem. Ciężko byłoby tego nie spostrzec lecz nie brał tego za poszlakę z prostego powodu - w Hogwarcie znalazłoby się parę zagranicznych osób więc obce pochodzenie nie było absolutnie niczym niespotykanym.