Poprzednia lokacja: Dziczy wykrotWynik rzutu k100: 51 + 10 (z kości) + 10 (za cechę) + 10 (za pkt z zielarstwa) = 81
Wynik rzutu k6: 3Zdobycze i straty: zdobyte: wosk, złoty żołądź, +1 zielarstwo, sadzonka cebulanki; utracone: różdżka
-
Czyli za sto lat, jak obudzimy się z tego nietypowego snu - stwierdził, uśmiechając się kącikiem ust, w sposób nieco ironiczny, ale nie było w nim prawdziwej złości, czy czegoś podobnego. Zdołał się już zorientować, że świat wyglądał tutaj inaczej, dziwniej, bo mimo tego, że wędrowali przed siebie już znaczny czas, słońce wciąż zdawało się świecić tak samo, dokładnie tak ciepło, jak dawniej, jakby nic tego nie zmieniło, jakby zupełnie nic ich nie dosięgnęło, nie zmieniło, jakby po prostu utknęli w pewnym miejscu, w pewnym czasie, niczym zatrzymani w biegu. Odnosił wrażenie, że był to pewnego rodzaju obraz, do którego należeli, zupełnie, jakby właśnie w tej przestrzeni mieli się odnaleźć, jakby miała stać się ich cudowną krainą albo czymś, co pozwoli im w końcu inaczej spojrzeć na świat, czymś, co popchnie ich do przodu i pozwoli głębiej odetchnąć.
-
Mmmm - mruknął, na krótką chwilę pochmurniejąc, jednocześnie czując ucisk na sercu, gdy przypomniał sobie zagubioną wioskę nad morzem, z dala od świata, w której dorastał i kiedyś, bardzo dawno temu, czuł się nawet bezpiecznie. -
Nie masz wszystkiego pod nosem, ale dla nas to właściwie żaden problem, wrzucisz proszek do ognia albo zażyczysz sobie być gdzie indziej i proszę bardzo, lądujesz w Mungu albo w innym miejscu - stwierdził, wzruszając lekko ramionami, a na jego twarzy odmalował się cień melancholii, jakiej w ogóle się po sobie nie spodziewał, cień wspomnień, jakie dawno powinny zblednąć, a jakie teraz wypłynęły na światło dzienne, przypominając mu o tym, co było wcześniej. O niewysokich klifach, krzyku mew i morzu, jakie rozbijało się o brzeg, o wszystkim tym, co zostało daleko za nim, gdy przeprowadził się do Londynu, odkrywając zupełnie inne smaki życia, jakie tak naprawdę bywały gorzkie.
Nie zdążył jednak nic o tym wspomnieć, mając również wrażenie, że to coś, co musiał przeżyć w głębi siebie, coś, nad czym musiał pomyśleć, jakby szukając tej nici, jaka się gdzieś zagubiła, bo wyszli nieoczekiwanie z lasu, wprost na polanę, na jakiej niewątpliwie znajdował się bies. Jego wygląd nie pozostawiał wiele do wyobrażania, a kiedy zagnał ich na ugór, każąc pomóc w pracy, Max doszedł do wniosku, że ta wyprawa naprawdę miała na celu sprawdzenie ich siły, ale również gotowości do tego, żeby radzić sobie z wszelkimi możliwymi przeciwnościami losu bez pomocy magii. Dla niego to nie był tak duży problem, jak dla innych czarodziejów, wiedział o tym, ale jednocześnie czuł w tej chwili, że też wyglądało to już inaczej, że jednak było w nim coś innego, coś, co powodowało, że faktycznie należał do tego, a nie innego świata.
Nawet jeśli bez problemu zabrał się do pracy, jeśli bez problemu zaczął kopać ziemię, zgodnie z poleceniem polewnika, siejąc ziarno, w czym pomagały mu coraz to gwałtowniejsze, cieplejsze podmuchy wiatru. Zwiastowały deszcz, który nadszedł szybciej, niż się tego spodziewał, ale na nim nie zrobiło to wrażenia, ostatecznie była zahartowany i silny, więc cała ta praca nie była dla niego przeszkodą. Bies najwyraźniej również to dostrzegł, chwaląc go i kiwając do siebie głową, wręczając mu sadzonkę rośliny, jakiej nie znał, ale z pewnością mógł wykorzystać. Zapewne wystarczyło kogoś o nią zapytać, by poznać ją lepiej, a nie zamierzał wyrzucać jej gdzieś w pizdu daleko, skoro już trzymał ją w ręce. Drugą zaś objął ciasno Weia, przyciągając go do swojego boku, ostrożnie pocierając dłonią jego ramię, by choć trochę go rozgrzać. Nie miał na to chwilowo innego sposobu, a ten był jak najbardziej dobry.
-
Będzie trzeba dowiedzieć się, czym to wszystko jest - stwierdził, zerkając na amulet, odnosząc wrażenie, że cokolwiek znajdą w tym gaju, nie okaże się złe, choć nie wiedział, z czego to wynikało. Zerknął na trzymaną roślinę, a potem zmarszczył brwi. -
Chociaż nie mam pojęcia, do czego mi cebula.