Perun to słowiański bóg gromowładny, czczony jak władca piorunów i burz. Posąg wyrzeźbiono z dębu rosnącego samotnie na polu, w który kiedyś strzeliła błyskawica. Z tego właśnie powodu to miejsce jest znane ze swoich leczniczych właściwości - wszak wszystko, co dotknęła moc Peruna niesie uzdrowienie. Warto tu być szczególnie w czasie burzy. Nie sposób powiedzieć, to aura kapliczki czy po prostu błyskawice rozświetlające horyzont nad złotymi polami - jest tu niezwykle urokliwie. No wiadomo, że piorun nigdy nie uderza drugi raz w to samo miejsce.
Autor
Wiadomość
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Odrapywał powoli swój bloczek, zmieniając jego kształt z kanciastego w bardziej zaokrąglony, ścinając krawędzie i obserwując, jak zmienia się jego całość. - A wiesz, widziałem kiedyś takiego artystę w Holandii, który rzeźbił mieczem. Takim najprawdziwszym, średniowiecznym, mugolskim mieczem. - powiedział, zerkając na Peruna i poprawiając nieco swój rysunek- Brał sobie taki pień drzewa, normalnie taki o jak drzewo i siekał go z każdej strony tym mieczem, aż mu nie wyszło coś interesującego. Wprawdzie to była abstrakcja, a nie rzeźbienie czegoś konkretnego no i wiesz, tacy artyści to też tworzą sam performance, całość jest tą sztuką, którą robią, nie tylko wynik finałowy. - w galerii w Amsterdamie miewali różnych takich odpałowców. Przynajmniej póki jeszcze Landen żył. Później zrobiło się znacznie ciszej. Swansea szybko odepchnął od siebie te myśli i wspomnienia, skupiając się bardziej na tym, co dłubał w drewienku. - A widzisz tu jakiegoś profesora? - wyszczerzył do niego zęby - Na lekcjach u Elijah'a pewnie trzeba robić inaczej, ale w wolnym czasie wolna amerykanka - rób tak jak lubisz. - wzruszył ramionami - Jak złapiesz o tak... - odłożył swojego klocka i nóż, by poprawić mu drewienko w ręku - ...to masz mniejsze prawdopodobieństwo, że się dźgniesz w rękę przypadkiem. Jak ci się omsknie nóż, to po prostu tam się zsunie. - podpowiedział. Zaśmiał się wesoło i pokiwał głową' robiąc zmyślną minę, skoro pomysł teleportacji został zaaprobowany, to nic nie stało na przeszkodzie, by w pełni oddać się rzeźbie.
Uwaga kostki! Rzucamy k100 na dziabnięcie się w łapę. Wynik powyżej 80 to skaleczenie!
- Mieczem? - powtórzył, na chwilę przerywając swoją pracę, która była nieco żmudna, bo jednak nie do końca taka, jak ta, do jakiej przywykł, ale również ciekawa i interesująca. Prowadziła go w miejsca, jakich nie znał, pokazując mu, że proces twórczy mógł być bardzo różny i niekoniecznie musiał być zawsze dokładnie taki sam. To było, cóż, ciekawe odkrycie, chociaż jednocześnie powodowało, że Ian zaczął się zastanawiać, ile jeszcze rzeczy nie wiedział. - To musiał być bardzo silny, znaczy, zależy, jaki ten miecz dokładnie był, ale drewno nie jest takie proste do ciosania. Siekiera też jest trudna do utrzymania, a drewno często pęka pod jej uderzeniem, raczej się rozłupuje niż... ale pewnie, jak to jest jakaś abstrakcja, to może też o to chodzi? Wiesz, że te wszystkie wióry? - dodał zaraz, patrząc na posążek, jaki próbował wyrzeźbić, widząc doskonale, że był daleki od ideału, a szło mu to bardzo powoli, ale zaraz spróbował skoncentrować się na tym, co pokazywał mu Lockie, domyślając się, że ten faktycznie o wiele lepiej wiedział, jak manewrować nożem, żeby nie zrobić sobie krzywdy. - No, nie, teraz to nie, ale wiesz... bo... no chodzi o to, że ja to bardziej wszystko po mugolsku, a potem jak mi każą inaczej, to... no i są te dłuta, które same wszystko rzeźbią, ale czy to właściwie jeszcze jest wtedy sztuka? - powiedział, próbując dalej rzeźbić, ścinając kawałki drewna, tak, jak pokazał mu to Lockie, wyraźnie poświęcając temu niesamowicie wiele uwagi i cierpliwości, krok po kroku starając się ściąć boki tak, by dotrzeć do miejsca, jakie wcześniej zostało rozrysowane. Ale robił to niesamowicie niepewnie, wiedząc doskonale, że to była dopiero pierwsza próba i chociaż widać było, że nóż i drewno nie były mu obce, to pojęcie takiej sztuki już tak. - No, a jak ci coś nie wyjdzie... to co robisz?
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Lockie w dłubaniu w drewnie znajdował jakiś spokój. Dokładnie tak, jak to powiedział młodszemu koledze - czasem chciał coś rozwalić, bo nigdy nie nauczył się jak wyładowywać z siebie złe emocje, nie umiał o nich też rozmawiać, a rozwalanie klocka drewna za pomocą noża wydawało się znacznie lepszym rozwiązaniem, niż szukanie guza, bądź rozdawanie guzów innym. - Mieczem. - potwierdził, kiwając głową - Dokładnie tak, jak mówisz. Dużo sterczało takich połamanych drzazg, te rzeźby nie były takie ładne i gładkie jak ten o. - wskazał podbródkiem Peruna przed nimi - To była cała koncepcja związana z interpretacją tego, że artyści wyrażają się poprzez sztukę. Ten chłop miał jakieś tam problemy i te jego rzeźny to miał być obraz procesu radzenia sobie z nimi. - opowiedział lekko. Żałował czasem, że nie uważał bardziej przy tych wszystkich wystawach i wernisażach, jakie odbywały się w Amsterdamie, ale niestety, miał tyle innych, wtedy zdawało mu się, że ciekawszych, rzeczy do roboty. Zaczął wykrawać pierwsze, dość toporne kształty wąsów na twarzy bożka i jego ramiona, chciał mu wyrzeźbić jeszcze miecz u pasa, ale nie wiedział, jak to dobrze dorobić. Uśmiechnął się na jego słowa: - Też często o tym myślę. Te wszystkie samorysujące kredki i samorzeźbiące dłuta... To trochę oszukiwanie, nie sądzisz? - spojrzał na niego, na chwilę przerywając skrobanie figurki - Lubię magię w sztuce, to, że mogę ożywić obraz, albo wprawić rzeźbę w jakiś drobny ruch, by wyrażała emocję, oddychała, bądź kuliła się w sobie. Ale używanie magicznych narzędzi zawsze mi się wydaje pójściem na łatwiznę. - obrócił klocek, przyglądając się temu, co robi Ian - Takie staroświeckie myślenie, że jak na coś nie przelałeś łez, potu labo krwi to się nie liczy. - zaśmiał się jak pies szczeka. - A skąd wiesz, że nie wyjdzie? - zainteresował się, wracając do swojej pracy, wcześniej zdmuchnąwszy z kolan wiórki, które zeskrobał dotychczas.
Ian wiedział, że rysowanie, czy tworzenie w inny sposób może być satysfakcjonujące, poza tym pozwalało mu się skoncentrować, ale jakoś nigdy nie brał pod uwagę, że coś podobnego może pozwalać rozładowywać emocje w sposób co najmniej niekonwencjonalny. Dlatego też patrzył przez chwilę na Lockiego, jakby ten sobie z niego co najmniej żartował, jednocześnie jednak przypominając sobie inne rzeczy, o jakich słyszał, jak plucie farbą, przebijanie balonów nad płótnem i inne, podobne rzeczy, jakie dla niego nawet nie były sztuką, ale jak widać, dla innych osób już jak najbardziej. Potarł nos, marszcząc przy okazji brwi, a później wrócił do prób wyrzeźbienia Peruna, co wcale nie było takie proste i Ian nieźle się przy tym gimnastykował, próbując osiągnąć coś, co by go satysfakcjonowało. - No, dobra, ale czy to w ogóle jeszcze jest sztuka? Jak te wszystkie inne dziwne rzeczy, no, jak postawienie jabłka na środku pokoju i oznajmienie, że to coś oznacza - zapytał, rumieniąc się lekko, próbując ściąć nieco mocniej jeden z brzegów drewnianego klocka, przez co wyszło mu coś koszmarnego i aż wstrzymał oddech, mając wrażenie, że zepsuł właśnie to, co robił, co mogło, aczkolwiek nie musiało być prawdą. Był w dużej mierze perfekcjonistą, a może zwyczajnie wiedział, że nie mógł nic zepsuć, bo to się później z różnych względów źle kończyło, trudno powiedzieć, ale przez chwilę przypominał spanikowane zwierzę, kiedy próbował równomiernie przyciąć drugą stronę klocka, osiągając coś stosunkowo wąskiego. I na pewno nieprzypominającego kapliczki. - Cała magia to oszukiwanie. Znaczy, no, to coś innego, niż fizyka, czy matematyka i cała inżynieria, jak wprowadza świat w ruch, więc wszystko, co jest magiczne, jest nie do końca sprawiedliwe, a jeśli w ogóle dorzucić do tego wszystko, co samo działa, to ja już nie wiem, czy to są w ogóle zdolności czarodzieja, czy tak naprawdę oszukiwanie, tak jakby to była taka, no, sztuczna inteligencja - stwierdził, wypluwając niemalże te słowa, kiedy spróbował naciąć drewno tak, by osiągnąć pierwszy kształt twarzy, ale z jakiegoś powodu wychodził mu raczej kiepski zygzak, niż coś sensownego. - No, bo nie będzie przypominało tego, co chciało się osiągnąć i w sumie będzie beznadziejne. To się nie uda, nie?
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Skrobał swój klocek, który już powoli przestał przypominać klocek, a nabierał jakiejś semi-człowieczej formy, myśląc nad pytaniem Iana. To były te rzadkie momenty, kiedy ktoś odkrywał sekretne, nikomu nieznane zaklęcie, jak z gruboskórnego kretyna, którego Lockie udaje dziewięćdziesiąt pięć procent czasu, wydobyć tego człowieka, którym Swansea był naprawdę. Posiadającego wrażliwość, przemyślenia, interpretację otaczającej go rzeczywistości. I prawdą było, że najłatwiej było zrobić to przez sztukę. Doświadczanie sztuki, dzielenie się sztuką, rozmawianie o sztuce. - Nie ma spójnej definicji sztuki. Jest to pojęcie, które się ciągle zmienia, dla każdego jego definicja może być inna. Jedni lubią estetykę, lubią rzeczy piękne, inni lubią coś poczuć, nawet jeśli ma to być obrzydzenie. W inych przypadkach, bardziej niż samo dzieło, liczy się intencja, liczy się historia tego dzieła i to ma wartość, która cieszy ludzkie serce. - powiedział, zmieniając uchwyt na nożu i drapiąc samym czubkiem kozika zarysowaną twarz mini-Peruna - jest taki malarz ekspresjonistyczny, Soutine, który nad wszystko umiłował sobie malowanie martwych zwierząt. Do takiego poziomu, że trzymał w domu tuszę wołową tygodniami, nim nie nabrała odpowiedniego koloru, by ją sportretować. - zaczął opowiastkę, jedną z wielu, o których opowiadała mu matka, za czasów, kiedy jeszcze szaleństwo całkiem nie zjadło jej rozumu - Jego obrazy nie są, w tradycyjnym rozumieniu, piękne. A jednak budzą uczucie, dyskomfort, historie związane z tymi obrazami sprawiają, że pamiętasz o nich. Zostają w Twojej głowie, jak część tego artysty. - spojrzał na krukona, nagle łapiąc się na tym, że może pierdoli mu jakieś durne rzeczy, a dzieciak biedny zaraz się straumatyzuje gadką o odklejonych artystach - ja myślę, że jakbym tworzył sztukę, to chciałbym robić rzeczy, które ludzie będą pamiętać. Pytanie, czy z zachwytu, strachu, obrzydzenia czy jakiej innej emocji? Spojrzał na klocek Iana i uśmiechnął się, unosząc brwi: - Nic się nie dzieje, po prostu będzie trochę chudszy. - powiedział, szturchając końcem noża jeden z brzegów jego drewienka - O tu mu zrób włosy, zamiast tam z tyłu i nie będzie widać. - zaproponował. W końcu to nic na ocenę i można mieć w dupie efekty, ale wyraźnie widział, że się brunet tym przejął. Słuchał go chwilę w milczeniu, zastanawiając się nad tym, o czym mówił. - Myślę, że to bardzo mugolskie myślenie. - powiedział po namyśle - Jesteś przyzwyczajony do widzenia świata kategorią technologii, fizyki, inżynierii. Wiesz, że jak Edison stworzył żarówkę, to uważali go za czarownika? - uniósł brwi - To, że pewnych rzeczy nie da się opisać wzorem, wyjaśnić matematyką, nie zawsze znaczy, że są oszustwem. Oszustwo to w końcu jakaś forma kłamstwa, a magia jest prawdziwa, wiesz o tym dobrze i wiem o tym ja. - zmrużył jedno oko - Widziałeś kiedyś ilustrację bozonu Higgsa? Dla mnie to jak magia. - uśmiechnął się szerzej. Zaraz jednak parsknął. - Ale przecież już ustaliliśmy, że to, co chce osiągnąć, to wyładowanie z siebie negatywnych emocji poprzez drapanie klocka nożem. A to, co będzie przypominał ten klocek potem, jest kwestią drugorzędną. - wzruszył ramionami - Myślę, że lepiej będzie Ci podchodzić do sztuki, nie zastanawiając się nad tym, jaki chcesz osiągnąć efekt końcowy. Łatwiej sie wtedy żyje.
Ian miał wrażenie, że gotuje mu się głowa, chociaż jednocześnie było mu bardzo trudno wytłumaczyć to przedziwne uczucie, jakiego doświadczał, słuchając tego, co miał do powiedzenia Lockie. Widział w tym oczywiście logikę, a jednocześnie jej nie widział, bo wszystko było abstrakcyjne, a on właśnie, cóż, on właśnie nie przepadał za abstrakcją. Wszystko musiało być dla niego piękne, musiało być odpowiednio wykonane, musiało mieć w sobie coś, co go zachwycało, a nie było dużo takich rzeczy. Przynajmniej on tak pojmował sztukę, więc to całe ciosanie drewna mieczem albo robienie czegoś podobnego, wydawało mu się szalenie dziwne i niepasujące do tego, jaka była sztuka. On takiej nie wyznawał, uciekał od niej i nie czytał w niej nic znaczącego, chociaż jednocześnie ciekawiła go, cóż, sama historia. - Ale czy to jest dalej sztuka, czy już raczej próba przyciągnięcia uwagi? Bo wiesz, to nie do końca jest dla mnie sztuka, co nie, jeśli mam się patrzeć na czarną kropkę na białym tle, bo tak to ja też umiem, ale to nie jest w żadnym wypadku, no, czymś - zauważył, dłubiąc nadal drewno, patrząc na miejsce, jakie wskazał Lockie, czując, jak policzki mocno go palą, chociaż nie było mu gorąco, bo kompot działał doskonale. Zagryzł zatem wargę, próbując wydobyć włosy z kawałka drewna, czując, że wcale nie jest to proste, czując również, że bolały go palce od nacisku, jaki w to wkładał, ale powoli, krok za krokiem, coś rzeźbił, chociaż na pewno nie miał to być wspaniały Perun. - Chodzi ci o te... spirale? Cząstki? Ja... nie wiem, dla mnie to bardziej możliwe, niż magia, nie wiem, jak to nazwać, ale po prostu! Przecież nawet samochody są mugolskie, a czarodzieje tylko je sobie zmieniają. Nie sądzisz, że to właśnie jest oszukiwanie? Takie zabieranie czegoś, co mugole już mieli i udawanie, że to jest wymyślone przez czarodziejów? To trochę złodziejstwo - powiedział, nakręcając się coraz mocniej, przez co odciął spory kawałek drewna, tworząc całkowicie krzywy obraz Peruna, na co się skrzywił i poczuł, że zaczął się irytować. - Ja tak nie umiem, bo chcę coś osiągnąć, a jeśli nie jest takie, jak w mojej głowie, to znaczy, że źle sobie radzę, no, że w sumie to daję dupy, bo przecież to nie jest wcale takie trudne!
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Uśmiechnął się, bo zadane pytanie było jedynie kontynuacją wcześniejszej myśli. - To wciąż pozostawia otwarte pytanie: czym jest właściwie sztuka. Bo czy Nie jest czymś, co ma przyciągnąć uwagę? Wzbudzić emocję? Więc coś, co jest próbą przyciągnięcia uwagi, jest, czy nie jest sztuką? - gdybał filozoficznie - Obrazy mają swoją historię, to, o czym mówisz, to akurat był kwadrat. - dłubał w swoim drewnianym ludziku - Dzieło polskiego artysty, Malewicza, który był największym twórcą nurtu zwanego suprematyzmem. Suprematyzm odrzucał figuratywność w sztuce, od czasu jego rozwoju sztuka miała przestać naśladować rzeczywistość. Suprematyzm zerwał z ciągnącą się od starożytności zasadą, że obrazy mają opowiadać o świecie i ludziach. Zakładał uproszczenie form do podstawowych kształtów i kolorów, które miały być wartością samą w sobie. - zdmuchnął wiórki ze swojego mini-Peruna i przez chwilę przyglądał się wzorom na dużej wersji posągu, zastanawiając się, czy zdoła stworzyć ich miniaturowe wersje na swojej rzeźbie, czy sobie odetnie palce. - Oczywiście, że każdy może narysować czarny kwadrat. Dlaczego więc nikt nie narysował go wcześniej? Malewicz chciał pokazać najprostszy kształt, podstawową formę, to, co było dla sztuki, jak litera a dla alfabetu, jak atom w jakiejkolwiek materii. nawet się nie orientował w tym, jak chętnie opowiadał o sztuce. Nigdy nikt nie pytał go o żadne rzeczy, głównie chyba zakładając, że był debilem - o opinię którego dbał jak o nic nigdy w życiu. Nie miał więc okazji podyskutować o sztuce, która przecież była bardzo istotną składową w jego głowie. Trudno rozmawiać o sztuce, jeśli nikt nie spodziewa się, że masz o niej pojęcie. - Trochę oszukiwanie, ale trochę też... myślę, że przecież jesteśmy też mugolami. Ludźmi. Nie jestem fanem tego rasizmu. Samochód to wynalazek człowieka, bez względu na to, czy był on mugolem, czy nie. Wielką krzywdą i stratą dla świata jest istnienie kodeksu tajności, pomyśl, o ile łatwiejsze i lepsze mogłoby być życie zarówno czarodziejów jak i mugoli, gdybyśmy mogli połączyć siły i talenty obu frakcji. - przyglądał się, jak zaszlachtował swego Peruna, pozbawiając go połowy głowy i uśmiechnął się, wyciągając rękę, by złapać trzymany przez niego kozik, zanim w gniewie urąbie se kciuka. - Co Ci powiem, myślę, że za dużo od siebie wymagasz, ale jak już tak masz, to już tak masz. Jestem ostatnią osobą, która może Ci radzić jak żyć, bo sam nichuja nie wiem, jak to robić. - uniósł brwi - Jeżeli tworzenie rzeczy nieidealnych Cię frustruje, to warto pomyśleć, czy tworzenie w ogóle ma sens, skoro Ci nie przynosi przyjemności?
Ian nie znał tak dobrze historii sztuki, chłonąc ją bardziej sobą, zwyczajnie koncentrując się na tym, co mu się podobało, co sprawiało mu przyjemność, co wewnętrznie go uspokajało. Był tym typem człowieka, który lubił słuchać trzasku drewna w kominku, gdy trawił go ogień, tym, który bez większego problemu mógł słuchać wiatru, znajdując w tym właśnie piękno i sztukę, choć dla innych mogło być to dziwne, ale był też człowiekiem, który sztukę postrzegał jako coś, a nie tylko jako podstawę, z jakiej coś miało się narodzić. I pewnie było to dobre, bo dlaczego miałoby być złe, gdyby nie to, że był w tym wieku, kiedy zwyczajnie jeżył się na to, gdy inni mieli swoje zdanie, kiedy w agresywny sposób próbował bronić własnych poglądów, więc jego mina sprawiała wrażenie, jakby była bardzo, ale to bardzo zacięta, kiedy słuchał Lockiego. - To w takim razie nie mam wyobraźni i dla mnie sztuka musi coś przedstawiać, bo jeśli ten kwadrat ma być podstawą wszystkiego, to równie dobrze można by powiesić na ścianie puste płótno, nie? I to też będzie sztuka? - zapytał, brzmiąc jakby nieco bardziej wojowniczo, ale ponieważ był dzieciakiem, sprawiał wrażenie, jakby po prostu ze wszystkich sił próbował obronić swoje zdanie, nie mając żadnych logicznych argumentów. Było to po nim doskonale widać, kiedy z irytacją próbował wystrugać do końca Peruna, pozbawiając go kawałka głowy i pewnie gdyby Lockie go nie powstrzymał, skończyłoby się to o wiele gorzej i może mniej przyjemnie. Na razie jedynie figurka straciła kształt, jaki został jej nadany oryginalnie, ale nadal nie była tragiczna. Koślawa, zdecydowanie było widać, że Ian robił coś podobnego pierwszy raz w życiu, ale nie można było powiedzieć, żeby było to z jego strony skończoną tragedią. Oczywiście, on nie uzyskał tego, co chciał, ale... to było bardziej skomplikowane. - Ale ja lubię tworzyć - powiedział wyraźnie buntowniczo na uwagę Lockiego, jakby spodziewał się, że ten będzie kazał przestać mu rzeźbić, żeby nie popełniał błędów, skoro coś nie było idealne.
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Swansea popatrzył na niego z pewnym zaskoczeniem, przechylając głowę, jak pies, który próbuje zrozumieć ludzką mowę. Widział i rozumiał, że mają różne poglądy, ale nie potrafił odnaleźć skąd złość w młodym MacTavishu. Może był po prostu nerwusem złośnikiem? - Nikt poza Tobą nie powiedział, ze to oznaka braku wyobraźni. - uniósł brwi - Może będzie. Może nie będzie. Wszystko wraca do początkowego mojego pytania, co według Ciebie jest sztuką. - wzruszył ramionami - Dla mnie sztuką jest.... że ptak składa jajo, a potem z tego jaja wychodzi mały, żywy organizm. Dla mnie sztuką jest... narysować kwadrat, o którym osiemdziesiąt lat później ludzie dalej rozprawiają. Dla mnie sztuką jest tak latać w powietrzu, jakby nie istniała grawitacja ani zasady fizyki. - wymienił z czubka głowy jakieś przykłady - Jak dla Ciebie będzie nim puste płótno, to kto Ci powie, że nie wolno Ci tak myśleć? Ewidentnie w tej Lokowej głowie ziała pustka, labo istniał tam inny, spokojny świat. Może to właśnie jego umiejętność uznawania, że wszystko jest takie, że wszystko jest jakieś, może to był jego sekret świętego spokoju? Sam doskrobał swoje drewienko do całkiem sensownych kształtów, nawet wygładzając brzegi i plecy peleryny Peruna, po czym schował kozik i podniósł dupsko z ziemi, by postawić swój mały trybut koło tej dużej wersji posągu. - To zajebiście. Ja też. - uśmiechnął się do niego - Chyba, że lubisz robić to, ale też robienie tego daje Ci przykrość i frustracje. Wtedy możesz mieć coś z głową i trzeba się zastanowić. - wyszczerzył zęby i pokiwał brwiami - Ale pierdolnięci ludzie są najciekawsi, patrz ja. - rozłożył łapska, jakby się prezentował niczym towar w sklepie - Zabierasz swojego ze sobą? - wskazał brodą figurkę w rękach chłopca.
Bardzo trudno było wyjaśnić, skąd właściwie w Ianie brała się ta frustracja, skąd wzięła mu się ta złość, skąd pojawiło się jakieś rozczarowanie, czy poczucie, że jeśli Lockie się z nim nie zgadza, to nic nie ma sensu. Lubił mieć rację, był egoistyczny, zapatrzony w siebie, ale wynikało to również z tego, jak został wychowany przez ojca dążącego tylko i wyłącznie do perfekcji. Było to nieco zabawne, a jednocześnie tragiczne, chociaż MacTavish na razie tak tego nie postrzegał, zbyt młody, żeby widzieć pewne rzeczy, jakie stawały się oczywiste, kiedy człowiek dorastał, kiedy nagle docierało do niego, że być może traumy z dzieciństwa jednak istniały, że jednak było coś, co dawało im podkłady pod coś, czym ostatecznie się stawali. Pewnie dlatego jedynie sapnął na uwagi Lockiego, koncentrując się w pełni na dokończeniu figurki, jaka nie była nawet idealna, ale trzeba było przyznać, że jak na pierwszą próbę zrobienia z drewna czegoś innego, niż mebla, była naprawdę udana. Tylko zapewne nie dla Iana, który wypił ostatni łyk kompotu, czując się, jakby coś było nie tak, jak być powinno, chociaż przynajmniej nie odczuwał chłodu. - Mmm, zabieram - oznajmił, nie mając ochoty komentować kwestii związanej z byciem pierdolniętym, bo z jakiegoś powodu niesamowicie go to uraziło, chociaż właściwie można było uznać, że wiele spraw tego dnia go uraziło, taki widać miał nastrój, że trudno było nad nim zapanować, więc i jego pożegnanie nie było nazbyt wylewne, by nie powiedzieć, że było raczej jak spłoszone dziecko, jakie postanowiło zniknąć Lockiemu z oczu tak szybko, jak tylko to możliwe.