C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Tam, gdzie pola powoli sięgają lasu, gdzie znikają pośród młodych drzew, kryje się niewielka polana, usiana samymi chabrami. Nie sposób znaleźć tutaj innych kwiatów, wszędzie, gdzie okiem nie sięgnąć, rozlewają się bowiem błękitne płatki, kołyszące się lekko na wietrze. Chabrów jest tutaj bez liku i chociaż miejscowi twierdzą, że nikt ich tutaj nie siał i się nimi szczególnie nie zajmuje, kwiaty wyglądają niezwykle czarownie. Zupełnie, jakby biła od nich jakaś inna, wewnętrzna magia, której nikt nie jest w stanie pojąć. To jedno z tych miejsc, w których można po prostu siedzieć, odpoczywać i czerpać przyjemność z przebywania wśród natury.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Tam, gdzie pola powoli sięgają lasu, kryje się niewielka polana, usiana samymi chabrami. Niebieskie płatki kołysały się lekko na wietrze, tworząc malowniczy obraz. Julka zawsze czuła, że to miejsce emanuje jakąś ukrytą, wewnętrzną magią, dlatego wybrała je na miejsce swojej nauki zaklęcia.
Wyciągnęła starą księgę, której kartki były już pożółkłe od wieku, i otworzyła ją na stronie z opisem zaklęcia Insania Amentia. Zaklęcie to wywoływało szaleństwo u ofiary, sprawiając, że jej zachowanie stawało się chaotyczne i pozbawione sensu na 48 godzin. Julka wiedziała, że takie zaklęcie wymagało precyzyjnej intonacji i silnej woli.
Usiadła na miękkiej trawie i zaczęła czytać. Przez dłuższy czas analizowała każdy szczegół, starając się zrozumieć, jakie emocje i intencje muszą towarzyszyć rzucaniu tego czaru. Zrobiła dokładne notatki, by później móc wracać do najważniejszych punktów.
Insania Amentia... – wymruczała do siebie, przesuwając palcem po tekście. Kiedy czuła, że jest gotowa, wstała i wyciągnęła różdżkę. Najpierw postanowiła skupić się na ruchach nadgarstka. Wiedziała, że muszą być one precyzyjne i zdecydowane, aby zaklęcie zadziałało poprawnie. Kilka razy na sucho przećwiczyła odpowiedni ruch, starając się zapamiętać sekwencję.
Insania Amentia – powiedziała na sucho, bez intonacji, tylko po to, aby połączyć ruchy z inkantacją. Po kilkukrotnym powtórzeniu poczuła, że jej ruchy stają się coraz bardziej płynne. Następnie skupiła się na intonacji zaklęcia. Wiedziała, że musi brzmieć przekonująco i władczo, aby zaklęcie zadziałało na ofiarę.
Insania Amentia! – powiedziała, starając się, aby jej głos brzmiał pewnie i zdecydowanie. Nic się nie stało, ale Julka wiedziała, że nauka tak skomplikowanego zaklęcia wymaga czasu i cierpliwości. Zamknęła oczy i spróbowała ponownie, tym razem bardziej skupiając się na wizualizacji efektu.
Insania Amentia! – powtórzyła z większą pewnością. W powietrzu poczuła dziwną wibrację, jakby zaklęcie trafiło w próżnię, ale tym razem wiedziała, że było to dobrze wykonane. Julka uśmiechnęła się, czując satysfakcję z dobrze wykonanej pracy. Czuła, że zrobiła kolejny krok w stronę doskonałości jako czarownica.
Jednak wiedziała, że to nie koniec. Usiadła z powrotem na trawie i ponownie przejrzała swoje notatki. Tym razem zwróciła szczególną uwagę na opis emocji i intencji, które powinny towarzyszyć rzucaniu zaklęcia. Zrozumiała, że nie chodzi tylko o technikę, ale także o wewnętrzne nastawienie.
Skupiła się na swoich myślach, starając się wyobrazić sobie, jak to jest, gdy ktoś traci zmysły, jak chaos i szaleństwo ogarniają umysł. Wyobrażenie sobie tego uczucia pomogło jej lepiej zrozumieć, jakie emocje musi włożyć w zaklęcie. Zamknęła oczy i pozwoliła sobie na chwilę medytacji, próbując połączyć te emocje z ruchem i intonacją.
Insania Amentia! – wypowiedziała zaklęcie ponownie, tym razem z głębszym zrozumieniem. Poczuła, jak energia przepływa przez jej ciało i różdżkę. Zaklęcie, choć wciąż rzucane w próżnię, zaczęło nabierać kształtu i mocy. Julka otworzyła oczy i zobaczyła, że wokół niej unosi się delikatna mgiełka, jakby powietrze wokół niej stało się gęstsze i bardziej naładowane energią.
Była zadowolona z postępów, ale wiedziała, że musi dalej doskonalić swoje umiejętności. Powtórzyła zaklęcie kilkakrotnie, za każdym razem starając się bardziej skupić na intencjach i emocjach. Czuła, że z każdym powtórzeniem zaklęcie staje się coraz silniejsze i bardziej kontrolowane.
Kiedy słońce zaczęło zachodzić, Julka poczuła się wyczerpana, ale jednocześnie zadowolona z dnia pełnego ciężkiej pracy. Zamknęła księgę i schowała ją na swoje miejsce. Była zmęczona, ale jednocześnie zadowolona z postępów. Czuła, że zrobiła kolejny krok w stronę doskonałości jako czarownica.
To zaklęcie jest niezwykle potężne i niebezpieczne – pomyślała, odkładając różdżkę. Znała niebezpieczeństwa związane z Czarną Magią, ale była przekonana, że z odpowiednią dawką ostrożności i determinacji, będzie w stanie posiąść umiejętności, które niewielu magów odważyłoby się nawet rozważyć. Wstała z polany i ruszyła w stronę domu, czując, że dzień był dobrze wykorzystany.
/zt + (1/5)
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
- Zaczynajmy, Julia – powiedziała cicho do siebie, idąc w stronę Chabrowej Polany. To miejsce, pełne błękitnych chabrów, kołyszących się na wietrze, miało w sobie coś magicznego. Idealne do nauki nowych zaklęć.
Julia usiadła na miękkiej trawie, rozkładając przed sobą starą księgę z czarnymi, skórzanymi okładkami. „Zaklęcia Czarnej Magii” – tytuł na okładce ledwo widoczny przez lata użytkowania. Otworzyła książkę na zakładce przy opisie zaklęcia FATO.
- FATO – przeczytała na głos, przesuwając palcem po starym pergaminie. Zaklęcie to miało sprowadzać straszliwego pecha na ofiarę, sprawiając, że każda jej czynność kończyła się negatywnie. Nawet drobna nieuwaga mogła mieć tragiczne konsekwencje.
Zanim zaczęła, Julia zamknęła oczy i skupiła się na wyciszeniu umysłu. Wiedziała, że nauka takiego zaklęcia wymaga pełnego skupienia. Wzięła głęboki oddech, czując, jak otaczająca ją magia polany zaczyna przepływać przez jej ciało.
- FATO – powtórzyła, starając się zapamiętać ruchy nadgarstka opisane w książce. Były one delikatne, ale zdecydowane, jakby zaklęcie miało wnikać głęboko w los ofiary. Wyciągnęła różdżkę i zaczęła na sucho ćwiczyć te ruchy, skupiając się na ich precyzji.
Minuty mijały, a Julia powtarzała ruchy nadgarstka, starając się wprowadzić w nie odpowiednią siłę i płynność. Czuła, że coś w niej zaczyna się zmieniać. Magiczna energia koncentrowała się w jej dłoni, gotowa do wyzwolenia.
- FATO – powtórzyła, tym razem z większym przekonaniem. Jej głos brzmiał głębiej, mocniej. Czuła, że zbliża się do opanowania zaklęcia, ale wiedziała, że potrzeba jeszcze więcej praktyki.
Po godzinie intensywnej nauki, zaczęła odczuwać zmęczenie, ale nie przestawała ćwiczyć. Każdy kolejny ruch nadgarstka, każdy powtórzony szept przybliżały ją do doskonałości. Była zdeterminowana, aby opanować zaklęcie FATO.
- Muszę skupić się na intonacji – pomyślała, przeglądając notatki w książce. Wiedziała, że samo poprawne wykonanie ruchu nie wystarczy. Kluczowa była także odpowiednia modulacja głosu, która nadawała zaklęciu jego prawdziwą moc.
Julia powoli, dokładnie czytała na głos każdy fragment dotyczący intonacji. Próbowała różnych tonów, różnych wysokości głosu, aby znaleźć ten właściwy, który sprawi, że zaklęcie będzie miało pełną moc.
- FATO – powtórzyła, tym razem bardziej melodyjnie. Jej głos miał w sobie coś hipnotyzującego, jakby wibrował razem z otaczającą ją magią. Poczuła, jak różdżka zaczyna reagować na tę nową modulację, jakby zbierała więcej energii.
Godziny mijały, a Julia wciąż doskonaliła swoje umiejętności. Ćwiczyła bez przerwy, raz po raz wykonując te same ruchy, powtarzając te same słowa. Jej ciało zaczynało odczuwać zmęczenie, ale umysł pozostawał skupiony.
Kiedy księżyc zaczął wznosić się na niebie, Julia poczuła, że jest gotowa. Zbliżał się moment, w którym mogła spróbować rzucić zaklęcie na poważnie. Stanęła pośrodku polany, czując delikatny powiew wiatru na twarzy.
- Jeszcze raz – powiedziała do siebie, decydując się na finalny wysiłek. Skupiła się na niebie, wyciągnęła różdżkę i głęboko wciągnęła powietrze.
- FATO – krzyknęła z pełnym przekonaniem, wykonując precyzyjny ruch nadgarstka. Magia przepłynęła przez jej różdżkę, a zaklęcie wystrzeliło w górę, w stronę nieba. Przez chwilę wydawało się, że cała polana wstrzymała oddech, obserwując rezultat jej wysiłków.
Na niebie pojawił się mroczny wir, jakby zaklęcie wpłynęło na samo powietrze, wprowadzając w nie element pecha i chaosu. Julia patrzyła z niedowierzaniem, ale także z dumą – udało się jej rzucić zaklęcie FATO.
- Udało się – pomyślała z satysfakcją, czując, jak magia powoli rozprasza się w powietrzu. Wiedziała, że opanowanie tego zaklęcia to dopiero początek, ale była dumna z tego, co osiągnęła.
Zamknęła księgę i wstała, patrząc na spokojną polanę. To miejsce miało w sobie coś wyjątkowego, coś, co pozwalało jej zagłębiać się w tajniki magii, jednocześnie czerpiąc spokój i siłę z otaczającej ją natury. - Jeszcze tu wrócę – obiecała sobie, chowając księgę do torby i kierując się w stronę zamku. Ścieżka wiodąca przez chabrową polanę wydawała się teraz jaśniejsza, jakby sama natura sprzyjała jej dążeniu do wiedzy i doskonałości w sztukach magicznych.
/zt + (2/5)
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Julia Brooks powoli zbliżała się do Chabrowej Polany, jej ulubionego miejsca do nauki zaklęć. Magia tego miejsca zawsze pomagała jej się skupić i znaleźć wewnętrzny spokój. Delikatne kołysanie chabrów na wietrze wydawało się śpiewać cichą, starożytną melodię, która uspokajała jej umysł i pozwalała jej w pełni zanurzyć się w nauce.
Usiadła na miękkiej trawie, rozkładając przed sobą starą księgę z zaklęciami. „Zaklęcia Czarnej Magii” – przeczytała na okładce, otwierając książkę na odpowiedniej stronie. Zaklęcie NEC CONSILIUM było skomplikowane i niebezpieczne, podwajające szybkość narastania zmęczenia w ciele podmiotu. Julia wiedziała, że musi zachować szczególną ostrożność.
- NEC CONSILIUM – wymówiła cicho, badając szczegółowe instrukcje dotyczące tego zaklęcia. Przejrzała ilustracje przedstawiające precyzyjny ruch nadgarstka, który miał towarzyszyć inkantacji. Każdy detal miał znaczenie, a ona musiała opanować każdy z nich do perfekcji.
Wyciągnęła różdżkę, zaczynając na sucho ćwiczyć ruchy, które były kluczowe do rzucenia zaklęcia. Z każdym machnięciem starała się wprowadzić odpowiednią energię i koncentrację. Wiedziała, że w magii czarnej każde niedopatrzenie może mieć poważne konsekwencje. Skupiła się na tym, by każdy ruch był płynny i precyzyjny, tak jak opisywała to księga.
- NEC CONSILIUM – powtórzyła, starając się modulować głos tak, aby zaklęcie miało odpowiednią moc. Jej głos brzmiał głęboko i melodyjnie, a różdżka zaczynała delikatnie wibrować w odpowiedzi. Julia poczuła, że zaczyna kontrolować przepływ magicznej energii.
Zanurzyła się w lekturze, studiując każdy szczegół zaklęcia. Ilustracje w księdze były pięknie zdobione, pokazując nie tylko ruchy nadgarstka, ale także wewnętrzny przepływ magicznej energii. Julia śledziła te linie, starając się zrozumieć, jak energia powinna płynąć przez jej ciało, zanim zostanie skierowana przez różdżkę.
- Muszę skupić się na intonacji i rytmie – pomyślała, przeglądając starannie zapisane uwagi. Wyciągnęła różdżkę raz jeszcze, gotowa do dalszej pracy. Próbowała różnych tonów, różnych wysokości głosu, aby znaleźć ten właściwy, który sprawi, że zaklęcie będzie miało pełną moc.
Każde powtórzenie przynosiło jej nowe zrozumienie. Zaczynała odczuwać, jak magia reaguje na jej intonację i ruchy. Było to jak gra na instrumentach, gdzie każdy dźwięk i ruch musiał być idealnie zgrany, aby osiągnąć pożądany efekt.
Godziny mijały na ciągłym doskonaleniu techniki. Julia powtarzała zaklęcie raz po raz, z każdym razem czując się coraz pewniej. Była zdeterminowana, aby opanować NEC CONSILIUM, mimo narastającego zmęczenia. Każdy ruch, każda intonacja były bliższe doskonałości.
Kiedy zaczęło zapadać zmierzch, Julia odczuła, że jest bliska opanowania zaklęcia. Jej ciało czuło się zmęczone, ale jej umysł był pełen determinacji. Wiedziała, że musi kontynuować, aż osiągnie perfekcję. Skupiła się na oddechu, wciągając głęboko powietrze i powoli je wypuszczając.
- NEC CONSILIUM – powtórzyła, tym razem z większą pewnością siebie. Jej głos nabrał głębi, a ruch nadgarstka był płynny i precyzyjny. Czuła, jak zaklęcie zaczyna się formować, a energia przepływa przez jej ciało i różdżkę.
W tym momencie postanowiła zrobić krótką przerwę. Zamknęła oczy, starając się odprężyć, pozwalając sobie na kilka chwil wytchnienia. Słuchała szumu wiatru i śpiewu ptaków, które pomagały jej odzyskać siły. Wiedziała, że ta krótka chwila odpoczynku jest niezbędna, aby w pełni skoncentrować się na finalnym rzuceniu zaklęcia.
Po kilku minutach Julia poczuła się gotowa do ostatniego, decydującego wysiłku. Wstała, wzięła głęboki oddech i spojrzała w niebo. Skupiła się na otaczającej ją magii, czując, jak energia zaczyna się kumulować w jej wnętrzu.
- NEC CONSILIUM – krzyknęła, wykonując precyzyjny ruch nadgarstka. Magia przepłynęła przez różdżkę, a zaklęcie wystrzeliło w górę. Przez chwilę zdawało się, że czas stanął w miejscu, a cały świat wstrzymał oddech, obserwując jej działania.
Na niebie pojawił się mroczny wir, świadczący o sukcesie zaklęcia. Julia patrzyła z niedowierzaniem i dumą – udało się. Opanowała zaklęcie NEC CONSILIUM.
Zamknęła księgę, uśmiechając się do siebie. To była ciężka praca, ale osiągnęła swój cel. Wiedziała, że to dopiero początek jej przygody z tym zaklęciem, ale była gotowa na kolejne wyzwania.
Chabrowa Polana, pełna spokoju i magii, była idealnym miejscem do nauki. Julia jeszcze raz spojrzała na kołyszące się chabry, czując, jak napełniają ją nową energią. Schowała księgę do torby i ruszyła w stronę zamku, wiedząc, że jeszcze tu wróci. Ścieżka wiodąca przez polanę wydawała się teraz jaśniejsza, jakby sama natura sprzyjała jej dążeniu do wiedzy i doskonałości w sztukach magicznych.
/zt + (3/5)
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Julia Brooks ponownie wybrała się na Chabrową Polanę, miejsce, które stało się jej ulubionym zakątkiem do nauki i medytacji. Powietrze było świeże, a błękitne chabry kołysały się delikatnie na wietrze, tworząc spokojną i sprzyjającą atmosferę do nauki. Dziś miała zamiar zagłębić się w teorię zaklęcia SANGUINEM ULCUS, które było jednym z najbardziej przerażających zaklęć czarnej magii, jakie kiedykolwiek poznała.
Usiadła na miękkiej trawie, otwierając swoją starą księgę zaklęć. Na jednej z pożółkłych stron znajdował się szczegółowy opis zaklęcia SANGUINEM ULCUS, powodującego wrażenie wrzenia krwi w organizmie. Julia wiedziała, że to zaklęcie było nie tylko bolesne, ale i niebezpieczne, mogące prowadzić do poważnych poparzeń narządów wewnętrznych.
Przed rozpoczęciem nauki praktycznej, Julia postanowiła zgłębić teorię i historię tego zaklęcia. Otworzyła notatki, które zebrała z różnych źródeł, w tym starożytnych manuskryptów i współczesnych opracowań. Chciała zrozumieć, jak działa zaklęcie, jakie były jego efekty i jakich ofiar sięgnęło w przeszłości.
W jednym z manuskryptów znalazła opis bitwy, w której zaklęcie SANGUINEM ULCUS zostało użyte przeciwko grupie rebeliantów. Czarodziej, który je rzucił, chciał zastraszyć przeciwników i zmusić ich do kapitulacji. Efekt był przerażający – ofiary opisywały uczucie, jakby ich krew zamieniła się w ciekłą lawę, paląc ich od środka. Julia czytała z uwagą relacje świadków, w których opisywano straszliwy ból i cierpienie tych, którzy padli ofiarą zaklęcia.
Jedna z ofiar, czarodziejka o imieniu Mirabel, opisała swoje doświadczenia w pamiętniku. Julia czytała jej słowa z przerażeniem, ale i fascynacją:
- Czuję, jakby moja krew wrzała w moich żyłach. Ból jest nie do zniesienia. Każdy oddech to jak wdech płomieni. Moje ciało płonie od środka, a ja nie mogę nic z tym zrobić. Mam wrażenie, że każdy mój organ jest spalany przez nieugaszoną lawę.
Julia zamyśliła się nad tymi słowami, próbując sobie wyobrazić, jak straszliwe musiało być to doświadczenie. Mirabel przeżyła, ale ledwo – została uratowana przez eliksir chłodzący, który zdołał ugasić wewnętrzny ogień. Jej ciało jednak nigdy nie wróciło do pełni zdrowia.
Kontynuując swoją lekturę, Julia natrafiła na opis procesu tworzenia zaklęcia. Kluczowym elementem było skupienie na przepływie energii magicznej przez ciało rzucającego, a następnie przekierowanie jej w stronę ofiary. Zaklęcie wymagało nie tylko precyzyjnego ruchu różdżki, ale także głębokiej koncentracji i silnej woli. Właściwa intonacja była równie ważna, ponieważ każde zniekształcenie mogło spowodować, że zaklęcie obróciłoby się przeciwko rzucającemu.
Julia znalazła również notatki na temat obrony przed tym zaklęciem. Najskuteczniejszą metodą było użycie eliksiru chłodzącego, który mógł ugasić wewnętrzny ogień i złagodzić ból. Wspomniano również o zaklęciu ochronnym, które mogło odbić atak, ale wymagało ono ogromnej siły magicznej i precyzji.
Kolejne zapiski dotyczyły różnych przypadków użycia zaklęcia w historii. Jednym z najbardziej znanych przykładów była bitwa pod Monte Frio, gdzie czarodziej o imieniu Lucius użył SANGUINEM ULCUS przeciwko całej armii przeciwników. Efekt był tak niszczący, że po bitwie nazwano go „Płonącym Magiem”. Opisy relacjonowały, jak ofiary padały na ziemię, krzycząc z bólu, a ich ciała wydawały się płonąć od środka.
Julia zrozumiała, że zaklęcie to miało ogromną moc destrukcyjną, ale również niesamowitą cenę – zarówno dla ofiary, jak i dla rzucającego. Wiedziała, że musiała podejść do niego z wielką ostrożnością i szacunkiem. Zakończyła swoją lekturę, zamykając księgę z ciężkim sercem, ale i z nowo zdobytą wiedzą.
Chabrowa Polana była idealnym miejscem do takich studiów – spokojna, cicha i pełna magii. Julia czuła, że każdy kolejny dzień spędzony tutaj przybliża ją do doskonałości w sztukach magicznych. Podniosła się z trawy, z determinacją w oczach, gotowa do kolejnych wyzwań. Wiedziała, że droga do opanowania SANGUINEM ULCUS była długa i niebezpieczna, ale była gotowa ją podjąć, krok po kroku.
/zt + (4/5)
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Julia Brooks, po kilku dniach przerwy, ponownie wracała na Chabrową Polanę. To miejsce stało się jej azylem, przestrzenią do nauki i zgłębiania tajemnic czarnej magii. Chabry, kołyszące się na wietrze, wydawały się ją witać, a spokojna atmosfera polany pozwalała jej skupić się na nowych wyzwaniach. Dziś miała zamiar zgłębić teorię zaklęcia SENSUM DIVISIO, które było jednym z najbardziej skomplikowanych i niebezpiecznych, jakie kiedykolwiek poznawała.
Usiadła na miękkiej trawie, otwierając swoją zaufaną, starą księgę zaklęć. „Zaklęcia Czarnej Magii” – przeczytała na okładce, otwierając książkę na odpowiedniej stronie. Zaklęcie SENSUM DIVISIO było wyjątkowe, łączyło dwie osoby w taki sposób, że wszelkie fizyczne obrażenia otrzymywane przez jedną z nich, pojawiały się i u drugiej. Julia wiedziała, że musi podejść do tego zaklęcia z wielką ostrożnością.
Pierwszą rzeczą, na której skupiła się Julia, było zrozumienie mechanizmu działania zaklęcia. SENSUM DIVISIO wymagało użycia specjalnej szarfy, służącej do obwiązania splecionych, naciętych do krwi dłoni osób, które miało połączyć. Ta fizyczna i krwawa więź była kluczem do przeniesienia obrażeń między dwiema osobami.
Julia przeglądała notatki w księdze, starając się zrozumieć, jak działa to połączenie. Zaklęcie miało swoje korzenie w starożytnej magii rytualnej, gdzie krew i fizyczne połączenie były nieodzownymi elementami wielu potężnych zaklęć. Szarfa była nasączona specjalnymi miksturami, które wzmacniały jej magiczne właściwości i umożliwiały przeniesienie obrażeń.
W jednej z ksiąg, które Julia zebrała, znalazła szczegółowy opis rytuału, który był używany przez starożytnych czarodziejów do połączenia dwóch wojowników w bitwie. Wojownicy ci, złączani zaklęciem SENSUM DIVISIO, mogli walczyć jako jeden organizm, dzieląc się swoją siłą i wytrzymałością. Jeśli jeden z nich został ranny, drugi odczuwał to samo, co zmuszało ich do wspólnej walki i ochrony siebie nawzajem.
- Sensum Divisio jest zaklęciem, które wymaga pełnego zaufania między dwiema osobami – przeczytała Julia na marginesie jednej ze stron. Wiedziała, że to zaklęcie było często używane w czasach, gdy wojownicy musieli walczyć ramię w ramię, ale również w bardziej mrocznych czasach, gdy czarodzieje używali go do tortur i wymuszeń.
Jednym z najbardziej przerażających przypadków użycia tego zaklęcia było opisane w kronikach średniowieczne przesłuchanie więźniów. Julia czytała z zapartym tchem, jak inkwizytorzy łączyli więźniów zaklęciem SENSUM DIVISIO, zmuszając jednego do cierpienia, aby wyciągnąć zeznania od drugiego. To było brutalne i nieludzkie, ale skuteczne. Więźniowie, nie mogąc znieść widoku cierpienia swoich towarzyszy, często łamali się pod presją.
Julia zatrzymała się na chwilę, wpatrując się w kołyszące chabry. Była przerażona mocą i okrucieństwem tego zaklęcia, ale jednocześnie zafascynowana jego złożonością. Wzięła głęboki oddech i wróciła do lektury, chcąc zrozumieć wszystkie aspekty SENSUM DIVISIO.
Kolejną rzeczą, którą musiała zgłębić, była teoria przerwania zaklęcia. Jak się okazało, zaklęcie można było przerwać tylko poprzez przecięcie szarfy na pół. Było to proste, ale wymagało dostępu do szarfy, co często było trudne, jeśli osoby były w różnych miejscach lub jedna z nich była nieprzytomna.
W jednym z przypadków opisanych w księdze, czarodziejka o imieniu Eleanor zdołała przeciąć szarfę w ostatniej chwili, ratując życie swojej siostry, która była bliska śmierci z powodu obrażeń. Eleanor musiała wykazać się ogromną odwagą i szybkością, aby przeciąć szarfę i przerwać zaklęcie, zanim było za późno.
Julia zastanawiała się, jak można by zabezpieczyć się przed tym zaklęciem. Wiedziała, że najskuteczniejszą obroną było unikanie sytuacji, w których mogłoby zostać użyte. Uświadomiła sobie, że kluczowe jest również zrozumienie, jak działa zaklęcie, aby móc rozpoznać jego oznaki i przeciwdziałać mu, zanim zostanie rzucone.
Przyglądając się dalej opisom zaklęcia, Julia natrafiła na notatki dotyczące psychologicznych aspektów SENSUM DIVISIO. Zaklęcie nie wpływało na ból psychiczny, co oznaczało, że nawet jeśli osoba była poddawana torturom psychicznym, nie przenosiło się to na drugą osobę. To odkrycie było kluczowe, ponieważ oznaczało, że zaklęcie działało wyłącznie na fizycznym poziomie, co czyniło je bardziej zrozumiałym, ale wciąż niezwykle niebezpiecznym.
Julia postanowiła również zgłębić, jakie były możliwe zastosowania zaklęcia w pozytywny sposób. Chociaż SENSUM DIVISIO było zaklęciem czarnej magii, miało potencjał do użycia w sytuacjach, gdzie połączenie dwóch osób mogło przynieść korzyści. Przypomniała sobie historie o wojownikach, którzy używali go, aby zwiększyć swoje szanse na przetrwanie na polu bitwy. Wiedziała, że zrozumienie wszystkich aspektów zaklęcia było kluczowe do jego pełnego opanowania.
Po kilku godzinach intensywnej lektury Julia zamknęła księgę, czując się znacznie bardziej świadoma mocy i zagrożeń związanych z zaklęciem SENSUM DIVISIO. Polana, która otaczała ją swoją spokojną aurą, była idealnym miejscem do takich refleksji. Wiedziała, że jeszcze wiele musi się nauczyć, ale każdy dzień spędzony tutaj przybliżał ją do doskonałości w sztukach magicznych.
Podniosła się z trawy, z determinacją w oczach, gotowa do dalszych wyzwań. Chabry, kołyszące się na wietrze, zdawały się jej szeptać słowa otuchy. Julia spojrzała na nie z uśmiechem, wiedząc, że jeszcze tu wróci. Ścieżka wiodąca przez polanę wydawała się teraz jaśniejsza, jakby sama natura sprzyjała jej dążeniu do wiedzy i doskonałości w sztukach magicznych.
Wyjazd na te wakacje naprawdę dawał się Imogen we znaki i to bardzo mocno. Miała serdecznie dość tego miejsca, tych wszystkich ludzi, całej tej kultury i wszystkiego, co Podlasie mogło sobą reprezentować. Nigdy nie sądziła, że to powie, ale jeśli było jakieś miejsce, którego z całego serca i serdecznie by nienawidziła, to mogłaby uznać za nie tę opuszczoną przez ludzkość wieś. Naprawdę, cholernie ją irytował fakt, że gdziekolwiek poszła, tam zawsze trafiała na kłopoty. Ilekroć chciałaby zrobić coś odmiennie, inaczej to i tak kończyło się zawsze tak samo. Szeptucha nauczyła się już nawet wymawiać jej imię, co z jej krzywym angielskim było wręcz kuriozalnie śmieszne, tak często musiała ją składać do kupy. Niemniej Imogen wcale nie było do śmiechu z tego powodu. Dlatego właśnie potrzebowała spotkania z kimś, kto po prostu będzie wraz z nią narzekał na to paskudne życie i wszystko, co ze sobą niosło. Wiedziała, że Kate będzie do tego idealnym towarzyszem, dlatego była pierwszą osobą, o której pomyślała w tym wypadku. Zaprosiła ją, bo po prostu czuła, że to jeśli ona tego nie naprawi, to nikt by nie mógł. Do czego to doszło, aby Imogen przestała się uśmiechać! Merlinie uchować przed konsekwencjami tej katastrofy! Podała miejsce, czas i preferowane towarzystwo listownie po czym Gryfonka sama udała się na spotkanie. Zabrała ze sobą koc, ciepłe bluzy, jakieś przekąski, które ukradła ze stołówki i oczywiście wino. Normalnie preferowała piwo i wybierała je przy każdej okazji, ale czuła, że tym razem potrzebowała wina. Duuużo wina. Dochodziła wyznaczona godzina, jednak słońce wciąż jeszcze delikatnie znaczyło horyzont swoją obecnością. Dziewczyna rozłożyła koc pośród tabunu niebieskich kwiatków, kompletnie nie zważając na to, że właśnie prawdopodobnie bardzo dużo spośród z nich zamierzał uśmiercić swoim dupskiem. Usiadła na kocu, położyła zdobyczne przekąski obok i wzięła głęboki oddech. Cisza i spokój. Nie była pewna, czy właśnie tego potrzebowała. Na szczęście za niedługo miało się to zmienić. Położyła się na plecach i podłożyła przedramiona pod głowę. Zgięła lewą nogę w kolanie i oparła o nie kostkę prawej nogi. Majtała sobie pozornie beztrosko prawą stopą w powietrzu, patrząc w niebo, które przybierało coraz bardziej różowy odcień. Miała nadzieję, że Kate pojawi się szybko bo inaczej dziewczyna będzie musiała sama podołać temu winu, a to wcale nie byłoby prostym zadaniem.
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Cisza i spokój wsi może były tym, czego pokręcone i pełne porażek życie Kate w tej chwili potrzebowało? Problem był taki, że wraz ze zwolnieniem tempa, zawitała w nim nuda. A to już było ostatnim gwoździem do trumny jej dobrego humoru. Może Imogen wiecznie natykała się na kłopoty - ona z kolei miała wrażenie, że absolutnie nic się w jej życiu nie dzieje. Fajnie było pić kawę wśród śpiewu ptaków i w promieniach wschodzącego słońca (czy też raczej tego południowego skwaru, bo najczęściej dopiero wtedy otwierała oczy, korzystając z możliwości spania do bólu), ale ileż można było po prostu tkwić na ławce i patrzeć na te same, szumiące drzewa? Piękne, ale wciąż jednakowe. Dzień upływał jej na nic nieznaczących rozmowach, okazjonalnych grillach przy ognisku, jedzeniu polskiej kuchni, która, choć smaczna, zaczynała jej się nudzić. Głaskała kręcące się przy grodzie koty, zrywała polne kwiaty, dosłownie patrzyła, jak trawa rośnie i z przerażeniem obserwowała wolno upływający czas. Wieczorny piknik na chabrowej polanie jawił jej się jako miłe urozmaicenie wyjątkowo nużącego dnia. Szła w kierunku pokrytej niebieskimi kwiatami polany z piaskiem pod lewą powieką i cisnącym się na usta leniwym ziewnięciem, niemal pewna, że tak szybko, jak jej tyłek dotknie ziemi, jej ciało ukołysze się samo do snu. Jedyna nadzieja w towarzystwie temperamentnej Gryfonki! Początkowo nie dostrzegła jej leżącej na ziemi - dopóki nie zaczęła machać w powietrzu nogą. - Cześć - krzyknęła w kierunku podrygującej stopy, kierując swoje kroki ku rozłożonemu kocykowi. - Całkiem tu ładnie - skomentowała skąpany w chabrach fragment pola, choć miała wrażenie, że mówiła tak o większości miejsc we wsi Raj, co w jakiś sposób odbierało im tę wyjątkowość. - Ooooo, masz wino - rozpłynęła się nad tym faktem, dziękując niebiosom za zesłany przyjaciółce pomyślunek. - Wspaniale. Jeszcze jedna szklanka kompotu i chyba wzięłabym świstoklik do domu - dodała, rozpoczynając tyradę.
Jak się okazało, Imogen nie musiała długo czekać na przybycie przyjaciółki. Ledwie zdążyła się wygodnie rozgościć na przyniesionym kocu i zacząć udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, kiedy to w oddali usłyszała jej głos. Mimowolnie uśmiechnęła się na ten dźwięk i podniosła do normalnej pozycji siedzącej. Przeciągnęła się, dając tym samym ulgę zesztywniałym mięśniom karku, bo w końcu choć miała koc, to ziemia i tak pozostawała twarda i na dłuższą metę niewygodna. - No, trzeba przyznać, że Polska umie w widoki - stwierdziła luźnym tonem, bo faktycznie, widoki jakie serwowały Imogen te rejony były naprawdę zapierające dech w piersiach. Szkoda tylko, że każda jedna atrakcja praktycznie pragnęła ją zabić, na co zdecydowanie zamierzała narzekać głośno i długo. Pewnie właśnie dlatego zaprosiła tutaj przyjaciółkę. Narzekanie we wspólnym towarzystwie zawsze była ciekawsze, niż samotne użalanie się nad sobą i swoim losem. Nic więc dziwnego, że kiedy Imogen usłyszała pierwsze wyrazy niezadowolenia skierowane w jej stronę z ust Kate, uśmiechnęła się jeszcze szerzej i poklepała wolne miejsce obok siebie na kocu. - Merlinie, jak cudownie usłyszeć, że nie tylko ja mam dość przynajmniej części aspektów na tych wakacjach! - Wyrzuciła ręce w górę w geście czystego szczęścia. Może i nie było to zbyt kulturalne z jej strony, wszak nie wypadało się cieszyć z nieszczęścia innych ludzi, jednak wiedziała, że dziewczyna nie będzie miała jej tego za złe. Złapała różdżkę i butelkę wina, po czym odkorkowała ją odpowiednim zaklęciem. - Nie ma ani szklanek ani kompotu - obwieściła, zaskakująco wesoła i podała jej butelkę. Skoro była jej gościem, to powinna czynić honory czyli rozpocząć ich biesiadę. Sama Imogen sięgnęła do przyniesionej ze sobą torby i zaczęła wyjmować z niej różnorakie jedzenie. Jakieś polskie chipsy, skądś zdobyła czekoladowe żaby, znalazł się nawet popcorn o smaku karmelu i sera, jej ostatnie zaskakująco smaczne odkrycie. Z lokalnej stołówki zwinęła też nieco lokalnych przysmaków, toteż wyjęła na koc pudełko pełne pierogów (których sama nie zamierzała tknąć...), coś co kucharka zachwalała jako najlepsza zasmażana kapusta (Merlinie, kto jadł kiszoną kapustę?!), znalazło się też miejsce na kilka kawałków sernika. Teraz Imogen, dumnie patrzyła to na Kate, to na swoje zdobycze. - Wszystkie pierogi są Twoje. Ja nie ruszę tego gówna, bo zlecą się tutaj utopce - obwieściła po czym wzięła w dłoń kawałek sernika i wgryzła się w niego. Jęknęła z zadowolenia, przymknęła powieki, kiedy słodkie nadzienie rozeszło się po jej podniebieniu - Zaebsty! - próbowała powiedzieć z pełnymi ustami przez co kilka okruszków przypadkowo wypluła. Chyba to jednak nie był najlepszy pomysł.
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Prawdopodobnie nie powinna narzekać, że nie złamała nogi w nielegalnym wyścigu albo że jakiś demon wodny nie chciał jej udusić, ale dochodziła do tego momentu, w którym zaczynała być niezwykle zmęczona swoim własnym towarzystwem, bo nic - absolutnie nic! nie działo się obecnie w jej życiu. Tak to niestety w przyrodzie było, musiała istnieć jakaś równowaga. Po prostu nigdy nie sądziła, że będzie tą nudną koleżanką w ekipie. Przywitała Imogen szelmowskim uśmiechem, po czym walnęła się obok na kocyku, z niezadowoleniem stwierdzając, że ziemia faktycznie była bardzo twarda i niewygodna. Wystarczyło się tylko trochę powiercić, by ulokować tyłek w niego korzystniejszym położeniu. - Daj spokój - zaczęła z lekceważącym machnięciem ręki, choć dopiero zamierzała rozkręcić się w sprawie narzekania na wieś Raj. Obserwowała, jak dziewczyna sprawnie odkorkowuje butelkę, z zadowoleniem kiwając głową na wieść, że nie zaznają na tym pikniku kompotu. Brak szklanek lub kieliszków może był na dłuższą metę nieporęczny, ale nie zamierzała wybrzydzać. Picie z butelki dawało radę. Przejęła więc trunek, by rozpocząć biesiadę i upiła łyk wina. Skrzywiła się w pierwszej chwili, bo choć napój nie był niesmaczny, był jednak alkoholem i podrażnił jej niczego niespodziewające się gardło. Odchrząknęła cicho, przełykając silniej, by przepchnąć to uczucie ciepła nieco głębiej. - Pierogi wabią utopce? - zapytała z uniesioną pytająco brwią, nie wiedząc, czy miała traktować jej słowa poważnie, czy były to wyłącznie żarty. Jeśli jednak rzeczywiście zjedzenie ciasta z farszem miało zwabić w pole chabrów jakieś upiory, chyba podziękuje. - To ja może też zostanę przy serniku - stwierdziła, bo może i brakowało jej wrażeń, ale za towarzystwem Imogen tęskniła bardziej niż za przygodą. - No to opowiadaj, co się stało - rzuciła, gdy przełknęła pierwszy kęs placka.
Każdy miał swoją definicję piekła i nie było w tym nic dziwnego. Dla jednym piekłem było nudzić się ponad miarę, a dla innych co rusz wpadać w nowe kłopoty i dziwne sytuacje, które w ogóle nie powinny mieć miejsca. Niemniej, gdyby tylko wiedziała, jak bardzo Kate nudziła się podczas tych wakacji, to chętnie by się podzieliła swoimi dziwnymi przygodami, bądź zaprosiła ją od uczestnictwa w nich. Wszakże Imogen miała serdecznie dość tego, co tu się wyprawiało i gdyby tylko mogła, chętnie spędziłaby dzień bądź dwa bez perspektywy potencjalnej śmierci bądź przynajmniej bardzo poważnego poranienia swojego ciała. - No mów - zachęciła ją, kiedy Kate w końcu umościła się obok niej na kocu. Sama dziewczyna usiadła po turecku i z wyprostowanymi plecami przyglądała się przyjaciółce. Czy była wścibska tym, że chciała wiedzieć więcej? Prawdopodobnie tak. Czy zamierzała się tym przejmować? Absolutnie nie. Spotkały się w końcu po to, aby narzekać na życie które prowadziły w czasie tych wakacji, więc od czegoś trzeba było zacząć, prawda? Parsknęła lekkim śmiechem na pytanie zadane przez dziewczynę i pokręciła przecząco głową. - Nie wiem, czy je wabią, ale ja mam pecha i do pierogów i do utopców, bo w jakiś dziwny sposób te w moim przypadku są nierozerwalnie połączone. Ale jedz na zdrowie! - Zachęciła ją jeszcze do jedzenia, bo to, że sama pokłóciła się akurat z tą konkretną potrawą nie oznaczało, że od teraz wszyscy jej znajomi powinni jej nienawidzić równie mocno, co Imogen. Ponownie wgryzła się w ciasto i żuła je zawzięcie i długo, delektując się jego smakiem, kiedy to Kate postanowiła zapytać, o co chodzi. Chwilę wpatrywała się w nią bez słowa, zastanawiając się nad tym, od czego w ogóle powinna zacząć swoją wypowiedź. W końcu otrzepała palce z okruszków ciasta, a resztki jakże kulturalnie wytarła w swoje spodnie. - Czy ty też masz takie wrażenie, że te wakacje to jedna wielka porażka? - zaczęła w końcu, patrząc w bliżej nieokreślone miejsce na tym polu chabrów. Mimowolnie uniosła jedną dłoń w kierunku swoich ust i zaczęła obgryzać mały paznokieć u prawej ręki. Nie przejmowała się tym, że może się to wydawać niekulturalne, czy paskudne, ot odruch, którego mimo wielu lat na karku, nie mogła się pozbyć, a wielokrotnie próbowała. - Cokolwiek bym tutaj nie robiła, to zawsze kończy się to przynajmniej małą tragedią, więc nie zdziw się, jeśli nie wrócisz stąd w całości - dodała po chwili i w końcu przeniosła spojrzenie swoich jasnych tęczówek w kierunku przyjaciółki. Wyciągnęła dłoń po butelkę wina, którą otworzyły a kiedy Kate ją jej podała, upiła z niej sporo i skrzywiła się nieco, gdy cierpkie wino podrażniło jej przełyk. - Szczerze mówiąc to już mam serdecznie dość tego miejsca i poważnie rozważam wcześniejszy powrót do Wielkiej Brytanii - dodała, kiedy przełknęła alkohol. Oddała Gryfonce butelkę i położyła się na kocu, wpatrując w coraz bardziej ciemniejące niebo.
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
- No właśnie nie mam czego opowiadać! To jest ten problem - zawyła żałośnie, wznosząc rękę ku niebu, jakby to jemu miała w zarzucie taki a nie inny los. Zważywszy na to, jak potoczył się jej ostatni rok szkolny, można by sądzić, że tegoroczne wakacje rozbiją bank w kwestii ilości zaliczonych przypałów - za to okazywały się wyjątkowo rozczarowujące. Te ubiegłe spędziła w towarzystwie swojego już byłego chłopaka (swoją drogą Amaruq wciąż nie odpisał na żaden z wysłanych przez nią listów i choć już dawno odpuściła temat casanovy z Tecquali, nieustannie wspomnienie o nim kłuło ją w serce, choć może jednak bardziej w dumę), a w te... Może pobujała się po łąkach z Roycem. I tyle by było z romansu na wsi. - Czerwiec był... Porąbany - stwierdziła, myśląc o wszystkim tym, co działo się w związku z wyprawą na poszukiwanie Ciemnego Dworu, z Kingfisherem, wróżkami i całym tym bałaganem, który nastał później. Wróciła z wyprawy i nagle wszystkie jej znajomości zaczęły się sypać, bo dziwnym trafem straciła umiejętność dogadania się z tymi, z którymi była najbliżej. Części zwad udało się pozbyć, ale Veronica chyba już nigdy nie spojrzy na nią z sympatią po tym, jak gorąco się pokłóciły. - Bardzo liczyłam na to, że wakacje wszystko naprostują i naładują mi baterię na nowy rok, a mam wrażenie, że z każdym kolejnym dniem tutaj ta energia jest wysysana ze mnie. Kto wie, może te kwiaty tak obficie kwitną, bo żywią się naszymi duszami? - rzuciła w przestrzeń, śmiejąc się zaraz po tej abstrakcyjnej sugestii, choć biorąc pod uwagę ile w okolicy grasowało biesów i upiorów, nie zdziwiłaby się specjalnie, gdyby nawet chabry czyhały na ich zgubę. Zajęła się jednak sernikiem, dając dojść do głosu przyjaciółce, gorliwie przytakując jej pytaniu o wakacyjnej porażce. - Co masz na myśli z tymi tragediami? - zapytała z ciastem w buzi, nie przejmując się absolutnie zachowaniem dobrych manier. Wszak była wśród swoich. Imogen mogła bez wstydu obgryzać paznokcie, a Kate mogła się opluć sernikiem i były kwita. - Ja już przeżyłam tyle tragedii, że może los mnie w końcu oszczędza - dodała, gdy nasunęła jej się ta krótka refleksja. Czy jej niezadowolenie tym faktem świadczyło już o poważnym, psychicznym zaburzeniu i uzależnieniu od użalania się nad swoim życiem? - Jest to myśl! - odparła z nieskrywanym entuzjazmem, w głębi duszy czekając, aż ktoś inny podsunie jej ten pomysł, by go wesprzeć swoim głosem. Nie miała zamiaru rujnować komuś frajdy i być tą, która psuje zabawę - ale jeśli Imogen nie bawiła się dobrze, tak jak i ona, może faktycznie powinny zerwać się z wakacji szybciej? Przejęła butelkę, by przepić winem tę nowinę.
Żal w głosie przyjaciółki od razu sprowadził Imogen na ziemię więc cała jej uwaga skupiła się właśnie na niej. Dopiero teraz przyjrzała się jej dokładniej i zauważyła, że to nie była ta dziewczyna, którą znała. Ta była jakaś tak dziwnie przygaszona, nie do końca taka, jaką powinna być. Widać, że cokolwiek się w jej życiu nie działo, to miało to na nią duży wpływ. Merlinie, to naprawdę było okropne. Słuchała jej z uwagą, niemalże spijając słowa z jej ust, kiedy to żaliła się na swoją obecną sytuację. Nie przerywała jej świadoma, że ona na pewno też potrzebowała się wygadać i opowiedzieć głośno o niektórych kwestiach, które dręczył jej duszę. Przytaknęła ochoczo głową, gdy Kate wspomniała o wysysaniu duszy przez wszechobecne kwiaty. - Ja w ogóle nie rozumiem, o co chodzi z tymi kwiatami. Ok, jesteśmy na wsi, w takich miejscach kwiaty to norma, ale na Merlina przecież to jest chore, że jest ich tutaj aż tyle! Porzygać się idzie od tego zapachu! - Jęczała wyraźnie zdegustowana zaistniałą sytuacją, a co śmieszne, przecież sama zaprosiła przyjaciółkę na łąkę pełną kwiatów. Nie wiedziała, czemu akurat wybrała takie właśnie miejsce, jednak dopiero teraz dostrzegła potężną ironię zawartą w tej sytuacji. Prychnęła wkurzona na wszystko, kiedy Kate poruszyła temat tragedii. Oczywiście nie była zła na nią, bo i z jakiego to niby powodu, jednak całe te wakacje w wykonaniu Imogen nadawały się na bardzo dobre przedstawienie, za które to ludzie płaciliby grube galeony, aby móc je obejrzeć. Oni śmialiby się do rozpuku, a Imogen płakała rzewnymi łzami odgrywając kolejne akty swojego kataklizmu. - Te wakacje chcą mnie zabić, Merlin mi świadkiem, że tak jest. Byłam w tym całym zielonym gaju i wiesz co? Prawie tam nie zwariowałam przez jakieś cholerne duchy! Bies rzucił się na mnie nagle i zaczął mnie z dupy dusić! Utopiec ugryzł mnie w nogę i prawdopodobnie gdyby nie Lockie, to nie wiem czy bym to w ogóle przeżyła, bo nie byłam w stanie samodzielnie iść do Szeptuchy. A o innych licznych sytuacjach, gdzie zrobiłam z siebie debila to nawet nie będę wspominać. - po kolei, bez najmniejszego skrępowania wyliczała kolejne sytuacje, kiedy to życie postanowiło sprzedać jej siarczystego kopa w dupę i pokazać, że może z nią zrobić, co tylko zapragnie, a Imogen nie ma na to kompletnie wpływu. Dlatego teraz leżała wpatrując się z ponurą miną w niebo nad nimi i wciąż zawzięcie obgryzając paznokieć, który ewidentnie miał już serdecznie dość. Pomimo wielokrotnych prób pozbycia się tego paskudnego nawyku, nie była w stanie, a teraz, kiedy mówiła wprost o wszystkim, co ją boli w tych wakacjach, to już w ogóle nie potrafiła przestać. Niemniej podniosła się na jednym łokciu, kiedy usłyszała entuzjazm w głosie Kate na myśl o powrocie do Wielkiej Brytanii. - Mogłybyśmy sobie zorganizować własny wyjazd - zasugerowała, przyglądając się dokładnie twarzy przyjaciółki. Nowy pomysł, który wykiełkował w jej głowie zaczynał się mimowolnie rozrastać coraz bardziej i bardziej. - Mogłabym namówić tatę na "pomoc" przy tym przedsięwzięciu - dodała po chwili, uśmiechając się w stronę dziewczyny coraz szerzej i szerzej.
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
W ogóle w ostatnim czasie dokładnie tak się czuła - żałośnie. Co rusz spotykały ją wyłącznie nieprzyjemności i naprawdę musiała wykazać się ogromną siłą woli, by zmusić swój umysł do przeglądnięcia własnych archiwów w poszukiwaniu jakiegoś miłego wspomnienia, ubogiego w prywatne bądź publiczne upokorzenie. Pragnęła jakiejś zmiany - czegoś zupełnie nowego, co sprawi, że jej los odwróci się o sto osiemdziesiąt stopni i przestanie być jednym wielkim rozczarowaniem. Chciała, żeby te wakacje były wstępem do tej upragnionej odmiany, ale efekt zdecydowanie odbiegał od jej marzeń. Słowa Imogen ogromnie ją rozbawiły. Aż odrzuciła w tył głowę ze śmiechu, bo najwyraźniej można było narzekać nawet na zbytni urodzaj kwiatowy. Jej samej niekoniecznie przeszkadzała ich ilość, co nużyła ją monotonia krajobrazów. - Współczuję wszystkim alergikom - zawtórowała jej, wciąż się śmiejąc z siły wygłaszanych przez Gryfonkę postulatów przeciwko wiejskiej florze. Kate nie miała jej za złe, że na spotkanie wybrała polanę chabrów - jeśli miała być szczera, jak nie jedne kwiatki, to drugie, nie miały tu zbyt wiele opcji siedzenia bez ich towarzystwa. Chyba że w stodole z cienkimi jak tektura ścianami między "pokojami". Spanie w takim miejscu również zaczynało jej przeszkadzać, bo o ile nałożone na owe ścianki zaklęcia pozwalały zachować jako taką prywatność rozmowy, o tyle przestrzeń zaczynała jej się wydawać niezwykle ciasna. W szkole dormitoria były jednak nieco większe. Zaczęła z uwagą słuchać opowieści koleżanki, która zdecydowanie należała do tych bardziej emocjonujących, mimo że wydarzenia zostały skrócone do pojedynczych zdań. I gdy już myślała, że nie mogło być gorzej - w jej historii pojawił się Lockie fucking Swansea. Ten to miał wyjątkową umiejętność wkręcić się w każde życie, poza jej własnym oczywiście. Była w niełasce Ślizgona od tak dawna, że chyba traciła resztki nadziei na ocieplenie wzajemnych stosunków, które ochłodziły się Merlin jeden wiedział czemu. - Co on tu w ogóle jeszcze robi? - wypaliła z nieskrywaną irytacją i wywróciła oczami, bo jedną z rzeczy, która była dla niej niezrozumiała, była jego obecność na wakacjach. Jasne, miło było pojechać ostatni raz na koszt szkoły w "fajne miejsce", pobujać się ostatni raz ze szkolnymi ziomkami i porobić głupoty, na które jeszcze przyzwalał świeży status absolwencki - ale na Merlina, nie powinien, no nie wiem, pójść do pracy? Oczywiście nie zdawała sobie sprawy, że Swansea cały ten czas dorabiał u Thìdley'ów, bo ilekroć próbowała przedrzeć się przez jego wierzchnią fasadę i poznać go bardziej, odwracał kota ogonem i wracał do durnego żartowania. - Nie zrozum mnie źle, to dobrze, że akurat był na posterunku i pomógł Ci. Po prostu... - zawiesiła się, nie do końca umiejąc wskazać tę jedną, konkretną rzecz, która ją w tym całym aspekcie irytowała najbardziej. - A zresztą nieważne - uznała, machnąwszy ręką i wsadziwszy resztę kawałka sernika do ust, by całkiem zatkać je i nie pozwolić gorzkim żalom na wypływanie. Mogła ponarzekać na ich zimne stosunki i na własną głupotę zawierzania jakichkolwiek uczuć w rękach nieczułego Ślizgona, ale nie przypomniała sobie, by dzieliła się z Imogen wszystkimi szczegółami ich zawiłej relacji. A na pewno nie mówiła jej, że się kiedyś całowali. Gdy dziewczyna położyła się na kocu, Kate wciąż siedziała na nim, przyglądając się pięknej przyjaciółce i wszystkim konstelacjom piegów zdobiących jej twarz. Podłapany wspólnie temat szybszego zakończenia wakacyjnej męki zdecydowanie poprawił im obu humory, przynajmniej na chwilę. - Mogłybyśmy! - podchwyciła dodatkowo, w głowie rysując potencjalny plan na girl's trip z udziałem Gryfonek. - Mogłabym zapytać Adeli i Clementine co o tym sądzą - stwierdziła, mimowolnie już ciesząc się perspektywą wyjazdu, mimo że połowa ekipy jeszcze nie wiedziała o krojących się planach.
Rozgoryczenie Imogen spowodowane dosyć... nieudanymi wakacjami w jej wykonaniu w tym momencie brało nad nią górę i kiedy to zaczęła narzekać, to zamierzała kontynuować ten temat, póki tylko będzie w stanie. Bo naprawdę miała dość tego, że los na każdym kroku podstawiał jej nogę, aby w jak najbardziej efektywny sposób przewróciła się na ten głupi ryj i mocno go sobie obiła. Nie miała pojęcia, czemu akurat jej to wszystko się przydarza, ale teraz chętnie narzekała nawet na kwiatki i ich zatrważającą ilość. A potem przeniosła się na rozmowę dotyczącą tego, co to los postanowił jej tutaj zgotować i było tylko gorzej. Każde wspomnienie ożywało w jej ciele i pomimo naprawdę uroczego krajobrazu, świetnego towarzystwa i naprawdę dobrego jedzenia, nie potrafiła się wyluzować w pełni i cała jej złość ulatywała wraz z każdym kolejnym słowem wypowiadanym przez Gryfonkę. Niemniej zatrzymała się na chwilę ze swoim roastem na Polskie wakacje, kiedy to Kate nagle wypaliła z czymś na kształt pretensji. Imogen aż usiadła i spojrzała na dziewczynę z nieskrywaną niczym ciekawością. Jedna jej brew uniosła się ku górze, kiedy to tak próbowała rozszyfrować, co też dziewczynie siedziało w głowie. Próbowała wyczytać z jej postawy wszystko, co tylko mogła jej powiedzieć na temat odczuć Kate względem Lockiego. To w jaki sposób się zdenerwowała na wzmiankę o chłopaku, jak kluczyła wokół tego, co chciała powiedzieć, a co nie mogło przejść jej przez usta. Imogen wyprostowała się, patrząc na nią bez mrugnięcia okiem. Nawet zapomniała o tym, że jeszcze kilka chwil temu tak ochoczo obgryzała swoje paznokcie. - A co ty masz do Lockiego? - zapytała w końcu bardzo ciekawa odpowiedzi, która miała paść. Coś jej podpowiadało, że mogła mieć do niego bardzo dużo, choć nie była pewna czy mowa tutaj o pozytywnych czy raczej negatywnych uczuciach. Dawała jej przestrzeń na to, aby powiedziała więcej i Merlin jej świadkiem, że choć nie powinna to prawdopodobnie zamierzała naciskać, aby dowiedzieć się tego, czego chciała i zaspokoić swoją ciekawość. Chwyciła w dłoń butelkę z winem i pociągnęła z niej kilka tęgich łyków. Skrzywiła się po tym, ale alkohol był tak smaczny, że nie przeszkadzało jej to nazbyt mocno. Temat zszedł w stronę ewentualnego wspólnego wyjazdu, co mocno poprawiło nastrój Imogen i nic dziwnego, że dziewczyna w końcu zaczęła się uśmiechać, tak szczerze, pierwszy raz od naprawdę długiego czasu. - Byłoby cudownie, gdyby też były chętne! - od razu wypaliła, szczerząc się przy tych słowach. Już widziała w swojej wyobraźni godziny spędzone w towarzystwie dziewczyn, prawdopodobnie w jakimś wypasionym miejscu. Bo tak, Imogen postanowiła zagadać do swojego ojczulka o odpowiednią dotację dla tego właśnie celu. Może dzięki temu udałoby im się udać w jakieś fajne, ciepłe rejony? Spędzić tam kilka dni tylko na zabawie, piciu, jedzeniu, długich rozmowach i wszystkich tych dziewczyńskich pierdołach. Postawić na prawdziwy reset zanim to znów zamkną ich na kilka miesięcy ciężkiej nauki w Hogwarcie.
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Beznadziejnie kryła się z całym tym swoim rozgoryczeniem, lecz od czego były przyjaciółki, jeśli nie od dzielnego znoszenia jej prawdziwego oblicza? Włącznie ze wszystkimi rozterkami, które aktualnie targały jej duszą i sercem. Odzyskując prawdziwą siebie po fiasko jakim była wyprawa i późniejsze efekty wciągniętego w dużej ilości wróżkowego pyłu, akurat tego jednego rozgoryczenia nie mogła się wciąż pozbyć. I choć jej relacje z Adelą poprawiły się znacznie, jej stosunek do wyjątkowo bliskich relacji przyjaciółki z owym Ślizgonem pozostał niezmienny. Wkurwiało ją to. I słysząc, że wkupiał się w łaski kolejnej z osób, które powinny być postawione po jej stronie, ogarnęła ją biała gorączka. Nieświadoma, że Swansea kiblował rok przez oblany egzamin z numerologii - akurat te istotne towarzysko rzeczy były dla niej mało interesujące w czerwcu, kiedy to brak empatii rządził jej charakterem - toteż tym bardziej irytowała go jego obecność na wakacjach. Poczekajmy, aż zorientuje się, że czekał ich jeszcze rok razem w szkole! Parę miesięcy temu cieszyłaby się z tego. Gdy ich relacja pomału rozkwitała, a może po raczej przepoczwarzała się w coś, co jej zdaniem miało potencjał powodzenia, martwiła się faktem, że tak mało czasu zostało mu w Hogwarcie. Obawiała się, że wychodząc z niego porzuci za sobą nie tylko wspomnienie edukacji, ale również i ją samą. Jak widać jej osąd był błędny z samego założenia, że wytrzymaliby w bliskich stosunkach aż do końca roku, bo ewidentnie znudziła mu się znacznie wcześniej niż w czerwcu. - Wszystko - żachnęła się, nie bacząc już na słowa i ich wydźwięk. Zwierzyła się kiedyś z Adeli ze swoich rozterek, teraz poza nimi miała po prostu głęboko tkwiący żal, który najwyraźniej potrzebował ujścia. - Nie mówiłam wam tego wtedy, bo nie wiedziałam, na ile poważne mogłoby to być, a teraz nie ma co mówić, bo już nie istniejemy - zaczęła swoją gorzką historię. - Wybacz, że nie wtajemniczyłam Cię wcześniej. Adela wie, bo musiałam z nią to skonfrontować - dodała, próbując usprawiedliwić to opóźnienie w przekazywaniu ploteczek. Czy też raczej prywatnych wyznań. - Wkurza mnie, że jest przyjazny dla wszystkich w moim otoczeniu, a mnie wciąż olewa - przyznała w końcu, wyrzucając z siebie to, co leżało jej na wątrobie najciężej. - Jestem głupia, bo pozwoliłam mu narobić mi nadziei na coś, co nie ma prawa bytu, przynajmniej z jego strony sądząc po fakcie, jak szybko mnie olał tuż po tym, jak mnie pocałował - dodała, podkreślając powagę tego ostatniego faktu. Nie całowała byle kogo, nie wiedziała, jak Lockie. Może dla niego to rzeczywiście było nic. Wzięła od niej butelkę, łykając wraz z winem własne smutki, niedługo gotowa do porzucenia tematu Swansea na dobre, w tej rozmowie oczywiście. Wizja obgadania babskiego wyjazdu była znacznie bardziej atrakcyjna niż smęcenie nad chłopem, który nie odwzajemniał jej zainteresowania. - Myślę, że nie będę miała dużego trudu z przekonaniem ich do tego pomysłu - stwierdziła dość pewnie. - Poznałaś w ogóle Clementine? Wciągnęłyśmy ją trochę z Adelą do szkolnego życia. Wylądowała w Gryffindorze, dołącza dopiero na studia. Będzie dobrze ją wprowadzić do paczki - dodała, zabierając się za kolejny kawałek sernika. Pierogi niestety musiały pójść w odstawkę, nie chciała tu żadnych utopców...
Oh, Imogen z ochotą zamierzała znosić wszystkie humorki Kate, byle tylko znaleźć na nie remedium i skuteczny sposób na poradzenie sobie z problemami! Przecież dziewczyna zawsze była dla niej cholernie ważna, toteż Gryfonce zależało na jej szczęściu. A jeśli to oznaczało, że powinna wysłuchać całego narzekania ze strony dziewczyny, to Skylight rada była móc to zrobić, byle tylko choć w minimalnym stopniu poprawić jej nastrój. Toteż słuchała ją z uwagą, koncentrując się nie tylko na wypowiadanych przez nią słowach, ale i na całej postaci Kate, aby dokładniej zrozumieć to, co chciała jej przekazać. A przekaz był jasny; frustracja aż się z niej wylewała w stopniu bardzo silnym. Kompletnie nieświadoma tego, co Kate przeżyła z Lockiem, ot tak wspomniała o nim w ich rozmowie i o wydarzeniu, które nie tak dawno miało miejsce. W tym momencie Imogen była bardzo wdzięczna za lata nauki metamorfomagii, dzięki którym musiała też w pewnym stopniu nauczyć się panowania nad samą sobą, bo dzięki temu nie pokazała wprost, że spotkanie z Swansea nie skończyło się tylko na jednym. Co prawda kolejnym razem również trafiła na niego przez przypadek, ale słuchając dalej przyjaciółki miała świadomość że ta nie byłaby z tego faktu zadowolona. Im dalej w las tym gorzej Imogen się czuła, bo pomiędzy nimi coś się pojawiło. - Nie musisz mnie za nic przepraszać - powiedziała cicho, choć miała świadomość, że te słowa mogły umknąć drugiej Gryfonce w toku wygłaszania tyrady względem jednego Ślizgona, który bardzo zalazł jej za skórę. Imogen sięgnęła po pierwszą przekąskę, która nawinęła się jej pod rękę, nie spuszczając swojego spojrzenia z Kate. Wylosowała popcorn, który wsadziła sobie do ust. Żuła go długo, próbując przetrawić to, co właśnie usłyszała. Merlinie, nie wiedziała, że tak się sprawy mają... - Kate…- zaczęła delikatnie, jakby się bała, że jedno niewłaściwe słowo, może ją urazić. - A czy próbowałaś z nim o tym porozmawiać? I nie mówię tutaj o głupiej gadce o wszystkim i o niczym, tylko o spokojnej, poważnej rozmowie. Wiesz, powiedzieć mu, jak to wygląda z Twojej perspektywy. Faceci mają problemy z "domyślaniem się" i do nich trzeba prosto z mostu. Może dla niego ten pocałunek nie był tak ważny, jak dla Ciebie. - Czuła, że musi to powiedzieć, nawet jeśli Kate miała możliwość usłyszeć to wcześniej z innych ust. Niemniej Imogen uważała, że niektóre rzeczy trzeba powiedzieć jasno. Wielokrotnie spotkała się z sytuacjami, gdzie niedopowiedzenia potrafiły stworzyć kompletnie niepotrzebne konflikty. Może tutaj też chodziło o niedopowiedzenia? Może sytuacja nie była tak tragiczna, jak malowała się w oczach jej przyjaciółki? Temat wyjazdu rozwijał się w najlepsze i Imogen aż się uśmiechała na samą myśl. Nie potrzebowała dużo, ot kilka dni tylko w ich towarzystwie w zupełności by wystarczyło. Nie była wymagającym człowiekiem. - Nie miałam okazji, ale skoro wy uważacie ją za spoko osobę, to ja tym bardziej - oznajmiła, szczerząc się przy tych słowach. Bo taka była prawda, nie sądziła, aby istniał ktoś, z kim Kate oraz Adele się dogadały, a Imogen nie byłaby w stanie. - Mój ojciec miał kiedyś znajomego, który posiadał domek we Włoszech w okolicy jeziora Como. Może udałoby mi się go namówić aby do niego zagadał i go nam wynajął - rozmyślała na głos, bo to naprawdę było coś, co chciała zrobić. A sądziła, że gdyby uderzyła w odpowiedni ton, to tata na pewno nie omieszkałby jej pomóc. Owszem, był oschłym facetem, rzadko obnosił się ze swoimi uczuciami, jednak w czynach potrafił pokazać swoją troskę i miłość.
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Frustracja była nieodłączną częścią jej ostatniego roku i choć bardzo chciała zachować twarz w obliczu nieustannie rzucanych pod nogi kłód, coraz częściej wykrzywiał ją grymas zawodu. Zawodziło ją wszystko, zarówno jej wyniki szkolne, jak i wyniki sportowe, nie mówiąc już o nieustannie rozpadających się relacjach międzyludzkich i braku odwzajemnionych uczuć. W dodatku nie miała na tyle zdrowego rozsądku, by wyznaczyć ścisłą granicę, za którą podobne występki w przypadku Lockiego powinny całkowicie przekreślić jakąkolwiek ich znajomość. Nie, przeciwnie, choć bardzo ciężko byłoby jej się do tego przyznać zarówno przed kimś, jak i przed samą sobą, prawdopodobnie w obliczu nagłego ocieplenia ich wzajemnych stosunków, puściłaby "w niepamięć" dawne zwady. Na chwilę - by w sytuacji ponownego rozłamu móc je wyciągnąć z głębi umysłowej szafy i biczować się w kolejnej praktyce mentalnego samoumartwiania. Imogen nie była świadoma wszystkich tych perypetii, bo jakimś trafem Kate czuła, że nie powinna o nich opowiadać, nawet tym najbliższym przyjaciółkom. Nie wiedziała dokładnie, co kryło się za tym przeświadczeniem - obawa o osąd? Wstyd? Strach zapeszenia? Ostatecznie i tak wszystko biesy wzięli, bo według kalendarza mijał sto czterdziesty siódmy dzień, odkąd "nie gadali". Bo nie liczyła tych absolutnie nic nie wnoszących zdań wymienianych przy okazji lekcji lub urodzin Adeli. Słysząc więc, że radą Skylight była rozmowa, poziom zirytowania wybił poza skalę, a jej samej nie zostało nic innego niż zaśmiać się. Nie parsknąć śmiechem, nie odrzucić głowę w tył w geście szczerego rozbawienia - paskudnie, chamsko prychnąć, zamykając w westchnieniu najszczerszą pogardę dla tego pomysłu. - Odbyłaś kiedyś poważną i spokojną rozmowę z nim? - warknęła, wciąż urażona sugestią, jakoby nie przyszło jej to do głowy. Owszem, przyszło. Pisała do niego, prosiła o czas, o rozmowę, sygnalizując jawnie, że nie pasował jej taki stan rzeczy i gotowa była sprawę wyjaśnić. - Jeśli nie, to nie to nie dziwi. Graniczy to z cudem. Poza tym on mnie unika i chociaż podejrzewam czemu, nie rozumiem, dlaczego nie może mi tego powiedzieć w twarz. Zamiast tego próbuje mnie przy każdym meczu zwalić z miotły z uporem maniaka - dodała, nieco podkoloryzując, bo choć zatrważająco często była celem jego tłuczkowych ataków podczas meczów Quidditcha, prawdopodobnie wynikało to z czysto strategicznego punktu gry. Najprościej pozbyć się obrony - wtedy droga do pętli wolna. - Ewidentnie nie był ważny - dodała, znów prychając, ale teraz już w smutniejszej manierze. Doskonale wiedziała, co usłyszy, bo Adela powiedziała jej praktycznie to samo. Może nieco łagodniejszym tonem, lecz przekaz pozostał. Poza tym doszła do podobnych wniosków samodzielnie, nie odkrywały tu z Imogen Ameryki. - Dobra, koniec o chłopach, bo można się depresji nabawić - stwierdziła, machając ręką i kładąc się na kocu, by wbić spojrzenie w niebo i uciec nieco od badawczego wzroku koleżanki. Miały ciekawsze rzeczy do obgadania. - Włochy brzmią cudownie - stwierdziła, wzdychając kolejny raz, ale teraz już wyłącznie z ulgą, że jej luźna propozycja nabierała kształtów. - Byłoby super jakbyś mu wysłała sowę. Albo patronusa, jeśli umiesz - dodała, uśmiechając się już cieplej. - Tylko zapytaj, czy nie ma w tym jeziorze żadnych cholernych utopców...
Wakacje właśnie minęły. Nadeszła ich ostatnia noc, zbliżał się ostatni świt, a później wszystko to miało odejść w niepamięć, stać się jedynie słodkim wspomnieniem, czymś, co mogło kołysać człowieka do snu, czymś, do czego mógł się uciekać, gdy zabraknie mu czasu na oddychanie. To wspomnienie wilgotnej ziemi wieczorami, plusku wody w jeziorze, ciepła słońca, które grzało ponad polami i lasami, w jakich można było zniknąć, szukając przygód, ochłody i ciszy. Wszystko przemijało, stawało się już przeszłością, już teraz kołysząc się lekko na strunach zapomnienia. Dni, które były, znikały w ciemności, niektóre jedynie malowały się wyraźniej, pozostawiając po sobie ślady, niczym gwiazdy na niebie. Ostatnie dni lata smakowały inaczej, pachniały też inaczej i kryło się w nich przemijanie, jakiego Carly wcale się nie spodziewała. Owszem, zawsze, gdy wracała do domu, gdy wracała do rzeczywistości, tliło się w niej pewne rozrzewnienie, ale tym razem było inaczej i zdawała sobie z tego sprawę, gdy wędrowali w ciszy przez okoliczne pola, gdy po prostu szli przed siebie, pośród ściernisk pozostałych po pierwszych sianokosach. Wioska, las, jeziora, wszystko stopniowo zdawało się odchodzić w zapomnienie, szło spać, kładło się na wypoczynek, jaki miał trwać do następnego lata, a ona miała wrażenie, że to wrażenie rozsiada się mocno na jej ramionach. Było dziwnie przytłaczające, chociaż jednocześnie kryło się w tym coś słodkiego, czego nie umiała nawet określić. Miała wrażenie, że na jej języku kryła się gorycz, a jednocześnie słodycz, coś, co dawało jej poczucie, iż istniała, iż trwała, była i nie mogła do końca przeminąć. Uniosła głowę, wpatrując się w niebo, którego barwa przechodziła z niebieskiego w pomarańczowe, mieszając się z chmurami i słońcem, które właśnie kryło się za drzewami. Lśniło jeszcze, ale noc zdawała się już skradać, już pędziła do nich pomiędzy ochładzającym się wiatrem, pomiędzy drżącymi na gałązkach malinami, jakie wcześniej zrywała, pomiędzy roślinnością, jaka zdawała się witać stopniowo jesień. Był w tym urok i czar, jakiego nie dało się pominąć i nawet do niej przemawiał, dając jej poczucie, że wszystko, dosłownie wszystko, mogło być w pewien sposób cudowne. Nawet, cóż, nawet jeśli dobiegało końca. Miało w sobie bowiem coś, czego nie dało się i nie chciało zapomnieć, a ona miała tak wiele niesamowitych wspomnień tego lata, że nawet nie zamierzała zatrzymywać się w miejscu. Spojrzała na mężczyznę, gdy dotarli w okolicę pola pełnego chabrów i uśmiechnęła się do niego, ale nic nie powiedziała. Sprawiała wrażenie, jakby była w stanie teraz zniknąć, jakby była faktycznie królową lasu, nimfą, jaka nie mogła zbyt długo przebywać pośród ludzi. To był jej świat, jej miejsce, jej czas, coś, z czym się złączyła, co czuła całą sobą. I było to bardzo miłe uczucie, pełne głębokiego ciepła, jakiego nie mogła, nie chciała i nie zamierzała odrzucać. Hogwart jawił jej się teraz jak szaleństwo, tak samo Londyn i jedynie dom rodzinny miał w sobie coś, do czego mogła uciekać. Ale, coś, z czego zdawała sobie w pełni sprawę, to to, że nawet tam nie będzie mogła czuć się tak niesamowicie, jak tutaj. Tu było inaczej.
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Nakir Whitelight
Wiek : 24
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183
C. szczególne : dołeczki w policzkach, runa jera na lewym biodrze
To było pożegnanie. Był świadom, że oboje o tym wiedzieli i nie mógł powiedzieć, żeby był zadowolony. Jednocześnie nie zamierzał rezygnować z ostatniej wspólnej nocy, nawet jeśli cała atmosfera była dziwnie ciężka, dziwnie nostalgiczna. Miał wrażenie, jakby nie tylko coś się w tej chwili powoli kończyło, ale również jakby coś tracił. Nie chciał skupiać się na tym uczuciu, próbował je zagłuszyć, wiedząc, że nie miało tak naprawdę znaczenia. Cokolwiek działo się w trakcie wakacji, było jedynie wakacyjnym romansem, czymś, co z natury rzeczy miało się zakończyć. A jednak… Jednak nie chciał tego wypuścić. Jeszcze nie był na to gotów. Obserwował swoją towarzyszkę, a gdy tylko otoczyły ich kwiaty, objął ją ramieniem w pasie i przyciągnął do siebie, aby pocałować ją. Nie potrafił jednak w pełni zapanować nad sobą, czując, że w tym jednym geście kryła się cała melancholia, jaka powoli brała go w posiadanie. Nie wiedział, co miałby powiedzieć, ale jednocześnie miał wrażenie, że w tej chwili słowa nie były potrzebne. Tak naprawdę liczyło się, że chcieli tę noc spędzić w swoim towarzystwie. - Wydaje mi się… Że to pora na odnowienie zaklęć… - powiedział cicho, nawiązując do ich pierwszego spotkania w trakcie wakacji, do rozmowy z tamtego dnia. Jednak nie ruszył się z miejsca, trzymając ją wciąż mocno przy sobie, nie chcąc jej puszczać. Chabry, pośród których byli aż krzyczały, żeby zerwać je, upleść z nich wianek i nałożyć na jej głowę. Kusiły, żeby położyć się między nimi i cieszyć ciepłą nocą. Jednak to zmuszałoby go do puszczenia jej, do odsunięcia się na moment i trzymania dłoni z daleka od niej, a to było w tej chwili nie do przyjęcia. Był pewien, że dziewczyna zniknie, gdy tylko wszystko się skończy. Wciąż nie podali sobie swoich imion, nie powiedzieli, gdzie mogli się szukać, więc powrót do Anglii był jednoznaczny z koniecznością szukania siebie, jak do tej pory. I o ile wcześniej taki układ całkowicie mu odpowiadał, tak po czasie spędzonym na Podlasiu brzmiał jak tortury. Próbował sobie powiedzieć, że chodziło tylko o możliwość dobrej zabawy po trudniejszych akcjach, ale czy naprawdę tak było? Nie zamierzał teraz odpowiadać na to pytanie, choć pozostawało gdzieś z tyłu jego głowy. Jak ważne było spędzanie wspólnie niemal każdego dnia i niemal każdej nocy, gdy wszystko to było tylko przygodą. Miał ochotę zachować te wakacje w pamięci, mieć coś, co mogłoby mu ciągle o nich przypominać, tak jak drewniany wisiorek przypominał mu o wcześniejszych spotkaniach z Królową Nimf. Chciał czegoś podobnego i mimowolnie myślał o stworzeni kompletu do tamtego wisiorka - pierścionka drewnianego ze splecionego z chabrów wianka i drugiego identycznego na jej palcu… Była to jednak szalona myśl, jakiej nie chciał się poddawać. Nie chciał, aby nadawała większego znaczenia czemuś, co przecież było tylko przygodą… Nawet jeśli taką, jakiej nie chciało się kończyć.
Imogen mogła się tylko domyślać, jak czuła się jej przyjaciółka. Wiedziała, że ostatni rok nie był dla niej łatwy i chciałaby móc wesprzeć ją w tym wszystkim bardziej niż tylko dobrym słowem, ale niestety los chciał, że niewiele ponad to mogła faktycznie zrobić. Istniały takie demony, z którymi Milburn musiała poradzić sobie samodzielnie i po prostu posiadać świadomość, że wokół istnieli ludzie, na których mogła polegać. Dziewczyna miała nadzieję, że przyjaciółka pamiętała o niej jako o tej, do której zawsze mogła zwrócić się o pomoc. Niemniej kiedy usłyszała z jej ust tak bardzo sarkastyczny śmiech, aż skonsternowana podniosła brew ku górze, nie bardzo wiedząc, co powinna w tym momencie zrobić. Zaraz to się okazało, że w zasadzie nie musiała zrobić nic, bo Kate postanowiła dokładnie przedstawić swoją irytację związaną z zachowaniem pewnego, omawianego tutaj Ślzigona. Imogen mogła tylko słuchać, robić coraz to większe oczy, bo po prostu wcześniej nie była świadoma, jak bardzo chujowo malowała się ta sytuacja. Przejęła od drugiej Gryfonki butelkę wina, upiła znaczną jego ilość i zaraz to oddała, bo coś jej podpowiadało, że po takim monologu dziewczynie na pewno zaschnie w ustach. Pokręciła z niedowierzaniem głową, bo dla niej samej takie zachowanie było... skrajnie niedopuszczalne! Imogen zawsze uważała, że rozmowa rozwiązuje przynajmniej znaczną część problemów, ale w przypadku, kiedy ktoś nie chciał rozmawiać... Siłą jeszcze nikt nikogo do tego nie zmusił i coś jej podpowiadało, że w tym wypadku było tak samo. - Może chcesz, żebym ja z nim o tym pogadała? Mogę mu powiedzieć, co myślę na temat jego zachowania względem Ciebie - zaraz to rzuciła pomysłem z hardą tonacją w głosie, jak na prawdziwą przyjaciółkę przystało. I Merlin jej świadkiem, że jeśli byłoby trzeba, dorobiłaby sobie metamorfomagią dodatkowe mięśnie, byle tylko skuteczniej jebnąć Lockiego w pysk, gdyby jednak postanowił jej nie słuchać i mieć w nosie to, co słowami zechciałaby mu przekazać. Owszem, lubiła go. Był dla niej miły i sympatyczny, ale skoro zachowywał się w taki sposób względem Kate, to nie miałaby problemy, aby dość dosadnie dać mu do zrozumienia, co sądzi na ten temat. Wzruszyła lekko ramionami, kiedy to Kate zarządziła koniec tematu. Nie zamierzała jej do niczego zmuszać, a wszystkie fakty na niebie i ziemi wskazywały, że ten konkretny temat już i tak zbyt często pojawiał się w głowie drugiej Gryfonki. Nie ma co zmuszać ją do rozmów na siłę, jeśli te i tak nie wniosą niczego nowego do zaistniałej sytuacji. Dlatego idąc za jej przykładem ponownie położyła się na kocu. Niebo w tym czasie zdążyło ściemnieć, a wokół nich pojawiło się dużo gwiazd. Im bardziej granatowy odcień przyjmowało, tym więcej migoczących punktów pojawiało się na widnokręgu. - Jutro na pewno to zrobię. Tata dość szybko odpowiada na sowy, nawet jeśli za często nie rozmawia ze mną twarzą w twarz. - Przygryzła nieco policzek kiedy świadomość tego stwierdzenia ją uderzyła z pełną siłą. No cóż, faktycznie nie miała najlepszych relacji z ojcem, ale to nie był moment, aby się nad tym zastanawiać. Zaraz to parsknęła naprawdę serdecznym śmiechem, gdy Milburn wspomniała o utopcach. Podłożyła przedramię od głowę, aby znajdowała się w lepszej pozycji i skrzyżowała nogi w kostkach. - O nie, Włochy i utopce to ogromny oksymoron. Tam takie poczwary nie istnieją. Będą tylko drinki z palemką, gorąca temperatura, chłodna woda do kąpieli w nielimitowanej ilości, dużo plotek i mało czasu na smutki - roztoczyła przed nią tak imponującą perspektywę wyjazdu. Sama nieźle się rozmarzyła, gotowa jechać tam choćby i dziś. - Może zapytam też siostrę czy chce jechać z nami? Kojarzysz Iris, prawda?
Problem zaczynał się w chwili, gdy Kate zamiast z tymi demonami walczyć, zaczynała żywić je własną urazą, podsycając je płonącym w niej ogniem gniewu i głaszcząc je, jakby były stadem zbłąkanych kotów, którym chciała zapewnić schronienie. Chowała tę urazę dość długo, co było dla niej w pewien sposób zaskakujące. Zawsze postrzegała samą siebie za osobę bezproblemową, bezkonfliktową, pacyfistkę szukającą rozwiązań, dzięki którym obie strony mogły zawrzeć ugodę. Może mogła w ten sposób o sobie myśleć, bo nigdy wcześniej nie doznała tylu silnych upokorzeń naraz. Jej zraniona duma i zbolałe serce najwyraźniej nie miały zamiaru zabliźnić się w najbliższym czasie. Dobrze wiedziała, że miała obok siebie przyjaciółki, które w razie potrzeby służyły jej pomocą i oparciem w trudnych sytuacjach - popełniła jednak podstawowy błąd w postaci zachowywania sprawy Lockiego w tajemnicy, Merlin jeden wiedział czemu. Dała się omamić tym złotym oczom i zapomniała samej siebie, teraz z przykrością odkrywając te części swojej osobowości, które zrodziły się w wyniku przeżytego zawodu. A właściwie dwóch zawodów pod rząd, bo porzucenie przez wymarzonego chłopca z Tecquali zachwiało jej światem jako pierwsze. Późniejsza porażka była wyłącznie wisienką na torcie, a Lockiemu obrywało się w jej myślach, bo... Był na miejscu. Był tuż obok i zdawał się nie mieć pojęcia, że zrobił jej krzywdę. Albo po prostu miał całkowicie wyjebane w jej uczucia - i to niestety była ta bardziej prawdopodobna opcja, z którą w jakiś sposób musiała się pogodzić. Tylko czy była w stanie? - Nie! - niemal krzyknęła, gdy Imogen zaproponowała osobistą rozmowę w cztery oczy ze Swansea. Ręka Gryfonki wystrzeliła, by znaleźć ramię koleżanki i ścisnąć je w desperackim geście. - Absolutnie nie! Nie możemy tak zrobić. Ostatnią rzeczą, jaką chcę, to żeby myślał, że przeżywam to wciąż pół roku później - dodała, prychając z irytacją, bo niestety dokładnie to robiła i dokładnie tak było. Czas mijał, a jej było bardzo trudno znaleźć w sobie wystarczająco dużo siły, by odpuścić temat. Cieszyła się jednak, że mogły porzucić kwestię chłopaków i skupić się na tym, co faktycznie ją interesowało - jebanie Podlasia. - Bez pośpiechu, ale jutro to dobry termin - odparła, śmiejąc się krótko, tym żartobliwym chichotem chcąc rozluźnić nieco atmosferę. Nie mogła powiedzieć, że nie wyczuła lekkiej zmiany w nastroju Imogen, lecz nie chciała naciskać w tej chwili na przyjaciółkę, mając na względzie, że temat rodziców często był tym drażliwym. Dla niej samej kwestia ojca była tematem tabu, bo wspominanie Chadwicka wiązało się z obudzeniem drzemiącego w jej wnętrzu poczucia winy. Nieustannie od kilkunastu lat obwiniała się za rozpad małżeństwa jej rodziców, choć nie miała w tej kwestii nic do gadania. - Ach, już mi lepiej na samą myśl o TAKICH wakacjach - dodała, wzdychając lekko i idąc za przykładem dziewczyny, umościła się wygodniej z rękami pod głową i skrzyżowanymi nogami w kostkach. - A, pewnie, Iris jest cool, niech jedzie z nami, jeśli tylko będzie miała ochotę! - stwierdziła, nie mając nic przeciwko towarzystwu młodszej siostry Skylight. - Jedyną zasadą tego wyjazdu musi być zakaz wstępu samcom - powiedziała twardo, po czym zerknęła w stronę Imogen, skąpanej w otaczającym je granacie nocy, a gdy tylko napotkała jej spojrzenie, zaśmiała się.
Nie miała zielonego pojęcia o tych wszystkich rozterkach przyjaciółki, co tylko utwierdzało ją w przekonaniu, że istnieją tematy o których nie chce się rozmawiać nawet z najbliższymi osobami w życiu. Każdy miał jakieś demony, z którymi walczył, Kate nie była pod tym względem wyjątkowa. A Imogen nie mogła oceniać, czy dobrze postępowała dusząc to wszystko w sobie, czy lepiej byłoby, gdyby podzieliła się tą informacją z innymi ludźmi. Każdy samodzielnie decydował o swoim losie i samodzielnie musiał ustalić, co dla niego jest najlepsze. Nie było co do tego żadnych wątpliwości. Zrobiła przerażoną minę i od razu podniosła ręce ku górze w obronnym geście, kiedy to Kate krzyknęła, jakby to Imogen zaraz miała biec do Lockiego i mówić mu wszystko to, co chciała mu powiedzieć. Nie spodziewała się aż tak nagłej reakcji, ale z drugiej strony, sama wiedziała, że nie chciałaby aby ktoś w jej imieniu rozwiązywał jej problemy. Tak się po prostu nie robiło, bez względu na to, jakie kto miał ku temu powody. - Dobra, spokojnie, nic mu nie powiem! - obiecała solennie, a żeby podkreślić uroczystość i prawość wypowiadanych przez nią słów, położyła nawet jedną rękę na sercu, tym samym składając Gryfonce jakże ważną jak widać obietnicę. Nie było sensu dalej kontynuować tego tematu, bo Imogen nie zamierzała na siłę wyciągać zwierzeń z przyjaciółki. Jeśli nie chciała teraz mówić nic więcej, to warto było skupić się na tym, co tu i teraz, czyli na winie powoli szumiącym we krwi i pysznych przekąskach, które udało się im nagromadzić. Leżąc już w wygodnej pozycji na kocy, sięgnęła wolną ręką w stronę wspomnianych przekąsek i złapała między palce trochę popcornu, który to ochoczo wepchnęła sobie do ust. Chrupała go, szczęśliwa z takiego obrotu wydarzeń podczas tego spotkania. Miały narzekać na zły los i faktycznie to zrobiły. Dzięki temu było im nieco lżej na sercu, więc mogły skupić się na perspektywie wspólnego wyjazdu. - Na pewno się ucieszy! - odpowiedziała, kiedy tylko przełknęła popcorn. Była bardziej niż pewna, że siostra ochoczo dołączy do nich podczas takiego wyjazdu. Nie mogła spędzić z nią wystarczająco dużo czasu kiedy trwały wakacje, więc teraz będą miały szansę to nadrobić! - Oczywiście! Żadnych facetów, same baby, dużo wina, dużo śmiechu i dużo kąpieli słonecznych! - zarządziła ochoczo, bo taka perspektywa, co tu dużo mówić, była bardziej niż obiecująca. Imogen coś czuła, że te kilka wspólnych dni w kobiecym gronie będzie lepsze, niż całe wakacje na Podlasiu.
+
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Och, to na pewno, w żadnym wypadku nie czuła się pod tym względem wyjątkowa. Szczególnie że najwyraźniej na Swansea leciało znacznie więcej dziewczyn, niż początkowo mogłoby jej się wydawać. Naiwnie liczyła, że przez ten krótki okres czasu dał jej poznać coś więcej niż wyłącznie maskę swojej powierzchowności, lecz im więcej czasu mijało, tym bardziej przekonywała się, że chyba po prostu faktycznie był dupkiem. A ona dała się nabrać. Gdyby była mądrzejsza, posłuchałaby go już wtedy, na boisku, gdy mówił jej z pełnym przekonaniem, że był dla niej złym wyborem. Komu chciała udowodnić, że było inaczej? Nie miała nic przeciwko zwierzeniom, za długo trzymała w sobie ciężar tej nieprzyjemnej tajemnicy, lecz szkoda jej było marnować ten wieczór z Imogen na narzekanie na Lockiego. Co za dużo, to niezdrowo. Wolała zanurzyć się w rozważaniach dotyczących ich planowanego wspólnego wyjazdu. Same baby, domek nad jeziorem i absolutny chill. - Brzmi wspaniale - powiedziała z westchnieniem. Oddały się jeszcze krótkiej pogawędce, podczas której przypomniały sobie, że biesy niestety nie śpią w nocy. Uznały, że wolą jednak wrócić do swoich pokojów w stodole, niż paść ofiarą północnicy albo innego upiora...
/ztx2 +
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Poczucie zbliżającego się końca było naprawdę wielkie i obezwładniające, istniało, toczyło się w jej sercu, choć jednocześnie wiedziała, że dokładnie tak miało być. Nie planowała niczego innego, nawet jeśli rozmawiając nie tak dawno z bratem przyznała, że chociaż nie robiła planów, pozwalała życiu na to, żeby płynęło, żeby układało się po swojemu. Wierzyła, że wszystko znajdzie odpowiednie miejsce, że znajdzie dla siebie czas i zwyczajnie stanie się tym, czym stać się powinno. Odsuwała od siebie różnego rodzaju problemy, trzymając je z dala od siebie, nie chcąc się w nich pogrążać, wierząc w to, że wszystko, co się działo miało zwyczajnie swoją kolej. Być może nauczyło ją tego doświadczenie, świadomość, że choć nikt tego nie chciał, złe rzeczy po prostu się działy. Nie wiedziała, czy była gotowa na to, żeby o cokolwiek walczyć, kiedy wierzyła w to, że życie samo znajdowało dla siebie drogi, zupełnie, jakby uważała, że przeznaczenia nie da się zmienić. Sama, prawdę mówiąc, nie wiedziała, czy w nie wierzyła, czy jednak nie, odnosząc wrażenie, że istniało, choć jednocześnie wiedziała, że każdy był kowalem własnego losu. Nic, dosłownie nic, nie było proste, nie dało się z tego zwyczajnie wybrnąć przez jedno machnięcie ręką, nie dało się z góry niczego określić, zmienić i spowodować, że już zawsze będzie takie, a nie inne. - Obawiasz się, że stracą moc, gdy tylko stąd znikniemy? – zapytała cicho i dało się wyczuć, że pod tym pytaniem mimo wszystko kryło się również inne. Nie wypowiedziała go głośno, pozostawiając je w sferze domysłów, tam, gdzie oboje mogli interpretować je dokładnie tak, jak chcieli, ale była przekonana, że nie tylko ona czuła się dziwnie zagubiona w tym, co się działo. Otaczała ją melancholia i chociaż mogła twierdzić, że wynikała zwyczajnie z prostego faktu, iż kończyły się wakacje, nie chciała aż tak bardzo oszukiwać samej siebie. Miała świadomość, że czuła stratę, że cała ta przygoda wydawała jej się nazbyt krótka, że każdy dzień i noc okazały się zdecydowanie zbyt krótkie, zbyt prędkie, jakby blisko dwa miesiące były tylko chwilą, mgnieniem oka, niczym więcej. Nic zatem dziwnego, że zamiast się odsunąć, przysunęła się jeszcze bliżej, patrząc na niego w górę, wprost w jego oczy, jednocześnie lekko się uśmiechając. Zaraz potem dodała, że jeśli zaklęcia miały naprawdę mocno trzymać, nie można było pozwolić na to, żeby magia w jakikolwiek sposób zblakła, żeby stała się słabsza, niż była dotychczas. Znowu było to jedynie kluczeniem pośród tego, czego chciała i czego sobie życzyła, ale wcale się tym nie przejmowała. Skoro wiecznie kręcili się dookoła, skoro porywali się, nie chcąc przyznać do tego, kim naprawdę byli, nie zamierzała tego zrywać, choć czuła obok ekscytacji i słodkiego smaku również mnóstwo goryczy. Dostrzegała ją, miała wrażenie, że są nią przesączeni, że nie umieli od niej uciec, że osiadała na ich ramionach. Jednak zdradzanie teraz czegokolwiek wydawało jej się dziwnie śmieszne, a może pełne desperacji, jakiej przecież żadne z nich nie żywiło. Przynajmniej tak o nich myślała, choć jednocześnie miała wrażenie, że wszystko, co istniało do tej pory, skomplikowało się w sposób, jakiego nie umiała opisać. I nie chciała o tym myśleć, zwyczajnie pogrążając się w wieczornej mgle, zapadając się w nią, wraz z gasnącym słońcem, które zabierało ze sobą również ostatnie chwile lata, jakie okazało się o wiele piękniejsze, niż o tym marzyła.
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Nakir Whitelight
Wiek : 24
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183
C. szczególne : dołeczki w policzkach, runa jera na lewym biodrze
Wpatrywał się w nią z rosnącym uczuciem niedosytu. Wiedział, że nic, co wydarzyło się w trakcie tego wyjazdu nie było planowane, nie było czymś, czego oczekiwał, ale teraz nie był pewien, czy zdoła spędzać każdy dzień w Anglii tak, jak do tej pory. Był pewien, że przez pierwsze dni będzie kręcił się niespokojnie i nawet praca mogła okazać się niewystarczająca, aby cofnąć jego myśli od chwil spędzonych pośród pól i lasów. Jednocześnie, choć wiedział, że wystarczyłoby tylko przedstawić się sobie wzajemnie, nie zamierzał tego robić. Już było za późno na to, aby sami podali sobie swoje imiona, aby zdradzili kim są, całkowicie psując aurę towarzyszącą każdemu ich spotkaniu. Było to o tyle zabawne, że znali się już naprawdę dobrze, odkrywając co chwilę kolejne części tej drugiej strony, poznając ją z innej strony, budując obraz, jaki być może częściowo ukrywali przed innymi. Znali się, pozostając nieznajomymi i ten urok musiał wciąż trwać, aż los nie zadecyduje inaczej, aż nie wydarzy się coś, co zmusi ich do ujawnienia swoich imion. To jednak nie był ten dzień, z czego Nakir zdawał sobie sprawę, czując przez to rosnącą gorycz. Czuł desperację, której nie zamierzał się ugiąć. Mimo wszystko to, co było między nimi, czego żadne z nich nie nazwało, a co mieściło się w szerokim pojęciu przygody, było ważniejsze. Dlatego nie odsuwał się od niej, nie robił nic, co miałoby zmusić ją do odsunięcia się, a jedynie przekrzywił głowę, uśmiechając się nieśmiało, kiedy zadała swoje pytanie, kiedy wyraźnie posługiwała się metaforami, kiedy tak jak on kluczyła wokół tego, czego chcieli po zakończeniu lata. - Jeśli powiem, że tak, kim stanę się w twoich oczach? - odpowiedział cicho pytaniem na jej pytanie, unosząc dłoń, owijając sobie kosmyk jej włosów wokół palców, nim przesunął kciukiem po jej policzku. - Ale nie mam ochoty sprawdzać, czy ich siła zmaleje... Wolę zadbać, żeby zaklęcia, bez względu na to, czy rzucone przez ciebie, czy przeze mnie, były tak samo silne później... - dodał jeszcze, nim pochylił się, pozwalając jej włosom umknąć spomiędzy jego palców. Wszystko po to, żeby złapać ją mocno i unieść, biorąc na ręce, zmuszając do objęcia go nogami. W ten sposób zrobił kilka kroków w głąb polany, dalej między chabry, między mgłę, odcinając ich od wszystkiego wokół, sprawiając, że w pewnym sensie znikali przed światem. Nie dbając o wilgoć, usiadł ostrożnie na ziemi, sadzając ja sobie na nogach, nachylając się, żeby ponownie zagłuszyć wszystkie swoje myśli pocałunkiem. Był delikatniejszy, czulszy niż zwykle, zupełnie jakby znów wrócili z wyprawy Kingfishera, jakby w tej chwili działo się coś ważniejszego, niż był gotów przyznać. Kiedy odsunął się od niej na moment, uśmiechnął się lekko, sięgając dłonią po chabry, pośród których siedzieli. - Niech urok wciąż działa… Niech nie słabnie - powiedział cicho, niemal szeptem, zaczynając zaplatać wianek, robiąc to coraz sprawniej przez wszystkie te razy, kiedy tworzył odpowiedni dla niej. Mógłby sięgnąć po różdżkę, mógłby uzyskać pożądany przedmiot w mgnieniu oka, ale tym razem chciał zapleść go samemu, w tak zwyczajny, niemagiczny sposób.