C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Osoby: Christopher O'Connor (Walsh) i @Persephone Aniston Miejsce rozgrywki: Hogwart, błonia Rok rozgrywki: Wiosna 2020 roku Okoliczności: Pierwsze prawdziwe spotkanie Christophera i Persephone, które, być może, okazało się początkiem przyjaźni.
Wiosna była w pełnym rozkwicie. Sprawiała wrażenie naprawdę przyjemnej i zatrzymywała go na długo poza murami zamku i domu, zmuszając go do tego, by zajmował się każdym kawałkiem błoni, na jaki udało mu się dotrzeć. Nie czuł się z tego powodu źle, wręcz przeciwnie, unikał w ten sposób większości niepewnych i niewłaściwych rozmów, z którymi wcale sobie nie radził, nie do końca wiedząc, jak powinien się zachowywać pośród kadry nauczycielskiej. Nie odnosił wrażenia, żeby wszyscy go nie szanowali, ale mimo wszystko nie czuł się pośród nich nazbyt pewnie, nawet jeśli niektórzy faktycznie wyciągali ku niemu pomocną dłoń. Znał ich, kojarzył lepiej lub gorzej, zasiadając wraz z nim przy stole w Wielkiej Sali, ale mimo wszystko był kimś, kto przebywał nieustannie gdzieś z boku, zajmując się okolicą, a nie edukacją młodzieży. Chociaż, oczywiście, skoro otrzymał zgodę na opiekowanie się Stowarzyszeniem Miłośników Przyrody, wszystko wyglądało inaczej, a on stopniowo znajdował tutaj swoje miejsce. Miejsce, którego naprawdę od dawna szukał, starając się trafić tam, gdzie czułby się w pełni komfortowo. Oczywiście, nie wszystko było takie cudowne i magiczne, jak można było sobie to wyobrażać, ale i tak nie czuł się z tym szczególnie źle, wierząc w to, że faktycznie pewnego dnia poczuje się w Hogwarcie znowu tak jak w domu. Domu, do którego chciał wracać. Pokręcił ledwie dostrzegalnie głową na te myśli, nie wiedząc do końca, czemu się na tym skupiał, a później przeszedł nieco dalej, by znaleźć się przy różanych krzewach, którymi zdecydowanie musiał się teraz zająć. Nie mógł zostawić ich na pastwę losu, kiedy wiosna znajdowała się w pełnym rozkwicie, a w miejscu, w którym właśnie się znajdował, wiecznie kręciło się wiele osób, uczących się, próbujących odpocząć albo szukających chwili tylko dla siebie, co nieco go bawiło, a nieco, cóż, peszyło. Westchnął, bo zdecydowanie nie powinien przejmować się czymś podobnym i przykucnął, żeby upewnić się, jak dokładnie trzymały się krzewy, tylko po to, by wyprostować się, kiedy dotarł do niego jakiś hałas, wskazujący na to, że nie był tutaj sam. Podniósł się pospiesznie i poprawił okulary, po czym skinął głową kobiecie, którą właśnie dostrzegł. - Profesor Aniston – przywitał się z nią spokojnie. – Mam nadzieję, że nie przeszkadzam – dodał cicho, jak zawsze nieco niepewnie, trzymając się w pewnej odległości, bo jego nieśmiałość brała górę w takich sytuacjach, tym bardziej że nie znał zbyt dobrze starszej kobiety, tyle, co widywali się w czasie posiłków.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
Wychowała się w mieście, a jednak coś lgnęło ją na łono natury. Miała wolne popołudnie, bo oprócz pracy nic w jej życiu nie zostało. Dzieci nie pisywały do niej często, zajęte swoim własnym, dorosłym życiem. Numeroskop do Proroka był już dawno wysłany, a lekcje przygotowane zawczasu. A oprócz tego, palenia papierosów, czytania książek i słuchania muzyki nie miała zbyt wiele zajęć. Albo, żeby wyrazić się precyzyjniej – zbyt wielu znajomych. Samotność jej jednak nie przeszkadzała. Pomimo tego, że nauczała już w Hogwarcie dwa lata (choć faktycznie druga rocznica będzie we wrześniu) celowo trzymała wobec tak wielu bezpieczny dystans. Tak było jej wygodniej – Persephone swoje przeżyła i to doświadczenie niosło ze sobą wiedzę, że im bliżej dopuszczasz do siebie ludzi, tym mocniej mogą cię oni skrzywdzić. Dlatego przeprowadzane przez nią rozmowy były bezpieczne i powierzchowne. Od tych istotnych miała przecież Hildę, swoją zaufaną przyjaciółkę, z którą często widywała się w Hogsmeade. Czarownica jednak miała dzisiaj inne zobowiązania, a nawet jeśli – nie mogła być wpuszczona na teren szkoły. A błonia były przepiękne, szczególnie o tej porze roku, dlatego właśnie wybrała się na sentymentalną wędrówkę. Wspomniała czasy młodości, myślała o tym co teraz i jak to miała w zwyczaju – przewidywała, co nastąpi. Owszem, numerologia była jej konikiem, ale i w tym, by snuć marzenia i bezpodstawne domysły było coś urokliwego. Obserwowała ze spokojem pąki na drzewach i niemalże czyste niebo, niezmącone więcej szarością chmur. I nastąpiła przez to na gałąź. Nie od razu zauważyła mężczyznę, spojrzała na niego dopiero wtedy, gdy zabrał głos. Lubiła jego spokój, choć nie można powiedzieć, że darzyła go sympatią. To też nie tak, że miała wobec niego jakieś wątpliwości – zwyczajnie go nie znała, toteż traktowała jego osobę neutralnie. Z usposobienia była jednak życzliwa, toteż posłała mu uprzejmy uśmiech i delikatnie skinęła głową z szacunkiem. - Dzień dobry, panie O’Connor. – Przystanęła, wygładzając mimowolnie niebieską koszulę. - Ależ skąd, co to za pomysł. Odparła, zgodnie z prawdą. Patrzyła na niego z uwagą, toteż nie umknęło jej to, że nieco się onieśmielił. Nie zdziwiło jej to – pomimo wielu miesięcy spędzonych w murach zamku, ludzie często peszyli się na jej widok. No i milkli, jeśli akurat opowiadali jakiś żart, doskonale wiedząc, że trzeba będzie go jej tłumaczyć. - Jaka piękna pogoda, nie sądzi pan? – zagaiła uprzejmie, wybierając jakże oklepany temat. Small talk był jednak niemal jedynym rodzajem dyskusji, jaki tu uprawiała, bo tak było najbezpieczniej. Zerknęła mimochodem na rosnące krzaczki, które oporządzał. - Och, z tego co widzę, to ja chyba panu przeszkadzam. Ma pan teraz pewnie szczególnie dużo pracy? – zagaiła, autentycznie tego ciekawa. Jej wiedza z zielarstwa była podstawowa, a jako że całe życie przeżyła w mieszkaniu, nie za bardzo orientowała się również, jakie są przydomowe obowiązki. Lub w tym przypadku, przyzamkowe. - Fascynująca sprawa, ta natura. Wie pan, dopiero z czasem nauczyłam się doceniać jej walory. Dopiero kiedy zamieszkałam w zamku zrozumiałam, ile piękna się w niej kryje.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Kiedy trafiały na siebie dwie osoby, które w naturze miały ciszę i spokój, które nie do końca zdawały sobie sprawę z tego, jak prowadzić poprawnie rozmowy, mogło skończyć się to w bardzo niekomfortowy sposób i Christopher zdawał sobie z tego doskonale sprawę. Był również, co nie ulegało wątpliwości, zawstydzony obecnością jednego z profesorów, przy których zdecydowanie spinał się bardziej niż powinien. Nie był od lat studentem, ale mimo wszystko zdawał sobie sprawę z tego, że nie powinien pozwalać sobie przy nich na niemądre zachowania. Wiedział, że niektórzy zdawali się to całkowicie ignorować, zupełnie, jakby wychodzili z założenia, że mogą robić, co im się żyw nie podobało, ale machnął teraz na to ręką. Nie mógł i nie chciał się na tym skupiać, skoro miał przed sobą Persephone i to zdecydowanie na rozmowie z nią powinien się skoncentrować. Mimo wszystko nie chciał wyjść na takiego głupca i odludka, za jakiego pewnie miała go część osób, ale musiał przyznać, że faktycznie kiedy stykał się z obcymi sobie osobami, czuł się wciąż niesamowicie spięty. Dlatego też trzymał się po przeciwnej stronie krzewów, przesuwając między palcami młode liście różanych krzewów, które zdawały się niemalże drżeć pod jego dotykiem. - Nie, zupełnie nie, pani profesor – zapewnił ją, zdając sobie sprawę z tego, że oboje brzmieli nieco, jak zacięte płyty, co nieznacznie go rozbawiło, więc uśmiechnął się kącikami ust. – O wiele bardziej przeszkadzają mi uczniowie, którzy poczuli już pierwsze powiewy wiosny i uznają, że mogą chować się po krzakach albo robić sobie z nich obiekty testowe do własnych zaklęć – wyjaśnił, żeby jego wypowiedź nie brzmiała aż tak sucho, choć jednocześnie miał nadzieję, że nie zostanie odebrana w błędny sposób, jakby miał mieć jakieś nieustanne zarzuty do młodzieży. Chociaż trzeba było przyznać, że faktycznie w niektórych chwilach chętnie by jednego z drugim złapał za fraki i uznał, że najlepiej będzie dla nich, kiedy będą hodować dynie bez pomocy magii. Czasami właśnie takie rzeczy działały najlepiej, co zdążył już zaobserwować, chociaż oczywiście nie zamierzał się nikomu narzucać z takimi rozwiązaniami, wiedząc, że nie zawsze były najlepsze.- Jest niezwykła, z tym muszę się zgodzić i sądzę, że może przynosić wiele przyjemności i ukojenia, zwłaszcza jeśli większość czasu spędza się w murach zamku – zauważył, rumieniąc się ledwie dostrzegalnie na tę uwagę, jakby zdał sobie sprawę z tego, że powiedział coś, czego nie powinien.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
Pani profesor. Tak dawno powinna się już przyzwyczaić, a jednak wciąż brzmiało to dla niej tak obco. Nie była również pewna, na ile jest szczery, a na ile potakuje z grzeczności lub z powodu szacunku wobec funkcji, którą pełniła. Nie widziała również nic zabawnego w sposobie, w jakim wymieniali uprzejmości, ale jeśli jakkolwiek ją znał nie powinno go to dziwić. Toteż odebrała uśmiech jako przejaw sympatii, która miło ją zaskoczyła. Nie tylko on czuł się w gronie nauczycielskim nieco dziwnie. Może z innych powodów - wiek czy prestiż nie stanowiły dla niej problemu - mówiąc oględnie miała swoje lata i doświadczenie. To co sprawiało, że niełatwo było ją polubić to jej usposobienie. Z jednej strony życzliwa, z drugiej zaś surowa. Uprzejma, ale sztywna. Nieśmieszna i zbyt często aż kuriozalnie poważna. Nie bez powodu wybrała się na samotny spacer. I nie bez powodu akurat w takim towarzystwie pozwoliła sobie na taką śmiałość. - Chyba nie ma potrzeby, aby sobie nieustannie panować. Co sądzi pan o przejściu na “ty”? - zapytała z uśmiechem, kładąc prawą dłoń na lewej. - Co do uczniów, należy się cieszyć, że w głowie mają ćwiczenie zaklęć a nie inne, mniej przyzwoite sprawy. Doświadczenie podpowiada mi, że z tym bywa różnie. Choć krzaczków zawsze szkoda. Widząc jego rumieniec, zdawało się jej, że się przywidziała. A może to działanie pierwszych wiosennych promieni słońca? W każdym razie nie przyjęła jego słów jako czegoś nieodpowiedniego. To chyba nie tajemnica, jak wiele czasu spędzała w swojej pracowni, w klasie lub w dormitorium. - Ileż można wdychać kurz, czyż nie? - Mówiąc to, rozglądała się po niemal czystym niebie. Westchnęła przy tym pełną piersią, ignorując chęć popsucia rześkiego powietrza siwym dymkiem, a potem przeniosła spojrzenie na O’Connora. - A w mieście jest jeszcze gorzej, proszę mi wierzyć. Parki w Leeds pozostawiają wiele do życzenia. Nie żebym była szczególnym znawcą, ale zdaje się, że Szkocja jest o wiele bardziej urokliwa niż Anglia.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Właściwie można by uznać, że dobrali się, jak w korcu maku. Christopher również nie był najzabawniejszym, najcieplejszym, najbardziej przyjacielskim człowiekiem, a pośród pozostałych członków kadry, zdawał się naprawdę wycofany. Nie wiedział, że część dzieciaków naprawdę zaczęła za nim przepadać, nie zdawał sobie sprawy z tego, że był dla nich kimś w rodzaju autorytetu, nie wiedział, że lubili go słuchać, bo jakby ta świadomość nie przedzierała się do jego umysłu. Daleki był od twierdzenia, że miał jakieś większe znaczenie, że jego zachowanie jakoś się liczyło, czy jego wiedza była na tyle interesująca, żeby inni chcieli go słuchać. W tym na pewno różnił się od stojącej przed nim kobiety, ale jednocześnie można było odnieść wrażenie, że jest wiele elementów układanki, jaką stanowili, które były do siebie naprawdę podobne. Speszył się nieznacznie, gdy zaproponowała, by nie zwracali się do siebie tak oficjalnie, ale przyjął to bez większych problemów, jedynie po to, żeby zaraz się zarumienić, kiedy wspomniała o tym, że uczniowie w miejscu takim, jak to, mogli dopuszczać się zdecydowanie mniej eleganckich i właściwych działań. I doskonale zdawał sobie z tego sprawę, chociaż jednocześnie chyba nie chciał tego do siebie dopuścić, nie będąc przekonanym, czy naprawdę powinien wierzyć w to, jacy potrafili być młodzi ludzie. Pewnie dlatego, że sam jakoś nie doświadczył niektórych rzeczy, że były mu obce i czuł się, jakby ktoś próbował go oszukiwać. - Wolałbym chyba nawet nie wiedzieć, co może strzelić im do głowy, chociaż widziałem już ich popisy w Zakazanym Lesie - przyznał, wzdychając cicho. - Zakradają się tam, jak my wszyscy, ale nawet jak nic tam nie znajdują, dalej tam chodzą - stwierdził, jakby to było coś naprawdę okropnego i pewnie tak właśnie myślał. Młodość była niesamowicie naiwna, niesamowicie niepełna, a jednocześnie wydawało się, że miała dosłownie wszystko, co mieć chciała i powinna. Zaraz jednak te rozważania zostały odsunięte na bok, kiedy kobieta odezwała się ponownie, a on uśmiechnął się i skinął głową na znak, że zgadzał się z jej uwagą. - Natura ma to do siebie, że tworzy nieustannie coś nowego i niezapomnianego. Zakurzone pomieszczenia też mogą mieć swój urok, jak biblioteki, ale to tutaj... Tutaj jest takie pełne. Może błonia wydają się ciekawsze, bo skrzaty dbają o nie każdego dnia - dodał, przekrzywiając lekko głowę, spoglądając na krzewy, przy których stali, w sposób, który nie pozostawiał wiele do zgadywania. Kochał swoją pracę i odnajdywał się w niej z wielką przyjemnością.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
Patrzyła z ciekawością na jego zarumienione policzki, zastanawiając się czy to jej wiek tak go onieśmiela. Był młody i obiektywnie rzecz biorąc bardzo przystojny, rozmowy o tych sprawach nie powinny go peszyć i dziwić, szczególnie jak się miało do czynienia z uczniami nabuzowanymi hormonami. Wiele osób odnosiło wrażenie, że surowa Persephone jest bezwzględnie pruderyjna i dziwiło ich, z jaką swobodą odnosi się do takich tematów. Nic bardziej mylnego - może i była samotniczką, a jej małżeństwo nie okazało się szczęśliwe. Ale to nie znaczy, że była jak to dziecko we mgle. - W takim razie przykro mi to słyszeć - odpowiedziała ze współczuciem w głosie i spojrzeniu. Za każdym razem, gdy zdarzało się to jej, była zdegustowana i zażenowana. Dobrze wiedziała, że takie doświadczenie nie należy do przyjemnych. - Śmiem twierdzić, że jeszcze nie raz wespną się na wyżyny kreatywności. A potem udowodnią nam, że to nie koniec ich możliwości. Posłała mu delikatny uśmiech, a potem skierowała spojrzenie na góry znajdujące się gdzieś w oddali. Wróciła na chwilę wspomnieniami do czasów swojego dzieciństwa, które był tak dawno temu… Powrót do zamku w charakterze nauczyciela sprawiał, że czuła się jednocześnie i młodsza, i starsza niż była w rzeczywistości. Jakie kuriozum. - Może szukają tam siebie. Czasami trzeba stanąć obliczu prawdziwego zagrożenia, żeby sobie uświadomić, co dla nas istotne. - Przemawiały przez nią doświadczenie i ledwo wyczuwalna gorycz. Chyba zauważyła, że na chwilę dała się ponieść uczuciom, bo szybko się z tego otrząsnęła i z powrotem skupiła na faktycznej rozmowie. - Ludzie również tworzą coś nowego, czasami prz tym udaje im się sprawić, że to coś niezapomnianego. Przynajmniej przez jakiś czas - zauważyła rezolutnie, pozwalając sobie na śmiałość, jakim było subtelne oczko. Doskonale rozumiała, co ma na myśli, ale nie widziała powodu, aby trochę nie sprowokować go do dyskusji ciekawszej niż ta o pogodzie. - Ale święte słowa, w przyrodzie jest harmonia, której próżno szukać w ludzkich tworach. - Wzruszyła ramionami, na znak, że poniekąd się z nim zgadza. Jej uwadze nie umknął fakt, że przez wzgląd na skromność umniejszał swoją pracę. Owszem, skrzaty opiekowały się i zamkiem, i terenami, które go okalały. Ale to on był gajowym, trzymał rękę na pulsie i dzięki niemu to wszystko wyglądało tak dobrze. Póki co nie skomentowała tego faktu, po prostu uważnie się mu przypatrywała. Ciekawa, skąd bierze się ten brak pewności siebie.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Nie należał do osób, które w wieku dojrzewania nadmiernie rozrabiały. Cichy, spokojny, zakochany po uszy w jednej osobie, nie był typem, który ganiał z miejsca w miejsce i szukał przygód. Przynajmniej nie tego rodzaju, co było teraz po nim doskonale widać, kiedy tak rumienił się na samo wspomnienie możliwości związanych z tym obszarem. Był zdecydowanie dorosłym człowiekiem, a nie miał właściwie żadnego romantycznego doświadczenia, na własne życzenie, co powodowało, że momentami mógł wydawać się również zgorzkniały. Z pewnymi sprawami w ogóle się nie obnosił, mając całkowitą i absolutną świadomość tego, że nie cała jego rodzina zaakceptowałaby jego wybory i raczej by je potępiła, a nie pochwaliła. Dlatego też teraz wyglądał, jak jeden z uczniaków przyłapanych na czymś nie do końca legalnym. - To prawda. Jestem pewien, że zrobią wszystko, żeby sprawdzić, gdzie są granice, tylko po to, żeby je później przekroczyć. To dość normalne w ich wieku, a jednocześnie niesamowicie głupie. Widziałem już bardzo dużo rzeczy w lesie, żeby wiedzieć, że lepiej tam nie chodzić - stwierdził, a później zmarszczył brwi, na jej kolejną uwagę, jedynie po to, żeby uśmiechnąć się smutno, z cieniem zrozumienia i skinąć głową na te słowa. Zgadzał się z nimi, bo doskonale wiedział, jak to jest, nawet jeśli powinien się tego wstydzić. Trudno było jednak powiedzieć, czy czuł wstyd, czy może już oswoił się z myślą, że nie zawsze był odpowiedzialnym i poważnym człowiekiem, jakim powinien być. Czuł w każdym razie, że akurat na tym polu byliby w stanie całkiem dobrze zrozumieć się z Persephone. Może nawet i na wielu innych. - Ach, tak. Tak. Zdecydowanie, ale sądzę, że mimo wszystko o wiele bardziej przemawia do mnie prostota natury, którą mamy tutaj dookoła. Nawet ta z Zakazanego Lasu, bo ma w sobie coś innego i niebezpiecznego. Chociaż pewnie nie powinienem mówić tego głośno, bo jeszcze którzyś uczniowie uznają to za zachętę do spacerów - stwierdził, uśmiechając się tym razem zdecydowanie swobodniej, pokazując, że on z najwyższą przyjemnością kręcił się po tym całkowicie zakazanym kawałku ziemi.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
Trudno było się z nim nie zgodzić, Zakazany Las był faktycznie bardzo niebezpieczny. Wiedział o tym każdy uczeń i absolwent Hogwartu, często również osoby pochodzące spoza Wielkiej Brytanii. Persephone niejednokrotnie zastanawiała się, co podkusiło założycieli tejże znamienitej, najlepszej dydaktycznej placówki w Zjednoczonym Królestwie do ulokowania szkoły tak blisko realnego zagrożenia dla zdrowia i życia. No cóż, może zrobili to w myśl zasady, że przetrwają najsilniejsi. - Głupota jest tożsama dla czasów niewinnych, bez popełniania błędów trudno czegokolwiek się nauczyć – stwierdziła, dusząc w sobie niechęć, którą poczuła w sercu. Dostrzegała logikę swoich słów i w pełni się w nimi zgadzała, nie zwykła nigdy powtarzać wyświechtanych frazesów, w które nie wierzyła. Co nie zmienia faktu, że gdyby mogła, przeżyłaby życie wolna od porażek. Było ich zbyt wiele, by nie nabrać po drodze goryczy. Pochodziła do nich pragmatycznie, choć jakaś emocjonalna część jej nigdy nie była w stanie zaakceptować faktu, że mogła być tak głupia. - Kusi by spytać, co dokładnie tam widziałeś. Wiesz, ja nigdy nie miałam odwagi i poniekąd potrzeby, by podejmować to ryzyko. Smutek w jego uśmiechu ją zmartwił, nie do końca rozumiała, co go spowodowało. Na szczęście Christopher nie był z natury melancholijny, toteż nie roztkliwiał się nad tym za nadto i płynnie przeszedł do kolejnego wątku. Może jeśli dadzą sobie czas i przestrzeń, przyjdzie temat i na tę rozmowę. Odwzajemniła grymas świadczący o sympatii, bo spodobało jej się to, że w przeciwieństwie do niej nie bał się niebezpieczeństwa. Owszem, może i mieli inną perspektywę – ona była matką, musiała na siebie uważać (przynajmniej do niedawna, choć chce wierzyć, że dzieci dalej jej potrzebują) i nie podejmować pochopnych decyzji. On z kolei był młodym, wolnym duchem. W jej rozumieniu mógł robić, co chciał i kiedy chciał, a chadzanie po ziemi zakazanej było przejawem właśnie takiej… swobody. Trochę mu tego zazdrościła. - Uczniowie czują się zachęceni i bez podsłuchiwania naszych rozmów. – Spojrzała przelotnie w kierunku gąszczu drzew, do którego nieustannie wracali w rozmowie. Uniosła brwi w geście zaciekawienia, jakby rozważała argumenty za i przeciw. - Chętnie posłucham kiedyś o tej niebezpiecznej naturze. Tak wiele muszę się jeszcze nauczyć, magiczna fauna i flora jest mi zdecydowanie bardziej obca niż powinna. Christopherze, czuj się zaproszony do mojego gabinetu w każdej wolnej chwili. Gwarantuję pyszną zieloną herbatę i ciekawą wróżbę. To znaczy, raczej ciekawą, ale tego nie wiem dopóki jej nie postawię.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
- Trudno, ale to też nie jest tak, że jest to niemożliwe. W końcu wielu sławnych ludzi przeszło przez życie spokojnie, a jednak osiągnęli sukces, niekoniecznie sprawdzając, co się stanie, jeśli spróbują stworzyć substancję wybuchową - zauważył spokojnie, zgadzając się z nią częściowo, choć nie było to coś, co w pełni potwierdzałoby jej słowa. Było jednak po nim doskonale widać, że chociaż sam był cichy i spokojny, nie stronił od niebezpieczeństw. Przygody, mniejsze lub większe, imały się go, sięgając ku niemu z zadziwiającą łatwością, próbując go złapać i przytrzymać przy sobie. Chociaż jednocześnie nie uważał, żeby takie gonienie za czymś podobnym było wskazane i szczególnie pożądane. - W naszym lesie? Stad centaurów, które mają swoje ziemie, polanę testrali, niuchacze, które kradną cenne rzeczy ze szkoły. Wiem, gdzie mniej więcej znajdę legowisko akromantul, ale wolę się do niego nie zbliżać. Jest tam więcej magicznych stworzeń, niż możesz przypuszczać - wyjaśnił, wiedząc, że wciąż nie widział wszystkiego, że wciąż kryły się tam tajemnice, o jakich nie dało się zapomnieć, że było tam tyle sekretów, że być może nie starczy mu życia, żeby poznać choćby ich ułamek. Każdy skrawek tej ziemi był i mógł być fascynujący, co do tego nie było najmniejszych nawet wątpliwości. Jednocześnie jednak było to coś niebezpiecznego, a Chris nie czuł potrzeby nieustannego obcowania z czymś, co byłoby w stanie powalić go na każdym możliwym kroku. Nie musiał również mówić o wszystkim, co czuł, co się z nim działo, nie musiał zdradzać wszystkiego, co się w nim kryło, dlatego też przemilczał pewne kwestie, prosto przechodząc do innych, nie mając z tym żadnych problemów. Rozmawiało mu się z nią o wiele łatwiej, niż przypuszczał, ale może chodziło o to, że oboje wykazywali się spokojem, jakiego się nie spodziewał. Nie czuł również różnicy wieku, czy różnicy wynikającej z tego, że ona była profesorem, a on jedynie gajowym. To jakby nie istniało, jakby nie było takiej bariery i to było zadziwiająco zadowalające. I powodowało, że Chris lekko się uśmiechał, choć na propozycję złożoną przez Persephone nieznacznie się zarumienił. Znowu. - Z przyjemnością. Możemy kiedyś wybrać się na spacer obrzeżami lasu, to też ciekawe miejsce i już stamtąd widać wiele niebezpiecznej natury - odparł, a potem potarł kark, wyraźnie nieco speszony. - Chętnie spróbuję herbaty i dowiem się, co to za wróżba. Nigdy nie byłem najlepszy w tych tematach.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
Imponował jej jego spokój i mądrość, która zdecydowanie nieczęsto cechowała tak młode osoby. Zanim zabrała głos, po prostu kiwnęła głową. Nad każdą odpowiedzią musiała się zastanowić, a to już zwiastowało, że czeka ich jeszcze niejedna rozmowa. - Owszem, aczkolwiek za każdym sukcesem kryje się masa nieudanych eksperymentów. Niekoniecznie mam na myśli ryzykowne, przysłowiowe mieszanie w kociołku. Ale należy pamiętać, że dla niektórych podjęcie próby niekoniecznie kończącej się sukcesem jest swoistym gambitem. - Czy mówiła o sobie? Niewykluczone. Mógł się tego domyślić po tym, jak machinalnie skubnęła swoją spódnicę. Jak zawsze, gdy nie czuła się w pełni komfortowo. Jak widać każdy miał swoje rozumienie pojęcie “przygoda”. Dla niego były to wycieczki po ziemi zakazanej, zaś dla niej próbowanie rzeczy, w których nie była perfekcyjna. Słuchała więc z uwagą, czego nigdy nie spotka, jeśli nie podejmie nieco większego ryzyka niż zazwyczaj. Brzmiało to nader kusząco, szczególnie perspektywa spotkania centaurów, którzy przecież słynęli z bycia bardzo mądrymi stworzeniami. Wiele wiedzieli o wróżbach, choć przede wszystkim tych z gwiazd. Ba, podobno jeden z nich był nawet przez pewien czas nauczycielem w Hogwarcie! Persephone była pewna, że wiele mogliby się jeszcze od nich nauczyć. Gdyby tylko ludzie nie bali się nieznanego… - Akromantule nie brzmią sympatycznie, ale cała reszta… szczególnie centuary, och, je to bym chciała spotkać - mruknęła, dusząc w sobie niegrzeczną chęć, by zapytać, dlaczego Christopher właściwie widział testrale. Jej samej nie było to dawne, w sumie może jemu również, ot, po prostu widział ich legowisko ale nigdy ich samych? - Nie będę kłamać, nie miałam przyjemności zapuszczać się w głąb lasu. Albo może i odwagi? - zaśmiała się, nie kryjąc zakłopotania. - Bez wprawnego przewodnika mogłoby się to źle skończyć. Persephonka może i była całkiem mądra, ale niezbyt biegła w inteligencji emocjonalnej. Kompletnie nie rozumiała, dlaczego O’Connor znowu się rumieni, a może pomyślał sobie, że jej zaproszenie jest jakieś… dwuznaczne? Nie, to niemożliwe. Każdy wiedział, że Aniston jest powściągliwa i stonowana, może lubiła sobie pożartować z takich spraw, ale jej serduszko, przed laty złamane na pół, było wręcz z kamienia w kwestiach romantycznych. Nigdy nie wiązałaby takich spraw z ludźmi z pracy, nie mówiąc o tym, że taka różnica wieku byłaby po prostu niesmaczna. Choć Hilda powtarzała jej, że miłość nie zna się na liczbach (jej droga przyjaciółka miała o wiele bardziej nowoczesne poglądy w tej kwestii i często zmieniała obiekt zainteresowań z młodych na jeszcze młodszych), Percy jako zawodowa numerolożka podobnie komentarze zbywała pogardliwym prychnięciem. Wszak w liczbach kryły się tajemnice wszechświata! - Spacer brzmi bardzo przyjemnie, przemyślę tę kwestię. - Uśmiechnęła się pogodnie, zupełnie nie wiedząc, jak zinterpretować ten nagły brak pewności siebie z jego strony. - Oj, ja też się chętnie dowiem. Najbardziej w mojej dziedzinie lubię to, że dopóki nie zacznę liczyć, nie do końca wiem, czego się spodziewać. Odkrywanie tego, co niewiadome jest takie ekscytujące! - Oczy aż jej błysnęły z zachwytu, a na koniec dorzuciła jeszcze. - Nie przejmuj się, w tym dobra mam być ja. Gdyby wszyscy byli dobrzy we wszystkim, bylibyśmy tacy sami. I taki scenariusz wydaje się potwornie nieinteresujący.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
- Każda próba to coś, czego możemy się bać. I to wielki eksperyment – przyznał spokojnie, ciesząc się, że nie musiał spieszyć się w prowadzonej rozmowie, że ich wymiana zdań była zadziwiająco prosta i bezproblemowa, a jednocześnie nie była pozbawiona jakiejś głębi, jaką z reguły trudno było uchwycić. Tym bardziej kiedy rozmawiało się z kimś po raz pierwszy, kiedy dyskutowało się z nim na tematy, jakich z reguły się nie poruszało. Jednak odnosił wrażenie, że mieli z profesor dziwną nić porozumienia, jakby dostrzegali coś, czego inni nie widzieli, a oni na to trafili, przez lata doświadczenia i obserwowania innych. Wiedział, że był od niej młodszy, miał tego pełną świadomość, ale to nie oznaczało, że nie mógł mieć o wiele starszej duszy. I serca, które naprawdę zdołało już wiele doświadczyć, choć jednocześnie wydawało mu się to tak naprawdę niemożliwe. Najwyraźniej jednak nie był człowiekiem, który nic nie widział, który nie miał pojęcia, o tym, co się dookoła niego dzieje. Zdobywał doświadczenie, chwytając je i przyswajał, by znaleźć się w końcu w tym miejscu. - Dla niektórych wprawnym przewodnikiem jest odwaga – stwierdził, odnosząc się do dzieciaków, które naprawdę pchały się wszędzie tam, gdzie nie powinny. Nie wiedział, co dokładnie je do tego pchało, bo sam w swoich szkolnych latach podążał tam raczej za innymi, ciekawy tego, co kryło się w Zakazanym Lesie, ale nie dlatego, że było to, cóż, zakazane, ale dlatego, że były tam rośliny i zwierzęta, jakich nie był w stanie znaleźć nigdzie indziej. A może jednak chodziło również o ten dreszcz ekscytacji, jaki zdawał się temu wszystkiemu towarzyszyć? A może o samą wiedzę? Zgodził się z Persephone, że większość stworzeń, która tam żyła, była niesamowicie interesująca, miała w sobie coś pociągającego i powodowała, że człowiek naprawdę chciał się tam zakradać, a nie tylko trzymać się z daleka. Dlatego też uśmiechnął się, gdy zgodziła się przemyśleć kwestię wspólnego spaceru, uznając to, za coś całkowicie naturalnego, choć jednocześnie nieznacznie go to peszyło, bo nie zwykł występować z podobnymi propozycjami, mając świadomość, że nie było to raczej nazbyt odpowiednie. - Och, to prawda, to co nieznane, jest ekscytujące – zgodził się z nią, by po chwili ponownie przyznać jej rację, gdy powiedziała, że właściwie każdy powinien być w czymś innym dobry, tym samym potwierdzając jego sposób myślenia, co wielce go ucieszyło. Przeczesał włosy dłonią, a potem spojrzał w stronę grupki zbliżających się do nich uczniów, domyślając się, że cisza raczej dobiegała końca. – W takim razie spotkamy się na herbacie? – zapytał, znowu nieco niepewnie.
+
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Ostatnio zmieniony przez Christopher Walsh dnia Nie Cze 02 2024, 12:49, w całości zmieniany 1 raz
Skinęła głową z uśmiechem, ale i ulgą, gdy usłyszała co powiedział. Najwidoczniej Christopher był o wiele bardziej wyrozumiały względem strachu, który czuła w sercu za każdym razem, gdy próbowała swoich sił w innych dziedzinach niż te, które były jej dobrze znane. Stwierdziła również, że straciła może wiele czasu. Wiele ciekawych rozmów, które mogliby odbyć przed tym przypadkowym spotkaniem, bo kto spodziewał się, że nieśmiały i wycofany gajowy jest tak interesującym człowiekiem? W myśl zasady, że nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem po prostu skonstatowała, że trzeba owe stracone dysputy nadrobić. W końcu mają przed sobą jeszcze całe życie, choć kto wie, jak długie? - Być może dla tych nierozsądnych – mruknęła, dusząc w sobie chichot. Daleko jej było od wywyższania się nad takimi czy innymi ludźmi, ale jako Krukonka z krwi i kości od dawien dawna patrzyła na buńczucznych i odważnych z pewną dozą pobłażania. Odwaga była bardzo wartościową cechą, o ile szła w parze z choć częściową rozwagą. A to niestety była w jej ocenie rzadkość. Nie poruszył tematu testrali, a i ona subtelnie go przemilczała. Po prostu słuchała go z uwagą, szczerze zafascynowana wszystkim, o czym mówił. Zakazany Las, choć piekielnie niebezpieczny, brzmiał jak bardzo interesujące miejsce. Perspektywa spaceru po jego obrzeżach z przewodnikiem bardziej realnym niż odwaga, której zdecydowanie nie miała zbyt wiele, stawała się z chwili na chwilę coraz bardziej kusząca. Kątem oka zobaczyła grupkę uczniów, która lada chwila miała zapewne przerwać ich rozmowę. Westchnęła, bo taki jej belferczy los, że obowiązki zawsze są na pierwszym miejscu. A potem znowu uśmiechnęła się w jego kierunku i rzuciła. - Oczywiście. Daj znać, kiedy ci pasuje. Pokażę ci moją kolekcję płyt, kto wie, może nawet coś powróżę? Więcej atrakcji chyba nie przewiduje, sam rozumiesz, jestem dosyć monotematyczna – zaśmiała się, jakby to z jakiegoś powodu był powód do żartów. Jej nuda i przewidywalność. Pożegnała się z nim i po chwili już odeszła w swoją stronę. Do dobrze znanych sobie ksiąg, gramofonu i świętego spokoju. Do wspomnień, które swoim zwyczajem rozdrapywała w swojej głowie do krwi. Do listów, które wyśle swoim dzieciom. Ale pokrzepiona myślą, że zyskała nowego znajomego, którego, kto wie, być może pewnego dnia nazwie swoim przyjacielem. W takich sprawach nie zwykła jednak już nigdy patrzeć w przyszłość, nauczona gorzkim doświadczeniem lat młodzieńczych.