Nie było lepszego uczucia niż powrót do domu po wakacjach w ciężkich warunkach. Przynajmniej dla Irvette, dla której noclegi w przyczepach i surowe warunki życia, były jak koszmar na jawie. Kochała swoją satynową pościel, przestrzenne pomieszczenia i ogród, w którym mogła spędzać cały dzień bez ryzyka, że coś jej ten dzień zepsuje. Powrócił jednak strach, który czuła przed wyjazdem, więc gdy bariery wokół domu zasygnalizowały gościa, czarownica spięła się mimowolnie. Na szczęście nie był to jej ojciec, a ktoś o wiele milej widziany. -Cieszę się, że Cię widzę. - Przywitała się czule z Ryanem, prowadząc go do jadalni, gdzie czekała przygotowana herbata. -Wybacz bałagan, wzięłam się za suszenie ziół na zimę. Tulipe podała mi kilka nowych przepisów, które chętnie wypróbuję. - Wskazała na stół, na którym leżały przyszykowane pęczki roślin i kilka sztuk luzem, które czekały, aż dziewczyna zwiąże je sznureczkiem i powiesi na ścianie. -Przywiozłam też cebulanki z Podlasia. Już są posadzone w szklarni. - Musiała się pochwalić swoimi zielarskimi zdobyczami, które pomagały jej też poukładać sobie w głowie kilka rzeczy. Ciężko było jej nie zauważyć, że Ryan spędzał wiele czasu ze szkolną pielęgniarką. Zastanawiała się, czy powinna poruszać ten temat. Był on dla niej dziwnie niekomfortowy z jakiegoś powodu, a jednocześnie sprawiał, że dziewczyna stresowała się wszystkim, co działo się w jej życiu rodzinnym. Polewając herbatę do filiżanki Ryana zdecydowała, że będą musieli wcześniej czy później o tym porozmawiać. -A Tobie jak się podobały wakacje? Podlasie ma swój....urok. - Zmieniła temat, wracając do swoich ziół i ucinając zaklęciem sznureczki odpowiedniej długości.
Z przyjemnością zjawił się znów w progach domu Irwetki, bo chociaż w ciągu ostatnich tygodni oboje byli w Polsce, to nie udało im się spędzić tam zbyt wiele czasu razem; na ile było to spowodowane dystansem trzymanym przez kobietę poza bezpiecznymi czterema ścianami własnej rezydencji, a na ile faktem iż uwaga Ryana skupiała się na Noreen... Cóż, mógł tylko zgadywać. Nadal nie do końca wiedział, co ma z tym wszystkim zrobić i jak uporządkować przytłaczające go coraz bardziej skomplikowane relacje i przede wszystkim - własne uczucia. Zdecydowanie był w nich większy bałagan niż wśród obłożonej ziołami jadalni Irvette. No i przycięte łodyżki roślin zdecydowanie miały swój urok, zwłaszcza gdy stanowiły tło dla zafascynowanej nimi właścicielki. Jednego był pewny: brakowało mu rozmów z nią. - Ciebie też dobrze widzieć. Oj, na pewno nie przeszkadzam? Może ci pomogę z tymi ziółkami... - zaoferował, przyglądając się zbiorom, które może i wyglądały dla niego jak niezidentyfikowana kupka zielska, ale i tak był gotowy do zrobienia z nimi czegokolwiek, co tylko poleciłaby mu Irvette. Szukał jakiegoś zajęcia, by rozproszyć uporczywe myśli, że nie tak to wszystko powinno między nimi wyglądać? Może. - Nie marnujesz ani chwili, co? Cebulanki to jakieś podrasowane cebule czy nazwa jest myląca? - zapytał z uśmiechem, jak zwykle pod wrażeniem nie gasnącej pasji Irwetki do roślin i tego, jak wykorzystywała każdą okazję by wzbogacić swoją szklarnię o nowe okazy. - Ruby podobno przywiozła stamtąd ze sobą krowę - dodał, chwytając bezwiednie jakąś najbliższą gałązkę czekającą wciąż na związanie i sam nie wiedział, dlaczego poruszył akurat ten drażliwy temat. Może podświadomie próbował wybadać, czy stosunek kobiety do jego siostry się załagodził, a może po prostu to było zwyczajnie zabawne i aż się prosiło, by o tym wspomnieć. Zamilkł na chwilę, obracając roślinkę w dłoniach, gdy zastanawiał się co może odpowiedzieć na temat własnych doświadczeń z wakacji; nie doszukał się jednak w pytaniu żadnego drugiego dna... chyba. - Nie jestem aź takim fanem dzikiej natury, ale muszę przyznać, że to była interesująca odmiana. Bardzo ciekawa kultura, przyjaźni ludzie, na pewno będę miło wspominał. Ale też zdecydowanie bardziej podoba mi się tutaj - odparł wreszcie dosyć obszernie, podając w końcu roślinkę Irv.
Zapewne obydwoje byli winni takiego stanu rzeczy. Irv mimowolnie starała się trzymać dystans w miejscach publicznych, choć nie do końca było jej to na rękę. Poza tym, faktycznie większość czasu spędzała na łonie natury, gdzie mogła poczuć się o wiele lepiej niż w ciasnej przyczepie. Minęli się parę razy, ale nigdy nie na dłużej, ot zwykłe przyjazne pogawędki, które czasem miały też miejsce w towarzystwie innych ludzi. Dlatego też tak bardzo cieszyła się z powrotu do domu. Widać było, że rozkwitała tutaj i miała o wiele lepszy humor niż na Podlasiu. W jadalni słychać było ciche dźwięki Edith Magicaf, która umilała rudowłosej czarownicy pracę. -Jeśli masz ochotę, to oczywiście. Suszyłeś kiedyś zioła? - Zapytała, zapraszając go bliżej stołu, odkładając na bok gotowe wiązanki, by mogła wyjaśnić Ryanowi, które zioła pogrupować razem i związać je w pęczki. -Krowę? Czy powinnam pytać jak ją zdobyła? - W oczach dziewczyny widać było mieszankę rozbawienia i czegoś zdecydowanie mniej przyjaznego. Jak na kulturalną osobę przystało, powstrzymała się od wypowiedzenia opinii, że może Ruby pomyliła tę krowę z własnym odbiciem. Temat siostry Ryana był tym, do którego podchodziła z dużym dystansem w rozmowach z urzędnikiem, choć nie uciekała od niego udając, że gryfonka nie istnieje. Choć w oczach Irvette tak trochę było. -Nie mam czasu. Od kiedy Twój kolega z Ministerstwa wystawił mi zgodę na niebezpieczne rośliny, mam nową motywację do działania. Chociaż widać było, że niezbyt chętnie mi na to przystaje. - Posłała mu zadowolone spojrzenie, bo jeszcze nie miała okazji pochwalić się Ryanowi nowym wielkim krokiem w swojej karierze. Domyślała się, że mógł już o tym usłyszeć gdzieś w pracy, ale chciała mu przekazać te wieści osobiście. -To rodzina cebuli i czosnku. Pozwala zmieniać smak potraw na kwaśny, słony lub ostry i jest przydatna w eliksirowarstwie. Ponoć można nią zastąpić niektóre roślinne składniki, ale tutaj już się aż tak nie znam. Mikstury nigdy nie były moją mocną stroną. - Wyjaśniła pokrótce to, o co pytał. Cebulanki były fascynujące i cieszyła się, że udało jej się zdobyć kilka okazów. Wiedziała, że jak tylko zakwitną, będzie sprawdzać je w kuchni. -Zaproszę Cię wiosną na zupę z cebulanek. - Dodała jeszcze, tłumiąc w sobie ochotę by wspomnieć, że nie wiadomo, czy wiosną jeszcze będą mogli się w ogóle widzieć. -Tak, kultura jest na pewno....ciekawa. - Przyznała, nie wiedząc do końca jak ubrać w słowa swoje odczucia co do Podlasia. -Byłeś może w zielonym gaju? - Zapytała, bo chętnie porozmawiałaby z nim o doświadczeniach, które z tego miejsca wyniósł. -Moje drzwi są dla Ciebie zawsze otwarte, wiesz o tym. - Zapewniła go ciepło, gdy sprawił jej komplement. Teraz, gdy widziała, jak wiele czasu spędza z Noreen, nie była pewna, czy dobrze robi, ale też nie mogła powstrzymać się przed widywaniem go. Już po przednio zapewniała Ryana, że może składać jej wizytę, kiedy tylko zechce i zdania póki co nie zamierzała zmieniać.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Ryan Maguire
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180
C. szczególne : irlandzki akcent | niesforne loki | podobny do Tomasza ale wyższy i ładniejszy ofc
Zadowolony, że może pomóc, podszedł bliżej i w odpowiedzi na jej pytanie pokręcił głową z nieco przepraszającym uśmiechem, przyznając się do kompletnej ignorancji w temacie - jedyne suszone zioła, z jakimi miał do czynienia, to peruwiańskie, którym krótką fascynację przeżył na studiach, ale raczej nie było to coś czym miał chęć chwalić się Irwecie. Zdecydowanie taka anegdotka nie wpłynęłaby pozytywnie na jego wizerunek w jej oczach. - Nie, ale szybko się uczę - zapewnił; dlaczego więc wciąż nie nauczył się, by w tym towarzystwie nie poruszać tematu Ruby? Nie sposób było nie dostrzec tego niezbyt przyjaznego cienia w oczach Irv, gdy tylko padło to tak znielubione przez nią imię. - Mam tylko nadzieję, że legalnie - odparł tonem znacznie lżejszym niż ciążąca mu świadomość o konflikcie dwóch bliskich mu osób; przytyk o własnym odbiciu pewnie ubawiłby go niezmiernie, gdyby tylko padł z ust kogoś traktującego go jako żart. Sam pewnie powiedziałby tak Ruby, z miłością oczywiście. Niestety, w przypadku Irv nie było sensu liczyć na cokolwiek poza szczerą niechęcią. Dużo bezpieczniejszy był temat cieplarni de Guise i Ministerstwa, w końcu oboje byli entuzjastami pracy. Wieści, którymi pochwaliła się kobieta były bardzo dobre i zasługiwały na gratulacje, co wyraźnie odbiło się na twarzy Ryana - choć z trudem powstrzymał się od złośliwego uśmieszku, kiedy wspomniała o koledze z MM. - Tak... Lewis wywietrzył spisek, więc jestem podwójnie dumny, że udało ci się go przekonać. Teraz interes dopiero ci rozkwitnie - przyznał, taktownie nie wspominając o pretensjach jakimi współpracownik uraczył go przed kontrolą, zamiast okazać wdzięczność za wsparcie ich braków kadrowych. Ministerialne konflikty powinny zostać we własnych murach. - Brzmi jak superroślina - skwitował, gdy wysłuchał z zainteresowaniem o cebulankach, będąc pod wrażeniem uniwersalności rośliny. Mimo tego znacznie bardziej przejął się tym nieoczekiwanym zaproszeniem na zupę - i w jego umyśle natychmiast wykiełkowało to kluczowe pytanie: czy za kilka miesięcy będą się jeszcze znać? - Z przyjemnością - powiedział zamiast tego, z nieco smutnym uśmiechem i westchnięciem, które wyrwało mu się nieplanowane. Myśląc o tym, mimowolnie wspominał ich wspólne gotowanie do piosenek Edith w lyońskiej kuchni i wszystko to, co działo się w tamten weekend. Pewnie powinien puścić już to wszystko w niepamięć, ale jakoś nie potrafił. Umiał za to bezbłędnie odczytać część odczuć Irv względem wakacji na Podlasiu, bo nie trzeba było być geniuszem, by zauważyć że panna de Guise i spanie w przyczepach nie szły w parze. - Niech zgadnę, zakwaterowanie cię nie zachwyciło? - rzucił ze śmiechem, by zaraz dodać: - Tak, byłem w Gaju z Fredem... Intensywne przeżycie, nie powiem. Znalazłem kilka ciekawych skarbów i dowiedziałem się, że nie potrafię negocjować z wodą - streścił pobieżnie swoje przeżycia, rzucając Irv spojrzenie, które miało być odbiciem pytania w jej stronę, bo zakładał że i ona odwiedziła to miejsce, skoro poruszyła temat. Dobrze, że nie wybrał się tam z Noreen, bo wtedy opowieść mogłaby się zrobić niezręczna, chociaż teoretycznie nie robił przecież nic złego, spotykając się też z nią. Był przecież wolny i tak dalej. - Uważaj, bo zacznę wpadać bez zaproszenia - wysilił się na bezpieczny, żartobliwy ton, chociaż jego wzrok mówił, że odbiera to poważnie, że wie i że wiele to dla niego znaczy. I że gdyby tylko miał taką możliwość, korzystałby z tej opcji bez ograniczeń.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Trochę spodziewała się takiej odpowiedzi i nie miała mu tego za złe. Lata w Wielkiej Brytanii nauczyły ją nieco większej otwartości i zrozumienia, że nie każdy miał takie same życiowe doświadczenia, nie mówiąc już o pasjach i edukacji. Zamiast więc zareagować negatywnie, po prostu zaczęła Ryanowi tłumaczyć, jak dobierać wiązanki i jak dobrze spleść je sznurkiem, by wszystko stabilnie się trzymało, ale jednocześnie nie niszczyło roślin zbyt mocnym splotem. -Zaraz się przekonamy. - Uśmiechnęła się do niego nieco łobuzersko, jak na nią, po czym zostawiła go samego z naręczem szałwii i mięty, by pokazał, co zrozumiał z jej wykładu. Było to o wiele przyjemniejsze niż temat Ruby, który zdawał się dość często między nimi gościć. Szczególnie jak na fakt, że między Irv a siostrą Ryana nie było złamanego knuta sympatii. -No cóż, ja jej w razie czego ścigać nie mogę. - Westchnęła z prawdziwym żalem w głosie, bo gdyby ta krowa okazała się nielegalnie sprowadzona, chętnie pokazałaby tej dziewczynie, czym są konsekwencje swojej głupoty. -Gdzie ona zamierza ją w ogóle trzymać? - Irv zatrzymała na chwilę swoje czynności, patrząc na swojego gościa. Krowa mała nie była a ich dom.... Cóż, w oczach rudowłosej był niewiele tylko wygodniejszy niż przyczepa, w której przyszło jej spędzić tegoroczny urlop. Była też pewna, że Hogwart w życiu nie zgodziłby się na przechowanie gryfonce takiego zwierzęcia. Pytanie więc było, jakie mądre rozwiązanie dziewczyna wymyśliła tym razem. Wspomnienie urzędnika też wywołało uśmiech dumy na twarzy Irvette. Dawno nie spotkała tak równego sobie przeciwnika i fakt, że wygrała tę batalię był dla niej o wiele bardziej satysfakcjonujący niż samo pozwolenie na hodowlę i handel. -Ciężko było, ale nie doceniał mojego przygotowania. Liczę na napływ klientów już od września. No i jestem Ci winna ogromne podziękowania za pośrednictwo w tej transakcji. - Nie mogła przecież pominąć roli Ryana w tym wszystkim, choć to nie tak, że nie dało się ominąć jego udziału. Cały ten urzędniczy taniec był bardzo skrupulatnie zaplanowany, ale ostatecznie nie wypadli z rytmu nawet na moment. Zgodnie ze słowami, jakie rzekła, dała czarodziejowi buziaka w policzek, jako zaliczkę do wspomnianych podziękowań. -Ma ogromny potencjał, tylko trzeba o nią odpowiednio zadbać. - Widać było, że cieszy ją ta nowa zdobycz. Planowała też sprawdzić jej właściwości nie tylko w kuchni, ale najpierw trzeba było przecież wyhodować odpowiedni okaz. Bez tego mogła sobie jedynie pomarzyć o czymkolwiek, a nie było tajemnicą, że daleko jej do marzycielki. Nie była pewna, co miał oznaczać smutek, którym naznaczony był uśmiech Ryana ani w ogóle, czy powinna o to pytać, więc chwilowo postanowiła to przemilczeć, nie ignorując jednak w pełni faktu, że miał on miejsce. -Zakwaterowanie i ogólne warunki. Chociaż ludzie naprawdę byli sympatyczni. I natura zachwycała swoją dzikością. - Przyznała, znajdując jednak jakieś pozytywne strony Podlasia, bo przecież nie mogła tylko narzekać. Wyciągnęła z tego urlopu wszystko, co była w stanie i na tym wolała się skupiać niż na klaustrofobicznej przyczepie, zatłoczonej jeszcze dwójką ludzi. Nie potrafiła pojąć, jak ktokolwiek mógł uznać takie warunki za godne czegokolwiek. -Coś Ty zrobił tej biednej rzece? - Zapytała pół żartem, bo sama nie miała problemów ze złożeniem tej ofiary. Co prawda prawie oberwała grabiami, ale poza tym nie napotkała na tym etapie większych problemów. -Sama znalazłam coś, co mnie zaciekawiło. Chcę jednak najpierw dać to do przebadania specjaliście. Obawiam się, że ten przedmiot nosi na sobie klątwę, którą nie chciałabym się zarazić. - Myślami odpłynęła na chwilę do leżącego w sakiewce przeklętego grosza, który bezpiecznie schowany był w jej gabinecie, czekając na odpowiednią ekspertyzę. -Mógłbyś, jeśli masz ochotę. - Odpowiedziała prosto na temat jego niezapowiedzianych odwiedzin. Co prawda nie dostał klucza z jej krwią, ale była w stanie stworzyć dla Ryana jeszcze jeden egzemplarz, który pomógłby przejść mu przez barierę ochronną, jaką nałożyła wokół domu.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Ryan Maguire
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180
C. szczególne : irlandzki akcent | niesforne loki | podobny do Tomasza ale wyższy i ładniejszy ofc
Nuta żalu w głosie Irvette, gdy przyznawała że nie mogłaby obarczyć Ruby hipotetycznymi konsekwencjami za przemycenie polskiej krowy na Wyspy wzbudziła w Ryanie trudne do jednoznacznego określenia uczucie. Niesmak? Irytację? Wyglądało na to, że ani lawirowanie między tematami tak, by unikać postaci siostry ani wspominanie o niej nie było w ich przypadku ani proste ani przyjemne i obawiał się, że z czasem zacznie mu to przeszkadzać. Chyba że jeszcze uda mu się jakimś cudem nakłonić je obie do współpracy albo przynajmniej porzucenia wojennej ścieżki? Skoro dwadzieścia sześć lat temu nastolatek pokonał Voldemorta, to dlaczego niby jemu nie miałoby się to udać z parą zwaśnionych dziewczyn...? Mimowolnie zaczął znajdować mnóstwo powodów, dla których raczej powinien odnieść porażkę, skupił się więc bardzo na ziołach, z wielką starannością powtarzając ruchy, które chwilę wcześniej pokazała mu Irv i zaczął ostrożnie wiązać ze sobą gałązki, uważając by żadnej nie zniszczyć i wykonać zadanie jak najlepiej, w końcu wykonywał je pod dyktando prawdziwej ekspertki. - A wiesz, że nie wiem? Ale jestem pewny, że kto jak kto, ale Ruby na pewno zadba o to żeby zwierzę miałao lepsze warunki niż my w domu - oświadczył, w ostatniej desperackiej próbie usiłując przedstawić Rubeusza w pozytywnym świetle, które zresztą było stuprocentowo prawdziwe, bo przecież miała bzika na punkcie zwierzaków - dlatego nie martwił się ani trochę o los krowy, będącej w naprawdę dobrych rękach. Pytanie, czy Irv jakkolwiek w to uwierzy i czy w ogóle ją to obejdzie. - Może być? - zapytał, unosząc wiązankę ziółek i podając ją Irwecie jak bukiet, a zanim zabrał się za ogarnianie kolejnej porcji roślin, zaniechał na chwilę pracy, zaaferowany tematem kontroli z Ministerstwa. A może to ten całusek w policzek tak go wytrącił z rytmu. - Oczywiście, beze mnie nic by się nie udało... Nie ma za co i polecam się na przyszłość - zaśmiał się, bo miał pełną świadomość tego, że pośredniczył w całym procesie z czystego przypadku i po prostu znalazł się w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie. A że musiał potem wysłuchiwać pretensji Lewisa - trudno, gdyby miał okazję pomóc Irv ponownie, na pewno znów by to zrobił. Uśmiechnął się i pokiwał potakująco głową, słysząc jak rozmówczyni jednak udaje się wykrzesać jakieś pozytywy z wakacyjnego wyjazdu, ciesząc się z faktu że nie spisała go całego na straty mimo skromnego zakwaterowania, tak różnego od tego do którego była przyzwyczajona. - Dałem jej krzyż i chyba poczuła się urażona. Może była ateistką - streścił żartobliwie przygodę z rzeką - O, co takiego? Bo ja znalazłem złoty żołądź, o którym udało mi się wyczytać tyle, że umożliwia komunikację ze zwierzętami, więc całkiem ciekawe, jeśli to prawda... No i jakąś dziwną miniaturową sakiewkę. Wygrzebałem ją z tego okropnego cmentarza i chyba dlatego wydaje mi się jakaś taka... niepokojąca i nie bardzo wiem co z nią zrobić - odparł, zaintrygowany możliwością porównania znalezisk z Irv. Aż upuścił gałązkę szałwii czy innej mięty, gdy jego żartobliwy tekst został potraktowany poważnie, a on sam uświadomił sobie, że może wcale tak do końca nie żartował. Jednocześnie uradowany taką wizją jak i nieco zestresowany, pochylił się by podnieść z podłogi roślinkę, a potem zapytał wprost: - Myślisz, że to dobry pomysł?