Osoby: Gwen Honeycott i @Ryan Maguire Miejsce rozgrywki: Hogwart Rok rozgrywki: 2014 Okoliczności: Zmierzch studenckiego życia, kiedy jeszcze wszystko było wolno, nic nie było trzeba, a zmartwienia dni powszednich rozwiązywało się dobrym naleśnikiem, lolkiem z oprylakiem i bardzo mocną kawą.
Cięła przez korytarz krokiem lodołamacza, tak pospiesznie, że nie zwracała nawet uwagi, kogo spycha ze swojej drogi. Wściekła jak osa, może jak wściekła kuna raczej, mamrotała pod nosem tupiąc i zmierzając w kierunku dormitorium gryffindoru. Zszedłszy z boiska nie zdążyła się nawet przebrać z kapitańskiego kombinezonu quidditchowego, więc zderzając się z kimkolwiek na korytarzu tym bardziej wydawała się być spiętym rugbystą, dobrze, że chociaż pałkę zostawiła w szatni. Przeskoczyła przez dziurę za portretem Grubej Damy i w dwóch susach dopadła Maguire'a, siedzącego sobie niewinnie i nieświadomie na kanapie, zupełnie beztrosko, jakby nie wiedział, że Ś W I A T S I Ę W A L I. - Pojebie mnie! - powiedziała, wskakując na kanapę przez oparcie, trochę siaając obok niego, trochę za nim, a trochę mu na plecach- Trzymaj mnie, bo mnie popierdoli. Harrington znowu podjebał mi boisko i to jeszcze miał za sobą Patola. Zrobił mu ostatnio taką prezentację z nieożywionej, że teraz jest zasranym prymusem tego cudu geriatrii. Chciałam zrobić trening przed naborem do drużyny, a chuja zrobię, zesram sie może, o, wtedy będzie wesoło. - paplała, waląc twarzą w jego bark, by dać upust swojej frustracji- Masz jeszcze te zmodyfikowane, podwójne łajnobomby? Mam ochotę go pójść i nimi obrzucać aż mi zwiędną ręce! - fuknęła, wyrzucając ramiona w powietrze i padając na plecy na wznak na resztę kanapy. Dramatycznie przysłoniła przedramieniem twarz, wzdychając ciężko, bo tak okrutnie trudne było życie, kiedy za konkurencyjnego kapitana miała najsolidniejszego dzbana na tej planecie. Oczywiście zerknęła pod ramieniem na swojego fistaszka kędzierzawego, oczekując z jego strony ogromnego przejęcia i wsparcia, choć dopiero zauważyła, że do czegoś intensywnie zakuwał.
Ryan Maguire
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180
C. szczególne : irlandzki akcent | niesforne loki | podobny do Tomasza ale wyższy i ładniejszy ofc
Siedział w Pokoju Wspólnym, w wielkim skupieniu pochylając się nad zwojem pergaminu z notatkami pełnymi fascynujących szczegółów na temat dekretów uchwalanych na przełomie XVII i XVIII wieku - bardzo ważny egzamin z historii magii zbliżał się wielkimi krokami i zwykle beztroski, zawadiacki student Romek poczuł teraz lekkie ukłucie paniki, gdy uświadomił sobie, jak żałośnie mało czasu poświęcał dotychczas nauce. Niestety, nie dane było mu zbyt długo chłonąć niesamowicie ciekawej wiedzy, bo został storpedowany przez bardzo przejętą Gwen. Oburzyłby się pewnie, gdyby to ktoś inny próbował mu przeszkodzić, ale swojej dziewczynie mógł to wybaczyć; podniósł wzrok znad notatek i słuchał cierpliwie całej tyrady, nawet nie próbując wejść jej w słowo, bo wiedział że nie ma sensu. - No i to są prawdziwe ludzkie problemy, nie jakieś tam - niedbałym gestem odrzucił pergamin na bok - wojny i dekrety - skomentował bardzo poważnie, dołączając natychmiast do Gwen leżącej na kanapie i przyciągnął ją do siebie. - Gnój przebrzydły, sabotażysta, drań i parszywy lizus z tego Harringtona. I przydupas Patola - zgodził się, bo naturalnie okropnie się przejął tym skandalem. - Mam te łajnobomby, ale ci nie dam, bo ostatnie czego potrzebujesz to szlaban, a znając życie byś go za to dostała. Zresztą, to nic nie da - stwierdził rzeczowo i zniżył głos do szeptu: -Musimy mu podrzucić jakieś Felix Felicis i uprzejmie donieść że Krukoni stosują doping na meczach - podzielił się z nią genialnym i absolutnie uczciwym planem na wykluczenie upierdliwego rywala z gry o Puchar. - Ewentualnie mogę go zabić, ale pod warunkiem że wrobimy w to kogoś innego, sama rozumiesz, pobyt w Azkabanie mógłby mi pokrzyżować plany zawodowe i wtedy będziesz musiała mnie utrzymywać - dodał, zaznaczając do jak wielkich poświęceń jest gotowy dla swojej ukochanej i poparl tą deklarację całuskiem w naburmuszone czółko.
Możliwe, że nie miał wyboru - pewnie gdyby nie poświęcił jej teraz uwagi, zagotowałaby się i popękała jak rozgotowane jajo. Objęła go ciasno, bo jego bliskość dawała jej odpowiednią dawkę spokoju, jak kuriozalne się to nie wydawało. Oboje byli wystarczająco mocno nakręconymi na wszystko gryfonami, a jednak jej wystarczyło wylądować tym śmigłowcem tutaj obok Maguire'a, żeby łeb ją przestał trochę boleć, a krew buzować w żyłach. - Dokładnie. - powiedziała z powagą, marszcząc brwi, z twarzą wciśniętą w jego ramię. Kiwała głową, zgadzając się z każdym, doskonale dobranym słowem, jakie padało z jego ust. Był taki mądry. Za rzadko mu to mówiła, a kiedy już te słowa padały z jej ust, zapewne nie brał ich na poważnie. Odkleiła twarz od jego koszulki i opierając się o niego brodą podniosła na niego spojrzenie: - Sprytny plan, ale ja z eliksirów mam ledwie Okropny. - zauważyła. Jej spojrzenie odpłynęło na chwilę, sugerując, że rzeczywiście rozważa zamordowanie Harringtona, jednak chyba szybko przekalkulowała wszystkie opcje, bo zaraz uśmiechnęła się uśmiechem znacznie weselszym, niż z chęcią mordu w oczach - Nie możesz iść do Azkabanu, masz obowiązek jako jedyny członek rodziny odnieść sukces w polityce, skoro odpuścili Ci karierę w gastronomii. - oczywiście odnosiła się w tym momencie do rodziny Honeycott, która wessała Ryana w swoje szeregi prędzej, niż dziecko landrynkę. Wśród Maguire'ów zdarzali się urzędnicy, wśród Honeycottów już rzadziej- Chociaż jakby się zastanowić, mógłbyś zrobić świetną karierę kulinarną w Azkabanie. Wysyłałabym Ci przyprawy i przepisy... - Gwen naiwnie wierząca, że to normalne więzienie, a nie takie w którym czarownicy dogorywają, torturowani zimnem i żalem wszystkich najgorszych uczynków pod pieczą dementorów. Niewiele wiedziała o Azkabanie, ale i niespecjalnie się Azkabanem interesowała. Złapała zębami palce rękawicy i ściągnęła ją, wypluwając poza kanapę, po to tylko, żeby zachłannie wsunąć mu dłoń pod koszulkę. - Mord odpada. - podjęła - Ale może by tak połamać mu nogi... - była to w jej opinii kwestia warta rozważenia, nawet jeśli tylko dla samej radości imaginacji Harringtona niezdolnego do wzięcia udziału w meczu. Zachichotała. - To co z tymi wojnami i dekretami. Chcesz mi powiedzieć, że znowu zapomniałam o jakimś nadchodzącym egzaminie z historii? - uniosła jasne brwi. Chodziła na wykłady z Historii Magii, mimo że nie był to przedmiot, który planowała zdawać na egzaminach końcowych, ale przecież jeśli to pasjonowało Pino, to chciała mu towarzyszyć w jego pasjach. Jak nudne by nie były w jej opinii (a były okropnie nudne).
Ryan Maguire
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180
C. szczególne : irlandzki akcent | niesforne loki | podobny do Tomasza ale wyższy i ładniejszy ofc
Najlepszą taktyką, jaką do tej pory opracował gdy na horyzoncie pojawiał się huragan Gwen, było cierpliwe wysłuchanie, jakkolwiek mało sensu miałyby jej słowa, przytaknięcie i zasugerowanie mniej inwazyjnego rozwiązania problemu. Widząc że chyba działa, sięgnął dłońmi do jej spiętych ramion, by nieco je rozluźnić, i oznajmił z pełnym przekonaniem: - Tylko dlatego, że ta stara raszpla się na ciebie uwzięła! Podobno ma szwagra w zarządzie Miodowego Królestwa, no to jest jasne że to z zawiści nie docenia twojego kunsztu eliksirowarskiego - sprzedał jej wymyśloną na poczekaniu plotkę, bo przecież w jego oczach Gienia zasługiwała na ocenę Zajebisty z każdego przedmiotu. A najbardziej z bycia jego dziewczyną. Każdy stopień poniżej był skandalem i jawną niesprawiedliwością. Uśmiechnął się z rozczuleniem na wzmiankę o Honeycottach, którzy rzeczywiście natychmiast potraktowali Ryana jak swojego , a uwielbienie było obustronne. W towarzystwie rodziny Gwen zawsze bawił się przednio i czuł swojsko. - No tak, obiecałem Stanowi że jak dostanę się do międzynarodówki, to pomogę mu załatwić eksport bimbru na Azję bez atestu. Chłop by mi w życiu nie wybaczył, gdybym zaprzepaścił szansę - odparł, siląc się na smiertelną powagę i wyraz twarzy sugerujący że zdradził jej właśnie swoją największą życiową misję. Uśmiech szybko przerodził się w śmiech, gdy padł pomysł kucharzenia w Azkabanie i wyobraził sobie absurdalną wizję kamiennej celi zastawionej pieczołowicie ułożonymi słoiczkami fikuśnych przypraw. Nawet kiedy wymyślała absolutne głupoty, Romek i tak był zachwycony jej osobą. - Świetnie, w takim miejscu wychodzące spod mojej ręki śmiertelne trucizny pod postacią schabowych z hipogryfa na pewno zrobiłyby furorę - skwitował, bo niestety talentu do gotowania raczej nie posiadał, być może dlatego że nigdh mu szczególnie nie zależało na tym, by go rozwijać. Wolał, kiedy Gwen podtykała mu jedzenie pod nos. On w zamian podsuwał jej genialne pomysły, na przykład ten jak rozprawić się z wrogiem: - Połamanie nóg brzmi dobrze. Zaproś go na potańcówkę, na pewno nie wyjdzie z tego ciało. Próbował odwzajemnić jej gest i też gdzieś tam zawędrować dłonią, niestety miała na sobie tyle pancernych warstw kapitańskiego stroju, że chyba nie było szans, by dostać się do choć skrawka skóry bez robienia striptizu. Dotyk Gieni pod koszulką wcale nie sprzyjał ponownemu skupieniu się na sekretach dekretów i innych wspaniałościach, ale skoro już sama podjęła temat, to... - Nie j a k i m ś, tylko w przyszłą środę podsumowujemy całe o ś w i e c e n i e, a tam było od zajebania nowych praw i ustaw, a pytania będą otwarte, więc nie wystarczy że zapamiętasz pierwszą literę czyjegoś nazwiska i jakoś strzelisz - wyrzucił z siebie, przejęty, bo jeśli na czymkolwiek tak naprawdę mu zależało (oprócz Gwen) to właśnie na Wybitnym z historii, w jego oczach niezbędnym do zrobienia oszałamiającej kariery w Ministerstwie. Spojrzał na nią, doskonale świadomy że ona z kolei ma to wszystko w nosie, więc postanowił jej przypomnieć: - Ale wiesz, że to nie są obowiązkowe zajęcia? - bo miał świadomość, że chodzi tam z jego powodu i na każdym wykładzie tylko się męczy, walcząc ze snem. A przecież nie chciał, żeby się nudziła i cierpiała w imię jego nudnej pasji!