C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Małe królestwo Christophera. To właśnie tutaj znajdują się jego książki, rośliny i szkicowniki, płótna, farby, kawałki drewna, kredki, ołówki i czego dusza zapragnie. Pomieszczenie jest widne dzięki sporym odsłoniętym oknom, jest tutaj miejsce do wypoczynku, ale również do pracy, choć z całą pewnością nie można potknąć się tutaj o rozrzucone rzeczy, bo właściciel nie umie pracować w artystycznym nieładzie. Wszystko ma swoje miejsce na półkach i wszystko łatwo tutaj znaleźć, chociaż jednocześnie ma się wrażenie, że można zapaść się tutaj w jakąś tajemnicę.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Poprosił skrzatki, żeby skierowały jego gościa bezpośrednio do gabinetu, który zajmował, wiedząc, że mimo wszystko będzie im się tutaj spokojnie rozmawiało. Wśród roślin, papierów, szkicowników i płócien, jakie znajdowały się pod jedną ze ścian. To był jego azyl, artystyczny i spokojny, pełen wszystkiego, co było przyjazne stworzeniom, z zamykanymi szafkami, w których trzymał farby i wszystkie inne potrzebne mu do pracy przybory. Spędzał tutaj czas, gdy potrzebował prawdziwej ciszy i głębokiego spokoju, jakiego nic innego nie było w stanie mu dać. Kochał ten dom, to, że znajdował się z dala od wszystkiego, ale nawet tutaj czasami potrzebował zniknąć, potrzebował zostać sam ze swoimi myślami i pracą, jaką się zajmował, z daleka od Josha, od zwierząt i skrzatek, które zachowywały się, jakby były ich ciotkami, jakie musiały wszystkiego dopilnować. Nawet teraz kiedy czekał na Wally’ego był pewien, że Mędrka przygotowywała świeże ciasto, parzyła herbatę i kawę, nie będąc do końca przekonaną, czego jego gość chciałby się napić, Chris był pewien, że ta przyniesie tacę pełną przekąsek, nawet jeśli jej o to nie poprosi. Znał ją już na tyle dobrze, by wiedzieć, że nie było szans na to, żeby uciec jakoś od jej nadopiekuńczości, tak samo, jak nie było szans na to, by skryć się daleko przed ciepłymi słowami ich drugiej opiekunki. I nie było w tym niczego złego, wręcz przeciwnie, chociaż prawdą było, że czasami go to jednak przytłaczało. Dlatego też znikał w swojej małej świątyni zapomnienia, gdzie mógł skoncentrować się na wszystkim i niczym. - Wally – przywitał się z mężczyzną, kiedy Mędrka wprowadziła go do pomieszczenia, zapewniając, że za chwilę poda herbatę i całą tacę odpowiednich przekąsek, co Chris skomentował uśmiechem i skinieniem głowy. Nie zamierzał jej tego zakazywać, wiedząc, że robiła dosłownie wszystko, żeby jego życie było jak najwygodniejsze, przypomniał jej jedynie, żeby później obie odpoczęły i niczym się nie przejmowały, bo nie musiały nieustannie skakać dookoła wszystkich w tym domu, po czym skoncentrował się na swoim gościu. – Wyjazd wakacyjny wszystko nieco skomplikował, wybacz, ale po roku z dzieciakami potrzebuję przerwy, inaczej na pewno bym całkiem oszalał. Nie wiem, czy chcesz zobaczyć moje wcześniejsze prace, czy może zwyczajnie masz już jakieś pomysły, jakimi chciałbyś się podzielić? A może wolisz zacząć jednak od herbaty i opowiedzieć, gdzie spędziłeś ostatnie lata – odezwał się spokojnie, zajmując swoje ulubione miejsce w pobliżu okna, spoglądając z zaciekawieniem na drugiego mężczyznę, nie do końca wiedząc, czego mógł się teraz po nim spodziewać. Ostatecznie czas ich rozdzielił, zmienił i spowodował, że dojrzeli, dotarli w miejsca, w jakie zapewne nigdy nie spodziewali się dotrzeć i tak oto znaleźli się tutaj, znowu mogąc ze sobą rozmawiać, choć już niewątpliwie zupełnie inaczej, niż wcześniej.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Wally A. Shercliffe
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 197 cm
C. szczególne : wzrost, a oprócz tego sporo mniejszych i większych blizn, z których każda ma swoją historię. Na prawym ramieniu ma tatuaż przedstawiający wydrę.
Wally był podekscytowany perspektywą współpracy z Joshem i wzbogacenia swoich książek o ilustracje, których ten miałyby być autorem. Wszystko składało się po prostu doskonale i Shercliffe był pełen optymizmu, a także ciekawości - jak wyglądają prace Chrisa? Jego dom? Życie? Nigdy nie przypuszczał, że ich drogi ponownie się przetną i to jeszcze w takim charakterze. To wszystko było wspaniałą, ekscytującą niespodzianką i Wally wkroczył do domu Walshów z promiennym uśmiechem, natychmiast podejmując sympatyczną rozmowę ze skrzatkami, które wydawały się bardzo przejęte przybyciem gościa. Mędrka zaprowadziła go do pracowni Chrisa, zapowiadając, że zaraz przyniesie herbatę i poczęstunek, a Wally'emu przemknęło przez myśl, że takie życie może być całkiem przyjemne. Kompletnie by się w nim nie odnalazł, ale nie miał nic przeciwko doświadczeniu tego wszystkiego jako gość. - Chris - odparł wesoło, posyłając koledze swój firmowy, szeroki uśmiech, od którego robiło się jakoś jaśniej i lepiej. - Dzięki za zaproszenie. Macie przepiękny dom - powiedział ze szczerym uznaniem, rozglądając się przy tym po pracowni. Zaraz jednak usiadł naprzeciwko Chrisa, przyglądając mu się z uwagą i sympatią. - Może najpierw pogadajmy. Z rozmów wychodzą najlepsze pomysły - zaproponował, po czym umościł się wygodniej w fotelu. W jakimś sensie tego nauczyło go życie w drodze - błyskawicznie się zadomawiać, nawet jeśli tylko na chwilę. Być wszędzie u siebie, mimo że nigdzie tak naprawdę. Jednak od paru miesięcy mieszkał na jachcie Bridget, urządzając go tak, by mogli opłynąć choćby cały świat, czując się jak w domu - i musiał przyznać, że perspektywa nieco bardziej osiadłego trybu życia nie była już tak straszna. - Och, Merlinie. Długo by opowiadać. Na studia wyjechałem do Australii, którą zjeździłem wzdłuż i wszerz, kiedy tylko miałem okazję. Potem... potem włóczyłem się po Ameryce Północnej - głównie badałem faunę Wielkich Jezior, ale interesowały mnie też te oceaniczne. Potem wymyśliłem sobie badanie inii amazońskich, więc zaszyłem się na jakiś czas w Brazylii, ale trochę czasu spędziłem też na wybrzeżu Chile. Potem była Rosja, Bajkał... - tu urwał, bo samo to słowo przynosiło mu zawsze ból i wspomnienie utraconego dziecka, a co za tym idzie - utraconej miłości jego i Louise. Mimo że kochał Bridget całym sercem, to nie zmieniało to faktu, że Louise miała na zawsze pozostać kimś niezwykle bliskim. Nawet jeśli ich miłość spotkał tak bolesny koniec. - To do... dwudziestego piątego roku życia. A potem nosiło mnie po różnych zakątkach świata - zobaczyłem spory kawałek Azji, głównie Chiny, ale też Indie i wszystkie te cudowne wyspy. A ostatnio wreszcie zabrałem się za Skandynawię (zwłaszcza dno norweskich fiordów) i, trochę siłą rzeczy, za Ocean Arktyczny. Stąd ostatnia książka. Ale jeszcze dużo przede mną. Stanowczo za słabo poznałem Afrykę, więc myślę, że to będzie mój kolejny cel, kiedy znudzę się zimnymi morzami i fiordami - powiedział pogodnie Wally. Oczy mu lśniły, zdradzając prawdziwego pasjonata, który nie mógł się doczekać kolejnych podróży. - Teraz ty. Opowiedz, jak potoczyło się twoje życie - poprosił, patrząc na Chrisa z żywym zainteresowaniem.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Zielarz uśmiechnął się lekko na widok Wally’ego, a potem szczerze podziękował mu za komplement dotyczący domu, dodając, że to była zdecydowanie oaza, do której chciał uciekać. Czuł się tutaj bezpiecznie, nie musiał niczego szukać, nie musiał obawiać się, że za chwilę przybiegną do niego rozhisteryzowane dzieciaki albo pojawią się sąsiedzi narzekający na cokolwiek, nawet na coś, z czym nie mógłby sobie poradzić. Podejrzewał, że to, że dom znajdował się dosłownie w środku niczego, na samym skraju wioski, było mimo wszystko ukłonem ze strony Josha, prezentem, jakiego potrzebował, ciszą, jaka dawała mu siły do tego, by szedł nadal przed siebie. I nie czuł się z tego powodu źle, bo jego mąż nigdy nie narzekał, nie powiedział ani jednego słowa o tym miejscu, a raczej kochał je coraz bardziej z każdym kolejnym dniem. Stało się ich przystanią, a teraz najwyraźniej jego gość również zaczynał czuć się tutaj dostatecznie dobrze, by zacząć snuć opowieści, na które Chris uniósł lekko brwi. Pochylił się nawet w stronę Shercliffe’a, wsłuchując się w to, co ten miał do powiedzenia, kręcąc z niedowierzaniem głową, gdy coraz wyraźniej docierało do niego, że Wally zjeździł niemalże cały świat, najwyraźniej kochając to, co robił. - Chyba powinienem zacząć się obawiać, że wkrótce nie będziemy znowu mieli okazji do tego, żeby rozmawiać – powiedział, uśmiechając się łagodnie, bo nie przeszkadzało mu to aż tak bardzo. W końcu nie widzieli się lata, nie byli bliskimi przyjaciółmi, ale mimo wszystko wydało mu się to nieco dziwne, spotykać się w biegu, w przelocie, a później znikać, jakby byli jedynie wędrowcami na drogach, jakie prowadziły w przeciwnych kierunkach. – Twoje podróże są całkiem samotne? – zapytał, nie mając niczego konkretnego na myśli, a potem pochylił głowę, wpatrując się przez chwilę w swoje dłonie, bo zawsze pytania o niego samego go krępowały. Nawet jeśli dotyczyły tego, co robił, czym się zajmował, jakby było w tym coś wstydliwego. I pewnie gdyby spotkali się z Wallym cztery lata wcześniej, wszystko byłoby bardziej zagmatwane, a Chris zdecydowanie mniej skory do tego, by się odzywać. Nie był jednak już tym samym człowiekiem, a to powodowało, że zmierzał w nową stronę. - Też podróżowałem, nie tak wiele, jak ty, ale przemknąłem przez większość krajów Europy, całkiem sam, z namiotem i niczym więcej. Później pracowałem w szklarniach, chociaż powinienem wybrać się na praktykę w Mungu, aż w końcu zatrudniłem się jako gajowy w Hogwarcie. Pozwolili mi objąć opieką jedno z kół naukowych i… w końcu zostałem profesorem. A później zacząłem pozwalać, by moje nazwisko pojawiało się w książkach, jakie ilustruję. Niewiele, jeśli porównać z tobą – wyjaśnił powoli, spoglądając na obrączkę wykonaną z muszli, do której lekko się uśmiechnął, ponownie przenosząc wejrzenie na gościa, dając mu znać, że było tego więcej, ale jak dawniej, nie umiał o tym tak naprawdę mówić.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Wally A. Shercliffe
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 197 cm
C. szczególne : wzrost, a oprócz tego sporo mniejszych i większych blizn, z których każda ma swoją historię. Na prawym ramieniu ma tatuaż przedstawiający wydrę.
Wally roześmiał się ciepło i pokręcił głową, po czym po chwili wahania dodał. - Nie, nie obawiałbym się tego. Ja nie jestem szczególnie rodzinnym typem, ale... Bridget jest - odparł. Chris widział ich na imprezie u Atlasa i bezbłędnie wyczuł, że coś jest na rzeczy. A teraz... cóż, byli już oficjalnie parą i planowali wspólne życie, nawet jeśli żadne z nich nie zająknęło się o małżeństwie ani innych okropnie poważnych sprawach, które zniszczyłyby tę romantyczną otoczkę. Nie zmieniało to jednak faktu, że we wszystkich swoich planach uwzględniali siebie wzajemnie, w związku z czym Wally liczył się z tym, że jeśli gdzieś zarzucą kotwicę, to właśnie w Wielkiej Brytanii. Zresztą on sam chciał nawiązać głębsze relacje ze swoimi rodzeństwem i mieć dom - miejsce, do którego wracał z ulgą po nawet najdłuższej i najbardziej fascynującej wyprawie. W którym czekałoby na niego własne łóżko, własna pościel i własny wyszczerbiony kubek. Chyba się starzał, bo takie rzeczy zaczynały mieć dla niego znaczenie. - Zwykle. Czasem zdarzają się jakieś krótkie wyprawy z innymi badaczami, ale przez ostatnie dwanaście lat zwykle byłem sam. Teraz... z Bridget mamy trochę wspólnych projektów, które będziemy chcieli zrealizować - wyznał, a oczy mu rozbłysły, zdradzając, jak bardzo cieszyła go ta perspektywa i jak bardzo był zakochany w swojej Bri. Jednak gdy Chris zaczął mówić, Wally natychmiast skupił się na nim i jego słowach, słuchając go z uśmiechem. - Ja bym powiedział, że znacznie więcej niż ja. Zresztą porównywanie się nie ma sensu. Uczysz, ilustrujesz, zajmujesz się zielarstwem, masz ten wspaniały dom i Josha... Moje samotne włóczenie się po zapomnianych przez Merlina zakątkach świata i podglądanie zwierząt, a potem opisywanie tego, wcale nie jest aż tak nadzwyczajne. Co nie zmienia faktu, że to kocham - przyznał z uśmiechem. - Od dawna zajmujesz się ilustracjami? Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że będziemy współpracować i że nowe wydania moich starych książek będą ilustrowane właśnie przez ciebie. Jaki ten świat mały - Wally pokręcił głową, wyraźnie ciesząc się tym niezwykłym zbiegiem okoliczności, który znów zetknął ich ze sobą. - Myślałem, że wzięlibyśmy na warsztat najpierw tę o zwierzętach Ameryki Południowej... - zaproponował, wyciągając ze swojego plecaka trochę wymiętoszony egzemplarz swojej książki.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Christopher uśmiechnął się lekko, dostrzegając, że Wally'emu wyraźnie zależało na młodej kobiecie i nie widział w tym niczego złego. Pewnie w innej konfiguracji, czy może w innym czasie, byłoby to dla niego nie do końca odpowiednie i zapewne nawet postanowiłby o tym podyskutować. Salazar doskonale wiedział, że za pewne rzeczy dostawało się w mordę i w przypadku Shercliffe'a zielarz również nie zawahałby się zastosować tej metody, gdyby okazała się konieczna. Nie stał w miejscu, nie wahał się, gdy trzeba było dosadnie coś podkreślić albo bronić, ale na całe szczęście sytuacja wyglądała tutaj zupełnie inaczej, a i Wally nie był taki, jak Morales właśnie. - Mimo wszystko to musi być fascynujące, zwłaszcza gdy spotykasz innych badaczy i możesz z nimi rozmawiać. Nie byłeś na Podlasiu, prawda? Wyobraź sobie, że rosną tam gruszki na wierzbie, na dokładkę same wpadają do koszyka. To jest dopiero coś niespotykanego. Widzisz, ja też chętnie bym zwiedzał świat, żeby znaleźć takie cuda, mam w swojej szklarni sadzonkę wierzby szermierczej z Avalonu i kilka innych ciekawostek - stwierdził, mając ochotę roześmiać się ciepło, gdy dotarło do niego, że Wally stał się człowiekiem bardzo otwartym, ale również oddanym swoim uczuciom, skłonnym do tego, by o nie w ten, czy inny sposób walczyć. Byli inni, ale też nie było co się dziwić, skoro byli już dorosłymi mężczyznami, a nie dzieciakami, skoro ich życie ułożyło się i zmierzało w stronę, jaka im odpowiadała. - Punkt widzenia zawsze zależy od miejsca siedzenia. Podziwiam cię, bo osiągnąłeś wielki sukces, jesteś uznanym autorytetem, ale nie sądzę, żebym mógł postawić się również na takim miejscu. Chociaż przyznaję, że lubię uczyć dzieciaki, nawet jeśli marudzą albo są kapryśne. Od tego roku zastępuję też opiekuna Gryfonów, więc mam jeszcze więcej pracy, niż do tej pory - wyjaśnił, a potem uśmiechnął się nieco smutno, na chwilę odwracając wzrok, bo pytanie Wally'ego wiązało się ze zmarłą babką, tajemnicami i bałaganem, do jakiego nie lubił wracać. - Od lat, ale wolałem pozostać anonimowy i wierny tylko książkom przyjaciółki. Mam jednak znajomego, który namówił mnie, żebym przestał się ukrywać i tym oto sposobem możemy popracować wspólnie nad twoimi książkami. Więc dobrze, zaczniemy od tej, a ty powiesz mi, co chciałbyś w niej zobaczyć, co jest dla ciebie cenne i istotne - powiedział, sięgając po czysty szkicownik, który znajdował się na jego biurku, rozkładając go, wiedząc, że od razu zacznie przygotowywać pierwsze rysunki.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Wally A. Shercliffe
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 197 cm
C. szczególne : wzrost, a oprócz tego sporo mniejszych i większych blizn, z których każda ma swoją historię. Na prawym ramieniu ma tatuaż przedstawiający wydrę.
Wally nie zwykł przepraszać za cokolwiek, nie zwykł się tłumaczyć ani przejmować się normami społecznymi, ale... tym razem nie chodziło wyłącznie o niego, a o Bridget, którą bardzo kochał i która prowadziła mniej nieortodoksyjny tryb życia niż on. Dlatego chciał wykorzystać tę okazję, żeby powiedzieć Chrisowi szczerze, jak wygląda sytuacja jego i Bri - nie miał na to wielkiej ochoty, bo nie przywykł do dzielenia się swoimi prywatnymi sprawami z kimkolwiek, ale od niedawna robił wiele rzeczy, które były dla niego całkowitą nowością. - Jasne, że tak! Dzielenie się wiedzą to fantastyczna sprawa - dlatego tak bardzo lubię jeździć na konferencje i pisać swoje książki, ale też współpracować z innymi badaczami. Gruszki na wierzbie same wpadające do koszyka? Niebywałe... Czym jest wierzba szermiercza? Pokażesz mi ją potem? - zapytał z żywym zainteresowaniem, bo mimo że zielarstwo nie było jego specjalnością, jego ciekawość nie znała granic. - Wiesz co... - zaczął po chwili wahania, nie bardzo wiedząc, jak poruszyć ten temat, który był dla niego równie ważny co prywatny. Jego otwartość na chwilę zniknęła, jak zwykle się to działo w jego przypadku, kiedy zwykła pogawędka zmieniała się w coś głębszego, co zmuszało go do odsłonięcia swoich prawdziwych uczuć. - Będziemy teraz razem pracować, a w dodatku pracujesz z Bridget, więc... hm, chciałem wyłożyć kawę na ławę. Wiem, że nasz związek może wydawać się dość... kontrowersyjny z racji różnicy wieku. Broniłem się przed tym, bo nie uważam się za nadzwyczajnego kandydata, ale... cóż, kocham ją. A ona kocha mnie. To nie jest przelotna znajomość, romans ani flirt, ale poważny związek. Drugi w moim życiu i mam nadzieję, że ostatni. Chciałem ci to powiedzieć, żebyś nie miał wątpliwości co do moich intencji względem Bridget - powiedział z nieco niepewną miną, czując się bardzo niezręcznie obnażając swoje uczucia przed Chrisem, ale wierząc, że jest to w jakimś stopniu konieczne. - Dzięki, ale uważam, że twoja praca jest równie ważna. Inna, ale może bardziej namacalna, skoro możesz bezpośrednio dzielić się swoją wiedzą i pasją. Merlinie, dostałeś Gryfonów? To współczuję, to najbardziej... hmm, ruchliwy i niesforny dom - zauważył z rozbawieniem. Nie miał pojęcia, że swoim pytaniem poruszył trudny dla Chrisa temat, ale przecież często tak było - niekiedy pozornie niewinna wzmianka potrafiła przywołać bolesne wspomnienia. Pokiwał tylko głową. - Jestem wobec tego bardzo wdzięczny twojemu znajomemu. Te ilustracje, które widziałem, są świetne. Wydaje mi się, że świetnie współgrają z duchem moich książek. Och, już? - zaśmiał się Wally, ale nie protestował, kiedy Chris sięgnął po szkicownik. Zamiast tego usiadł wygodniej w fotelu, pozwalając sobie na wyciągnięcie długich nóg. Spojrzał w sufit, jakby szukając tam inspiracji, po czym zaczął mówić. - Najbardziej lubię opowieść o poszukiwaniach inii amazońskiej. Indianie nazywają ją boto. To delfin rzeczny - wyjątkowy, bo jego kolor waha się od szarości do różu. Indianie twierdzą, że boto przybiera kształt człowieka w kapeluszu, którym zasłania swój otwór oddechowy i wypukłe czoło. Przychodzi do wiosek i namawia ludzi, by ruszyli za nim do podwodnego, cudownego miasta. Ja chciałem udowodnić, że boto w istocie są magicznymi, zmiennokształtnymi stworzeniami - a może po prostu zdolnymi snuć iluzję. Że to nie legendy, tylko fakty... - snuł opowieść swoim głębokim, melodyjnym głosem, nadal patrząc w sufit i przywołując spojrzenia. - Dżungla amazońska jest cudownie obfita. Pachnie wilgocią, zgnilizną, ale też słodyczą kwiatów. Tętni życiem... ale jest też pełna śmierci. Piękna i mroczna - mówił spokojnie, choć z uczuciem. Wreszcie zerknął na Chrisa z przepraszającą miną. - Czy to pomaga? Wybacz, nigdy wcześniej nie pracowałem z ilustratorem - tłumaczył się z lekkim rozbawieniem i zakłopotaniem.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
- Prawda, że niezwykłe? Podobno mają tam powiedzenie, że prędzej gruszki wyrosną na wierzbie, a tutaj proszę, one istnieją naprawdę – odpowiedział zielarz, wyraźnie zadowolony, bo podobne dyskusje zawsze sprawiały mu przyjemność i przybliżały go do tematu, jaki lubił, jaki sprawiał mu przyjemność i pozwalał po prostu płynąć. Często również to właśnie ta pasja czyniła go duszą towarzystwa, pozwalając na to, żeby się rozluźnił i po prostu przed siebie płynął, bez większych problemów, czy głębokiego zastanawiania się nad tym, co się właściwie działo. W pewnym sensie zmieniał się, zwyczajnie ulegając pasji, jaka nie dawała mu nigdy spokoju, a to pozwalało, by żeglował bezpiecznie po wodach uprzejmości. – Kuzynka wierzby bijącej, zachowują się dość podobnie, ale jak możesz wnioskować po samej nazwie, ta akurat nikogo nie bije swoimi gałęziami. Bardzo ciekawa sadzonka, kiedy będą gotowe, zamierzam obie posadzić w ogrodzie, muszę jednak o nie dobrze zadbać, chociaż z pomocą Kalmii to nie będzie takie trudne. Och, to custos, może widziałeś ją przed domem, uwielbia kręcić się po ogrodzie. I z chęcią pokażę ci później szklarnię – odpowiedział, wyraźnie się rozwijając, jakby nie był w stanie zatrzymać się w swoich słowach i myślach nawet na chwilę, ale później spoważniał, widząc, że Wally ma coś, co chce mu przekazać. Sprawiał wrażenie poważnie zakłopotanego sprawą z Bridget, co właściwie Christophera nie dziwiło, a jednocześnie było czymś, co nie powinno zaprzątać jego umysłu. Owszem, dzieliło ich sporo, ale oboje byli naprawdę dorosłymi ludźmi, ostatecznie, jeśli zielarz się nie mylił, to asystentka Atlasa nie miała lat osiemnastu, a sporo więcej, więc też nie było o co drzeć szat. Być może spoglądał na to również przez pryzmat Maximiliana i Salazara, i chociaż pewnych kwestii zdecydowanie nie pochwalał, nie miał prawa niszczyć cudzego życia, jeśli nie widział w tym wszystkim czegoś toksycznego. - Oboje jesteście dorośli, Wally, to wasz wybór. Mogę powiedzieć, że nieco kłopocze mnie wasza sytuacja, ale z tej prostej przyczyny, że wszyscy się starzejemy i kiedy my będziemy mieć ponad siedemdziesiąt lat… Cóż, Bridget będzie od nas zawsze młodsza. Ja też jestem młodszy, oczywiście, o wiele mniej, ale jednak w pewnym wieku ta różnica może zacząć okazywać się znacząca. Pewnie bywa również teraz problematyczna, ale osobiście nie kłopocze mnie to, że dwoje dorosłych, zarabiających samodzielnie ludzi, decyduje się na związek – stwierdził powoli, dobierając uważnie słowa, chcąc przedstawić mu swój punkt widzenia, ale jednocześnie nie zamierzał pchać się przed szereg, nie zamierzał wpychać się pomiędzy nich, wiedząc, że to była tylko i wyłącznie ich decyzja, jak chcieli przejść przez życie i tak jak nie pozwalał, by inni wypchali się między niego a Josha, tak nie zamierzał sam robić czegoś podobnego, o ile nie widział wyraźnej krzywdy. Zaraz też zaśmiał się cicho. - Cóż, sam byłem dość nieproblematycznym Gryfonem, ale kto wie, co mnie czeka, może sam zacznę pisać przez nich jakieś książki – stwierdził, bawiąc się trzymanym szkicownikiem, uśmiechając się lekko na komplement ze strony Wally’ego, chociaż poczuł rumieńce na policzkach. – Lubię przygotowywać pierwsze szkice, kiedy rozmawiam z pisarzami, bo wtedy zaczynamy szukać wspólnych punktów zaczepienia – wyjaśnił spokojnie, koncentrując się na tym, co robił, powoli przelewając na papier słowa Shercliffe’a. – Więc mów, o tym, co byś widział na okładkach, co chciałbyś tam koniecznie zobaczyć i poczuć, czy wolałbyś, żeby te ilustracje zlewały się z tekstem, czy nie, opcji jest wiele, przez książkę można płynąć na grzbietach dżungli.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Wally A. Shercliffe
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 197 cm
C. szczególne : wzrost, a oprócz tego sporo mniejszych i większych blizn, z których każda ma swoją historię. Na prawym ramieniu ma tatuaż przedstawiający wydrę.
- W ogóle związki między takimi powiedzonkami, a ich realizacją w świecie magii są szalenie ciekawe. Ciekaw jestem, czy ktoś kiedyś coś napisał na ten temat - powiedział Wally, wyraźnie się zapalając. W jakimś sensie to ich łączyło - pasja do swoich badań. I dzięki temu poznali się w szkole. Słuchał z żywym zainteresowaniem opisu wierzby szermierczej i pokiwał z entuzjazmem głową, kiedy Chris obiecał, że pokaże mu swoją szklarnię. - Świetnie, z przyjemnością zobaczę, jakie cuda tam ukrywasz - powiedział wesoło i widać było, że jego ciekawość jest szczera. Cóż, była to jedna z jego cech charakterystycznych - nieposkromiona ciekawość, gdy chodziło o tajemnice świata, a zwłaszcza natury. Właściwie nie musiał się nikomu tłumaczyć, a już na pewno nie Chrisowi, ale skoro mieli razem pracować, chciał wyłożyć kawę na ławę i rozwiać wszelkie wątpliwości. Odpowiedź kolegi nie była mu całkiem w smak, bo czuł w niej cień protekcjonalności, ale był gotów to przełknąć, skoro ten nie potępiał go i nie miał zamiaru zmieniać swojego stosunku do ich dwojga pomimo własnych wątpliwości. Pomyślał sobie, że musi Bridget naprawdę kochać, skoro jest w stanie wygłaszać tego rodzaju mowy obronne i tłumaczyć się ludziom z ich miłości, by zadbać o jej dobre relacje w pracy. - Nigdy nie wiadomo, ile komu jest pisane. A ja nie zamierzam tak szybko zdziadzieć - mam za dużo do zrobienia - zażartował Wally, jak zwykle próbując rozluźnić atmosferę. Choć wyglądało na to, że to on sam czuje się w tym wszystkim najbardziej niekomfortowo. Na szczęście szybko zmienili temat na bardziej neutralny. - Fakt, ale jeśli dobrze pamiętam, twoi koledzy regularnie wpadali na jakieś genialne pomysły w rodzaju pomalowania wszystkich zbroi na różowo albo wywieszenia kolegi za nogę z wieży Gryffindoru. Mam nadzieję, że od naszych czasów młodzież straciła trochę werwy - roześmiał się cicho Wally. Zamyślił się głęboko, po czym zaczął powoli mówić, chcąc jasno nakreślić swoją wizję, a może w ogóle nadać jej jakiś konkretny kształt. - Chciałbym, żeby okładka oddawała atmosferę piękna, tajemnicy, ale i mroku. Żeby... niemal dało się poczuć tę wilgoć i zapach gnijących liści. I chciałbym, żeby gdzieś pojawił się choćby zarys, choćby sugestia różowego delfina. Było tam wiele magicznych stworzeń, piszę o nich, ale to właśnie boto jest w tej opowieści najważniejszy. Również dlatego... - urwał i zawahał się na moment - ... również dlatego, że właśnie wtedy, szukając boto... wtedy poznałem jedną z dwóch najważniejszych osób w moim życiu - dodał wreszcie, patrząc znów w sufit.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
- Być może tak, ale nigdy wcześniej tego nie sprawdzałem - przyznał, marszcząc lekko brwi, bo pod pewnymi względami, był to temat co najmniej ciekawy, a jemu odpowiadał. Przynajmniej na tyle, żeby chciał go kontynuować, chociaż już po chwili zaśmiał się, zdradzając Walterowi, że w jego szklarniach i ogrodzie było mnóstwo roślin, nawet takich, o jakich inni ludzie nie słyszeli. Wspomniał o tym, że specjalnie dla Josha przygotowywał również przestrzeń pod cynamonowca, wiedząc doskonale, że jego mąż lubił wykorzystywać tę przyprawę do pieczenia ciast, więc nie było sensu nieustannie jej kupować. Chociaż to z pewnością było już w mniejszym lub większym stopniu wyzwanie, ale Christopher nie należał do osób, które się łatwo poddawały, gdy zajmowały się czymś, co było związane z ich pasją. Uwagę dotyczącą wieku i związków pominął milczeniem, jedynie skinąwszy głową, bo w istocie to nie była jego sprawa, to nie był jego problem, to nie było w ogóle coś, nad czym powinien się pochylać, skoro miał przed sobą dwójkę dorosłych, pełnoletnich i świadomych osób. W to wpychać się nie mógł, nie zamierzał i nie chciał, jedynie zdradzając Wally'emu własne obawy związane z tym tematem, a później zaśmiał się cicho, stwierdzając, że dzieciaki były coraz bardziej kreatywne, ale on również nie ustępował im kroku. Można było uznać, że teraz był bardziej Gryfonem, niż w czasach, kiedy chodził jeszcze do szkoły albo na studia. - Czyli chciałbyś żeby to wszystko żyło, choć jednocześnie nie było do końca przyjemne - stwierdził, patrząc uważnie na drugiego mężczyznę, nie dopytując go, kto był dla niego tak ważny, uważając, że to nie miało w tej chwili aż tak wielkiego znaczenia, o ile Shercliffe nie zechce sam się z nim tym podzielić. - Chciałbyś umieścić na okładce jakieś niebezpieczne rośliny, czy tylko te, które mógłbym uznać za neutralne? Ma być bardzo ciężko, czy jedynie mrocznie, w stopniu, który wywołuje ciarki ekscytacji? - dopytał, zatrzymując się z ołówkiem nad szkicownikiem, starając się wyobrazić sobie to, co byłoby odpowiednie do wykorzystania. Zamknął na moment oczy, sprawiając wrażenie, jakby tworzył coś we własnej głowie i widać było, że ustawiał coś przed oczyma, starając się dobrać odpowiednie wartości. - Och, dzień czy noc?
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Wally A. Shercliffe
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 197 cm
C. szczególne : wzrost, a oprócz tego sporo mniejszych i większych blizn, z których każda ma swoją historię. Na prawym ramieniu ma tatuaż przedstawiający wydrę.
Wally uśmiechnął się do niego szeroko. - Może warto byłoby to sprawdzić... To brzmi jak cholernie interesujący i wartościowy projekt. Nawet wiem, kto mógłby ci w nim pomóc... - dodał po chwili wahania, a jego oczy świeciły zielonym blaskiem, jak zawsze, kiedy jakiś projekt badawczy szczególnie go zainteresował. Słuchał Chrisa z uśmiechem, zadając co jakiś czas jakieś pytanie, ale jego myśli ciągle wracały do kwestii badań, które mogłyby się okazać szalenie ciekawe i odkrywcze. - Dobrze cię widzieć takim. Ufnym we własne siły - powiedział szczerze, przysłuchując się opowieściom o wybrykach Gryfonów i widząc, że nieśmiały, wycofany Chris doskonale sobie radzi z tą rozhukaną bandą i znajduje w tym przyjemność. - Tak... można tak to ująć. Wiesz, nie chcę udawać, że jest to rajski ogród. Ale miejsce tętniące życiem, tajemnicą, ale też niebezpieczne - wyjaśnił po chwili namysłu. - Mogą się pojawić jakieś niebezpieczne rośliny... ale nie chcę, żeby były dominantą. Nie, nie chcę, żeby było zbyt mrocznie. Raczej... tajemniczo. Pięknie, ale nie idyllicznie. Chciałbym, żeby czytelnik czuł, że wśród drzew i w rzece coś się czai. Coś więcej niż tylko różowy delfin - powiedział powoli Wally, próbując ubrać w słowa swoją wizję okładki. To było szalenie ważne, bo przecież okładka miała za zadanie przyciągnąć czytelników, a także dać im do zrozumienia, czego mogą się spodziewać. Miał nadzieję, że Chris zrozumie jego intencje i zdoła uchwycić niepowtarzalną atmosferę amazońskiej dżungli. Zresztą wszystko na to wskazywało, bo Chris wydawał się szkicować pewien obraz nie tylko w swoim notesie, ale przede wszystkim w swojej wyobraźni. - Zdecydowanie dzień. Noc w dżungli jest zbyt mroczna - odparł bez wahania Wally, poprawiając się w fotelu. - Wspominałeś, że czytałeś tę książkę, prawda? A jak ty byś widział okładkę? - zapytał po chwili, ciekaw, czy jego intencje zostały odebrane przez czytelnika tak, jak sobie to wyobrażał.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Christopher spojrzał uważnie na Waltera, dostrzegając, że ten był podekscytowany ich rozmową, że najpewniej odpowiadało mu to, co działo się dookoła i było to w pewien sposób fascynujące, a jednocześnie całkiem przyjemne, pozwalało mu myśleć, że może kiedyś jego badania również do czegoś doprowadzą. Nie rzucał się jednak na głęboką wodę, bo dopiero zastanawiał się nad pisaniem artykułów do jednego z zielarskich czasopism, o czym wspomniał, nim Shercliffe skierował w jego stronę uwagę, która spowodowała, że profesor parsknął z cieniem niedowierzania, czując, że lekko się zarumienił. Nie lubił nadal tłumów, imprezy go potwornie męczyły, zwłaszcza kiedy wszyscy ludzie nagle czegoś od niego chcieli, kiedy do niego mówili i próbowali zachęcić go do tego, by dał się wciągnąć w zabawę. Kiedy był jednak sam, wszystko toczyło się jakoś inaczej, znajdował własne drogi, robił to, co do niego należało i nie miał zbyt wielkich problemów z tym, by zajmować się innymi. - Cóż, powiedziałbym, że niektóre dzieciaki nawet mi ufają – stwierdził ostatecznie, kiwając lekko głową, a później uśmiechnął się, bo było to dla niego miłe. Lubił pracować z młodzieżą, chociaż czasami dawali mu w kość, a pomysły na jakie wpadali, były co najmniej szalone, jeśli nie zupełnie nieodpowiednie. Nie oznaczało to jednak, że zamierzał ich wszystkich skreślać, czy robić coś podobnego, wręcz przeciwnie. Odkrył również, że jego spokojne oczekiwanie na wyjaśnienia, jego powaga, przerażały ich bardziej, niż plucie jadem i skłaniały do tego by byli z nim szczerzy. O tym jednak nie wspomniał, koncentrując się na czymś innym. - Ja? – zapytał, otwierając oczy, a jego uśmiech jedynie się poszerzył, gdy usiadł wygodniej i zaczął przelewać na papier to, co rozwijał wcześniej przed oczami, tworząc prześwit między roślinnością, za którym widać było wodę, coś na kształt wzniesienia. Im bliżej końca kartki się znajdowali, tym roślinność zdawała się gęstsza i mniej przystępna, a im bliżej prześwitu, tym lżejsza, jakby igrało na niej słońce. Chris wiedział, że w szkicu nie odda wszystkiego, co chciał, ale próbował w roślinach zawrzeć i tajemniczość i niebezpieczeństwo, i piękno, w prześwicie umieszczając również fragment delfina, stwierdzając cicho, że wszystko to można było również wprawić w delikatny ruch, pozwolić, by dżungla żyła i kołysała się na wietrze, lepkim i ciepłym, jak podejrzewał.
Październikowa praca +
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Ostatnio zmieniony przez Christopher Walsh dnia Pią Lis 01 2024, 11:11, w całości zmieniany 1 raz
Wally A. Shercliffe
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 197 cm
C. szczególne : wzrost, a oprócz tego sporo mniejszych i większych blizn, z których każda ma swoją historię. Na prawym ramieniu ma tatuaż przedstawiający wydrę.
Wally uśmiechnął się i pokiwał głową. - Wcale mnie to nie dziwi. Wzbudzasz zaufanie. Ja może pomogłem kilku młodszym badaczom w sprawach merytorycznych... ale nie wiem, czy znalazłbym się w roli opiekuna domu. Bo przecież to łączy się ze znacznie bardziej złożonymi osobistymi problemami niż sformułowanie problemu badawczego - przyznał Walter z dozą rozsądnego samokrytycyzmu. Sam zawsze uważał, że jego życie jest zbyt nieortodoksyjne, by mógł komukolwiek coś radzić. Żył na własną rękę, trzymając się z dala od rodziny i związków, nie mając domu, nie inwestując, w sposób idiotyczny przepuszczając pieniądze... Nie, jedyne kwestie, na których się znał i w których mógł doradzać, to te ściśle związane z nauką. I niczym innym. To nie tak, że był osobą pozbawioną zalet i zdawał sobie z tego sprawę - jednak jego tryb życia nie był modelowy i raczej nie sprawdziłby się w większości przypadków. Obserwował w milczeniu proces twórczy Chrisa, czując, że ogarnia go radość i ekscytacja. Tak właśnie to sobie wyobrażał - Chris doskonale zrozumiał jego intencje i teraz przelewał je na papier, bezbłędnie oddając atmosferę dżungli. Mimo że był to jedynie szkic, Wally niemal czuł gorące, wilgotne powietrze, słyszał okrzyki małp i ptaków, szum amazonki i liści poruszonych przez jakieś zwierzę. A jednak milczał, nie chcąc zburzyć spokoju, rozwiać iluzji, którą Chris tworzył za pomocą ołówka. - Merlinie, właśnie tak... Właśnie o to mi chodziło - powiedział ściszonym głosem Wally, nie mogąc pohamować szerokiego uśmiechu cisnącego się na usta, gdy kolega wreszcie pokazał mu swoje dzieło. - Okładka marzy mi się w kolorze, ale... czy myślisz, że chociaż część ilustracji mogłaby być wyłącznie w czerni i bieli? To tak doskonale oddaje tę tajemniczość dżungli... A twoja kreska jest fantastycznie dynamiczna - dodał z entuzjazmem. Rozmawiali jeszcze jakieś pół godziny o szczegółach i umówili się, że będą na bieżąco konsultować swoje pomysły. Rozstali się z głębokim poczuciem satysfakcji i przekonaniem, że czeka ich bardzo owocna współpraca.