C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Ogród zimowy jest w całości oszklonym pomieszczeniem na planie ośmiokąta, którego jedną ścianę stanowią przeszklone drzwi wprost do salonu, a ścianę przeciwległą do niej drzwi z wyjściem do ogrodu. Czary utrzymują tu przyjemną temperaturę przez cały rok, chłodząc latem, a otulając przyjemnym ciepłem zimą. To idealne miejsce do hodowania roślin, ale Nico zorganizował tu sobie kącik malarski i miejsce śniadaniowe. Okazjonalnie lubi tu również spędzać noce ze względu na doskonały widok na niebo.
Kącik malarski
W jednym z narożników, pod kątem zapewniającym doskonałe oświetlenie, znajduje się sztaluga, a także szafka, której szuflady dawniej mieściły nasiona i drobne przybory ogrodnicze, a obecnie wypełnione są artykułami malarskimi i rysowniczymi. Na podłodze stoi zawsze kilka opartych o ścianę obrazów, które czekają na decyzję Nico, co z nimi zrobić. W motywach wyraźnie przeważa zabawa światłem i różnymi kolorami nieba w zależności od pogody, pory dnia i roku.
Sekretarzyk
Obecnie dość słabo zagospodarowane miejsce, w którym świątecznie zawitała choinka. Znajduje się tu niezbyt stabilny, okrągły stoliczek i sekretarzyk, przy którym czasami Nico pisuje, a także zegar, który zdaje się wskazywać zupełnie co innego, niż obecna godzina. Po prawej stronie od sekretarzyka leży duża poduszka, na którym uwielbia odpoczywać charjuczka Nicholasa, Metus.
Autor
Wiadomość
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Nicholas zrezygnował z jednej pracy, no i miał wakacje, ale to wcale nie oznaczało zmniejszenia liczby zamówień. Miał ich całkiem sporo, a ponieważ mnóstwo czasu poświęcał trenowaniu Stellmarii, nie do końca wyrabiał się z jubilerskimi sprawami. Na szczęście Podlasie działało na niego wyjątkowo inspirująco, dlatego projekty tworzył jak szalony, tak jak i same dzieła sztuki, które miały ozdabiać rozmaite czarownice i czarodziejów. Niestety jako artysta był bardzo nieuporządkowany. Wena targała go między jednym, a drugim projektem, a on sam już nie wiedział, za co chce się zabrać wpierw. Raz tworzył jedno, raz drugie, coś dokańczał, a czegoś nie. Mnóstwo rzeczy przywoływało natchnienie, przerywał jedno, zaczynał inne, żeby po chwili przeskoczyć na jeszcze trzecie. I tak powstał chaos. - Nie wiem, Tim - rzucił bezradnie, rozglądając się po armageddonie, który zapanował na stole, kanapie, sekretarzyku i wszędzie indziej. - Tam są listy z zamowieniami, tu są projekty, szkice sa w notatniku, część rzeczy już jest dokończona, a część jeszcze nie. Musimy to po prostu ogarnąć. Zebrać wszystkie zamowienia, sprawdzić, co jest zrobione, co trzeba dokończyć, a co już można spakować i wysłać. A właśnie, czy twój graculus może pomóc w roznoszeniu zamówień mojej Axel? Za dużo tego na jedną ptaszynę.
Rozejrzał się po pomieszczeniu wiedziony wskazaniami Nicholasa i mina mu nieco rzedła w trakcie. Aż gwizdnął na koniec. - No, bracie, jeśli idzie o ogarnianie chaosu, to chyba wybrałeś niewłaściwą osobę. Ale z drugiej strony mam w tym większe doświadczenie, bo czasami muszę ogarniać własny. Plan Nicholasa z grubsza wyglądał nieźle, tylko trzeba będzie dopracować szczegóły. - Dobra to ja wezmę zamówienia i będę czytał, a ty będziesz ich szukał. Odwrotnie to ma mniejszy sens, bo nie będę miał pojęcia, jak wyglądają te rzeczy. Podszedł do notesu, wziął go w ręce i od razu pomyślał, że pismo kuzyna jest o niebo bardziej czytelne niż jego własne.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Nicholas spojrzał bezradnie na Tima, ale odetchnął z ulgą, kiedy kuzyn zakomenderował działania. Jubiler był mu wdzięczny, jednak chwilę później cały plan wziął w łeb. - Wiesz co, nie wszystko jest w notatniku - bąknął przepraszająco i chwycił leżący na jednym z krzeseł list. - Na przykład to. Zobaczymy co tu mamy... List od pani Rowan, zamówienie na diadem ze szklanych motyli. Część z nich fruwa po gabinecie, Stelma się nimi bawi. Mógłbyś je zgarnąć do pudełka? Zwykłe Accio wystarczy, są już zabezpieczone przed stłuczeniem. A, Tim! I jak będziesz w gabinecie to weź dużą czarną skrzynkę z mojego biurka i narzędzia z pierwszej szuflady po prawej stronie! I tak wyszło, że kiedy Tim wyszedł, Nico zaczął szukać metalowej, głównej części diademu, na którym już trzepotało kilka błękitnych, szklanych motyli. Zapowiadał się pięknie, ale miał kilka braków, które wymagały dopracowaniai uzupełnienia. I tym zamierzał się zająć w tym momencie, jak tylko kuzyn przyniesie co trzeba. Sam zaś zaczął przeglądać kolejne papiery, tworząc nieco większy chaos, choć wbrew pozorom bardziej usystematyzowany.
- Łapanie motyli brzmi jak coś dla mnie. Martwi mnie tylko, że Stella może nie być zachwycona, że jej zabawkę zabieram. - Zaśmiał się, wychodząc i już zza drzwi dorzucił: - Czarna skrzynka, szuflada po prawej, się robi! To zadanie zapowiadało się nadzwyczaj interesująco. Lubił kotkę, chociaż jak na kociaka przystało niezła była z niej łobuziara. W gabinecie, tak jak się spodziewał, zastał małe pole bitwy, z rozbrykana kotką pośrodku. - No, piękna, koniec zabawy motylami, są potrzebne tatusiowi. - Z reguły nie używał tego określenia w relacjach Nicholasa z jego menażerią, ale tym razem aż się o to prosiło. Znalazł jakieś puste pudełko i zaczął przywoływać latające cacka, co byłoby całkiem proste, gdyby nie psotna puchata dziewczynka z umiejętnością teleportacji. Trzeci z kolei motylek przyleciał do niego z uwieszoną doń Stellą, więc zanim trafił do pudełka, Tim musiał stoczyć zażarty pojedynek o niego. W końcu poszedł po rozum do głowy i wyczarował jej kilka ptaków, za którymi mogła ganiać, co spowodowało, że resztę motylków spakował już w miarę bezproblemowo, nie licząc aportującej się kotki na jego głowie, którą potraktowała jak platformę do skoku, co przy jej masie prawie zwaliło go z nóg. Kiedy już się uporał z głównym zadaniem, reszta była formalnością. Wrócił z miną zwycięzcy i nieco podrapaną facjatą do Ogrodu Zimowego. - Mam wszystko!
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Nico buszował dalej w swoim chaosie, a kiedy kuzyn wrócił, z wdzięcznością przejął od niego przyniesione skarby. - Dzięki, Młody. Co dalej... Kolczyki w ważki. Tim, widzialeś tu gdzieś projekt kolczyków w ważki? Na pewno go zrobiłem, mam oszlifowane kamienie w którymś z tych pudełeczek... Muszę w końcu zacząć je opisywać, ale kiedy tworzę, jestem tak pochłonięty sprawą, że nie pamiętam o takich drobiazgach. Coraz bardziej się denerwował. Stelma w każdej chwili mogła się teleportować na sam środek migoczących błyskotek, a to by była katastrofa. Na szczęście treningi z nią przynosiły coraz lepsze rezultaty, a zasady stawały się dla niej jaśniejsze. Poza tym chetniej się dostosowywała do nich, skoro miała wizję nagrody. Bo Nico stosował się do zaleceń Wally'ego i uczył ją reagować nie tyle na widok smaczka, co na perspektywę dostania go po oczekiwanym zachowaniu. - Dwanaście ozdobnych bransoletek do wpięcia zegarków, zamówione przez Thìdleyów. Hmmm. - Nico rozejrzał się w poszukiwaniu zamówienia. - Na pewno wszystkie tu są. To takie małe, srebrne, podłużne pudełeczka. Rozejrzysz się? Na pewno je tu przyniosłem, tylko mogą być w różnych miejscach. Jakiś wsadziłem do zegara i do szafki z pędzlami.... Chyba. Rozejrzał się trochę bezradnie, bo nie miał pojęcia, jak jeszcze może doprecyzować Timowi lokalizacje pudełek.
Tm był, delikatnie mówiąc bałaganiarzem, więc odnajdowanie pożądanego przedmiotu pośród innych było dla niego codziennością, dlatego odszukał projekt z ważkami w ciągu minuty. Gorzej było z bransoletkami, bo były w pudełkach, a tych tu było sporo. Pół biedy, żeby owe pudełka były dosyć charakterystyczne, co pozwoliło je nieco łatwiej odszukać, ale zajęło mu to dobre dwadzieścia minut. Zawsze uważał Nicholasa za bardziej poukładanego niż on, ale teraz widział obraz jakby żywcem wyjęty z jego osobistego pokoju w rezydencji. Nawiasem mówiąc, pokój, który sobie "zeswojał" w Przystani też tak powoli zaczynał wyglądać. Poczuł jakieś braterskie ciepło w sercu w związku z tym faktem. I Poczuł też wdzięczność, że Verka też tu mieszkała, więc mógł liczyć na motywującego kopniaka od czasu do czasu. - Opisywanie pudełek to cholernie dobry pomysł, też powinienem i też nigdy o tym nie pamiętam.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
- Znalazłeś! Dzięki, Tim. - Nicholas otworzył jedno z pudełeczek i westchnął z rozmarzeniem. - Projektowanie ich było czystą przyjemnością. Zrobiłem je w dwa tygodnie od zamówienia. Dwanaście, każda inna, jestem z nich naprawdę dumny. Nico musiał się pochwalić, bo był naprawdę zadowolony ze swojego dzieła. Potem poprosił kuzyna o znalezienie jeszcze kilku rzeczy i zrobienie listy brakujących rzeczy, a sam zajął się dokańczaniem wszystkiego, co trzeba. Motyle musiały zostać wyczyszczone po zabawie ze Stelmą, przytwierdzone jak należy do srebra, a potem pod postacią misternego, wyjątkowo pięknego diademu wylądowały w skrupulatnie zabezpieczonym pudle. - Diadem dla Rowanów spakowany - pokiwał głową z zadowoleniem. - Adres jest na karteczce. Możesz wysłać Axel? Jest gdzieś w ogrodzie z twoim. Zaraz potem przeszedł do dokanczania ważkowych kolczyków. Nie było tak źle, narzędziami i różdżką sprawnie rozgrzewał, giął i dopasowywały metal do swojej wizji. Może i było to wszystko robione w pośpiechu, ale i tak każdy jeden element Nicholas tworzył z dbałością o detale i pełną starannością.
Tak, zdecydowanie było się czym chwalić. Każda bransoletka była małym, odrębnym dziełem sztuki, ale wszystkie miały ze sobą związek, więc od razu było widać, że są z jednego kompletu. A potem mógł się cieszyć obserwowaniem, jak Nico kończy diadem. Było coś niesamowicie urzekającego w tym, jak z kilku ładnych przedmiotów powstaje jeden przebijający urodą wszystkie razem, zanim stały się częścią końcowego dzieła. Kiedy znalazł już to o co prosił Nico, wziął pakunek i ruszył do ogrodu w poszukiwaniu graculusów, które zdążyły się zadomowić na dobre w nowym domu i to pomimo towarzystwa rozrabiającej Stelmy. Wysłał paczkę do adresatki i przy okazji pogłaskał swojego latającego kuriera. Od czasu kiedy go spotkał na wyprawie w Himalajach, udało im się zaprzyjaźnić jeszcze bardziej, co bardzo gryfona cieszyło. Potem wrócił do Nicholasa, żeby mu pomóc uporać się z resztą.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Kolczyki ukończył szybko, ale odłożył je jeszcze na bok, żeby wrócić do nich ze świeżym okiem. Zajął się zamówieniem dla zegarmistrzów, pakując bransolety i zabezpieczając je zakleciem. Wszystko szło w dobrą stronę, a on sam widział, jak chaos zamienia się stopniowo w uporządkowane stanowisko pracy. Poprosił Tima o przejrzenie pozostałych listów, z zadowoleniem odkrywając, że większość zamówień jest przygotowana do spakowania i wysyłki. - Jakoś to zaczyna wyglądać - stwierdził, rozglądając się po pokoju. Czekało go jeszcze sporo pracy, ale już mógł sobie dać z tym rade sam. - Jesteś wielki, serio. Ja muszę tu jeszcze podziałać, ale myślę, że nie ma potrzeby zabierać ci więcej czasu. Wyczaruję ci świstoklik na Podlasie, poczekaj... Zaczarował tę samą puszkę po napoju, za pomocą której wrócili z Polski do Szkocji, a potem wrócił do tworzenia. Trochę brakowało mu profesjonalnie wyposażonej pracowni u Huxleya, ale to nic nie szkodzi. I tak sobie poradził. Kiedy kończył pracę, był już późny wieczór, a on sam wolał spać we własnym łóżku, niż wracać do ciasnej stodoły i znosić muchy w nosie współlokatora pokoju.
Pomimo tego, że robota nie należała do łatwych, bawił się przy niej nieźle. Zazwyczaj, kiedy robił coś z Nico wychodziła z tego dobra zabawa. Pomagał, jak umiał, znajdował, przynosił, wysyłał przesyłki. Ale w końcu zaczęło się robić późno, a on zaczynał tęsknić do swojej miłości. Nadal był na etapie ciężkiego zakochania, więc bardzo szybko zaczynało mu jej brakować. Bywały takie momenty w czasie roku szkolnego, że zastanawiał się nad przemknięciem się do Puchonów środku nocy, tylko po to, żeby móc na nią popatrzeć, ale na szczęście nawet on nie był aż tak szalony. Był wdzięczny za świstoklika, to był najszybszy środek transportu, jakim dysponował. - Powodzenia z resztą, lecę szukać Ani, zanim ktoś mi ją spróbuje odbić.
Było piękne sierpniowe popołudnie, choć zbliżała się już jesień. I godzina siedemnasta, tak przy okazji. Niewysoka istota zmierzała dziarskim krokiem w kierunku ogromnej, wiktoriańskiej rezydencji. Bez strachu w oczach, choć właśnie z nim w sercu. To była piąta jego rozmowa w tym tygodniu i jeśli to pójdzie nie tak, jak powinno, zostanie mu chyba aplikacja do Hogwartu. Nie żeby tam były złe warunki, ale… ta mentalność. Potwornie mierziła Jupitera - skrzaty mają służyć swoim panom, praca to prawdziwe szczęście, ja dziękuję za urlop, wolę pracować… grr… Nie był jednak w stanie zmienić tego świata, ale na jedno miał wpływ. Na swoje życie. Dlatego właśnie postanowił, że zanim spróbuje planu “B” poświęci planowi “A” jeszcze jeden tydzień. Na tyle starczy mu czasu. Kurczyły się jego zapasy i dobroć jego przyjaciół. Owszem, byli oddani i cudowni, ale mieli nad głową jarzmo swoich panów… gdyby tamci tylko dowiedzieli się, że jego skrzaty dokarmiają biednego Jupitera. Może byliby by wściekli - a może nie? Właśnie tak to jest z tymi panami. Ich łaska na pstrym koniu jeździ. Freeman poprawił krawat, zaczesał nieliczne włosy, które miał na głowie do tyłu i westchnął. A potem wszedł przez wysoką dla niego furtkę na teren rezydencji. Niewiele myśląc, bo z nadmiaru myślenia na tym etapie rekrutacji nie wynika nigdy nic dobrego, zastukał do drzwi. I czekał, ściskając w ręku niewielką aktówkę, w której miał zaledwie jedną kartkę i długopis, w którym powoli kończył się już wkład.
Ślicznie proszę o oznaczanie mnie w odpisach ~ Vera
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Nicholas był przygotowany na przyjście skrzata z najwyższą starannością. Przygotował herbatę i ciasteczka z lokalnej piekarni, uprzedził też domowników, żeby nie przeszkadzali w rozmowie. Sprawa była poważna, a Nicholasowi szczerze zależało na znalezieniu pomocy w sposób etyczny. - Zapewne Jupiter Freeman? Zapraszam - Nicholas wpuścił skrzata do środka i zaprosił go do zimowego ogrodu. Metus grzecznie leżała na swoim posłaniu, ale kiedy pojawił się skrzat, podniosła łeb, z zainteresowaniem przyglądając się nieznajomej istocie. - Herbaty? - zaproponował, kiedy już usiedli na wiklinowych fotelach przy niedużym stoliku. - Przyznaję, że pierwszy raz kogoś zatrudniam. Nie ukrywam też, że od września zaczynam studia, dlatego pomoc byłaby nieoceniona. Chodzi głównie o opiekę nad zwierzętami. Mam ich kilka, chciałbym, by ktoś miał na nie oko pod moją nieobecność i nad nimi czuwał. Wzmianka o magicznych stworzeniach w pańskim liście zdaje się więc niezwykle pożądanym zrządzeniem losu. Nalał sobie i gościowi absolutnie zwyczajnie zaparzonej, choć dobrej gatunkowo herbaty (oczywiście jeśli ten wyraził takie życzenie), a potem przeszedł do pytania, które wydawało mu się w tych okolicznościach bardzo na miejscu. - Na jakich warunkach chciałby pan podjąć pracę? W tym momencie niestety nie dysponuję wolnym pokojem, który mógłbym oddać do wyłącznej dyspozycji, ale rozważam przeprowadzkę do dużo większej posiadłości. Tam zapewne byłoby wiecej udogodnień, ale i więcej pracy w obejściu. Czy takie zmiany w ogóle wchodzą w grę?
Etyka. Posiadanie praw. A nawet doświadczanie tego, że ktoś inny darzy cię szacunkiem. Dla Jupitera były to doświadczenia tak odległe, że niemal nieosiągalne. Oczywiście, bardzo tego pragnął, dlatego właśnie gdy jego wieloletnia pani na łożu śmierci w akcie dobroci podarowała mu koszulkę, zamierzał wykorzystać tę okazję na swoją korzyść. Niemniej widok herbaty i ciastek niezmiernie go zdziwił i sprawił, że poczuł się zakłopotany. Nieudolnie starał się to ukryć, w końcu teraz był Freemanem i wcale nie musiał się przed nikim kajać za to, że przyjęło go jako gościa. Ale wciąż - przyzwyczajenie drugą naturą skrzata… Lecz gdy tylko spostrzegł, że na posłaniu leży całkiem spora charjuczka, lekko się uśmiechnął. Choć widać w nim było strach, tym większą widać było w nim odwagę. - Tak poproszę - odpowiedział, wdrapując się na krzesło. Poprawił garnitur, w który był ubrany (było to przebranie dla dzieci przerobione przez jego serdeczną przyjaciółkę, Mimi) i położył ręce na kolanach, próbując się uspokoić. - Wie pan, Jupiter bardzo długo pracował w rodzinie, która miała na posiadanie kilka menażerii. Magiczne zwierzęta nie stanowią dla mnie tajemnicy, już prędzej ludzie… - Zamilkł, obserwując jak Nicholas nalewa mu herbaty, bo uświadomił sobie, że chyba powiedział za dużo. - To znaczy. Sprzątałem, gotowałem, zajmowałem się magicznymi istotami, ostatnio głównie kotami, w tym jednym półkugucharem. Ale charjuki też znam, i psidwaki… Chyba czuł się w obowiązku, aby opowiedzieć dwa słowa o sobie. To, że jego rozmówca nie pytał o doświadczenie go nieco przerażało. - Na jakich… warunkach? - powtórzył bezwiednie, bo takiej kwestii się nie spodziewał. No dobra, myśl Jupiter, myśl… - Mogliśmy spisać kontrakt. To znaczy umowę. Ja zobowiązuję się pracować, a pan mi płacić. Czy takie coś panu odpowiada? - zapytał, okiełznując swój strach. Gdyby jego świętej pamięci mamusi to tylko usłyszała… - Co to przeprowadzki, nie przeszkadza mi to. Brak własnego pokoju też. - Przeczesał swoje włosy i po chwili dodał. - Chwilowo, przynajmniej. Jupiter chciałby mieć swoje miejsce na ziemi, wie pan. Coś… tylko dla Jupitera. Okropnie się zawstydził na samą myśl, ale potem już dzielnie brnął przez dalsze podpunkty (na razie) ustnej umowy. - Jupiter uważa, że w razie choroby mógłby mieć prawo do pracowania, póki nie wyzdrowieje. To taka sugestia. Chciałby również, o ile to nie problem… - Tu zamilkł na dłuższą chwilę, ale w końcu wydusił. - 4 dni wolne w roku! 3? 2? - Pytał, tracąc pewność siebie…