Osoby: Tony i @Salazar Morales Miejsce rozgrywki: Pub Upswing Rok rozgrywki: wrzesień 2023, dzień po randce z Fire Okoliczności: Czy po bójce w “Trzech Miotłach” i tym, co powiedział Diazowi Solberg, cokolwiek może jeszcze pozostać takie same? Pozornie spotykają się na miłą rozmowę. Realnie jej przebieg może wyglądać różnie.
Antonio przeszedł przez próg baru i rozejrzał się dookoła. Pośród zgromadzonych tu czarodziei nie dostrzegł póki co Sala, toteż przeszedł przez pomieszczenie, zajął miejsce przy jednym ze stołów i zamówił dwa razy podwójny rum. Miał mętlik w głowie. Nie tylko ze względu na to, co stało się pomiędzy nim a Blaithin zaledwie kilka godzin wcześniej. Ciągle miał w pamięci to, co powiedział mu tamtego dnia Maximilian. Cudowny chłopak Moralesa, jego oczko w głowie i niepodzielnie najważniejsza osoba w jego życiu. Prychnął gniewnie na samo wspomnienie o młodym chłopaku, który nieźle mu wtedy przywalił. Ale rany i siniaki na ciele były niczym, w porównaniu do zazdr w psychice Diaza. W tym dziwnym przeczuciu, że nie może ufać swojemu jedynemu i największemu przyjacielowi. Westchnął i nie czekając na swojego amigo upił łyka drinka. Był również ciekawy, jak właściwie mu poszło. Z tym pierścionkiem. Pomimo tego, że w Venetii chciał, żeby im się ułożyło, teraz miał nadzieję na to, że było wręcz przeciwnie. Ale Morales to człowiek-zagadka, niewiele był wywnioskować z samych listów. Czy mu się udało czy nie, potrzebowali się napić. Jednak coś Toniemu podpowiadało, że raczej nie wszystko poszło po myśli Paco.
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Nie miał w zwyczaju się spóźniać, a jednak spotkanie z klientem przeciągnęło się niespodziewanie, co sprawiło, że Meksykanin przekroczył próg wybranego przez Toniego pubu parę minut po czasie. Nie zastanawiając się zbyt długo, skierował swoje kroki do baru, wierząc że to właśnie tam odnajdzie znajomego Katalończyka. Nie pomylił się, wręcz przeciwnie, przed mężczyzną stały już dwie szklanki wypełnione alkoholem, co nawet Moralesa nie zdziwiło, zważywszy na fakt, ze mieli wiele tematów do omówienia. Ba, z istnienia co poniektórych nie zdawał sobie jeszcze sprawy. Poklepał towarzysza po ramieniu na powitanie, dopiero po chwili spostrzegając zasinioną skórę na jego twarzy. – Kogo stłukłeś… i dlaczego nie zabrałeś mnie ze sobą? – Zagadnął z uśmiechem, sugestywnie poruszając brwiami, acz lustrując uważnie mimikę przyjaciela, zaczął się zastanawiać czy aby na pewno to on wyszedł ze starcia zwycięsko. – Dałeś mu chociaż nauczkę czy przydałaby się druga lekcja? – Dodał więc naprędce, dając Diazowi do zrozumienia, że może na niego liczyć. Szkoda tylko, że nie wiedział, iż po drugiej stronie barykady znalazł się ktoś, na kogo nigdy nie poniósłby ręki… - Zamówię sobie, nie będę cię opijał. – Skinął znacząco głową, podsuwając Hiszpanowi drugą szklankę, a sam subtelnym gestem przywołał barmana, żeby i dla siebie zamówić podwójną porcję rumu. Nie chciał się wyłamywać, poza tym nie miał nic przeciwko doborze trunku, dokonanym przez partnera. – Co do Fire… to dłuższa historia, więc mam nadzieję, że zarezerwowałeś sobie sporo czasu. – Napomknął na razie, powoli wypatrując już ustronnego miejsca, w którym nikt nie będzie podsłuchiwał ich rozmów.
Antonio Díaz
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : Wielka rana na plecach, rana po poparzeniu na ramieniu
Díaz prychnął, słysząc jego słowa. Co za pieprzona ironia losu. Oczywiście, że nie mógł mu powiedzieć, kto to tak urządził. Z jednej strony czuł się odrobinę winny, bo zazwyczaj nie miał tajemnic takiego kalibru przed Salem. Z drugiej strony oczywistym był fakt, że Toni nie zamierza mu ot tak powiedzieć. Wtedy zapewne straciłby resztki jakiekolwiek szacunku, jakie być może żywił wobec niego Solberg. Nie żeby jakoś specjalnie mu na tym zależało. - A jakiegoś przypadkowego gościa. Nikt warty twojej i mojej uwagi - rzucił, upijając łyka swojego drinka. Nie czekał na toast, bo nie był przecież w szampańskim humorze. Na pytanie nie odpowiedział. Nie chciało mu się kłamać na temat tego, jakiej to nie miał przewagi. Brzydka prawda była taka, że on tej przewagi wcale nie miał. Prawie w ogóle. Prawie przez całą walkę. Spojrzał więc na niego wymownie, a na jego twarzy nie było widać ani śladu uśmiechu. Nawet ani krztyny pewności siebie. Patrzył na niego, pochmurny i wyraźnie zmartwiony. Nie tym, co się tak właściwie stało w “Trzech Miotłach”. A jedynie tym, co usłyszał tam o Bei. - Weź nie pierdol, częstuj się - odpowiedział Katalończyk dopiero po chwili i to z krzywym uśmiechem na twarzy. Morales nie rozumiał jednak, co się do niego mówi, a Toni nie zamierzał się z nim kłócić. Po prostu upił kolejnego łyka, nie spuszczając z niego spojrzenia. Zamówił dokładnie to, co mu zaproponował. Aha, no okej, w ten sposób. - Nie martw się, czasu mi nie brakuje - odpowiedział zdawkowo, bardzo zaciekawiony tym, co miał do powiedzenia jego amigo. O ile w ogóle powinien jeszcze nazywać go w ten sposób. - Ale zanim poruszmy temat Fire, lepiej powiedz najpierw, jak ci poszło. Dodał, mając szczerą nadzieję, że zaraz usłyszy o tym, że zaręczyny były jedną wielką katastrofą zakończoną dramatycznym zerwaniem. W tym momencie nie życzył im dobrze i pomimo całej swojej niedawnej sympatii do Sala nie byłoby na tym świecie nic, co mogłoby go przekonać do Solberga. Wybieranie obrączek w Venetii wydawało mu się tak odległe w perspektywie wszystkiego, co się ostatnio odjebało. Díaz westchnął, spoglądając na przyjaciela z troską i odrobiną gniewu. I nadziei. Powiedz, że się nie udało. No dalej, powiedz, że nie wyszło...