DATA URODZENIA 16.09.2006 CZYSTOŚĆ KRWI 75% MIEJSCE URODZENIA Moskwa MIEJSCE ZAMIESZKANIA Londyn W HOGWARCIE JEST OD KLASY VII OBECNIE JEST NA ROKU VII WYMARZONY DOM — WYBRANY WIZERUNEK Julian Mackay
Wyglad
WZROST 182 cm BUDOWA CIAŁA szczupła, smukła, ale umięśniona, wyćwiczona tańcem w każdym calu. Zawsze wyprostowany. KOLOR OCZU ciemnoniebieskie KOLOR WŁOSÓW blond ZNAKI SZCZEGÓLNE — PREFEROWANE UBRANIA uwielbiam zwiewne koszule i dopasowane swetry, nie boję się wzorów i kolorów – w strojach scenicznych i makijażu czuję się jak ryba w wodzie. Marzę o barwnych, oryginalnych strojach od magicznych projektantów i mam nadzieję, że kiedyś będę sobie mógł na jakiś pozwolić.
Charakter
Większość życia spędziłem pod kloszem, teraz widzę to wyraźniej niż kiedykolwiek. Zawsze wiedziałem, że wiele mnie omija, ale dopiero kiedy przekonuję się na własnej skórze, jak to jest żyć, i zaczynam rozumieć, że ojciec wyrządził mi krzywdę. Nie mam mu tego za złe, na swój własny, pokręcony sposób chciał dla mnie jak najlepiej. Teraz kiedy już to wiem, chcę czerpać z życia garściami, poznać smak tego, czego dotąd nie doznałem, nauczyć się wszystkiego, czego jeszcze nie umiem, pokonać każdą przeszkodę na swojej drodze. Chcę znaleźć przyjaciela, osobę, która mnie zrozumie, a której poza rodziną nigdy tak naprawdę nie miałem. Jestem pełen sprzeczności, bo mimo tych pragnień pozostaję pełen lęku. Nie jestem naturalnie nieśmiały, ale czteroletni brak kontaktu z rówieśnikami sprawił, że trudno jest mi się wśród nich odnaleźć. Podobnie w szkole – nie tylko mam do czynienia z zupełnie inną kulturą, ale mam przede wszystkim braki w edukacji, którą wraz z ojcem stawialiśmy zawsze na drugim miejscu. Staram się za wszelką cenę nie pokazać, że coś jest ze mną nie tak, udowodnić sobie i całemu światu, że ojciec wcale nie miał na mnie tak dużego wpływu. Że nie jest dla mnie za późno. Mam dobrą motywację, nie chcę skończyć tak jak On, nie pozwolę na to, żeby kontuzja zmusiła mnie do podejmowania niemoralnych wyborów tylko dlatego, że nie znam się na niczym innym niż taniec. Cierpienie w ciszy mam opanowane do perfekcji. Obrażasz mnie, a ja milczę. Nie odwracam wzroku, patrzę Ci prosto w oczy i choćbyś ranił mnie dotkliwiej niż sztyletem, nie pozwolę, żebyś w byle krzywej minie, w zdradliwym błysku wilgoci w oku, w niekontrolowanym drgnięciu ciała dostrzegł, jak bardzo mnie ubodłeś. Unoszę dumnie brodę, każdą obelgę, każdą kpinę i drwinę znosząc z najwyższą godnością. Denerwujesz mnie, ale moja złość jest zimna jak lód i prawie nigdy nie wybrzmiewa na głos. Możesz dojrzeć ją w chłodzie spojrzenia, w stężałej, napiętej twarzy, w ruchu grdyki gdy przełykam ślinę, czasem w niepozornym drgnieniu, gdy zagryzam policzek. Możesz ją zobaczyć, ale jej nie usłyszysz. Jestem tancerzem, aktorem, skrywam swoje emocje z dala od ciekawskich oczu i pozwalam im wypływać na wierzch tylko wtedy, kiedy czuję się bezpiecznie. To dlatego sprawiam wrażenie, jakby sytuacja z moimi rodzicami nie robiła na mnie wielkiego wrażenia. Tylko ja wiem, jak wygląda prawda. Taniec daje mi nie tylko idealną posturę, nieustannie uczy mnie wytrwałości i dyscypliny, przypomina mi, kim jestem i do czego dążę. Jestem ambitny, wytrwały, zdolny do poświęceń, żeby osiągnąć swój cel, przesunąć swoją granicę wytrzymałości o kilka kolejnych cali, bez przerwy przeć naprzód. Umiem przestrzegać, co bardziej przeszkadza mi, niż pomaga, wywołując frustrację, kiedy sam ograniczam swoje wybory. Nie zawsze potrafię powiedzieć „nie”, sprzeciwić się; zostałem nauczony posłuszeństwa, nie samodzielności i choć staram się zmienić tok myślenia na bardziej indywidualny, wciąż miewam z tym problemy.
Historia
Kiedy Twoim trenerem jest Twój ojciec, wszystko staje się dwa razy bardziej skomplikowane. Zastanów się więc, jak trudno jest, gdy ta sama osoba występuje w roli dwojga rodziców i nauczyciela nie tylko tańca, ale wszystkiego właściwie: fundamentów, na których stoi świat, zasad działania magii, podstawowych umiejętności. Był… jest dla mnie całym światem, choć głównie dlatego, że nie pozwolił, by na dobre wkradł się do niego ktoś jeszcze.
Ale nie zawsze tak było, kiedyś byliśmy w komplecie.
Mama była z pochodzenia Angielką pracującą w dziale spraw zagranicznych urzędniczką MM wysłaną do Rosji w delegację, ta z kolei miała potrwać tylko dwa tygodnie. Kto spodziewałby się, że w tak krótkim czasie straci głowę dla tutejszego gwałtownie zyskującego sławę artysty baletowego, że fascynacja ta zostanie odwzajemniona i co więcej, zakończy się pozytywnym wynikiem testu ciążowego. Nie chciała na stałe opuszczać kraju, ale jeszcze mniej uśmiechało jej się pozostawienie pięknego Cirila w Rosji i podjęcie się samotnego wychowywania dziecka, dlatego zdecydowała się zostać, karierę swojego – już wkrótce – męża stawiając wysoko ponad własną.
Na skrytych w domu fotografiach wyglądali na szczęśliwych i wierzę, że naprawdę tak było.
Mieli dobre życie, ojciec występował w najlepszych przedstawieniach, będąc o krok od trwałego wyrycia swojego nazwiska w historii baletu. Podróżowali, wychowywali stale powiększającą się rodzinę i wiedli szczęśliwe życie. Wszystko, co dobre, ma jednak swój koniec, a w naszym przypadku przyszedł on wraz z poważną kontuzją. To ona pośrednio rozbiła naszą rodzinę, wpuściła mrok do naszego domu, w zamian zabierając dobrobyt, w którym żyliśmy. Miałem wtedy 11 lat a taniec był moim towarzyszem od momentu, kiedy tylko pewnie stanąłem na nogach. Nie byłem do niego zmuszany, jedynie zachęcany, w naśladowaniu ojca znalazłem sposób na zwrócenie na siebie uwagi rodzica, a czego więcej potrzeba dziecku?
Jadłem szkolne śniadanie, kiedy przyszła sowa od mamy z wiadomością, że ojciec jest w szpitalu. Pamiętam ten moment bardzo dobrze, smak owsianki, która nagle stała się nie do przełknięcia i ciężkie uczucie w żołądku, bo mimo młodego wieku jako tancerz dobrze zdawałem sobie sprawę, że taki uraz był dla niego jak wyrok. Uraz zmienił jego życie, a w efekcie także i nasze. Wpłynął na ojca, odbierając mu ciepło, a pozostawiając gorycz i poczucie niespełnionych ambicji. Kolejny rok przepełniały narastające kłótnie, mama coraz bardziej wycofywała się z naszego życia, aż któregoś dnia zniknęła na dobre, nie pozostawiając nam niczego – nawet „przepraszam”. Utopia dobiegła końca, bańka pękła i miała już nigdy się nie odbudować. Szkoła nie była wcale lepszą odskocznią, im starszy byłem, tym bardziej moich kolegów z roku bolało to, że zamiast boiska do Quidditcha wybierałem salę baletową. „Primaballerina” – słyszałem na każdym kroku, a był to zaledwie początek. Wraz z buzowaniem hormonów w 13-letnich organizmach również drwiny i obelgi przybierały na sile, aż któregoś dnia przełożyły się na czyny. Ojciec był wściekły, kiedy dostał list ze szkoły informujący o tym, że w wyniku ciężkiego pobicia trafiłem do skrzydła szpitalnego.
To z tego powodu zdecydował się na domową edukację, tak mówił. Wiem, że to była tylko wymówka.
Dokończyłem trzecią klasę i nigdy nie wróciłem do Durmstrangu. Części przedmiotów nauczał mnie sam ojciec, do części przyjeżdżali do mnie nauczyciele. Najważniejsze w tym wszystkim było jednak to, że mój czas stał się elastyczny, że mogłem trenować pod czujnym okiem ojca i uczyć się jednocześnie, że mogłem jeździć na konkursy i brać udział w pierwszych poważnych występach. Nauka wszystkiego poza baletem zeszła na drugi plan, nic nie było tak ważne, jak doskonalenie moich umiejętności. Szybko nauczyłem się patrzeć na to tak samo jak ojciec, w innym razie chyba bym zwariował. Równie szybko przekonałem się, jak surowym potrafił być mistrzem, jak bezwzględnym i wymagającym. Wymagał perfekcji i potrafił ją ze mnie wydobyć. Nie krzywdził mnie, nic podobnego, wywierał na mnie za to presję, która o mało mnie nie przerosła. W przeciwieństwie do rodzeństwa nie miałem ucieczki w postaci szkoły, całe moje życie wypełnił balet. Moim przekleństwem było to, że byłem dobry, równie dobry co On. I że On doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
Myślałem, że tak będzie zawsze, ale życie zaskakuje w najmniej spodziewanych momentach.
Wszystko stało się tak nagle. Przywilejem dziecka jest niezastanawianie się nad tym, skąd w domu biorą się pieniądze, więc i ja nigdy się nie zastanawiałem. Prawdę mówiąc, przeczuwając, że coś nie gra, wolałem po prostu o tym nie myśleć. Odkąd matka zniknęła z naszego życia, nasza sytuacja finansowa znacznie się pogorszyła, ale udawało nam się utrzymać duży, piękny dom, więc wszystko zdawało się być w jak najlepszym porządku. Moją rolą było trenować, ojca – dbać o to, by niczego nam nie brakowało i był to sprawiedliwy podział. Magimilicja nagle pukająca do naszych drzwi w samym środku katorżniczego treningu była ostatnim, czego się spodziewałem. Przedostatnim, bo na samym końcu znajdowało się to, że ojciec mógłby parać się kradzieżą. Nie było nas stać na dobrego prawnika, nie było zresztą czego bronić. Był nie tylko złodziejem, był również głupcem, który nie potrafił dobrze zatuszować swoich śladów.
Straciliśmy jedynego opiekuna, a wkrótce i dach nad głową.
Gdybym był o rok starszy, bez wahania zająłbym się rodzeństwem, nawet jeśli nie miałem pojęcia, jak miałbym tego dokonać. Wisiało nad nami widmo bidula i już prawie pogodziliśmy się z losem, kiedy nieznana nam ciotka, z którą skontaktowało się Ministerstwo, zdecydowała się nami zająć. Nie chciałem zostawiać Rosji i wyjeżdżać w nieznane, w miejsce, gdzie nikt o mnie nie słyszał, gdzie jeśli chciałem wykorzystać swoje umiejętności, musiałem zaczynać prawie od zera. Do tej pory nie mogę pozbyć się wrażenia, że niczego tu nie osiągnę, choć może przemawia przeze mnie strach – tego nigdy mi nie brakowało.
Ciotka jest raczej z tych szalonych, no i ma niesamowicie dużo kotów. Mieszka na ul. Pokątnej, w ciasnej kamienicy, w której się gnieździmy. Staram się myśleć pozytywnie, ale nie jest to wcale łatwe, znów czuję na barkach ciężar, tym razem inny, związany z byciem starszym bratem. Wiem, że to ja jestem teraz ich oparciem.
A ja przecież tak bardzo się boję.
Rodzina
★ Ciril Ivanowicz Egorev – niegdyś znany rosyjski tancerz baletowy, w wyniku paskudnej kontuzji przedwcześnie zakończył karierę. Skazany na pobyt w więzieniu za liczne oszustwa i kradzieże, dzięki którym utrzymywał rodzinę. ★ Nicole Elderwood – była urzędniczka w brytyjskim MM, Angielka. Zostawiła nas bez słowa, kiedy miałem 12 lat i nigdy więcej o niej nie słyszałem. Dopiero ciotka Agnes przekazała nam, że dwa lata temu zmarła w wyniku zaawansowanej kagonotrii. ★ Agnes Elderwood – starsza siostra mamy, niezamężna, trochę zwariowana i zagubiona, zdecydowanie nie sprawia wrażenie osoby, która jest w stanie zająć się kilkorgiem młodych ludzi. ★ młodsze rodzeństwo – bez względu na łączące nas relacje jestem w stanie wiele dla nich poświęcić.
Ciekawostki
★ mama uczyła nas swojego ojczystego języka, ale od momentu kiedy nas zostawiła, używałem go sporadycznie. Mówię całkiem poprawnie, ale mój akcent pozostawia naprawdę wiele do życzenia; ★ znam alfabet łaciński, ale znacznie naturalniejsza jest dla mnie cyrlica, którą posługiwałem się przez całe życie. To dlatego, tworząc notatki, zapisuję je właśnie w taki sposób. Litery łacińskie wychodzą mi zresztą obrzydliwie koślawe i dopiero się do nich przyzwyczajam. Moje pełne imię zapisane cyrylicą to Даниил Артём Никола Кирилович Его́ров; ★ dopiero teraz poznaję prawdziwe życie, wcześniej byłem od niego całkiem odcięty. Nigdy na przykład nie piłem alkoholu. ★ nie przepadam za eliksirami, a to dlatego, że mam delikatny żołądek i jestem uczulony na wiele ich składników. Nie mogę na przykład pić wywaru wiggenowego, a jedynie stosować go w formie okładów; ★ nie jestem wielkim fanem latania na miotłach, a tym bardziej gry w Quidditcha. Brutalne sporty raczej nie są dla mnie, chyba że w roli widza;
Fitzroy Baxter
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 187
C. szczególne : kolczyki w uszach, skóry i dresiki, platynowe, czasem różowe włosy
Witamy Cię na Czarodziejach! Twoja karta zostaje zaakceptowana, dostajesz więc uprawnienia do gry. Poniżej znajdziesz przydatne w dalszych krokach na forum linki, z którymi warto abyś się zapoznał!