Pokoje zachowane są w stylu iście romańskim, na pierwszy rzut oka widać wielkie łóżka z kolumnami, które zajmują większość pomieszczenia. Łóżka dostosowują się do preferencji czarodzieja, który z niego korzysta. Pod ścianami leżą obszerne kufry, w których goście mogą zostawić swoje rzeczy. Na ścianach widnieją malowidła i płaskorzeźby przedstawiające starożytne, rzymskie bóstwa i sceny z życia towarzyskiego dawnych czarodziejów. Pokoje nie posiadają prywatnych łazienek, ich funkcję pełni ogólnodostępna łaźnia podziemna.
Dodatkowo cokolwiek nie zrobiliście ze swoimi maskami, każdego ranka pojawiają się na parapecie waszych okien, możecie więc je regularnie używać.
Lokatorzy:
1. Atlas Rosa 2. Antonio Díaz 3. 4.
______________________
without fear there cannot be courage
Antonio Díaz
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : Wielka rana na plecach, rana po poparzeniu na ramieniu
Te słowa wmurowały go w podłogę. Zatęsknił? Być może. Ale nawet jeśli nie powinien tego tak łatwo dać po sobie poznać. Choć dalej szedł przed siebie, choć dalej ściskał go za rękę mentalnie się zatrzymał, a nawet zaczął cofać. I to w rozwoju, skoro smarkacz tak łatwo go przejrzał. No i jeszcze to. Díaz się chyba zagalopował i zapomniał, z kim rozmawia. Puta de mierda, człowieku! Mając szczerą nadzieję, że Olivier nie wróci już do tego tematu, że po prostu zapomni o tej głupiej propozycji nieporadnie się uśmiechnął. - Nie, nie boję się - to pierwsze zignorował, bo po co zaprzeczać rzeczom oczywistym, a w tym drugim przypadku po prostu skłamał mu w życie oczy. Oczywiście, że się bał ale z drugiej strony nie widział powodu, dla którego Ollie miałby to zrobić. W końcu, jak zakładał Díaz, młody był w niego wpatrzony jak w obrazek. I wcale nie działało to w drugą stronę. Cieszył się na zmianę tematu, a odpowiedź Deara przyjął z ulgą. Uśmiechnął się szeroko, kiwnął głową i już chciał coś powiedzieć, ale zanim zdążył, ten znowu się odezwał. Też się za tobą stęskniłem. Cholera. To znaczy, nie wiem, w sumie to było do przewidzenia - pomyślał Díaz. I nic nie odpowiedział. Bo nie wiedział co. W gruncie rzeczy póki co nie zależało mu na chłopaku, przynajmniej nie na tym świadomym poziomie. Liczyły się dla niego seks i władza, a wszystko co zdołał poczuć, dusił w zalążku. Nie potrafiłby się do niego przytulić, wąchać mu włosów, słuchać bicia jego serca. To nie była i nie będzie Beatrize. Chociaż w sumie… czy to naprawdę miało teraz aż takie znaczenie?
Gdy przekroczyli próg pokoju Diaza, ten długo się nie namyślał. Sprawdził po pierwsze, czy w pokoju nie chrapie smacznie jego współlokator - na szczęście póki co czysto. Zdjął z siebie koszulę i odrzucił ją na bok. Usiadł na łóżku i przez chwilę wyglądał, jakby czegoś szukał. Ale nie miał przy sobie ani lulka ani krwawego ziela. Musiał zostać sam na sam ze swoimi myślami. Oparł się ramionami o swój materac i spojrzał na Deara. Ostatni raz - poprzysiągł sobie, doskonale wiedząc, że to jawne kłamstwo. - No. Na co czekasz?
Nie wracał. Ani do tematu nocowania w mieszkaniu Antoniego, ani do tęsknoty, nie zastanawiając się zresztą tak intensywnie nad własnym wnętrzem oraz uczuciami żywionymi względem starszego mężczyzny. W przeciwieństwie do niego nie zaprzątał sobie niepotrzebnie głowy, przynajmniej dzisiejszej nocy, podchodząc do tej romantycznej przechadzki, splecionych palców dłoni czy wizyty w nieswojej sypialni w sposób brutalnie wręcz naiwny i prostolinijny. Chciał po prostu znaleźć się blisko niego, dotykać go, całować. Nic więcej aktualnie się dla niego nie liczyło i nie myślał również o tym, co będzie jutro. Co prawda zawahał się przez moment po przekroczeniu progu pomieszczenia, zwłaszcza po krótkim spojrzeniu rzuconym na drugie z zajmowanych przez nieobecnego nieznajomego łóżek, ale wątpliwości zniknęły tak prędko jak koszula zdjęta z ramion przystojnego kochanka, od którego trudno było młodziutkiemu chłopakowi oderwać wzrok. Pragnął znów wpaść w jego objęta, tak samo jak wtedy, na poddaszu mieszkania na śmiertelnym nokturnie, dlatego uśmiechnął się zaczepnie, półgębkiem, kiedy Díaz zaczął go pośpieszać, a chociaż wszelkie znaki na niebie i ziemi podpowiadały mu, żeby w trymiga zrzucił z siebie ubrania, świadomie, trochę nawet złośliwie, rozpinał kolejne guzki koszuli powoli, testując cierpliwość opierającego się o materac mężczyzny. Nie okrywała go już morska piana, ale nadal kusił niczym Wenus, delikatnie przesuwając dłonią po odsłoniętym torsie, zanim wreszcie zaprezentował się przed Tonim całkiem nago.
Antonio Díaz
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : Wielka rana na plecach, rana po poparzeniu na ramieniu
Jutro. Kiedy przyjdzie jutrzejszy dzień wszystko być może będzie wyglądać już inaczej. A co jeśli Olivier po dzisiaj stwierdzi, że nie chce go już znać. Może ktoś ich nakryje, chociaż w sumie nawet jeśli to co wtedy? A może Díaz stwierdzi, że basta. Że zbytnio się odsłania, za bardzo naraża albo i że to jest nieodpowiednie. Choć jeśli był czas na takie wnioski, to on już dawno przeminął. Díaz obserwował w milczeniu, jak ten niespiesznie odpina guzik po guziku. Cały był spięty, ale przecież to nic nie szkodzi, skoro zaraz się odpręży. Pomimo tego, że na jego twarzy błąkał się uśmiech, odczuwał pewien niepokój. Dzisiaj i jutro. Niby tylko kilka godzin różnicy, a czuł, że to cała wieczność. Skup się na dzisiaj, Díaz. Jutro równie dobrze możesz już nie żyć. Tak więc zrobił.
Olivier zamierzał bawić się dzisiaj tak dobrze, jakby jutra miało nie być, a jeżeli miałby czegokolwiek żałować to może wyłącznie tego, że nie spędzili nieco więcej czasu na parkiecie weneckiego klubu. Lubił tańczyć, chociaż nie dało się ukryć, że z muzyką nie trafili dzisiaj najlepiej, a skoro tak… może rzeczywiście dogodniej było pobujać się w poziomie, ciesząc uszy mrukliwym tembrem głosu i przyjemnymi westchnieniami starszego partnera, zapominając tym samym o poruszającym mury basie. Szczęk odpinanej przy pasku klamry również tworzył piękną melodię, ale to przede wszystkim zniecierpliwione, ochrypłe polecenie Antoniego pobudziło chłopaka do działania. Kąciki ust uniosły się nadto zdecydowanie wyżej, w bezgłośnym wyrazie satysfakcji, kiedy okazało się, że nie zdążył nawet się poruszyć, nim gorący Hiszpan postanowił samemu wziąć to, co do niego należy. – Estás impaciente. – Szepnął rozbawiony, odrywając się od ust mężczyzny tylko po to, żeby zaraz ponownie rozsunąć językiem jego wargi. Fuck… naprawdę za nimi zatęsknił, podobnie jak za tymi dłońmi, błądzącymi po całym jego ciele.
Antonio Díaz
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : Wielka rana na plecach, rana po poparzeniu na ramieniu
Swoją drogą Tony też lubił tańczyć i to bardzo. Ale tak jak Dear myślał teraz tylko o hulankach i swawolach w wygodzie swojego łóżka. A poza tym taniec kojarzył mu się już z randką, a do niej dopuścić nie mógł. Nie mógł wręcz dopuścić do siebie myśli, że z Olivierem łączy go coś więcej niż tylko chuć. - Eres lento - zganił go, może zbyt ostro, może zbyt stanowczo domagając się zaspokojenia swojej żądzy. Ale musiał przyznać, że Ollie jak zawsze całował cudownie. To nie pomogło w rozładowaniu zgromadzonego w Diazie napięcia, a wręcz przeciwnie. Tylko napędzało go do dalszych, gwałtownych gestów. Stęskniłeś się. Tak, żebyś do cholery wiedział, że tęskniłem za tym brakiem instynktu samozachowawczego, za tym cudownie miękkim głosem, za twoim pięknym ciałem i niewyparzonym jęzorem. Wiesz, jak plułem sobie w brodę za każdym razem, gdy zaprowadzałem do łóżka kolejną nieudaną kopię ciebie, która nijak nie potrafiła dorównać oryginałowi? Byli nijacy i nikt nie był w stanie dorównać twojemu urokowi. Ale to nieważne, to nie ma znaczenia bo nigdy ci tego nie powiem i też dlatego, że jestem pijany, a pijany byłbym w stanie palnąć coś głupiego na przykład kocham cię, które w gruncie rzeczy nic dla mnie już nie znaczy.
Olivier burknął niby urażony, niby niezadowolony, słysząc niepochlebną uwagę starszego mężczyzny, ale tak naprawdę uśmiech ani przez moment nie spełzł z jego twarzy, a w głębi chłopięcego spojrzenia dało się spostrzec tak samo zawadiacki błysk. Skoro w mniemaniu Toniego był za wolny, oznaczało to wyłącznie tyle, że Hiszpan był nie tylko gorący, ale i w gorącej wodzie kąpany, a nagie, ponętne ciało działało na niego skuteczniej niż czerwona płachta na byka podczas popularnej w jego ojczystym kraju korridy. – Puedo hacerlo mejor. – Mimo to zapewnił Diaza, bo tak jak uwielbiał się z nim droczyć, tak nie mógł przecież złamać danego mu słowa i nie posłuchać jego stanowczego tonu.
Antonio Díaz
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : Wielka rana na plecach, rana po poparzeniu na ramieniu
- Tak? To udowodnij to - Tony odrzucił głowę do tyłu, niemalże warcząc te słowa w chropowatym języku, jakim był dla niego angielski. Rzucał wyzwanie, prowokował, niczym torreador z czerwoną płachtą łopoczącą na wietrze. Swoją drogą, nienawidził korridy. Zupełnie bezsensowny mugolski zwyczaj, który sprowadzał śmierć na tyle niewinnych stworzeń. Był niemalże nieprzyjemny, ale na tym polegała przecież ich relacja. On szarpał, ten miał łzy w oczach. On rzucał go na łóżko, a ten poddawał się jego sile. On wydawał mu dyspozycje, a ten nazywał to droczeniem się. Nic w tej relacji nie miało sensu, nie było w porządku i nie powinno zaistnieć. Ale co do jednego Olivier miał rację. Nie mógł złamać darowanego mu słowa. Dla swojego własnego dobra lepiej, żeby był grzeczny.
Nigdy tak naprawdę nie zastanawiał się nad tym, jak wyglądała ich relacja, na czym polegała, ani jak traktował starszego mężczyznę. Nie poddawał również w wątpliwość niekiedy nawet oschłego czy nieprzyjemnego zachowania Hiszpana. Wpatrzony był w niego jak w obrazek, prawdopodobnie dlatego, że przy nim po raz pierwszy poczuł się sobą i przez niego po raz pierwszy został doceniony. Poza tym imponowały mu siła i pewność siebie Diaza i poniekąd miał chyba nadzieję, że dotrzymując mu towarzystwa, z czasem przejmie te cechy i nauczy się jak skutecznie zawalczyć o swoje. Czy to czyniło Antoniego kimś w rodzaju mentora?
Antonio Díaz
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : Wielka rana na plecach, rana po poparzeniu na ramieniu
Mentor? Chyba z psiej dupy. Díaz wszystkiego nauczył się w życiu sam. Musiał, bo dosyć wcześnie wylądował na ulicy - choć miał dom, nie czuł, że cokolwiek w nim na niego czeka. Spędzał dnie i noce w barcelońskich zaułkach, nabywając siły, zręczności i zwinności. No i tej niewyparzonej, jakże charyzmatycznej gadki. Díaz dorastając nie miał się na kim wzorować. Być może dlatego wyrósł na takiego ch… Dlatego właśnie zaśmiałby się, gdyby mógł usłyszeć to słowo. O nie, ze wszystkich epitetów nikt nigdy nie powinien go tak nazywać. Jemu nawet nie można było ufać. Statystycznie rzecz biorąc, źle się to kończyło. Prawda brzydka jak blizna na jego plecach była taka, że Olivier powinien porządnie się zastanowić nad ich relacją. Ale nie Díaz mu to powie, o nie. Nie był mentorem, głosem rozsądku czy sumieniem. Był diabłem w ludzkiej skórze, któremu poszczęściło się, że ładne wygląda. Tak wielu przed nim się na to nabrało. Tak wielu po nim również wpadnie jak śliwka w kompot. Ale sytuacja tu była o tyle inna, że i Tony czuł, że postępuje nieracjonalnie.
Powinien. Powinien przemyśleć zarówno kulisy tej relacji, jak i potencjalne oczekiwania, które wobec niej stawiał, ale zamiast tego przyjmował ją jako coś oczywistego, coś co po prostu miało w jego życiu zaistnieć, mimo że nie powinno. Potrzebował przecież kogoś, kto powie mu co ma robić, nawet jeżeli wykonaniu przynajmniej części tych zadań miał nie podołać. Potrzebował mentora, kogoś kto poświęci mu nieco więcej uwagi niż zapracowany ojciec, który wysnuł wobec niego zupełnie nierealnie, nieodpowiadające jego osobowości plany. Potrzebował mężczyzny stanowczego, pewnego siebie, który wskaże mu kierunek i zadba o jego zarówno zewnętrzne, jaki wewnętrzne piękno, ale…
Antonio Díaz
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : Wielka rana na plecach, rana po poparzeniu na ramieniu
Choć na pierwszy rzut oka mogło wydawać się inaczej, Tony powstrzymywał się jak cholera. Nie jeśli chodzi ciało, o nie, tu puściły mu ostatnie hamulce. Bardziej można powiedzieć, że to swoje uczucia trzymał na wodzy. I jedno napędzało drugie. Wzbraniał się przed nazwaniem przywiązania, które widział na jego widok. Nie chciał określać, w jakim stopniu może mu wierzyć na słowo. Zapierał się rękami i nogami przed tym, by nazwać go czymś więcej niż jedno, dwu- albo trzy-nocną przygodą. Kochankiem. Paradoksalnie, Díaz potrafił dostrzec piękno ale nie umiał go uszanować. Nie w ludziach. Kolia, broszka, spinka mieniły się i świeciły. Dotykał je z czułością, nawet gdy ręce miał umorusane krwią bacznie pilnował, aby w dalszym ciągu pozostały nieskazitelnie czyste. A ludzi? Ludzi psuł. Olivier miał pecha, bo Tony poznał go, gdy ten był w potrzebie. Wstawił się za nim jak jakiś pieprzony bohater, jedynie po to, aby osiągnąć swój cel. Nie obyło się przecież bez przemocy, już wtedy. A potem? Zupełnie zignorował jego istnienie, odrzucił go jak nic nie wartego śmiecia. Pomimo uczuć, bo tak trzeba to nazwać, które wobec niego żywił… i wreszcie znaleźliśmy się tu, teraz i dziś. W dniu, w którym przypadkowe spotkanie doprowadziło ich do kolejnego momentu, po którym psychika Oliviera nie będzie taka sama. Na pewno pisał się na to wszystko?
W przeciwieństwie do Diaza nie musiał się powstrzymywać, ani ukrywać własnych emocji, które zresztą i tak często wypływały na przyrumienioną twarz mimo woli jej młodziutkiego, niedoświadczonego życiowo właściciela. Olivier po prostu korzystał z nadarzającej się okazji, pożądania płonącego w ciemnobrązowych tęczówkach starszego mężczyzny, pozwalając sobie w jego towarzystwie na naturalne, swobodne zachowanie, które w innych okolicznościach mogłoby mu przysporzyć wiele kłopotów… chociaż czy nie przysparzało mu takowych dokładnie teraz? Naiwny w swojej niewinności albo niewinny w swojej naiwności, ale czy to nie właśnie to ci się we mnie podoba, Toni? Naiwny, ale nie głupi, co chłopak wielokrotnie przecież podkreślał. Zdążył już także poznać hiszpańskiego łamacza serc na tyle, by wiedzieć, że na pewno nie jest jedynym, że na pewno nie jest najważniejszym, ale starał się nie dopuszczać do siebie tej myśli, woląc uwierzyć, że zasługuje na znacznie więcej uwagi niż byle przygodny kochanek. Przekonywał samego siebie, że jest od nich lepszy i dlatego wracał, kusząc gorącego Hiszpana swoją zgrabną sylwetką i ślicznym, urwisowskim uśmiechem. Przyznaj, Toni, że nie byłbyś w stanie mi się oprzeć.
Antonio Díaz
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : Wielka rana na plecach, rana po poparzeniu na ramieniu
Wszystko mi się w tobie podoba, chico. Jak dobrze, że jeszcze o tym nie wiesz. Jego uśmiech, zaczepki, grymasy. Jęki, westchnienia i pomruki. Jego cudownie harmonijna twarz i ten pieprzony, seksowny głos. Z twarzą, która starała się nie okazywać tych uczuć, a i tego przemożnego zadowolenia osunął się na wygniecioną pościel. W głowie dudniły mu jego słowa, którym nie mógł przecież zaprzeczyć. Nie zauważył jego rozczarowania, za bardzo był skupiony w tej chwili na sobie. Jednak jak na złość nie był w stanie zignorować ostatniej z jego próśb. Jedyna osoba, która przez wiele lat zasługiwała na tę jakże intymną czynność po była Beatrize. Swoje łóżkowe przygody traktował jak jednonocne sprawy, nawet jeśli po drodze zdarzało mu się zawrzeć mniej lub trwały związek. To było dla niego niemal nienaturalne, ale objął Deara w swoje umięśnione ramiona, modląc się do bogów, w których nie wierzył, aby mu to wybaczyli. Poczekał grzecznie aż stanie się to, co stać się już musiało i dopiero wtedy wychrypiał mu odpowiedź do ucha. - Nie wiem, czy to na pewno dobry pomysł. Co jeśli wróci mój współlokator? - powiedział, z całych sił starając się nie wdychać powietrza nosem. Wtedy powąchałby jego włosy, a jak wiadomo, jest to granica której nie wolno przekraczać. Leżeli w ciszy, napawając się błogim zmęczeniem. Díaz poczuł się przez chwilę senny, w końcu tak wiele dzisiaj wypił, ale nie mrużył wcale oczu. Patrzył za okno zastanawiając się, jak to się wszystko skończy. Czy była szansa na to, aby Olivier po tym wszystkim, co się tu dzieje wyszedł jeszcze na ludzi? Pewnych rzeczy nie da się przecież odkręcić, zapomnieć, pozostawić samych sobie. Diaza życie skrzywdziło tak wcześnie, a teraz to on miał wrażenie, że pozostawia na Dearze rany, po których zostaną już tylko brzydkie blizny. Rozluźnił swoje ciało dopiero po chwili i choć trwanie z nim objęciach jeszcze przez jakiś czas było takie dziwne, teraz już czuł, że tak trzeba. Wahał się w skrytości serca czy powinien, ale w końcu zapytał. - Co ty właściwie sobie wyobrażasz? Wiesz, kim jestem. Ze mną nie ma przyszłości. Po co robić sobie krzywdę? - patrzył w ciemność, rozkoszując się zapachem unoszącym się jeszcze w powietrzu. Bał się odpowiedzi, ale czuł, że musi zapytać.
Nie wiedział, jeszcze tego nie wiedział, chociaż jako rasowy wąż zdążył zauważyć, jak intensywnie jego młodzieńczy urok i ujmujący uśmiech potrafią oddziaływać na niemniej gorącego Hiszpana. Powoli uczył się zresztą przekuwać dary od matki natury w skuteczne argumenty, uwodzicielskim szeptem czy szczenięcym spojrzeniem przekonując starszego mężczyznę do tego, że warto poświecić mu odrobinę uwagi. Melodia złożona z rozkosznych jęków, westchnień i pomruków stanowiła jedynie dokładkę, swoistą nagrodę dla Toniego, który zachowywał się jak typowy drapieżnik i zdobywca. Chcesz, żebym został twoim najpiękniejszym trofeum? Położył się nieco wygodniej, w dość subtelny choć przekonujący sposób, żądając od kochanka bliskości i czułości, które miały mu wynagrodzić obolałość mięśni, i dopiero kiedy silne ramię objęło go wpół, pozwolił sobie na ten ostatni, wpół zduszony jęk, tak cieszący uszy latynoskiego diabła. Diabła, z którym najchętniej pomknąłby autostradą do samych czeluści piekła, mimo że zdawał sobie sprawę z tego, że byłoby to skrajnie nierozsądne. Wreszcie odwrócił się na plecy, by móc spojrzeć w twarz przystojnego mężczyzny, ale słodki, chłopięcy uśmiech jakby przygasł, gdy tylko Díaz zdecydował się odezwać – Wstydzisz się mnie? – Szepnął markotnie, krzywiąc przy tym usta. Niewykluczone, że sam by mu przyklasnął, gdyby dowiedział się kogo Antonio ma za współlokatora, ale w tym momencie nie myślał o zdemaskowaniu, a o podejściu kochanka do jego osoby. Niby spodziewał się, że tak właśnie może skończyć się ta przygoda, ale chyba poczuł się dotknięty i zazdrosny. - Myślisz, że czeka mnie jakakolwiek przyszłość w mojej wspaniałej, kochającej rodzince? – Westchnął ciężko, samemu uwalniając się z uścisku partnera, skoro w pewnym sensie został przez niego odrzucony. – Nie wiem, może wolę nie-przyszłość. Nie lubię się nad tym zastawiać. Z tobą jest mi po prostu dobrze… – Przyznał, znów opadając leniwie na plecy, żeby złapać kontakt z patrzącymi na niego z góry, ciemnobrązowymi tęczówkami. – …nawet, jeżeli robisz mi krzywdę. – Dodał naiwnie rozbrajająco, znów darząc Toniego promienistym uśmiechem, którym starał się zamaskować pukający do serca lęk. Nie każ mi wychodzić… już ci się znudziłem?
Antonio Díaz
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : Wielka rana na plecach, rana po poparzeniu na ramieniu
- Nie, nie wstydzę - skłamał, chociaż było w tym ziarenko prawdy. Nie wstydził się bowiem faktu, że sypia z Olivierem Dearem, który tak naprawdę na imię na Goldwyn choć nigdy mu tego nie powiedział. Jak widać, kłamstewka i półprawdy były podwalinami ich chorej relacji. Wstydził się jednak faktu, że chciał, aby ten z nim tu został. Miał ochotę na dobrą drzemkę i tulenie go w ramionach, nie chciał wręcz wypuszczać go z rąk i podziwiać i jego ciało i słodką twarzyczkę pogrążoną w śnie. Ale doskonale wiedział, że takie wybryki nie doprowadzą do niczego dobrego. Prędzej czy później zakocha się w nim na zabój, a do tego nie mógł przecież dopuścić. Antonio Díaz miał prawo kochać tylko jedną osobę. Tą, która cierpiała za jego grzechy. - Ale co jeśli wróci mój współlokator? Nie mam pojęcia, kim jest ale nie chcę, żebyś miał przeze mnie kłopoty - Troska. Co za dziwne uczucie, biorąc pod uwagę krzywdę, którą ci wyrządziłem, wyrządzam i wyrządzać będę. Lecz czym innym jest ręka podniesiona gwałtownie i w ferworze emocji, a czym innym plotki niszczące reputację. Díaz wiedział, że Dear ma wiele do stracenia. Co więcej, jemu też na rękę byłoby, gdyby pozostał w cieniu. W końcu był bądź co bądź poszukiwany przez wiele osób. Nie uszło jego uwadze to, że chłopak stał się markotny. I jakby dotknięty tym, co odpowiedział. Nie skomentował tego w żaden sposób, nie był jego partnerem żeby pieścić jego ego i łagodzić fochy. Poza tym z doświadczenia wiedział, że Ollie długo się na niego nie gniewał. Nie potrafił. - Myślę, że powinieneś patrzeć trochę szerzej. Rodzina to bagno, z którego jak najszybciej trzeba uciec. Uwierz mi, wiem coś o tym - mruknął, robiąc ósemki szorstkim palcem na jego biodrze. Nie porobił ich zbyt długo, skoro ten wyswobodził się z jego objęć. Och. To coś nowego, chyba mocno go dotknęło to, co powiedział. - Nie nalegam, ale może poświęć temu chwilę. Nie chcesz chyba skończyć w takiej norze jak ja? - Tony oparł głowę o dłoń, a łokieć o materac tylko i wyłącznie po to, aby patrzeć na niego z góry. Uśmiechnął się z przekąsem, próbując zamaskować autentyczne zawstydzenie stanem swojego konta. Bez studiów, które i tak chyba już nieźle zawalił nie znajdzie lepszej pracy niż barman czy przestępca. A tego losu Díaz mu przecież nie życzył. Był młody, zdolny, piękny. Przynajmniej w wyobrażeniach Toniego, przecież nie znał go tak dobrze. - Mi też jest z tobą dobrze - przyznał niechętnie, przymknął oczy i nachylił się, aby go pocałować. Dał mu jednak szansę, aby uciekł, jeśli tylko chciał. Wciąż miał jeszcze wybór.
Przypatrywał się starszemu kochankowi z podejrzliwością godną chińskiego zwiadowcy, ale nigdy nie był za dobry w rozczytywaniu reakcji innych, identyfikowaniu subtelnych zmian w mimice twarzy bądź tembrze głosu, które mogłyby wskazywać na nieszczerość rozmówcy. Nie miał więc pojęcia czy mężczyzna mówi prawdę, czy jedynie pragnie przytrzymać go przez tę jedną chwilę dłużej obok siebie, żeby znów rzucić go na łóżko i wydobyć z niego parę niekontrolowanych pomruków. Czasami nie umiał go zresztą zrozumieć. Nie wiedział czy Toniemu zależy jedynie na cielesności. Takowy scenariusz zdawał się potwierdzać utrzymywany przez niego dystans, ale z drugiej strony… w takim razie po co zapraszał go na tę cholerną pizzę? Olivier spoglądał na tę relacją z młodzieńczą naiwnością, a w konsekwencji bardzo szybko się w niej pogubił. - Dobra, dobra, niech ci będzie. Pójdę sobie. – Burknął znów marudnie, niechętnie, jednak pojednawczo. Przeanalizował bowiem nieco spokojniej słowa Hiszpana i niestety nie mógł odmówić im racji. Co, jeżeli ulokowali go tu z którymś z profesorów? Niby miał już na karku te siedemnaście lat, ale spotkania na korytarzu z pewnością okazałyby się mało komfortowe. – Jutro też mnie… – Zagadnął otwarcie, a jednak nie dokończył, jakby speszony, zawstydzony sugestią, którą podsunęła mu wyobraźnia. – Skoro mam stąd iść, to chcę już jutro. – Rzucił zamiast tego, zbliżając się jeszcze swoim ciałem i przymilając do dojrzalszego o wiele partnera, jeszcze zanim wyrwał się z objęć na skutek kolejnej, chłodniejszej sugestii Diaza. - Kiedy ostatnio skończyłem tam z tobą, wcale nie narzekałem. – Prychnął pod nosem, pozwalając sobie na uniesienie kącików ust, bo mimo że poczuł się dotknięty, to na widok tych ciemnobrązowych, wpatrzonych w niego tęczówek, trudno było się nie uśmiechnąć. – Nie wiem jak ci to wytłumaczyć… to tak jakbyś bardzo czegoś pragnął, ale wiedział, że i tak nigdy tego nie zdobędziesz. Znasz takie uczucie? – Mruknął smutno, nie mając na razie ochoty zastanawiać się nad alternatywną ścieżką kariery. Kiedyś marzył o przejęciu rodzinnego sklepu, ale z czasem zrozumiał, że to niemożliwe. – Skoro tak… – Zaczął, przerywając wskutek nieoczekiwanego pocałunku, któremu poddał się w pełni. – …to po co to zmieniać? – Podszedł do tematu prostolinijnie, niczego nie komplikując. Zapomniał tylko, że schadzki z Diazem są skomplikowane już same w sobie. – Chyba że chcesz, żebym ja się zmienił. Mogę postarać się jeszcze bardziej. Czego byś chciał, Toni? – Postanowił przejąć inicjatywę, chyba obawiając się, że zostanie wymieniony na lepszy model. Zawisnął więc znów nad mężczyzną, tym razem samemu wpijając się w jego usta.
Antonio Díaz
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : Wielka rana na plecach, rana po poparzeniu na ramieniu
Tony widział, że jest zagubiony. Doskonale rozumiał, jak musiał się czuć, bo jego ukochana też w przeszłości wodziła go za nos zanim stała się jego. No bo od kogo innego zdołałby się nauczyć takiej manipulatywności w relacjach międzyludzkich? Wcześniej był równie nieskomplikowany co Olivier. Jeśli ktoś ma się podobał, jawnie to okazywał a jeśli nie to po prostu przechodził obok tego obojętnie. Nie było gierek, półprawd i kłamania w żywe oczy. Był przecież prostym chłopakiem z ulicy a nie dworską damą. To ona pochodziła z bogatej rodziny. To ona wybrała życie na krawędzi zamiast obrastać w piórka przy głupim mężu. I to ona po części odpowiadała za to, że Antonio Díaz był kim był. Człowiekiem pozbawionym skrupułów. Tak jak Olivier spoglądał na nich dwóch z młodzieńczą naiwnością, tak Katalończyk podchodził do tego nader cynicznie. Już dawno obiecał sobie w związku z Dearem wiele rzeczy, a najbardziej istotną z nich było to, by poprzez związek z młodym naiwnym dostać się do jego rodziny. I zniszczyć rzecz jasna jego ojca-aurora. Jednak im lepiej go poznawal, tym więcej ów plan miał mankamentów. Zaczynał przecież coś do niego czuć, Dear nie był już tylko pionkiem w jego grze. Był żywą, oddychającą i czującą istotą. Trochę naiwną i bardzo pyskatą, ale wciąż - był człowiekiem. I do tego zaliczał się do nielicznych niños, których Díaz powoli uczył się szanować. Carramba. Chciało mu się wyć, emocje buzowały w nim jak w garze i powoli dawał to po sobie poznać. Był przecież tempramentny i daleko mu jeszcze od angielskiego flegmatyzmu czy przybierania wyoczuonych masek. Chociaż powoli i tego niestety się uczył, adaptując do zmiennego środowiska niczym predator. Wielce zainteresował się tym, co zaczął mówić Olivier. Przez chwilę chciał go pociągnąć za język, ale tylko promiennie się uśmiechnął, domyślając się reszty. No tak, jutro. Przecież jutro zaprosiłem go na pizzę. Na brodę Merlina, ciekawe gdzie jutro skończą się te harce - pomyślał przelotnie, a z jego oczy tryskały ogniki szczęścia. Dla takiego jutra to mógł żyć i do końca swoich dni. Dla takiego jutra miał już po co zwlekać się z łóżka. Kolejne zdanie też było jak miód na uszy. Nie narzekałeś czy wręcz zachwalałeś, chciał mu przerwać w pół zdania, ale zamarł czując w jego głowie nutkę zawahania. Gdy wspomniał o pragnieniach, o których marzy się tak cudownie a zdobyć je tak trudno, Díaz zamarł. To też znał zbyt dobrze i od razu na myśl przeszła mu nieprzepracowania jeszcze trauma. Odrzucił od siebie ponure wspomnienia i wyobrażenia, skupiając się bardzo dokładnie na słowach Deara. Co przez to miał na myśli. Czy wciąż rozmawiali o jego pracy oraz odrzucającej go rodzinie? Nic więc nie odpowiedział, bo chyba za bardzo bał się usłyszeć, że to o nim. Bał się w sumie już wszystkiego, co mogło potencjalnie siedzieć w głowie młodego Deara bo tak walnie przyczyniał się do zbudowania w niej jakiegoś fałszywego obrazu siebie. Na dobrą sprawę stary dobry Toni nie zastanawiał się, kim był Antonio Díaz. Zawsze był tym, kim w danej sytuacji być musiał. Uśmiechnął się więc dziko i z satysfakcją w chwili, gdy tamten połapał sugestie pocałunku. Oddał się tej czynności, lgnac do niego wręcz całym ciałem. Ale tym razem nie szukał bliskości dla zaspokojenia huci, on szukał jej dla potrzeby bycia... w pewnym sensie kochanym? Może lepiej - ubóstwianym. A już przynajmniej akceptowanym takim, jakim był - z cały bagażem spierdolenia i złych doświadczeń. - Bardziej nie da starać - mruknął lubieżnie, odrywając swoje usta od jego. - I nigdy się nie zmieniaj, Dear. Mój drogi, chce tylko jednego. Nie daj się im. Im wszystkim i bądź, kurwa, po prostu sobą.. Wszystkiego Díaz był się spodziewał, ale nie tego, że Olivier tak nagle nad nim zawiśnie. Wziął go zawskoczenia i choć Tony miał tyle siły, by w każdej chwili go z siebie zrzucić, wcale tego nie zrobił. Uśmiechnął się z dziką satysfakcją widząc, że choć to nie on akutlanie nad nim górował, to rybka całkowicie połknęła haczyk. Naiwnie nie widząc, że działa to w obie strony.
Ale zamiast dalszych pieszczot, wstał powoli z łóżka. Nasunął bieliznę na ciało i spojrzał wymownie na chłopaka. Już czas - zdawał się mówić. - Muszę zapalić. Idziesz ze mną? - spytał traktując fajka jako zręczną wymówkę.
Olivier nie miał doświadczenia w relacjach międzyludzkich, a już na pewno nie tak intymnych jak więź, która połączyła go z o wiele starszym mężczyzną. Prawdopodobnie powinien unikać tego aroganta jak ognia, ale Toni znalazł się dokładnie w tym miejscu i w tym czasie, kiedy chłopak najbardziej potrzebował wsparcia. Młodziutki Dear nie potrafił mu odmówić drinka, nie umiał oprzeć się bijącej od niego pewności siebie i wpatrzonym w niego z uwielbieniem tęczówkom, a że ciekawość skłoniła go do przestąpienia pierwszego stopnia piekieł, ogień pożądania konsekwentnie trawił go dalej, nie pozwalając zapomnieć o gorącym temperamencie latynoskiego kochanka i o tym zawadiackim, namawiającym do grzechu uśmiechu. Zanim się zorientował, padł ofiarą zręcznej manipulacji Diaza. Przywiązywał się do niego, tęsknił kiedy zbyt długo nie było obok i nie zauważał tego, że wpadł jak śliwka w kompot, coraz częściej i chętniej wykonując każde z poleceń partnera. Powoli stawał się jego własnością i czynił wszystko, byleby tylko zyskać w ciemnobrązowych oczach. Nie zastanawiał się jednak nad konsekwencjami, pełnymi garściami czerpiąc przyjemność z każdej kolejnej nocnej schadzki, podczas której Toni mógł sponiewierać go tak, jak mu się tylko żywnie podobało. Po prostu… dominujący charakter mężczyzny robił na nim ogromne wrażenie, a sam odnalazł coś niebywale podniecającego we własnej uległości, nie dostrzegając w relacji z Hiszpanem niczego niestosownego. Przecież ten naprawdę się o niego troszczył, zadawał pytania, udzielał rad… tak, naiwnie wierzył, że Diazowi może rzeczywiście zależeć na jego dobrze, a przede wszystkim czuł się z nim zdecydowanie lepiej i swobodniej niż w towarzystwie rodziny, która jedynie wytykała mu błędy, w przeciwieństwie do kochanka, nie dostrzegając w nim niczego pięknego. Nie kontynuował tematu, skoro i Toni wolał go przemilczeć. Mieli jeszcze wiele okazji do rozmów, choćby podczas jutrzejszej pizzy, a na razie wygodniej było skupić się na bliskości i cieple drugiego ciała. Dlatego Olivier całą swoją uwagę poświęcił pocałunkowi, dłonią delikatnie wodząc po nagim biodrze mężczyzny, zanim zdecydował się na zręczną zamianę ról. – Zawsze da się bardziej, mocniej i lepiej. – Pozwolił sobie zażartować, mamiąc towarzysza prześlicznym, urokliwym uśmiechem, dodającym młodziutkiej twarzy blasku niewinności, mimo że jej właściciel najwyraźniej wcale aż taki niewinny nie był. – Nie chcę się zmieniać, ale chcę poznać siebie lepiej. Przekraczać z tobą kolejne granice… – Mruknął mężczyźnie na ucho, kusząco uwodzicielskim tonem, jak wąż w rajskim ogrodzie, choć z tą wątłą aparycją prawdopodobnie najbliżej było mu do niegroźnego zaskrońca. Zaproponował, nie do końca mając świadomość tego, na co się godzi. Na razie nie miał jednak ochoty się namyślać. Po prostu założył na siebie ubranie, wychodząc za Antonim, żeby przed powrotem do własnego pokoju skraść mu jeszcze jeden pocałunek i jeszcze jednego papierosa.