Sala jest nasycona nostalgiczna atmosferą. Na starych, wyblakłych ścianach wisi sterta zdjęć, portretów i rysunków pacjentów, którzy tutaj leżeli. Ich spojrzenia patrzą na ciebie z przeszłości, odkrywając historie i cierpienia, jakie to miejsce kiedyś widziało. Kiedy wchodzisz wszędzie zapalają się świece, a rzucone przez nie cienie nadają przestrzeni tajemniczy, ponury wygląd. Na komodach i stolikach znajdują się porozrzucane przedmioty, które są pamiątkami po ludziach, którzy tu leżeli. Starożytne książki, zniszczone listy, zabawki, a nawet zapomniane pamiętniki - wszystko to tworzy bogatą mozaikę historii i emocji. Każdy przedmiot nosi w sobie ślady życia i cierpienia, które miało miejsce w tej sali. Meble są pokryte warstwą kurzu, a stoliki obite są zniszczonym welurem. Nie wiesz dlaczego, ale rozglądając się po sali zaczynasz sam odczuwać jakaś rozpacz, ból, strach, wszystko co przepełniało tutaj ludzi. Przesuwając się przez te zakurzone przestrzenie, słyszysz szepty dawnych historii i odczuwasz energię i emocje, które wciąż wibrują w powietrzu.
Czy wiesz co to? Rzuć kostką k100 by sprawdzić jak sobie radzisz. Dodatkowo masz modyfikatory.
Modyfikatory:
Dodajesz wszystkie swoje punkty z ONMS do k100, bo im więcej ich masz, tym większa możliwość, że prędzej odkryjesz co tu się ukrywa. Jeśli masz specjalizację Uzdrawiania (urazy odzwierzęce) wiesz, że masz do czynienia z geniusem miejsca. Dodajesz + 40 do kostki k100 Jeśli masz cechę Silny jak buchorożec (wytrzymałość) dodajesz + 30 do kostki k100. Jeśli masz cechę Rączki jak patyki (wytrzymałość lub odporność na magię) odejmujesz 30 od kostki k100. Jeśli masz obydwa odejmujesz 60 pkt. Jeśli masz cechę Drzemie we mnie zwierzę (zwierzęta) odejmujesz 20 od kostki k100, bo Genius z większą zapalczywością chce Cię atakować.
wynik k100:
24 i mniej - Nie umiesz pozbyć się Geniusa ze swojej głowy. Nie wiesz co jest prawdą, a co nie jest i pogrążasz się w smutnych wspomnieniach tego miejsca. Nie odczuwasz fizycznych rzeczy, a raczej masz wrażenie, że przejmujesz smutne myśli osób, które traktowały tę salę jak umieralnia. Czas mija, a Tobie wydawało się, że jesteś smutną staruszką na skraju życia, kiedy w końcu Genius zostawia Cię w spokoju. Rzuć literką by sprawdzić ile czasu tu spędziłeś. A - 2h, B - 2,5h, C - 3h, D - 3,5h, E - 4h, F - 4,5h, G - 5h, H - 5,5h, I - 6h, J - 6,5h. Jeśli wyrzuciłeś F lub więcej, jesteś niesamowicie głodny. Jeśli ty lub Twój kompan macie coś w ekwipunku do jedzenia - zajadacie się i wszystko jest w porządku. Jeśli nie masz- musisz wrócić do recepcji i poprosić Chatterino o cokolwiek do jedzenia. Dzieli się z Tobą jedzenie za cenę drobnego wspomnienia (wybranego przez Ciebie). Musisz jednak od nowa przejść wszystkie lokalizacje po recepcji. Jeśli wcześniej użyłeś na Chatterino swojej genetyki (hipnozy lub półwili), goblin ukrywa się przed Tobą, nie możesz nic zjeść i masz do wyboru - wracasz pozostawionym przez niego świstoklikiem na prawilną wyspę i wrócisz tu kiedy indziej (musisz przejść wtedy wszystko od nowa) lub idziesz dalej, ale jesteś wycieńczony. Za każdym razem rzucasz kostką aż 3 razy i wybierasz najgorszy wynik. Musisz przejść również od nowa lokalizację czwartą oraz piątąa. 25 - 54 - Genius całkowicie Cię pochłania, miejsce popycha Cię do najgorszych czasów w tym miejscu kiedy to w szpitalu panowała zaraza, a w pokoju który miał służyć do rekonwalescencji leżeli nieuleczalnie chorzy. Ból całkowicie Cię pochłania. Masz wrażenie, że sam dostajesz wielkie, czerwone krosty; leżysz godzinami, a rany wypalają się na Twojej skórze aż do kości, po czym czernieją i odpadają. Spędzasz pogrążony z Geniusem długie godziny, a budzisz się z bliznami na ciele, całkiem wycieńczony. W kolejnych dwóch lokalizacjach rzuć kostką dwa razy i musisz wybrać gorszy wynik. Do tego jeśli nie użyjesz odpowiednich leków na blizny w ciągu wakacji - nie znikną Ci one na zawsze. 55 - 85 - Genius przytłacza Cię atmosferą tego miejsca, wydaje Ci się, że sam jesteś w tej sali lata temu, siadasz w fotelu i wiesz, że niedługo umrzesz. Powoli uchodzi z Ciebie życie a ty wspominasz wszystko co zdarzyło Ci się do tej pory. Twoje prawdziwe wspomnienia mieszają się z tym co wpaja Ci Genius. Rzuć k100 by sprawdzić ile minut siedziałeś po prostu na fotelu. Jeśli przyszedłeś z kimś i ma wyższy wynik niż ty mógł Cię wcześniej obudzić. 85 + - Albo jesteś niesamowicie odporny, albo Genius był wymęczony bądź po prostu od razu wiedziałeś z czym masz do czynienia i bardzo dobrze zamknąłeś swój umysł. Spędziłeś bardzo krótki moment na odgonienie niepotrzebnych wizji i zdobywasz +1pkt z ONMS.
Oczy Yekateriny były wciąż dość puste i znużone dotychczasową wędrówką. Co prawda wypity w sali zabiegowej eliksir wciąż nie dawał większych objawów, ale dziewczyna i tak czuła się nim w jakiś sposób zbrukana. Po co jej to było? Miała tu przyjechać wypocząć, oderwać się od natłoku obowiązków. Zostawiła stadninę pod opieką Cebrzyka, więc naprawdę powinna się po prostu relaksować e jakiś gondoli, albo smyrać futrzaki w kociej kawiarni. Była tak wyczerpana, że geniusowi z tego miejsca chyba się udzieliło. Mózg jej się wyłączył, stała i wegetowała przez jakiś czas, usiłując odzyskać wewnętrzny spokój i opanowanie. Wreszcie westchnęła, potarła dłonią skroń i po prostu poszła dalej. A genius? Cóż. Genius miał prawo poczuć się po prostu olany. Z/t
Xanthea Grey
Wiek : 36
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170cm
C. szczególne : wygląda zdecydowanie młodziej niż pokazuje metryka, ma wyraziste oczy, ufarbowane na szaro włosy do linii bioder i bardzo jasną karnację
poprzednia lokacja: Sala zabiegowa kostki: 29 ekwipunek: różdżka, eliksir wiggenowy dwie porcje (6/6), beret uroków (+1opcm) zyski/straty: +1 OPCM, oddana lunaballa, zakażenie chorobą Mortus, straszne blizny, które trzeba wyleczyć, inaczej zostaną do konca życia
No i wykrakała. Za łatwo szło, więc teraz musiała się stoczyć na samo dno. Zaatakowało ją jakieś stworzenie, nie miała pojęcia jakie, ale pochłonęło ją całkowicie, serwując jej bardzo dosadną wizję tego, co się działo niegdyś w tym szpitalu, a także tego, co nastąpi, jeśli nie wyleczy odpowiednio szybko choroby, którą zakaziła się w poprzednim pomieszczeniu. Xanthea chciała wyć i płakać z bólu, tak cierpiała, takie wizje dręczyły ją godzinami, a kiedy wreszcie dobiegły końca, okazało się, że wszystko to było o wiele prawdziwsze, niż wiedźma myślała. Szlochając z bólu podniosła się i poszła dalej. Teraz chciała już tylko wrócić do domu. Z/t
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
poprzednia lokacja: sala zabiegowa kostki: 85+2(ONMS)=87 ekwipunek: różdżka, woda, jedzenie, zyski/straty: utracone wspomnienie, zdobywa 1 pkt z OPCM, pozłacany bukłak (+2 do eliksirów), +1pkt z ONMS;
Nicholas wchodząc do sali rekonwalescencji nie czuł już tej uskrzydlającej mocy po pokonaniu bogina. Rozgladając się wokoło poczuł chłód związany ze wspomnieniami wiążącymi się z tym miejscem. Mógł wyczuć, że te ściany były światkami dramatycznego cierpienia i bezsilności, a te znał przytłaczająco dobrze z własnego doświadczenia. Wiedział też co oznaczała niepokojąca obecność usiłująca wywrzeć wpływ na jego umysł. Nie dał jej się, zamknął całkowicie umysł tak, jak tylko potrafił, bo chociaż nie był oklumentą, miał za sobą wiele miesięcy walki o niepodległość własnego umysłu. Kiedy genius odpuścił, Nicholas wstał i wyszedł. Nie miał zamiaru spędzać tu ani chwili dłużej. z/t
Yuri Sikorsky
Wiek : 34
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178
C. szczególne : Liczne tatuaże, lewa noga pokryta bliznami po walce z mantykorą
kostki: 41, + 1 za ONMS = 42 ekwipunek: kanapki, woda, różdżka zyski/straty: poparzenia dłoni i nóg przez ciemiernik, utrata wspomnienia o pierwszym zwycięstwie z ojcem chrzestnym, Pulmonis Malum, blizny po spotkaniu z geniusem
Pierwsze co rzuciło mi się w oczy po wejściu do sali to rysunki pacjentów, którzy kiedyś tu byli. Wyzierał z nich smutek i ból, który coraz bardziej mnie pochłaniał. Spojrzałem w stronę Caroline, by zobaczyć czy i ona odczuwa to samo i wtedy odleciałem. Miałem wrażenie, że spadam do głębokiej studni. Kiedy otworzyłem oczy leżałem na łóżku jako jeden z pacjentów. Całe moje ciało było pokryte czerwonymi krostami a ból jaki sprawiały był niewyobrażalny. Tonąłem w wielkim oceanie bólu, który napływał czerwonymi falami niczym ocean zalewając mnie nimi raz po raz. Kiedy się w końcu ocknąłem nadal znajdowałem się w sali ale byłem już sobą. Niemniej całe moje ciało było pokryte bliznami. Po świetle wpadającym przez okna zorientowałem się, że minęło już kilka godzin. Podniosłem się z wysiłkiem i rozejrzałem za Caroline, by razem z nią iść dalej.
poprzednia lokacja: Sala Zabiegowa kostki: 44 + 10 OPCM (kuferek) - 20 Drzemie We Mnie Zwierzę (zwierzęta) = 34 ekwipunek: plecak z jedzeniem i piciem, a także różdżka zyski/straty: szczur mnie ugryzł z lokacji piwnica, straciłam wspomnienie o rodzinie z lokacji recepcja, choruje na Pulmonis Malum z lokacji sala zabiegowa, blizny
Sala rekonwalescencji to tu ją przeniosło i Yuriego z pewnością też. Na pewno nie był tchórzem, odwróciła się jeszcze, żeby się upewnić czy poszedł za nią. W rzeczy samej. Zwiedzanie psychiatryka powoli było dla Caroline nużące, po pierwsze niestety nie opłacało się, od ugryzienia gryzonia (noga nadal jej doskwierała) do wypicia fiolki z płynem, który mógł zawierać, jakąś groźną chorobę. Ryzykowała własnym życiem i całkowicie miała na to wywalone. Nie bała się śmierci, nie marzyła o nieśmiertelności i nie tolerowała bycia miernotą, albo skończenie jak miernota. Stare wyblakłe ściany przedstawiały portrety i rysunki pacjentów. Zdecydowanie budziło to niepokojące odczucia. To miejsce pełne wspomnień, osobistych przedmiotów należących do ludzi, którzy tu tak bardzo cierpieli. Dear nie mogła zdefiniować co się z nią dzieje, ale aura tego miejsca zaczęła jej się udzielać. Za nim odpowiedziała na słowa Yuriego, który posądził ją o udawanie wrednej i gadulstwo, pochłonęło ją na dobre. Przeszłość z pewnością nienależąca do niej wciągnęła ją brutalnie w swoje szpony. Nagle to, że byli z Yurim w sali nie miało żadnego znaczenia. Była teraz tam w szpitalu, pochłoniętym zarazą. Ból przeszył jej ciało, powodując wrażenie, że sama jest jedną z tych osób. Wielkie czerwone krosty, leżenie godzinami, rany wypalające się na skórze aż do kości, czerniejące i odpadające. Czas przestaje istnieć, jest tylko ta rzeczywistość, która rozmywa się po długim czasie. Caroline leżała tak na jednym z łóżek, powoli budząc się z koszmaru. Coś było nie tak z jej ciałem. Spojrzała na ręce — blizny. Nie miała nawet siły tego skomentować. Musieli szybko stąd wyjść. Znaleźć drogę powrotną albo przeć naprzód, aż w końcu dotrą do celu, opuszczając to przeklęte miejsce.
- Wolisz, żebym był dokładniejszy? Jeśli tak, z przyjemnością opowiem ci, czemu masz się trzymać z daleka od większości z magicznych stworzeń - odpowiedział beznamiętnie, nic sobie nie robiąc z zachowania Salazara, nie tylko dlatego, że go znał i wiedział, jaki kapryśny ten bywał, a był o wiele gorszy w tym ciele dziecka. Po prostu i to nie podlegało żadnej dyskusji, przynajmniej ze strony Fredericka, który miał swoje własne zdanie, a skoro już je miał, nic nie mogło go zmienić. Picie eliksirów, których nie znali, było niesamowicie mądre, tak jak włóczenie się po tym szpitalu, który nie sprawiał zbyt przyjemnego wrażenia. Nie podobało mu się tutaj, a kiedy udało im się wymknąć z poprzedniej sali, Frederick zdał sobie sprawę z tego, że nie czuł się najlepiej. Nie mówił jednak o tym głośno, bo doskonale wiedział, że to, co się tutaj dzieje, całe jest nietypowe i nie ma z tego miejsca prostej ucieczki. Nic z tych rzeczy, o tym był absolutnie przekonany. Tak, jak i o tym, że kiedy weszli do kolejnego pomieszczenia, coś było nie w porządku. Przesuwał szybko spojrzeniem po wnętrzu sali, czując jakieś napięcie, czując, że... - Genius. Morales, nie możesz pozwolić, żeby wlazł ci do łba - powiedział szybko, starając się zamknąć własny umysł, uciekając pospiesznie przeciwnikowi, nie pozwalając na to, by go zaatakował w swój własny sposób, orientując się zbyt późno, że jego towarzysz jednak ani go nie posłuchał, ani nie zrobił nic, żeby spróbować się bronić. I byli w kropce, bo to spotkanie nie było ani trochę przyjemne.
______________________
I'm real and the pretender
I have my flaws I make mistakes But I'm myself
I'm not ashamed
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
poprzednia lokacja: Sala zabiegowa kostki: 31 ekwipunek: różdżka ze smoczą owijką zyski/straty: + 1 GM | + 1 OPCM | Morbus [ale nie łapię go ze względu na ciało dziecka: efekt źródła życia] | głębokie rany od geniusa
- Dobra, dobra, możesz sobie darować szczegóły. – Mruknął, podnosząc dłoń w dość wymownym geście, mającym zawczasu uciszyć znajomego opiekuna zwierząt. Nie to, żeby nie interesowały go podobne opowieści, inna rzecz, że domyślał się, iż niewiele zdoła z nich zapamiętać… a szkoda, bo gdyby obydwaj wiedzieli, co czeka ich w kolejnej, można by rzec że nostalgicznej sali, możliwe że więcej czasu poświęciliby wykładom na temat magicznych stworzeń. – Wystarczy mi polowanie na remy. – Meksykanin przyznał się do uczestnictwa w nielegalnym procederze, mając świadomość tego, że Shercliffe’owi, pochodzącemu z rodu, który tworzył różdżki, brutalnie mordując przy tym osobniki wielu gatunków, będzie raczej wszystko jedno. Poza tym, nie podawał mu na tacy szczegółów, które pozwalałaby na zidentyfikowanie czasu, miejsca ani innych osób zaangażowanych w popełnianie przestępstw. Na razie skoncentrował się na szpitalnym pomieszczeniu, zadzierając do góry głowę, aby przyjrzeć się starym zdjęciom i portretom, co przy obecnym, dziecięcym wzroście, wcale nie było takie proste ani wygodne. Łatwiej było mu przerzucić stertę zakurzonych fotografii rozrzuconych na ziemi i poniszczonych meblach, a i tak jego uwagę przykuwały mocniej wyraźnie słyszalne szepty i emocje, które nagle zaczął odczuwać niemal całym swoim wątłym ciałem. Genius. Carajo Morales usłyszał rzucone naprędce przez Fredericka ostrzeżenie, jednak nie zdążył się w porę do niego zastosować, a w konsekwencji boleśnie odczuł jak niewidoczna siła zaczyna całkowicie przejmować nad nim kontrolę, pochłaniać go w pełni. Sala rekonwalescencji niespodziewanie wypełniła się nieuleczalnie chorymi pacjentami, wrzeszczącymi z powodu męki, a Paco zasmakował niezwykle realnego, towarzyszącego umierającym cierpienia. Zaciskał zęby, by nie krzyczeć z bólu, ale nie był w stanie mu się przeciwstawić, zwłaszcza gdy jego ciało pokryły wielkie, czerwone krosty, praktycznie wypalające głębokie rany na skórze. Miał wrażenie, że jako trzylatek przeżywał te katusze jeszcze intensywniej, a kolejne godziny dłużyły mu się niemiłosiernie. Próbował pozostać świadom i przytomny, ale nic dziwnego, że w końcu zemdlał, a kiedy tylko ponownie się obudził, był kompletnie wyczerpany. Na tyle, że nawet nie miał siły przekląć i przez parę minut patrzył nieobecnym wzrokiem to na ścianę, to na pilnującego go towarzysza tej wątpliwie przyjemnej podróży. - Na długo odpłynąłem? – Zapytał w końcu, kiedy uznał, że jest gotowy otworzyć usta. Obawiał się jednak, że sceny z przeszłości tutejszego szpitala będą mu się jeszcze często śniły po nocach. – Carajo. – Tym razem warknął już również głośno, dotykając jednej z niemalże dochodzących do kości ran. Wiedział, że po powrocie do miasta będzie musiał skorzystać z dobrych jakościowo eliksirów albo maści leczniczych. – Dam radę iść dalej. – Uprzedził jednocześnie potencjalne wątpliwości Shercliffe’a. Nie po to przecież się męczyli, aby teraz się wycofać. Na wszelki wypadek wsparł się jednak na ramieniu drugiego z mężczyzn, dopóki nie odzyskał równowagi i czucia w kończynach.
zt. x2
Josephine Harlow
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Zawsze starannie wykonany manicure.
poprzednia lokacja: sala zabiegowa kostki: 80 i 60 (dwa rzuty, bo muszę wybrać gorszą opcję, ale są w tym sam progu) i dorzut 35 ekwipunek: różdżka, woda, wafle zyski/straty: oddaję wspomnienie o rodzinie; pozłacany bukłak (+2 eliksiry);
Pułapka na idiotów, jak to uznała Irvette, była czymś, w co Josephine władowała się bez najmniejszych skrupułów. Bardzo impulsywnie i bardzo nierozsądnie, może rozum ją opuścił, ale nie widziała lepszego wyjścia. Cofanie się po pomieszczeniach psychiatryka nic by im nie dało, skoro doskonale widziały, że wszystkie wejścia były zawalone lub zamknięte na cztery spusty, a innej drogi z tej sali zabiegowej też nie było. Pozostawało to dziwne przejście i eliksiry, które najwyraźniej trzeba było wypić, aby pójść dalej. Zaryzykowała więc, słysząc jeszcze biadolenie de Guise, ale i tak było już za późno. No i ostatecznie nic się takiego nie stało, więc nie było co rozpaczać. Jej krótkie pożegnanie na szczęście poszło na marne. - A przed chwilą mówiłaś, że to ja zamieniłam się na mózg z fistaszkiem - wytknęła jej, wywracając przy tym oczami. To już była hipokryzja na wyższym poziomie. Sama również nie była świadoma, że mimo braku objawów u koleżanki, ta nie miała takiego szczęścia w wyborze eliksiru i zaraziła się jakimś paskudnym choróbskiem. - Tak, możemy iść. Może w kolejnej sali nie będziemy musiały upuszczać sobie krwi - dodała z przekąsem, zmierzając do kolejnego pomieszczenia, które zresztą znów wzbudziło w niej dziwne uczucia. Czuła się obserwowana przez te wszystkie wiszące na ścianach portrety byłych pacjentów i kto wie, czy tylko portrety… - Wiesz co, mi chyba też już się to nie podoba - powiedziała, mimowolnie ściszając głos i przystając w miejscu. Trochę obawiała się iść dalej po tym, jak świece same się zapaliły po ich wejściu. Panujący w pokoju nastrój napawał pewnego rodzaju grozą, a wrażeń tego dnia już miała prawie po kokardę. Dostrzegła na stojącej tuż przy wejściu komodzie jakieś stare książki z pożółkłymi kartkami, zbliżyła się nawet, żeby bliżej im się przyjrzeć, ale nie zamierzała nic dotykać, dopóki nie było takiej potrzeby. Nawet nie musiała - już bez tego poczuła w głębi siebie ból i coraz silniej kiełkujący strach, którego nie umiała opanować. Zapomniała, że przyszła tu z Irvette, zaczęła sama powoli przemieszczać się po zakurzonym, opuszczonym pomieszczeniu, które nosiło tak silne oznaki innych ludzi. Ludzi, których już nie było. Słyszała, czuła i wręcz widziała to, co się tu działo. W końcu po prostu usiadła w jednym z foteli, zbyt przytłoczona tym wszystkim, co kotłowało się w jej głowie i z jedną myślą silnie przebijającą się przez wszystkie - że niedługo umrze. Śmierć, śmierć i jeszcze raz śmierć, koniec będący już tak blisko, a jednocześnie tak daleko i… nic. Przerażająca pustka.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Poprzednia lokacja: Zabiegowa kostki: 38 + 22 (kuferek) = 60 i 89 na minuty ekwipunek: różdżka - włos moccusa, jesion, 10 i 3/4 cala (+4 zaklęcia), Magiczna siatka do łapania zwierząt lądowych (+1 ONMS), Bransoletka z ayahuascą, Pochłaniacz Magii (+2 CM), prowiant zyski/straty: Jak nie napiszę posta u Westalek (1000 znaków) to choruję na Morbusa, +1pkt do OPCM, Amantes Morbo (dwie jednopostówki z leczeniem lub jeden wątek.)
To było naiwne z ich strony myśleć, że nic im się nie stanie. Oczywiście to Ruda miała cierpieć katusze i przeklinać Jo w myślach, że w ogóle dała się namówić na ten idiotyczny pomysł. Na ten moment mogły jedynie cieszyć się, że jeszcze żyły i stały. -Krew to bym oddała. Na pewno prędzej niż podłożyła szczurom, czy piła kolejne, nieznane eliksiry. - Skrzywiła się, dając do zrozumienia, jakie naprawdę miała odczucia co do tego wszystkiego. Najchętniej by stąd wyszła, ale opcji takiej nie miały od momenty, gdy tylko zamknął się nad nimi właz do piwnicy, a Ruda nie miała w zwyczaju tak po prostu się poddawać. Miała zamiar stawić czoło swoim konsekwencjom, choćby przyszło jej odkryć przed Jo swój czarnomagiczny talent. -Mi też nie. Coś tu za cicho. - Mruknęła pod nosem i właśnie wtedy, jakby ktoś zrzucił na nią wizje. Nie wiedziała, co się dzieje, gdzie jest i przede wszystkim, co jest rzeczywistością. Patrzyła na siebie sprzed lat, małą i jeszcze dość niewinną, na kozetce u uzdrowiciela, po jednym z ataków jej ojca. Ale to nie było wspomnienie, które zapamiętała. Wokół pełno było obcych ludzi, cierpiących jeszcze bardziej niż ona sama. Kolejne obrazy pojawiły się w jej głowie wraz z kolejnymi nieścisłościami. Irvette, którą mogła zobaczyć Jo, była nieobecna, opętana przez geniusa tego miejsca, choć de Guise wcale nie czuła się odseparowana od żadnych uczuć. Nie miała pojęcia, że w tym stanie wegetacji spędziła ponad półtorej godziny, nim Harlow w końcu była w stanie ją dobudzić. -Co jest? - Zapytała, rozglądając się nieprzytomnym wzrokiem po sali. -Gdzie ojciec? - Miała ciężki problem z powrotem do rzeczywistości, choć na szczęście ślizgonka miała na tyle rozumu, by wyciągnąć rudowłosą z tego pomieszczenia.
//zt z Jo --> Idziemy dalej
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Poprzednia lokacja: Sala zabiegowa kostki: 54 - 20 za cechę + 27 pkt z ONMS = 63 Siedzę 58 minut. ekwipunek: różdżka, Czujnik tajności (+2 OPCM), Tiara Albusa (+3 czarna magia), Rękawice ochronne ze skórki cielęcej (+1 Zielarstwo), Naszyjnik z onyksem (+2 Zaklęcia) zyski/straty: gogle maps, pozłacany bukłak (+2) do eliksirów
Powoli Fire zaczynała się nudzić. Ten szpital nie był aż takim wyzwaniem. Właściwie to przypominał spacer. Spotykała się w życiu już z o wiele bardziej przerażającymi sytuacjami. Weszła do kolejnej sali, znowu pełnej bibelotów. Zirytowana szarpnęła za kilka rysunków i zdarła je brutalnie ze ścian. Rozdeptała zapomnianą zabawkę. Po takim wyładowaniu tylko westchnęła. Może tutaj ukryta jest kolejna zagadka? Chodziła w kółko, a niezadowolenie tylko się pogłębiało. Miała ochotę jeszcze więcej rzeczy tu zrujnować, ale po co? To i tak tylko śmieci. Fire ogarniał na przemian to smutek to złość. Te wahania nastrojów bardzo nie podobały się dziewczynie. Usiadła na moment w fotelu, pozwalając sobie na chwilę spokoju, ale dziwne myśli tylko się nasili. Miała wrażenie, że już nie opuści tego miejsca. Czy ktokolwiek odnalazłby tu jej kości? Może chociaż Ravinger? Ale skąd miałby wiedzieć, gdzie jej szukać? Przecież zawsze zostawia wszystko dla siebie, dała mu wyraźnie znać, aby się za nią nie pałętał. Wygląda na to, że Dear pisany jest samotny koniec. Przygnębienie wgniatało rudowłosą w fotel. Minuty spędzała na rozpamiętywaniu żali oraz gorzkich wspomnień. Najwięcej myślała o ojcu, ale też o reszcie rodziny, o Leo, o Casprze... W jej głowie pojawiały się rzeczy, które nigdy wcześniej w niej nie zawitały. I po niemalże godzinie pomyślała nagle o Fleur - dziewczynce, którą poznała lata temu w domu dziecka, a którą niedawno zaprosiła do siebie, do domu... Blaithin z trudem uniosła głowę. Musi się otrząsnąć. Nie zostanie tu na zawsze, bo musi do niej wrócić. Porozmawiać z nią, jak widzą ich przyszłość, gdzie są zamieszkać, bo od tego zależy do której magicznej szkoły Fleur pójdzie. Wstała i potrząsnęła rudymi włosami aż opadły jej na twarz. Koniec tego mazgajenia się. To było ewidentnie sprawką magii lub innego gówna, jakie się tu zalęgło. Nigdy sama z siebie by się tak nie zachowywała. Dlatego pognała jak najszybciej, aby opuścić to zatęchłe pomieszczenie.
poprzednia lokacja:sala zabiegowa kostki: 47 + 2 = 49 ekwipunek: różdżka zyski/straty: +1pkt OPCM; pozłacany bukłak (+2 eliksiry); blizny na ciele; podwójne rzuty kostkami z wyborem gorszej 2/2 kolejne lokacje
Kolejna sala zdawała się być lepsza. Duża ilość zdjęć ją przyciągała i Mela bez zawahania do nich podeszła, zupełnie się w nich zatracając. Miała wrażenie, jakby słyszała historię, jakby wszystko co kiedyś tu się wydarzyło – mogła przeżyć na nowo. Nie sądziła jednak, że faktycznie tak się stanie, a w pomieszczeniu będzie miała do czynienia z geniusem miejsca. Przeszłość ją wciągnęła w najgorszy czas, na jaki tylko mogła trafić. Czas zarazy i nieuleczalnie chorych. Czuła się tak, jakby to ona należała do tego nieszczęsnego grona, czuła ból ran i ropę się z nich sączącą. Czas nie miał już dla niej znaczenia, pogrążona w nie swojej agonii zapadała się coraz bardziej i bardziej w wizję, którą zesłało na nią magiczne stworzenie i nie była nawet tego świadoma. Mijały minuty, a może nawet godziny, a ona leżała bez ruchu, jedynymi oznakami, że wciąż żyła były sporadyczne konwulsje, które nią wstrząsały. Nie była świadoma tego, co działo się dookoła, nie była świadoma blizn, które genius zostawiał na niej ciele. Wszystko zdawało się być bez znaczenia, kiedy była przekonana, że nie wyrwie się ze szponów historii, z mocnego uścisku przeszłości. Obudziła się jednak, z jękiem na ustach i suchością w gardle. Była wykończona i jedyne o czym marzyła to zapaść w sen, długi i głęboki. Z trudem usiadła i nie wzdrygnęła się nawet kiedy dostrzegła blizny, wyraźnie odznaczające się nawet przy bladości jej skóry. Była zmęczona, tak bardzo zmęczona. I dopiero teraz spojrzała na swojego towarzysza, nie wiedząc czy przeszedł przez to samo co ona. — Lockie? — wychrypiała słabo, nie była pewna czy da radę pójść dalej. Może to był czas by zrezygnować z tego idiotycznego pomysłu? Nie przyznała tego jednak głośno, choć prawdopodobnie tylko z powodu wycieńczenia, nie miała siły mówić. Najwyraźniej jej szczęście już się wyczerpało, a pech z radością wziął ją w swoje ramiona.
poprzednia lokacja: sala zabiegowa kostki: 45+4=49 ekwipunek: różdżka zyski/straty: 1 przerzut kości w dowolnym miejscu szpitala z możliwością wyboru lepszego wyniku, ugryzienie szczura, +1 OPCM, pozłacany bukłak (+2 eliksiry), blizny na ciele; podwójne rzuty kostkami z wyborem gorszej 2/2 kolejne lokacje
Kolejne pomieszczenie zainteresowało go nieco bardziej, jako, że od samego początku już chodził i szperał po szufladach w poszukiwaniu czegoś ciekawego, w sensie cennego, bo miał lepkie ręce i liczył się tylko hajs. Smutne obrazki nie robiły na nim zazwyczaj wrażenia, jako, że regularnie patrzył na obraz nędzy i rozpaczy pacjentów zamkniętego oddziału w świętym Mungu, tym razem jednak miał wrażenie, że smutek wdziera mu się pod skórę, wgryza w organy i pochłania mózg. Rzadko czuł się smutny, żal był mu obcy, czuł się tym dziwniej, kiedy aż musiał przysiąść na jednym z łóżek, bo słaniało nim wewnętrzne cierpienie. Spojrzał na Amelke, chcąc jej powiedzieć, że się musi na chwile położyć, ale działanie geniusza zmogło go nim zdołał z siebie coś wymusić. Miał wrażenie, że czas się zatrzymał, położył się i cierpiał. Nie wiedział ile minęło czasu, myślał, że to co czuł nigdy się nie skończy, a gdy się wybudził z okropnego snu, jego i tak okropnie usiane bliznami ciało, wydawało się być jeszcze bardziej okaleczone niż zwykle. Podwinął rękawy, oglądając paskudne przedramiona, na których stare blizny przecinały się z tymi nowymi, pozostawionymi przez magiczną istotę tego miejsca. Wtedy usłyszał głos Fairwynówny i przypomniało mu się, kim jest i po co tu przyszedł. Podniósł na nią zmęczony wzrok, widząc, że jest równie wyczerpana co on sam. Rozkleił suche wargi i odchrząknął, ledwie zdolny do wyduszenia z siebie głosu. - Mela... nie wiem co się stało, ale nie mam siły... - szepnął cicho, próbując nieudolnie wstać- Ile minęło czasu? - nie umiał ocenić, czy rzeczywiście utknęli tu na wieczność, nie wiedział co się dzieje. Podszedł chwiejnym krokiem do ślizgonki i dotknął jej ramienia, pochylając się nad jej siedzącą, drobną postacią- Dasz rade iść dalej? - zapytał, ale wiedział, jak trudno jest przyznać się do porażki. Sam nie mógł powiedzieć na głos, że on nie da rady, ale pokręcił przecząco głową, kiedy ona spojrzała na niego pytająco.
| Lockie i Mela z lokacji
Wiktor Krawczyk
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
poprzednia lokacja: sala zabiegowa kostki: 64 64 25(kuferek)= 89 ekwipunek: 1 Płonące Pirożki x4, 2 samonagrzewający kubek z herbatą 3 różdżka 4 ELIKSIR CZYSZCZĄCY RANY 5 ELIKSIR WIGGENOWY zyski/straty: fiolka z której piłeś przemienia się w pozłacany bukłak (+2) do eliksirów. +1pkt z ONMS
Wiktor idąc dalej do kolejnych pomieszczeń szpitala dotarł aż do kolejnej sali. Westchnął jedynie. Dlaczego mnie to musiało spotkać właśnie mnie? Czyż nie za dużo działo ostatnimi czasy? Nie obchodziło mnie, czy jest nabazgrane, naplute, wysmarowane sokiem dyniowym, czy czymś innym szybko oceniłem sytuacje jak się okazało był to Genius więc powinien sobie poradzić. Rudzielec spojrzał z niechęcią. Po kilku godzinach chyba był wymęczony od razu wiedział Krawczyk z czym ma do czynienia i bardzo dobrze zamknął swój umysł na tyle ile umiał. Chyba na dziś starczy taki moment ledwo krótki wystarczy na na odgonienie niepotrzebnych wizji. Miałem już dosyć tej walki, a widać było, że ani on, ani ja nie bardzo chcemy ustąpić. Ktoś jednak musiał, jeśli chciałam dzisiejszego poranka opuścić to miejsce. Szpitale od zawsze napawały Puchona obrzydzeniem to chyba przez ten zapach. W ten sposób czas minął znacznie szybciej, a przy tym nie obawiał się aż tak potem odszedł, umykając sprzed czujnego spojrzenia Genius.