Kiedy wchodzisz do sali zabiegowej, od razu czujesz się przytłoczony ciężkim i dusznym powietrzem, a atmosfera zdradza, że coś niepokojącego wydarzyło się tutaj w przeszłości. Na podłodze oraz ścianach znajdują się plamy krwi i rysy, świadectwo dawnych zabiegów, które odbywały się w tej sali. Stare, zardzewiałe narzędzia medyczne leżą porozrzucane na stolikach. Na pewno nie jest warto próbować ich dotykać - kto wie co mogą przenosić. Wzrok przyciągają liczne półki, na których ustawione są setki fiolki z eliksirami. Ich etykiety są zniszczone i nieczytelne, a niektóre fiolki mają pęknięcia i wycieki substancji. Każdy krok powoduje przerażające trzaski i skrzypienie, eliksiry wydają się szeptać coś niezrozumiałego i wołać do ciebie. Jedynym miejscem, które wydaje się inne w całej tej sali jest mlecznobiała szybka. Jeśli podejdziesz bliżej, chociaż w dotyku jest szkłem wydaje się ona mgłą. Dopiero jak podejdziesz bliżej widzisz, że gdzieś majaczy napis scegliere saggiamente - wybierz mądrze po włosku, a przy przejściu leżą puste już fiolki z półek. W mgle majaczą nazwy chorób Co jest dziwne, jak przyglądasz się niektórym butelkom wydają się być w bardzo dobrym stanie, niczym całkiem nowe. Czy coś zastępuje stare fiolki? Przechadzając się po sali możesz znaleźć notatki innych, którzy byli tu wcześniej. Według wskazówek i zapisków innych wychodzi na jedno - albo wracasz skąd przyszedłeś, albo musisz wypić odpowiedni eliksir, by przejść przez mglistą ścianę. Czy wierzysz w swoje zdolności eliksirowara? A może zdasz się na fart?
Według wskazówek musisz znaleźć fałszywy roztwór jednej z 4 chorób włoskich. Amantes Morbo, Mergis Fulicisque, Mortus oraz Pulmonis Malum. By znaleźć fałszywy roztwór trzeba mieć ogromną wiedzę medyczną lub eliksilarną. Cokolwiek nie wypijesz - przejdziesz dalej. Jednak musisz rzucić literką, by sprawdzić czy po wyjściu ze szpitala odczujesz komplikacje.
Nie musisz rzucać literką na eliksir jeśli: > Masz specjalizację uzdrawiania: zatrucia eliksiralne. > Masz cechę metabolizm eliksowara (nawet jeśli trafiłeś na eliksir z chorobą, jest już zbyt zwietrzały i ma za mało magii by na Ciebie zadziałać). > Masz co namniej 35 punktów z eliksirów LUB 45 z uzdrawiania.
UWAGA! Nawet jeśli spełniasz wymóg punktów z eliksirów bądź uzdrawiania, ale nie masz ukończonych studiów, nadal musisz rzucać literką.
Samogłoska/Spełnione wymogi - Pijesz dobry eliksir, przechodzisz bez problemu na drugą stronę. Zaś fiolka z której piłeś przemienia się w pozłacany bukłak (+2) do eliksirów.
Spółgłoska - Niestety jesteś zarażony chorobą! Rzuć kostką k100 by dowiedzieć się na co będziesz chorował. Wszystkie choroby znajdują się w spisie.
choroby - k100:
1 - 25 Amantes Morbo - Jeśli nie napiszesz co najmniej 2 posty na 2500 słów na kurację LUB nie poprowadzisz wątku na co najmniej 4 posty, że jesteś chory będziesz musisz być od września hospitalizowany. Masz czas do napisania do końca wakacji. 26 - 50 Mergis Fulicisque - W co najmniej 2 wątkach wspomnij o kuracji, masz czas do końca wakacji, jeśli tego nie zrobisz - wda się poważna infekcja. 51 - 75 Mortus - Aby wyleczyć się z tej choroby musisz przebyć rytuał w tej lokalizacji, po nim dostaniesz eliksir. Jeśli tego nie zrobisz do końca wakacji skutki mogą być opłakane. 76 - 100 Pulmonis Malum - W co najmniej 3 wątkach wspomnij o kuracji, masz czas do końca wakacji, jeśli tego nie zrobisz - choroba się rozrośnie.
poprzednia lokacja: Korytarz kostki: I i E mam wybrać słabszą, ale obie są równie dobre ^^ ekwipunek: różdżka zyski/straty: pozłacany bukłak (+2) do eliksirów.
Yekaterina czuła się wypruta z sił i mocy psychicznej. Podwójna ucieczka, ranna ręka, pisk szczurów e uszach, utrata wspomnienia, no i nadal była roztrzęsiona po spotkaniu z boginem. Zdecydowanie wyprawa tutaj nie była tego warta. Co mogła znaleźć w tskim miejscu? Tylko szaleństwo, cierpienie, płacz i zgrzytanie zębów... No, może z tym ostatnim przesadziła. Ale naprawdę nie była w najlepszym stanie psychicznym. Kiedy weszła do gabinetu zabiegowego i zobaczyła, że musi wypić jakieś niezidentyfikowane świństwo, było jej już wszystko jedno. Popatrzyła na buteleczki niemal obojetnym wzrokiem i pełna rezygnacji sięgnęła po pierwszą lepszą z brzegu. Może znów jej coś zabiorą, może w ogóle umrze, może zachoruje na to samo co ojciec, może zamieni się w inferiusa, może... Może cokolwiek złego się stać. Sięgnęła, wypiła, poszła dalej. I jeśli mikstura w ogóle działała, to na pewno nie od razu, ale kto wie, może jak wróci do pokoju i pójdzie spać, to już się więcej nie obudzi? Z/t
Xanthea Grey
Wiek : 36
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170cm
C. szczególne : wygląda zdecydowanie młodziej niż pokazuje metryka, ma wyraziste oczy, ufarbowane na szaro włosy do linii bioder i bardzo jasną karnację
Xanthea dopiero co zaczęła rozmyślania o tym, że coś za łatwo jej to wszystko idzie, kiedy trafiła do sali zabiegowej wyglądającej jakby ktoś ją wyrwał z najmroczniejszego horroru. Czarownica czuła silny dyskomfort rozglądając się dookoła, a jeszcze słabiej jej się zrobiło, kiedy zrozumiała, że musi wypić jedną ze znajdujących się tutaj fiolek eliksirów. Znała się na miksturach, owszem, ale obecna wiedza nie pozwalała jej jednoznacznie stwierdzić, co znajduje się w poszczególnych naczynkach. Chcąc nie chcąc wypiła jeden z płynów i od razu zrozumiała, że to był błąd. Póki co jednak nie pojawiły się żadne objawy, więc wiedźma ruszyła dalej, martwiąc się tym, co przyniesie jej nastepny dzień. Z/t
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Po stoczeniu walki z boginem i jednoczesnym zmierzeniu się z własną przeszłością, Nicholas czuł się o niebo lepiej. Wygrał, pokonał tę przeklętą wiedźmę po raz drugi! Oczywiście tym razem to nie była naprawdę ona, ale mimo wszystko czarodziej czuł się uskrzydlony. To, to zastał w sali zabiegowej, wcale go nie przeraziło. Kiedy zrozumiał, że musi coś wypić, było mu wszystko jedno. Wygrał i nic mu nie mogło tego odebrać! Łyknął duszkiem zawartość pierwszej z brzegu fiolki, która niespodziewanie przemieniła się w pozłacany bukłak. Taka magia mogła oznaczać wyłącznie same dobre rzeczy. z/t
Josephine Harlow
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Zawsze starannie wykonany manicure.
Deptania trucheł może i sobie oszczędziły, ale cóż z tego, skoro i tak władowały się prosto w ramiona bogina, równie nieprzyjemnego co rozbebeszone veneraty. Już chyba wolałaby znowu spotkanie ze wspomnianym przez Irvette goblinem, nawet jeśli ten znowu żądałby od niej jakiejś zapłaty. Starcia z boginem nigdy nie należały do przyjemnych, a tu jeszcze dodatkowo dochodził punkt zaskoczenia i cała ta szpitalna otoczka, która wcale nie pomagała. Już i tak Josephine była poddenerwowana i rozdrażniona tym stałym utrzymywaniem czujności, poczuciem, jakby zza każdych drzwi coś miało na nie wyskoczyć, co zresztą tym razem miało miejsce. - Jeśli będę potrzebowała wyjątkowo mocnych ziół, to wiem gdzie cię znaleźć, o to się nie martw - odpowiedziała i mimo roztrzęsienia towarzyszącego jej po tym spotkaniu ze swoim strachem, uniosła kącik ust, ledwo zauważalnie, ale jednak. Musiała wziąć się w garść. W zupełności wystarczające było to, że Irvette od teraz wiedziała, czego Harlow się bała, a ona sama nienawidziła okazywania słabości. Może ten lęk był głupi, może były rzeczy, które wzbudzały w ludziach większą grozę, ale dla niej było to właśnie to pieprzone małżeństwo. Nie rozwodząc się już dłużej nad tematem - i szanując, że de Guise nie ciągnęła go dalej i jeszcze zaoferowała pomoc - ruszyła dalej korytarzem, idąc obok dziewczyny. Nie musiały długo wędrować, żeby dotrzeć do sali zabiegowej, co dało się poznać niemal na pierwszy rzut oka. - Cieszę się, że nie jestem jasnowidzem, bo jestem niemal pewna, że dostałabym tu jakieś wizji i kopnęła w kalendarz - powiedziała, ostrożnie wchodząc wgłąb pomieszczenia. O ile wcześniejsze sale i korytarze nie było takie złe, tak ta sprawiała, że każdy krok Harlow stawiała z duszą na ramieniu, czując, jak włoski na karku stają jej dęba. Ale dopiero półki uginające się pod fiolkami z różnymi miksutrami wywołały w niej żywszą reakcję. - O chuj - mruknęła z nieskrywanym zaskoczeniem, zaraz też powoli podchodząc w ich kierunku. Z niemałą ulgą zostawiła zardzewiałe, pokryte krwią narzędzia za swoimi plecami. - Nie uwierzę, że ktoś zostawił to wszystko przypadkiem albo że nie mieli co z tym zrobić. Tylko idiota porzuciłby taką skarbnicę eliksirów - stwierdziła, przechadzając się wzdłuż półek i próbując odczytać w większości naznaczone czasem i zniszczone etykietki. I wreszcie trafiła na jakąś mlecznobiałą szybkę, której wcześniej nie dostrzegła. Puste fiolki leżące przy niej - niektóre roztrzaskane - i porozrzucane notatki, które w przeciwieństwie do innych znajdujących się w sali przedmiotów nie były zniszczone, tym bardziej mówiły, że coś jest na rzeczy. - Przychodzi mi do głowy tylko jedna myśl, ale niezbyt mi się ona podoba - rzuciła z zamyśleniem, przenosząc swoje spojrzenie na koleżankę. Ona pewnie też musiała dodać dwa do dwóch, była przecież bystra. Jeszcze raz omiotła wzrokiem stojące w rzędach fiolki, z nietęgą miną sięgając po dłuższej chwili po jedną z nich. - Gdyby coś poszło nie tak, to najwyżej wiej, bo nie wiem czy wezwanie pomocy cokolwiek by tu dało - powiedziała jeszcze, nim odkorkowała buteleczkę i powąchała jej zawartość. Może właśnie robiła błąd i to tragiczny w skutkach. Może nie znała się na eliksirach na tyle, żeby dokonać słusznego wyboru, choć przecież spędziła przy kociołku dużą część życia, pomagając również rodzicom w sklepie. Może powinny się były wycofać i nie ryzykować... czym dokładnie? Chorobą? Śmiercią? Wzdrygnęła się na samą myśl, a następnie szybko, nim zdążyłaby się rozmyślić, wlała zawartość fiolki do gardła. A może tego dnia miała po prostu trochę szczęścia.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
poprzednia lokacja: Korytarz kostki: Spółgłoska,9 ekwipunek: różdżka - włos moccusa, jesion, 10 i 3/4 cala (+4 zaklęcia), Magiczna siatka do łapania zwierząt lądowych (+1 ONMS), Bransoletka z ayahuascą, Pochłaniacz Magii (+2 CM), prowiant zyski/straty: Jak nie napiszę posta u Westalek (1000 znaków) to choruję na Morbusa, +1pkt do OPCM, Amantes Morbo (dwie jednopostówki z leczeniem lub jeden wątek.)
Uśmiechnęła się do Jo, co prawda nie miała na myśli żadnych ziółek a raczej odpowiednio mocne zaklęcia czy też skuteczną hipnozę, ale nie miała zamiaru mówić o tym na głos. Może i przyszły tu szukać wrażeń, ale była duża szansa, że było to też dla dziewczyn wiążące doświadczenie. Oczywiście nie zamierzała ciągnąć tematu, bo nie było to w jej stylu. Zamiast tego cieszyła się, że udało jej się przejść przez bogina bez problemów. Sala zabiegowa nie napawała jej optymizmem. Wszędzie walały się fiolki, które wydawały się być zostawione tu celowo. -Nie podoba mi się to wcale. - Przyznała, bo choć jasnowidzem nie była to i tak odczuwała tu dziwne wibracje w powietrzu. Nie chciałaby znaleźć się tutaj jako pacjent, co tylko potwierdzało fakt, że z tym miejscem było coś mocno nie w porządku. -Zgadzam się. Ktoś musi z tego korzystać wciąż. Albo to pułapka na idiotów. - Przyjrzała się bliżej narzędziom, które budziły grozę, ale jednocześnie ją fascynowały. Chciałaby wiedzieć, do czego mogły służyć, ale nie miała tak dużej wiedzy w temacie magipsychiatrii, żeby choćby cokolwiek podejrzewać. -To znaczy? - Zapytała, nie do końca wiedząc, co Harlow może mieć na myśli. Gdyby to od Rudej zależało, po prostu wyszłaby z tego pomieszczenia, zamykając za sobą szczelnie drzwi. Niestety ślizgonka miała inne plany. -Daj spokój, nigdzie nie idę. Co Ty....? - Nie zdążyła skończyć zdania, gdy Jo już przechyliła jedną z fiolek, wlewając sobie jej zawartość do gardła. -Czy Ciebie do końca rozum opuścił? Pić jakieś nieznane substancje z opuszczonego psychiatryka? Pewnie, zabijmy się od razu. Mon Dieu, Harlow, a miałam Cię za rozsądną kobietę! - Zaczęła opierdalać koleżankę, przyglądając się jej uważnie, czy przypadkiem nie pada już na ziemię. Gdy jednak tej nic się nie stało, Irvette spojrzała ponownie na fiolki. -Jeśli to jedyne wyjście... - Wcale jej się to nie podobało, ale zrobiła to samo, co Jo przed chwilą, nie zdając sobie sprawy, że właśnie zaraża się jedną z lokalnych chorób. -Zadowolona? Możemy już iść? - Zapytała, wykrzywiając się z niezadowolenia, po czym opuściła salę zabiegową, by poszukać wyjścia z tego dziwnego miejsca.
//zt x2 -> Idziemy dalej
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Caroline O. L. Dear
Rok Nauki : VI
Wiek : 18
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1.73 m
C. szczególne : szkocki akcent, uboga mimika twarzy, brak gestykulacji
poprzednia lokacja: Korytarz kostki: F i 97 ekwipunek: plecak z jedzeniem i piciem, a także różdżka zyski/straty: szczur mnie ugryzł z lokacji piwnica, straciłam wspomnienie o rodzinie z lokacji recepcja, choruje na Pulmonis Malum
Każde pomieszczenie w opuszczonym magipsychiatryku było przygnębiające. Sala zabiegowa również miała swoją niepokojącą atmosferę, a także duszne powietrze. Na ścianach, jak i podłodze znajdowały się plamy krwi oraz rysy, pozostałości przeszłości. Stare, zardzewiałe narzędzia medyczne leżały, czekając, aż kolejny raz ktoś po nie sięgnie. Za to półki wydawały się tu być najbardziej interesujące. Setki fiolek z eliksirami ustawionymi w licznych rzędach z poniszczonymi etykietami, coś szeptały. Nie to jednak przyciągało uwagę Caroline, a mgła wydająca się mleczną szybą. - Jest tu dziwny napis po włosku. - Nie potrafiła przeczytać scegliere saggiamente, więc wskazał tylko Yuriemu, aby następnie poszukać wskazówek, co powinni zrobić dalej. Miejsce to miało wiele notatek i zapisków. Dear przebiegła po nich wzrokiem. - Żeby przejść dalej musimy znaleźć fałszywy roztwór... - Wiedziała, że w tej chwili waży jej się być albo nie być. Jako Dear powinna, chociaż skrywać odrobinę wiedzy, ale tak naprawdę nie miała pojęcia, co kryje się za wywarami. Jeśli się nie uda, z pewnością oboje odczują to mocno. - Możesz się jeszcze wycofać. - Uśmiechnęła się chytrze do Sikorskiego i sięgnęła po fiolkę z płynem niewiadomego pochodzenia. Caroline nie była idiotką ani buntowniczką, czy ryzykantką, okey może trochę, jednakże wiedziała, że jeśli gra się o najwyższą stawkę to i nagroda musi być tego warta, jeśli nie to się wkurwi. Mogła przejść dalej, poprzez mleczną mgłę. Nie poczuła różnicy, a jednak przeczuwała, że coś jest nie tak.
poprzednia lokacja: korytarz kostki: C, Pulmonis Malum ekwipunek: kanapki, woda, różdżka zyski/straty: poparzenia dłoni i nóg przez ciemiernik, utrata wspomnienia o pierwszym zwycięstwie z ojcem chrzestnym, Pulmonis Malum
Sala do której weszliśmy nie zrobiła na mnie szczególnie dobrego wrażenia. No ale w końcu jak na to popatrzeć realistycznie to jak niby miałaby wyglądać sala zabiegowa jeśli nie zbryzgana krwią i pełna rozmaitych specyfików? Kiedy Dear wskazała mi napis po włosku wzruszyłem jedynie ramionami. Znałem zaledwie kilka słów w tym języku i napis nic mi nie mówił. Natomiast jej słowa o wycofaniu się potraktowałem uśmiechem. -Jak na osobę, która chce uchodzić za wredną strasznie dużo mówisz, wiesz? - wziąłem z jej ręki fiolkę, którą ona wypiła i również wziąłem łyk. -Zaczęliśmy razem i skończymy razem. Następnie razem z nią przeszedłem przez mgłę.
poprzednia lokacja: tu kostki: G oraz 58 ekwipunek: różdżka, bezdenna torba, woda, suchy prowiant zyski/straty: ugryzienie szczura, +1 pkt OPCM, Morbus
- Prawdę mówiąc, wszystko może tutaj siedzieć - stwierdził Frederick, bo doskonale wiedział, że magiczne stworzenia miały to do siebie, że uwielbiały chować się w takich miejscach. Z dala od czarodziejów, od problemów ich świata, od prób upolowania i całego bałaganu, jaki się z tym w ogóle wiązał. Sam również mógłby schować się w takim opuszczonym przez wszystkich szpitalu, mając świadomość, że wtedy w końcu dano by mu spokój. Nie podobało mu się jedynie to, że mógłby żyć obok stworzeń, nad którymi ciężko było tak naprawdę zapanować, jak choćby nad tym nieznośnym boginem, który postanowił na nich wyjść. Zostawili go jednak za sobą, a Frederick uniósł lekko brwi, stwierdzając, że pewnie czekała ich po drodze kostnica i jakieś sale tortur, bo niczego innego się tutaj nie spodziewał. Wyglądało zresztą na to, że wykrakał, bo sala zabiegowa wyglądała jak z całkowitego koszmaru. Eliksiry, fiolki, rzeczy, na których się nie znał i te notatki, które dla większości osób musiały być niesamowicie ważne. Może ich ocaliły? W końcu Frederick zerknął na półkę z całkiem świeżymi, jak uznał, eliksirami. - Założę się, że to kolega z recepcji się tym zajmuje. Nie mam pojęcia, co powinienem wypić, więc najwyżej zakopiesz mnie gdzieś w okolicznym ogródku - stwierdził, by sięgnąć po jedną z fiolek, odkorkować ją i po prostu wypić, jednocześnie nie mając pojęcia, czego miał się spodziewać. Rewolucji, sensacji, magicznie otwierających się drzwi, czy czegoś podobnego? Bo na razie, jak mu się wydawało, nic się nie działo.
______________________
I'm real and the pretender
I have my flaws I make mistakes But I'm myself
I'm not ashamed
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
poprzednia lokacja: Korytarz kostki: D | 53 ekwipunek: różdżka ze smoczą owijką zyski/straty: + 1 GM | + 1 OPCM | Morbus [ale nie łapię go ze względu na ciało dziecka: efekt źródła życia]
- Ekspercka opinia. Dobrze, że zabrałem ze sobą wykwalifikowanego opiekuna magicznych stworzeń. – Prychnął kpiąco, kręcąc przy okazji ze zrezygnowaniem głową, chociaż akurat w tym przypadku wcale się ostrożności Fredericka nie dziwił. Opuszczony szpital nie należał do typowych żerowisk czarodziejskich stworzeń, dlatego nawet komuś, kto miał o nich jakąś wiedzę, trudno było zapewne przewidzieć, jakie gatunki można tutaj napotkać albo jak będą się zachowywały w nienaturalnych dla siebie warunkach. Ot, chociażby ta sala zabiegowa, całkiem zatęchła, przytłaczająca ciężkim i dusznym zapachem, którego nijak nie dało się pozbyć z nozdrzy. Meksykanin starał się jak najdłużej wstrzymywać oddech, kiedy rozglądał się po pomieszczeniu, a powiedzmy sobie uczciwie, rozmazane na ścianach plamy krwi, walające się wszędzie zardzewiałe przyrządy medyczne i fiolki z nieznaną zawartością na pewno nie budziły optymizmu. Paco spojrzał na równie niemrawą twarz kompana, a potem uczynił spory krok naprzód, praktycznie zderzając się z mlecznobiałą szybą. Wybierz mądrze. – Albo ty mnie. – Westchnął ciężko, uważniej przypatrując się dziwnym roztworom, mimo iż doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że równie dobrze mógłby zagrać w wizz-lotto. Podobnie na oślep. – Szkoda, że nie ma z nami Maximiliana. – Mruknął też bardziej do siebie niż Shercliffe’a. Chłopak na pewno rozpoznałby mikstury, ale wizyta w tym miejscu niewątpliwie nie podziałałaby dobrze na jego psychikę, a z tego względu, wbrew temu co powiedział, Morales tak naprawdę cieszył się że nie może liczyć na jego pomoc, nawet jeżeli wiązało się to ze zdecydowanie większym ryzykiem. – Raz się żyje… albo umiera. – Wreszcie wzniósł toast, wychylając ciecz znajdującą się w jednym ze szklanych naczyń i przeszedł dalej, żyjąc w błogiej nieświadomości, iż dziecięce ciało uratowało go przed Morbusem.
zt. x2
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
poprzednia lokacja: Korytarz kostki: dużo pkt z eliksirów i metabolizm też ekwipunek: różdżka, Czujnik tajności (+2 OPCM), Tiara Albusa (+3 czarna magia), Rękawice ochronne ze skórki cielęcej (+1 Zielarstwo), Naszyjnik z onyksem (+2 Zaklęcia) zyski/straty: gogle maps, pozłacany bukłak (+2) do eliksirów
Odzyskała w ręce pełną sprawność. Fire nabrała tylko przekonania, że poradzi sobie ze wszystkim, co tylko rzuci jej pod nogi ten cholerny szpital. Nie wie po prostu na jakiego przeciwnika trafił, a Dear była lepiona z najtwardszej gliny. Opaska zakrywająca pusty prawy oczodół tylko to potwierdzała. Wtedy, te kilka lat temu, była jeszcze niedoświadczona. Zbyt naiwna i buńczuczna. Teraz zdobyła masę umiejętności oraz wiedzy. Kolejne plamy krwi i paznokci. Nic, co zszokowałoby Dear. Za to eliksiry... to już przyciągnęło uwagę dziewczyny. Miała nadzieję, że część z nich nadal nadaje się do użytku. Próbowała rozpoznawać różne substancje. Wolnym krokiem skierowała się ku białej szybie, a może raczej zasłonie. Ze zdziwieniem wypatrzyła nazwy chorób i puste fiolki. Zagadka. Na to właśnie liczyła Dear. Przeszukała całą salę, znajdując różnego rodzaju wskazówki. Wyglądało na to, że musi wywnioskować, który eliksir z chorobą jest fałszywy. Poczuła się jeszcze pewniej niż przed paroma chwilami. Eliksiry to największy z koników Blaithin. Płynęła w niej krew Dearów, czy tego chciała czy nie. Dlatego bez ceregieli przemknęła po różnych fiolkach wzrokiem i wybrała. Zdecydowanie odkręciła korek oraz wypiła zawartość. I nic. Oczywiście, że wybrała dobrze. Byłaby sobą zszokowana, jakby akurat na tym polu poległa. Dlatego wzruszyła jedynie ramieniem i przeszła dalej, poprzez mlecznobiałą mgłę.
— A, to Ravinger — machnęła ręką i nic więcej nie dodała. Właśnie tak u nich było, nie byli wylewni i nie mówili o sobie w superlatywach, a mimo to i tak uważali się za lepszych. Mela przejęła od rodziny wszystkie te rzeczy i choć kiedyś niesamowicie uwierały ją plotki, tak teraz zbywała je kpiącym uśmiechem i szła w swoją stronę. Pacnęła go w ramię, kiedy zapytał czy to na pewno kwestia miejsca, że magia szwankowała, bo jednak uważała, że jako Fairwynówna nie było mowy, że to jej wina. Już teraz mogła recytować co wpływa na wybór czarodzieja przez różdżkę – bo przecież wszystkie miały swoją duszę, a te spod rąk jej rodu w szczególności. Zmarszczyła brwi, gdy pokonała swojego bogina i zerknęła na Lockiego, który nieco pobladł. Nie miała pojęcia co zobaczył, ale musiało to na niego wpłynąć. Bardzo wspaniałomyślnie tego nie skomentowała, bo strach nie był czymś, co mogli kontrolować, mogli go pokonać jedynie, a magia była w tym naprawdę pomocna. Jej mantykora przecież była teraz owinięta w różowe boa i wyglądała idiotycznie. — Chodźmy stąd, bo więcej mantykor nie zniosę — powiedziała i już szła przed siebie, szukając wyjścia z tego przydługiego korytarza, który z winy bogina ciągnął jej się w nieskończoność. Z całych sił walczyła ze sobą, żeby nie spojrzeć przez ramię, tak kontrolnie. Weszli do sali zabiegowej, a ona aż zakaszlała. Z krzywą miną patrzyła na stare plamy krwi i medyczne narzędzia sprzed epoki, które sprawiły, że aż się wzdrygnęła. Przyjemnie, nie ma co. Podeszła zaintrygowana do półek, uginających się niemal od licznych eliksirów. Szyba wydawała się mgłą, a fiolki za nią sprawiały wrażenie, jakby dopiero co były wymieniane. Przeniosła wzrok na notatki ich poprzedników i aż żółć podeszła jej do gardła, gdy zrozumiała co muszą zrobić. — Musimy coś wypić — powiedziała do swojego towarzysza, walcząc z mdłościami, bo absolutnie nie widziało jej się pić czegoś, co stoi tu od czasów morbiusa. Wahała się, mogli przecież zawrócić i chyba tylko jej duma nie pozwoliła tego zaproponować. Nie miała wcale wiedzy na temat uzdrawiania i eliksirów, a na pewno nie takiej, która pozwoliłaby jej zidentyfikować roztwory. Musiała zdać się na los, a ten igrał ze szczęściem. Chwyciła jednak jedną fiolkę i wypiła jej zawartość, modląc się do nienazwanych bogów, by właśnie nie skazywała się na śmierć. Nie poczuła jednak nic, a fiolka w jej dłoni zmieniła się nagle w bukłak. Widocznie nie wykorzystała jeszcze szczęścia do ostatniej kropli, choć nie była wcale tego taka pewna, może eliksir działał z opóźnieniem?
poprzednia lokacja: korytarz kostki: A - samogłoska ekwipunek: różdżka zyski/straty: 1 przerzut kości w dowolnym miejscu szpitala z możliwością wyboru lepszego wyniku, ugryzienie szczura, +1 OPCM, pozłacany bukłak (+2 eliksiry)
Jedynie skinął w odpowiedzi na jej słowa głową, bo może mantykor nie widział, ale wolałby już nie oglądać swoich strachów. Za nic w świecie by jej za to nie podziękował, ale byłby skończonym kretynem, gdyby sam w sercu nie uznał wdzięczności za to, że nie zapytała go o jego własną wizję. W następnym pomieszczeniu zaczął od - oczywiście - szabru, czyli zajrzenia wszędzie gdzie sie da w poszukiwaniu czegokolwiek ciekawego, a i tak poległ z bystrością Fairwynówny, która zdawało się od razu odnalazła instrukcje tego, co muszą zrobić w tym pomieszczeniu. Kiedy przedstawiła mu zadanie, uniósł brwi. - No chyba Cię głowa piecze. - -aż cofnął głowę od Meli, jakby jej słowa cuchnęły wierutną bzdurą. Oczy otwierały mu się szerzej, kiedy ona rzeczywiście wybierała jakiś flakon, po czym pochylił się niebezpiecznie blisko, kiedy opróżniła jego zawartość. - To ja poczekam na efekty. - poinformował, uśmiechając się przyjacielsko i aż podskoczył, kiedy flakon w jej dłoni zmienił się w bukłak - Ej! Myślałem, że wyjebie Cie pryszczami, a tu takie cacka? Jak on wyglądał? Może będzie jeszcze jeden... - zaraz zabrał się za kopanie w fiolkach jak dzik w żołędziach, starając się znaleźć jakąś fiolkę przynajmniej odrobinę podobną do tej, którą dziewczyna trzymała przed chwilą w ręku, a gdy uznał, że jakaś mu przypadła do gustu podniósł ją i wyciągnął w jej stronę - Podobna? Przyjrzyj sie. - wolał się upewnić, nim odkorkował naczynko- Jebie jak w gabinecie Patola... - mruknął pod nosem i skrzywił się zarówno na ostry zapach, jak i wspomnienie szlabanów u Crane'a. Nie chciał tego robić, ale skoro ona już to zrobiła, to przecież nie mógł być gorszy i stchórzyć, wziął głębszy wdech i golnął na raz całą zawartość po czym pomlaskał. - Piłem gorsze. - przyznał w końcu, choć eliksir wcale nie był dobry. Ku jego zdumieniu i wielkiej uciesze, jego flakon również zmienił się w bukłak, na co Swansea uśmiechnął się jak szczerbaty do sucharów, prezentując jej go z taką dumą, jakby ona nie miała swojego w rękach. - No, i to sie rozumie. idziemy? - odrazu mu się polepszył humor, że nie wyjdzie z tego koszmarnego miejsca z pustymi rękoma.
| Loki i Mela zt
Wiktor Krawczyk
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
poprzednia lokacja: Korytarz kostki: Samogłoska e ekwipunek: 1 Płonące Pirożki x4, 2 samonagrzewający kubek z herbatą 3 różdżka 4 ELIKSIR CZYSZCZĄCY RANY 5 ELIKSIR WIGGENOWY zyski/straty: fiolka z której piłeś przemienia się w pozłacany bukłak (+2) do eliksirów.
Puchon wpadł do kolejnego pomieszczenia by zaraz potem ruszyć do odpowiedniej sali. Otworzył drzwi ,jak się okazało, czekało już na rudzielca w sali kilka fiolek na próbę. W każdym razie tak to wyglądało. O dobrych manierach nigdy się nie zapomina. Na zdrowie. Przyglądał się eliksirom. Będę musiał zapamiętać dobry eliksir potem sprawdzić jak dokładnie je używać. Może w przyszłości mi się kiedyś przydadzą? W jednej kwestii Wiktor się nie mylił a to że, wypił dobry eliksir a o jakimś czasie fiolka w jego dłoni przemienia się w pozłacany bukłak do eliksirów prędko schował do kieszeni szaty. Puchon więc ciężkim krokiem skierował się do drzwi dziś już nie miał sił na utarczki - nawet te słowne. Bez problemu przechodzi na drugą stronę.