C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Najpopularniejsza winiarnia w Venetii i jedna z najbardziej docenianych na świecie, winiarnia rodu Barbarigo do prawdziwa kolebka dla koneserów wina. Produkty sprowadzane są do prosto z rozległych winnic rodu, gdzie najwięksi smakosze mogą próbować nowych smaków, a kolekcjonerzy zdobyć co ciekawsze butelki. Winiarnia została wybudowana w jednym z podziemnych zabudowań Venetii, wykorzystując klasyczne, mocne i piękne sklepienia, unowocześniając je o szykowne żyrandole i nowoczesne, chociaż pełne klasy lasy i stoły barowe. Znajdują się tu także pokoje tastingowe małe pomieszczenia z wygodną lożą na planie koła, gdzie w ciemności można w pełni zatonąć w aromatach prezentowanych alkoholi.
Cennik:
Każda butelka zawiera pięć kieliszków wina! Przy zakupie wina o specjalnych właściwościach należy w kuferku odliczyć jego zużycie! Np. Oro liquido 5/5. W winiarni rodu Barbarigo można dostać każde z klasycznych win Venetii (sprawdź spis wyjazdowy). Cena jednego kieliszka to 5g, z kolei cena butelki zależna jest od zapotrzebowania danego dnia dla innych restauracji na konkretne rodzaje - rzuć kością k6 i wynik przemnóż przez 20, jest to cena danego dnia, w jakiej można kupić wybraną przez ciebie butelkę. W winiarni można też wykupić całe doświadczenie winetastingowe, gdzie podany zostanie każdy rodzaj wina do odpowiednio dodanej przekąski, z czyścicielem palety w postaci owocowych sorbetów pomiędzy. Kosztuje ono 30g od osoby, a limit miejsc na grupę to dziesięć. W cenie doświadczenia oprócz spróbowania wszystkich klasycznych win Venetii (sprawdź spisy wyjazdowe), wchodzi także jeden rodzaj wina trudnodostępnego wybranego przez uczestników winetastingu i jeden rodzaj wina dostępnego tylko na Karnawale - rzuć kostką k6, które wino trafi na twój stół, spis dostępnych win specjalnych znajduje się poniżej. Oprócz podstawowego doświadczenia winetastingowego, można także kupić jego wersję VIP w cenie 60g. Oprócz standardowych win Venetii, których będzie można próbować dowolnie, goście będą także mogli skosztować wybranych bądź wszystkich win trudnodostępnych.
Lista win trudnodostępnych:
Butelki win trudnodostępnych można zakupić normalnie po winetastingu. Jeżeli chce się jednak chciałoby się je kupić bez tego umówionego wydarzenia, należy rzucić kostką. Liczba parzysta oznacza, że udało się trafić na dostawę wina i można je kupić. Liczba nieparzysta oznacza, że nie udało trafić się na dostawę z winnicy. Rzut na dostępność trudnodostępnego wina można wykonać raz dziennie. Cena butelki zależy od dnia i ilości pozostałych egzemplarzy i ustala ją rzut kością k6, którego wynik należy przemnożyć przez 40. 1. Passo silenzioso - Białe, wytrawne wino wykonane pół na pół z klasycznej odmiany szczepu corvin tectus, którego owoce ledwo zdążyły dojrzeć i sauvignon blanc. Produkcja wina jest skomplikowana - 50% sauvignon i 50% corvin jest winifikowane osobno w dużych dębowych zbiornikach. Pozostałe 50% obydwu odmian fermentuje w kryształowych tankach, zatopionych na dnie płytkich zbiorników wody, gdzie dojrzewają nagrzewane promieniami słońca, przesiąkającymi przez kryształ. Tylko 60% wina podlega fermentacji malolaktycznej. Następnie wino dojrzewa przez prawie rok na osadach. Potem jest kupażowane i leżakowane w butelkach przez kolejny rok. W efekcie powstaje świetnie zbalansowane wino o aromatach mineralnych i cytrusowych oraz zapachu świeżych alg, suchego koralowca, miodu i dojrzałej gruszki. Po jego wypiciu osoba przez ten i kolejny wątek nie wydaje żadnych dźwięków kiedy chodzi. Nawet gdy w coś uderzy, rozbije czy kopnie - nie pozostawia za sobą hałasu. 2. Oro liquido - Słodkie, okrągłe i oleiste wino, wykonane z corvin tectus szczepu banco, który rośnie na bardzo płytkich wodach, dzięki długiemu dostępowi do światła i wysokiej temperatury charakteryzują się ogromną słodyczą. Owoce pod to wino zbierane są w drugiej fazie dojrzałości, kiedy są już pomarszczone i lekko wysuszone przez światło słoneczne, dzięki czemu wino zyskuje głębokie posmaki słonego karmelu. Ze względu na to zalicza się do win likierowych. Po jego wypiciu osoba przez ten i kolejny wątek jest w stanie tymczasowo zmienić każdą biżuterię w szczere złoto swoim dotykiem. Pod koniec dnia biżuteria wraca do normalności. 3. Costa Italiana - Czerwone, wytrawne, ciężkie wino. Wykonane z corvin tectus szczepu viola al buio, charakteryzującego się tym, że rośnie tylko na głębokich wodach z brakiem dostępu do słońca. Dojrzałe owoce zbierane są nocą, w specjalnych torbach, by ani na chwilę nie padło na nie światło słoneczne. Po ich zebraniu owoce zostają zmieszane ze sangiovese grosso, a następnie umieszczone w dębowych beczkach, gdzie wino leżakuje przez prawie trzy lata. Przed trafieniem do butelki wino pozostaje przez sześć miesięcy w surowej betonowej kadzi w kształcie jaja, aby natlenić się i uzyskać jeszcze bardziej aksamitną strukturę. Cały ten proces nadaje trunkowi odrobiny elegancji i jest prawdziwym powrotem do przeszłości i tradycji Venetii. Po jego wypiciu osoba przez ten i następny wątek jest w stanie płynnie mówić po włosku, jakby był to jej natywny język. 4. Visione marina - Czerwone, półwytrawne wino wykonane z połączenia corvin tectus szczepu aperteque, rosnącego na otwartych wodach w specjalnych, dryfujących donicach, dojrzewające wyjątkowo powoli jedynie, gdy znajduje się na trasie przepływu ciepłych prądów i petit verdot. Ich zbiór odbywa się wyłącznie ręcznie i rozpoczyna się w połowie września charakteryzując się zdrowymi winogronami o doskonałej jakości. Po pierwszej selekcji w winnicy winogrona aperteque są powtórnie selekcjonowane na stole do sortowania, gdzie wybiera się te tylko powyżej konkretnego ciężaru - oznacza to, że ich sok został wzmocniony w aromacie słonością wody. Następnie winogrona są delikatnie odszypułkowane i sprasowane, uważając, aby nie uszkodzić pestek. Przy wyrobie tego wina stosowana jest technika dèlestages, która pozwala na wydobycie aromatycznego bukietu i i uzyskanie odpowiedniej równowagi taninowej, która pozwola trunkowi na bardzo długie leżakowanie. Starzenie w beczkach z dębu trwa przez 22 miesiące, dzięki czemu wino zyskuje bardzo szlachetny smak. Po jego wypiciu osoba przez ten i następny wątek jest w stanie tworzyć dowolne iluzje optyczne, niebędące większe od objętości 3x2x2 metry. Iluzje są w stanie utrzymać się przez pięć godzin.
Winnica rodu Barbarigo znana jest z tworzenia specjalnych, magicznych win, które od niedawna przetrzymywane są też w tej winiarni ze względu na zbliżający się Karnawał. Zostały one stworzone konkretnie na okazję tego święta, ale może, mając odrobinę szczęścia, uda ci się trafić jakąś nadprogramową butelkę?
Rzuć k6 by zobaczyć, czy uda ci się dostać specjalną butelkę:
1, 2 - Może sprzedawca ma zły dzień, może za mało butelek dojechało, a może po prostu stwierdził, że nie jesteś zbyt doświadczonym znawcą? Tak czy inaczej udaje, że nic nie wie o winach specjalnych i nie będzie ich tutaj na stanie. 3, 4 - Sprzedawca rozumie twoje zamiłowanie do win, ale przeprasza, mówiąc że w tym momencie nie może nic zrobić. Informuje cię za to, gdzie jaki rodzaj wina będzie można zdobyć i daje kupon zniżkowy -20% na cenę na festiwalu! Mówi też, że po Karnawale, jeżeli nie dasz rady zdobyć egzemplarza w jego tracie i tu wrócisz, przetrzyma dla ciebie specjalnie butelkę! 5, 6 - Musiałeś przypaść do gustu sprzedawcy, albo całkiem nieźle go omamiłeś, tak czy inaczej ten obiecuje, że zobaczy, co da się dla ciebie zrobić. Na chwilę odchodzi do głębszych piwnic gdzie przetrzymują wina i wraca z jedną butelką (jej cena wynosi niezmiennie od rodzaju 280g, w jednej butelce jest 5 kieliszków wina):
Rzuć k6 by zobaczyć, jaką butelkę ci przyniósł:
1. Canto della sirena - Wspaniałe, delikatne acz aromatyczne białe wino wykonane ze szczepu corvin tectus, którego owoce zostały zebrane, kiedy jeszcze były w trakcie dojrzewania, a następnie pozostawione w specjalnych koszyczkach przepuszczających światło na płyciźnie wody, dzięki czemu zyskały cierpko-słony smak. By zwalczyć nieznośną cierpkość w trakcie fermentacji stopniowo dodawano miód z krwawego bzu. Po jego wypiciu osoba przez ten i następny wątek czuje potrzebę śpiewania wszystkich swoich odpowiedzi, co więcej! Nie jest w stanie zedrzeć sobie gardła i nie jest w stanie zafałszować, nawet jeśli nie było z niej żadnego śpiewaka. Gdy chce krzyczeć - wchodzi na dźwięki arii operowych. 2. La Gondoliere - Swój sinozielony kolor zawdzięcza dodatkowi liści bluszczu trytońskiego. Samo wino zostało wykonane z corvin tectus, konretnego szczepu zwanego galleggiante, którego owoce unoszą się na powierzchni wody. Wyjątkowo słodkie wino, ze względu na czas zbierania owoców - zbiera się je dopiero, gdy są nie tylko dojrzałe, ale już przejrzałe i przypalone słońcem. Dzięki swojej słodyczy i konsystencji zwane winem likierowym. Po jego wypiciu osoba przez ten i następny wątek jest w stanie chodzić po tafli wody. 3. Farmacista ubriaco - Wino znane ze swojego ciężkiego, mocnego smaku. Wykonane z corvin tectus szczepu viola al buio, charakteryzującego się tym, że rośnie tylko na głębokich wodach z brakiem dostępu do słońca. Dojrzałe owoce zbierane są nocą, w specjalnych torbach, by ani na chwilę nie padło na nie światło słoneczne. Bardzo wytrawny trunek, który dzięki dodatkowi szczepu nebbiolo oprócz przeważających nut umami ma też posmak głębokiej trufli. Ze względu na swoją siłę już jeden kieliszek jest w stanie upić niedoświadczonego smakosza, a mimo to po wypiciu tego wina nie da się usnąć. Jego nazwa - pijany aptekarz - jest nieprzypadkowa. Przepis jest bardzo stary, w dawnych czasach aptekarze, mający bardzo długie zmiany pili go na ogrzanie i utrzymanie pełnej przytomności przez cały czas swojej pracy (a efekt uboczny w postaci wyśmienitego humoru wcale nie był taki zły). Osoba pijąca to wino nie jest w stanie poczuć zmęczenia! Od teraz i aż do następnego wątku osoba nie tylko nie czuje potrzeby spania, ale i nie jest w stanie zasnąć! Wraz z zakończeniem następnego wątku jednak od razu mdleje, zbyt zmęczona na dojście do pokoju. 4. Luce stellare - Półsłodkie, bardzo dekadenckie czerwone wino. Wykonane z corvin tectus szczepu viola al buio, charakteryzującego się tym, że dorasta w najgłębszych wodach bez dostępu do światła. Dzień zbierania owoców do tego konkretnego wina przypada w gwieździste noce. Winogrona są zrywane, a następnie wystawiane na całą noc pod blask gwiazd, w którym dojrzewają w bardzo szybkim tempie, wystarczy jedna noc, by dojrzały do pełni swojego słodkiego, choć wcale nie ciężkiego smaku, lekkiego jak północna bryza. Po zebraniu dojrzewające kilka miesięcy w beczkach na osadzie. Dzięki dodatkowi szczepu touriga national w bukiecie intensywne aromaty żółtych, mięsistych owoców, nuty mineralne i cytrusów z delikatnymi akcentami wanilii. Po wypiciu osoba na ten i następny wątek zyskuje pełną, nocną wizję, jest w stanie widzieć wszystko dokładnie w ciemności tak, jakby był dzień, a nawet i na dalsze odległości! Za dnia jednak doznaje nadwrażliwości na światło. 5. Bacio del prete - To kompozycja win powstałych na 2 sposoby: bardzo selektywny zbiór w optymalnej fazie dojrzałości owoców z corvin tectus szczepu banco (rosnących na bardzo płytkich wodach, dzięki długiemu dostępowi do światła i wysokiej temperatury charakteryzują się ogromną słodyczą) oraz późny zbiór, kiedy min. 50% owoców jest zbotrytyzowanych z corvin tectus szczepu aperteque (rosnących na otwartych wodach w specjalnych, dryfujących donicach, dojrzewające wyjątkowo powoli jedynie, gdy znajdują się na trasie przepływu ciepłych prądów). Po zebraniu oba dojrzewają najpierw oddzielnie przez ponad 12 miesięcy w płytkich, naturalnych basenach, następnie dużych beczkach, wciąż nieoddzielone od słonej wody, a następnie po połączeniu kolejny rok w specjalnej, kryształowej butelce. Wino zaliczane do likierowych. W ustach jest pełne, okrągłe, złożone i niezwykle bogate. Idealne do smażonych i surowych ryb a także słonych serów. Niezwykle aksamitne uczucie na wargach po jego wypiciu. Osoba, która go wypiła przez ten i następny wątek nie tylko czuje ten aksamit, ale także zyskuje wyjątkowo aksamitną, gładką mowę, będąc w stanie swojego rozmówcę wprowadzić w stan natychmiastowego zauroczenia sobą i niemalże hipnozy. Rozmówca dalej ma wolną wolę, jest jest przyćmiony urokiem osoby, która wypiła to wino - dużo bardziej chętny i otwarty na wszystkie pytania i propozycje. 6. Dowolne! - To twój szczęśliwy dzień! Udało się znaleźć kilka dodatkowych egzemplarzy wina i sprzedawca pozwala wybrać ci jedną butelkę, którą możesz zakupić.
Tu możesz spotkać ducha kota Murano.
Xion S. Grey
Rok Nauki : VII
Wiek : 17
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 1.67 m
C. szczególne : włosy; obecnie ciemny blond, subtelny różowy błyszczyk na ustach; paznokcie pomalowane na czarno, buntowniczy wyraz twarzy, jakby szykowała się na walkę z całym światem
Zastanawiała się, czy nie jest za młoda na to miejsce. Nie chciała też wyjść na gówniarę bez klasy, dlatego ubrała się elegancko, normalnie Harmony, jakby ją teraz zobaczyła, rżałaby ze śmiechu. No dobra krótkie dżinsowe spodenki i bluzka na ramiączka nie były za bardzo kurtuazyjnym strojem, ale już za to biała marynarka, robiła wrażenie. Dobrze, że zrezygnowała z makijażu, bo wyglądałaby jak pani lekkich obyczajów, która przyszła się nawalić, a nie skosztować wina; a przecież nie zamierzała zaczynać kariery alkoholiczki. Czuła się trochę głupio, tak przychodząc sama, gdyby zaprosiła ją jakaś dziewczyna... Właściwie to myślała, że tak jest, a nie że sobie żartowała. Beatrice, bo tak miał na imię, jej randka o ładnych czarnych lokach i urokliwym uśmiechu, jak jej się z początku wydawało, wspomniała coś o winiarni i kosztowaniu tego szlachetnego trunku. Na pewno była starsza od niej, dlatego, gdyby tu była Xion nie czułaby się tak, jakby zaraz ktoś miał ją stąd wygonić. Westchnęła, siedząc przy barku, co chwile rzucając zawiedzione spojrzenie na drzwi wejściowe, a także odpowiadając na zaczepki polewającego innym lampki wina, że czeka na kogoś, a dawała kolejną szansę i kolejną... Tak myślała, że nie należy ufać venetiatyczanką, czy jak ich tu zwali. Skoro już tu była może powinna skosztować tego wina? Co prawda wzięła ze sobą trochę galeonów, ale żeby od razu przebimbać to na trunek i nawet się nim nie najebać? Trochę to wbrew gryffońskim zasadą i wakacjom.
Victoria nie miała żadnego problemu z tym, żeby samotnie wybrać się na spacer, żeby samotnie pójść do winiarni, czy robić coś podobnego. Jedyny problem, jaki miała, to to, że znajdowała się w Venetii i dosłownie na każdym kroku trafiała na wodę, zbyt głęboką, żeby czuła się swobodnie. Starała się jednak tego nie okazywać, bo mimo wszystko doskonale wiedziała, że musiała zrobić wszystko, żeby ograniczyć własny lęk, żeby z nim walczyć, a nie poddawać się mu w jakiś idiotyczny, szalony sposób, który nie prowadził do niczego dobrego. Dlatego też starała się jakoś sobie radzić, nie mając ochoty znowu płakać w kącie albo robić czegoś podobnego. I nie zamierzała zachowywać się inaczej, niż zazwyczaj, więc założyła zwiewną, ale elegancką sukienkę, do której miała dobrane wysokie buty i kapelusz osłaniający ją należycie przed słońcem. Prawdę mówiąc, Victoria nie lubiła upałów i obecna pogoda wcale jej nie odpowiadała, cieszyła ją jedynie nadmorska bryza, która jakoś ją uspokajała. Weszła ostatecznie do winiarni, zsuwając kapelusz i rozejrzała się po wnętrzu pomieszczenia, zastanawiając się mimowolnie, czy naprawdę mogła tutaj na chwilę usiąść, tak, żeby nie było widać jej zdenerwowania. Bo nogi nieco jej się trzęsły, a wszystko za sprawą tego spacerowania ponad kanałami, które zdawały się ziać wręcz ogniem, czarną rozpaczą i straszyły ją na wszelkie możliwe sposoby. Odetchnęła nieco głębiej, a wtedy jej spojrzenie spoczęło na dziewczynie, którą kojarzyła. Była, zdaje się, w wieku Harmony, a zatem zdecydowanie nie nadawała się do miejsca, w którym się znajdowała. Nic zatem dziwnego, że Victoria uniosła lekko brwi, by skierować się do Xion, zdecydowanie nigdzie się nie spiesząc. - Cóż za nieoczekiwane spotkanie – powiedziała spokojnie, chłodno, jak zawsze.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Xion S. Grey
Rok Nauki : VII
Wiek : 17
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 1.67 m
C. szczególne : włosy; obecnie ciemny blond, subtelny różowy błyszczyk na ustach; paznokcie pomalowane na czarno, buntowniczy wyraz twarzy, jakby szykowała się na walkę z całym światem
Czuła się dziwnie w takich miejscach. Miała prawo, wychowywana na obrzeżach Doliny Godryka wśród lasów, łąk, ziół czy eliksirów; typowo wiejskich klimatach, ale zaraz, zaraz nie była outsiderką, ani aspołeczną dziewczyną wręcz przeciwnie. Po prostu takie lokale jak winiarnia chociażby rodu Barbarigo kojarzyły jej się z bogatą, społecznością, elitą czystokrwistych czarodziejów, przy których należy wiedzieć jak się zachować, albo uśmiechać, aby kogoś nie urazić lub nie wyjść na niekulturalną osobę. Zgodziła się jedynie dlatego, że umówiła się na randkę. Trzeba przyznać, że dziewczyna nieźle całowała... No i na tym ich znajomość się zakończyła, a szkoda. Może po prostu Beatrice chciała z niej zakpić? W pewnym sensie jej się to udało, z lekkim przestrachem zaczęła wypatrywać czy być może z ukrycia ktoś nie robi jej zdjęć lub nie wyśmiewa się z niej. Niestety doszukiwanie się wszędzie takich znaków, powodowało, że człowiek niemal na każdym kroku widział, to czego tak usilnie nie chciał. Nie zamierzała sobie wkręcać paranoi, ale już było trochę na to za późno. Zamierzała stąd wyjść, ale wtedy jej spojrzenie padło na Victorie Brandon. - No nie, królowa śniegu...- Wymruczała do siebie, mając ochotę zasłonić się menu winiarni, ale za nim po nie sięgnęła ta już podeszła, dlatego Xion niezdarnie złapała kartę win. - Tak, tak nieoczekiwane... - Trochę zacięła się, wypowiadając te słowa, nie wiedząc, za bardzo co ma powiedzieć. Krukona była po pierwsze starsza, po drugie w sukience, i kapeluszu, który przed chwilą zdjęła, prezentowała się tak dostojnie niczym dama z wyższych sfer. Nawet piegi na całej twarzy dodawały jej uroku. Gdyby była w tym samym wieku lub odrobinkę tylko starsza, homo i mniej chłodna... Prefektka robiła na Xion naprawdę niezbyt dobre wrażenie (co innego jej wygląd), wręcz przeciwnie młoda Grey podchodziła do Brandonówny z ostrożnością (kiedy zmuszona była pochodzić) i dystansem, a nawet wrogością. Na Merlina były wakacje, a ona musiała akurat spotkać Victorie. Na miłość merlinowską. - Sama... jesteś? - Zaczęła głupio, zastanawiając się, czy powinna stąd spieprzać szybciej, czy może wolniej. - Znaczy, czekasz na kogoś? - Poprawiła się, nie chcąc wyjść na ślepą idiotkę, w końcu nikt nie towarzyszył Brandonównie, ale może też przyszła tutaj na kogoś poczekać?
To, że zrobiła coś własnymi rękoma, było jedną rzeczą, ale musiała dowiedzieć się, czy to faktycznie działa szczególnie, że jej kula obok kuli średnio stała. Bardziej przypominała sopel do wróżenia, jeśli miała być szczera. Postanowiła jednak poddać przedmiot testowi w rękach prawdziwego wróżbity, skoro sama nie miała odpowiednich kwalifikacji. Nie wyobrażała sobie lepszego miejsca na spokojne, prawie biznesowe spotkanie, niż lokalna winiarnia. Irvette od dawna chciała spróbować doświadczenia winetestingu i teraz nadeszła wymarzona okazja. Ubrana w szmaragdowy kombinezon, pojawiła się na miejscu odpowiednio wcześniej, by odebrać rezerwację. -Andrew! - Przywitała się z chłopakiem, gdy ten w końcu pojawił się na miejscu. -Dziękuję, że zgodziłeś się na spotkanie. Jak się miewasz? - Zaczęła oczywiście od tradycyjnego small talku, wskazując, by zajął sobie wygodnie miejsce.
Te wakacje dla Parka z pewnością mogły być wyjątkowe ze względu na to, że pokusił się o wyjazd z Hogwartu. Co prawda program wymiany dobiegł już końca, ale i tak zaproponowano im pozostanie w brytyjskiej szkole na studiach. Wciąż nie wiedział czy powinien z tej opcji skorzystać czy może wrócić do Japonii i tam kontynuować naukę. Byłby znów wśród swoich dawnych znajomych i czułby się o wiele bardziej na miejscu. Korzystając jednak z dobrodziejstw wyjazdu, umówił się w lokalnej winiarni z Irvette, która najwyraźniej miała do niego jakiś interes. No, a kimże był Andrzej, aby nie pomóc jej w tym? Cóż... nie miał zbyt wielu talentów czy zdolności, ale zdecydowanie potrafił bajerować i oczarować swoją wrodzoną charyzmą. - Cześć - przywiał się, gdy tylko zauważył czekającą na niego dziewczynę. - Nie ma sprawy. I dobrze. A co u ciebie? To chyba ważniejsze pytanie skoro skończyłaś Hogwart. Jakby nie patrzeć to było przełomowe wydarzenie w życiu każdego czarodzieja i definiowało w pewien sposób jego przyszłe życie. Sam na razie wolał nie myśleć, co miało go czekać w przyszłości. Poza oczywiście przyjemną degustacją wina i bawieniem się szklaną kulą, którą dostrzegł w pomieszczeniu.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Ciężko było powiedzieć, czy bardziej cieszyła się na możliwość przetestowania swojego wyrobu, czy degustację win, ale humor miała wyborny, a to już na start miało ułatwić im komunikację. Irvette łatwa w obyciu nie była, co wiedział chyba każdy. Potrafiła jednak być całkiem czarująca w okolicznościach takich, jak dzisiejsza. -Dobrze to słyszeć. Doszły mnie słuchy, że zostajesz w Hogwarcie na stałe. - Ni to zapytała, ni to stwierdziła. Jako prefekt naczelna wiedziała prawie wszystko, co działo się w szkole, a kontakty i metody miała, by zdobyć informacje, na których jej zależało. -U mnie wręcz fantastycznie! Kupiłam cieplarnie za Londynem i będę otwierać oddział rodzinnej firmy tu, na Wyspach. - Pochwaliła się z szerokim uśmiechem, po czym uniosła przyniesiony im kieliszek wina, wznosząc krótki toast. Alkoholowy trunek był lepszy niż większość win, jakie kiedykolwiek miała okazję próbować. Zastanawiała się nawet, czy nie zakupić jednej butelki, ale w tej chwili miała ważniejszy biznes do załatwienia. -Nie wiem, czy miałeś okazję wybrać się do tutejszej pracowni szkła, ale można tam stworzyć naprawdę ciekawe i magiczne rzeczy. - Zaczęła, bo przecież nie mogli tu siedzieć w nieskończoność. -Podjęłam się próby stworzenia kuli wróżbiarskiej i choć kształtem przypomina trochę bardziej, no cóż, sopel, to ponoć udało mi się ją dobrze zakląć. Sama jednak się na tym nie znam i myślałam, że możesz mi pomóc i sprawdzić, czy to prawda. - Wyjęła z torebki swoje krzywe dzieło z bardzo nieudanym wzorem venetiańskich masek i podała Andrew przez stół, by mógł się bliżej przyjrzeć przedmiotowi.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Victoria doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że była przerażająca, że dla wielu osób była nudna, paskudna i nie wiadomo co jeszcze, więc domyślała się, że Gryfonka będzie chciała od niej uciec. Nie tylko ze względu na to, że zdecydowanie nie powinno jej tutaj być, na co być może Brandon byłaby w stanie przymknąć oko, chociaż musiała przyznać, że zapewne lepiej by było, gdyby dziewczyny nie znalazł tutaj żaden z nauczycieli. Prawdę powiedziawszy, gdzieś tam na dnie serca Victoria czuła potrzebę, żeby wytargać ją stąd za uszy i zabrać do Koloseum, ale nie była aż tak zasadnicza, tym bardziej że sama również pijała alkohol i nie zawsze, wbrew pozorom, była aż tak beznadziejnie nudna, jak wszystkim się wydawało. Dlatego też całkiem spokojnie usiadła obok drugiej dziewczyny, zakładając nogę na nogę i spojrzała na nią, unosząc lekko brwi, jakby chciała jej zapytać, czym się właściwie denerwowała. Jej wcześniejszą uwagę puściła zupełnie mimo uszu, ani trochę nie przejmując się jej markotną postawą i zaraz poprawiła lekko maskę, którą miała tego dnia założoną. Nawet jeśli nie było jej widać, to czuła jej obecność. - Owszem. Zupełnie sama, dokładnie tak, jak ty – zauważyła, zapewne nieuprzejmie, ale nie miała za grosz empatii, więc nie była w stanie powiedzieć, co takiego działo się z Xion. Nie odbierała tego w ten sposób, prawdę mówiąc, nie odbierała tego w żaden sposób, nie traktując jej podejścia, jakby było jakimś atakiem wymierzonym w jej osobę. – I nie muszę na nikogo czekać, żeby przyjść w takie miejsce – dodała, wyraźnie mając w pogardzie podejście, że wstydem było iść gdziekolwiek samemu i dobrze bawić się we własnej obecności. To było coś całkowicie nie po jej myśli.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Andrew Park
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 182cm
C. szczególne : włosy zwykle znajdujące się w lekkim nieładzie, promienny uśmiech, zawsze ma przy sobie talię kart tarota
Degustacja win zdawała się być oczywistym powodem do radości. Przynajmniej dla większości osób, która jakoś szczególnie nie odmawiała sobie alkoholu i lubiła jego smak. Park oczywiście zaliczał się do tych pijących, a chociaż i już rozmowa jakoś się toczyła to liczył na to, że po kieliszku czy dwóch, ewentualnie siedmiu, rozmawiać będzie im się znacznie lepiej oraz swobodniej. No i przy okazji mogły wskoczyć jakieś dzikie i nietypowe tematy. - Cóż... - pierwsza wypowiedź Irvety i już Koreańczyk sięgnął dłonią do karku, aby z pewnym zmieszaniem podrapać się po nim i pomyśleć o tym jak powinien właściwie w dosyć łagodny sposób naprostować informacje. Początek spotkania, a już był postawiony w niezręcznej sytuacji. - Właściwie to jeszcze nie zdecydowałem. Wciąż się zastanawiam nad powrotem. Trudno było mu podjąć podobną decyzję, ale nie mógł jej wiecznie odkładać w czasie. W końcu do powrotu do Japonii też musiałby się jakoś przygotować. Zamiast jednak na dobre pogrążyć się w tych rozważaniach, przyglądał się zadowolonej z życia rudowłosej, która zaczęła relacjonować, co też ostatnio działo się u niej. - W takim razie gratuluję i liczę na to, że wszystko pójdzie zgodnie z twoim planem - dodał jeszcze, unosząc własny kieliszek pełen wina, aby dołączyć do toastu nim finalnie umoczył usta w alkoholu. Z pewnością cieszyła go podobna forma tego spotkania dzięki czemu mógł nieco spróbować lokalnych specjałów. Nie był oczywiście jakimś wytwornym koneserem i mógł spędzić naprawdę cudowne firmy nawet z winem jabłkowym firmy Marcysia, ale nawet on domyślał się, że z pewnością podobny trunek z pewnością był dosyć wysokiej jakości i posiadał niezwykłe walory smakowe. - Jeszcze tam nie zaszedłem. Szczerze nie wiedziałem nawet, że jest tu takie miejsce - przyznał, bo jednak był po raz pierwszy w Venetii i nie orientował się jeszcze za bardzo w tym, co gdzie się znajdowało. Niemniej postanowił wysłuchać do końca wypowiedzi de Guise i z pewnością zaskoczył go nieco fakt,że dziewczyna próbowała stworzyć własną kryształową kulę. - Czyli po prostu mam spróbować coś ci z niej wywróżyć? - upewnił się jeszcze nim finalnie dziewczyna postawiła przed nim swój jakże zacny projekt. - Wygląda jak penis. Nie mógł powstrzymać się od tego komentarza, ale niemniej był prawdziwym profesjonalistą. Odstawił na bok w połowie opróżniony kieliszek i strzelił jeszcze kostkami palców nim wyciągnął dłonie w kierunku kuli, ciekawe tego, co właściwie mogłaby ona mu przedstawić. - Dobra, no to zobaczymy, co takiego się kryje w twojej przyszłości... Chcesz wiedzieć coś konkretnego? - dopytał, aby mieć komplet informacji przed przystąpieniem do tego niezwykle skomplikowanego procesu jakim było wróżenie z kryształowej kuli, która wcale kulą nie była.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Pijana de Guise była zdecydowanie tą wersją dziewczyny, która różniła się od tej sztywnej, zimnej kobiety, jaką pokazywała na co dzień. Nie wielu jednak miało okazję się o tym przekonać, gdyż rudowłosa zazwyczaj potrafiła zachować umiar i wiedziała, kiedy odmówić kolejnego kieliszka. Tym razem chciała oczywiście spróbować wszystkiego, co tutejsze winiarnie miały do zaproponowania licząc na to, że te kilka degustacyjnych porcji nie poskłada jej do końca. Tak, kobieta miała niezwykle słabą głowę do alkoholu i zdawała sobie z tego sprawę. -Bez względu na podjętą decyzję, życzę Ci wszystkiego dobrego. Studia to ważny krok, a każda szkoła specjalizuje się w czymś innym. Sama żałuję, że nie mogłam podjąć nauki w miejscu bardziej skupionym na zielarstwie, choć profesor Walsh ma niebywałą wiedzę w temacie i ogromnie pomógł mi w pracy nad dyplomem. - Rzadko powtarzała plotki, ale ta o pozostaniu Andrew w Hogwarcie wydawała jej się dość sprawdzona, dlatego zaryzykowała. Jak widać nawet Ruda popełniała błędy, do czego zazwyczaj nie potrafiła i nie lubiła się przyznawać. Podziękowała mu za życzenia pomyślności, znad swojego kieliszka, po czym przeszła do powodu dzisiejszego spotkania. -Jest i owszem. Mistrzowie są naprawdę niezwykli w swojej sztuce i tłumaczą każdy krok bardzo przejrzyście. Jednak wiedza to jedno, a przełożenie jej na praktykę jest już dużo bardziej skomplikowane. - Uśmiechnęła się, jakby szykując Andrew na to, że jej dzieło może niekoniecznie być tym, co początkowo zamierzała. Bardzo szybko zresztą chłopak przekonał się o tym na własne oczy, gdy tylko wyjęła przedmiot z torebki. -Dokładnie tak. Taki test, czy faktycznie działa jak powinna. - Zgodziła się, przyjmując od kelnera lody, które miały oczyścić jej podniebienie przed kolejną dawką wina, które wyglądało równie ciekawe co to poprzednie. -Och... - Wyartykułowała, czerwieniąc się automatycznie. Sama raczej myślała o tym jak o soplu, nie myśląc, że dość specyficzny kształt może powodować inne skojarzenia. Skojarzenia, o których raczej nie dyskutowała na głos. -Raczej nie. Choć może dostrzeżesz coś na temat mojego biznesu. - Powiedziała, nie chcąc ograniczać chłopaka i narzucać na niego żadnych oczekiwań w temacie wróżby.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Andrew Park
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 182cm
C. szczególne : włosy zwykle znajdujące się w lekkim nieładzie, promienny uśmiech, zawsze ma przy sobie talię kart tarota
Cóż może i efekt był taki sam, ale jeśli chodziło o pijaną wersję Andy'ego to był po prostu jeszcze bardziej hyper wersją siebie. Był jeszcze bardziej skory do wszelkiego rodzaju rozrywek i stawał się jeszcze większą duszą towarzystwa niż normalnie. Czy znał w tym wszystkim umiar? Nie za bardzo i dlatego właśnie można było czasami go zobaczyć odpierdalającego różne dziwne akcje. Jak chociażby wtedy, gdy tańczył na rurze w Luxie. Tam chyba najlepiej było widać jak potrafi się zachowywać w czasie dobrej zabawy. - Najważniejsze, że ci się udało. Sam głównie rozważam Mahoutokoro ze względu na to, że jednak jest moje miejsce. Bliżej domu i tak dalej - bo jeśli faktycznie chciałby się szkolić gdzieś w dziedzinie wróżbiarstwa to musiałby się przenieść do Rumunii, a tego już na pewno nie miał w swoich planach. Zresztą czy on jakiekolwiek w ogóle miał? Po prostu bujał się wokół z talią kart, udając, że ma coś na czym się zna i co potrafi robić, ale tak naprawdę była to po prostu głupia zabawa. Nie miał pojęcia, czym w ogóle chciałby się zajmować w przyszłości i na czym się skupić. Tak po prawdzie to chyba nie było zawodu, w którym widziałby się na poważnie i podejrzewał, że albo skończy z jakąś nudną biurkową posadą albo postanowi kombinować z czymś w mugolskim świecie. Przytaknął jej jedynie, bo nie wiedział, co powinien jeszcze dodać. Wyglądało na to, że było to takie miejsce i wydarzenia, których należało doświadczyć samemu niż po prostu o nich rozmawiać. Dlatego też postanowił, że przy najbliższej okazji powinien zawitać we wspomniane miejsce i spróbować własnych sił w całym tym niezwykle skomplikowanym procederze. - W takim razie, przekonajmy się - powiedział jeszcze, nie mając pojęcia czy fakt, że nie zobaczy nic czy też jedynie jakieś mgliste rzeczy wynikać będzie z faktu, że był chujowym wróżbitą czy też może dlatego, że kula... Że kula też była zła. Trudno było dać jej jakiś inny przymiotnik, gdy swoim kształtem jednak przypominała męskie genitalia i nic na to nie mógł poradzić. Skojarzenie było jednoznaczne, ale jakoś musiał na tym pracować. - No dobrze. W takim razie spróbujmy się skupić na biznesie... - stwierdził, zbliżając palce do kuli i przymykając na chwilę w skupieniu oczy nim finalnie spojrzał w kryształową przestrzeń. Na początku widział w zasadzie jedynie jakąś mglistą poświatę. Dopiero później zobaczył w niej zarys dwóch postaci na tle czegoś, co mogło być cieplarnią albo szklarnią. Nie znał rozróżnienia pomiędzy tymi dwoma, a dodatkowo widział jedynie fragment pomieszczenia pełnego roślin. - Tak, widzę to... Jesteś w swojej cieplarni. Obok ciebie jest starszy mężczyzna. Rudy... To twój brat... - wizje, których doświadczał były niezwykle chaotyczne i mało wyraźne. Mieszały się ze sobą i wyglądały niemal jak prześwietlony film, który ktoś pociął i posklejał w byle jakiej kolejności, mieszając sceny i zaburzając całą chronologię. Niełatwo będzie mu cokolwiek sensownego z tego wyciągnąć i pewnie skończy dopisując własnoręcznie sporą część tej historii, wciskając Irvette najzwyczajniejszą w świecie bajerę.
Xion S. Grey
Rok Nauki : VII
Wiek : 17
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 1.67 m
C. szczególne : włosy; obecnie ciemny blond, subtelny różowy błyszczyk na ustach; paznokcie pomalowane na czarno, buntowniczy wyraz twarzy, jakby szykowała się na walkę z całym światem
Grunt należało wybadać, tak też robiła Xion. Ostrożnie, powoli, chociaż jej domenom był nagły zryw, nieprzewidywalny chaos, a jednak potrafiła zachować minimalizm cierpliwości. Oczekiwała nagany, nie wiedziała dlaczego, ale po Victorii tego się spodziewała. Nie tylko dlatego, że krukonka piastowała stanowisko prefektki, a bardziej dlatego, że nie znała dziewczyny, budując sobie ocenę jej osoby po prostu z pierwszego wrażenia i być może tego, co otoczenie mówiło o Brandon. Nie lubiła takich osób, chłodnych, zdystansowanych wręcz zamrożonych. Żywiołem Xion nie był lód, a ogień. Wiek, na wiele pozwalał. Na picie alkoholu bez wstydu, na przychodzenie do takich miejsc bez dziwnych spojrzeń. Grey wiedziała, że ci starsi dzierżyli władze. Robiła to jej babka, ciotki, kuzynki... Dlatego im bardziej wchodziła w dorosłość, tym bardziej się buntowała przeciwko nim. Teraz siedząc tak tu, mając za towarzyszkę Victorie, przestraszyła się, że zrobiła coś złego lub została przyłapana na czymś nieodpowiednim, ale przecież nic tak naprawdę się nie stało. Siedziała sobie sama. - Jesteś jasnowidzką czy co? - W pierwszej chwili słowa krukonki zmieszały ją, wprowadziły lekki zamęt. Dlatego palnęła bez zastanowienia. Viki nie musiała mieć zdolności paranormalnych, aby wywnioskować to z obserwacji, ale Xion wychowując się wśród kobiet z takim darem, od razu zakładała mediumiczne szpiegowanie. Jednak czy tak było po niej widać? Że czekała na kogoś, a to spotkanie nie wypaliło? Czuła się jeszcze bardziej idiotycznie. Gdyby chociaż to był jakiś bar z przekąskami, zamówiłabym coś i zajęła ręce, a tak to skubała menu winiarni Barbarigo.
Victoria uniosła lekko brwi, jakby chciała zapytać, skąd właściwie pojawił się taki wniosek. Nie musiała posiadać żadnego daru, żeby doskonale widzieć, że coś było nie w porządku, że coś, tak naprawdę, było bardzo, ale to bardzo źle. Rzadko kiedy ktoś siedział gdzieś samotnie, zachowując się przy tej okazji, jakby coś się wydarzyło, bo chociaż Victoria nie była zbyt empatyczną osobą, by nie powiedzieć, że w ogóle nie wiedziała, jak inni reagowali na niektóre sprawy, była w stanie zrozumieć pewne zachowania. Chociażby te, które właśnie prezentowała sobą siedząca obok niej dziewczyna. - Nie. Po prostu zachowujesz się, jakby nie powinno cię tutaj być, albo tak, jakby się coś stało, to wszystko. Jesteś tutaj sama, chyba zdenerwowana, i nie wyglądasz, jakbyś miała przeżyć tutaj przygodę życia - zauważyła prosto, niemalże znudzonym tonem, po czym przywołała do siebie kelnera, rozpytując go o specjalne wina, o których słyszała, by dowidzieć się, że nie mogła ich teraz otrzymać. Wysłuchała jego opowieści, kiwając lekko głową, a później uznała, że zadowoli się czymkolwiek, jednocześnie jednak prosząc również o podanie wody, jeśli była taka możliwość, ze względu na nieznośny upał. Zerknęła później na Xion, a gdy faktycznie postawiono przed nią karafkę z wodą i kieliszek wina, zaczęła kreślić wzory dłonią, nie zdając sobie sprawy z tego, że płyny robiły dokładnie to samo. Tworzyły takie wzory, jakie nadawała im swoimi ruchami, po prostu podążając za nią, jakby miała w dłoni jakieś przyciąganie albo coś podobnego. Ot, nieco pierwotnej magii, jaka musiała wynikać z założonej przez nią maski, o której właściwie w tej chwili nie pamiętała. - Nie bądź takim przerażonym kurczęciem, zwracasz na siebie niesamowicie wiele uwagi, kiedy tak skaczesz na tym krześle - powiedziała do młodszej dziewczyny, unosząc lekko brew.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Xion S. Grey
Rok Nauki : VII
Wiek : 17
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 1.67 m
C. szczególne : włosy; obecnie ciemny blond, subtelny różowy błyszczyk na ustach; paznokcie pomalowane na czarno, buntowniczy wyraz twarzy, jakby szykowała się na walkę z całym światem
Miała wrażenie, że Brandon poddaje ją wnikliwej psychologicznej analizie. Nienawidziła tego, że komuś się coś wydaje, że wie, nawet jeśli wie. To, że faktycznie miała racje, nie miało żadnego znaczenia, utwierdzało tylko młodą Grey w przekonaniu, że z Victorią jest coś nie tak. Jej bezosobowe "nie" wcale jej nie przekonało o tym, że nie jest jasnowidzką, wręcz przeciwnie być może ukrywała jakiś inny sekret lub moc taką jak legilimencja. Xion wiedziała, że takim zdolnością nie byłaby w stanie się oprzeć, była zbyt ekspresyjna i emocjonalna. - Przygodę życia...hmmpf. - Westchnęła, powtarzając ostatnie słowa krukonki, nie wiedząc co dodać, bo nic jej do głowy w tej chwili nie przychodziło. W sumie z pewnością jej przygoda życia mogłaby w tym miejscu się rozpocząć, ale wyszło, jak wyszło i nie zamierzała się tym dzielić z Victorią. Obserwowała, jak ze swobodną zamawia wino, słucha kelnera i kreśli dłonią wzory, a płyny podążają za jej ręką w rytm tylko jej znanej magii. Ha! Wiedziała, że z Brandon jest coś nie tak! Skąd mogła wiedzieć, że to maska... - Ej, zobacz. - Zwróciła uwagę na to zjawisko, z wielką ciekawością. Cała jej uwaga dotycząca słów starszej dziewczyny, gdzieś wyparowała. Nie przejmowała się porównaniem do przerażonego, skaczącego kurczęcia.
Sama nie łaziła raczej po klubach. Jeśli już piła to w barze, czy na bankiecie, a najlepiej w zaciszu własnego domu. Nie ufała sobie po alkoholu, a tym bardziej innym, więc po prostu unikała tego, czując się dużo bardziej komfortowo, gdy miała większą kontrolę nad tym, co się wokół działo. -Rozumiem. To też nie jest bez znaczenia. - Zgodziła się, bo sama bardzo tęskniła za domem. Nie namawiała więc Andrew na żaden z wyborów, życząc mu jedynie, by wybrał to, co dla niego najlepsze. Po raz kolejny skinęła głową. Ciekawiło ją, czy "kula" jest w stanie powiedzieć jej cokolwiek, a jeśli tak, czy były to jakieś wartościowe informacje. Sprawy rodzinne średnio ją interesowały, o małżeństwie wolała obecnie nie myśleć, a biznes przynosił jej szczęście, dlatego to właśnie o nim wspomniała. Oczywiście miała nadzieję, że usłyszy o spektakularnym sukcesie, choć była pewna, że ewentualne przeszkody będzie potrafiła pokonać. Wszystkie, poza tą, o której wspomniał Andrew. Tego się zdecydowanie nie spodziewała. -Brat? - Zapytała, zastanawiając się, który z jej rodzeństwa mógł być bohaterem tej historii, a gdy tylko przywoływała w pamięci ich twarze, sylwetki mężczyzn de Guise pojawiały się obok niej, jak żywe. -Mon dieu! - Westchnęła, nieświadoma, że taka moc przypadła jej dzięki jednemu z win. -Jesteś w stanie wskazać, którego z nich widziałeś? - Zapytała, skoro miała już okazję dowiedzieć się szczegółów. Obawiała się, że wybór może jej nie uspokoić, choć na szczęście, bez względu na odpowiedź, wiedziała jak radzić sobie z własnymi krewnymi. Dużo bardziej obawiałaby się, gdyby Park wspomniał o jej ojcu.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Antonio Díaz
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : Wielka rana na plecach, rana po poparzeniu na ramieniu
Tony siedział przy barze, dusząc w sobie chęć wyciągnięcia papierośnicy. Na razie rozkoszował się przepysznym winem, którego nazwy nie umiał nawet zapamiętać. Pogrążony był w rozmyślaniach, co jak dla niego było nietypowe. Oprócz tego wyglądał również jak nie on - choć ubrany był w koszulę, jak zawsze, to włosy miał w większym ładzie. Na twarzy błąkał mu się smutny uśmiech, bo jak zwykle, gdy był sam, myślał o niej. Choć prawda była taka, że ostatnio zdarzało się to o wiele rzadziej niż wcześniej. Z jakiego powodu? Życie szło dalej, lata płynęły a nic się nie zmieniało. Choć Díaz miał przy sobie zawsze fioleczkę Felix Felicis nie miał odwagi jej wypić i pomaszerować do Azkabanu, jak to sobie od kilku miesięcy obiecywał. Być może był tchórzem. Być może mu na niej nie zależało. W każdym razie efekt był taki, że choć uczucia przemijały, przywiązanie trwało. I sprawiało ono, że zastygał w bezruchu, pogrążony we wspomnieniach na długie godziny. - Mi scuso. Vi chiederò di fare lo stesso - poprosił grzecznie piękną panią obsługującą bar. Fakt, że był tak blisko Calpiatto wcale mu nie pomagał, o nie. Wspomnienia atakowały go przez to ze zdwojoną siłą. Jej włosy, jej melodyjny śmiech, ciepły dotyk jej rąk. Ale i zadziorność, odwaga i charyzma przez którą poszedłby za nią do piekła i z powrotem. Tyle, że wcale tego nie zrobił. Zmrużył oczy, już był trochę poirytowany tym ciągłym użalaniem się nad sobą. Zamiast tego pomyślał o tym, żeby trochę się zabawić. W jego głowie przez chwilę mignęła twarz Oliviera i myśl, że może by się do niego odezwać, ale szybko ją od siebie odrzucił. Średnio podobało mu się to, co się pomiędzy nimi działo. Bo gdy byli razem, Díaz powoli tracił kontrolę nad sobą w takim sensie, że… chyba zaczynał powoli mu ufać? A to było niedopuszczalne. Wszak to syn jego największego wroga. Zakazany owoc, możnaby rzec. Rozejrzał się więc dookoła, niczym drapieżnik czający się na ofiarę. I gdy jego oko zauważyło kogoś ciekawego, niemalże niebezpiecznie błysnęło. Przyjął od kobiety, o której przeciętnym "pięknie" już zdążył zapomnieć lampkę wina. I posłał nieznajomej sympatyczny uśmiech.
C. szczególne : Zawsze lekko uniesiony nosek i half-smile na twarzy, jakby wiedziała więcej od innych. Nosi się z dumą. Nierozłączna ze szpilkami, przynajmniej sześciocentymetrowymi! Maluje usta mocnymi kolorami. Aż zauważalne zmiękczenie w jej zachowaniu i noszeniu się, kiedy rozmawia z innym Brandonem.
Charlotte była kobietą nietuzinkową, damą o smaku równie wysokim co jej niebotyczne obcasy, zanurzoną w kulturze, sztuce, kochającą ją jak bohema, zawsze z kieliszkiem wina w dłoni i mądra uwagą na ustach, rzucą niby tak, od niechcenia, tak naprawdę gdy i ona i cała jej postawa była częścią większej gry, którą toczyła ze światem. Venetia nie była Francją, ale sprostała jej potrzebie i wyczuciu gustu, rezonowała z uliczną muzyką, zapatrywała się w sztuce i wprost zachwycała jej winami, nosząc się przy tym tak, by każdy inny zachwycał się nią. Weszła do winiarni tak jak miała to w zwyczaju – z wysoko uniesionym noskiem i półuśmieszkiem, rzucając przelotne spojrzenie po wszystkich zgromadzonych, na tyle długo, by mogli zauważyć i docenić jej prezencję i na tyle krótko, by jej wejście, wywołanie zwrócenia uwagi było naturalną koleją rzeczy, nie czymś wymuszonym. Dworskie gierki mała w małym palcu i doskonale wiedziała, jak poruszać się wśród ludzi w idealnie wykalkulowany sposób, by przyciągać wzrok niby ot, naturalnie, kiedy wszystko od początku było mądrym rozstawianiem pionów na szachownicy. Dostawała spojrzenia od tych, od których chciała, wtedy, kiedy chciała, zgrabną, drobną, kobiecą sylwetką i płynnym, kocim wręcz krokiem zapewniając je sobie nawet dokładnie na tych częściach jej ciała, które akurat, ruchem niby niechcący, eksponowała bardziej. Wyglądała jak zawsze nienagannie. Elegancka acz na pewno odważna sukienka podkreślała wszystko, co kobieta powinna mieć podkreślone, zostawiając miejsce zarówno wyobraźni jak i ochocie odkrycia tego, co się za nią kryło. Szeroki dekolt przykuwał uwagę nie tylko gładką, porcelanową wręcz jasną skórą, ale piękną, złotą biżuterią. Wysokie, czerwone szpilki dodawały jej wzrostu, wydłużały i tak smukłe nogi i nadawały dzięki temu jeszcze większego wyrazu kokieteryjnemu, bordowemu uśmieszkowi – kolor szminki dobrany specjalnie pod ulubiony rodzaj wina. Włosy miała upięte w swój ulubiony sposób, hollywoodzkie fale. Całą kreację dopełniał kapelusz, również czerwony z ozdobnym, czarnym tiulem i rękawiczki z tego samego materiały, szmaragdowe, prześwitujące i ozdobione wszytymi w nie w intrygujące detale złotymi łańcuszkami, które jeszcze bardziej podkreślały każdy elegancki ruch jej smukłych dłoni. Zamówiła czerwone wino, chwytając je tak, jak dama powinna kieliszek trzymać, za samą podstawkę – stopę nóżki, podpierając ją na małym i serdecznym palcu, a przytrzymując ją na nich kciukiem i wskazującym, podczas gdy środkowy luźno opierał się o brzeg podstawki. Nieśpiesznie wzięła łyk. Czuła na sobie niejeden wzrok i uwielbiała tę sensację, to, jak bardzo spojrzenia innych wynosiły ją na piedestał. Największą pochwałą dla damy był głodny wzrok i zamierzała wywoływać go u innych, malując marzenia całą swoją osobą, kiedy to niby niczym się nie przejmowała, próbując win. Wiedziała, że całkiem ciekawy mężczyzna poświęcił jej uwagę i, niby w zamyślenia, odchyliła lekko głowę w przeciwnym kierunku, ukazując mu lepiej gładką szyję i skórę na żuchwie, by zaraz, niczym niewiniątko zakryć je uniesionym ramieniem, gdy uśmiechnęła się do kogoś innego z kulturalnym entuzjazmem. Doskonale wiedziała, co robiła. Była wprawną w dworskie zagrywki kokietką. Wszak zabawa mężczyznami była ulubioną rozrywką salonowych dam.
Kultura? Sztuka? Wino? Piękne kobiety? Díaz jeszcze nie zdawał sobie sprawy, że wpadł jak śliwka w kompot. Kobieta, która weszła do winiarni nie była dziewczyną. Nie była również byle jaką tam panią, była damą. Tony od razu zauważył, że w jej przypadku maniera goni manierę a to, co naturalne tak naprawdę było efektem chłodnej kalkulacji. Każdy jej ruch był przemyślany, a każdy gest przećwiczony. Nie żeby to mu jakoś specjalnie przeszkadzało. Och, nie wręcz przeciwnie. Pomimo ostatnich porażek, Díaz uwielbiał pogrywać w gierki. Dlatego nie podszedł do niej od razu jak wygłodniały pies na baby (i nie tylko), którym w gruncie rzeczy tak naprawdę był. O nie, upił niespiesznie jeszcze kilka łyków wina, rozkoszując się widokiem, który się przed nim roztaczał. Gdy pochwyciła jego spojrzenie z lubością obserwował jej odchyloną szyję, doskonale zdając sobie sprawę, że ten nieznaczny gest był przeznaczony tylko i wyłącznie dla niego. A potem uśmiechnęła się do kogoś innego. Kąciki ust Tony’ego nieznacznie się uniosły. No tak, damy to nie byle trzpiotki. Trzeba do nich odpowiednio podejść. Wstał od baru nie poświęcając już w ogóle uwagi barmance o przeciętnej urodzie. Szedł do niej powoli, ale biła od niego pewność siebie. Nie poprawiał fryzury, nie gładził wymiętej koszuli. Doskonale wiedział, że nie był angielskim dżentelmenem, ale nie był przecież też przeciętym hombre. Jego magnetyzm tkwił w zupełnie czymś innym. W nonszalancji. Z kolei arogancja podpowiadała mu, że ta jednak zwróciła na niego uwagę. Sęk w tym, że nie chce tego po sobie okazać. Tak samo jak Díaz nie chciał okazać po sobie faktu, że w wyobraźni już rozbierał ją wzrokiem i łapał za tę gładką szyję, na której widniała ta piękna złota biżuteria. Gdy w końcu się przy niej znalazł, zresztą z napoczętym kieliszkiem w dłoni, zmierzył ją spojrzeniem, zahaczając o te miejsca, które szczególnie w kobietach cenił. Bynajmniej były to ich oczy, choć w nie również spojrzał. A potem wskazał niedbale na wolne miejsce przy jej krześle i zapytał. - Mogę? - czekając grzecznie, aż tamta wyrazi zgodę. Okaże aprobatę. Albo zda się być zainteresowana jego osobą. Nie był przecież nachalny, w razie czego pójdzie w swoją stronę. Ale coś w jego spojrzeniu mogło jej podpowiadać, że miała przed sobą szansę jeden na milion.
Andrew Park
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 182cm
C. szczególne : włosy zwykle znajdujące się w lekkim nieładzie, promienny uśmiech, zawsze ma przy sobie talię kart tarota
Jak widać top tutaj się nieco różnili, ale tak to już z ludźmi jednak bywało. Jeden lubi jak mu cyganie grają, drugi jak mu buty śmierdzą. Byli tacy, co pili najchętniej w małych ilościach albo na osobności, a byli tacy, co za kołnierz nie wylewali i chadzali na dzikie imprezy. Andrew w zasadzie zaliczał się do obu typów, bo z nim to jednak różnie bywało. Chociaż nie, pić mógł sporo, ale warunki były mu już całkowicie obojętne. Wdzięczny był jej za zrozumienie chociaż tak czy siak ona akurat zdecydowanie bliżej miała do rodziny, bo nie dzielił jej od nich cały kontynent, a w zasadzie to nawet i dwa. Chyba, że o czymś nie wiedział i faktycznie rodzice de Guise znajdowali się w jakimś dzikim miejscu na świecie. W zasadzie cholera ich wiedziała. Sam był pewien jedynie tego, że jego osobiści rodzice tkwili w Korei i przez to nie mógł się z nimi nawet normalnie komunikować na odległość, bo różnica czasu często była nie do pogodzenia. Coś tam jednak był w stanie zobaczyć, ale na pewno nie tak wyraźnie niż udawał, że było. W zasadzie miał nawet nadzieję, że dziewczyna nie skapnie się, że tak naprawdę po prostu dopowiadał sobie wiele rzeczy, których tak naprawdę nie widział w ogóle. Teraz musiał po prostu grać dalej. - Jest od ciebie starszy... Ma lekki zarost... Widzę jak wspólnie podpisujecie umowę na wynajem kolejnego kawałka ziemi pod nową cieplarnię. Składa swój podpis... STEFAN - oświadczył niemal triumfalnie chociaż w rzeczywistości po prostu rzucił pierwsze lepsze męskie imię, które przyszło mu do głowy. Wyglądał jednak przy tym niezwykle dramatycznie, ale i zapewne chociaż po części wiarygodnie. Najważniejsze dla niego było to, aby Irvette mu uwierzyła. Stąd też swego rodzaju performance, który miał zamaskować jego niedoskonałe zdolności wróżbiarskie.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Co racja, to prawda, Ruda miała dużo bliżej do domu, tak domu, bo rodzinę miała na miejscu i to nie za nią tęskniła, a za Francją, gdzie czuła się rozumiana jak nigdzie indziej na świecie. Mogła więc rozumieć tęsknotę, ale niekoniecznie za ludźmi. Tych traktowała dość różnie i nie uważała, by ktokolwiek był niezastąpiony. Ona mu tu tworzy piękne projekcje, a widać, że chłop tylko w penisa kulę, czy tam sopel wpatrzony. No cóż, przynajmniej jakieś konkrety zaczął sypać, ale te zdecydowanie nie poprawiły Irwecie humoru pomimo, że ta nagle się roześmiała. -Stéphane, jasne. Prędzej nas tu zaatakuje stado buchorożców. - Nie mogła się powstrzymać przed ironią, choć serce dość mocno ją zabolało. Jeśli miałaby zawierzyć komuś współpracę to tylko jemu. To jego najbardziej kochała i szanowała z całego domostwa bez względu na to, jak je opuścił, ale gdy ponownie zaczęło się między nimi układać, ten rozpłynął się w powietrzu, nie dając nawet najmniejszego znaku życia. -Kula chyba nie działa zbyt dobrze. Stéphane nigdy nic nie podpisywał i nigdy niczego nie podpisze. - Zapewniła jeszcze Andrew, po czym chwyciła do ręki kieliszek, by napić się wina. Tak, w tym momencie czuła, że potrzebuje czegokolwiek, co otępi jej uczucia. -Jest tam coś jeszcze? Chyba ze względu na wygląd, kula nie działa jak powinna. - Jej głos przybrał dość wyniosły i chłodny ton, ale to dlatego, żeby nie pozwolić prawdziwym emocjom ujrzeć światła dziennego. Była ciekawa, czy może chociaż ta umowa jest możliwa do spełnienia, ale powoli traciła nadzieję na to, że dowie się czegokolwiek wartościowego. I tak miała już zepsuty humor przez wspomnienie o starszym bracie.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Andrew Park
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 182cm
C. szczególne : włosy zwykle znajdujące się w lekkim nieładzie, promienny uśmiech, zawsze ma przy sobie talię kart tarota
Z pewnością w jakimś stopniu mogli się zrozumieć chociaż nawet kulturowo Francja była nieco bliżej Anglii i dziewczyna na pewno nie przeżywała takiego szoku, gdy przechodziła z jednego miejsca w drugie. To jednak był zdecydowanie temat na zupełnie inne rozważania, które można było odłożyć w czasie. Na razie wolał skupić się na tym, co miał przed sobą. - Nigdy nie wysuwaj podobnych hipotez, moja droga - ostrzegł ją, bo jego zdaniem wszystko właściwie było możliwe. Zwłaszcza, że zamierzał sprawić, że Irvette uwierzy w każde jego słowo. Nawet jeśli faktycznie przedstawiał jej mało prawdopodobne fakty, które wymyślił na miejscu, bo wizje z kryształowego penisa wcale nie były tak wyraźne. Widział tylko to, że przewija się w nich co jakiś czas ten sam mężczyzna. - Stefan wrócił do domu, gdy tylko wzbogacił się w swojej długiej i męczącej podróży... Widzę go jak przemierza świat. Prze cały czas przed siebie, zwiedzając coraz to bardziej egzotyczne miejsca. Niestrudzenie kontynuuje swoją wędrówkę, podążając śladem dróg Kentucky - po raz kolejny zmrużył oczy, niemalże je zamykając i zamyślił się jakby nad tym, co rzekomo udało mu się zobaczyć w szklanych genitaliach. Niech tylko ktoś jeszcze spróbuje go postawić w roli wieszczka, a na pewno otrzyma równie interesującą i niesamowitą wróżbę.
Victoria nie była nazbyt miłym towarzyszem, to trzeba było przyznać, nie była porywająca, nie była rozrywkowa, nie była jednym z tych szaleńców, którzy faktycznie skoczą na parkiet i nie będą wygłaszać najróżniejszych mądrości. Rozumiała, że dla niektórych osób była nudna, przemądrzała, po prostu nijaka i na swój sposób beznadziejna i nawet nie próbowała się z tym kłócić. Prawdę mówiąc, nie zamierzała również nazbyt długo zawracać głowy Xion, która sprawiała wrażenie, jakby zamierzała raczej stąd wyjść i uciec, albo po prostu jakby się z jakiegoś powodu niesamowicie mocno denerwowała. I może nawet by to właśnie zaproponowała, żeby Xion już po prostu zmykała, zająć się czymś ciekawszym, gdyby nie to, że dziewczyna zwróciła uwagę na coś, co Victoria robiła. Brandon uniosła lekko brwi, a następnie spojrzała we wskazanym kierunku, żeby zaraz przekrzywić głowę i przyjrzeć się cieczy, która poruszała się wyraźnie zgodnie z jej wolą, robiąc dokładnie to, czego od niej oczekiwała. - Wygląda, jakby tutaj magia nie miała ograniczenia - powiedziała z namysłem, zmuszając ciecz do tego, żeby wzniosła się jeszcze wyżej, nieco rozbawiona dostrzegając, jak podążała za jej ruchami, za jej dłonią, słuchając dosłownie wszystkiego, co miała do powiedzenia. - Ciekawe, czy wszyscy są do tego zdolni, czy chodzi o jakąś specjalną umiejętność? Może to jakaś pochodna pierwotnych wybuchów magii? - mruknęła z zainteresowaniem, wyraźnie zaciekawiona tą sprawą, chociaż nie była w stanie pojąć, o co chodziło. Być może faktycznie o maskę, jaką miała założoną, ale to znowu rodziło pytanie, jak mogło dojść do czegoś podobnego pod jej wpływem.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Tak, w tym momencie to na wróżbie mieli się skupić, a ta pierdolnęła Irwetę po głowie jak jakiś jebany meteoryt. Nie spodziewała się usłyszeć podobnych rewelacji i próbowała trzymać się wszelkiej nadziei, że zdeformowany kształt przedmiotu po prostu sprawił, że Andrew źle coś zobaczył. Choć niestety wskazówek było zbyt dużo. -To nie hipoteza, to pewność. - Odpowiedziała, poprawiając włosy, co było oznaką tego, że czuła się dość niekomfortowo. Miała ochotę samej spojrzeć w szkło, ale spodziewała się, że za wiele tam nie dojrzy. I bała się, że jednak zobaczy to samo co Andrew, ale tego nie chciała przyznać nawet przed samą sobą. -Skoro woli smażone kurczaki, lepiej niech przy nich zostanie. Nie ma po co tu wracać i dobrze o tym wie. - Prychnęła z pogardą, nie wyobrażając sobie, jak po czymś takim mogłaby znowu dać bratu szansę. Po tym, jak ją tak po prostu zostawił bez słowa? Nie było opcji i nie obchodziło jej, czy się wzbogacił, czy leżał gdzieś w rowie żebrząc o kawałek chleba. A przynajmniej to próbowała sobie wmówić. -Czy jest tam coś oprócz Stéphane`a? Nie chcę już o nim słuchać. - Nie kryła już poirytowania w głosie, a jej tęczówki wyraźnie pociemniały, jakby dziewczyna szykowała się do ataku. Może była gotowa wyrwać mu tę kulę, a może opuścić lokal, tego nikt nie potrafił stwierdzić, a już na pewno nie ktoś, kto nie znał jej najlepiej.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Andrew Park
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 182cm
C. szczególne : włosy zwykle znajdujące się w lekkim nieładzie, promienny uśmiech, zawsze ma przy sobie talię kart tarota
Wprawdzie naprawdę mógł coś źle zobaczyć i wróżyć głupoty, ale już raz obrał tę ścieżkę to się tego będzie trzymał i nie odwoła za cholerę swoich słów. Najważniejsze, aby wypaść przekonująco. Nawet jeśli dla Irvette to była nieprzekonująca i mało prawdopodobna wróżba, która trzepnęła ją jak flaszka wódki wypita duszkiem. - Jeszcze się dziwisz jeśli kiedyś natrafisz na stado buchorożców - odmruknął, bo prawda była taka, że zwłaszcza w czarodziejskim świecie niezwykle często potrafiło się wydarzyć niespodziewane. Dlaczego by więc jakimś nagłym trafem do Venetii nie trafiło stado buchorożców, które wparowałoby do lokalu? Nie było to niemożliwe, a zatem taka opcja zawsze istniała. - Smażone kurczaki i niezwykłe gatunki kaktusów z Kentucky - mówił dalej, przesuwając palcami nad niezwykle sugestywnie wyglądającą kulą, co mogło sprawiać wrażenie jakby stymulował właśnie jakaś inną czynność niż wróżenie. - Byłaś wniebowzięta. Takiego okazu nigdy nie miałaś okazji posiadać w swojej cieplarni. Przynajmniej zdawało mu się, że te dziwne zielone kształty były roślinami. Strzelał, że to były kaktusy. Jak na niego to wyglądały jak one, więc starał się właśnie taką narrację obrać, gdy chodziło o dalsze głoszenie wróżby. Miał wrażenie, że z każdym kolejnym słowem płynie coraz bardziej w swojej krainie wyobraźni. - Jest... gromadka rudowłosych brzdąców... - zapowiedział po czym zrobił dłuższą przerwę, aby de Guise mogła przetrawić w pełni tę informację. - Należą do Stefana... I jego kobiety. Cóż... W zasadzie całkiem urodziwa kobieta. Czego by w zasadzie nie zrobił wszystko i tak finalnie sprowadzało się do Stefana, którego nieustannie widział w wizji niezależnie od tego na czym właściwie chciał się skupić. Przeklęta niech będzie ta cholerna peniso-kula.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Cóż, jak wciskać kit to przynajmniej sumiennie trzymać się swojej wersji. Potrafiłaby nawet docenić to podejście, gdyby wiedziała, jak naprawdę wygląda sprawa wróżby Parka. -A tutaj akurat się zgodzę. - Zaśmiała się lekko. Co jak co, ale takiego widowiska jeszcze w życiu nie widziała. Czy chciałaby to zmienić? Raczej niezbyt, bo wolała spokojniejsze życie, bez niespodzianek i pełne wydarzeń, nad którymi mogła przejąć kontrolę. W przypadku zwierząt ani jej osobowość, ani tym bardziej hipnoza, niestety nie działały. -W to jestem w stanie uwierzyć. Kaktusy to niedoceniane gatunki w Europie i chciałabym móc nieco bardziej je przestudiować. - Przyznała, rozgadując się nieco bardziej niż miała to w zwyczaju, a to przez fakt, że kolejne kieliszki degustacyjnego wina zaczynały na nią działać. W głowie rudowłosej pojawił się znajomy szum i już wiedziała, że może powinna nieco zwolnić z alkoholem. Było to jednak ciężkie wyzwanie, gdy słyszała takie, a nie inne wieści. Dzieci to jeszcze potrafiła znieść, początkowo nawet ciesząc się i myśląc, że Andrew mówi o jej własnym potomstwie. Gdy jednak wspomniał o kobiecie brata, w Irv coś pękło. Jej oczy od razu pociemniały, a twarz wyrażała już czystą pogardę i nienawiść. -A niech go Morgana utopi w tych jego garach. Kolejna bezwartościowa kokieta, patrząca tylko na majątek i wpływy naszej rodziny. Założę się, że nie dość, że mugolaczka, to jeszcze Amerykanka. - Gdyby była mniej wychowana, pewnie by jeszcze splunęła, ale nie było to w jej zwyczaju. Zamiast tego wypowiadała jadowicie słowa, nie pozwalając rozmówcy wywnioskować, która z cech kobiety bardziej ją odrażała - czystość krwi, czy narodowość. -Wystarczy. Nie chcę słyszeć o nim ani słowa więcej. A tym bardziej o jego brudnych kobietach. - Po prostu zabrała lubieżnie wyglądający przedmiot sprzed oczu Parka i schowała go do torebki.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Xion S. Grey
Rok Nauki : VII
Wiek : 17
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 1.67 m
C. szczególne : włosy; obecnie ciemny blond, subtelny różowy błyszczyk na ustach; paznokcie pomalowane na czarno, buntowniczy wyraz twarzy, jakby szykowała się na walkę z całym światem
Właściwe miała się zbierać, bo po co siedzieć w tak sztywnym, beznamiętnym towarzystwie, gdyby może trafiła na kogoś innego, ta osoba poczęstowałabym ją lampką wina. Osobiście z chęcią zanurzyłaby pomalowane różowym błyszczykiem usteczka, udając prawdziwą znawczynię, degustując wytrawny venetiański trunek. Z ciekawością dziecka obserwowała, jak Vicoria bawi się cieczą, jej dłonie sprawiły, że ta uniosła się jeszcze wyżej, aby następnie tańczyć w rytm, znany tylko Brandonównie. Nie za bardzo słuchała, tego, co mówi krukonka, nawet jeśli mówiła niewiele. Pierwotne wybuchy magii, że co? Zdecydowanie gryffonka była ciekawsza czy wszyscy są do tego zdolni co Victoria; magia wina, magia wody, magia panowania nad cieczami? Postanowiła to sprawdzić. - Czekaj zobaczę. - Skierowała swoją dłoń w stronę latających cieczy, kontrolowanych przez Brandon niczym Jean Grey z X menów, chciała zmusić telepatycznie wino z lampki Victorii lub wodę do poruszenia i wykonaniu podobnego spektaklu co dziewczyna, ale tak naprawdę nic się nie stało. Ponowiła próbę, wystawiając lekko język, jakby próbowała przewlec nitkę przez igłę, a nawet zmrużyła oczy — nadal bez rezultatu. Jedynie co miała wspólnego z Jean Grey to nazwisko. - Nie wszyscy, jak widać. - Wzruszyła ramionami. - Będziesz to pić? - Zapytała, nie kierując swojej uwagi ani na jej wodę, ani na winko.