Podczas wędrówki po opuszczonych terenach nagle obejmuje Cię dziwne uczucie bycia obserwowanym, jednak im bardziej się rozglądasz, tym bardziej masz wrażenie, że to tylko urojenia. Gdzie byś jednak nie zawrócił, gdzie nie poszedł, docierasz pod to samo, dziwnie wyglądające drzewo. Nawet jeśli próbujesz od niego odejść, znajdujesz się na powrót na ścieżce prowadzącej prosto do pnia.
Rzuć obowiązkową kością, by dowiedzieć się, co Cię czeka.
Spoiler:
1 - z nory w drzewie wyłania się Czerwony kapturek, który rzuca się na Ciebie ze swoją pałką! Rzuć kością:
Spoiler:
parzysta: udaje Ci się go obezwładnić bez większego problemu, jednak psuje Ci to nastrój na resztę wątku, nieparzysta: z jakiegoś powodu jest on strasznie potężny! Rzuć k100, gdzie wynik powyżej 70 to zwycięstwo, poniżej 70 zostajesz dotkliwie pobity i potrzebujesz pomocy medycznej
2 - podchodzisz bliżej drzewa i znajdujesz pod nim notes, zawierający sekretne zapiski jakiegoś zielarza, który zabłądził w te strony i chyba je zgubił, zgłoś się w odpowiednim temacie po +1 pkt z Zielarstwa, 3 - okazuje się, że teren wokół drzewa to podłe bagno, w które zapadasz się po kolana i ...gubisz buty. Do koloseum musisz wracać boso! 4 - znajdujesz wygrzewającego się na kamieniu Serpalato, jeśli masz min. 10 pkt z ONMS oraz odpowiednią licencję na posiadanie zwierząt, możesz go adoptować! 5 - widzisz harcujące wokół drzewa acquafoletti, wydają sie one jednak jakieś inne od tych oświetlających kanały w mieście. Ich harce hipnotyzują Cię na tyle, że wydaje Ci się, że jesteś zupełnie inną osobą! W następnym wątku musisz udawać osobę, z którą pisałeś ostatnio. 6 - przysiadasz na schodkach, by odpocząć, jest bardzo przyjemnie, ogarnia Cie orzeźwiający chłodek, który relaksuje Twoje mięśnie i stawy, aż nie chce Ci się stąd odchodzić, a kiedy próbujesz to zrobić, zauważasz, że masz niespodziewane odmrożenia na dłoniach i stopach! Zgłoś się do kogoś o pomoc medyczną,
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Codziennie testowała maski i praktycznie za żadnym razem nie udawało jej się trafić na to, co potrzebowała. Maski zdawały się być zupełnie nieprzewidywalne, a niektóre ich umiejętności były co najmniej niebezpieczne. No doprawdy, żeby dwa razy rzucać czarną magią?! Dlatego tym razem przeniosła się z testowaniem tego ustrojstwa na opuszczoną wyspę, żeby w razie uruchomienia jakiegoś przekleństwa oberwała i tak przeklęta przyroda i miasto. Trzeba było ograniczać zniszczenia, prawda? - No dobra maseczko. Teleportacja. Teleportacja – powtarzała zawzięcie, gdy nałożyła maskę na twarz. I w momencie zniknęła… Post na wraku statku! Gdy po kilku, może nawet kilkunastu minutach z powrotem przeniosło ją na wyspę, było skołowana, ale przeszczęśliwa! Udało się! Udało się jej! Aż podskoczyła w górę, wiwatując radosnym okrzykiem, co zdecydowanie nie było dobrym pomysłem – wciąż kręciło jej się w głowie i omal się nie wywaliła, w ostatnim momencie łapiąc równowagę. W sumie, co by jej tam było po kolejnym przewróceniu się do wody. Właśnie wróciła z nurkowania, przemoczona do ostatniej nitki. Jedno kąpanie więcej nic by jej nie zrobiło. Tylko w sumie? O co ona tę równowagę złapała? Spojrzała się za siebie i zobaczyła, że chwyciła się ramienia… - Zamasko…! – szybko ugryzła się w język. Przecież sam Zamaskowany Tenor w swojej osobie nie mógł wiedzieć, że ona wiedziała! – To znaczy pan profesor Walsh! Em… Co pan tutaj robi? – wyszczerzyła się głupkowato i chciała szybko się odsunąć, co oczywiście zrobiła zbyt pośpiesznie jak na jej kręcenie się w głowie, tym samym lądując tyłkiem na ziemi. – Przepraszam – zaśmiała się, sama sobą rozbawiona. Remy! Gdzie takie zachowanie przy Tenorze! – Dopiero co wróciłam z… Nie wiem, z jakiegoś morza albo oceanu!
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Wiedział, że nie powinien tego robić, że opuszczona wyspa była z jakiegoś powodu opuszczona, ale naprawdę nie mógł się powstrzymać. Pchało go do tego, żeby wybrał się na poszukiwanie pięciotrzciny, żeby przekonał się, do czego tak naprawdę służyła i czy była aż tak niebezpieczna, jak mówiono. Ponieważ zaś był Gryfonem i nic nie mogło tego zmienić, nawet jego wrodzona cierpliwość i spokój, jakim się wykazywał, ostatecznie wybrał się na tę wycieczkę, obiecując sobie, że tym razem naprawdę nie zrobi nic głupiego. Brzmiało co najmniej szaleńczo i był pewien, że kiedy tylko zjawi się w koloseum z sadzonką groźnej rośliny, Josh postanowi urwać mu uszy, ale nie zamierzał przejmować się tym w tej chwili. Trafił na wyspę, znalazł drzewo, wokół którego znajdowała się również trzcina, o którą mu chodziło i to mu wystarczyło. Przez długi czas zastanawiał się, jak należy pobrać sadzonkę, żeby niczego nie uszkodzić, aż w końcu przystąpił do działania, działając ostrożnie, metodycznie, krok po kroku, nie chcąc uszkodzić rośliny. Odetchnął, kiedy udało mu się faktycznie pozyskać pierwszą sadzonkę i usiadł na ziemi, dopiero po chwili orientując się, że znajdują się tutaj jakieś notatki. Sięgnął po nie niepewnie, wstając po chwili, zaczynając się kręcić, gdy zdał sobie sprawę z tego, że są to notatki dotyczące zielarstwa. Zapewne właśnie to go tak pochłonęło, że nie zorientował się, kiedy tuż obok niego wylądowała Harmony. Czy raczej zorientował się, ale nim coś zrobił, ta chwyciła się jego ramienia i przez chwilę spoglądali na siebie, nie wiedząc chyba w ogóle, co się wydarzyło. Chris podejrzewał, że w tej chwili oboje byli równie zdziwieni widokiem tego drugiego i nie było w tym nic dziwnego, skoro zapewne nie powinni tutaj przebywać. - Właściwie bardziej interesuje mnie, co ty tutaj robisz - przyznał szczerze, nim dziewczyna się nie wywróciła, a on nie odłożył notatek, kucając przy niej, by sprawdzić, czy na pewno wszystko było z nią w porządku, bo wydawało mu się, że absolutnie nie. Zaraz też uniósł lekko brwi, gdy usłyszał jej słowa i jego mina stała się nieco poważniejsza i może nawet twardsza. - Czy ty znowu sprawdzałaś, jak działają te maski, Harmony?
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
W pierwszej chwili zmartwiona była tym, że omal nie wydała się z wiedzą o jego drugiej tożsamości. Nauczyciel zielarstwa za dnia, Zamaskowany Tenor w nocy! Czy to, dlatego na początku kariery w Hogwarcie był gajowym? Żeby łatwiej było mu się wymykać na koncerty? Nie powinna o tym myśleć, nie wiedziała, czy i jaką profesor Walsh miał maskę. Maski… Tym właśnie zmartwiła się w drugiej chwili, gdy poczuła na sobie i zobaczyła jego dużo bardziej stanowcze spojrzenie. No tak, ostatnim razem jak przy nim miała założoną maskę, miotała klątwami na prawo i lewo. Trzy następne dni schodziły jej ślady z dłoni! Ale była Gryfonem, w dodatku, co gorsza! Gryfonem podróżnikiem! Zakazy i konsekwencje były najczęściej silniejszymi lub słabszymi sugestiami, których mogła się trzymać, ale wcale nie musiała, gdy zew przygody brał górę. A skoro ten cudowny sprzęt mógł ją teleportować, oczywiście, że zamierzała z niego skorzystać! Codziennie, za wszelką cenę, próbowała uruchomić właśnie ten efekt. Trochę się tylko nie spodziewała, że wyniesie ją na dno oceanu, dobrze, że w Venetii i tak miała zawsze trytoni amulet przy sobie, bo inaczej wróciłaby tutaj jako topielec. A tak tylko się z niej lało. - Zanim coś pan powie! – zaczęła bardzo szybko, trochę panikując, że na dzień dobry dostanie karę. Chociaż nie było roku szkolnego, więc…? No nie ważne, i tak mógł to sobie zapamiętać! Przerąbane na początek roku, oh cóż. Musiała się szybko z tego wytłumaczyć. Dobrze, że siedziała wygodnie na schodkach, bo to kręcenie się w głowie w połączeniu z taką lawiracją myśli mogłyby się skończyć faktycznym wpadnięciem w wodę. – Dlatego testowałam je tutaj! Jakby coś poszło nie tak, to nikt by nie oberwał! To bezpieczne do tego miejsce! Naprawdę nie spodziewałam się, że ktoś by tędy przechodził w końcu… Może ja jednak nie będę kończyć tego zdania – zaśmiała się głupkowato i podrapała po głowie, zaraz jednak skupiając zaciekawione choć wciąż trochę nieobecne spojrzenie na profesorze. – A pan czemu tu przyszedł?
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
- Nie jestem do końca przekonany, że to był właściwy wybór, Harmony. I tym razem nie mam na myśli innych ludzi, ale ciebie samą. Gdyby coś ci się tutaj stało, raczej nikt nie byłby w stanie ci pomóc, wzięłaś to pod uwagę? - zauważył surowo, przyglądając się jej uważnie, chcąc się upewnić, że nic jej nie było, że czuła się dobrze, że faktycznie stała pewnie na nogach. Bo przygody, jakie musiała właśnie przejść, niewątpliwie ją wymęczyły. Dlatego też Chris poprosił ją, żeby opowiedziała mu, co się właściwie stało, dlaczego była mokra i czy aby na pewno nie potrzebowała pomocy medycznej. Mógł sam się nią zająć, w końcu się na tym znał, ale mimo wszystko wolał wiedzieć, czy czegoś sobie nie zrobiła, czy teraz przypadkiem nie zachowywała się w taki, a nie inny sposób dlatego, że wcześniej się gdzieś uszkodziła, co wcale nie było, jego zdaniem, takie dziwne. - Cóż, chciałem przekonać się, czym dokładnie jest pięciotrzcina. Nie ulega wątpliwości, że to niezwykle interesujący gatunek, a nie było szans na to, żebym otrzymał zgodę na wejście na pole uprawne. Uznałem więc, że może zbadać ją samodzielnie, w jej naturalnych warunkach - przyznał, nie chcąc, żeby dziewczyna wzięła go za skończonego marudę. Poza tym nie mógł jej oszukiwać, skoro w jego pobliżu znajdowała się sadzonka, którą zamierzał stąd zabrać, a jak sądził, musiał zabrać ze sobą również Harmony. Wniosek był zatem banalnie prosty i prowadził do tego, że nie mógł kłamać w żywe oczy, bo w ten sposób nie zyskałby ani jej zaufania, ani aprobaty. - Jest mniej niebezpieczna, niż sądziłem. Niesamowicie łatwo jest ją pozyskać - dodał, by zaraz zademonstrować jej, jak to robi, nie mając faktycznie zbyt wielkich problemów z tym, by wydobyć tę roślinę z jej naturalnego środowiska, zachowując jej korzenie i nie robiąc sobie przy tej okazji krzywdy. Miał jednak dostatecznie spore doświadczenie z zielarstwem, żeby wiedzieć, jak obchodzić się z roślinami, które naprawdę nie były bezpieczne dla człowieka.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Ze staniem było ciężko, bo i do teleportacji nie była przyzwyczajona czy nawet jej nauczona. Ale pomijając lekki mdłości i rozkojarzenia, wszystko było z nią w jak najlepszym porządku! - Jeżeli mam odpowiedzieć szczerze, to nie będzie pan najbardziej zadowolony – przyznała, starając się jakoś poprawić swój obraz w tej sytuacji uśmiechem, chociaż doskonale wiedziała, że postępowała pochopnie. – Po prostu… Chciałam ją założyć gdzieś, gdzie nie zrobi nikomu krzywdy i chyba faktycznie przy tym wszystkim zapomniałam trochę o sobie – odwróciła na chwilę wzrok zupełnie tak, jak robił to pies, gdy wypominało się pogryzienie kapci. Zaraz jednak przeniosła podekscytowany wzrok na Chrisa. – No ale panie profesorze! Udało się! Teleportowało mnie! Pan sobie nawet nie wyobraża gdzie! Pod wodę! Na dno morza! No, albo oceanu! Do wraku! A skoro chciał wiedzieć więcej, to oczywiście, że opowiedziała mu wszystko. O tym jak w momencie znalazła się pod wodą i jak dobrze, że wszędzie tutaj nosiła ze sobą amulet (w końcu nie był to pierwszy raz, gdy Venetia wrzuciła ją do wody). O wszystkich rybkach, które tam widziała i niesamowitym wraku! Jak wyglądał i co się tam znajdowało. I jak bardzo żałowała, że cała przygoda trwała tylko kilka minut. - Czyli pan też przyszedł tu odkrywać! – uśmiechnęła się do niego z entuzjazmem, kryjąc znacznie głębsze znaczenie w swoich słowach, niż samą radość. Nie mogła od tak profesorowi wytknąć, że też dużo ryzykował i zrobił coś niebezpiecznego i niezbyt mądrego. – Pan żartuje?! Łatwo?! – uniosła na niego brwi, niedowierzając, a zaraz zrobiła jeszcze wielkie oczy do kompletu, gdy tak po prostu wyciągnął sadzonkę. Bez ani pół poparzenia. – Jak pan to zrobił?! – niby widziała, ale i tak nie ufała własnym oczom. – Pan wie jak to cholerstwo potrafi poparzyć? Max musiał mnie leczyć bo chyba byśmy do westalek nie dolecieli! – a zaraz zdała sobie sprawę, jak źle to brzmiało, więc szybko się zreflektowała. – To znaczy nie lataliśmy na miotłach, wiemy, że nie wolno. Lataliśmy na masce! – i w sumie to brzmiało równie głupio. – Planuje pan ją posadzić w szklarni? – więc zmieniła temat, nie podkopując się bardziej.
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Christopher skupiał się w pełni na tym, co działo się z dziewczyną, mając świadomość, że był za nią odpowiedzialny, a ona, niezależnie od tego, co właściwie wyprawiała, ciągle była jeszcze za młoda, by w pełni zdawać sobie sprawę z konsekwencji własnych czynów. Poza tym była Gryfonem, dokładnie tak, jak on, a zielarz wiedział, do czego zdolni są członkowie jego szkolnego domu. Sam był doskonałym przykładem kogoś porywczego, prawdziwego nerwusa, który kiedy było trzeba, szedł prosto w ogień. Kogoś, kto nie umiał usiedzieć do końca na miejscu, kiedy okazywało się, że coś niesamowicie go ciekawiło i było skłonne porwać go do tego stopnia, że nie zwracał uwagi na swoje otoczenie. - Teleportowało cię na dno morza? - powtórzył za nią, oddychając ciężko, bo zdał sobie sprawę z tego, jak niebezpieczna była ta przygoda. Jednocześnie jednak zdawała się być naprawdę fantastyczna i gdyby miał być szczery, musiałby przyznać, że on sam również przekonałby się, jak wyglądały te skoki do innych miejsc. Bardzo chętnie by się przekonał, na razie jednak najwyraźniej zadziwiał Harmony tym, co robił. - Powiedzmy, że to odkrywanie - powiedział, śmiejąc się zaraz, sięgając do kolejnej pięciotrzciny, żeby pokazać dziewczynie, jak dokładnie można było pobrać sadzonkę, żeby przy okazji nie zrobić sobie zbyt wielkiej krzywdy. Tłumaczył jej przy tej okazji, gdzie musiały znajdować się trujące soki i jak właściwie należało podejść do rośliny, żeby na ta pewno nie wyrządziła jakichś poważniejszych szkód w ciele drugiej osoby. - Lataliście na masce? Powiedz mi, ile ty właściwie przygód doświadczasz każdego dnia? Obawiam się, że jeśli będę z tobą zbyt długo przebywać, to znowu spotkam jakieś obrażone duchy - stwierdził, uśmiechając się do niej lekko, przyglądając się jej, kontrolując tym samym to, czy dziewczyna aby na pewno nie cierpiała na jakieś skutki uboczne tego swojego niespodziewanego nurkowania na głębokościach.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Remy doskonale wiedziała, czym było wchodzenie w ogień, jeszcze bez rozumienia w pełni wszystkich konsekwencji. Nawet gdy wydawało jej się, że wybierała przygodę nad ryzyko, przecież jeszcze tak wielu rzeczy nie wiedziała, za to miała pewność, absolutną i niezmienną jak jej Gryfońskie serce, że nie ważne jakie byłoby zagrożenie i tak wybrałaby ten skok w przepaść. Bo jeżeli ta miała choć cień szansy skrywać coś pod swoją ciemnością, ona chciała wiedzieć, czym to było, skąd się wzięło i jak można było to zrozumieć. Podróżnik z krwi, miłośnik przygód wpojony od dziecka, chyba zwyczajnie nie było dla niej już odwrotu. Nawet teraz, gdy, choć stała przed możliwymi konsekwencjami, po prostu szczerzyła się jak szczeniak, całą będąc tym zachwyconym, pełnym pasji uśmiechem, gdy jej ramiona w szczęściu unosiły się razem z kącikami ust. - ALBO OCEANU! – ekscytowała się. – Samiutkie dno! – i oczywiście, że opowiadała dalej o wszystkim, o gatunkach ryb, jakie udało jej się wypatrzeć i tych, których nazw kompletnie nie znała, ale też były niesamowite. Żałowała, że nie mogła pokazać zdjęć, zastanawiała się za to, czy nie podzielić się tymi z innego przeniesienia, ale z drugiej strony wtedy udało jej się zdobyć przedmiot, który nie był zbyt… Właściwy do posiadania w szkole, więc powstrzymała się z tą historią na inny raz. - Dla mnie spore, że można się tym nie poparzyć! – przyglądała się Chrisowi, ale miała zdecydowanie złe doświadczenia z pięciotrzciną. – Ale jeżeli nauczy się pan zbierać jej liście, to się chętnie pouczę. Podobno struny z niej potrafią wielkie rzeczy! – bo naprawdę chciałaby sobie zrobić z niej struny i może nawet połączyć z jakimś posiadanym instrumentem, ale póki co musiała się zadowolić patrzeniem na sadzonki. – Tak! Maska potrafi sprawić, że się lata! I włada nad żywiołami! I czytać w myślach! Ale najbardziej lubię ta teleportującą! – szczerzyła się jak głupia, nie mogąc nadziwić się tej masce i czuła, że nie dałaby też rady w pełni się nią nacieszyć, nawet mając ją codziennie do końca życia. – Wszystkich! Wszystkich przygód! – oznajmiła, z dumą unosząc głowę i wskazując na siebie kciukiem. – Każda nieprzeżyta przygoda to stracona przygoda! A na to sobie pozwolić nie mogę, przecież jestem Seave… Ojej? – aż zmarszczyła brwi, gdy spojrzała na swoje palce, były zupełnie odmrożone. – Nooo… Takie przygody też mi się zdarzają… Mógłby mi pan pomóc? Nie mam pojęcia co się właśnie stało.
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Gryfonem się rodziło i umierało. Christopher doskonale zdawał sobie z tego sprawę, bo tak naprawdę sam był głupio odważny, ale nie sądził, żeby to była właściwa pora na to, żeby opowiadać Harmony o tym, jak mierzył się z akromantulą ratując centaura. Nie sądził również, żeby to był dobry moment na to, żeby opowiadać jej, jakie zostały mu po tym ślady, że miał obiecane, że akromantula odeśle go na tamten świat, a centaury miały u niego dług wdzięczności. Była również sprawa z tymi duchami od pamięci, jak i całym przejściem poszukiwań świętego Graala, które zakończyły się na spotkaniu z prastarymi bogami. Smok Merlina. Luizjański rytuał i wilkołaki. Cała jego podróż po Europie, która z całą pewnością nie była zbyt bezpieczna. Mógłby tak pewnie wymieniać w nieskończoność, jednak na razie nie miał ochoty podsycać tej ekscytacji, jaką widział u dziewczyny, tak na wszelki wypadek. - Oceanu. Dobrze, że w takim razie zdołałaś tak szybko wrócić, chociaż całkowicie nie rozumiem działania tej maski. Pewnie musiałyby o niej wypowiedzieć się osoby zaznajomione z transmutacją oraz zaklęciami użytkowymi - stwierdził, kręcąc lekko głową, obserwując wciąż dziewczynę, zastanawiając się, skąd w niej było tyle energii, ciesząc się jednocześnie, że ta wciąż oddychała i nie była w krytycznym stanie. Na razie, bo wiadomo było, że różne rzeczy się działy, a on był przekonany, że skutki jej działań mogą pojawić się dopiero po czasie. Dlatego też pilnował jej, siedząc tuż obok, bawiąc się trzciną, jakby była zwykłą trawą. - To wszystko kwestia wprawy, Harmony. Jeśli jesteś dostatecznie uważny, nie pozwolisz na to, żeby pocięła cię brzytwotrawa, chociaż są rośliny, z którymi wolałbym nigdy nie walczyć, jak choćby shida. Pięciotrzcina jest przy niej niemalże dziecięcą igraszką - stwierdził, kręcąc lekko głową. Dla niego to nie było nic trudnego, więc po prostu starał się zdobyć kolejne sadzonki, powoli przenosząc je w jedno miejsce. Krok za krokiem podchodził do tej rośliny tak ostrożnie, jak było to możliwe, wydobywając ją z miejsca, w którym się zakorzeniła, wyciągając ją z wody i kładąc na boku, obserwując, jak się zachowywała. - Tak, z tego co mi wiadomo, wpływa na magiczne stworzenia i chętnie bym się o tym przekonał. Mogę spróbować odciąć liść już teraz, ale żeby uzyskać z niego coś więcej, niewątpliwie potrzebuję czasu. Na razie cieszy mnie to, że będę mógł zasadzić je w pobliżu tego wina i wierzb. Och, bo mam sadzonki wierzby bijącej i wierzby szermierczej - wyjaśnił jej spokojnie, jakby to było coś całkowicie normalnego i dla niego akurat dokładnie takie było. Zupełnie, jakby na co dzień zbierał skądś składniki i nasiona groźnych roślin. Zaraz jednak spojrzał na rękę Harmony, marszcząc przy okazji brwi, znowu wyglądając o wiele poważniej. - Mogę z tym pomóc, oczywiście. Nie jestem tylko pewien, czy to efekt twojej wycieczki i zabawy z tą maską, czy coś innego. Wolałbym, żeby to nie były skutki uboczne igrania z nieznaną magią - stwierdził, sięgając po różdżkę, żeby zacząć zajmować się dziewczyną za sprawą znanych sobie zaklęć, w tym oczywiście uzdrawiających. Kolejna niespodzianka, bo na tym znał się całkiem dobrze i było to widać.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Może to i dobrze, że wstrzymał się od opowieści, bo choć Remy słuchałaby ich z zapartym tchem i miała pewnie nieskończoną liczbę pytań, tylko czekających, żeby wystrzelić jak z bombardy, to zdecydowanie wymiany tych zdań nie dałoby się nazwać nauką odpowiedzialności. Sama przecież wypatrywała właśnie takich przygód wszędzie, gdzie tylko chodziła. Lubiła mówić, że to kłopoty znajdowały ją po drodze, ale prawda była taka, że często sama się o nie prosiła w pogoni za przeżyciami. Christopher naprawdę nie musiał podsyłać jej więcej pomysłów do tego, jak zrobić sobie krzywdę na tysiąc sposobów. - Transmutacja i zaklęcia użytkowe… – powtórzyła z zastanowieniem, dotykając brzegów maski. – Nie musi być to jedyny sposób robienia takich przedmiotów, prawda? – dlaczego akurat temat nagle jej na to skoczył, nie wiedziała, ale jeżeli mogłaby zrobić coś podobnego, na pewno chciała z tym eksperymentować. Po prostu niekoniecznie do tych eksperymentów powinna babrać się w transmutacji, bo nikt by na tym dobrze nie skończył. - Shida? – oczy jej zabłyszczały z ciekawości, była prawie pewna, że nie mieli czegoś takiego na terenie szkoły, mimo że tym wcale nie brakowało mało przyjaznych okazów. – Dziecięcą igraszką?! Pan naprawdę się na nią nie nadział – pokręciła głową ze śmiechem. – To czym się różni ta shida? Czemu jest aż tak groźna? Przyglądała się, jak zbierał kolejne sadzonki, zapamiętując sobie, żeby w przyszłości poprosić profesora o parę tych liści do zrobienia strun, oczywiście jeżeli te sadzonki by mu się przyjęły. Z drugiej strony skoro potrafił zbierać je bez najmniejszych problemów, to czym tam było zasadzanie ich. - Ojejku, mogłabym parę liści? Słyszałam, że są tu profesjonaliści, którzy robią z nich struny! Bardzo chciałam jedne zdobyć! Wtedy mogłabym z panem posprawdzać, jak taka muzyka działa na zwierzęta i… – i trochę się zapędziła w planach, nawet najpierw nie konsultując ich z profesorem. – To znaczy, jeżeli pan oczywiście by chciał i nie miał nic przeciwko – poprawiła się ze śmiechem. – Ma pan wierzbę szermierczą?! O rany! I planuje ją pan zasadzić? Ile takie drzewo rośnie? – bo oczywiście, że jeżeli coś było niecodziennie i warte ryzyka, to ją interesowały. - Nawet jeżeli, to było warto – wyszczerzyła się wesoło, podsuwając mu odmarznięte ręce. Sama jeszcze nie radziła sobie z uzdrawianiem na tyle dobrze, by mieć pewność, że czegoś po drodze nie sknoci, ale za to starania w to wkładała wszystkie.
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Wiedział, jak mogłyby zadziałać jego uwagi, nie był w końcu głupi i kiedyś również był młody. Nie zastanawiał się wtedy nad wieloma sprawami, niektóre zapewne robił pod wpływem impulsu, inne ze względu na swojego przyjaciela, podążając za nim, jak ćma, która lgnęła do światła. Później jednak przekonał się, że tak naprawdę sam również nie jest zbyt pokorną duszą, że po prostu nie umie do końca usiedzieć w miejscu i czasami, raz na jakiś czas, naprawdę musi zachować się mało odpowiedzialnie. Inaczej nie byłby zapewne w stanie wytrzymać presji, jaką na sobie czuł, nie byłby w stanie zapanować nad samym sobą, skoro był jednym z Gryfonów. - Trudno mi to ocenić, Harmony. Nigdy nie zajmowałem się kwestią tworzenia przedmiotów, o wiele lepiej radzę sobie z roślinami i zwierzętami. Jestem jednak pewien, że jeśli cię to interesuje, znajdziesz osoby, które chętnie z tobą o tym pomówią - powiedział całkiem spokojnie, uśmiechając się do niej przy tej okazji, dając jej tym samym znać, że na pewno nie był alfą i omegą ze wszystkiego, że na pewno nie był w stanie odpowiedzieć na każde jej pytanie, chociaż się starał. Wyglądało również na to, że właśnie zaraził ją zaciekawieniem, a może po prostu Harmony chciała wiedzieć dosłownie wszystko i takim była typem człowieka. - Shida jest tak niebezpieczna, bo może zabić człowieka - powiedział, zaczynając opowiadać jej o tej roślinie, jednocześnie zajmując się jej odmrożeniami, widząc doskonale, że dzięki jego działaniom schodziły, co nie było tak złe, jak mógł podejrzewać. Przynajmniej miał pewność, że zabierając Harmony do koloseum, nie będzie musiał szukać uzdrowiciela albo robić czegoś podobnego. Skoncentrował się teraz na tym działaniu i snuciu opowieści o kolejnych roślinach, zapewniając, że jeśli dowie się, jak należycie pobrać liście pięciotrzciny, to z chęcią przeniesie się do Venetii, by spróbować zyskać z nich struny. - Wiesz, Josh gra na skrzypcach. Może by mu się przydały takie nowe struny? - powiedział z łagodnym uśmiechem, tym samym sugerując dziewczynie, że mogła do nich przyjść i to sprawdzić, jeśli tylko będzie miała taką ochotę. Jego mina spoważniała jednak na jej uwagę i pokręcił lekko głową, zapewniając ją, że nawet przygody miały swoje granice i nie chciałby, żeby spotkało ją coś złego. - Dlatego nauczę cię, jak zbierać tę trzcinę - powiedział, wzdychając cicho, kiedy dziewczyna czuła się już lepiej i przez kilka kolejnych chwil cierpliwie pokazywał jej i tłumaczył, na co powinna zwracać szczególną uwagę, kiedy podchodziła do pięciotrzciny. Pokazał jej, jak bezpiecznie wykopać sadzonkę, jak nie uszkodzić korzeni, jak nie zaciąć się liśćmi i nie zrobić czegoś podobnego, dołączając okaz do kupki sadzonek, które wcześniej zebrał.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Harmony nawet nie łudziła się, że jest pokorną duszą. Pokora ujawniała się w niej tylko wtedy, gdy naprawdę komuś zrobił przykrość, jednak sama sobie? Hej przygodo i jeszcze raz do przodu, dopóki się nie uda! Dziewczyna prawie nie miała własnych hamulców, gnając przed siebie, łapiąc życie za rogi i nie patrząc, czy te rogi przypadkiem nie były zwrócone przeciwko niej. Nie sądziła też, by mogło jej to przejść z wiekiem, chociaż podobno nadzieja umierała ostatnia, więc może i dla niej jeszcze był czas, na nauczenie się panowania nad odwagą, by ta nie była zwyczajnie bezmyślna. Pokiwała głową na informacje o przedmiotach, może nie było zbyt rozsądnym pytać się profesora zielarstwa o wytwarzanie, ale dokładnie takim człowiekiem była. Gdy podłapała jakiś temat, chociażby myśl, jeden pomysł czy urywkowe przemyślenie, musiała wypowiedzieć to na głos i zaspokoić swoją ciekawość. Inaczej ten nagle pojawiający się temat żył z nią tak długo, dopóki sama go nie rozwikłała, a wyniki tego były, cóż, przynajmniej różne – mówiąc dyplomatycznie. - Zabić?! W jaki sposób?! – ale nie było to zaniepokojone pytanie, a zadane z prawdziwym zaintrygowaniem czy nawet ekscytacją. Bo był to niezwykle ciekawy temat! I słuchała opowieści profesora z taką dokładnością, że nawet już nie zwracała szczególnej uwagi na te nieszczęsne odmrożenia. Jeszcze pół roku temu nie sądziła, że zielarstwo mogło ją tak zainteresować, ale jak widać życie lubiło ją zaskakiwać. - Pan Walsh gra na skrzypcach? – zdziwiła się, a zaraz ułożyło jej się to w głowie w jeszcze logiczniejszą całość. No tak! Zamaskowany Tenor! Oczywiście, że musiał być z kimś, kto miał równie wielką wrażliwość muzyczną! Nie zamierzała jednak o tym mówić na głos, nie chciała, żeby profesor pomyślał, że zagrażała jego sekretowi… Przecież nie powie o tym byle komu! – Oh, a co do nauki! – podłapała szybko temat, no bo przecież musiała się pochwalić tym swoim bzem. Ale najpierw przyglądała się pracy Christophera, nie chcąc ominąć żadnych cennych wskazówek. Teraz jeszcze nie czuła się tak pewnie z pięciotrzciną, ale może jak tu wróci? Póki co nie chciała po prostu lądować u westalek, znowu. – Może z nią nie umiem się obchodzić – kiwnęła głową na sadzonkę. – Ale wie pan, że wygrałam konkurs na największy bez! Chce pan zobaczyć?! – a w rękach już trzymała swój dziennik ze wszystkimi zdjęciami gigantycznego bzu.
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Chris nie sądził, żeby mówienie Harmony o tym, że Gryfoni nigdy się nie zmienili, było najlepszym wyjściem z sytuacji. Prawdę mówiąc, obawiał się, że wtedy zachęciłby ją do kolejnych szaleństw, choć jednocześnie wiedział, że mógłby ją ciągnąć pegazami, a ta i tak by się nie zmieniła. Z nim było tak samo i chociaż obiecywał nie wsadzać już palców między drzwi, to dokładnie to robił, bo taka była jego natura. Musiał wiedzieć, musiał sprawdzić, musiał przekonać się na własnej skórze, musiał zorientować się, o co dokładnie chodziło i nic nie było w stanie go zatrzymać. To, z czego zdawał sobie sprawę, nie było ani trochę właściwe i był pewien, że jeszcze trochę, a naprawdę się doigra. Nie wiedział tylko, czy najpierw coś sobie zrobi, czy to Josh zorientuje się, co jego mąż robił za jego plecami i postanowi urwać mu uszy. Tak dla zasady. Dlatego też wolał niektórych rzeczy nie poruszać, pozwalając na to, żeby po prostu wybrzmiały i zniknęły. - Nie wiem, czy powinno mnie cieszyć twoje pytanie – powiedział, śmiejąc się cicho, ale oczywiście wszystko jej wyjaśnił, bo tak to już z nim było, kiedy przychodziła pora na rozmowę o roślinach albo zwierzętach. Bawił się tym doskonale, ciesząc się jednocześnie tym, że ktoś chciał go słuchać, że chciał dowiedzieć się czegoś więcej. Tak, jak tego, jak dokładnie pobrać odpowiednią sadzonkę, nic zatem dziwnego, że Chris poświęcił naprawdę sporo czasu na to, żeby pokazać to dziewczynie, raz jeszcze sięgając po trzcinie, starając się przestrzec ją przed tym, co było najbardziej niebezpieczne. Niemalże jednak upuścił sadzonkę na jej okrzyk. - Zachowaj to w sekrecie, dobrze? – powiedział na to, uśmiechając się lekko, a później z zaciekawieniem obejrzał zdjęcia bzu, jaki udało się dziewczynie wyhodować, chwaląc ją za to, co udało jej się osiągnąć. Widać było, że dziewczyna się starała, a to zdecydowanie się chwaliło. Chwaliło się również to, że powinni wracać do koloseum, żeby naprawdę odetchnęła i znalazła się na wszelki wypadek bliżej Westalek. Tak więc zebrał sadzonki, zabezpieczył je, a później wspólnie ruszyli w stronę właściwej wyspy.
z.t x2
+
______________________
After all these years you still don't know The things that make you