Pokoje zachowane są w stylu iście romańskim, na pierwszy rzut oka widać wielkie łóżka z kolumnami, które zajmują większość pomieszczenia. Łóżka dostosowują się do preferencji czarodzieja, który z niego korzysta. Pod ścianami leżą obszerne kufry, w których goście mogą zostawić swoje rzeczy. Na ścianach widnieją malowidła i płaskorzeźby przedstawiające starożytne, rzymskie bóstwa i sceny z życia towarzyskiego dawnych czarodziejów. Pokoje nie posiadają prywatnych łazienek, ich funkcję pełni ogólnodostępna łaźnia podziemna.
Dodatkowo cokolwiek nie zrobiliście ze swoimi maskami, każdego ranka pojawiają się na parapecie waszych okien, możecie więc je regularnie używać.
Lokatorzy:
1. Larkin J. Swansea 2. Frederick Shercliffe 3. Maximilian Felix Solberg 4. Salazar Morales
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Długo zastanawiał się, czy powinien jechać na te wakacje. Nie czuł się pewien, choć spotkanie z Marlą pozwoliło mu nieco zmienić spojrzenie na świat tak samo, jak późniejsze rozmowy z najbliższymi. Postanowił więc zaryzykować, choć miał zamiar być w stałym kontakcie z ojczymem i przyjaciółmi w razie, gdyby potrzebował wsparcie. Powitanie w Venetii sprawiło, że od razu przestał żałować tej decyzji. Czyżby znalazł się w miejscu, gdzie mógł poznać nieco Alchemii? Jeśli tak, miał zamiar znaleźć najbliższą bibliotekę i nie wychodzić z niej przez całe dwa miesiące. Najpierw trzeba było się jednak rozpakować. Zaszedł więc do koloseum i gdy tylko otworzył drzwi do swojego pokoju, szczęka mu opadła. Nie dość, że były tu luksusy, o jakich mu się nie śniło, to jeszcze wszystko urządzone było w stylu, który przypadał do gustu jego historycznym zajawkom. Od razu zaczął rozglądać się wokół. Zauważył na parapecie jakąś maskę i przez chwilę się jej przyglądał, choć nie przymierzył jej do swojej twarzy, eksplorując dalej pomieszczenie. W końcu, gdy przejrzał już każdy zakamarek, wziął się za swój kufer i Groma, którego zabrał ze sobą. Właśnie wypakowywał ostatnie ubrania, gdy drzwi się otworzyły. Max odruchowo spojrzał w tamtą stronę, a gdy zobaczył, kto stał po drugiej stronie pokoju, zamurowało go. Nie był w stanie nic z siebie wydusić, więc stał tam w szoku, mrugając jak pojeb. Wolna dłoń odruchowo powędrowała do jego szyi, szukając wsparcia w wisiorku, którego tam nie mógł znaleźć, bo przecież już go nie posiadał. Podrapał się więc tylko po szyi, jakby szukał jakiegoś wytłumaczenia dla tego gestu, by nie wyjść na totalnego debila.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Paco nie zamierzał próżnować ani marnować choćby chwili zaplanowanych wcześniej wakacji, dlatego naprędce pozostawił torbę w luksusowym, historycznie wystrojonym, pokoju, udając się na przechadzkę po weneckim centrum, w okolice Pałacu Dożów. Nie zastanawiał się nawet nad tym, z kim przyszło mu dzielić lokum. Ot, korzystał z pięknej pogody i urokliwych widoków zapewnianych przez włoskie miasteczko, dlatego i na jego twarzy wymalowało się ogromne zdziwienie, kiedy po powrocie do Koloseum natrafił nie na kogo innego jak na rozpakowującego swoje toboły Maximiliana. Stanął jak wryty we framudze, przypatrując mu się w milczeniu, ale po tym jak spostrzegł tak charakterystyczny, znajomy gest, uśmiechnął się nawet półgębkiem, przyklękując przy swojej torbie. Przerzucił parę lnianych koszul, by wreszcie wyciągnąć to, czego szukał. Sprezentowany niegdyś chłopakowi wisiorek. - Weź go. Zapomniałem ci oddać. – Podał naszyjnik ukochanemu, mając nadzieję, że nie spotka się z jego odmową. Pamiętał jednak ich ostatnią, niezbyt komfortową rozmowę przed nocnym klubem, dlatego prędko się odsunął, znów łapiąc swój bagaż, żeby umieścić go na pościeli jednego z łóżek. – Jeżeli chcesz, to się stąd wyniosę. – Zagadnął Felixa, czując że dobór współlokatora może nie być mu na rękę. Sam… sam wolałby tu zostać, najlepiej z nim, ale miał wrażenie, że stracił swoją szansę, a jego potrzeby i pragnienia, przynajmniej te związane z Maximilianem, przestały się liczyć.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Po torbach innych nie grzebał, choć może powinien, bo od razu zorientowałby się, z kim przyszło mu dzielić pokój. Zamiast tego obydwoje zostali zaskoczeni swoją obecnością, a Max jeszcze bardziej osłupiał, gdy zobaczył w dłoniach znajomy wisiorek, którego tak bardzo podświadomie teraz szukał. Chwycił go z tego wszystkiego czując, jak sam dotyk fiolki wywołuje w nim mieszane emocje. Z jednej strony przyniosła mu ona ulgę, ale z drugiej jeszcze bardziej wszystko skomplikowała. Wiedział, że nie powinien jej przyjmować, ale dawała mu pocieszenie, którego potrzebował. -Nie powinienem. - Powiedział, wciąż patrząc w szkło, jakby mówił to bardziej do siebie niż do Paco. W końcu, po dłuższej chwili milczenia, postanowił położyć ją na wierzch swoich rzeczy. Nie czułby się komfortowo, zapinając teraz na swoim karku łańcuszek, który przecież poniekąd był symbolem ich relacji. Do tego znajdujący się w środku eliksir sprawił, że myśli chłopaka na sekundę odpłynęły z Venetii. -Wszystkie pokoje będą pewnie pełne. - Odpowiedział, bo też nie chciał robić Moralesowi problemu. -Musimy.... - Wziął głęboki oddech, w końcu spoglądając na rozwalonego na łóżku Meksykanina. -Muszę, w końcu oswoić się z Twoją obecnością. Pewnie nie raz jeszcze na siebie gdzieś wpadniemy. - Zmienił nieco narrację, bo przecież z ich dwóch, tylko on miał problem z tak bliskim dystansem między nimi. I to nawet nie tym emocjonalnym, a po prostu geograficznym.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Gdyby Maximilian zapuścił żurawia do torby Meksykanina, z pewnością rozpoznałby właściciela ekstrawaganckiej, drogiej garderoby, ale najwyraźniej kultura nie pozwoliła mu na podobne przeszpiegi, a w konsekwencji obydwaj w dość szokujący sposób dowiedzieli się o tym, że przyjdzie im ze sobą mieszkać przez kolejne dwa miesiące. Paco chciałby powiedzieć, że ta nowina go cieszy. Przecież tęsknił niemiłosiernie za obecnością ukochanego. Niestety jednak, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że ich relacja nie wygląda tak jak dawniej, a przebywanie wraz z Felixem w jednym pokoju może jedynie przysporzyć im obu dodatkowych kłopotów. Patowa sytuacja. - Powinieneś. – Zaprzeczył wątpliwościom nastolatka. – Chciałbym, żebyś wierzył, że nadal przynosi ci szczęście. Dopóki ty w to wierzysz, tak właśnie będzie. Zatrzymaj go. – Przekonywał go, że sam nie widzi w tym niczego złego czy niestosownego. Niezależnie od tego jak bardzo się od siebie oddalili, nadal życzył mu wszystkiego, co najlepsze i nadal gotów był go wesprzeć nawet w najtrudniejszym położeniu. Czułby się koszmarnie, pozbawiając go fiolki, która pewnie wiele razy pozwalała mu się uspokoić i dawała nadzieję na lepsze jutro. Ponownie przerzucił kilka koszul, nie wiedzieć dlaczego. Chyba tylko po to, by udawać że coś robi. W rzeczywistości wyczekiwał odpowiedzi ukochanego, której treści właściwie się spodziewał, a że naprawdę potrzebował parę minut odpocząć… zsunął buty i ułożył się wygodniej na materacu, cały czas wpatrując się jednak w szmaragdowe ślepia Maximiliana. Muszę w końcu oswoić się z twoją obecnością. - Kim dla ciebie teraz jestem? – Nie planował zadać tego pytania, ale po słowach chłopaka poczuł bolesne ukłucie w sercu, którego nie potrafił po prostu zignorować.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Max i tak nie miał zamiaru zbyt wiele czasu spędzać w pokoju nawet, jeśli jego wystrój robił na nim ogromne wrażenie. Miał więc nadzieję, że jakoś te kilka godzin będzie w stanie przeżyć, jeśli nie będzie działo się nic szczególnie niezręcznego. To był dopiero pierwszy dzień i choć nikt nie trzymał ich tutaj na siłę, Solberg naprawdę chciał skorzystać z tych paru tygodni wolności i sprawdzić, czy nadaje się do samodzielnego życia, czy jednak może powinien wrócić na dłuższy czas do ośrodka. Nie powiedział nic więcej na temat wisiorka, chowając go w bezpieczne miejsce. Potrzebował czasu, by zdecydować, czy naprawdę chce go przyjąć, czy to była tylko jedna z chwil słabości, kiedy szukał wsparcia w przedmiocie nieożywionym z braku lepszego rozwiązania pod ręką. Odłożył resztę rzeczy do kufra, a następnie usiadł na skraju własnego łóżka, które już zajmował Grom, śpiąc spokojnie na jego środku. Tak, na kociaku nie robiły wrażenia luksusy. Jeśli mógł wygodnie się gdzieś ułożyć, miał praktycznie wszystko, czego potrzebował. Max nie spodziewał się pytania, które wybrzmiało w powietrzu, jeszcze bardziej gęstniejąc atmosferę między nimi. Co prawda może nie powinien być aż tak zaskoczony, bo czuł w kościach, że kiedyś muszą poruszyć ten temat, ale w życiu nie powiedziałby, że będzie to w takich okolicznościach. -Ja... Jesteś...Myślę....Nie... - Zaczął się miotać, zamykając swoją gębę, by wziąć głęboki oddech i uspokoić plączące się w jego głowie myśli. -Nie była to rzecz, nad którą miałem czas się zastanawiać. Nie sądziłem, że jeszcze będę musiał. - Wyartykułował w końcu spokojnie, choć z nutką wstydu wyczuwalną w jego głosie. To prawda, że raczej skupiał się na tym, by poukładać inne aspekty swojego życia, a skoro Paco go zostawił, nie widział sensu w rozgrzebywaniu swoich myśli na ten temat, choć terapia pomogła mu kilka spraw mimowolnie zrozumieć.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Wystrój rzeczywiście robił wrażenie, i to nawet na otaczającym się na co dzień luksusami Meksykaninie, który mimo to początkowo także nie planował marnować zbyt wiele czasu w zamknięciu czterech ścian. Niewykluczone, że zmieniłby podejście, gdyby wiedział, że Maximilian dobrze i swobodnie czuje się w jego towarzystwie, ale już po pierwszej reakcji chłopaka obawiał się, że dzielenie wspólnego pokoju wcale nie będzie dla nich korzystne. Na pewno nie było zdrowe dla niego. Wydawało mu się, że będzie zmuszony nieustannie patrzeć na skarb, który stracił przecież własne życzenie, a przez to zastanawiał się czy naprawdę nie poszukać innego wolnego lokum. Nie dopomógł ciężkiej atmosferze wiszącej w powietrzu swoim pytaniem, ale to samo cisnęło mu się na usta. Pewnie kiedyś i tak by to powiedział, ale po tym jak Felix zaczął plątać się w zeznaniach, niestety poczuł się jeszcze gorzej. – Nie myślałem, że kiedykolwiek będziesz musiał się ze mną oswajać. – Westchnął ciężko, odwracając się na bok, żeby przysiąść na skraju łóżka, jakby już sygnalizował, że długo tu nie zagości. – W porządku. – Dodał dla pokrzepienia, bo mimo tej krzty goryczy zatruwającej serce, nie zamierzał wzbudzać u byłego partnera wstydu. Zamilknął zresztą na dłuższą chwilę, nie będąc pewnym w jaki inny sposób zacząć niewygodny temat. – Chcesz się oswoić z moją obecnością poza pokojem czy wolisz, żebym zostawił cię w spokoju? – Wreszcie odważył się jednak odezwać ponownie, dość nieśmiało proponując Maximilianowi, żeby zwiedzili weneckie miasteczko razem. Chciał tego i dawno tak bardzo nie martwił się dość prawdopodobną odmową.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Max miał nadzieję, że pozostałe łóżka również zostaną zajęte, co trochę rozluźni panującą tu atmosferę, choć na obecną chwilę nie mógł mieć co do tego pewności. Wiedział, że ludzie przyjeżdżają na te spędy jak im się podoba i sytuacja mogła rozwinąć się tak naprawdę w każdą ze stron. -Ja też nie. - Wyznał szczerze, bo o ile mieli za sobą wiele burzliwych chwil, to nigdy nie sądził, że może czuć się w towarzystwie Paco tak niekomfortowo. Zazwyczaj wybuchali agresją, a po kilku minutach, czy nawet dniach, emocje opadały i wszystko było w porządku. Teraz jednak sytuacja wyglądała nieco inaczej, szczególnie dla Maximiliana, który cierpiał dość poważne konsekwencje ich rozstania. -Nie wiem. - Po raz kolejny postawił na szczerość, której chciał się nauczyć i miał nadzieję, że powoli zmierza w tym kierunku. -Paco.... - Westchnął ponownie ciężko, po czym odwrócił wzrok na śpiącego spokojnie Groma, by było mu łatwiej powiedzieć dalsze słowa. -Nie powiem, że Cię do końca rozumiem, ale wiem, że zazwyczaj to wszystko samo jakoś się rozwiązywało. Musisz zrozumieć, że nie jest jak dawniej. Zraniłeś mnie w sposób, w jaki obiecałeś nigdy tego nie robić. Obudziłeś najgorszą część mnie, której sam nawet nie znałem. Nie rozwiążę tego przez kilka godzin, ani nawet tygodni. Potrzebuję znów poczuć się bezpiecznie nim zrobię cokolwiek. - Wyrzucił z siebie, w połowie wypowiedzi biorąc, niezadowolonego z tego faktu, Groma na kolana. Kot syknął cicho, patrząc groźnie na właściciela, po czym wrócił do spania, jakby nigdy nic.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Paco nie miał pewności jedynie co do ostatniego łóżka. Wiedział bowiem, że to obok zajmie jego znajomy opiekun zwierząt i rzeczywiście, podobnie jak Maximilian, chciał uwierzyć, że jego obecność rozgoni burzowe chmury i ułatwi wszystkim względnie normalne funkcjonowanie… z drugiej strony czy naprawdę chciał w tej kwestii polegać na Fredericku? Próbował sobie wybaczyć i zapomnieć o tym, co się wydarzyło, ale niestety wspomnienia wracały, a obecność ukochanego już całkiem je rozbudzała. Czasami nie mógł po prostu uwierzyć, że po tym wszystkim co razem przeszli, naprawdę wylądowali w martwym punkcie, z którego przynajmniej on nie umiał się wydostać i ruszyć dalej. Nie odzywał się, i to nawet nie dlatego, że nie miał nic do powiedzenia. Postanowił jednak wysłuchać Felixa, spróbować postawić się w jego sytuacji i zrozumieć jak i dlaczego właśnie tak a nie inaczej go traktuje. Doceniał szczerość nastolatka, chociaż nie ukrywał, że wolał już te wybuchy agresji, po których suma summarum jakoś zawsze udawało im się porozumieć. Teraz nie było pomiędzy nimi niczego poza żalem. – Zawiodłem cię. Wiem. – Westchnął ciężko, przez moment zerkając nie na twarz byłego partnera, ale na leżącego obok niego spokojnie kota. – Wierz mi, że zawsze chciałem dla ciebie wszystkiego, co najlepsze. Nigdy nie chciałem cię skrzywdzić. Nie mógłbym… – Można by odnieść wrażenie, że próbuje się głupio wytłumaczyć, ale mówił szczerze. – …po prostu… nie wiem co sobie wtedy myślałem. Nie wiem dlaczego wydawało mi się, że to dobry pomysł. – Po głosie Meksykanina słychać było, że jest coraz bardziej rozgoryczony, a te najboleśniejsze słowa miały przecież dopiero nadejść. Niezadowolony syk Groma na chwilę wytrącił jednak mężczyznę z równowagi. - Te quiero, Félix, pero está claro que no sé ser buena contigo, aunque lo intento. – Mruknął ze spuszczoną głową, znacznie ciszej niż dotychczas, jednak na tyle głośno by Maximilian mógł go usłyszeć. Podniósł wzrok dopiero po chwili, nieco śmielej rzucając wyzwanie ukochanym, lśniącym szmaragdem ślepiom. – Chciałbym spędzić trochę czasu z tobą, ale jeśli ty tego nie chcesz… w porządku. Mogę zadbać o to, żeby cię unikać, przynajmniej na tyle na ile będzie to możliwe. – Zaproponował zgodnie z tym czego sam pragnął, pozostawiając jednak furtkę uchyloną, w razie gdyby chłopak wolał odsunąć go na boczny tor.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Sam preferował te wybuchy agresji choć wiedział, że wcale nie rozwiązują problemów, a tylko zakopują je pod dywan i odganiają w czasie kolejną nieuniknioną konfrontację. Nie chciał już tak żyć. Szczerze pragnął nauczyć się poprawnej komunikacji, nie tylko z Paco, ale i innymi, na których mu zależało. Miał już wszelkie narzędzia do tego, postąpił pierwszy krok i mógł mieć tylko nadzieję, że uda mu się pokonać całą tę trudną drogę. -Myślę, że nie. Nie możesz wiedzieć wszystkiego, bo nigdy nie usłyszałeś ode mnie całej prawdy. I teraz też jej nie usłyszysz. - Wtrącił, ale nie dlatego, że nie chciał z nim rozmawiać. Po prostu nie czuł się jeszcze na to w pełni gotowy. -Sam nie wiem, co Cię wtedy opętało i długo się nad tym zastanawiałem. - Przyznał, nie chcąc ani usprawiedliwiać, ani demonizować tamtego zachowania Salazara, kiedy też nie miał wszystkich informacji, potrzebnych do jasnej oceny sytuacji. Wiedział jedynie, jak to dla niego wyglądało i jak się z tym czuł, ale jeśli oparłby kolejną rozmowę tylko na tym, jej efekt byłby taki sam jak zawsze. -Wiedziałbyś, gdybyś słuchał tego co mówię. Jasno wyrażałem to, czego potrzebuję. - Postanowił skonfrontować słowa mężczyzny, bo nadal nie mógł pojąć, jak może on nie widzieć tego, że Max wielokrotnie jasno powtarzał mu, że chce jedynie zaufania z jego strony i odrobiny wolności, choć to drugie zdawało się być dla Moralesa łatwiejsze do przełknięcia. Ponownie westchnął, znów inicjując dłuższą chwilę ciszy. Nie wiedział, co powinien zrobić i jakie skutki będzie miała każda z jego decyzji. Nie miał przy sobie nikogo, kto mógłby go jakkolwiek pokierować czy wesprzeć, więc musiał polegać na sobie, co jakoś nigdy specjalnie dobrze mu nie wychodziło. -Dobrze. Spróbujmy. Spędzimy razem trochę czasu. Bez zobowiązań, bez oczekiwań, bez niczego. - Przytaknął w końcu z ciężkim sercem i wielkim niepokojem co do swojej decyzji. -Ale jeśli nic to nie zmieni... Po prostu pozwólmy sobie w końcu odpuścić. - Postawił swój warunek, mając nadzieję, że taki kompromis zadowoli mężczyznę i pozwoli nieco samemu Solbergowi, rozjaśnić w głowie kilka spraw.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Wbrew pozorom te wybuchy agresji niekiedy pomagały rozwiązywać, a przynajmniej identyfikować problemy, które pojawiały się na ich drodze, choć z pewnością nie stanowiły one optymalnej, pożądanej formy komunikacji, jakiej można by wymagać od partnerów. Na pewno obydwaj próbowali nauczyć się tego jak ze sobą rozmawiać, ale najwyraźniej nie udało im się nigdy odbyć tego swoistego kursu w pełni. – Nie muszę słyszeć całej prawdy, żeby wiedzieć, że cię zraniłem i że to przeze mnie… – Przerwał, nie chcąc wracać do rozpaczliwych poszukiwań Maximiliana i makabrycznego widoku, który zastał na malediwskiej wyspie, zwłaszcza kiedy wiedział, że chłopak musiał przejść długą drogę, żeby znaleźć się w tym miejscu i w tym stanie i że wówczas nie było go obok. Nie wiedział i nie mógł wiedzieć, co dokładnie czuł Felix, ale domyślał się, że było to kurewsko trudne. – Wydawało mi się, że lepiej ci będzie beze mnie… zresztą, pewnie miałem rację. Spójrz na siebie. Wyglądasz na zdrowszego i szczęśliwszego. – Przyznał niechętnie, zdając sobie sprawę, że świadczy to tylko bardzo źle o nim, skoro nie potrafił być dla swojego ukochanego oparciem. Wręcz przeciwnie, doprowadził go do koszmarnego stanu. – Chciałem tylko, żebyś wiedział, że nie jestem w stanie cię skrzywdzić, ale pomyliłem się, skoro właśnie wtedy najbardziej cię skrzywdziłem. – Wzruszył ramionami w geście zrezygnowania, nie mogąc odżałować tego, co się wydarzyło. – Bałem się o ciebie, Felix. Może za bardzo i dlatego bałem się naprawdę być przy tobie. – Przyznał za to szczerze, a nawet prychnął cicho pod nosem rozbawiony kolejnymi słowami nastolatka. - Ay, chico… nigdy nie wyrażałeś niczego jasno. – Rzucił żartobliwie, przypominając mu, że sam także nie jest mistrzem komunikacji. – Próbowałem, ale nie zawsze rozumiałem twoje potrzeby. Nie jestem w tym dobry. – Westchnął, acz w jakimś stopniu cieszyła go ta wymiana zdań. Nie pamiętał, kiedy ostatnio rozmawiali ze sobą tak otwarcie, bez rzucania talerzami. Po prostu uczciwie. Jeszcze bardziej ucieszyła go odpowiedź Maximiliana, a przynajmniej pierwsza jej część, wszak na drugą mimowolnie skrzywił usta, marszcząc również krzaczaste brwi. Wiedział jednak, że Felix ma rację. Nie mogli w nieskończoność marnować danych im od losu szans, bo to tylko ich wykańczało. – Zgoda. – Pokiwał porozumiewawczo głową, postanawiając skupić się nie na wyrzutach, a na przyjemniejszych aspektach weneckich podróży. – W takim razie… od czego chciałbyś zacząć? Myślałem o małym rejsie gondolą, ale mogę zmienić plany. – Spojrzał na chłopaka wyczekująco, zaraz po tym sięgając po okulary przeciwsłoneczne, które uznał za przydatniejsze od leżącej na szafce nocnej maski.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Skrzywił się lekko na te słowa, bo o ile nie mógł powiedzieć, że Paco był tu niewinny, tak nie do końca też czuł się w pozycji zrzucania na niego całej odpowiedzialności, gdy sam dość mocno zawalił. -Uciekanie od prawdy to tylko kolejny krok do powtarzania tych samych zjebanych błędów w przyszłości. - Zajebał mądrością z terapii, nieco bardziej ubraną w jego własne słowa i choć mogło to brzmieć nienaturalnie z jego ust, tak tym razem wierzył w prawdziwość tego stwierdzenia. Szczere rozmowy nie były łatwe szczególnie, gdy ktoś przeżył tyle co ta dwójka, ale jak obydwoje boleśnie się przekonali, ich brak prowadził do narastających konfliktów i szkodliwych niedopowiedzeń, których chłopak miał już powyżej uszu. Może było to nieco egoistyczne, ale wiedział, że choćby dla samego siebie, muszą kiedyś poruszyć wszystkie niuanse ostatnich miesięcy. -Wydawało Ci się.... - Powtórzył, a w szmaragdowych tęczówkach widać było smutek. -Przykro mi to słyszeć. - Powiedział czując, że nie dał Paco wystarczających dowodów na to, że zależało mu na nim i ich relacji, gdy jeszcze ją mieli. -Jestem zdrowszy. - Odpowiedział, insynuując, że co do drugiej części niekoniecznie musi zgadzać się z tym, co Salazar zaobserwował. Nie, nie był szczęśliwszy i raczej wątpił, by kiedykolwiek w życiu potrafił wyjść z tej ciemności, która otaczała jego psychikę. Owszem, w ramionach Moralesa zdawała się ona blednąć, ale teraz był sam. Istnieli już osobno i Max wiedział, że jeśli nie zaakceptuje tego stanu swojego umysłu, gdy jest tylko we własnej obecności, to wiecznie będzie powtarzał te same schematy, które co rusz prowadzą go bliżej i bliżej śmierci. -Jeśli śmierć jest dla Ciebie największą krzywdą, jaka może Cię spotkać z rąk drugiego człowieka, jesteś niezwykłym szczęściarzem. - Stwierdził smutno, marząc o tym, by dla niego to było takie proste. Nie, dla Maxa wieczny odpoczynek był wręcz zbawieniem, na które czekał z niecierpliwością, a czasem nawet destrukcyjnie i aktywnie do niego dążąc. Skinął głową na kolejne słowa, doceniając szczerość, która z nich płynęła. Nie był w pozycji by stwierdzić, czy tak faktycznie było, ale wiedział, że Paco nie wypowiadał podobnych rzeczy, tylko po to, by coś ugrać. Nie przy nim. Wyznanie zdawało się być zbyt intymne, by Max uwierzył, że to jakakolwiek gierka ze strony Moralesa i nawet jeśli był to po prostu pic, do chłopak chciał wierzyć w to, że ma rację. -Może ciężko było to wydobyć z lawiny krzyków, ale wyrażałem. - Twardo stał przy swoim, pozwalając sobie jednak tym razem na lekkie uniesienie kącików ust, bo wiedział, że czasem chaos robił swoje i sam nie potrafił z niego wyciągnąć tego, co Paco próbował mu wielokrotnie przekazać. Prawdą było jednak, że też nie przypominał sobie, kiedy ostatnio mieli okazję tak porozmawiać. Jeśli w ogóle kiedykolwiek taka miała miejsce. Nie było Maxowi łatwo wypowiadać te wszystkie zdania, ale mimo to, jakoś jeszcze nic go nie zeżarło, co chyba oznaczało, że prawda wcale nie jest taka straszna, jak mogła się wydawać. Ucieszył się, gdy Paco przystał na te warunki. Szczerze nie wiedział, czy mężczyzna będzie na to gotów i czy może nie kombinuje, jakby jednak coś z tego ugrać. Musiał jednak zaryzykować nie tyle dla nich, co dla siebie samego. -Powinieneś iść na ten rejs. Ja muszę jeszcze zająć się Gromem, żeby mi nie zdechł tu z głodu i nudy. Spotkamy się jak wrócisz. - Delikatnie postawił granicę na ich relacji. Nie sądził, by Paco musiał teraz rzucać wszystko, by tylko spędzić z nim trochę czasu nawet, jeśli był gotów tak postąpić.
+
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Wbrew pozorom obydwaj zawalili wiele spraw i obydwaj winni byli rozpadu relacji, której daleko może było do ideału, ale która z pewnością dawała im namiastkę upragnionego szczęścia. Relacji, która niewątpliwie miała potencjał i nad której rozkwitem powinni pracować wspólnymi siłami. Nie można zresztą powiedzieć, że nie próbowali. Najwyraźniej jednak nie byli jeszcze wówczas gotowi zderzyć się przynajmniej z częścią przeszkód stojących na drodze do zbudowania dojrzałego i zdrowego związku. Paco nie unikał ciężaru odpowiedzialności, czuł się winny za to co się wydarzyło, ale wiedział że Maximilianowi również mógłby zarzucić wiele błędów czy niedopowiedzeń. Mimo to nie chciał mówić o nich głos, bo miał dosyć nieustannych wyrzutów i przerzucania się winą, a jeżeli miał do wyboru kolejną bolesną kłótnię lub rejs gondolą po niezwykle urokliwym miasteczku… zdecydowanie wolał wybrać drugą z opcji. - Nie uciekam od prawdy, Felix. Akurat na tyle mnie znasz. Wolę ją znać, nawet jeśli nie jest korzystna. – Przypomniał chłopakowi, wszak częstokroć zadawał mu zbyt wiele pytań i ciągał go za język tylko po to, żeby wiedzieć. Tym razem nie zamierzał tego robić. – Chciałbym znać prawdę, ale będę czekał, kiedy ty będziesz gotowy o niej ze mną porozmawiać; o ile w ogóle będziesz tego potrzebował. – Ostatnio nie miał z ukochanym kontaktu, nie wiedział również o tym, że uczęszczał na terapię, a chociaż sam nie nabył podobnych doświadczeń, starał się zrozumieć i po prostu być dla niego, nie czyniąc niczego na siłę. W końcu to nie tak, że nie obchodziło go to, co Solberg czuł i to, co działo się u niego przez ten cały czas, kiedy nie było go w pobliżu. Przeciwnie, chciał o tym wiedzieć, ale zdawał sobie sprawę z tego, że w tym momencie Maximilian niekoniecznie musi czuć się w porządku z dzieleniem się z nim takimi szczegółami. - Pomyliłem się. Nie pierwszy zresztą raz. Chyba nie umiem myśleć trzeźwo, kiedy mi zależy. – Pokręcił ze zrezygnowaniem głową, wzdychając przy tym ze słyszalną nutą rozczarowania. Dopiero teraz odniósł wrażenie, że czasami lepiej byłoby, gdyby po prostu nie robił nic, nie zawracał nurtu rzeki, a po prostu pozwolił jej swobodnie płynąć. Jestem zdrowszy. – Dobrze wyglądasz. Cieszy mnie to. – Nie umknęło jego uwadze, że Felix ominął słowo szczęśliwszy, ale świadomie nie poruszał tego tematu, za to szczerze się do byłego partnera uśmiechnął. Żałował, że nie potrafił o niego odpowiednio zadbać, jasne, ale to kto mu pomógł, nie miało obecnie znaczenia. Liczył się finalny efekt. – Nie jest, a na pewno nie moja. Zrozumiałbyś, gdybyś… – Wtrącił a propos śmierci, ale szybko przerwał, postanawiając ubrać swoje przemyślenia w inną, subtelniejszą formę. – …chyba nigdy nie udało mi się zwalczyć poczucia winy, nawet jeżeli twierdziłem, że jest inaczej. Pewnie dlatego nie chciałem się przywiązywać, ale nie wszystko można w życiu zaplanować. – Ciebie na pewno bym nie zaplanował. Przeszło mu przez myśl, co sprawiło że kąciki ust uniosły się jeszcze wyżej, i to pomimo ciężkiego, wręcz ołowianego tematu rozmowy. – Bałem się o ciebie i o to, że cię stracę. Robiłem wszystko, żeby tego uniknąć, ale osiągnąłem odwrotny efekt, jakbym utknął w tym pieprzonym schemacie. – Uśmiech spełzł z jego twarzy, za to podniósł wzrok, śmielej przypatrując się ukochanemu, jakby chciał go bezgłośnie przeprosić za to, że wiele razy zachowywał się jak kretyn. Chyba obaj potrzebowali pogadać, a o dziwo tym razem nawet im się to udawało. - Oj, ciężko. Możesz mi wierzyć, nigdy nie byłeś łatwy w utrzymaniu. – Parsknął śmiechem, dla rozluźnienia atmosfery rzucając tekstem, którym wiele razy określał Maximiliana w przeszłości. Tak naprawdę żaden z nich nie miał łatwego charakteru i to i tak cud, że wytrwali ze sobą tak długo. A może właśnie nie był to cud, tylko uczucie, które przecież nie znikało ot tak, z dnia na dzień. – Ma sens. Wolałbym nie mieszkać ze zdechłym kotem w pokoju. – Pokiwał zgodnie głową, unosząc ręce w bezbronnym geście, kiedy Grom niespodziewanie syknął na niego po tym niezbyt pochlebnym i empatycznym komentarzu. – W takim razie do zobaczenia później. Pomyśl, gdzie chciałbyś pójść, bo mnie wybór atrakcji już powoli zaczyna przytłaczać, mimo że wiem, że to dopiero początek urlopu. – Rzucił na pożegnanie, a tuż po tym założył okulary przeciwsłoneczne, opuszczając piękne wnętrze pokoju w koloseum. W końcu wyjazd do Wenecji bez rejsu gondolą byłby wyjazdem straconym.
zt. x2
+
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Było już ciemno, gdy w końcu znalazł się w pokoju. Po drodze wstąpił jeszcze do łaźni i na coś do jedzenia, bo oczywiście zgłodniał, a przy okazji chciał przemycić jakiś smakołyk dla Groma. Jakie było jego zdziwienie, gdy kot powitał go agresywnym pomiałkiwaniem i od razu poprowadził do łóżka Paco, który wciąż wyglądał jak dziecko. I do tego widać faktycznie jego organizm zachowywał się jak ten trzylatka, bo Morales był zdecydowanie w nietrzeźwym stanie. Max nie miał pojęcia, czy ten wypił coś jeszcze, poza tym winem na karnawale, ale miał zamiar się przekonać. Może nie od razu, ale powoli. -Jak się czujesz? - Zapytał Salazara, siadając na skraju jego materaca, po czym otworzył puszkę z tuńczykiem i postawił ją na ziemi, by Grom mógł w spokoju zjeść swoją kolację. Fakt, że Paco wyglądał jak dziecko sprawiał, że Max czuł się nieco dziwnie, ale widząc, jak ten był wkurwiony na całą sytuację, nie chciał zostawiać go całkiem samego na wypadek, gdyby jednak potrzebował jakiegoś wsparcia.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Mieli unikać niebezpieczeństw, a jednak największą zmorą dla Meksykanina okazało się z pozoru bezpieczne, prozdrowotne źródełko życia, co mężczyzna uznał za chory żart sprzedany mu przez los. Maximilian prawdopodobnie go nie rozumiał, ale wolałby już oberwać czarnomagiczną klątwą w twarz niż paradować po włoskim miasteczku pod postacią trzylatka. Przyzwyczajony był do świstu zaklęć, a fizyczny ból po prostu znosił zdecydowanie lepiej od uczucia upokorzenia. Uczucia, które jego młodszy partner jedynie pogłębił głupimi żartami i cykaniem mu pamiątkowych zdjęć. Tak, Paco zdawał sobie sprawę z tego, że chłopak nie robił tego świadomie – zwłaszcza że wiele razy droczyli się i wyzywali w humorystycznym tonie – ale tym razem mocno uraził jego męską dumą. Nie usłyszał nawet, że ktoś wrócił do pokoju. Alkohol uderzył mu do głowy w niespodziewanym tempie, dlatego położył się do łóżka z nadzieją, że obudzi się w lepszym nastroju. Nawet z kacem, byle we własnym ciele. Wybudził go dopiero znajomy głos ukochanego. – Beznadziejnie. – Wymamrotał bez cienia entuzjazmu, zerkając na swoje dłonie tylko po to, żeby znów przekląć pod nosem. Na widok dziecięcych palców całkiem odechciało mu się wstawać.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie wymagał od Moralesa fikołków i wielkiego zaangażowania. Chciał jednak upewnić się, że wszystko z nim w porządku, przynajmniej fizycznie, bo psychicznie domyślał się, że ten pewnie nadal nie może się uporać z tym małym, magicznym żarcikiem. -Mogę coś zrobić? - Zapytał partnera, głaszcząc czule jego malutką główkę. Tak, zdecydowanie łatwiej było mu zachować powagę, choć nadal uważał to wszystko za ironicznie zabawne i miał zamiar zachować sobie zdjęcia na pamiątkę. -Może i dobrze, że poszedłeś, nie straciłeś wcale tak wiele. - Próbował go jakoś pocieszyć, zostawiając historyjkę o nieudanym bzie na nieco lepszy moment. Na chwilę wstał i odłożył swoją torbę na kufer przy własnym łóżku, by mu nie ciążyła, po czym wrócił do Moralesa. -Chcesz, żebym się położył obok? - Zapytał, nie mając kompletnie pojęcia, jak może poprawić partnerowi humor. Co jak co, ale nawet gdyby był w stanie, to i tak wszelkie bardziej intymne opcje odchodziły teraz na bok, bo nie było szans, żeby Max dotykał, czy pozwalał się dotykać, w ten sposób trzylatkowi.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Prawdopodobnie powinien powiedzieć młodszemu partnerowi wcześniej, że akurat w tym temacie powinni spasować z żartami, ale niestety tego nie zrobił, więc teraz cierpiał podwójnie z powodu niby błahego, a jednak doskwierającego mu intensywniej niż piach w oku. Nie bardzo również wiedział jak ma sobie poradzić z tym uczuciem, dlatego postanowił pójść po najmniejszej linii oporu: upić się i zaszyć pod kołdrą, dopóki życiodajna woda nie przestanie mu odbierać radości z życia. - Nie. – Westchnął ciężko, nie odsuwając jednak dłoni chłopaka. Nie chciał, żeby pomyślał, że unika rozmowy z nim, chociaż spięte mięśnie wyraźnie wskazywały, że wolałby zostać teraz sam. – Ta, tylko swoją godność i swoje ciało. Po prostu usuń te cholerne zdjęcia. – Burknął niezadowolony, zastanawiając się jedynie nad tym, kiedy ten przeklęty stan minie. Nawet propozycja Maximiliana, na którą przecież dotychczas tak niecierpliwie czekał, wcale go nie pocieszyła. – Lepiej nie. Żaden z nas nie czułby się komfortowo. – Odrzucił ją więc, podobnie jak i Felix wiele razy odrzucał jego pomocną dłoń. Cóż, przynajmniej w tym byli mistrzami. Poruszyły go jednak wyrzuty sumienia. Wiedział, że nie powinien tak traktować ukochanego, skoro nie miał on żadnego wpływu na efekty wody ze strumienia. – Nie wiesz jak to naprawić? Może jakiś eliksir postarzający? – Wybełkotał ostatnie słowo dość niezrozumiale, bo i język mu się zaplątał na skutek spożytego wcześniej wina.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Chyba nigdy nie widział Paco w takim stanie, więc nic dziwnego, że nie do końca wiedział, jak powinien się w tej sytuacji zachować. Nie chciał jednak ignorować tego wszystkiego, choć zdawkowe odpowiedzi Moralesa sprawiały, że miał ochotę jebnąć to w cholerę i dać mu się nad sobą użalać. Westchnął na jego słowa o godności, nie poruszając na razie tego tematu. -Nie będę się narzucał. - Zapewnił go, a skoro nie chciał, by Max był blisko, to i został w pozycji, w której usiadł, gotów w każdej chwili przenieść się na swój materac. Był zmęczony atrakcjami dnia, ale wiedział, że na wyspanie się ma jeszcze cały miesiąc. -Nie chcę ryzykować. Nie znam tego źródła, nie wiem jak zareaguje z eliksirem. - Przyznał szczerze, choć uwarzenie takiej mikstury byłoby dla niego łatwizną. Mówił jednak prawdę no i nie był przekonany, czy powinien dawać eliksiry trzyletniemu dziecku. -Nie do końca rozumiem, co Cię tak w tym wkurwia. - Postanowił wyznać licząc, że może kryje się za tym coś większego, czego po prostu nie widział. Domyślał się, że rozmowa z najebanym dzieckiem niekoniecznie musi być jakkolwiek produktywna, ale uznał, że warto podjąć próbę.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Nie chciał przelewać własnej złości na młodszego partnera, ale nieważne jak usilnie by się nie starał tego uczynić, i tak okrywała go obecnie wyjątkowo nerwowa – a jednocześnie i denerwująca – aura. Nie potrafił się skoncentrować na niczym innym niż narzuconym magią wyglądzie, który odbierał mu cała radość z życia, dlatego próbował odsunąć od siebie Maximiliana, żeby nie zatruwać go swoim beznadziejnym nastrojem. Nie potrzebował wcale duchowego wsparcia, a chociaż był w stanie zrozumieć podejście ukochanego, tak wiele by dał, żeby tymczasowo móc zaszyć się pod ziemią albo chociaż pod tą jebaną kołdrą. - Nie narzucasz się, nie chodzi o ciebie, Felix. – Przekonywał go, ale czy na pewno? Poniekąd zabolały go przecież także chłopięce żarty, które dość wyjątkowo trafiły w czuły punkt. – Nie dbam o to, zaryzykujmy. – Poderwał się nieco, upatrując się w słowach współlokatora dokładnie tego, co chciał usłyszeć, pomijając zarazem uwagi o zbyt dużym ryzyku i niespodziewanej reakcji eliksiru. – Zaryzykujmy. Najwyżej będę rzygał dalej niż Grom po nieświeżej rybie. – Powtórzył, a właściwie poprosił po chwili raz jeszcze, niecierpliwie wpatrując się w lśniące ślepia Maximiliana, jakby samą intensywnością spojrzenia chciał przekazać mu, że to najwspanialszy pomysł na świecie. - Nie wiem, może jestem płytki, ale zależy mi na wyglądzie i na renomie, na tym jak ludzie mnie odbierają, a to… – Pokazał gestem dłoni na swoje dziecięce ciało. – …niesamowicie upokarzające. Wolałbym już dostać po mordzie. – Wyjaśnił zwięźle, modląc się o to, żeby chłopak wyciągnął z torby jakiś tajemniczy eliksir, który pomoże mu powrócić do normalności.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Cóż, Max teraz odpłacał się za wszystkie te momenty, kiedy to on nie życzył sobie Moralesowego towarzystwa, choć ten uparcie pojawiał się obok i nie dawał zbyć. Nawet, jeśli miał polec w poprawieniu mu humoru, chciał chociaż zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. -Więc o co? - Zapytał, nie wiedząc jeszcze, że zaraz dostanie poniekąd odpowiedź. Nie był świadom, że sprawił Paco ból, choć powoli się tego domyślał. Nie chciał jednak rzucać pustych przeprosin, naprawdę zależało mu by zrozumieć. -Nie. - Powiedział stanowczo, nie mając zamiaru dalej dyskutować. Jeśli chodziłoby o niego samego, wstrzyknąłby sobie wszystko, ale nie miał zamiaru narażać innych. Jeśli Paco chciał, musiał kombinować bez jego pomocy. Słysząc jego wyjaśnienie, Max się wkurwił. Oczywiście zrozumiał w końcu, o co chodziło, ale zirytował go brak nawet jednej komórki mózgowej u kogoś, kto miał się za dorosłego w tym duecie i często sam dawał mu rady na temat życia. -Pierdolnij się w ten zakuty łeb, co? - Zaczął, wzdychając ciężko. -Paco, nikt Cię nawet nie poznał. Ja wiem, że masz o sobie dobre zdanie, ale nie sądziłem, że nawet tego nie zauważysz. - Wytknął mu najbardziej oczywistą rzecz. Jasne, dbanie o wizerunek to jedno, ale bycie w zupełnie innym ciele, to coś zupełnie innego. -Masz szansę w końcu wyjąć ten kij z okrężnicy i zaszaleć! Zrobić coś, co zawsze chciałeś, ale duma Ci nie pozwalała, albo nie wiem, spełnić marzenie z dzieciństwa, na które byłeś już za stary, czy tam nie wypadało...Paco, dostałeś chwilowo nowe życie i chcesz mi powiedzieć, że masz zamiar leżeć tu jak pierdolona diva i wściekać się na cały świat? - Wypluł z siebie, niedowierzając temu, co tu się właśnie działo. Nawet nie zauważył, kiedy wstał z materaca. A czemu go to tak irytowało? Pewnie dlatego, że sam korzystał z każdej możliwej okazji, by poprawić sobie dzieciństwo, którego tak naprawdę nie miał.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Prawdopodobnie dopiero teraz zrozumiał naprawdę jak irytujący musiał być dla Maximiliana w chwilach, kiedy starał mu się pomóc na siłę. Czasami potrzeba było czasu, samotności… albo eliksiru, który przywróciłby sens istnienia. Przesadzał, z tego również zdawał sobie sprawę, ale każdy miał jakąś piętę achillesową, a najwyraźniej mu brak zarostu przeszkadzał o wiele bardziej niż innym czarodziejom. Nie umiał znaleźć pozytywów sytuacji, w jakiej nieopatrznie się znalazł. – Po prostu daj mi coś. Chyba lepiej, żebyśmy siedzieli w tym razem niż żebym szukał magicznych mikstur na własną rękę i bez twojej wiedzy – Zasugerował, nie dając tak łatwo za wygraną, a i dość naiwnie, bezpodstawnie uwierzył, że po krótkich wyjaśnieniach ukochany sprezentuje mu tę upragnioną, wybłaganą fiolkę. - Może jednak mam więcej wspólnego z Voralbergiem niż mi się wydaje. Jestem za stary na takie zabawy. – Burknął, nadal nie dostrzegając korzyści, które mogłoby mu zapewnić ciało trzylatka. – Nie. Mam zamiar tutaj leżeć dopóki nie będę znowu sobą. – Wzruszył ramionami, chociaż nie kładł się już z powrotem, zamiast tego usadawiając się przy wezgłowiu łóżka. – Byłem dzieckiem lata temu. Przereklamowane. Nie polecam. Nie potrzebuję do tego wracać. – Właśnie tego rodzaju rozmowy zamierzał uniknąć, ale niestety nie wszystko w życiu układało się zgodnie z planami.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
To, czy zrozumiał miało okazać się przy najbliższej okazji. W tej chwili Max miał inne zmartwienia na głowie niż to, czy Paco doznał olśnienia. -Powiedziałem nie. - Powtórzył jeszcze dobitniej. Miał oczywiście ze sobą wiele mikstur, ale żeby być pewnym, co może zadziałać, a co nie, musiałby najpierw zbadać bliżej samo źródełko, z którego się napili, a to raczej nie było możliwe patrząc na to, ile osób z niego czerpało i jak bardzo było pilnowane przez mieszkańców Venetii. -Jesteś za stary, bo chcesz być za stary. - Podsumował, wzruszając ramionami. Niby był przyzwyczajony do tego dziwnego podejścia Paco do życia, a jednak nie mógł nic poradzić na to, że go to tak irytowało. -Yhym. Czyli masz zamiar zmarnować urlop, albo nawet piętnaście lat, bo nie wiemy, kiedy to cholerstwo przestanie działać? - Oczywiście tylko się upewniał. Nie było tam żadnego drugiego dna, ani sarkazmu czy innej ironii. -Jak sobie chcesz. Ale ja nie będę Cię niańczył. - W końcu poddał walkę widząc, że ta nie ma najmniejszego sensu. Grom też skończył już jeść i z dziwnym zainteresowaniem przyglądał się tej scenie, by po chwili wskoczyć na materac obok Moralesa i syknąć na niego z emocją, którą tylko kot potrafił zrozumieć.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
- Dlaczego? – Podniósł głowę, uważniej lustrując każdą malującą się na twarzy Maximiliana emocję. – Boisz się, że mnie uszkodzisz, że dawka będzie zbyt duża? – Jeszcze przez chwilę wiercił również chłopakowi dziurę w brzuchu, zanim dotarło do niego, że nie znajdzie argumentu, który pozwoliłby mu przekonać upartego jak kozioł eliksirowara. Mimo podobieństw, które ich połączyły, czasami uświadamiał sobie także jak wiele ich różni, a chociaż wcale nie chciał toczyć tej jałowej dyskusji z ukochanym, nie za bardzo widział rozwiązanie tej patowej sytuacji. - Najwyraźniej też mam swoje wady, takiego sobie wybrałeś. – Zareagował podobnie, wzruszeniem zbyt wątłych i zbyt wkurwiających ramion, czując że to pragnienie niesienia pomocy ze strony młodszego partnera przyniesie więcej szkód niż pożytku. – Nie. Miałem zamiar przeczekać ten pieprzony urok, ale właściwie masz rację. Nie powinienem marnować czasu, a po prostu zacząć działać. Znajdę sposób. – Rzucił zawzięcie, zeskakując z łóżka, więc można by rzec że Felix osiągnął pewien efekt, acz chyba niekoniecznie taki, jakiego by oczekiwał. - Wstydzisz się blizn. Nie chcesz żebym cię dotykał. Mimo że uczciwie ci powtarzam, że dla mnie jesteś piękny, nieważne czy z nimi czy bez nich. – Mruknął jeszcze w międzyczasie, szukając rzuconego gdzieś wcześniej niedbale portfela. – Wiem, że chcesz dobrze, cariño, ale twoje gadanie niczego nie zmieni. Nadal czuję się chujowo. – Sytuacje nie były w pełni porównywalne, ale chciał mu uzmysłowić, że czasami słowa niestety nie mają wcale takiej mocy, jakiej się od nich wymagało. – Gdzie jest ten jebany portfel… – Warknął również w eter, kompletnie nie mogąc odnaleźć się w nietypowym dla siebie bałaganie.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
-Nie będę igrał z magią, której nie znam. - Powiedział tylko, starając się nie brać tych pytań za bardzo do siebie, choć był to średnio udany zabieg. Zresztą, teraz ta jedna kropelka wkurwienia więcej nie robiła mu już różnicy. Tak, może i byli różni, ale upartością mogli rywalizować i nie było opcji, by w tej kwestii wyłonić zwycięzcę. Prychnął z niedowierzaniem na kolejne słowa, a na usta cisnęło mu się coś, czego wiedział, że może żałować, więc resztkami rozsądku powstrzymał się od powiedzenia tego na głos. Zbyt wiele razy już to przerabiali i nie miał po prostu sił. -Znajdziesz sposób? Będziesz machał galeonami każdemu na ulicy licząc, że ktoś Ci pomoże? Daj znać, czy ktokolwiek będzie potrafił coś poza wyłudzaniem kasy. - Jakoś nie wierzył, by nawet mieszkańcy wyspy byli w stanie coś na to poradzić. Gdyby tak było, zapewne przed źródełkiem istniałyby jakieś informacje na ten temat, a tymczasem nie było ani śladu po podobnych instrukcjach. -Nie no, masz rację, bo to jest kurwa ta sama sytuacja. Wybacz, mój brak wrażliwości. - Teraz to już się wkurwił nie na żarty i na szczęście Grom odszedł na kilka kroków, bo pewnie Max by nim rzucił, jako pierwszą rzeczą, jaką znalazł pod ręką. Zamiast tego wyżył się, pierdoląc z całej siły pięścią w drewniany kufer. -A rób sobie, co kurwa chcesz. Ja wychodzę. - Zgarnął ze swojego łóżka różdżkę i torbę, po czym na pełnym wkurwie wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami tak, że echo odbiło się na całe Koloseum. +
//zt
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees