Komnata Refleksji, znana również jako Komnata Lustrzana, to miejsce, które ma równie fascynujący, co przerażający urok. Jej lustrzane ściany, błyszczące jak gładkie powierzchnie jeziora w pełni księżyca, tworzą niesamowite spektrum rzeczywistości - od teraźniejszości po przeszłość i przyszłość, od prawdy po fikcję, od marzeń po lęki.
Komnata Lustrzana nie jest miejscem dla słabych serc. Każde lustro to otwarta księga, której strony pokazują prawdę o tym, kto je przegląda. Odsłaniając najgłębsze lęki, najskrytsze pragnienia, niewypowiedziane myśli i ukryte sekrety. Niektórzy czarodzieje unikają tej komnaty, nie mogąc znosić tego bezlitosnego spojrzenia na siebie samych. Inni z kolei z niecierpliwością czekają na te odkrycia, chcąc lepiej zrozumieć swoje wnętrze, swoje ambicje, strachy i marzenia. Niezależnie od reakcji, jedno jest pewne - każda wizyta w Komnacie Refleksji jest krokiem na drodze do pełniejszego poznania samego siebie.
Rzuć K6:
1: Jedno z luster pokazuje Ci Twoją najgłębszą tajemnicę, coś, czego nawet Ty nie byłeś do końca świadomy. Może to być coś, co zmieni Cię na zawsze, albo coś, co pomoże Ci lepiej zrozumieć siebie.
2: Lustro pokazuje Ci przyszłe wyzwanie, które jest na Twojej drodze. Może to być bitwa, trudna decyzja, czy jakiś inny problem. Ale teraz, znając to wyzwanie, możesz się na nie przygotować.
3: Lustro pokazuje Ci obraz osoby, która jest dla Ciebie najważniejsza. Może to być ktoś, kogo znasz, albo kogoś, kogo jeszcze nie spotkałeś. Ta wizja może zmienić Twoje priorytety i kierunek.
4: Lustro pokazuje Ci, jak wyglądałbyś, gdybyś podjął inny wybór w przeszłości. Ta alternatywna wersja Ciebie może dać Ci cenną perspektywę na Twoje decyzje i ich konsekwencje.
5: Lustro pokazuje Ci Twoje najgłębsze lęki. Chociaż to może być przerażające, jest to również okazja, aby stawić czoła swoim lękom i pokonać je.
6: Lustro pokazuje Ci Twoje największe pragnienie. Czy to coś, czego naprawdę chcesz, czy coś, czego nie wiedziałeś, że pragniesz? Ta wizja może zmienić Twoją przyszłość.
Autor
Wiadomość
Artie Gadd
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : pierścienie i sygnet + blizny na palcach; bandaż na lewej ręce; sińce pod oczami; częste krwotoki z nosa; pieprzyki na twarzy; blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem
- Kiedyś mnie irytowała - przyznał bez chwili zawahania się, jakby zdołał to już przezwyciężyć. Bo tak było. - Kiedyś... kiedyś denerwowało mnie to, ile potrafi mówić. Że robi to cały czas. I że jest tak blisko, łamiąc wszystkie moje mury. Znaczy... próbując je łamać - ciężko było tego nie zauważyć. Akurat Harmony była niczym kula wyburzeniowa, choć jej działania z początku były subtelne. Niemal nieodczuwalne. Z czasem przybierała na sile, wymachując coraz mocniej, aż w końcu przedostała się do tej najdalszej warstwy, do której nikt nie miał dostępu. A nadal nie pokazał jej w pełni tego, co ma w środku.
- Chciałbym kiedyś z nią zamieszkać. Mieć z nią dom i... posadzić tulipany w ogródku. Moglibyśmy mieć dwa koty i trzy psy, hahałki elżbietańskie. Lubi ich pyszczki i to, jak się śmieją, kiedy szczekają - na moment sam się uśmiechnął, jakby rozmarzył się w tej wizji. Sam ją sobie sprezentował. Teraz najważniejsze było nie spojrzeć omyłkowo w lustro, żeby jej nie zaburzyć. Odchrząknął, a wraz z tym jego uśmiech zniknął. - Ja... boję się, że ją skrzywdzę. Że wyznając jej swoje uczucia, zniszczę relację, która jest między nami od tylu lat. Zniszczę naszą przyjaźń. Tego chyba obawiam się najbardziej.
Bo nawet jeżeli Harmony była jedną z najwspanialszych przygód, na które się zdecydował i w które brnął, nie było to takie proste, żeby przyznać się jej do wszystkiego. Nawet jeżeli wiedziała tak wiele. Jeżeli miała pojęcie o tym, co siedzi w jego głowie. - Bo wie pan, profesorze... Ona jedyna widziała wszystkie moje blizny. Znaczy, jeszcze jest Eli, ale... Kiedy Moony na nie patrzyła... - aż spojrzał na swoje dłonie. Na zabliźnione palce, ukryte pod sygnetami. - Robiła to z taką troską i... Nigdy nie myślałem, że ktoś zapamięta, na którym palcu mam który pierścień. Ale ona pamięta.
I chyba zawsze będzie pamiętała takie drobne szczegóły. Ale przecież jemu wcale to nie przeszkadzało.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Max przez wiele lat wypracował sobie tę pozorną normalność, która była też jego sposobem na ignorowanie niektórych problemów. Oczywiście, że wolał korzystać z życia i bawić się na całego, ale im więcej syfu się w nim zbierało, tym cięższe to było do zignorowania, a teraz był tyle co po ogromnym strzale w potylicę od własnej psychiki, a lustro wcale nie pomagało mu w poprawie samopoczucia. -Trochę się zgodzę, trochę nie. Ludzie potrafią pomóc w ogarnięciu tego syfu. - Odpowiedział, a jego myśli od razu pomknęły ku Remy, Carly, Brooks, Brewerowi, czy Walshom, którzy byli dla niego ogromnym wsparciem. Podziękował im w duchu za bycie opoką, bo wiedział, że bez nich ni chuja nie stałby tutaj i nie prowadził tej rozmowy. Tak, zdecydowanie był ogromnie wdzięczny za ludzi, których spotkał na swojej drodze i teraz, gdy po części dostał nowe życie, chciał im się za to wszystko jakoś odwdzięczyć. -Tak to zabrzmiało. Jakbyś zobaczył coś... Pozytywnego. - Wzruszył ramionami, bo przecież nie wiedział dokładnie, co Norwoodowi pokazała szklana tafla. Nie znał ani jego, ani jego problemów, więc mógł tylko spekulować. -Refleksji to mam w życiu aż nadto. - Zaśmiał się krótko, dopowiadając sobie w myślach krótkie: Niestety, po czym zamarł, słysząc tak osobiste i bolesne pytanie. Nie chcesz wiedzieć, stary... Westchnął ciężko sam do siebie, po czym zwrócił się do Jamiego. -Nic fajnego. Sam nie wiem, czy to było pragnienie, lęk, czy jakieś chore wspomnienia, ale zdecydowanie wystarczy mi na dzisiaj oglądania swojego ryja. - Podsumował, gorzko zdając sobie sprawę z tego, że w tym pomieszczeniu nie było ucieczki od własnego odbicia. Mógł tylko liczyć na to, że nie każde lustro nienawidzi go tak bardzo, jak to, od którego tyle co się odwrócił.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Miotlarz uśmiechał się lekko, słuchając pełnych uczucia słów chłopaka, kiedy wspominał o Harmony. Nawet kiedy mówił, czego w niej wcześniej nie lubił, co go irytowało, teraz wyglądał, jakby mówił o niezbyt poważnej głupocie. Jednak wyglądało na to, że jego emocje, uczucia względem młodej Seaver zdołały zmienić się diametralnie od początku wspólnej przygody. To było z pewnością coś miłego, co nastrajało pozytywnie do myślenia o przyszłości, a tą zdawało się, że Artie dokładnie przemyślał. Josh całkowicie rozumiał snucie planów względem przyszłego wspólnego domu, tak jak rozumiał obawy, które targały sercem Krukona. - Wiesz, jesteś też kimś niezwykle ważnym dla niej, skoro pamięta takie szczegóły. Wasza przyjaźń jest naprawdę silna i zdaje się, że miała już swoje własne próby. Istnieje więc możliwość, że nic się nie zmieni, jeśli okaże się, że nie odwzajemnia twoich uczuć. Jednak… Pozostaje pytanie, czy tobie wystarczy odwagi, aby spróbować omówić to z Harmony - powiedział spokojnie Walsh, nie widząc tak naprawdę innego sposobu. Nie chciał mówić Krukonowi, że mógł po prostu dławić w sobie emocje, nie pozwalając im ujrzeć światła dziennego, gdyż to doprowadziłoby do czegoś o wiele gorszego. Skonfrontowanie tego, jak się czuł z tym, jak spoglądała na ich relację Harmony było właściwym, choć niełatwym wyjściem. - Nie sądzę, żeby jako twoja przyjaciółka chciała, żebyś ukrywał coś przed nią, skoro do tej pory byliście właściwie nierozłączni. Mówiąc jej o swoich uczuciach nie oczekuj ich akceptacji, ani odrzucenia, nie naciskaj także na odpowiedź. To jest coś, co wpływa na waszą przyjaźń, ale nie musi jej od razu niszczyć, a emocje same w sobie nie ranią. Rani to, co z nimi robimy - dodał jeszcze spokojnie, poszukując spojrzenia Krukona, chcąc je pochwycić, zapewnić uśmiechem, że naprawdę wszystko może się odpowiednio ułożyć.
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Artie Gadd
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : pierścienie i sygnet + blizny na palcach; bandaż na lewej ręce; sińce pod oczami; częste krwotoki z nosa; pieprzyki na twarzy; blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem
Bo przed pewnymi spojrzeniami nie dało się uciec. Akurat to od profesora Walsha było... nie paliło tak, jak spojrzenie innych. Choć czuł je na sobie, nie było czymś, od czego chciał uciec. Czymś, przed czym chciał się schować. Bo niektórzy dorośli nie stanowili niebezpieczeństwa. Niektórym naprawdę zależało na tym, żebyś poczuł się lepiej. Żebyś dostał pomoc, której zdecydowanie potrzebujesz.
Poprawił sygnety na palcach, zanim zdjął jeden. Ze swojego kciuka. Był czarny, z drobnym, czerwonym zdobieniem, który przypominał dym. Całkowicie niemagiczny, prosty pierścień. Obrócił go w palcach, podnosząc głowę gdzieś pod sam koniec wypowiedzi nauczyciela. I musiał po prostu skinąć głową na jego słowa — miał rację. Emocje nie raniły. Na moment jego twarz przyzdobił niezobowiązujący uśmiech; szybko zniknął, a on nabrał powietrze w płuca, na moment patrząc na trzymany w palcach pierścień, zanim znów jego oczy zatrzymały się na twarzy profesora.
- Nie chcę się na nic nastawiać, ale... Myślałem, żeby kiedyś dać jej jeden ze swoich pierścieni. Żeby, wie pan, zawsze miała przy sobie część mnie. Jest z Seaverów, zawsze będzie w podróży, więc nawet jakbyśmy byli nadal tylko na przyjacielskich relacjach... - położył sobie pierścień na otwartej dłoni, patrząc na niego tym razem przez dłuższy moment. - To przynajmniej wiedziałaby, że zawsze będę czekał. I będę obok - choć pięknym byłoby, jakby mógł po prostu jej wyznać, że darzy ją ogromną miłością, ale... tak nie wypadało. Nie od razu. Nie mógł jej spłoszyć.
Popatrzył znów na starszego, zanim założył pierścień na palec. - Porozmawiam z nią. Znaczy... postaram się ją złapać. Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, gdzie teraz jest...
To było ciekawe doświadczenie, widzieć, że komuś jeszcze pomagała Carly. Słyszeć gówniane myśli, wyzwiska i inne pełne nienawiści myśli Maxa, które ten kierował ku samemu sobie, a nagle zupełna zmiana. Nagle pomyślał o konkretnych osobach, dziękował im, jakby był zupełnie inną osobą. To było nieoczekiwane i Jamie przyglądał mu się ukradkiem, próbując zrozumieć, kim ten chłopak był, co się w nim kryło. Wydawał się słaby i silny jednocześnie, co było dość interesującą mieszanką. - Jest to coś, czego nigdy nie będę mieć, ponieważ nie jest to możliwe, nie ma na to eliksirów, amuletów, czy innych leczniczych kuracji. Więc nawet jeśli nie było negatywne, nie powiedziałbym, żeby moje odbicie było przyjemne - odpowiedział całkowicie szczerze, nie zdradzając w swoim głosie żadnej goryczy. Wiedział od dawna, że to, czego pragnął było zwyczajnie nieosiągalne i musiał, tak po prostu, nauczyć się panować nad tą stroną siebie, żeby móc udawać, że nie istnieje. Cóż, częściowo mu się to udało, ale jeszcze wiele nauki przed nim zostało. Słyszał jego myśli, słyszał jego zaskoczenie pytaniem i ból. Słyszał wszystko, aż nagle maska odpadła z jego twarzy, upadając na jego kolana. Wziął ją do ręki, podnosząc się z ziemi, wahając się, czy powinien powiedzieć Maxowi, że najzwyczajniej w świecie słyszał jego myśli i wiedział. Nie, to nie było dobre. - Może lepiej, żebyś traktował to jak lęk. Ze strachem można walczyć, a pragnień podobno nie zmienisz. Co do wspomnień… Je też można zagłuszyć - stwierdził, tym razem krzywiąc się, kiedy sam przypomniał sobie zdarzenie sprzed wielu lat, które do tej pory oddziaływało na niego. - Genialna komnata. Taka sprzyjająca poznawaniu nowych ludzi, nie? - prychnął kręcąc głową, nim zaproponował opuszczenie komnaty.
+
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Na szczęście nie widział, że Jamie cały czas na niego spogląda, bo pewnie by się dziwnie poczuł, ale tak, Carly zdecydowanie była jednym z tych promyczków, które dodawały mu chęci do życia. Nie dość, że razem nigdy się nie nudzili, to jeszcze zgodziła się pomóc przy urodzinach Harmony, które planował już od pół roku. A pomyśleć, że kiedyś byli na nieudanej randce... -W takim razie cofam swoje słowa. I chyba współczuję. Jakbyś jednak chciał kiedyś pomocy, to uderzaj. Lubię mierzyć się z niemożliwym i łamać te brednie. - Nie wiedział, z czym Norwood się mierzył, ale był gotów z nim nad tym posiedzieć. Z wielkiej przyjaźni i sympatii? Niekoniecznie, bo tyle co się poznali. Lubił jednak rozwiązywać zagadki, narzucać sobie wyzwania, no i pomagać bliskim, a pomagając ślizgonowi, pomagał też Carly. Spojrzał z niechęcią na maskę w dłoniach chłopaka, wzdrygając się mimowolnie i mrucząc pod nosem coś o totalnym gównie. -Przemyślę tę radę. - Odpowiedział tajemniczo, bo w jego wypadku każda z tych opcji była w tej sytuacji równie gówniana. Z lękiem też sobie w końcu nie radził najlepiej. -W chuj. Może posprzyjajmy sobie sami i znajdźmy lepsze miejsce? Zjadłbym coś. - Zaproponował, po czym sam lub w towarzystwie, ruszył w kierunku wyjścia. +
//zt z Jamiem
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Obserwował, jak chłopak zdjął pierścień, jak obracał go w palcach, a później słuchał z uwagą jego słów. Cóż, pomysł był całkiem dobry, to musiał miotlarz w duchu przyznać, choć jednocześnie nie był pewien, czy naprawdę podobna obietnica… Nie, była właściwa. Mieli po siedemnaście lat i za chwilę mieli zacząć ostatni rok nauki w Hogwarcie. Ostatni rok, a później studia, o ile będą mieć na nie ochotę. Równie dobrze mogli chcieć podróżować, robić cokolwiek innego, ale niekoniecznie będąc każdego dnia obok siebie. Pragnienie ofiarowania drugiej osobie czegoś, co mogłaby mieć przy sobie, co miałoby wielkie znaczenie, było całkowicie zrozumiałe i na miejscu. - Pewnie ma kolejne przygody do opisania w dzienniku - powiedział z łagodnym uśmiechem, przesuwając własnym pierścieniem na palcu. Pierścienie Benulusa i Danu, przekazujące emocje odczuwane przez noszących. Dostępne jedynie w Avalonie, ale nie były całkowicie niemożliwe do zakupienia. - To jest pierścien Benulusa… Jest on w komplecie z pierścieniem Danu. Pozwalają dwóm osobom na czucie emocji tej drugiej osoby. To trochę jakby… Widmo uczuć, wiesz że nie należą do ciebie, ale też potrafisz je rozpoznać i wiesz, z czym boryka się druga osoba, albo po prostu, jak w danej chwili się czuje. Pomocne w różnych problemach, odurzające w tych przyjemnych dniach… Możesz znaleźć je na Avalonie, ale nie sądzę, żeby teraz wycieczka tam była najwłaściwszym wyjściem, jednak kiedyś… Gdy nie będziesz wiedział, jak powiedzieć o tym, co czujesz, możesz spróbować przekazać to w ten sposób - powiedział spokojnie, spoglądając na Artiego, po czym uśmiechnął się lekko. - A na początek zwykły pierścień jest jak najbardziej dobrym pomysłem. Z pewnością go doceni, a tobie da to czas na obserwowanie jej zachowania. Tylko nie zwlekaj zbyt długo - dodał jeszcze, wiedząc, że mimo wszystko czasem przegapiało się właściwą chwilę i traciło możliwość wyznania uczuć. Tego rozczarowania nie życzył Krukonowi.
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Artie Gadd
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : pierścienie i sygnet + blizny na palcach; bandaż na lewej ręce; sińce pod oczami; częste krwotoki z nosa; pieprzyki na twarzy; blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem
To bardzo pasowałoby do blondynki. Fakt, że pewnie właśnie odbywała kolejną przygodę, nawet by go nie zdziwił. Była przecież wszędzie. Była jak huragan i chyba właśnie to go tak bardzo do niej przyciągało. Stanowiła jego niemal całkowite przeciwieństwo, z całą tą swoją energią, poświęceniem, mocą... była niczym ogień. Wieczny ogień. I miał nadzieję, że w proch się nie obróci, kiedy za bardzo będzie z nią obcował, nawet jeżeli do niego zdecydowanie bardziej pasowała woda.
Spojrzał na to, co prezentował mu Walsh z niemałym zainteresowaniem. Może właśnie to było rozwiązanie? Ta rzecz, którą właśnie powinien znaleźć, zarówno dla siebie, jak i dla blondynki, żeby mogli być świadomi swoich obecności jeszcze bardziej niż kiedykolwiek; może powinni kiedyś złożyć sobie więcej niż jedną przysięgę, która mogłaby złączyć ich na całe wieki, albo i nawet w chwili, kiedy będą już martwi...
Był naprawdę bliski uśmiechu. Naprawdę cała ta rozmowa sprawiła, że poczuł się lepiej. Pewniej. Jakby właśnie profesor, świadomie czy nie, dał mu do zrozumienia, że faktycznie ją kocha. Że faktycznie mu zależy. Że Harmony jest tą, z którą mógłby zostać już do samego końca. - Postaram się, panie profesorze - zapewnił jeszcze, kiwając głową. - Myśli pan, że... przysięgi do dobry pomysł? - wypalił jeszcze; chociaż w głowie miał raczej złożenie przysięgi przyjaźni, to kto wie, co przyniesie przyszłość...
Kiedy już sądził, że rozmowa nie była taka zła i w miarę zdołali wszystko rozjaśnić w myślach Artiego, ten zadał pytanie, które sprawiło, że uśmiech na twarzy Josha stężał, a mężczyzna po chwili odetchnął ciężko. Na to pytanie nie było dobrej odpowiedzi, nie można było powiedzieć ani tak ani nie, o czym Walsh za dobrze wiedział. Przysięgi, obietnice, wszystko to było tak nieprzewidywalne, a jednocześnie złożone odbijały się na tej drugiej osobie, sprawiały, że niezależnie od własnej woli można było doprowadzić do upadku nawet najpiękniejszej relacji. -Nie, Artie, przysięgi nie są dobrym pomysłem - odpowiedział wprost, uśmiechając się nieco smutno. - Składając jakąkolwiek przysięgę czy obietnicę, nawet jeśli wierzysz w swoje słowa w danym momencie, to nie wiesz co się stanie później. Jeśli nie dotrzymasz słowa, odbije się to na tobie i na drugiej osobie. Możesz obiecać tylko to, czego jesteś naprawdę pewnym, ale i tak radziłbym ostrożność przy podobnych słowach. Niejedna ogromna przyjaźń, mimo obietnicy, że zawsze się sobie pomoże, przetrwała zakończenie szkoły - wyjaśnił, po czym zaproponował, żeby opuścili jednak komnatę pełną luster. Pokazywały dziwne obrazy, a Krukon zdecydowanie nie potrzebował dodatkowych atrakcji. Wyszli po chwili, kontynuując rozmowę, a Josh z każdym kolejnym słowem nabierał przekonania, że jeszcze będą musieli wrócić do tematu.