C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Dom rodu Seaver z jednej strony chroniony jest przez rzekę, z każdej innej z kolei dużym lasem, stanowiącym teren posiadłości. Po przejściu przez żelazne bramy chronione zaklęciami, wchodzi się do lasu, który zdaje się być równie gęsty jak te dzikie, ciągnący się w nieskończoność i okryty wieczną mgłą. Są to kolejne zaklęcia ochronne, mające trzymać nieprzyjaciół i złodziei z daleka, wszak powiada się, że wszystkie oryginały starożytnych artefaktów, których repliki można oglądać w muzeum Seaverów, znajdują się właśnie w ich posiadłości. Lasy nieustannie patroluje stado Anubilisów. Tylko członkowie rodu Seaver jak i przyjaciele rodziny, którzy znają specjalny kod, są w stanie wejść na tereny posiadłości bez alarmowania psów. Kod ten jest specjalnym zaklęciem dźwiękowym, wydającym konkretne ćwierkanie konkretnego gatunku ptaków. Jeżeli ktoś nie ma w sobie krwi Seavera ani nie zna ćwierkania, zostanie wyczuty przez psy. Za pomocą innych dźwięków treli ptaków Seaverowie są w stanie przywołać do siebie Anubilisy. Nie tylko psy strzegą posiadłości ale i zaklęcia, które ciągle zmieniają ścieżki, gubiąc na swoich terenach nieprzyjaciół, by, zanim ci dotrą do rezydencji, zostali znalezieni przez Anubilisy. Po raz kolejny należy użyć specjalnego zaklęcia dźwiękowego, które rozprasza magiczną mgłę i pozwala przejść przez las bez gubienia się.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Całkiem nieźle wyrobiła się czasowo i póki co wszystko się udawało. No… Nie miała pewności, czy dostanie zgodę na przepustkę do Doliny, w której jakby nie patrzeć już była, ale oprócz tego podróż tutaj nie owocowała w żadne niespodzianki. Szybko dostała się do miasta, z Victorią i swoimi butami do jazdy figurowej załatwiła wszystko, co załatwić miała i zdawało się, że powoli wychodziło z tego coś obiecującego, że może, przy odrobinie szczęścia uda się je w pełni naprawić. Póki co na zawodach musiała liczyć na niezłomne samozaparcie i dużo własnej siły włożonej w lądowania, by oddać skoki czysto. Ale i tak była wdzięczna, że w ogóle mogła startować, bez pomocy Krukonki nie dałaby rady wystąpić w tym sezonie. A teraz pędziła coraz to węższą uliczką aż pod same, obrośnięte bluszczem bramy rezydencji. Od frontu nie było jej wcale widać, jedynie gęsty las spowity mgłą, wyglądający jak bezkresna, zarośnięta i w całości zdominowana przez naturę puszcza. Rzeczywistość była jednak zgoła inna, las wcale nie był aż tak szeroki, jak mogłoby się zdawać, owszem, otaczał całą rezydencję bezpieczną ścianą, jednak to, co tak naprawdę ją chroniło to zaklęcia, mające gubić nieproszonych gości między drzewami, otumaniać ich i igrać z ich percepcją, by nie mogli znaleźć drogi do pałacu, błądząc w dzikiej kniei. Kniei, którą patrolowało stado Annubilisów. Zdecydowanie nie mogła pozwolić @Yuri Sikorsky samodzielnie spróbować się tam dostać i, jeżeli Huxley nie odesłałby jej zgody na wyjście, cóż, było to warte szlabanu. Spojrzała ciepło na znajome ogrodzenie, wspominając wszystkie swoje zabawy z bratem i kuzynostwem w tym lesie, wszystkie chowanego i jeszcze więcej ścigania się z psami, które zawsze z nimi wygrywały, ale oni nigdy nie poddawali się bez walki. I berek w tajnych korytarzach! Miejsce to budziło wiele wspomnień. Chociaż jej rodzice postawili własny dom, osiedlając się we wspaniałym i malowniczym Knaresborough, spędziła tu wiele rodzinnych imprez, narad starszych, czy po prostu nocowań z kuzynostwem. Pozostawało tylko zaczekać na Yuriego, by i jemu zaprezentować magię rezydencji, chowającej w sobie historie ze wszystkich podróży, jakie odbył ród Seaverów.
Yuri Sikorsky
Wiek : 34
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178
C. szczególne : Liczne tatuaże, lewa noga pokryta bliznami po walce z mantykorą
List od Harmony nieco mnie zdziwił. Myślałem, że nadal przyjdzie mi przez kilka miesięcy lub co najmniej tygodni nocować kątem to tu to tam ale niemal natychmiast po pierwszej sowie przyleciała druga, w której dziewczyna przedstawiła miejsce i czas spotkania. Mając kartkę od Franka bez jakichkolwiek przeszkód trafiłem we wskazane miejsce. Gdyby Harmony nie było na miejscu sam zaryzykowałbym wejście. W końcu miałem zostać łamaczem klątw a samo spotkanie z psami również nie było mi straszne. Co prawda Annubilisy szybko biegały ale podczas gryzienia musiały stać w miejscu. I wtedy miałem szansę na obronę. Chociaż z drugiej strony rodzina raczej nie byłaby mi wdzięczna za konieczność wymienienia piesków... Moje rozmyślania przerwało dotarcie pod bramę posiadłości. Stała tam już dziewczyna i w nostalgią patrzyła w las. W życiu nie rozpoznałbym w niej kuzynki - w końcu od naszego ostatniego spotkania minęły całe wieki. Podszedłem nieco bliżej. -Harmony? - zapytałem z lekkim uśmiechem i wyraźnym rosyjskim akcentem. -Strasznie wyrosłaś. Gdyby minął cię na ulicy w życiu bym cię nie poznał.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Słysząc głos Yuriego aż podskoczyła wesoło i obróciła się ze swoim firmowym, promiennym SeaverSmile, natychmiast biegnąc do mężczyzny z otwartymi ramionami, żeby się przytulić. Może i dawno się nie widzieli, ale była z niej cholernie emocjonalna bestia, a dawno niewidzianą rodzinę witało się z jeszcze większym rozmachem! Przynajmniej tak na to rozpatrywało się to wcielenie promyczku słońca i zdania zmieniać nie zamierzała. Na jego słowa, choć nie łatwo byłoby w to uwierzyć, jej uśmiech stał się jeszcze szerszy. - To najmilsze powitanie, jakie kiedykolwiek usłyszałam! – zachichotała, bo pierwszy raz od dawna usłyszała od kogoś, że wyrosła. Zazwyczaj opinie były raczej dość sprzeczne co do tej i choć żarty z jej postury pieska torebkowego ją bawiły, aż dumnie uniosła głowę, jakby potwierdzając, że owszem, skoczyła parę centymetrów w górę. – Nie spodziewałam się tak nagłej wizyty! Ale bardzo się cieszę! Jak się czujesz? Co u ciebie? Jak po podróży? – było chyba tysiąc pytań, które sama chciała mu zadać, szczególnie, że i w Yurim sporo się zmieniło od ich ostatniego spotkania. Już nie mówiąc o tym, że czuła, że teraz mogli rozmawiać na dużo więcej tematów, w końcu nie była już aż taką małolatą, przy której trzeba było pilnować słów i tematów. – No właśnie! – aż złapała się za głowę. – Podróży! Na pewno jesteś zmęczony, a ja cię tu zagaduję! Wejdźmy do środka – uśmiechnęła się miło i przyłożyła rękę do bramy, od której poczuła przyjemne mrowienie magii. Przejście rozpoznało ją jako Seavera i otworzyła się. - Śmiało, wchodź – zaprosiła mężczyznę do środka i zamknęła za nim bramę. – No dobrze, zanim przejdziemy dalej, zaklęcie! – oznajmiła, wiedząc, że za osłoną drzew chroniących ich posiadłość mogła już otwarcie o wszystkim mówić. – Tego miejsca pilnują zaklęcia i psy, jeżeli jesteś urodzonym Seaverem nic ci nie zrobią. A jeżeli dołącza do rodziny w ten czy inny sposób, – wyszczerzyła się radośnie, niemo oznajmiając, że był częścią ich wesołej grupki – musi poznać zaklęcie. Jest proste, tooo… Taka nasza wersja cogitanti sonus, tylko czarując je, musisz przywołać bardzo konkretny trel ptaków – wytłumaczyła, a następnie wyjęła różdżkę i rzuciła czar. W lesie rozbrzmiał śpiew, niby zupełnie niewinny, nikt nie domyśliłby się, że to ten wyodrębniony jest kluczem. – Z kolei ten – po raz drugi machnęła różdżką, tym razem zmieniając trochę brzmienie ćwierków – oznajmia psom, że nie jesteś zagrożeniem. Spróbuj je rzucić, inaczej las cię nie przepuści- zaśmiała się, kładąc dziarsko ręce na biodra, gotowa podpowiedzieć wujkowi co do dźwięków, jeżeli miałby z nimi jakiś problem.
Yuri Sikorsky
Wiek : 34
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178
C. szczególne : Liczne tatuaże, lewa noga pokryta bliznami po walce z mantykorą
Kiedy kuzynka na powitanie mnie przytuliła przez chwilę cały zdrętwiałem ze zdziwienia jakby trafiła we mnie Drętwota. Nie byłem przyzwyczajony do takich powitań. Jednak po chwili moje ciało się rozluźniło i również odpowiedziałem krótkim uściskiem. -Wszystko w porządku. Dużo się u mnie działo ale to temat na dłuższą opowieść - powiedziałem dając tym samym znać, że temat wolałbym omówić na spokojnie w środku gdzie nikt nas nie podsłucha. Kiedy Harmony tłumaczyła zaklęcia pozwalające na dostanie się do środka uważnie słuchałem a następnie powtórzyłem pierwsze. Mgła zalegająca las rozrzedziła się znacznie i niedługo pewnie całkiem opadnie. -Mogłabyś powtórzyć ten drugi sygnał? Nie udało mi się zapamiętać za pierwszym razem - uśmiechnąłem się z zażenowaniem.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Nie przeszkadzało jej, że była tą rozentuzjazmowaną częścią spotkania, gdyby wymagała od wszystkich jej poziomu energii, prawdopodobnie szybko przepędziłaby ze swojej przestrzeni jakiekolwiek szanse na przyjaźń. Rozumiała, że ta ekscytacja była raczej cechą szczególną, więc krótki uścisk przyjęła równie wesoło co, gdyby był to niedźwiedzi przytulas. - No pewnie, nie będę cię zarzucać wszystkim naraz, najpierw odpoczynek – pokiwała głowa ze zrozumieniem, nie naciskając bardziej. Oczywiście, że ciekawość zjadała ją od środka i była nieustępliwa jak jakiś wredny chochlik, ale postanowiła to uczucie w pełni zignorować. Rodzinę trzeba było przyjąć z należytym szacunkiem i dokładnością, więc wpychanie nosa w nie swoje sprawy było wyjątkowo nisko na liście priorytetów. Gdy wykonał swoje pierwsze zaklęcie, aż zaklaskała w dłonie wesoło, widząc ustępującą mgłę. Jedno zmartwienie mniej, jeszcze tylko kilka magicznych zabezpieczeń przed nimi. - Jasne! – szybciutko powtórzyła czar, uzyskując właściwy dźwięk. – Pamiętam, że jak rodzice próbowali mnie ich nauczyć, to ciągle myliłam odgłosy ptaków… – zaśmiała się głupkowato. – Lepiej powtórzyć kilka razy, niż później dać niewłaściwy. Nigdy nie zapomnę jak tylko mi się wydawało, że rzuciłam komendę odwołania psów… – aż się wzdrygnęła, by zaraz prychnąć chichotem, bo w sumie pogonienie przez zdezorientowane annubilisi było całkiem zabawne. Psy zupełnie nie wiedziały, czemu kazała im się ścigać, ale skoro tak zakomunikowała, to ruszyły za nią w pogoń.
Yuri Sikorsky
Wiek : 34
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178
C. szczególne : Liczne tatuaże, lewa noga pokryta bliznami po walce z mantykorą
Kiedy ruszyliśmy z miejsca wyraźnie się odprężyłem. Nie lubiłem zbyt długo pozostawać w miejscu. Życie w ciągłym ruchu miało swoje zalety. Człowiek czuł, że do czegoś podąża. Na słowa Harmony uśmiechnąłem się lekko. -Domyślam się, że nie było to zbyt przyjemne przeżycie skoro na samo jego wspomnienie aż się wzdrygnęłaś - powiedziałem z uśmiechem. Spojrzałem na Harmony. Z samego jej chodu widać było, że jest wysportowana. Sam w końcu byłem bardzo blisko związany ze sportem i mogłem bez problemu rozpoznać inną osobę trenująca po samym sposobie poruszania się. Z racji jej gracji obstawiałem taniec. -Widzę, że masz niezłą kondycję. Obstawiam, że coś trenujesz. Może taniec? - podzieliłem się z nią moimi podejrzeniami.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
- I zdecydowanie nie warte powtórki! – zaśmiała się głośno, wesoło przeskakując z nogi na nogę, kierując ich w stronę posiadłości. Teraz, gdy mgła ustąpiła z lasu, droga zdawała się o wiele bardziej oczywista, jakby wyrosła spomiędzy drzew. – Pewnie i tak prędzej czy później usłyszysz śmiechy z tego przy rodzinnym stole… – machnęła ręką, ta historia ją samą bawiła, więc nie czuła się szczególnie zawstydzona opowiadaniem jej. – Raz nakazałam psom mnie pogonić, zamiast je odwołać. Nikt nie spodziewał się, że dzieciak jest w stanie osiągnąć tak zawrotne prędkości, ani tak szybko wspinać się na drzewo! – prychnęła wesoło. – W sumie… Wiesz na ile przyjechałeś? – zagadnęła, w końcu tak wypaliła z rodzinnym stołem, a nawet nie wiedziała, czy zostanie dostatecznie długo. Z drugiej strony… - Skoro znalazłeś tutaj pracę, to znaczy, że trochę pomieszkasz w Anglii? Byłoby super! – podekscytowała się w momencie. – Będę mogła cię tutaj odwiedzać w weekendy! Ach no i oczywiście nie krępuj się zapraszać gości! Tylko nie pokazuj im tych zaklęć, to tylko wiedza dla rodziny. Wystarczy, że sam użyjesz magii, żeby zostali wpuszczeni – nie spodziewała się, że musiała to wyjaśniać, ale w takich sytuacjach wyznawała zasadę, że lepiej było dopowiedzieć oczywistości, niż je przemilczeć i ryzykować. Pokiwała głową na jego pytanie, nawet z rozbawieniem przechodząc na chwilę en pointe. - Można tak powiedzieć! Łyżwiarstwo figurowe, mugolskie i czarodziejskie – odparła z dumą, nie wstydząc się wcale, że uczyła się i mugolskiej sztuki. – Ale żeby być dobrą zawodniczką trenuję do tego i taniec i gimnastykę – potwierdziła, zaraz jemu przyglądając się z ciekawością. – A ty? Dalej sztuki walki? Poznałeś jakąś nową technikę? – wypytywała ze świecącymi z ciekawości oczami.
Yuri Sikorsky
Wiek : 34
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178
C. szczególne : Liczne tatuaże, lewa noga pokryta bliznami po walce z mantykorą
No i tak jak się spodziewałem cała rozmowa spłynęła na tematy, które wolałem nie poruszać. Delikatnie położyłem dłoń na ramieniu Harmony żeby ją zatrzymać i sam również przystanąłem. Usiadłem na poboczu ścieżki opierając się plecami o pień drzewa gestem pokazując Harmony żeby usiadła obok. Kiedy to zrobiła zacząłem mówić. -Jestem Ci winien wyjaśnienia. Nie wiem ile powiedział wam Frank w swoim liście więc wyjaśnię wszystko od początku. Jak wiesz od młodości trenowałem sztuki walki oraz zwiększałem niezależnie od tego swoją siłę fizyczną. Kiedy ukończyłem studia na Durmstrangu zamiast iść do zwyczajnej dla czarodziejów pracy brałem udział w nielegalnych, mugolskich walkach wręcz. Najczęściej wygrywałem i miałem z tego prawdziwą satysfakcję, że jestem lepszy od tylu świetnych wojowników. Problem w tym, że podczas ostatniego pojedynku niechcący zabiłem mojego przeciwnika. W Rosji szuka mnie mugolska policja i z tego powodu musiałem się ulotnić. Co prawda zrobiłem to niechcący jednak sam fakt, że tego dokonałem podczas nielegalnych walk wystarczy by mi nie wierzyć i wsadzić mnie na dożywocie za kratki albo skazać na kolonię karną. Najprawdopodobniej zostanę tutaj na długie lata. Wątpię bym kiedykolwiek mógł wrócić do mojego rodzinnego kraju - westchnąłem. -Teraz wiesz już wszystko. Jeśli zmienisz zdanie i nie będziesz chciała bym tutaj mieszkał to zrozumiem.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Poczuła dłoń Yuri’ego na swoim ramieniu i gdy spojrzała na niego, wiedziała, że to, co chciał jej powiedzieć, było czymś poważnym. Przyjrzała mu się uważniej, próbując rozczytać coś z jego twarzy, ale zwyczajnie nie potrafiła się domyślić, o co mogło chodzić. Zaniepokoiła się, przygryzła policzki od wewnątrz i po prostu czekała, słuchając. Z początku uśmiechała się zachęcająco, jakby chciała mu powiedzieć, że cokolwiek by się nie stało, przecież zawsze mógł znaleźć tutaj bezpieczny kąt. Jednak z każdym kolejnym zdaniem historia ta nabierała coraz bardziej mrocznego tempa. Wiedziała, że ćwiczył sztuki walki, przecież wiele razy oglądała, jak szkolił jej kuzynów, sama nawet kilka razy próbowała powtarzać ich ruchy, choć była to raczej zabawa, niż faktyczne zagrożenie z jej strony. No właśnie… Zagrożenie. Nie sądziła, że mógł komuś zrobić taką krzywdę. Mógł kogoś zabić. Ciarki przeszły jej wzdłuż kręgosłupa i wzięła głębszy oddech, układając sobie to wszystko w głowie. Nie dlatego, że się bała. Nie dlatego, że uważała go za winnego czy złego. Po prostu było to bardzo dużo informacji na raz do rozłożenia na czynniki pierwsze, ułożenia, przyswojenia. Jej zdanie o nim wcale się nie zmieniło, a jedynie sytuacja, zakres wiedzy. W jej oczach wciąż był tym samym fantastycznym człowiekiem, w pełni oddanym swoim pasjom, który liczył się z zagrożeniami i to zagrożenie niestety mu się przytrafiło. Całe szczęście względem innej osoby. Może i była to myśl mało obiektywna. Może nawet okrutna, ale… Jak dobrze, że był po wygrywającej stronie. - W takim razie trafiłeś w najlepsze miejsce – odpowiedziała, po powolnym wypuszczeniu powietrza i uśmiechnęła się do niego ciepło. – Tutaj nic ci nie grozi, jesteś w takim miejscu na świecie, w którym każdy Seaver może czuć się w pełni bezpieczny – złapała go za dłoń i ścisnęła, dodając otuchy i potwierdzając, że nie zamierzała go wyganiać. Był częścią rodziny i nic tego nie zmieniło. – Nawet nie wiesz, jak mnie cieszy, że w takim razie tu jesteś. Mam nadzieję, że niedługo będziesz mógł nazwać to miejsce i swoim domem. Bo dla mnie już nim dla ciebie jest.
Nie sądziłem, że zrozumie. Myślałem, że pomyśli sobie coś w rodzaju "Taaa... Na pewno niechcący. Jebał gdzie popadnie i po prostu zabił faceta". Myślałem również, że podobnie myślałaby policja na przesłuchaniu. Może jednak oni też by uwierzyli? Ale nawet gdyby uwierzyła policja i sąd, że sprowadziłem na niego śmierć nieumyślnie to i na to jest przecież paragraf. Nie, nie mogłem wrócić do mojego kraju. Przynajmniej nie na razie. -Dziękuję za te słowa. Nawet nie wiesz ile dla mnie to znaczy, że nie odwróciłaś się ode mnie w tej sytuacji - ukradkiem otarłem samotną łzę spływającą mi po policzku. Wstałem. -To jak? Idziemy dalej? - zapytałem się Harmony siląc się na naturalny ton jednak nawet we własnych uszach nie brzmiałem na pewny.
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Oczywiście, że mu wierzyła, jak mogłaby tego nie robić? Był rodziną. Był Seaverem, a teraz, po podaniu kodów, już w pełni zespolił się z ich rodem. Niczym krew z krwi mógł wchodzić i wychodzić z rezydencji, zamieszkać tutaj, mieć tu swoją oazę i komfort. I setka osób mogłaby krzyczeć, że kłamie a ona i tak stałaby po stronie Yuriego. Teraz po jego stronie stało też bezpieczeństwo całego domu Seaverów i ich magii. - No chyba żartujesz! - omal się nie uniosła, zamiast tego spojrzała na niego z pełną determinacją i przekonaniem. - Nigdy się nie odwrócę! Jestem po twojej stronie, wszyscy jesteśmy! - nie miała co do tego wątpliwości. Nawet jeżeli inni Seaverowie jeszcze nie wiedzieli, miała pewność, że zareagowaliby tak samo. - Idziemy! - dodała z tym swoim dziarskim, promiennym, firmowym uśmiechem, dosłownie podskakując w stronę rezydencji. - Musisz obejrzeć swój nowy dom!
/zt +
Yuri Sikorsky
Wiek : 34
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178
C. szczególne : Liczne tatuaże, lewa noga pokryta bliznami po walce z mantykorą
Spomiędzy drzew powoli wyłaniała się posiadłość do której zmierzaliśmy. Trochę dziwnie było myśleć, że teraz będę mieszkał gdzie indziej. Niemniej jednak tak na dobrą sprawę będę mieszkał nadal u rodziny. Może nie połączonej więzami krwi ale jednak prawdziwej rodziny. Uśmiechnąłem się niepewnie do Harmony. Trzeba przyznać, że mimo, iż moja kuzynka była młoda doprawdy dużo jej zwaliłem na głowę a ona spisała się lepiej niż mógłbym to oczekiwać od większości dorosłych. -Mam przeczucie, że to będzie dobry dzień - powiedziałem wchodząc w nowy rozdział mojego życia z nadzieją w sercu.
z/t
+
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Wypad do rezerwatu miał dużo tragiczniejsze konsekwencje, niż Nico mógł się spodziewać. Kto by pomyślał, że takie radosne pływanie skończy się aż tak źle? Czasu jednak nie dało się cofnąć i teraz Nicholas w narzuconym pośpiesznie ubraniu, przemoczony, z zasychającą na ciele krwią, ledwo żywy dokuśtykał wreszcie do granic rezydencji Seaverów, za pomocą zaklęcia lewitując Solberga, który był w jeszcze gorszym stanie niż on. Nie miał pojęcia, jak działa magia ochronna tego miejsca, a po własnym domu nie spodziewał się żadnych trudności, tym bardziej że powoli zaczynał się oswajać z myślą, że to właśnie jego miejsce na ziemi. Dlatego właśnie kiedy po bezproblemowym przejściu przez bramę znaleźli się w otaczającym rezydencję lesie, ostatnim czego się spodziewał było stado anubilisów zagradzających mu drogę. - Z drogi - machnął na nie ręką, czując że zaraz siły ostatecznie mu się skończą. Myślał, że posłuchają, w końcu bawił się z nimi prawie codziennie przez ostatnie dwa tygodnie i nigdy nie miał problemów. Ba, nawet je polubił! A jednak teraz z wyjątkowym uporem stawały mu na drodze, powarkiwały i choć jeszcze nie atakowały, Seaver czuł, że niewiele je od tego dzieli. Nico nie rozumiał. Był bezsilny, a że różdżkę miał zajętą lewitowaniem Maxa, nie mógł nią odepchnąć psów. Narastała w nim wściekłość. Tyle walczyli o to, by przeżyć, tyle czasu wlekli się tu z rezerwatu, ciągnąc bardziej na determinacji niż na faktycznej sile, żeby teraz paść na własnym terenie przez stado wygłupionych pchlarzy? Nie mogli czekać. Max nie mógł czekać, cokolwiek mu dolegało potrzebował pomocy uzdrowicielskiej już teraz. I Nico był gotów walczyć o niego za wszelką cenę, nawet jeśli będzie miał tu zdechnąć zagryziony przez rodzinną sforę. Solberg uratował mu życie, to był argument nie do przebicia, więc Seaver zaczął przeć w stronę rezydencji nie bacząc na ujadające coraz głośniej zwierzęta.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Ledwo do niego docierało, co tak naprawdę się dzieje. Wydukał z siebie szybkie: "co", gdy Nicholas wziął go zalewitował. Nie zdążył jednak nawet pomyśleć więcej, bo już wywalał z siebie zawartość własnego żołądka. Choroba lokomocyjna robiła swoje, a Solberg nie miał głowy do tego, by jakkolwiek z tym walczyć. Prawdopodobnie zasyfił trochę Seavera, ale nawet tego nie widział. Zamknął oczy, próbując nie porzygać się znowu i jakoś odzyskać siły. Niestety, na marne. Zbyt mocno się nadwyrężył i potrzebował porządnej regeneracji, a w tym momencie myślał tylko o tym, że śniadanie po raz kolejny podchodzi mu do gardła. Nie wiedział, dokąd podróżnik go zabiera. Liczył na to, że nie do lasu, żeby zakopać i zabić, w dowolnej kolejności, gdy jednak ślizgon usłyszał ujadanie zwierząt, powoli myślał tylko o tym, że pod ziemią miałby zdecydowanie więcej spokoju. -Idź. - Wydusił z siebie i na nic więcej nie miał już siły, bo resztki owsianki i omletu zaczęły wracać tam, skąd przyszły. W tej chwili było mu już chyba wszystko jedno, byle wydostać się z tego nieciekawego stanu.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
To miało być spokojne południe, bo, o dziwo, Seaverówna też czasami takich potrzebowała, a już szczególnie, gdy od bladego świtu trenowała. Dzień rozpoczęła jeszcze przed słońcem sesją gimnastyczno-baletową, by następnie, tuż po wschodzie, wejść na lód i zacząć pracę nad programem i techniką wraz z Rozanowem. Udany początek dnia, który podsumowała kąpielą i leniwym wylegiwaniem się na leżaku, korzystając z ostatnich ciepłych dni kończącego się lata. Pierwsze zaniepokoiły ją psy. Annubilisy rozkoszowały się kąpielą słoneczną przy niej, niektóre nawet drzemały. I tak, jak wypoczywały, tak zerwały się na równe nogi, biegnąc w stronę wejścia. Było to co najmniej dziwne, ale… Nikt nie wszedłby do rezydencji bez zgody Seavera. Nikt nie otworzyłby bram bez zapowiedzenia się wcześniej. Psy nie zareagowałyby w taki sposób na kogoś, kto mógł wejść na posesję. Spojrzała za nimi i wtedy zobaczyła kolejny znak kłopotów – mgła zaczęła się zbierać przy lesie. Oznaczało to tylko jedno. Intruz. Może powinna powiadomić innych Seaverów, może faktycznie nierozsądnym było biegnięcie samej w stronę, z której dobywała się obronna, gubiąca intruzów mgła, ale nim zdążyła o tym pomyśleć, już była u głównego wejścia, oglądając scenę, której nigdy nie spodziewała się zobaczyć. Nicholas kulał, był niesamowicie blady, jego włosy były posklejane i… Chyba miał na sobie krew? Psy go otoczyły, a raczej nie jego tylko Maxa. Maximilian. Felix. Solberg. Jej przyjaciel zawieszony w powietrzu, blady i nieprzytomny, z rękami całymi we krwi. Zanim jeszcze do nich podbiegła, nim mogli usłyszeć dźwięk czarów, rzuciła wszystkie zaklęcia odwołujące zabezpieczenia – dopiero wtedy do nich doskoczyła. Nawet w tej chwili pamiętała słowa z listu. Nicholas miał mieć swobodny dostęp do rezydencji, jednak nie mógł znać kodów. Nie, kiedy nie pamiętał czym była lojalność do tego rodu. I chociaż bolało ją to, choć chciała się temu przeciwstawić, taka była wola rady, a jej jedyną linią oporu mogło być uczynienie Nico Seaverem na nowo. Teraz jednak nie było czasu o tym rozmyślać. Musiała działać. Mgła rozstąpiła się, psy odpuściły, a rezydencja zdawała się wyciszyć. Wszystko wróciło do spokoju, tylko nie oni. Dobiegła do nich, nie wiedząc, a którego patrzeć najpierw. Którym się zająć, co w ogóle powinna zrobić. Nie myśl Moony, rób. - Jesteś w stanie jeszcze chodzić? – zapytała Nicholasa, oglądając go pobieżnie samym spojrzeniem, jednak spod ubrań nie umiała stwierdzić co się stało. Widziała jedynie i aż tyle, że potrzebował pomocy. Od zaraz. Natomiast Max… Zacisnęła dłonie w pięści, nie mogła panikować. Zdecydowanie nie teraz. Podeszła do jeszcze gorzej wyglądającego chłopaka i przygryzła policzki. To wyglądało źle. Bardzo źle. Złapała przyjaciela za dłoń i ścisnęła. – Wiem, że pewnie wolałbyś teraz Brewera, ale muszę ci dzisiaj wystarczyć – uśmiechnęła się do niego słodko i pogłaskała go po czole. Cholera, miał strasznie chłodną skórę, a jednak kropelki poty formowały się na jego twarzy. – Utrzymasz zaklęcie jeszcze chwilę? Zabierzmy go do mnie – powiedziała do Nico, kierując się w stronę swojego pokoju, cały czas trzymała Maxa za rękę. – Co wam się stało? – spytała jeszcze, starając się nie krzyczeć. – Jak mogę wam pomóc? Dlaczego DO JASNEJ CHOLERY nie jesteście w szpitalu?! CZY WYŚCIE ROZUM POSTRADALI?!, cisnęło się jej na usta, jednak nie powiedziała tego, zbierając myśli wokół całej swojej wiedzy. Wszystkiego co umiała i czego jeszcze nie umiała, ale o czym się uczyła i próbowała. Nie była cholernym uzdrowicielem, ale lepiej, żeby się kurna postarała.
Długo myślałem nad tym jak się ubrać na Sylwestra, który miałem spędzić z Allison. W końcu postawiłem na czarną podkreślającą moją sylwetkę bluzę i jeansy. Po naszych wspólnych przygodach w mroźnej krainie stała mi się szczególnie bliska ale wydawało mi się że nie jest gotowa na związek. Mimo wszystko postanowiłem spróbować po raz ostatni - jeśli i dzisiaj mi się nie uda odpuszczę i pozostaniemy na stopie koleżeńskiej. A przynajmniej taką miałem nadzieję. Właśnie czekałem na nią z narzuconą na barki kurtką przed wejściem na teren naszej rezydencji że świadomością że beze mnie rozszarpią ją anubilisy...
Dziś Ali postanowiła na jedną ze swoich bardziej rzucających się w oczy sukien w postaci długiej do ziemi[kostek] pomarańczowej sukni wraz z długimi rękawami, postanowiła również zrobić sobie makijaż, czego na co dzień nie robiła, ale skoro był sylwester, to dlaczego nie mogła zaszaleć i się odstroić jak imprezę przystało, będzie się dobrze bawić i wróci do domu z zadowoleniem wypisanym na twarzy. Także na miejsce pojawiła się odpowiednio wystrojona, a część swoich włosów spięła w wysoki kucyk, a na sobie miała kurtkę oraz niezbędne inne dodatki w postaci szalika jeżeli było chłodniej, gdy tylko przed oczami widziała @Yuri Sikorsky uniosła rękę i uśmiechnęła się szeroko ciesząc się na kolejne spotkanie z nowym znajomym.
Yuri Sikorsky
Wiek : 34
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178
C. szczególne : Liczne tatuaże, lewa noga pokryta bliznami po walce z mantykorą
Kiedy zobaczyłem Ali w sukni musiałem przyznać że opadła mi szczęka. Nie spodziewałem się że dziewczyna aż tak się wystroi. -Wow - powiedziałem. -Muszę przyznać że wyglądasz naprawdę wystrzałowo. Powiem szczerze że naprawdę elegancko. Może przejdźmy do pokoju rekreacyjnego? Trochę muzyki i zabawy w sylwestra to podstawa prawda? Ach zapomniałbym - zaklęcia. Machnąłem różdżką zdejmując zaklęcia zabezpieczające. Mimo że robiłem to od miesięcy nadal nie potrafiłem wyłapać dźwięku który towarzyszył zdjęciu zaklęcia. Mgła się przerzedziła a ja podałem Ali ramię. -Pani pozwoli - dodałem żartobliwym tonem.
- Mam dziś dobry pretekst żeby się tak odstroić - puściła mu oczko zaczepnie uśmiechając się od ucha do ucha, nie miała za bardzo czasu stroić się w momencie gdy w jej głowie była tylko szkoła i nauka, a teraz to coś innego mogła się nieco wyszaleć i umalować więc czuła się przeszczęśliwa, że mogła choć przez chwilę odpocząć mentalnie od tego całego zamieszania. - Prowadź w takim razie, bo ja nie znam drogi - odrzekła po chwili i jednocześnie dała się poprowadzić jednocześnie obserwowała otoczenie i podziwiała ją. W tych okolicach raczej jeszcze nie była więc warto było ją podziwiać, nie wiadomo kiedy tu wróci po raz kolejny.