Jet to teren podmokły, nieco bagienny. Niektóre połacie ziemi są solidne, gdzieniegdzie wystają potężne głazy, jednak w wielu miejscach podłoże jest zdradliwe. Łatwo się tu poślizgnąć bądź zupełnie wpaść w błotnistą sadzawkę, jeśli nie zachowa się należytej ostrożności. W niektórych miejscach wciąż można polegać na ścieżkach czy pomostach prowadzących przez zalewy, jednak w innych natura przejęła te rzadko uczęszczane przez człowieka szlaki.
Autor
Wiadomość
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Kostka:szczuroszczety Dorzut: Nie, proszę o pomoc Odpowiedź: skorupiaki Zdobyte: czułki szczuroszczeta (jeśli Remka się podzieli)
Karmienie zwierząt... No pięknie im się dostało o świcie. Szczerze, Irv wolałaby jeszcze chwilę poleżeć w wygodnej pościeli, lub zjeść w zamku śniadanie, a następnie udać się do biblioteki, zamiast usługiwania parzystokopytnym, czy cokolwiek się w tych krzakach czaiło. Jak na prefektkę jednak przystało, skoro już coś zaczęła, nie miała zamiaru odwracać się na pięcie i zadania porzucać. Najpierw przyglądała się poczynaniom @Anastasia Mallory , chcąc mieć pewność, że dziewczyna poradzi sobie i przy okazji nie zostanie zeżarta. -Myślę, że bez problemu. Zostawisz na pamiątkę, czy użyjesz do eliksirów? - Zapytała z uśmiechem, ciekawa, czy uda jej się czegoś więcej o krukonce dowiedzieć, a z pozoru błaha sprawa, mogła być tutaj kluczowa. Następnie sama podeszła do własnego zadania i tu niestety składnik, którym podzieliła się z podopieczną, na nic miał się jej zdać. -Macie może skorupiaki? - Zapytała, stojących obok dziewczyn ( @Harmony Seaver , @Charlotte Brandon , @Amelia Fairwyn ). -Szczuroszczety za bardzo nie przepadają za muchami, a wolę żeby nie skusiły się na moje stopy. Tyle co kupiłam te buty. - Przyznała pół żartem pół serio, mając nadzieję, że któraś z obecnych, pomoże jej wypełnić zlecone przez Atlasa zadanie, do końca.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Była podekscytowana karmieniem zwierząt. To prawda, to znowu nie było aż tak trudne widzieć jej czymś zachwyconej i z entuzjastycznym podejściem do życia, niemniej ta energiczność było trochę bardziej jej. Fauna fascynowała ją czasami nawet bardziej od flory, a odkrywanie było pozbawione pewnego wyrazu, jeżeli wraz z miejscem nie zapoznało się i z żyjącymi w nim stworzeniami. Plus po prostu karmienie zwierzątek, kto by się na to nie rozpłynął? Zanim w ogóle zabrała się do pracy, zaczęła fotografować cały teren i upamiętać wszystkie stworzenia, które bardziej i mniej nieśmiało zapoznawały się z czarodziejskimi przybyszami. Skoro profesor wyraził zgodę na aparat i miała na to chwilę, chciała zapamiętać te zajęcia jak najlepiej jako jedną z przygód, przecież jak inaczej można było nazwać wypad o tak wczesnej porze do magicznych istot?! - Faktycznie szkoda by było butów! – zaśmiała się wesoło, szybko podchodząc do @Irvette de Guise. – Mogę je z tobą nakarmić? – zapytała, a oczka aż jej się zaświeciły. – Starczy na nas dwie – podała dziewczynie pół zapasu skorupiaków i sama podeszła do małych zwierzaków. Podrzuciła im kilka skorupiaków, kilka nawet wystawiła na dłoni (tej w ortezie, w razie jakby miały ugryźć była chroniona) i zachichotała, gdy z entuzjazmem wyjadały jej przysmaki. Oczywiście, że i temu wydarzeniu zrobiła zdjęcie. - O, spójrz! – pokazała Irvette kilka czułków, które musiały sobie nawzajem pozrzucać, gdy dopychały się do jedzenia. – Myślisz, że mogą się do czegoś przydać?
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Mimo, że znała już trochę Harmony, ten jej entuzjazm jak zawsze ją zaskoczył. Mimo to rudowłosa ucieszyła się z jej towarzystwa. -Jasne. Wystarczy ich dla nas obydwu. - Potwierdziła, patrząc to na szczury, to na gryfonkę i nie mogąc oprzeć się w myślach porównaniu, że to może jej koledzy z domu, a nawet jeśli nie, to ona chętnie by kilku taki los zgotowała. -Charlotte,cela ne vous rappelle-t-il pas nos amis rouges ? - Nie mogła się powstrzymać przed komentarzem w stronę przyjaciółki. W oczach Irv błysnęły niepokojące ogniki, ale zniknęły tak szybko, jak tylko się pojawiły. -Dziękuję. - Wróciła już do Harmony, która podzieliła się z nią skorupiakami. Irv nie była pewna, jak powinna podejść do szczuroszczetów, bo nigdy ich nie karmiła, więc obserwowała Remy i szła jej śladem, co okazało się być strzałem w dziesiątkę. -Masz rękę do zwierząt? - Ni to zapytała, ni to stwierdziła, po czym przyjrzała się czułkom, które i jej spadły w nagrodę. -Są bardzo dobre do eliksiru łagodzącego niektóre urazy. Nie zaszkodzi zabrać. - Przyznała, bo akurat z tym wywarem miała w życiu więcej do czynienia, niż chciała to wyznać.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Kostka:5 - szpiczak Dorzut: - Odpowiedź: daję im maść z dzikich stokrotek Zdobyte: kolce szpiczaka
Obchód po mokradłach był bardzo ciekawy, to musiała przyznać. Była fanką łączenia miłego z pożytecznym, a ta lekcja bez wątpienia taka właśnie była - uczyli się przecież na zorganizowanej przez profesora mini wycieczce, a teraz jeszcze mieli przystąpić do nakarmienia i zaaplikowania zwierzętom odpowiednich leków. Żyć, nie umierać. Można by śmiało powiedzieć, że była w swoim żywiole. Czuła się doskonale, wczesna godzina odeszła w niepamięć, a jej radość tylko się nasiliła, gdy mieli wejść w interakcje ze stworzeniami. - Jeśli ktoś potrzebuje, to mam owoce - powiedziała, spoglądając po twarzach uczestników. Czy ją usłyszeli, czy nie, czy mieli zamiar skorzystać, czy zignorować jej ofertę - to już tylko i wyłącznie ich sprawa. Była gotowa podzielić się owocami, skoro sama ich nie wykorzystała, a w najgorszym wypadku rzeczywiście zjedzą je w drodze powrotnej jako drugie śniadanie. Szybko upatrzyła sobie szpiczaki, które leżały gdzieś na obrzeżach polany i przejrzała wyjęte wcześniej przez profesora rzeczy. Po wybraniu maści z dzikich stokrotek skierowała się we wcześniej wspomniane miejsce, podchodząc tam powoli, ostrożnie stawiając każdy krok. Nie chciała ich wystraszyć ani sprowokować do ataku, choć wiedziała, że bardziej naraziłaby się na ich agresję, gdyby podała im jakieś jedzenie. W końcu udało jej się podejść na tyle blisko, żeby mogła przejść do aplikacji maści, co poszło jej w miarę sprawnie. Oczywiście nie obyło się bez cichutkiego mamrotania pod nosem tekstów w stylu "o jakie jesteście piękne", "kto ma takie śliczne kolce". Ostatecznie kilka z nich udało jej się nawet zebrać.
Ruby Maguire
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160
C. szczególne : golden retriever energy | irlandzki akcent | duże oczy | zapach cytrusów
Kostka:5 – gruby szpiczak Dorzut: — Odpowiedź: maść ze stokrotek Zdobyte: kilka kolców szpiczaka
Pokiwała głową, bo rozumiała, że obecna sytuacja na świecie nie była wcale łatwa dla magicznych stworzeń. Sama przecież miała znajdę z rezerwatu, która desperacko wołała o pomoc w trakcie pożaru. Nie wszystkie zwierzęta miały tyle szczęścia i niektóre musiały uciekać gdziekolwiek, gdzie rozszalałe płomienie nie stanowiły zagrożenia, gdzie na nowo mogły założyć swoje siedliska, gdy wcześniejsze zostały zniszczone. Nie wychylała się już tak bardzo z odpowiedziami, dochodząc do wniosku, że reszta sobie jakoś poradzi – była tylko w pogotowiu, gdyby faktycznie nikt nie wiedział, jej z łatwością przychodziło rozpoznawanie stworzeń, musiała przecież w przyszłości wiedzieć z czym będzie miała do czynienia, a jeśli Merlin pozwoli to zrobi specjalizację z egzotyków. Na razie jednak ten plan wydawał się naprawdę odległy. Ostatnio opuszczała tyle zajęć, że nie była pewna, czy zda ten rok. Musiała jednak ustalić sobie jakieś priorytety, a rodzina zawsze będzie na samym szczycie, wybór więc nie był wcale trudny. Przystąpiła do zadania, niemal od razu biorąc do ręki maść z dzikich stokrotek, kiedy dostrzegła, że w jej przydziale pojawił się szpiczak – nieco zbyt dobrze nakarmiony jeśli by ją o zdanie zapytać. Podeszła do niego ostrożnie, wyciągając tubkę przed siebie i powoli zbliżając się do stworzenia. Szpiczaki bywały płochliwe, nie chciała przecież, żeby ten tutaj od niej uciekł. Czuła się jak ryba w wodzie, mogła wykazać się swoją wiedzą – która dotyczyła zaledwie dwóch szkolnych przedmiotów – i jeszcze pomóc biednemu stworzeniu. Wiedziała, że właśnie to chce robić w życiu, już dawno obiecała sobie, że dopnie swego, nawet jeśli zajmie jej to dłużej niż powinno. Zaaplikowała starannie maść i zdawało się, że szpiczak się nawet do niej przekonał. Zwierzęta czytały ludzi, kto jak kto, ale Ruby miała czyste serce i rękę do zwierzaków.
Kostka:3 – różecznik Dorzut: — Odpowiedź: owoce Zdobyte: nic nie zdobywam, bo trzymam się w odległości
Całkiem szczerze mówiąc, to wolałaby nawet siedzieć na historii magii, niż być bladym świtem w Zakazanym Lesie. Zawsze sądziła, że miał swoją nazwę nie bez powodu i kompletnie nie rozumiała jakim cudem nauczyciel tak chętnie zabrał ich w to miejsce. Nie żeby w niego wątpiła, ale nie sądziła, że jeśli przyszłoby co do czego, to obroniłby ich wszystkich. Poza tym ludzie to debile, a w tej grupie mogła wymienić ich przynajmniej trzech. Nie miała jednak już za dużego wyboru, tkwiła w tym miejscu, pośród bagien i innych obślizgłych stworzeń, a jej kalosze nieprzyjemnie zapadały się w błoto. Nie podobało jej się specjalnie karmienie magicznych stworzeń, były nawet w porządku, sęk w tym, że na odległość. Miała w rodzinie kilka przypadków kalectw, spowodowanych atakiem zwierząt, co sprawiało, że podchodziła do nich z niewymuszoną ostrożnością, z brakiem jakiegokolwiek zaufania. — Kurwa żółw — mruknęła, gdy zobaczyła czym miała się zająć i nagle uznała, że nie ma pojęcia co niby jedzą żółwie. W swoim posiadaniu miała jednak petardy, które najpewniej nie nadawały się do spożycia nawet przez jakiegoś magicznego gada. Usłyszała za to jak jednak z Puchonek oferuje owoce i przyjęła je, posyłając zaklęciem do stworzenia. Nie zamierzała podchodzić zbyt blisko. Coś kojarzyła, że to zwierzę kontroluje inne zwierzęta, wolała więc zachować dystans.
Charlotte Brandon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 169 cm
C. szczególne : Zawsze lekko uniesiony nosek i half-smile na twarzy, jakby wiedziała więcej od innych. Nosi się z dumą. Nierozłączna ze szpilkami, przynajmniej sześciocentymetrowymi! Maluje usta mocnymi kolorami. Aż zauważalne zmiękczenie w jej zachowaniu i noszeniu się, kiedy rozmawia z innym Brandonem.
Kostka:5 - szpiczak Dorzut: - Odpowiedź: Maść ze stokrotek (kostka łatwa, więc po prostu biorę z torby) Zdobyte: Kolce szpiczaka
- J'aurais pu les rendre plus similaires – odparła szeptem do @Irvette de Guise, powstrzymując chichot za zgrabną dłonią, ale na chwilę w jej oczach też pojawił się błysk. – Vous pouvez toujours l'enregistrer comme plans pour la soirée – na tym jednak zamknęła temat, dając się skupić przyjaciółce na zadaniu. Sama też rozejrzała się za jakimś zwierzęciem, bo do szczurów na pewno jej się nie spieszyło. Gdzieś kawałek dalej leżał przejedzony szpiczak, idealnie. Wyglądał na tak sytego, że raczej nie groził jej przypadkowy atak, który był dla niej po przeprawie przez błoto i wstawaniu o czwartej nad ranem naprawdę ostatnią chcianą atrakcją. Po skonsultowaniu z profesorem Rosą, że mandragora raczej na pewno nie była w spasionym stanie zwierzątka dobrą odpowiedzią, wzięła od niego maść ze stokrotek. Podeszła na tyle blisko, na ile uznała to za bezpieczne i podłożyła trochę specyfiku maluchowi, przy tym orientując się, że zostało po nim parę kolców. W eliksirach jakoś specjalnie się nie babrała, ale zdobycz to zdobycz, a zawsze mogła je z kimś na coś innego wymienić, więc zebrała je do kieszeni.
Atlas sprawnie zajął się naprawianiem stanu paśników, poprawiając ich konstrukcję i uzupełniając złożone w nich zapasy. Zwierzęta uciekające przed wszechobecnym chaosem związanym z pożarami potrzebowały bezpiecznych terenów, a tak długo, jak Zakazany Las mógł stanowić taką oazę, tak długo miał poczuwać się w obowiązku zadbania o ich dobrostan. Z uśmiechem zobaczył, że uczniowie bardzo sprawnie, nawet pomimo porannego przemarszu przez bagno, zabrali się za odpowiednią opiekę nad zwierzętami, dostrzegając, że nawet markotne marudy zakasały rękawy. - Jak widzicie, środowisko w zakazanym lesie jest sprzyjające dla wielu gatunków zwierząt, ale i roślin. Mamy to szczęście, że możemy być świadkami ich codzienności, a także, jak w przypadku tych osobników, obcować z nimi w niedalekiej odległości. - uśmiechnął się- Tak jest, panie Brewer, moga jeść dynię, choć sałata jest ich przysmakiem. - potwierdził pytanie gryfona (jeśli w następnym poście dopiszesz, że dajeść dynię, to rozliczę Ci ten składnik eliksiru). Przykucnął przy uczennicach, zajmujących się spasionym szpiczakiem. - Przydało by mu się trochę rekonwalescencji, musiał się objeść ślimakami... - zastanowił się na głos, po czym wyciągnął z plecaka bandamkę, którą lekko schwycił dzikie zwierze, by zabrać je go chatki gajowego na rehabilitacje zdrowotne. Podnosząc się, rozejrzał by ocenić postępy swoich uczniów. - Będziemy powoli zbierać się do zamku. Proszę, byście kończyli swoje zadania i wciąż bardzo uważali na to gdzie stawiacie kroki, wracamy inną trasą, niż szliśmy w tę stronę, starajmy się więc trzymać w zwartej grupie. - wyprostowal się, ze szpiczakowym zawiniątkiem pod pachą, po czym zaklęciem spakował resztę przyniesionych składników i zarzucił plecak na plecy.
Ostatni etap lekcji Powrót do zamku wcale nie jest po prostu teleportacją. Przed nami znów przemierzanie nieznanego. Profesor zwraca waszą uwagę na różne tropy i ślady pozostawione na trasie, którą obraliście, jednak co to za wyprawa w nieznane i zakazane bez... wypadku?
Rzuć k6, by dowiedzieć się, co Cie spotyka. Jeśli masz więcej niż 10 pkt z ONMS, możesz przerzucić kostkę. Jeśli masz cechę, powab wili: ręka do zwierząt, możesz przerzucić kostkę. Za rozegranie scenariusza otrzymasz 1 pkt, za odgadnięcie, z czym masz styczność w scenariuszu otrzymasz kolejny 1pkt. Jeśli opisałeś to stworzenie które Ci wypadnie w swojej pracy domowej - nie musisz rozgrywać kości!
Scenariusze:
1:
Ukąsił Cię jasnoszary w ciemnozielone plamki rak ,w następnym wątku masz ogromnego pecha!
2:
Wpadasz nogą w jamę, w której atakuje Cie niechlujnie ubrany, gnomo-podobny stworek, okładając Cię pałką - w następnym wątku jesteś cały obolały...
3:
Obrośnięta mchem kłoda wyskakuje z wody i kąsa Cię za gumiaki/nogawki - jeśli masz mandragorę, przysmak tego stwora, jesteś bezpieczny, jeśli nie, idziesz dalej z porwanymi gaciami!
4:
Obsiadają Cię małe motylki, nadając Twojej skórze charakterystyczne wzorki w kształcie spirali - jeśli masz min. 10 pkt z ONMS, wypiłeś energola ALAKAZAM lub masz cechę silna psycha, odganiasz je delikatnie i bez problemu, jeśli masz mniej - ich brzęczenie Cię oszałamia na tyle, że w następnym wątku cierpisz na ból głowy...
5:
Ciekawski ludek o kartoflanej głowie wychodzi z norki popatrzeć, co się dzieje, nie wiedzieć czemu (może spodobały mu się Twoje buciki?) biegnie i rzuca się łakomie na skrawek odsłoniętej nad nimi skóry - jeśli masz dynię, która jest jego przysmakiem, uchodzisz cało, karmiąc nią ludka, jeśli nie, czujesz nagłą inspirację do stworzenia jakiegoś wiekopomnego dzieła, wspomnij o tym w swoim następnym wątku!
6:
Jaskrawo ubarwione stworzonko wyskakuje z błota i podstawia Ci nogę/popycha Cię w kałużę - jeśli masz petardę, możesz nią odwrócić jego uwagę, cecha: gibki jak lunaballa pozwala złapać równowagę w czas, jeśli nie, gacie mokre i przeziębienie murowane!
W poście zamykającym napiszę, jakie stworzenie udaje nam się spotkać na koniec wyprawy. Z tym stworzeniem będzie związane wyjście nocne! Pojawi się też matematyka związana z lekcją i wyniki tego, kto zdobył najwięcej punktów.
Kodzik:
Kod:
<zgss>Kostka:</zgss> (wynik/przerzut) <zgss>Stworzenie:</zgss> (czy wiesz co to?) <zgss>Scenariusz:</zgss> (czy rozgrywasz? czy unikasz nieszczęścia? PD/cecha/wykorzystanie przedmiotu)
Co potencjalnie możemy zobaczyć na koniec? hipogryfy, stadko aetonanów, kelpie, żmijoptaka lub demimoza
Czas do wtorku 30.05, zamykam i rozliczam lekcje 31.05
Kostka:6 Stworzenie: topek Scenariusz: rozgrywam i unikam nieszczęścia - cecha gibki jak lunaballa
Zajmowanie się spasionym szpiczakiem było według niej bardzo przyjemnym i dość lekkim zadaniem - nie wymagało bowiem od nich nie wiadomo czego. Trzeba było się wykazać delikatnością i ręką do zwierząt, ale nie było to specjalnie trudne, przynajmniej jej zdaniem. Poza tym po takiej pomocy, jaką dostał ten jegomość, to chyba każdy stanąłby na nogi. Odeszła na bok, kiedy podszedł do nich profesor i zarządził rekonwalescencję dla szpiczaka, która zresztą faktycznie mogła okazać się pomocna. Objadanie się jeszcze nikomu nie wyszło na dobre. Nadszedł też w końcu czas na powrót do zamku, ale oczywiście i ten nie mógł być szybki i prosty. Pech chciał, że na swojej drodze spotkała topka, wyjątkowo złośliwego, bo wyskoczył jej gdzieś z boku ścieżki, starając się pchnąć ją prosto w znajdującą się po drugiej stronie kałużę. Nie z nią jednak takie numery - mimo że zrobiła ze dwa kroki w bok, nim odzyskała równowagę, to nie dała się przewrócić. - Max, chyba mam flashbacki - mruknęła do przyjaciela, nawiązując do sylwestrowego balu. Wtedy też spotkała topka, tylko tamten miał petardy, które usiłował wepchnąć jej pod kieckę. Z jednej strony cieszyła się, że teraz nie ma żadnych materiałów wybuchowych, a z drugiej mogłaby mu je wcisnąć, żeby miał jakieś zajęcie. To jednak mogłoby mieć przykre konsekwencje, jeśli stworzenie zechciałoby trochę rozerwać ich grupkę. Postawiła więc na dodatkową czujność, kiedy szła dalej, tak żeby topek znów nie postanowił wepchnąć jej do kałuży.
Kostka:6 Stworzenie: topek Scenariusz: wpadam w kałużę i rzucam petardą
Może powinna poczuć mniejszą ulgę na zdanie, że wracali już do zamku. Tego typu wycieczki nie były jednak jej ulubioną rzeczą, a szczególnie bladym świtem. Amelia w ogóle miała problemy z porankami, choć paradoksalnie zawsze wstawała bardzo wcześnie, nienawidząc myśli, że traci dzień na sen. Kończyło się to jednak niewyspaniem i marudnością, choć niespecjalnie dużo sobie z tego robiła. Ziewnęła więc potężnie, planując wyjątkową drzemkę, bowiem wcześnie rano dla niej wcale nie oznaczało trzeciej w nocy, nawet dla Fairwyn było to lekką przesadą, nie zamierzała kłamać. Szła sobie spokojnie, obracając różdżkę w jednej dłoni i myśląc o tym, czy jej kubek nadal stał na murze, gdzie go Atlas odesłał, czy może upierdliwe skrzaty już go sprzątnęły. Dopiłaby swoją obrzydliwą kawę bardzo chętnie, nic więcej na drogę nie wzięła. Zajęta tak swoimi myślami nie zauważyła, że coś nagle wyskoczyło na drogę. Kolorowe, małe gówno. Nie była wcale kompletnym laikiem, no i wychowała się w całkowicie magicznej rodzinie, a te stworzy lubiły uprzykrzać życie czarodziejom. Upadając więc w kałużę, siarczyście przeklęła i w ułamku sekundy się wściekła. Była zmęczona, brudna i mokra i jeszcze nie wiedziała czy ktoś nie sprzątnął jej kawy. Odrzuciła petardę w stronę topka, mając nadzieję, że wybuchnie razem z nim. Tak, tutaj jej empatia już się skończyła. — Co za cholerne małe gówno, od kiedy te chujki są w zakazanym lesie — nie przejmowała się swoim słownictwem, zazwyczaj była bardziej elokwentna, ale teraz miała absolutnie dość tej lekcji i całego dnia. Powrót sprawił, że cały jej dzień był skazany na porażkę.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Kostka:3 Stworzenie: Błotoryj Scenariusz: Targa mi spodnie :c
Jeszcze chwilę fotografowała zwierzaki naokoło, w tym poświęciła kilka zdjęć wyjątkowo spasionemu szpiczakowi, który wyglądał bardzo uroczo. Niezdrowo, ale uroczo. - Myśli pan, że niedługo wróci do zdrowia? – zapytała @Atlas M. O. Rosa, przyglądając się małemu zwierzakowi. – Mógł się zatruć od tylu ślimaków, czy myśli pan, że to tylko przejedzenia – sama na pewno nie miała potrzebnej wiedzy, żeby na ten temat zawyrokować, a kolczasty zainteresował ją w tym momencie na tyle, że zrozumienie sytuacji było jej tak potrzebne do życia jak oddychanie. Uroki łapania hiperfokusów. Kolejnym urokiem było to, że nie zwracało się za bardzo uwagi na nic innego. Jak nietrudno się domyślić – duży błąd w trakcie wracania przez nieznane moczary. Chociaż prawda była taka, że nawet jakby przyglądała się otoczeniu, w życiu nie podejrzewałaby zwykłej kłody o bycie błotoryjem. I to w dodatku bardzo niezadowolonym, że ktoś przechodził obok. W pierwszej chwili nawet nie wiedziała, że to jakieś zwierzę, kiedy poczuła, że coś złapało ją za nogawkę. Myślała, że zahaczyła o jakąś gałąź, ale kiedy pociągnęła nogą, ta nie tylko nie ustąpiła, ale zaczęła się z nią szarpać. - O kur…! – w porę ugryzła się w język z przekleństwem, ale jak inaczej mogła zareagować na dziwacznego psa, który właśnie zaczął się z nią siłować. – Niedobry! Siad! Waruj! Oddaj to! – nie był to jednak błotoryj tresowany i im bardziej się szarpała, tym on mocniej machał głową, próbując wyrwać jej „swoją zdobycz”. Aż w końcu wyrwał jej pół nogawki. Poleciała na kilka kroków do tyłu, łapiąc równowagę na pierwszym, lepszym drzewie. - Za grosz manier! – krzyknęła do niego, ale zaraz zaczęła się śmiać z całej tej głupiutkiej sytuacji. Zrobiła zdjęcie błotoryja zżerającego kawałek materiały ze swoją wystawioną, teraz odsłoniętą nogą na pierwszym planie. Dopiero po chwili zdawała sobie sprawę, że może to nie być za dobre dla zwierzaka, więc podbiegła czym prędzej do profesora Rosy. – Nie zaszkodzi mu to? – pokazała najpierw na swoją podartą nogawkę a później na wyraźnie zadowolonego z siebie błotoryja.
Charlotte Brandon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 169 cm
C. szczególne : Zawsze lekko uniesiony nosek i half-smile na twarzy, jakby wiedziała więcej od innych. Nosi się z dumą. Nierozłączna ze szpilkami, przynajmniej sześciocentymetrowymi! Maluje usta mocnymi kolorami. Aż zauważalne zmiękczenie w jej zachowaniu i noszeniu się, kiedy rozmawia z innym Brandonem.
Kostka:4 Stworzenie: Hipnotyka mesmeri Scenariusz: Boli mnie głowa :c
Zmartwiły ją słowa profesora Rosy o potrzebie pomocy małemu, spasionemu szpiczakowi, ale nie okazała tego a głos, jeszcze jej obraz niewzruszonej by się zachwiał. O tym jak bardzo miała miękkie serce do zwierząt mogła wiedzieć tylko rodzina. - Comment c'est? On ne laisse pas les rats avec leur espèce? – szepnęła ze złośliwym uśmieszkiem do @Irvette de Guise, mierząc krótkim acz znaczącym spojrzeniem Gryfonów. Było wcześnie, a drobne żarty ze skazy Hogwartu wydawały się jedynym godnym zastępcą kawy. Szła spokojnie i z gracją, nawet jeżeli przez błoto. Nosiła się dumnie jak prawdziwa dama, udając, że wcale podmokły teren nie próbował pożreć jej gumiaków, no, do momentu, w którym za jej plecami nie rozległ się wybuch, od którego aż nerwowo się odwróciła. - Qu'est-ce que c'était que ça...?! – wykrzyknęła, zupełnie wybita z rytmu i spojrzała na resztki świecącej się petardy i wyjątkowo zirytowaną @Amelia Fairwyn. Pierwsze zaskoczenie szybko zmieniło się w wiedzący, nawet i zadowolony, lisi uśmiech. – Rozprawiasz się tak ze wszystkimi problemami? – zażartowała. – Następy raz rzuć taką pod nogi Maguire jak się przyczepi – szepnęła jej na ucho, nie mogąc powstrzymać drobnego chichotu. Po drodze obiecała kawę i śniadanie jak się tylko wykąpie, choć na wychodzenie z dormitorium szybko skończyły jej się chęci, kiedy obleciały ją jakieś motyle. A wraz z nimi dziwne szumy, od których aż rozbolała ją głowa. - Masz jeszcze te petardy? – zapytała Meli, próbując odgonić się od tych wstrętnych stworzeń. – Chyba jednak najpierw sen – przyznała, masując się po skroniach.
Ruby Maguire
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160
C. szczególne : golden retriever energy | irlandzki akcent | duże oczy | zapach cytrusów
Kostka:3 Stworzenie: błotoryj Scenariusz: porwał mi nogawki
Zajęła się spasionym szpiczakiem jak było trzeba, a ten na końcu nawet zaczął się do niej przekonywać. Zawsze uważała, że ma rękę do zwierząt, może za nic w świecie nie potrafiła nie zabić rośliny, ale doskonale sobie radziła ze stworzeniami. Dlatego też podniosła wzrok na @Harmony Seaver, która zmartwiła się losem szpiczaka. — Nic mu nie będzie, może trochę joggingu mu się przyda — odparła do gryfonki, szeroko się do niej uśmiechając. Szpiczaki nie wykazywały żadnych objawów zatrucia, więc nie martwiłaby się tym za bardzo. Może miały trochę za dużo masy, ale nie był to też – w jej ocenie – stan zagrażający życiu. Rzecz jasna nieco pomocy im się przyda, jednak poradzą sobie w ten czy w inny sposób. Ruszyli w kierunku zamku, a ona trochę zatopiła się we własnych myślach. Nie była osobą, która w jakikolwiek sposób przejmowałaby się błotem i odrobiną brudu, raczej nie bała się go w żadnym stopniu i nawet niespecjalnie jej to przeszkadzało. Od lat co lato pomagała swojej sąsiadce w gospodarstwie, więc przebywania w mniej sterylnych okolicznościach nie robiło na niej wrażenia. W głowie jednak liczyła galeony, zastanawiając się, czy już udało jej się wystarczająco oszczędzić, by móc pójść na kurs magiweterynaryjny. Miała wrażenie, że ta lekcja przypomniała jej czego naprawdę pragnęła i do czego w gruncie rzeczy dążyła. Jej uwagę zwróciła szamocząca się z czymś Harmony i pech chciał, że w bagnie to nie był jedyny grasujący błotoryj. Kolejny wyskoczył na nią, targając ją za nogawki, a ona całkiem bezceremonialnie odepchnęła go, nie przejmując się jego zębiskami, bowiem dłonie miała ubrane w rękawice ze skóry węża, które wykonywały kawał dobrej roboty. — Ma Pan mandragorę? — zapytała, a przyciskając jedną nogą łeb błotnego psa do drzewa, zarzuciła mu łańcuch scamandera na szyję, uważając, by nie zrobić stworzeniu krzywdy i żeby nie skoczyło już na innych — Siadaj Pimpek, spokój — powiedziała do błotoryja, nie używała zaklęć, nie była zwolenniczką zaklęć obronnych używanych wobec zwierząt. Wierzyła też, że błotoryj wcale nie chciał zrobić jej krzywdy. Kiedyś ta myśl sprowadzi na nią dużo kłopotów, choć po zeszłych wakacjach już gorzej być nie mogło.
Spojrzał na Amelię, słysząc jej słowa, posyłając jej jeden ze swoich najurokliwszych i najcieplejszych uśmiechów półwila. Prawdopodobnie wiele uczniowskich krzywd w życiu uchodziło mu płazem, kiedy zadość uczyniał za nie takimi bajecznymi spojrzeniami. - Potrzebujesz pomocy? - zapytał miękko, podając jej wolną dłoń, przyjemnie chłodną, w porównaniu do tego ciepłego uśmiechu. Poprawił szpiczaka pod pachą i zaśmiał się na wielkie oburzenie młodej Seaverówny- Proszę tak nie krzyczeć za nim, bo przyjdzie z kolegami. - mrugnął do niej, rozglądając się czy nikt z grupy im nie zaginął po drodze- Może jak się zatruje, to przestanie gustować w uczniowskich portkach? - dodał na pocieszenie, ciesząc się jedynie tym, że uczennica podchodziła do sprawy, z nieco mniej ponurym nastrojem niż niektórzy pozostali. Wyciągnął z plecaczka Mandragorę, obserwując, jak Ruby perfekcyjnie radzi sobie z błotoryjem, nie pozostawiając stworzeniu przestrzeni na wykorzystanie jej strachu czy słabości. Przyblokowany stworek uspokoił się znacząco pod wpływem tak konkretnego działania, a obwiązany magicznym łańcuchem na komendę siad, siadł jak najprawdziwszy Pimpek. - Piękny przykład pewności, z jaką należy pracować z magicznymi stworzeniami, Ruby. Pięć punktów dla Gryffindoru. - pochwalił z uśmiechem dziewczynę, podając jej kawałki mandragory i schodząc nieco na bok, by w tym całym dzielnym, porannym marszu przypilnować reszty uczniów, w razie, gdyby ktoś wybitnie nie radził sobie z czymś po drodze.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Zdziwiła się słysząc, że lekcja dobiegła już końca. Dość szybko minął jej ten czas w towarzystwie ludzi, których darzyła sympatią. Musiała jednak przyznać, że była nieco zmarznięta i głodna, co chętnie by zmieniła, by poczuć się bardziej komfortowo. -I jakie wrażenia? - Zapytała @Anastasia Mallory , gdy powoli kroczyły za profesorem w stronę zamku. Była ciekawa, czy dziewczynka nie zniechęciła się do podobnych zajęć, bo prawdą było, że wcale nie mieli łatwo i to nie tylko ze względu na konieczność wstawania o tak wczesnej porze. Zachichotała lekko na słowa Charlotte i już miała upomnieć Amelię o używaniu poprawnego słownictwa, gdy Anastasia wpakowała się w interakcję z błotoryjem. Ruda niewerbalnym zaklęciem odepchnęła przeciwnika od dziewczynki, nie widząc jeszcze, że ta nagle pokazuje wszystkim to, co ma pod spodniami, bo w tym momencie sama Irvette padła ofiarą topka, które zdawały się tu rozmnożyć, jakby ich populacja groziła wyginięciem. -Na Morganę! - Ugryzła się w język, by nie wyrzucić bardziej nieprzyzwoitych słów ze swoich ust. Nie miała petardy, a nie wypadało istoty kopać przy nauczycielu ONMS, więc potraktowała ją impedimentą. -Charlotte, ta herbata chyba będzie potrzebna. Czuję, że to skończy się eliksirem pieprzowym. - Powiedziała do przyjaciółki wskazując na siebie i Amelię, bo obydwie w wyniku nieprzyjemnej interakcji z magicznymi stworzeniami wpadły w kałużę. -Podejdź do mnie, kochana. - Ponownie zwróciła się do młodej krukonki, po czym przy pomocy podstawowej transmutacji, zaszyła dziurę w jej ubraniu, a następnie sama się osuszyła. Miała szczerą nadzieję, że to już koniec przygód na dziś, bo miała serdecznie dość, a to był dopiero początek dnia....
Kiedy dotarli pod szkołę, Atlas raz jeszcze przeliczył uczniów, by upewnić się, że nikt nie zdecydował się porzucić kariery i wybrać życia mnicha w Zakazanym Lesie, czy też, co bardziej prawdopodobne, bycia pożywką dla jakiejś bestii. Pożegnał uczniów w sali wejściowej, dziękując za aktywny udział w lekcji i za pojawienie się o tak wczesnej porze. Kubeczek z kawą Amelii niestety został już dawno sprzątnięty przez skrzata, pojawiły się jednak na gzymsie ciasteczka, jakby skrzaty wyczuły, że uczniowie po powrocie z porannego spaceru mogli mieć ochotę na przekąskę.
wszyscy zt
Dziękuje za udział w lekcji!
Punkty i zdobyte przedmioty wrzucę wam w kuferki dziś!
Matematyka:
A teraz garść matematyki, jakby ktoś był zainteresowany co i jak się działo oraz jakie są wyniki plebiscytu na nocną wyprawę, a także, jakie zwierze będziemy w nocy tropić.
tabelka w excelu była dość prosta. Za odrobienie pracy domowej można było zdobyć 5pkt do puli. Za każde 10 pkt z ONMS był 1 pkt do puli każda osoba z przedmiotami punktowanymi to 2 pkt do puli. Za próbę odpowiedzi na zadawane przez nauczyciela pytanie był 1 pkt, za poprawną odpowiedź 1 pkt, Ruby dostała 2 bo poprawiła odpowiedź Maxa. Aktywności post 1 pkt, wykonanie aktywności 2 pkt, Irveta dostała 2 pkt za posty, bo, no, napisała 2 posty. Scenariusze za rozegranie 2 pkt, za nazwanie stworka 1 pkt. Razem bazowa ilość punktów do zdobycia na lekcji to 64 pkt, gdyby wszyscy odrobili PD mielibyśmy dodatkowo 40 pkt, więc wynik na topowe zwierze to 100<.
Co będziemy tropić na wyjściu nocnym? dzięki uprzejmości excela nie musiałam liczyć na palcach Będziemy tropić żmijoptaka.
Najwyższe wyniki to: 1. @Ruby Maguire 2. @Irvette de Guise 3. @Harmony Seaver Jeśli któraś z was nie będzie chciała iść na nocne wyjście to dajcie znać, wezmę następną osobę z listy.