C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Przepiękne miejsce, w którym można nie tylko oglądać rośliny z tropikalnych lasów deszczowych ale i najbardziej barwne, ciekawe gatunki motyli! Duży budynek cały wysadzony jest w przepięknych kwiatach, drzewach i krzewach przywodzących na myśl dżungle amazońskie, a chodzi się wśród nich po drewnianych ścieżkach, które zakręcają tutaj wiele kół, niczym w najprawdziwszym labiryncie. Magiczne, niewidzialne bariery sprawiają, że w tym jednym miejscu powstał ekosystem dla wielu specyficznych klimatów, a co za tym idzie można tu hodować motyle natywne tylko dla drobnych mikroklimatów!
wianki:
Plecenie wianków
Beltane bez majowych wianków to nie Beltane, wie to każdy! Skrzaty już wzięły się do ich plecenia, by przybrać nimi cały Hogwart i Hogsmade! Zapraszają też to dołączenia w tym zajęciu, im więcej rąk, tym szkoła szybciej stanie się majową twierdzą. Możesz tu zapleść wianek na dekorację lub też dla samego siebie bądź swojego partnera.
Jak się okazuje, nie tylko czarodziejów przyciągnęły tu wianki, ale i...!:
Rzut k6 na wejście do sali:
1 Kurczaki?! Te maleństwa wbiegły to sali i jak widać upatrzyły sobie ciebie i twoich kolegów! Ty i każdy z kim przyszedłeś niech rzuci na kurczaczka z wyzwania easter cutie. Będzie wam towarzyszyć przez całe plecenie wianków! 2 Motyle! Ależ one piękne! I... Aż hipnotyzujące! Co się dziwić, skoro wleciały tutaj hipnotyka mesmeri i jak widać bardzo sobie ciebie upatrzyły! Przy każdej swojej kolejce rzuć k6. Parzysta - otrzepujesz się z motyli. Nieparzysta - dajesz się zahipnotyzować, ktoś musi strącić motylka z ciebie! 3 Wróżki! Co tu te cholery robią?! Nie dość już psocą na tańcach? Jak widać nie wystarczająco, bo i tu postanowiły założyć swe sidła. Albo raczej uszy królika. Na twoją głowę. W dodatku nie możesz ich zdjąć i... Zmieniasz się w puszystego króliczka! Dobrze, że wciąż możesz mówić, a wróżki w swej łaskawości, zostawiły ci palca... pazurka? Przeciwstawnego, więc i plecenie wianków nie powinno być problemem! Koniecznie zgłoś się po przedmiot w odpowiednim temacie! 4 Trzminorek! Włochate owady zdają się znaleźć swoje upodobanie nie w kwiatach, a w tobie. Cały czas przy tobie latają, wywołując stan melancholii. Wszystko co robisz przypomina ci o ważnych dla ciebie wspomnieniach, ty decydujesz, jakie emocje u ciebie wywołują, ale przeżywasz je bardzo dogłębnie, a co za tym idzie i zewnętrznie. Może to dobry czas na zwierzenia? 5 Psotnik! Ten mały skurczybyk musiał wyczuć, że wszystkim w Hogwarcie zależy na czasie z przygotowaniami i postanowił trochę popsuć te plany! Nieznośna paskuda cały czas próbuje ci w czymś przeszkadzać, a to podbiera kwiatki, a to podgryza się po kostkach! I za nic w świecie nie chce sobie pójść. Co kolejkę rzuć kostką k6. Parzysta - Psotnikowi psota się udaje i utrudnia ci pracę! -5 za każdy post, w którym mu się udało, do końcowego wyniku! Nieparzysta - W porę ucinasz machlojki psotnika! Brawa dla ciebie! +5 za każdy post, w którym mu się nie udało, do końcowego wyniku! 6 Celtycka gorączka! Magia krąży w powietrzu, otacza cię swoimi iskierkami i aż wchodzi do płuc! Jest jej tak wiele, aż ciężko nie dostać gorączki przygotowawczej! Ty i każdy z kim przyszedłeś niech rzuci na efekt z wyzwania celts' fever. Będzie wam towarzyszyć przez całe plecenie wianków!
Wszystkie efekty kończą się wraz z zakończeniem wątku, chyba że efekt mówi inaczej!
By zapleść wianki potrzebujecie kwiatów, całe szczęście wszystkie stanowiska z nimi są gotowe, a czary sprawiają, że bardzo szybko rosną! Przed pleceniem zaopatrzcie się w kwiatki ze wszystkich trzech stanowisk!
Miłej zabawy i powodzenia!
Rodzaje kwiatów:
Polne kwiaty
Polne kwiaty symbolizują nadchodzący maj i jego piękno rozkwitu! Pokazują połączenie z dzika naturą i wychwalają obrządki, które powstały specjalnie w jej imieniu!
Kostka (1k6) polnych kwiatów:
1 Musiałeś wziąć kwiaty z bardzo lichego miejsca, gdzie magia nie działała najlepiej. Gdy tylko udałeś się do swojego stanowiska, te zaczęły więdnąć i stracił swoje piękne, żywe barwy. To nie będzie najwyższej jakości wianek... (-10pkt do końcowego wyniku)
2 Poszedłeś zbierać kwiaty, a zamiast tego wśród nich znalazłeś w jednej trzeciej zapleciony wianek! Jak miło! Pozostaje już tylko dodać do niego dwa następne rodzaje kwiatów! Jeżeli towarzyszy ci psotnik, możesz zignorować jego dwa sabotaże!
3 Gdy wkładasz rękę między kwiaty, żeby je zerwać, aktywujesz coś... Co tu tak cuchnie?! Okazało się, że ktoś zostawił kieszonkowe bagno, które ty właśnie aktywowałeś, a śmierdząca maź rozlała się po kwiatach i na ciebie!
4 Bez większych kłopotów udało ci się zebrać wszystkie kwiaty, jakie chciałeś zdobyć! Oby przy następnych towarzyszyło ci takie szczęście! (+5pkt do końcowego wyniku)
5 Kwiatki zebrałeś, ale za jaką cenę? Nie tylko ty sobie je upatrzyłeś, ale także i żądlące owady, które bardzo dobitnie postanowiły ci pokazać, co sobie o tym myślą! Ałć!
6 Jakie przepiękne kwiaty! Nawet sama natura nie byłaby w stanie wyhodować tak ślicznych polnych kwiatów. Zostały one tak przesiąknięte magia, że ich płatki wirują najróżniejszymi kolorami i wzorami. To będzie przepiękny wianek! (+10pkt do końcowego wyniku)
Ogrodowe kwiaty
Ogrodowe kwiaty symbolizują to, że nawet we współczesnym świecie jest miejsce na naturę i że można żyć z nią w symbiozie i przyjaźni. Pokazują piękno natury, jakie może wykwitnąć pod opieką zadedykowanym temu czarodziejów.
Kostka (1k6) ogrodowych kwiatów:
1 Magia musiała nie tylko przyspieszyć wzrost tych kwiatów, ale także ich siłę. Najpierw nie możesz ich w ogóle zerwać i musisz je ciąć jak gałęzie drzewa, przez co liście i płatki ulegają uszkodzeniu, a później nie chcą w ogóle zginać się do wianka i wiele z nich po prostu łamie się w pół! (-10pkt do końcowego wyniku)
2 Udaje ci się zerwać wszystkie kwiatki, które zebrać chciałeś. To będzie piękny wianek! (+5pkt do końcowego wyniku)
3 Jakim cudem już zamieszkały tutaj gnomy? Nie wiesz, ale widzisz, że podjadają korzonki kwiatów! Lepiej szybko je stąd wygoń!
4 Gdy rozgarniałeś kwiaty, by znaleźć ten, który najbardziej pasował do twojej wizji, na rękę wskoczyła ci mała akromantula! I to w dodatku pluszowa! Kto tu porzucił tego przeuroczego pluszaczka? Nie masz pojęcia, ale teraz jest twój! Od razu się wokół ciebie oplotła! Koniecznie zgłoś się po przedmiot w odpowiednim temacie!
5 Fuj! Na kwiatach, które chciałeś zebrać rozsiadły się ślimaki i teraz masz całe ręce w ich śluzie. Plotąc wianek pamiętaj, żeby je wszystkie pościągać, inaczej ci go zjedzą!
6 A cóż to za niesamowite znalezisko? Magia, która sprawiła, że te kwiaty rosną, nadała im dodatkowych, magicznych właściwości. Teraz oprócz żywych kolorów, mają też dużo żywszy, piękniejszy zapach, niczym perfumy z nutą amortencji rozsiewają za sobą ducha Beltane, majowych branek! (+10pkt do końcowego wyniku)
Tropikalne kwiaty
Tropikalne kwiaty symbolizują studentów z czarodziejskiej wymiany, poszanowanie dla ich kultury jak i zaproszenie ich do świętowania w duchu celtyckiego święta. Pokazują, że przy obrządkach nie liczy się pochodzenie, a nawet ktoś tak odległy może stać się częścią tego kręgu.
Kostka (1k6) tropikalnych kwiatów:
1 Dużo magii sprawia, że kwiaty nadążają z rośnięciem. Ale co za dużo, to też nie zdrowo. Kwiaty musiały tak nasiąknąć magią, że aż zaczęły same się bronić przed ich wyrywaniem! Ruszają się wraz z twoimi ruchami i podgryzają ci ręce i przy zrywaniu i po nim! Z cały czas podskubującymi płatkami nie łatwo jest zapleść równy, stabilny wianek... (-10pkt do końcowego wyniku)
2 Jeden z tropikalnych kwiatów był naprawdę przesiąknięty magią, a w dodatku uparty i zaczął się z tobą siłować! Rzuć kostką k6. Parzysta - udaje ci się wygrać tę walkę i kwiat poddańczo daje się zerwać. Nieparzysta - chyba czas uderzyć na siłownie, bo kwiatek ma silniejsze mięśnie od ciebie! Pokazuje ci środkowy płatek, chyba musisz wybrać innego kwiatka.
3 Nim się spostrzegłeś, że w z dzbanu kwiatu, który chciałeś zebrać, muchy siatkoskrzydłe zrobiły sobie domek, te już zdążyły oburzone z niego wylecieć i w ramach zemsty cię okrążać, łaskocząc cię swoimi długimi wąsami!
4 Udaje ci się zdobyć wszystkie kwiaty, jakich potrzebowałeś! (+5pkt do końcowego wyniku)
5 Szkoda, że nikt nie ostrzegał, ile w tych kwiatach jest robactwa. Można by pomyśleć, że powinny być przed nim zabezpieczone, ale nie są i dowiadujesz się o tym wyjątkowo boleśnie, gdy gryzie cię lukusta sinoskrzydła! Niby nic strasznego, ale twoje ręce pokrywają się zielonymi i fioletowymi bąblami, wyglądającymi jak pancerzyk owada. Lepiej po wszystkim je czymś posmaruj!
6 Magia dodała tym kwiatom nie tylko blasku, ale i dźwięku! Oprócz tego, że są olśniewające i pachną jak marzenie, wygrywają one przepiękną muzykę, jakby już odbywało się Beltane! (+10pkt do końcowego wyniku)
Majowe wianki
Gdy wszystkie kwiaty zebrałeś i zaplotłeś wianek, to ty decydujesz, czy chcesz go zachować, podarować komuś a może zostawić do ozdobienia Hogwartu lub Hogsmade! Pamiętaj jednak, że jeżeli zdecydujesz się przekazać go jako ozdobę, upomnij się o: > Uczeń i student +5 punktów dla domu! > Dorosły +20 galeonów!
Na zakończenie każdy powinien rzucić kostką k100. Jeżeli wynik rzutu wyniesie 90 lub więcej, skrzaty są tak zachwycone twoim wiankiem, że specjalnie dla ciebie zrywają wyjątkowy, magiczny kwiat, byś wplótł go w swój wianek! Gratulacje! Zdobywasz jednorazowy przerzut na balu Beltane!
Modyfikatory do rzutu k100:
+ i - tyle, ile wyszło w kwiatowych kostkach. + 10pkt za 10 punktów kuferkowych w zielarstwie i +5 pkt za każde 10 następnych. + 5pkt za bycie nową postacią. + 10pkt za cechę magik żywiołów ziemia. + 10pkt za cechę gibki jak lunaballa zręczność. - 10pkt za cechę połamany gumochłon. - 10pkt za cechę bez czepka urodzony.
Autor
Wiadomość
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Max nie znosił mówić o swojej przeszłości, a jednocześnie wiedział, jaka była ważna. Nie był głupcem, miał świadomość, że właśnie tam tkwiły podstawy do tego, żeby zabrał się porządnie do pracy, żeby zerwał łańcuchy, jakie do tej pory go krępowały. Nie miał jednak do nikogo tak wielkiego zaufania, żeby pozwolił się prowadzić, już raz wywiedziony w pole, już raz pozostawiony sam sobie z poczuciem, że stał się drzwiami, których nie umiał ani otworzyć, ani zamknąć. Był gdzieś pomiędzy nimi, mając świadomość, że przyszłość przez niego przemawia, ale nie umiejąc się z nią w żaden sposób porozumieć, nie wiedząc, jak miałby to właściwie zrobić i co to miałoby dać. Wyglądało na to, że również teraz nie wiedział, co miał zrobić, więc idiotycznie wpatrywał się w nauczycielkę, aż pogryzły go jakieś robale i miał teraz na rękach piękne bąble. - Medium? - powtórzył za nią niepewnie, wyraźnie w ten sposób pokazując, że nie miał najmniejszego pojęcia, o czym właściwie mówiła. Do tej pory nie słyszał, by jasnowidz potrzebował czegoś podobnego, ale kiedy usiedli do stolika, a ona zaczęła mu wyjaśniać w jaki sposób rozmawiała z przyszłością, zmarszczył lekko brwi. Miał wrażenie, że jest jeszcze bardziej niedouczony, niż mu się to wcześniej wydawało, jednak nie chciał tego tak do końca pokazywać. Spoglądając na kwiaty, które przynieśli, kręcił się nieco niespokojnie, szukając odpowiedzi na jej wszystkie pytania. - Najłatwiej rozmawia mi się z kartami - powiedział w końcu. - Próbowałem... ale nie jestem najwyraźniej najlepszymi drzwiami do przyszłości - mruknął, wzruszając ramionami, a potem skinął głową na znak, że owszem, chciałby się dowiedzieć, jak właściwie ona rozmawiała z losem, jak szukała odpowiedzi w miejscach, których jeszcze nie było, których jeszcze nie znała. Nie chciał jej o to prosić wprost, czując się nieziemsko wręcz zagubionym i jednocześnie irytował się na siebie, że po prostu nie umie poprosić, nie umie jakoś popłynąć tą rzeką i przyjąć tego, że ktoś, kto był jak on, mógł mu wiele spraw rozjaśnić.
______________________
Never love
a wild thing
Laena Aasveig
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : Duże, kryształowo-błękitne oczy, często chodzi z wiankami na głowie
Skłamałaby, gdyby powiedziała, że ani trochę nie zdziwiła jej niewiedza chłopaka w tym temacie. W końcu Max prawie już kończył studia, a nie wiedział lub też nie znał określenia medium. Nie zamierzała jednak tego w żaden sposób oceniać, ponownie nie zakładając ani nie wymagając niczego z góry. Historii czemu tak było mogło być wiele, a każda z nich była ważna i czymś motywowana, zamiast więc oburzać się, czy jakoś to komentować, po prostu uśmiechnęła się miło, opowiadając o swoim wybranym przedmiocie, licząc na to, że to będzie miało dla niego więcej sensu. - Z tą umiejętnością? Nikt nie jest, dopóki ktoś nie nauczy go nad nią panować – powiedziała zachęcająco, jednak bez niepotrzebnego litowania się. Zwyczajnie stwierdzała najprostszy fakt. – Nie jest to nic prostego. Jest duża różnica pomiędzy umiejętnym przyjmowaniem wizji, a samodzielnym sięganiem po nie. Gdyby nie… Nazwijmy to potrzeba, pewnie nigdy nie miałabym siły i samozaparcia, żeby opanować ich wywoływanie – przyznała bez oporów, wiedząc, że fragmenty jej własnej historii mogły pomóc. Nie musiały, w żaden sposób mogły nie wpłynąć na decyzję chłopaka, ale jeżeli w jakikolwiek sposób by mu coś rozjaśniły, warto było to wypowiedzieć. Nie potrzebowała wyraźniejszego znaku, niż kiwnięcie głową. - Zawsze zaczynam od zadania pytania, w myślach. Kiedyś, gdy nie potrafiłam skupić się tak dobrze, powtarzałam je na głos, trochę jak mantrę, kiedy splatałam łodyżki. Teraz po prostu przy tym nucę, to pozwala mi wyciszyć i oczyścić umysł, żeby zostało tylko to jedno pytanie. Lubię wróżyć na zewnątrz, wtedy dodatkowo patrzę w chmury, w pomieszczeniu zaglądam w wianek. W trakcie dostaję strzępki informacji, a gdy go zamykam, oglądam w nim wizję – wprowadziła go krótko w temat i zaczęła. Miała w głowie to samo pytanie co zawsze, dotyczące leku na chorobę jej brata, terapii, czegokolwiek, co mogłoby jej pomóc. Nuciła na tyle cicho, żeby innym nie przeszkadzać, ale na tyle głośno, żeby ona sama zatopiła się w tym dźwięku. Wzrok miała skupiony tylko i wyłącznie na wiatach, oddając się w pełni energii, jakie od nich czuła, fal własnej magii sięgającej po obrazy przyszłości. Jak zawsze miała wrażenie, jakby wpadła w trans, jakby coś automatycznie prowadziło jej palce, a ona z tym płynęła, dając wizjom uderzać w nią falowo, rytmicznie i coraz mocniej. Aż w końcu zamknęła wianek, a ostatnia fala całkowicie ją przykryła, zanurzając ją w obrazie, który wyłonił się przed nią w wianku. - Niestety – powiedziała z głębszym zaczerpnięciem powietrza, gdy wyszła z wizji. – Na to moje pytanie nie tak łatwo jest znaleźć odpowiedzi. Wciąż jej szukam.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Dopóki ktoś nie nauczy cię nad nią panować. To było dokładnie to, co powodowało, że Max stał w miejscu, że miotał się, szarpał i nie potrafił ostatecznie znaleźć własnej ścieżki, zachowując się nieco jak dzikie stworzenie, które na siłę zamknięto w klatce. Był związany, był spięty i nie umiał znaleźć drogi wyjścia z miejsca, w którym się znalazł, nie potrafiąc do końca oswoić się z tym, że musiał tutaj zostać już na zawsze. To wszystko powodowało, że naprawdę miał problemy, blokował się, miał wątpliwości, co do tego, kogo właściwie powinien słuchać i komu powinien ufać. Świadomość, że Laena była jasnowidzem i fakt, że podchodziła do tego łagodnie i całkowicie naturalnie, nieco go uspokajał. Wiedział jednak, że już jedna pani profesor zostawiła go na lodzie i dlatego kręcił się nieco niespokojnie, czując jednocześnie, że miał wiele pytań, których nie chciał jednak stawiać w tym momencie. Słuchał jej z rosnącym zdziwieniem, zastanawiając się, jak niby wianek mógł pokazać jej przyszłość, ale nie zamierzał z tym dyskutować. On potrafił śnić, potrafił zapadać się cały w dany obraz, pozwalając, by otulał go, pochłaniał, by zabierał go w miejsce, w którym wcześniej się nie znajdował. Dopiero niedawno poddał się temu całkowicie, pozwalając na to, żeby świat przyszłości jednak stał się jego światem teraźniejszości. To jednak wciąż było za mało, zdecydowanie za mało i zdawał sobie z tego w pełni sprawę. Nie wtrącał się, milczał, starając się zapleść wianek z kwiatów, które znalazł, skupiając się bardziej na tym, niż na czymś innym. Było to o tyle trudne, że wciąż byli związani wstążką i Max obawiał się, że to tak prędko nie dobiegnie końca. Prędko przestał być również bezczelnie nonszalancki, spokojny i wyluzowany, jak zawsze, nie umiejąc odnaleźć się w tej sytuacji. Chciał wiedzieć więcej, a jednocześnie nie chciał, żeby inni o tym wiedzieli, co było z jego strony jakimś pojebaniem. Ale przyswajał to, co do niego mówiła, starając się jednocześnie zrozumieć, co w takim razie było jego medium, do czego mógł się zwracać, gdy naprawdę szukał odpowiedzi na swoje pytania. - Nie bardzo rozumiem, jak może pani widzieć cokolwiek w wianku - mruknął, unosząc w górę ten, który wykonał, nieoczekiwanie zostając obdarowany jakimś dodatkowym kwiatem, który wplótł w swoje dzieło, nie mając przekonania co do tego, czy aby na pewno się do czegoś nadawało. - Wielu rzeczy nie rozumiem - dodał, trochę jakby prosząco, nie umiejąc zapytać wprost, by zaraz dodać, że powinni sprawdzić, czy jeśli stąd wyjdą, wstążka sama ich puści, czy nie było na to szans.
+
______________________
Never love
a wild thing
Laena Aasveig
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : Duże, kryształowo-błękitne oczy, często chodzi z wiankami na głowie
Nie przeszkadzało jej, że Max podchodził do tematu raczej z dystansem. Naprawdę, jedyną przeszkodą jaką odczuwała były zdecydowanie związane ręce i pojawiająca się nagle i męcząco potrzeba, by pluć kwiatami. Pomijając jednak te niedogodności, w chłopaku nie było niczego, z czym już by nie pracowała. Niepewność, brak zaufania, to wszystko widziała w jego mowie ciała tak wyraźnie, jak wyraźnie pokazywały to nawet zamarłe w bezruchu sarny, kiedy starała się im pomóc. W takich sytuacjach zawsze stawiała na cierpliwość, spokój i otwartość, nie naciskając niepotrzebnie, nie wysnuwając żadnych wniosków, które z jej strony byłyby tylko zręcznie ukrytymi przez samą sobą życzeniami i wyobrażeniami, niemającymi dużo do czynienia z prawdą. Chociaż na kursach komisja jej to wiele razy wypominała, ona nie zmieniła zdania co do faktu, że młodzież, w gruncie rzeczy każdy człowiek, był dużo bardziej zwierzęcy, niż chciałoby się do tego przyznać. I że praca w jakiś sposób ze zranionymi jednostkami była porównywalna do tej z ze zwierzęciem. Max był w jakiś zakresie skrzywdzony i nie zamierzała dociekać jak ani przez kogo. Chciała mu tylko pokazać, że w razie potrzeby była dostępna i mogła mu pomóc. - Cóż, muszę przyznać, że sama tego do końca nie rozumiem – zaśmiała się uprzejmie, jednak śmiech ten został przerwany, kiedy obróciła na chwilę głowę, by wypluć kolejny potok kwiatków. – Mam ten przywilej, że nigdy nie musiałam zrozumieć, powiedzmy nauki, stojącej za jasnowidzeniem, żeby spokojnie przyjmować wizje. Mogłabym spróbować ci to pokazać, przedstawić, oczywiście jeżeli byś sobie tego życzył – starała się brzmieć miło, nienaciskająco, ale jednocześnie poważne, że naprawdę oferowała mu pomoc. Musiało jednak to wyjść niezbyt zręcznie przy następnej potrzebie splunięcia kwiatami. – Myślę, że dużo mogłoby ci pomóc znalezienie swojego medium, kiedy jeszcze nie potrafiłam w pełni posługiwać się tą umiejętnością, to właśnie ono ją stabilizowało i ułatwiało mi naukę. Korzystanie z niego odciąża… Umysł, chyba tak mogę to nazwać – kolejna próba uśmiechu skończyła się kolejną falą kwiatków. – Choć chyba prosiłabym o wstrzymanie się, jak nam to wszystko nie przejdzie – zażartowała i, bez żadnego zaskoczenia, znów splunęła kwiatkami.
/zt x2
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Raczej nie miał na myśli żadnej stałej relacji, a prędzej nowy, upatrzony i chwilowy cel puchonki. Znał jej podejście do życia i domyślał się, jaka jest prawda. Zresztą, sam nie tak dawno temu żył podobnie, nie wyobrażając sobie absolutnie tego, że znajdzie się w takiej sytuacji, w jakiej obecnie się znajdował. -W to nie wątpię. - Prychnął, bo znał urok Scarlett i wiedział, że ten scenariusz był dość mocno prawdopodobny. -Wyglądam przepięknie. Może to Cię przekona do mojego uroku. - Zażartował, bo choć początek ich relacji był dość osobliwy, tak ostatecznie udało im się znaleźć wspólny język i może romantycznie im nie wyszło, to jednak Max zyskał cudowną towarzyszkę do zbrodni i przygód. Widać faktycznie było coś w tym, że ślizgoni i puchoni mieli do siebie dziwną słabość. O mało się nie zakrztusił tym błotem, gdy Carly walnęła swój komentarz. Co prawda Solberg miał na myśli bagno, jakim był ten związek, ale bardzo doceniał to, co zrodziło się w głowie dziewczyny. -Coś musiało nas połączyć. Nawet najlepszy charakter by mnie przy nim nie zatrzymał, gdyby nie to. - Zaśmiał się, chociaż nie było to do końca prawdą. Oczywiście, jeśli spojrzeć na początek ich znajomości, była to dość ważna część, ale teraz sprawy miały się zupełnie inaczej, a Max czuł się nie tylko bezpieczny przy Moralesie, ale też szczęśliwy. Przynajmniej na tyle, na ile nastolatek mógł szczęśliwy być. Zamyślił się nad tym wszystkim, gdy ogarnęła go wielka melancholia i początkowo nie zauważył, że z Carly coś się działo. Dopiero, gdy odwrócił się, by coś do niej powiedzieć, zauważył, że jej oczy przypominały spiralki. -Nosz kurwa, spadaj robalu! - Wyśledził szybko hipnotykę i jak na dobrego chłopca przystało, zgniótł motylka, uwalniając puchonkę spod jego wpływu. -Lepiej? - Zapytał Norwood, nim zabrał się za zrywanie kolejnych kwiatów. -Myślisz, że hiacynty będą odpowiednie? - Zapytał, powoli zrywając rośliny. Znał się na tym tak średnio, ale nie o to w tym wszystkim przecież chodziło. -Oho! Mamy kolejnych gości. Uważaj, żeby Cię nie pogryzły. Nigdy nie miałem okazji sprawdzić, ale ponoć wpuszczają do krwi jakiś straszny syf. - Wskazał głową na gnomy, które czaiły się między łodygami. Tyle co wylazł ze szpitala i zdecydowanie nie chciał tam wracać.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Carly nie zastanawiała się nawet nad tym, czy kiedyś faktycznie znajdzie coś bardziej stałego, niż to, co miała. Zdała sobie sprawę z tego, że z jakiegoś nieznanego jej powodu, zaczęła wyrastać z podobnego myślenia. Zmieniła się na swój sposób, zachowywała się inaczej, niż przed rokiem, wędrowała już innymi ścieżkami i właściwie to właśnie jej odpowiadało. Czuła się dzięki temu dziwnie swobodna, wolna i szczęśliwa. Dlatego też nie zamierzała się w nich pchać, w niczym taplać, pozwalając na to, żeby jej życie płynęło. Często, jak było widać, wybierała nieco nieoczekiwane drogi, lądując w miejscach, których się nie spodziewała i to w pełni jej odpowiadało. Dlatego też obdarzyła Maxa znaczącym uśmiechem, a kiedy skończyli w bagnie, wybuchnęła śmiechem. Była pewna, że ten doskonale zrozumie, co kryło się w jej myślach i wcale się nie pomyliła. - Tak mówisz? Chyba będę musiała się nad tym zastanowić – stwierdziła, wzdychając, a jej oczy błyszczały rozbawieniem, jasno pokazując, że z chęcią temat by pociągnęła, przy tej okazji całkiem dobrze psocąc. – Ale błagam cię, nie uwierzę ci, jak powiesz, że ten charakter się nie liczy – zauważyła, wytykając mu to właściwie od razu, całkiem zgrabnie i płynnie, tak, żeby wcale nie zorientował się, że go w tej chwili bezczelnie podpuszczała. W końcu była ciekawa, co dokładnie działo się u Maxa, mając nadzieję, że ten wariat mimo wszystko znalazł swoje miejsce na świecie. Dokładnie tego mu życzyła tak jak swoim pozostałym bliskim. - A czemu nie? Są bardzo ładne, więc pewnie będzie dało się je wpleść w ten wianek – powiedziała, kiedy już powróciła do żywych, zachowując się co prawda nieco dziwnie, ale potrząsnęła głową, by jakoś skupić się na tym, co się dookoła niej działo. Odetchnęła głębiej, a później spojrzała w stronę gnomów, krzywiąc się popisowo, ale od razu dopytała Maxa, co dokładnie były w stanie zrobić. I w efekcie wsadziła rękę w ślimaki. - AAA! – wrzasnęła, podskakując, jak oparzona, ale nie znosiła robaków i w ramach nagrody wpadła w kolejne brzęczenie hipnotynki, a w jej oczach pojawiły się spiralki.
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Josephine Harlow
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Zawsze starannie wykonany manicure.
Wianki były chyba jedyną z tych wszystkich zorganizowanych atrakcji w związku z przygotowaniami do Celtyckiej Nocy, na którą szła z własnej, nieprzymuszonej woli i co najważniejsze - chętnie. Oczywiście wcale nie mniej ważniejszą rolę odgrywało towarzystwo, bo znów udało jej się pójść z kimś, kto był jej bliski. W przeciwieństwie do tych całych tańców, na których była z Frederickiem, miała tym razem pewność, że nie będzie wcale tak źle, nieważne, co tam na miejscu będzie na nią czekać. Była już w końcu syreną, była centraurem - i to tylko w trakcie ostatniego miesiąca i właśnie przez te przygotowania - więc gorzej już być nie mogło. Zawsze jednak dało się znaleźć pretekst do narzekania. - Nie mogli wybrać jakiegoś innego, normalnego miejsca? Motylarnia. Pewnie pełno tu będzie nie tylko motyli, ale też innego dziadostwa - powiedziała i wzdrygnęła się, bo nienawidziła owadów. Wspomniane motyle jeszcze lubiła, podobnie jak pszczoły, ale wszystko inne mogło dla niej nie istnieć. Byłaby tym faktem więcej niż zachwycona. - Ja nie wiem, powinni pomyśleć o ludziach, którzy mają jakieś fobie, to jest niedorzeczne. Mogłabym ich pozwać i pewnie wygrałabym sprawę - dodała, kiedy znalazły się przy wejściu do budynku. Westchnęła sobie jeszcze zanim weszły, ale nawet dobrze nie zdążyła przejść do właściwej części pomieszczenia, kiedy usłyszała, jak coś przy niej lata. Zignorowała to jednak, przymykając na chwilę oczy, jakby tym samym chciała poprosić jakieś niewidzialne siły o cierpliwość. - We Francji też obchodzi się Celtycką Noc? - zagaiła, po pierwsze z ciekawości, po drugie, aby nie było niezręcznej ciszy, a po trzecie, aby odwrócić swoją uwagę od owadów.
C. szczególne : Zawsze lekko uniesiony nosek i half-smile na twarzy, jakby wiedziała więcej od innych. Nosi się z dumą. Nierozłączna ze szpilkami, przynajmniej sześciocentymetrowymi! Maluje usta mocnymi kolorami. Aż zauważalne zmiękczenie w jej zachowaniu i noszeniu się, kiedy rozmawia z innym Brandonem.
Przygotowania do Celtyckiej Nocy traktowała trochę jak ciekawostkę, w większości jednak jak bardzo wyraźną i odbijającą się na tle wszystkiego łatkę pod tytułem „nie wiemy co zrobić z kwestią smoków, więc zajmijcie się zabawą”. Łechtało ją to zdecydowanie w złych miejscach i nie mogła przynajmniej jednego dnia przejść w wysokich szpilkach bez wywrócenia na to oczami. Jednak z drugiej strony faktycznie cała ta impreza dawała okazję do rozerwania się i pretekst do częstszych spotkań tak z rodziną jak i z przyjaciółmi, więc koniec końców nie mogła narzekać aż tak jakby chciała. Szczególnie, kiedy tym razem atrakcją miała się cieszyć z @Josephine Harlow. - Jeżeli coś nas dziś tu ugryzie to składam pozew z tobą – westchnęła, zaliczając swoje obowiązkowe wywrócenie oczami tego dnia. – Jakby nie było zwyczajnych szklarni, czy chociaż ogrodu – mruknęła i rozejrzała się w środku. Miała już nawet powiedzieć, że chyba nie było tu aż tak źle, co jak co miejsce było piękne i z owadów dostrzegała tylko motyle… Dopóki nie usłyszała bzyczenia nad sobą i zimny dreszcz przeszedł jej po karku. Nie bała się robactwa, ale to nie tak, że cieszyła się jego obecnością w swojej przestrzeni osobistej, zdecydowanie bardziej woląc go po prostu unikać. - Tak – uśmiechnęła się lekko, w swoich standardach naprawdę przyjaźnie, w końcu serce rozpływało jej się trochę za każdym razem, gdy wspominała Francję. – Choć były dużo bardziej… Dystyngowane? Dopasowane bardziej do naszych osiągnięć, tam nikt nie czuł potrzeby obcowania z owadami, żeby świętować celtycką – wyjaśniła z przekąsem, złośliwie rozbawiona tym, jak niektórzy tutaj zdawali się w ogóle nie dostrzegać tych absurdów. Naprawdę, zdawało jej się, że tutaj tylko Jo i ona były normalne. – No i nie spotkasz tam szczekających byłych – prychnęła, samej nie wiedząc, czemu to jej się wyrwało z ust. Ale skoro już tak się stało, poszła za ciosem, bo i przed Józką nie miała nic do ukrycia. – Rozumiesz, że na tańcach wpadłam na Ricky’ego… Chłopczyk się jeszcze ze mnie nie wyleczył – zaśmiała się wręcz salonowo, wcale nie kryjąc podłej satysfakcji, że wciąż miała na niego tak silny wpływ. – Biedaczek myślał, że mnie odgoni, doprawdy zabawny egzemplarz.
Josephine Harlow
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Zawsze starannie wykonany manicure.
- Wiesz, myślę, że w jakimkolwiek miejscu by tego nie organizowali, powinni się jednak nieco wysilić i zadbać o swoich klientów. No ale widzisz, u nas na Wyspach ostatnio tak się właśnie wszystko załatwia - odpowiedziała, wzdychając przy tym z jakimś wyrzutem i kręcąc głową. Nie musiała chyba wyjaśniać dokładnie, o co jej chodziło - miała nadzieję, że dla Charlotte jest to jasne. Była w końcu tu już tyle czasu, że na pewno zorientowała się, jak wygląda cała ta sytuacja ze smokami, albo raczej jak nie wygląda. Ministerstwo zdawało się nic nie robić, jedynie bezradnie rozkładało ręce, a problem jak był, tak istniał nadal i nie było widać żadnych rozwiązań na horyzoncie. Zamiast nich pojawiły się jednak trzminorki, niemal od razu po wejściu dając znać o swojej obecności. - Och, w to nie wątpię. Chciałabym kiedyś na własnej skórze przekonać się, jak to wygląda. Obchody we Francji a tutaj to musi być niebo a ziemia - stwierdziła, podchodząc do pierwszego stanowiska z kwiatami i usilnie starając się ignorować obecność owadów latających gdzieś nad głową. - To zdecydowanie na plus - odparła z uniesionym kącikiem ust. Czując, że Charlotte ma jednak jeszcze coś do dodania, zamilkła i nie zawiodła się. Skłamałaby, mówiąc, że jej to nie zaskoczyło, choć jak zwykle starała się nie dać tego po sobie poznać, mimo że przy niej akurat mogła być sobą. Ciężko było jednak wygrać z nawykiem. - Żartujesz. Faceci naprawdę są dziwni, a mają czelność wytykać to nam. I niech mi ktoś jeszcze powie, że świat bez kobiet by istniał - rzuciła, nie kryjąc pewnego zniesmaczenia słyszalnego w głosie. Jednocześnie sięgnęła po jakieś różowe kwiatki, których nazwy nie znała, bo zielarstwo obchodziło ją tak jak pogoda z zeszłego tygodnia - wcale. - Zresztą co ja się w ogóle dziwię, że wpadłaś na któregoś ze swoich byłych, skoro nie sposób ich wszystkich wymienić - zauważyła, sugestywnie patrząc na Charlotte. Nie zamierzała w żaden sposób jej potępiać, oj nie, do tego to jej było niesamowicie daleko. Sama w końcu wyznawała zasadę, że nie ma się co ograniczać. - Jak byłam mała, to zrywałam te kwiaty z przyjacielem. Wymykaliśmy się z domów, jak rodzice i opiekunki miały nas w nosie i spotykaliśmy się na łące - powiedziała z nutą melancholii słyszalną w głosie i widoczną w spojrzeniu, które jakby zmiękło. Nie wiedziała, skąd nagle wzięła się w niej chęć do podzielenia się tym wspomnieniem, skoro zwykle trzymała je dla siebie, ale mleko się rozlało. - Kojarzą mi się tylko z nim - dodała, nadal zrywając odpowiednie kwiaty. Odpowiednie, czyli takie, które jej się podobały i które chciała mieć w swoim wianku. Bez żadnych ukrytych znaczeń, bo wiedziała, że rośliny takie mają, ale ni cholery się na tym nie znała.
Charlotte Brandon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 169 cm
C. szczególne : Zawsze lekko uniesiony nosek i half-smile na twarzy, jakby wiedziała więcej od innych. Nosi się z dumą. Nierozłączna ze szpilkami, przynajmniej sześciocentymetrowymi! Maluje usta mocnymi kolorami. Aż zauważalne zmiękczenie w jej zachowaniu i noszeniu się, kiedy rozmawia z innym Brandonem.
Josephine nie musiała mówić nic więcej, obrzucanie gównem niedziałające Ministerstwo było przyjemną rozrywką, ale dopiero po trzeciej lampce wina, której niestety nie miała ze sobą, a która, od wypominania tych błędów, zaczęła jawić się jako coraz bardziej potrzebna rozrywka. Zresztą w takim towarzystwie usiąść do butelki to jak wygrać w totolelka. Dlaczego nie stwierdziły, że od razu pójdą to zrobić, bez bawienia się z trzmiorkami w ganianego? Nie miała pojęcia, za to czuła coraz większą ochotę mówienia i to dość wylewnego. Nieczęsto miała taką ochotę, praktycznie nigdy. Nie zastanawiała się jednak nad tym bardziej, zbyt skupiona na fakcie, że już przy pierwszych kwiatach jakieś upiorne robactwo postanowiło ją zaatakować. Jakby natrętnych owadów wokół nich był niedostatek… - Wypadniemy w jakiś weekend razem – oznajmiła z lisim uśmieszkiem, świadczącym nie mniej, nie więcej o tym, że miała w sekundę przynajmniej kilkanaście pomysłów jak mogłyby spędzić tam czas i żaden z nich nie dotyczył poznawania kultury. Przynajmniej nie w klasycznym tego słowa znaczeniu. – Żebyś wiedziała – wywróciła oczami, choć jej prychnięcie niezadowolenia było dużo bardziej dwuznaczne, niż sama irytacja. Tak jak jej błysk w oku, w końcu świetnie się bawiła motając w umyśle niesfornego Gryfona. – Nie żartuję, choć ta sytuacja to chyba nie było nic innego – zachichotała, przełamując pozory zdenerwowania. Musiałaby się naprawdę zniżyć, żeby swoją irytację marnować na coś tak rozkosznie satysfakcjonującego, jak chłopięcy umysł, który nie potrafił wyrzucić jej z pamięci. – Nawet nie strasz. Świat bez nas spłonąłby w dwa dni i tylko nie dlatego pierwszego dnia, że urządziliby mordobicie – zażartowała, zaraz lekko szturchając przyjaciółkę na jej tekst o partnerach. Ani trochę nie była speszona, co więcej uniosła wysoko nosek, emanując niezłomną pewnością siebie. Owszem, były osoby, które chętnie nazwałyby ją, lekko mówiąc, rozwiązłą. Jak dla niej rozwiązłość u kobiety była tylko moralnością mężczyzny i nie wstydziła się tego przyznawać głośno, najlepiej w pełnych satysfakcji uniesieniach. – Nie moja wina, że tak szybko trafiają na tę listę. Szybko nudzą się mało interesującymi egzemplarzami… Chociaż ostatnio jeden całkiem mnie zaciekawił – nie wiedziała, czemu to w ogóle powiedziała. To nie tak, że miała jakieś sekrety dotyczące swojego prywatnego życia, czy nie dzieliła się z przyjaciółką co gorętszymi plotkami z pierwszej ręki. Po prostu była to sprawa inna od wszystkich i na tyle ją napastująca, że chyba wolała, póki co odkrywać ją sama. Albo przynajmniej tak jej się wydawało, do momentu, w którym tak prosto o tym palnęła. Jak widać jednak nie tylko jej się ulewało. Rzadko widziała u Josephine tyle nostalgii, więc aż uniosła na nią brew w niemym zastanowieniu. Zazwyczaj w dużo inny sposób i zdecydowanie mniej komediowo-romantycznych okolicznościach rozmawiały o mężczyznach i wszystkich sprawach naokoło nich. Ale coś było z panującym wokoło nastrojem, a skoro ten już był wraz z uczuciem, że mogły się trochę bardziej otworzyć, Charlotte nie zamierzała z tym walczyć. - To dla niego będziesz robić wianek? – zapytała, a chwilę zupełnie pozbawiona tego salonowego drygu, zawziętości, dużo bardziej miękko i ciepło. Faktycznie ją interesowało co też grało w duszy przyjaciółki i okazywała to dużo bardziej jak na nią troskliwie. – Dla tego przyjaciela?
Josephine Harlow
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Zawsze starannie wykonany manicure.
Gdyby tylko umiała czytać w myślach, bez żadnych ceregieli zgodziłaby się na pójście na kieliszek (ewentualnie dwa) dobrego wina po tych całych wiankach. Ba, byłaby gotowa zawrócić zaraz po wejściu do motylarni. W zasadzie to skopały, bo mogły przed przyjściem do tego miejsca uraczyć się tym cudownym trunkiem. Plecenie wianków zapewne poszłoby im jeszcze lepiej, wyobraźnia działałaby w końcu na zwiększonych obrotach. Na opcję wypadu do Francji oczywiście przystała, nie byłaby sobą, odpuszczając taką okazję, a jeśli jej towarzyszką miała być Charlotte, to w ogóle nie było się nad czym zastanawiać. Paryskie ulice jeszcze o tym nie wiedziały, ale czekały na podbój. Harlow wyznawała jedną ważną zasadę w takiego typu wyjazdach - co stało się w danym miejscu, zostaje w tym miejscu. - Nie spodziewałam się, że ten chłopak okaże się tak sentymentalny i przywiązany - pozwoliła sobie na prychnięcie, jakby potępiające takie zachowanie. Nie wnikała co prawda głębiej w to, co łączyło - lub też nie - pannę Brandon z Gryfonem, bo też miała w tym żadnego interesu. Akurat życie miłosne swoich najbliższych wolała zostawić w spokoju, oczywiście do pewnego punktu, bo jednak od czegoś miało się przyjaciół, żeby wyrażali swoje zdanie. I dbali wzajemnie o swoje dobro, rzecz jasna. - Daj spokój, dwa dni to i tak dużo - stwierdziła, sama skłonna dać co najwyżej dobę i kilka godzin. Na ten temat mogłyby zapewne jeszcze rozmawiać i rozmawiać, ale najwyraźniej obie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki otworzyły się niczym magicznym Sezam ze skarbami i sypały swoimi przemyśleniami i prywatą, ani trochę się nie powstrzymując. Można by pomyśleć, że wraz z przekroczeniem progu motylarni, nawdychały się pyłku i właśnie takie były tego konsekwencje. Parsknęła, kiedy dziewczyna szturchnęła ją łokciem i kontynuowała temat. - Ależ ja absolutnie nic ci nie zarzucam. Trzeba spróbować życia. To trochę jak z winem - z początku jesteś nieobeznana, nie wiesz, czego szukasz, ale z czasem trafiasz na prawdziwe perełki, jesteś bardziej zorientowana w temacie i w końcu masz swoje ulubione egzemplarze - powiedziała swodobnie, jak gdyby nigdy nic przebierając w polnych kwiatach. Zaraz też wydała z siebie nasiąknięte zainteresowaniem "hm", dając tym samym sygnał, że zamienia się w słuch. Okaz, który ostatnio zaciekawił Charlotte, to musiało być coś, ale jednocześnie nie zamierzała na nią naciskać. Z kim jak kim, ale akurat w przypadku Brandonówny nic by to nie dało. Nawet nie musiała zastanawiać się nad odpowiedzią na pytanie o wianek. Odczekała jednak stosowną chwilę, na tyle długą, żeby nie wyszło, że zaprzecza zbyt szybko, a jednocześnie na tyle krótką, żeby niemożliwe było zarzucenie jej kłamstwa. - Nie - powiedziała stanowczo, ale nie nieuprzejmie. Mówiła zresztą prawdę - nie robiła wianka dla tego przyjaciela, bo właśnie tym dla siebie byli i nie chciała tego zmieniać. - Szczerze mówiąc, plotę go, bo tak. Bo lubię akurat tę jedną tradycję związaną z przygotowaniami do Celtyckiej. Spośród wszystkich innych ta ma jakiś sens i pozwala mi się uspokoić. Nie to co wycie niczym wilki do księżyca w celu przywołania jakiegoś zwierzęcia - prychnęła, przypominając sobie naukę kulningu, w której uczestniczyła z Maxem. Mogłaby z tego napisać poradnik "Jak zrobić z siebie debila w 5 minut" i była pewna, że nawet by się sprzedał. - A ty? Dla kogo go robisz? - odbiła piłeczkę, przechodząc do stoisk z kwiatami ogrodowymi. Tam jednak nie miała tyle szczęścia, co poprzednio - albo ona wykazała się niewystarczającą delikatnością, albo to rośliny były wyjątkowo mocno wrośnięte w ziemię, bo nie dała rady zerwać ich własnymi dłońmi. Musiała posłużyć się nożycami, co poskutkowało zniszczeniem kwiatów, ale cóż miała zrobić? Nie zamierzała tkwić przy stole do białego rana, pieszcząc się z łodygami i próbując zebrać kwiaty w mniej inwazyjny sposób.
Charlotte Brandon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 169 cm
C. szczególne : Zawsze lekko uniesiony nosek i half-smile na twarzy, jakby wiedziała więcej od innych. Nosi się z dumą. Nierozłączna ze szpilkami, przynajmniej sześciocentymetrowymi! Maluje usta mocnymi kolorami. Aż zauważalne zmiękczenie w jej zachowaniu i noszeniu się, kiedy rozmawia z innym Brandonem.
Zgodę Josephine przyjęła z niemalże diabelskim uśmiechem. Oj tak, jeżeli miały tam jechać we dwie, zapominając o reszcie świata, Francja już mogła zacząć się szykować. Choć i tak raczej nie będzie na nie gotowa. Od razu zaproponowała też postawienie świstoklików, jakby nie patrzeć miała zniżkę hurtową u Brandonów. Na temat Ricky’ego machnęła ręką, nie mając już nic do dodania o głupocie chłopców, bo gdyby chciała ją jakoś podsumować, następny tydzień spędziłyby tutaj, zresztą i po przyjaciółce widziała, że miała wiele przemyśleń na ten temat. Cóż się było dziwić? Któraś z płci musiała to robić. Doprawdy, układ z McGillem był dobry, dopóki trwał. Na umór zakochany chłoptaś i idealna partia, żeby przemykać pod radarem Vincenta jako niestanowienie zagrożenia. Ale już ta osłona nie była jej potrzebna, co więcej, mogła jej tylko ciążyć na wizerunku i skoro chłopak nie mógł zrozumieć tak prostej rzeczy… Sam był sobie winien rozpamiętywania tego. - Dobry egzemplarz mówisz? No dobrze, namówiłaś, po wszystkim lampka wina, co ty na to? – zaproponowała tonem, który jasno świadczył o tym, że na jednej by nie poprzestały. – Ale skoro mowa o ulubionych, skąd te przemyślenia? Znalazłaś swój własny smak? – przyjrzała jej się uważniej, z błyskiem w oku i lisim uśmieszkiem, ciekawa najnowszych informacji z frontu, trochę jej jednak nie było. Oczywiście nie zamierzała naciskać, a jej ton był na tyle luźno żartobliwy, że jasno pokazywała, że jeżeli tylko chciała, mogła odpuścić ten temat. – Przypadkowe spotkanie na testowaniu wina – zachichotała dworsko, zasłaniając usta dłonią. – Myślałam, że znajdę butelkę, którą zabiorę na noc, a zamiast tego wzięłam coś więcej – prychnęła cicho, wyraźnie zadowolona. – Pewny siebie, absolutnie bezczelny, wkurwiający w same właściwe sposoby, zdecydowanie warty tego testowania egzemplarz – skwitowała wesoło i zadziornie. Wysłuchała jej powodów, kiwając przy tym głową trochę ze zrozumieniem, trochę z zastanowieniem. Chyba była sobie w stanie wyobrazić, dlaczego to ją uspokajało. Było to o wiele przyjemniejsze niż jakieś dzikie tańce z ogłupiałymi byłymi czy wieszanie ozdób z wariatami ścigającymi się na drabinach. - Wilki to księżyca? – zastanowiła się, a zaraz uśmiechnęła lekko. – Chwila, chwila, nie mów mi, że dałaś się zaciągnąć na kulning? Ktoś kto to zrobił, przeżył? – zażartowała, szczerze ciekawa jak to się w ogóle stało i co tam się działo. Na pytanie przyjaciółki spojrzała się na zebrane kwiaty z zastanowieniem. - Oddam go siostrze, albo szkole dla punktów – wzruszyła ramionami, biorąc się za zrywanie kwiatów ogrodowych. – Przywiązanie i inne bzdety to nie dla mnie. A dam komuś taki kwiatek i sobie coś jeszcze ubzdura – westchnęła, wywracając oczami. Faceci byli czasami doprawdy irracjonalni i widzieli tylko to, co widzieć chcieli. Za to ona widziała to, czego widzieć zupełnie nie chciała, kiedy w końcu poczuła coś dziwnego pod liśćmi swoich kwiatów i obróciła je, odsłaniając całą gromadę ślimaków. - Tyle pieniędzy podatników… I nie umieją użyć zaklęcia czyszczącego – rzuciła z obrzydzeniem i kilkoma szybkimi chłoszczyściami ocaliła i kwiaty i przede wszystkim siebie. – To było paskudne, lepiej sprawdź swoje, czy też nie masz niespodzianki.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Znali się nie od dziś i wiedzieli mniej więcej jak działają ich umysły. Dlatego też Max nie miał problemu, by zrozumieć ukryty sens wypowiedzi puchonki. Prawdą było, że nawet gdyby nie miała tego na myśli, zapewne i tak przeszłoby mu to przez głowę. -Polecam, naprawdę warto. - Wyszczerzył się, emanując tą samą pewnością siebie, z której był znany, choć od dawna już była to raczej tylko gra niż szczere poczucie własnej wartości. -No dobra, nie jest aż tak tragiczny. - Prychnął, choć nie mógł z czystym sumieniem stwierdzić, że Paco był partnerem idealnym. Żaden z nich nie był i prawdopodobnie była to jedna z rzeczy, które ich łączyły. -No niech będzie. Zdam się na kobiecą intuicję w takim razie. - Powiedział, dodając do wianka wspomniane wcześniej kwiaty. Nie był mistrzem podobnych prac, a choć manualnie dawał jakoś radę, to estetycznie czasem podejmował wątpliwe decyzje. -Szczerze nie wiem, unikałem ich, ale ponoć mogą spowodować srogą gorączkę i położyć Cię do łóżka na dobre kilka dni. - Odparł, gdy dopytała o gnomy. Właśnie sięgał po hibiskusa, gdy usłyszał przeraźliwy krzyk Carly, przez który sam aż podskoczył, nieopatrznie dając się pogryźć jakimś robalom. -BOŻE ŚWIĘTY CARLY! - Wydarł się sam, widząc, co spowodowało tę reakcję. Przegonił wrednego motyla, by ulżyć puchonce stresu. -Weź opanuj emocje, bo wystraszysz wszystkie kwiaty. - Zażartował sobie i dopiero wtedy dostrzegł, co stało się z jego własną dłonią. -NO JA PIERDOLĘ! - Pokazał jej zzieleniałą i pokrytą bąblami kończynę. -Mam nadzieję, że to nie na stałe. Tyle co przestałem być niebieskim ufolem. Ja naprawdę lubię swój kolor skóry. - Mruknął, zastanawiając się, czy powinien od razu coś zrobić z tym faktem, czy może poczekać, aż skończy ten pierdolony wianek.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Trzeba było przyznać, że Carly miała tyle pewności siebie, że mogła nią obdarzyć dosłownie wszystkich w okolicy i jeszcze by jej nie zabrakło. Nie zatrzymywała się, płynęła przez życie, pokazując wszystkim, że nic nie mogło jej tak naprawdę załamać. Jaka była prawda, wiedziała tylko ona, ale dziewczyna naprawdę nie oglądała się za siebie, po prostu mknąć przed siebie, chwytając dokładnie to, co chciała, nastawiając uszy na wszystkie plotki i starając się upleść z nich takie wianki, jakich potrzebowałaby, żeby wykorzystać je w dogodnej chwili. Max doskonale wiedział, jaka była, więc jej zmarszczony w rozbawieniu nos zdecydowanie nie powinien go dziwić. - Aż tak – powtórzyła za nim, niemalże mrucząc, wyraźnie przeciągając wymawiane słowa, bawiąc się tym na swój sposób, jednocześnie mając wrażenie, że kryło się w tym coś zdecydowanie więcej. – No dobrze, powiedzmy, że nie jest aż tak zły, ale czy to ci wystarczy? – zapytała zaraz, a jej oczy zabłyszczały, bo ciekawa była odpowiedzi. Sama nie zamierzała się z nikim tak naprawdę wiązać, czując, że życie miało dla niej inne plany, takie, które pozwalały jej unosić się ponad tym światem, po prostu tańcząc i szukając dokładnie tego, czego potrzebowała od życia. I niewątpliwie nie były to robaki. Ani gnomy i jakieś gorączki, czy coś podobnego. Niemniej jednak widać było, że jej lęk nie był dla nich najlepszy, bo z wielką wprawą wpakowała dłoń w kolejnego robaka i skończyła dokładnie tam samo, jak Max. Przy okazji musiała odganiać się od wściekłej hipnotynki, która sprawiała wrażenie, jakby się w niej zakochała, czy zrobiła coś podobnego, bo nie chciała zostawić jej nawet na chwilę. Wlokła się za nią niczym smród po gaciach, co zaczynało Carly powoli denerwować. - Myślę, że nie potrzebujemy żadnych ulepszeń i jesteśmy piękni tacy, jacy jesteśmy! Chodź, pójdziemy sobie usiąść, może wtedy przynajmniej te robale dadzą nam spokój. Fuj! Kto to widział mieć ich tutaj aż tyle! – stwierdziła, chwytając Maxa i zebrane kwiaty, żeby niemalże pobiec do stolika, licząc na to, że tam zdołają chociaż na chwilę przysiąść i odpocząć.
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Josephine Harlow
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Zawsze starannie wykonany manicure.
- No dobrze, namówiłaś, po wszystkim lampka wina, co ty na to? I co miała odpowiedzieć, skoro była tylko jedna prawidłowa opcja do wyboru? Oczywiście, że się zgodziła, tu nawet nie było się nad czym zastanawiać. Dobre wino, jeszcze lepsze towarzystwo i plotki to było coś, czego potrzebowała, chociaż może niekoniecznie zdawała sobie z tego sprawę. Miały jednak dużo do nadrobienia i co jak co, ale jedno takie popołudnie na pewno nie miało wyczerpać tematów do rozmowy. - Och, jeszcze nie jestem tego pewna, ale wróciłam do jednego, którego przez dłuższy czas nie próbowałam i powiem ci, że po takiej przerwie smakuje jeszcze lepiej - odparła, odwzajemniając ten lisi uśmieszek, który zdobił twarz Charlotte. Bawiła się wyśmienicie, kiedy posługiwały się tym swego rodzaju szyfrem, nie mówiąc wprost, o co i o kogo im chodziło. Dodawało to pewnej tajemniczości, intrygowało i jednocześnie pozwalało na zachowanie tajemnicy. Było coś wręcz pociągającego w domysłach towarzyszących takim rozmowom, choć nie potrafiła tego dokładnie nazwać. Uniosła brwi, ale z jej ust nadal nie zniknął poprzedni uśmiech, który jedynie jakby się wyostrzył w odpowiedzi na słowa Brandonówny. - Czyli w skrócie trafił swój na swego - podsumowała krótko, odnotowując w głowie wszystkie te informacje, których dziewczyna jej udzieliła. Czy zamierzała dalej ciągnąć ją za język? Absolutnie. Na wszystko miał bowiem przyjść czas, a takie tematy rzeczywiście najlepiej poruszało się przy wspominanym tak często winie. - Tak? To słuchaj tego - przerwała, jakby tym samym chciała zbudować odpowiednie napięcie. - Poszłam tam z własnej woli - powiedziała po krótkiej chwili, unosząc wzrok na Charlotte i oczekując jej reakcji. Sama uśmiechnęła się kpiąco, bo sama nadal nie dowierzała, że na własne życzenie wpakowała się w taki teatrzyk. - Nie wiedziałam, co to dokładnie ma być, a jak przyszłam na miejsce, to zostałam obdarowana syrenim ogonem i nie miałam jak się ruszyć. Myślałam, że Solberg się posika ze śmiechu - wywróciła oczami na wspomnienie chłopaka i jego reakcji na całą tę sytuację. Z perspektywy czasu i jej wydawała się ona zabawna, ale wtedy jej tak do śmiechu nie było. - Najlepsze w tym wszystkim jest to, że wróciłam do domu z topkiem. Poważnie, przypałętał się i nie chciał odejść. Przynajmniej mogę go używać jako broni, kiedy ktoś mi podpadnie. Podłoży mu petardę pod tyłek i po problemie - parsknęła, kończąc tym samym przydługą historię. Coś musiało wisieć w powietrzu, bo raczej się tak nie rozgadywała, a już na pewno nie na takie błahe tematy, ale nic nie mogła na to poradzić. - Rzeczywiście trzeba uważać, bo ludzie lubią sobie dopowiadać co im pasuje - zgodziła się, przechodząc do stanowiska z kwiatami tropikalnymi. W tych wiankach miała się znaleźć cała mieszanka. Dobrze, że nie kazali im przy tym dobierać kwiatów według ich symboliki, bo poległaby już na starcie. Dla niej najważniejsze było to, żeby ładnie razem wyglądały, a czy jeden oznaczał żałobę, a drugi radość - to już drobiazg. Spojrzała na rośliny, którymi zajmowała się Brandon i skrzywiła się z obrzydzeniem, dostrzegając ślimaki. - Ohyda. Nawet mnie nie strasz, jeśli coś znajdę w swoich, to nie ręczę za siebie - powiedziała i faktycznie jeszcze raz przejrzała swoje zbiory, tak na wszelki wypadek. Przezorny zawsze ubezpieczony. - Wiesz, może i nie mam żadnego robactwa, ale za to znowu mam problemy z zerwaniem kwiatków - westchnęła przeciągle. Rośliny znów nie dawały się łatwo zerwać, tym razem jednak ciągle się poruszając i nawet podgryzając jej ręce, przez co już po kilku próbach widać było na nich małe, czerwone plamki. - Czy ci ludzie nie mogli zadbać o to, żeby tu było, no nie wiem, bezpiecznie? Sądziłam, że to ma być zabawa, a wygląda to tak, jakby organizatorzy załatwili wszystko na odwal się.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Charakter Carly i jej podejście do życia były tym, za co cenił dziewczynę. Poniekąd przez to, że nie oceniała jego i jego wyborów, choć jeśli chodziło o wszelkie plotki, doskonale wiedział, jak się nimi interesuje i czasem wolał uważać na słowa, jakie w jej obecności wypowiada. W tym przypadku sprawa wyglądała nieco inaczej, bo po prostu nie był w stanie opisać jego relacji z Paco komuś, kto kompletnie nie siedział w nielegalnych porachunkach. Uśmiechnął się znacząco, wzruszając ramionami, gdy powtórzyła jego słowa. Doskonale wiedział, jakiego zwrotu używa i co za sobą niesie. Zdawał też sobie sprawę z tego, że nie zdradzając wszystkiego, poniekąd tylko podsyca ciekawość puchonki. -Początkowo byłem pewien, że absolutnie nie, ale przeszliśmy swoje i nie chciałbym zamienić go na nikogo innego. Nawet łatwiejszego w obyciu. - Wyznał szczerze, a z jego twarzy wyczytać było można uczucia, jakimi darzył Moralesa. Tak, żaden z nich nie był idealny, ale poniekąd właśnie to sprawiało, że ich więź miała szansę rozwinąć się w tym kierunku, w jakim zmierzała. Szczęście w kwestii ogrodniczych zdecydowanie im nie sprzyjało. Jak nie robal, to gnom, jak nie urok to sraczka.... Choć na szczęście tego ostatniego jeszcze nie dostali i Max miał nadzieję, że przez to paskudne ugryzienie nie nabawią się żadnej podobnej infekcji. -Może to jakieś magiczne robale, które mają zweryfikować nasz wiankowe zdolności. Chuj ich tam wie. - Wzruszył ramionami, przechodząc dalej, by w wygodniejszym miejscu zacząć w końcu przeplatać zebrane kwiaty i tworzyć z nich coś na kształt okręgu. Przy okazji znów odgonił natrętną hipnotykę, która nie dawała Scarlett spokoju. -Zaczynam się zastanawiać, czy przypadkiem świat nie ocipiał i to Ty nie hipnotyzujesz tego gówna swoim urokiem. Może masz jakieś nowe zdolności. Dawaj, spróbuj mnie do czegoś zmusić. - Wyszczerzył się, gotów na każdą konfrontację, bo to całe wiankowanie szło mu wybitnie chujowo.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Mówiło się, że ciekawość była pierwszym stopniem do piekła, ale Carly ani trochę to nie przeszkadzało, bo ona w tym piekle siedziała już od dawien dawna. Od lat, by nie powiedzieć, że jeszcze dłużej, że była tam już zanim w ogóle się urodziła. Nie znała się co prawda zbyt dobrze na świecie różnego rodzaju porachunków, ale widać było po niej, że nie było to coś, czym by się przejmowała, czy też coś, czym nie mogłaby się zainteresować. Wręcz przeciwnie, była niemalże absolutnie pewna, że to było coś, co mogło ją za sobą pociągnąć, co mogło ją zainteresować, w co mogłaby wsiąknąć. Bo była, pod pewnymi względami, niczym gąbka, która chłonęła wszystko i wcale się tego nie bała. Była, jaka była, jak komuś nie pasowało, to wiedział doskonale, gdzie dokładnie były drzwi, a co za tym szło, mógł sobie po prostu przez nie wyjść, bez najmniejszego nawet problemu. Na jego wyjaśnienia uśmiechnęła się lekko, ale po jej minie widać było, że cieszy się o wiele bardziej, niż zamierzała to pokazywać. Skoro było tak, jak twierdził Max, to nie miała się do czego przyczepić, wręcz przeciwnie, uważała nawet, że to dobrze, że to coś, na czym mogą się skupić. Tylko wiedziała również, że nie ma najmniejszego sensu drążyć, bo teraz i tak nic się nie dowie, lepiej było wszystko obejść naokoło i w ten sposób zdobyć potrzebne sobie informacje. Sposobem, zawsze sposobem! - O to obawiam się, że polegnę. Ale jeśli mają za zadanie zweryfikować, czy posiadamy swój wianuszek... to idzie im świetnie - odparła, śmiejąc się cicho, nie ukrywając ani trochę tego, że była całkowicie winna i już dawno zapomniała o tym, jak to jest być cnotliwą niewiastą. Zerknęła zaraz na Maxa, marszcząc lekko nos. - Och, jak tak chcesz próbować, to dobrze. W takim razie idź i przynieś mi najpiękniejszy kwiat w... - zaczęła, ale nie zdążyła dopowiedzieć, o co jej chodziło, bo hipnotynka w radosny sposób postanowiła znowu wziąć ją w obroty, zamieniając w słup soli, nim udało jej się zapleść chociaż dwa kwiatki.
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Z tego właśnie powodu, między innymi, Max nie do końca chciał Carly wszystko opowiadać. Gdyby dziewczyna wciągnęła się w to popierdolone bagno, jakkolwiek przez niego, nigdy chyba by sobie nie wybaczył. Wystarczyło mu opowiadanie, że jego partner był właścicielem hotel, nie potrzebował wdawać się w więcej szczegółów. Jej uśmiech był pocieszający i dodawał chłopakowi trochę odwagi oraz pewności siebie. Jeszcze nie docierało do niego, jak bardzo rozkwitał, mówiąc o Moralesie i jak mocno było to widoczne przez innych. Potrzebował czasu, by oswoić się z kolejnym krokiem, jaki poczynili w swojej relacji, choć miał nadzieję, że to tylko jeden z wielu, które jeszcze ich czekają. -Ja tam wolę, żeby niczego nie weryfikowali. Poza tym, ktoś jeszcze się łudzi, że mamy? - Wyszczerzył się do niej, bo nie było co się oszukiwać, skoro obydwoje znali prawdę. Wolał skupić się na tej tragedii, którą teoretycznie można było nazwać wiankiem. Był w stanie nawet poudawać, że dziewczyna dała radę go zahipnotyzować, ale znów te pierdolone motylki w spiralki zaczęły się panoszyć i psuć im całą zabawę. -Ależ Mademoiselle, toż to Ty jesteś najpiękniejszym kwiatem w całym wszechświecie. - Włączył swoją postawę podrywacza, biorąc jej dłoń i składając na niej delikatny pocałunek, a to wszystko zaraz po tym, jak przegonił kolejną hipnotykę. -Kurwa, wiesz co? Ja to pierdolę. A niech tylko powie, że mu się nie podoba, to mu te liście do dupy wsadzę. - Wkurwił się w końcu, bo plecenie szło mu zaiste tragicznie, po czym wstał i zaproponował ucieczkę od wszelkiego rodzaju przyrody. +
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Być może wpadnięcie w to bagno było dla Carly jedynie kwestią czasu. Być może nigdy miała ostatecznie do niego dotrzeć, trudno było powiedzieć, ale z całą pewnością nie zamierzała od zła uciekać. Kochała je na swój sposób, uważała za pociągające i trzymała się go ze swoistym zadowoleniem. Pewnie sporo osób nazwałoby ją wariatką, pewnie wiele osób pokazałoby jej na czole kółka, ale naprawdę Norwood było daleko do grzecznej dziewczynki, daleko było jej do bycia przykładem, do pokazywania innym, jaka była cudownie cnotliwa. Daleko jej również było do wyśmiewania innych, zwłaszcza jej bliskich, kiedy widziała, że byli szczęśliwi. Nawet jeśli z tego powodu zaczynali się dziwnie zachowywać albo z jakiegoś powodu sprawiali wrażenie pomylonych. Właściwie nawet jej się to podobało, nie miała powodu do tego, żeby narzekać, wręcz przeciwnie. - Oj, Max, wierz mi, jest cała masa osób, która sądzi, że naprawdę jestem taka nienaganna i czysta niczym łza, że jestem wcieleniem jakiejś nadobnej dziewicy - powiedziała cicho, niemalże konspiracyjnym szeptem, szczerze ubawiona taką możliwością, która niemalże nie mieściła się jej w głowie. Skoro jednak ktoś chciał być ślepy, to mógł być ślepy na własne życzenie. Nie zamierzała mu z tego powodu prawić żadnych morałów, ani na siłę udowadniać, że była jednak złą dziewczynką. Nie chciała również niczego udowadniać motylom, ale te uparły się wyraźnie, że będą dookoła niej latać, więc w tym wszystkim przegapiła wspaniały komplement Maxa, który z całą pewnością podbiłby w innych okolicznościach jej serce i spowodował, że w pełni by się na nim skupiła. Skoro jednak tak się nie stało, miała możliwość zareagować dopiero na jego prośbę, na którą właściwie od razu przystała, mając już dość tego kwiecistego przedstawienia. Nim jednak udało się im wymknąć z motylarni, zaatakowała ją jeszcze jedna hipnotynka, którą ponownie musiał odganiać Solberg, ostatecznie dając im szansę na nieco spokoju.