Nie jest to do końca zagroda, a bardziej usiane drobnymi jeziorkami pole lodowe na obniżeniu, do którego można dostać się po masywnych schodach. To ulubione miejsce fomisiów, z których uprzejmości korzystają Smoczy Ludzie. Jest tu mnóstwo przysmaków, ale też siodeł i zabawek, dzięki którym można się z tymi wielkimi zwierzakami zaprzyjaźnić. Smoczy Ludzie mają regularne dyżury, by dbać o bezpieczeństwo i dobrostan pupili - w jednej z niedużych jaskiń na uboczu znajduje się stanowisko, gdzie za opłatą można otrzymać instruktaż pracy z fomisiem. Zabieranie stąd zwierząt bez zgody opiekuna postrzegane jest za ogromne przestępstwo!
Jeśli zapłacisz 70g, możesz podczas całego wyjazdu dowolnie korzystać z pomocy jednego fomisia - będziesz mógł jeździć na jego grzbiecie i zabierać go z zagrody w dowolnych terminach.
Kostki obowiązkowe po zapłacie - charakter fomisia:
1 - Twój fomiś przede wszystkim uwielbia się bawić - mógłby aportować przez cały dzień, jako miś na lodzie i foczka w wodzie! Jest żywiołowy i energiczny, a jeśli będziesz go odpowiednio zachęcał zabawkami, to dogadacie się bez problemu. 2 - To zdecydowanie bardziej foczka niż miś. Ciągnie go do wody i nawet poza nią lubi się wylegiwać w foczej formie. Lokacje pozbawione zbiorników z wodą będą sprawiały, że fomiś zrobi się ospały i niechętny do współpracy - za to jeśli umożliwisz mu pluskanie się w wodzie, to zrobi dla ciebie wszystko! 3 - Bardzo przytulaśne stworzenie, łase na pieszczoty! Jest lojalny i kochany, ale przy tym warto zwrócić uwagę na to, że przepotwornie się ślini. Dobrze, że ślina fomisiów ma działanie rozgrzewające, bo chociaż wszystko jest mokre i lepkie, to jednak nieco łatwiej znieść niskie temperatury… 4 - Ten fomiś wydaje się być wiecznie głodny - jak to mówią, przez żołądek do serca? Pamiętaj jednak, że jeśli zabraknie ci przysmaków, to zwierzak zacznie podgryzać ciebie… początkowo pewnie delikatnie i niegroźnie, ale co będzie dalej? 5 - Trafił ci się mądrala, który zawsze wie najlepiej - gdzie iść, którędy i w jakim tempie. Ten fomiś nie przepada za rozkazami i chociaż nie reaguje agresywnie, ani nic z tych rzeczy, to jest zwyczajnie uparty. Musisz wypracować z nim jakiś system współpracy, albo po prostu się poddać! 6 - Twój fomiś jest o ciebie piekielnie zazdrosny. Dumnie zabiera cię na wycieczki i chętnie daje się głaskać - ogólnie jest bardzo ugodowy, dopóki obok was nie zakręci się ktoś lub coś jeszcze. Co więcej, ta zazdrość nie objawia się tylko kręceniem nosem, bo ten fomiś gotów jest zawalczyć o twoją uwagę i powalić na lód konkurencję, jeśli przesadnie zbliżysz się do kogoś innego!
Ostatnio zmieniony przez Bee May Valentine dnia Wto 14 Lut 2023 - 11:10, w całości zmieniany 1 raz
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Smoki. Od sylwestra nie czuł się najlepiej z myślą o tym, że jedna z wielkich, prastarych bestii może przelecieć nad Hogsmeade i spalić ich dom. Do tego Prorok Codzienny, który ogłosił, że w różnych miejscach pojawiają się smocze jaja. To wszystko było szalone do tego stopnia, że zarówno on, jak i Chris, zdołali zapomnieć o swoich urodzinach i trudno byłoby powiedzieć, że miotlarz nie miał pretensji do samego siebie. Doszedł do wniosku, gdy pakowali się na wyjazd, że postara się, aby na feriach obaj znaleźli chwilę dla siebie, żeby móc się odprężyć i po prostu cieszyć sobą. Jak zaplanował, tak też starał się zrobić, choć jednocześnie było ciężko myśleć, kiedy zewsząd wiało takim mrozem, jakiego jeszcze nigdy nie czuł. Mędrka tuż przed wyjazdem sprawdzała jego ubrania, marudząc, że skoro kazali zabrać naprawdę ciepłe ubrania, to z pewnością nie chodziło o dwie bluzy sportowe więcej. Pamiętał, że nakrył ją, na pakowaniu mu dziwnych grubych ubrań, które zdecydowanie nie należały do niego i nie chciał wiedzieć, skąd skrzatka je miała, ale gdy tylko pojawili się na Antarktydzie, cieszył się z jej przezorności. Zdążył zwrócić jeszcze uwagę na niedźwiedzia polarnego z foczym ogonem, kiedy wchodzili do mieszkalnego lodowca i już wiedział, czego powinien szukać na chwilę dla siebie z Chrisem. Jak tylko złożyli swoje bagaże w pokoju, który miotlarz nie wiedział, czy mu się podoba, czy nie, poprosił męża, żeby dal mu chwilę. Szybko znalazł jednego ze smoczych ludzi, aby podpytać o możliwość zobaczenia fomisiów i z zadowoleniem dowiedział się o zagrodzie, jaką mieli dla nich. Nic więcej nie potrzebował wiedzieć, więc jedynie wrócił po męża, aby zaraz ruszyć z nim we wskazanym wcześniej kierunku. - Kit… Jakby wiem, że już trochę minęło, odkąd miałeś urodziny, ale możemy to uznać za małe ich świętowanie? - zapytał, poprawiając czapkę, którą nasunął niemal na oczy, uśmiechając się do męża zza szalika. - Widziałeś tego fomisia, kiedy wchodziliśmy do lodowca? Mają tutaj zagrodę dla nich i pomyślałem, że mogłoby ci się spodobać… Właściwie mi też, bo podobno można na nich jeździć - zdradził w końcu cel małej wycieczki, choć nie na tyle wcześnie, żeby nie było już widać kilku niewielkich jeziorek i zwierząt pomiędzy nimi. - Myślisz, że będziemy mogli dać im jeść? - zapytał, uśmiechając się nieco szerzej, po chwili chowając nos w szalik. - A później pójdziemy na zakupy po więcej ciepłych ubrań?
Zaintrygowany, jak na magizoologa przystało, tematem hodowli, tresowania i pracy z fomisiami, niedługo po przyjeździe, zanim jeszcze zdołał zajrzeć do własnego pokoju, wybrał się na spacer po terenach okalających lodowiec mieszkalny, by poobserwować je w naturalnym środowisku. Zafascynowała go relacja między smoczymi ludźmi a tymi wielkimi bestyjkami, odnajdując w ich koegzystencji coś niezwykle urzekającego. Od zarania dziejów przecież, człowiek, a szczególnie ludy natywne, żyjące w bliskim kontakcie z naturą, wspierały i korzystały ze wsparcia dzikich zwierząt, obserwując je, powtarzając ich zachowania, wchodząc w koegzystencję. Tym miłej zrobiło mu się, gdy dotarł do - będącej zagrodą tylko z nazwy - zagrody fomisiów. Terenu, na którym miały one swoje małe siedlisko, gdzie o nie dbano i pilnowano ich komfortu. Założył, że ta grupa była udomowioną grupą fomisiów, bez wątpienia przecież, musiały być rozsiane po całej Antarktydzie również i dzikie stada, co ciekawiło go jeszcze bardziej. Chciałby je zobaczyć i porównać, jak wiele zachowań zachowały pomimo udomowienia, a jak wiele różnic pozostało u ich dzikich pobratymców. Przez pewien czas obserwował igraszki i zachowania zwierzaków, chcąc poznać wpierw ich zachowania i charaktery, bowiem okazywało się, że były to stworzenia niezwykle indywidualne. Nie mógł oprzeć się skojarzeniu z psami, choć gabarytowo i wizualnie nie były do nich ani trochę podobne - no, może odrobinę w swojej foczej formie, ale nie na darmo nazywano foki wodnymi szczeniakami. Niektóre wydawały się być bardzo skore do zabaw i aportowania, inne leniuchowały brzuszkami do góry, drapiąc się niespiesznie po gęstych białych futrach. Zachwycał się ich różnorodnością, widząc, że jak każde inne magiczne stworzenie, miały w sobie ogromnie wiele indywidualizmu. Ostatecznie zdecydował się podejść do fomisiowych opiekunów, pracujących przy siodlarniach i jaskiniach, by porozmawiać z nimi na temat ich podopiecznych. Fomisie przypominały mu zwykłe, niemagiczne niedźwiedzie polarne, z tą różnicą, która wprawiła go w niemałe zdumienie i zachwyt, że wskakując do wody zmieniały swój kształt na foczy. Bardzo chciał poznać tajniki pracy z nimi, choć domyślał się, że taka wiedza niekoniecznie może przydać mu się poza terenami około biegunowymi. Mimo wszystko zamierzał spędzić tu całe ferie, w towarzystwie właśnie tych misiów-fomisiów, więc znajomość ich zwyczajów oraz metod opieki nad nimi mogła być przeważająca w niejednej sytuacji. Z uwagą przysłuchiwał się wszystkiemu, co mówili mu opioekunowie, skrupulatnie powtarzał po nich czynności, jakie należało wykonywać przy fomisiach, obserwował i uczył się jak obsługiwać fomisiowe siodło, jak je zakładać i zdejmować, a potem jak o nie dbać. Po czym rozpoznać nastrój swojego podopiecznego, czym go dokarmiać, jakie lubią smakołyki. Nawet nie zauważył, kiedy zaczął się sam do siebie uśmiechać, urzeczony fomisiami coraz bardziej, a ten jeden, z którym przyszło mu pracować podczas nauki opieki nad nimi, był niezwykle wesoły i skradł mu serce. Nie zastanawiając się więc, uiścił opłatę, by móc korzystać z jego towarzystwa podczas swojego pobytu.
Zt
+
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
W ich życiu działo się ostatnio tak wiele, że nie mieli nawet chwili na to, żeby naprawdę się zatrzymać, żeby mogli spojrzeć na samych siebie i na nowo zapomnieć o tym, że nie było najlepiej. Chris wiedział, że nie mogli ignorować tego, co się działo na świecie, że nie mogli całkiem zapomnieć o problemach, ale prawda była taka, że jednocześnie miał nadzieję, że przez te dwa tygodnie będą mogli nie zwracać uwagi na doniesienia z Proroka Codziennego, że będą mogli jakoś trwać w błogiej niewiedzy, jakiej najwyraźniej obecnie potrzebował. Liczył również na to, że Mędrka poradzi sobie z domem i zwierzętami, ale miał do niej prawdziwe zaufanie w tej sprawie; bał się jedynie, że może nastąpić ponownie coś nieprzewidzianego, coś, czego się nie spodziewali, coś, czego mogli się obawiać. Starał się jednak odsunąć na bok te rozważania, skoro już znajdowali się z daleka od domu i otaczało ich wiele ciekawostek, jakich w ogóle się nie spodziewał, których nie był w stanie przewidzieć. Interesowało go właściwie wszystko, co ich otaczało i próbował w pełni się na tym skupić. Prawdą było, że chciał porozmawiać z pewnym opiekunem smoków, którego zdążył już zauważyć, ale wydawało mu się, że to może poczekać. Ostatecznie przecież nie mógł zmienić świata, nie mógł jedną rozmową przenieść żadnej góry, a nie chciał również na dzień dobry wpakować się w jakieś kłopoty. Uniósł lekko brwi, kiedy Josh na trochę go zostawił, ale wywróciwszy oczami, upewnił się, że ich rzeczy znalazły dla siebie miejsce, a później wyszedł razem z mężem z przydzielonej im groty. Nie zamierzał spędzać tam całego wyjazdu, a skoro starszy mężczyzna najwyraźniej już w tej chwili chciał się gdzieś przejść, skoro coś wpadło mu do głowy, to należało z tego skorzystać. Nie zamierzał go ani ograniczać, ani powstrzymywać, tym bardziej że doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że obaj chcieli wyrwać się z okowów tego, co ich ostatnio blokowało, nie pozwalając na to, żeby oderwać się od otaczających ich problemów. Nic zatem dziwnego, że Chris parsknął rozbawiony, kiedy Josh wspomniał o jego urodzinach, przy okazji przymykając powieki, wyraźnie zastanawiając się nad tym, co ten powiedział. Szczerze mówiąc, nie musiał niczego świętować, nie musiał jakoś szczególnie mocno pochylać się nad tym, że był o rok starszy, czy coś podobnego. Było mu jednak miło, że mimo wszystko Josh próbował coś z tym zrobić, zachowując się przy okazji w tak nieporadnie uroczy sposób, że zielarz uśmiechnął się do niego po chochliczemu, przymykając nieco powieki i pokręcił ostatecznie głową. - Żeby było sprawiedliwie, to musielibyśmy świętować też twoje urodziny – stwierdził, nieco bezczelnie, a potem pokiwał głową, zaś jego jasne oczy błysnęły na wspomnienie tych fantastycznych, nietypowych i nieznanych mu bliżej stworzeń. – Mają…? – powtórzył za nim, czując, że to była naprawdę intrygująca informacja, a skoro można było się do tych fomisiów wybrać, skoro być może można było faktycznie na nich jeździć, to nie zamierzał sobie tego odmawiać. Po prostu chcąc się przekonać, jak to jest, jak to wygląda i czy nie jest to może chociaż troszkę fascynujące. Zaraz jednak zaśmiał się znowu i zatrzymał się na chwilę, całkowicie ignorując kwestię dokarmiania stworzeń, chociaż widać było, że ręce aż go świerzbiły, żeby przekonać się, jak się sprawy mają. Można było powiedzieć, że przypominał w tej chwili nieco rozpędzoną kulkę, która nie mogła się zatrzymać, kiedy na horyzoncie miała coś, na czym naprawdę chciała się skupić. Była jednak druga taka sprawa i nic dziwnego, że Chris nachylił się do Josha, przekrzywiając głowę. - Nie sądzę, żeby akurat ubrania ci w tym pomogły, ale mogę czegoś dla ciebie poszukać… – mruknął z namysłem, nim ostatecznie odwrócił się ponownie, doskonale wiedząc, co w tej chwili zrobił i z tego powodu niemalże zacierając ręce.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Na wzmiankę o swoich urodzinach Josh jedynie pokręcił lekko głową, uśmiechając się nieznacznie kącikami ust. Nie potrzebował świętować swoich urodzin, choć te zdecydowanie były przyjemniejsze, odkąd był z Chrisem. Z kolei odkąd byli małżeństwem, było o wiele milej, do tego stopnia, że gdyby rzeczywiście mieli świętować, nie protestowałby. Inna rzecz, że tak naprawdę nie potrzebował tego, a wyjście w stronę zagrody fogmisiów chciał traktować jak randkę. Zwykłą randkę z okazji urodzin, w której nie chodzi o nic więcej, ale wystarczyło, żeby Chris nachylił się w jego stronę, aby mruknął kilka słów i od razu plany miotlarza zmieniły się, przywodząc na myśl inne sposoby na rozgrzanie się, niż kupno kilku grubszych ubrań. - Czyżbyś miał w takim razie inny pomysł? Z wielką przyjemnością przekonam się, co masz na myśli - powiedział cicho, zaciskając mocno palce na dłoni męża, nie zamierzając puszczać go tak szybko, gdy krew zaczynała w nim krążyć. Potrzebował uspokoić się, wiedział o tym, zamiast zachowywać się jak napalony nastolatek, ale nie zamierzał udawać, że nic nie zmieniało się z upływem kolejnych miesięcy w towarzystwie Chrisa. Wciąż tak samo, jeśli nie bardziej, działał na jego wyobraźnię, co na samym początku. - Ale najpierw fomisie! - zarządził, wiedząc, że jeśli tylko będą ciągnąć dalej ten temat, to zawróci, zaciągając męża do ich groty. Miał nadzieję, że skóra, która robiła za drzwi, naprawdę wygłuszała wszystko, co działo się w środku. - Więc… Co wiesz o tych miśkach? Nie pamiętam, żeby mówili o nich na zajęciach, a później sam nie miałem ochoty nadrabiać swoją wiedzę. Myślisz, że w Anglii byłoby mu za ciepło, czy nie miałby odpowiedniego pożywienia? - zapytał jeszcze, idąc dalej w kierunku zagrody, przyglądając się zwierzętom, nie wiedząc, czy ich widok bardziej go bawił, czy intrygował.
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Chris zaśmiał się cicho, dochodząc do wniosku, że pomimo upływającego czasu, wciąż było mu całkiem łatwo wodzić Josha za nos. Było to dość zabawne, a jednocześnie na swój sposób ekscytujące, chociaż w tej chwili zielarz pokręcił głową, wznosząc oczy ku niebu. Miał świadomość, że tak naprawdę zachowywali się, jakby wciąż byli nastolatkami, ale to akurat ani trochę mu nie przeszkadzało, ani trochę go nie zniechęcało, czy nie odrzucało. Właściwie był skłonny śmiać się wraz z innymi z ich zachowania, gdyby tylko ktoś dowiedział się, że pod wieloma względami kombinowali, jak dzieciaki, nie mogąc w żaden sposób nacieszyć się swoją obecnością. Skoro zaś zaczęli w ten sposób ten wyjazd, wspominając o rzeczach, o jakich zapewne wspominać nie powinni, to właściwie Christopher był pewien, że to będzie zdecydowanie interesujący wyjazd. Mruknął jedynie cicho, że zapewne przekonają się, jak wygląda to wyciszenie w grotach mieszkalnych, ale nie zamierzał dalej poruszać tematu, rzucając to jak obietnicę, która została podkreślona spojrzeniem spod przymkniętych powiek. Zdecydowanie nie zamierzał odmawiać, nawet jeśli później miałby coś na swój temat usłyszeć. Był nieśmiały, ale nawet ta nieśmiałość miała po prostu swoje granice, która, jak widać, lubił zrywać. - Tak naprawdę to nic. Właściwie nie słyszałem o większości zwierząt, jakie pewnie tutaj spotkamy, ale skoro trzyma się fomisie w zagrodach, podejrzewam, że są podobne do pegazów albo hipogryfów i testrali. Z daleka sprawiają wrażenie nieco niebezpiecznych, ale nie sądzę, żeby ktoś naprawdę chciał zajmować się układaniem wyraźnie groźnych zwierząt. Nie mówiąc już w ogóle o tym, że wtedy nie można byłoby do nich tak łatwo podejść – wyjaśnił spokojnie, kiedy niemalże znaleźli się na miejscu, jednocześnie spoglądając z zaciekawieniem na fomisie, które się tutaj kręciły, sprawiając wrażenie naprawdę przyjaznych stworzeń. Wyglądały jak wielkie, olbrzymie wręcz, pluszowe misie i chociaż Christopher wiedział, że takie spojrzenie na całą sprawę było dość niepoważne, to jednak nie mógł się go za nic w świecie pozbyć. Był zbyt ostrożny, żeby tak po prostu wyciągać do tych zwierząt ręce, ale to aż go korciło, spróbować wpleść palce w ich futra. - Biorąc pod uwagę, ile mamy tutaj jedzenia, zabawek i siodeł, to fomisie zdecydowanie muszą zaliczać się do kategorii stworzeń niegroźnych – dodał, kiedy zeszli po schodach, a on uważniej przyjrzał się temu, co się dookoła nich znajdowało, dostrzegając coraz więcej stworzeń, ale również kilku miejscowych, którzy najwyraźniej się nimi opiekowali, podsuwając im smakowite kąski albo starając się zapewnić im rozrywkę. – Tylko błagam, nie próbuj zabrać go do groty, bo zdecydowanie nie będziemy mieli gdzie spać – dodał, by wyjaśnić jeszcze, że wątpił w możliwość zabrania fomisia do Anglii, przyrównując go właściwie od razu do niedźwiedzia polarnego, który zdecydowanie nie wytrzymałby klimatu na wyspie.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Josh jedynie roześmiał się ciepło, ale jego roziskrzone spojrzenie zdradzało, gdzie krążyły jego myśli i nawet próba odwrócenia uwagi fomisiami na niewiele się zdała. Miał swój cel, który zamierzał osiągnąć, jak tylko wrócą do lodowca, bez względu na gadanie innych, choć rzeczywiście skóra w drzwiach nie przekonywała. Pozostawało wierzyć, że smoczy ludzie lubili prywatność równie mocno, co oni. - Z tego, co pamiętam z zajęć opieki nad magicznymi stworzeniami, z wymienionych przez ciebie stworzeń to może niektóre pegazy są spokojne. Hipogryfy przez swój charakter są raczej trudne, a testrale ciężko się układa, jeśli się ich nie widzi - zauważył, spoglądając w bok na męża, jednak przyjmował jego słowa, nie widząc powodu, dla którego nie miałyby być prawdą, bądź miałyby się z nią szczególnie mocno mijać. Było to teoretyzowanie, owszem, ale na podstawie solidnej wiedzy, której miotlarzowi brakowało. Zaraz też dostrzegli zabawki i przekąski i Josh miał wrażenie, że sam zaczyna przepadać. Zupełnie, jakby obcując z Chrisem, zaczął przejmować część jego zainteresowań i teraz rozglądał się za każdym stworzeniem, nie tylko tymi latającymi, jak dawniej. Teraz każde zwierzę, które mogliby mieć w domu, które było nietypowe, łapało go za serce i sprawiało, że miał ochotę je przygarnąć, tak jak to było z kaczkami dziwaczkami. Wciąż też marzył o cydrężu. - Myślałem, że to ty będziesz chciał wtulić się w jego futro, ale skoro tak, to grotę mamy dla siebie - odpowiedział, spoglądając na męża z szerokim, zaczepnym uśmiechem, nim złapał za jedną z zabawek, która wydawała z siebie dźwięk, jakby miała zaklęte w środku lodowe dzwoneczki. Zastanawiał się, jak można było bawić się z tymi stworzeniami, które to wskakiwały do jeziorka, to wylegiwały się na lodzie. Sprawiały wrażenie leniwych, ale wprawnych pływaków, nieco za ciężkich na ląd. - Zastanawiam się, w jaki sposób one tak właściwie żyją… Niedźwiedzie polarne mają świetny węch, jak dobrze pamiętam z książek ojca. Potrafią wyczuć ofiarę kilka metrów pod śniegiem, no i dobrze pływają. Fomisie będą takie same, ale z naciskiem na byle lepszymi pływakami z uwagi na te ogony? - mówił do Chrisa, poruszając zabawką, aż nagle pojawiło się przy nich jedno ze stworzeń, wyraźnie czekając, aż miotlarz zrobi coś więcej z zabawką. Niestety Josh nie wiedział zupełnie, co powinien zrobić i tylko spojrzał kątem oka na Chrisa. - Rzucić?
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
- Miałem raczej na myśli możliwość wykorzystywania ich, jako wierzchowców. Muszą być stworzeniami, które mimo wszystko wykazują zdolności do układania ich, są skłonne do swoistego poddaństwa i zapewne po prostu lubią ludzi. Nie mogą jednak być tak dumne, jak hipogryfy, bo wtedy zapewne nieustannie wszyscy lądowaliby pod wodą - wyjaśnił, uśmiechając się łagodnie, chociaż zapewne nie było tego widać przez szalik. Poprawił zaraz okulary, dochodząc do wniosku, że będzie musiał zamienić je na soczewki, bo mimo wszystko szkła nie były tutaj zbyt przydatne. Obawiał się również, że z uwagi na świecące stosunkowo mocno słońce i otaczający ich wiecznie śnieg, noszenie okularów będzie dodatkowo utrudnione. Poza tym, jeśli naprawdę mieli skoncentrować się na szukaniu jakichś zwierząt, a może nawet na ganianiu w poszukiwaniu okolicznej flory, to musiał być do tego odpowiednio przygotowany. Nie miał nic przeciwko tym wyprawom, tak samo, jak nie miał nic przeciwko temu, żeby szukać czegoś nieoczekiwanego. Mieli już jednak nauczkę, żeby nie zawsze wszędzie się pchać, żeby nie zawsze próbować przekonać się, co kryje się za rogiem. Zrobili się nieco ostrożniejsi, nie chcąc znowu borykać się z problemami, które nie tak dawno zostały zażegnane, ale to nie oznaczało, że Christopher zamierzał jedynie siedzieć na tyłku i oglądać okolicę z lodowca mieszkalnego. Wiedział zresztą, że Josh nie usiedzi w miejscu i chociaż nie sprawiał wrażenia, jakby miał od razu podbijać całą okolicę, zielarz był pewien, że prędzej, czy później gdzieś się wyrwie, zapewne porwie ze sobą Salazara i tyle będzie ich widać. - Wolę przytulać się do innego futra. Zwłaszcza w nocy - stwierdził beztrosko. Wiedział doskonale, jak to brzmiało, wiedział również, że mimo wszystko jego mąż zrozumie, co miał na myśli, a dokładnie o to teraz mu chodziło. Miał świadomość, że powinien przestać, że powinien się powstrzymać i przestać uciekać się do oczywistych podtekstów, ale wykorzystywanie ich potwornie go bawiło. To sprawdzanie, jak długo Josh wytrzyma, zanim pokaże, że tak naprawdę nie jest w stanie dłużej utrzymać na wodzy własnej cierpliwości. - Cóż, jeśli zostaniemy tu odpowiednio długo, na pewno się przekonamy - powiedział, kiedy jego mąż zaczął stawiać pytania, a następnie skinął głową, samemu sięgając po smakołyki. Chciał się przekonać, czy fomiś, który się nimi zainteresuje, odniesie do nich zabawkę. Gdyby tak się stało, zamierzał nagrodzić go smakołykiem, a później sztuczkę powtórzyć, bo dlaczego by nie? Jeśli tylko dzięki temu zwierzę było szczęśliwe, nie widział w tym absolutnie niczego złego.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
- No w takim znaczeniu to rzeczywiście… - mruknął Josh, przesuwając dłonią po karku, czego od razu pożałował, gdy tylko poczuł chłód rękawiczki. Wzdrygnął się, pod nosem przeklinając na własną nieuwagę, ale nie mógł już nic na to poradzić. Miał nadzieję, że w miarę szybko zagrzeje sobie ledwie przed momentem ochłodzone miejsce na karku. Spojrzał znów na Chrisa, uśmiechając się do niego lekko. Początkowo brał pod uwagę jedynie klasyfikację stworzeń, o których mówił, zamiast ich chęć do posiadania jeźdźca na swoim grzbiecie. W ten sposób patrząc, rzeczywiście musiały być podobne do pegazów, czy nawet hipogryfów, z tą różnicą, że nie były aż tak dumne. Mimowolnie zaczął się zastanawiać, co mogliby jeszcze zobaczyć, gdyby udało im się rzeczywiście wynająć fomisie. Gdyby mieli możliwość w szybkim czasie pokonać większe dystanse, jak daleko mogliby się udać i co ciekawego spotkać. Rzeczywiście zaczynał czuć chęć wyrwania się gdzieś dalej, choć nie była jeszcze tak silna, aby się jej poddał, a już na pewno nie była silniejsza od chęci spędzenia czasu z mężem. Co prawda nie miał w planach być obiektem rozczulającym, czy też komicznym, ale nie mógł poradzić nic na to, jaki był, odkąd przestał udawać nawet przed Chrisem. Na pewno nie mógł też udawać przed zwierzętami, które potrafiły wyczuć emocje, a z fomisiem Josh nie zamierzał się ścigać. Bywały jednak chwile, kiedy jego cynamonkowatość, jak wolał nazywać swój stan, mijała. Chwile, gdy chochlik wychodził z zielarza, a ten nie powstrzymywał się przed rzucaniem podobnych słów, jak przed momentem, sprawiając, że miotlarzowi od razu robiło się gorąco. Teraz nie było inaczej, gdy przez moment wpatrywał się w Chrisa, mając wrażenie, że para idzie mu z uszu. Nigdy, nigdy nie użyłby słowa “futro” w stosunku do własnego ciała, ale w tej chwili nie był w stanie nawet się oburzyć. Wręcz przeciwnie i właśnie to odbijało się w spojrzeniu Josha, który wyraźnie wahał się, czy miał dalej ochotę bawić się z fomisiami, czy może być fomisiem dla Chrisa. Próbował skupić się na czymś innym, więc zadawał pytania dotyczące stworzeń przed nimi, w końcu rzucając zabawkę odrobinę za mocno. Ta wpadła do jednego z jeziorek i kiedy Josh miał wrażenie, że to koniec zabawy, fomiś zgrabnie wskoczył do jeziorka, wypływając po chwili z zabawką w zębach. Otrzepał się, dźwiękami dzwonków interesując pozostałe zwierzęta i po chwili ruszył znów w ich stronę, aby zatrzymać się przed nimi, nie puszczając jednak zabawki. Wpatrywał się w nich, jakby nie wiedząc, czy ma ochotę bawić się z nimi, czy wolałby iść gdzieś indziej. Zaraz jednak wyczuł przysmak, wracając łeb w stronę Chrisa. - Wygląda na to, że zyskałeś jego zainteresowanie - odezwał się miotlarz, uśmiechając się szerzej i rozglądając wokół za inni zabawkami, mając ochotę przeciągać z miśkiem linę, albo coś podobnego.
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
– …i wdałam się z nim w dyskusję czy to w ogóle jest w porządku tak te biedne zwierzęta wykorzystywać, no bo Zosia mnie zainspirowała swoją walką o środowisko i dała dużo do myślenia tymi ulotkami, a ten do mnie o b u r z o n y, że oni tu o nie dbają i w ogóle, ale powiem ci, jestem sceptycznie nastawiona. Musimy to sprawdzić – streściła Jinxowi swoją burzliwą rozmowę z jakimś typem, z której wyniosła jednak jedną ważną rzecz – Smoczy Ludzie w najlepsze tu popierdalają po lodowcach na grzbietach fomisiów. – Podobno to kosztuje majątek, ale umówmy się, dla zajebistych wspomnień warto. W życiu nie marzyłam nawet o osiodłaniu niedźwiedzia.. Chwila, to się na siodłach jeździ czy mają jakieś specjalne uprzęże? Swoją drogą dalej mam w planach lot na hipogryfie nad zamkiem, musimy to ogarnąć po powrocie – trajkotała radośnie, wtulając się w ramię Eugeniusza i zmierzając w stronę zagrody z fomisiami. – Jak tam twoi współlokatorzy? A dokładniej to ten jeden konkretny – zamajtała brwiami, czekając na jakieś pikantne szczegóły, bo na imprezie ewidentnie mieli się ku sobie. – Dziwnie mieszkać w takim porządku. Jakbyśmy szukali sprzątaczki dla siebie to Brooks będzie świetną kandydatką. Chłoszczyść to nawet przez sen mamrocze i niemalże jestem pewna, że widziałam jak zaklęciem prasującym napierdala w bieliznę. Wyobrażasz to sobie? – podzieliła się z przyjacielem kolejną rewelacją, wciąż nie dowierzając, że tak pedantycznie można pilnować czystości. – O! Są schody, jesteśmy blisko!! – podekscytowała się, pokazując palcem strome, oblodzone stopnie.
______________________
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Christopher jedynie lekko się uśmiechnął, mając świadomość, że zapewne mówił nieco za szybko, że nie przekazywał pełni swoich myśli, ale wynikało to z prostego faktu, że odnosił wrażenie, że Josh rozumiał go bez słów. Coraz częściej to dostrzegał, to porozumienie, którego nie mieli wcześniej, jakby przebywanie ze sobą, wspólna praca, dom, to wszystko spowodowało, że znali się teraz dosłownie na wylot. Wciąż zapewne istniały takie sprawy, o których obaj woleli nie mówić, które jeszcze zatrzymywali dla siebie, ale w mig pojmowali to, o co chodziło drugiej stronie. Nawet kiedy było to coś tak niemądrego, jak zaczepka, którą chwilę wcześniej zielarz poczynił. Zaraz też uśmiechnął się do Josha, doskonale widząc, jaką reakcję u niego wywołał i zaśmiał się cicho, przyznając, że miał chyba mentalnie szesnaście lat, nie więcej. - Pewnie nadawałbym się do imprez, jakie teraz organizują, myśląc, że nie mamy o tym najmniejszego pojęcia - stwierdził jeszcze, nim ostatecznie Josh skoncentrował się na zabawie z jednym z fomisiów, przyciągając ich tutaj zdecydowanie więcej. Sprawiały wrażenie sporych szczeniaków, ale były wyraźnie inteligentniejsze od psingwinów, które przypominały raczej rozkrzyczane gumochłony. To zaś sprawiło, że na uwagę swojego męża skinął lekko głową i wyciągnął w stronę fomisia rękę, na której trzymał przygotowany smakołyk. Zwierzę przez chwilę się wahało, widać było, jak porusza nosem, aż w końcu odłożyło zabawkę, by sięgnąć po przygotowaną nagrodę. Tym szybciej, że jego pobratymcy zachowywali się, jakby sami zamierzali sięgnąć po jedzenie, nie przejmując się tym, że pewnie nie powinni. Christopher uśmiechnął się lekko, po czym pokiwał do siebie nieznacznie głową, zastanawiając się nad tym, czy w przypadku wynajęcia fomisia te były dobierane całkiem losowo, czy można było wybrać samodzielnie któregoś z nich. - Myślisz, że są jak konie? Że przywiązują się do danego człowieka, wiedzą, jak z nim postępować i znają jego komendy? - zapytał z namysłem, przyglądając się fomisiom, które najwyraźniej oczekiwały od nich czegoś więcej, więc rozejrzawszy się, sięgnął po grubo splątany sznur, służący wyraźnie za zabawkę i zaśmiał się cicho, gdy jeden z wielkich miśków złapał go ostrożnie w zęby i pociągnął w swoją stronę. Był potwornie silny, więc Christopher przesunął się niebezpiecznie w jego stronę, wciąż jeszcze utrzymując równowagę, ale znajdując się w niezbyt bezpiecznym położeniu. - Na pewno mogą dźwigać na plecach pół domu - stwierdził, śmiejąc się cicho i próbując pociągnąć zabawkę ku sobie.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
O fomisiach wszyscy przyjezdni usłyszeli już pierwszego dnia. Te wielkie, ale łagodne stworzenia szybko zyskały sobie sympatię gości, których ujmował zarówno ich majestatyczny wygląd, jak i wesoły charakter. Ariadne miała styczność z niedźwiedziami polarnymi i nigdy nie były to przyjemne spotkania. Raz jej ojciec niemalże został zaatakowany w głuszy Alaski. Przede wszystkim mieszkańcy Ameryki darzyli je szacunkiem. Nie należało wchodzić na ich terytoria. Wickens bała się tych silnych, brutalnych zwierząt, więc w stosunku do fomisiów również pozostawała na początku bardzo ostrożna. Dopiero po przekonaniu się, że one naprawdę są stworzone do kochania. Postanowiła w końcu wybrać się do ich zagrody, gdzie Smoczy Ludzie sprawowali nad nimi opiekę. Pozwalali również swoim gościom z Anglii zapoznawać się bliżej z tym ciekawym gatunkiem magicznych zwierząt. Żałowałaby, gdyby przegapiła taką okazję podczas wyjazdu na Antarktydę. Przyszła na... coś na kształt lodowej polanki z różnymi przeręblami. Z góry miała doskonały widok na różne fomisie przebywające na terenie zagrody. Ariadne zeszła ostrożnie po masywnych, ale oblodzonych schodach i przywitała się ze stróżującymi tutaj Smoczymi Ludźmi. Na początku stała na uboczu dość nieśmiało, przyglądając się tylko zachowaniom niedźwiedzi. Jedna z potężnych samic zwróciła na blondynkę uwagę i zaryczała cicho, na co Wickens aż drgnęła. Musiała się powoli przyzwyczaić do ich towarzystwa. Samica jednak jakby wyczuła, że wystraszyła trochę dziewczynę i zaraz potem przewróciła się na plecy. Chwilę drapała swoimi plecami o lód, pokazując delikatny brzuch. Potem przekręciła się i położyła, łeb odwracając w stronę aurorki. - Cześć, ale jesteś przepiękna. Jakie gęste futro. - powiedziała cicho, zbliżając się o kilka kroków do fomisia. Badała czy nie zareaguje płochliwie, ale wręcz przeciwnie. Zwierzę wyglądało, jakby bardzo chciało zaprosić dziewczynę do zabawy i łapkami machało co raz w powietrzu. Ariadne w końcu zbliżyła się na tyle, aby wyciągnąć rękę. Fomiś powąchał kilkukrotnie rękawice dziewczyny, po czym lekko pchnął jej dłoń łbem. Garnął się wręcz do głaskania. - Wow. - wydusiła, ostrożnie spełniając jego życzenie.
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Aż do dnia ferii, o fomisiach Remy słyszała tylko z opowieści swojego ojca. Wiele bajek na dobranoc opierało się o jego historie jak na nich jeździł, bawił się z nimi i jak jeden raz jego kompan tak bardzo chciał pływać, że bez zastanowienia wskoczył do wody z Laurencem cały czas na grzbiecie. A później dokładnie go wylizał w przeprosinach, tak żeby nie było mu zimno. Oczywiście, że Gryfonka musiała na własnej skórze przekonać się o tym, jakimi pieszczochami i uroczymi stworzeniami są fomisie. Już przy pierwszym przywitaniu Smoczych Ludzi ledwo się powstrzymała, by nie pobiec za jednym z tych zwierzaków w środku przemowy. Powstrzymał ją jedynie ogromny szacunek do innych kultur, a i tak było trudno. Kilka dni w pełni miała obłożonych planami i niestety tylko przypadkiem mijała fomisie w trakcie innych wędrówek. Ale tym razem miała zamiar w pełni skorzystać z ich puchatości! Z dziarskim uśmiechem i pełną gotowością na tulenie nawet dziesięciu zwierzaków na raz, ruszyła do ich zagrody. Jak się okazało, żadnego płotu tam nie było, za to bardzo dużo uroczych niedźwiedzi. Pamiętając o zachowaniu szacunku, przywitała się grzecznie ze strażnikiem Smoczych Ludzi, by zaraz popędzić w dół schodów. Zanim podeszła bliżej przerębli, upewniła się, że wszystkie kieszenie miała wypchane przysmakami do pełna. Zamierzała rozpieścić fomisie tak bardzo w swojej miłości (której objawem były smaczki), żeby te aż się toczyły pod koniec i na pewno zapamiętały, że Remy zawsze da im coś pysznego. Nie zajęło jej dużo czasu znalezienie pierwszego chętnego na głaskanie zwierzaka. Fomiś wydał głęboki dźwięk, jakby witał się z Gryfonką, po czym zaczął trącać ją noskiem, zapewne czując zapach jedzenia z jej kieszeni. Cóż, miłość to miłość, nawet ta wykupiona posiłkiem, a Remy nie zamierzała narzekać na okazywane czułości. Szybko zatopiła palce jednej ręki w głęboką sierść zwierzaka, drugą dając mu wyczekane przysmaki. Jej nowy kolega był naprawdę sprytny, wszystko zrobiłby za przysmak i już od samego początku zauważył, że za drobne, urocze sztuczki jak podanie łapy czy przewrócenie się na plecy będzie dostawał nagrodę. Wygłupiaj się więc dziewczyną i wcinał ze smakiem, aż uszy mu się trzęsły. A to wyłapały w końcu inne fomisie. Widząc kogoś, kto tak chętnie rozdawał jedzenie, powoli wokół Remy tworzyła się coraz gęstsza grupka zwierzaków. Z początku jej to nie przeszkadzała, chichrała się i każdego głaskała po kolei, pilnując, by do każdego pyszczka trafiło coś dobrego. Problem zrobił się, gdy grupka stała się bardziej nachalna. Każdy chciał się wykazać swoją przyjacielskością, czy ulubioną sztuczką by zostać nagrodzonym, kilka przepychało się między sobą po należny przysmak i w końcu przestały zdawać sobie sprawę, jak bardzo naciskają na dziewczynę. - Już! Zaraz! – śmiała się i bawiła w najlepsze, starając się nadążyć za fomisiami. – Nie tak szybko, bo…! – nie zdążyła dokończyć, bo straciła równowagę i pisnęła, turlając się jeszcze bardziej w dół zagrody. Przez chwilę myślała, że wpadnie prosto w przerębel, ale wtedy uderzyła w coś i się zatrzymała. To coś, jak się okazało, gdy powoli wstała otrzepując się ze śniegu, nie było czymś tylko kimś. Remy turlając się w pięknym stylu przewróciła inną dziewczynę… kobietę? Blondynka przed nią wyglądała młodo, ale zupełnie nie kojarzyła jej ze szkoły. - Przepraszam! – powiedziała prędko i zaoferowała pomoc we wstaniu. – Za dużo fomisiowej miłości – zaśmiała się głupkowato. Co do fomisiowej miłości, ta toczyła się w ich stronę wszystkimi łapkami, za nim mając, że Gryfonka próbowała przeprosić za swoje nieuważne upadanie. Kilka albo i kilkanaście zwierzaków już pędziło w ich stronę, w końcu były takie grzeczne, tulaśnie i wykonujące sztuczki! Przecież powinny dostać nagrodę! - Łap szybko i trzymaj się mocno na nogach! – zaśmiała się w głos, podając nieznajomej jak najwięcej przysmaków.
Zdecydowanie w chochliczym stanie Chris nadawał się na zabawy podobne do tego, co urządzały dziewczyny w swojej grocie, ale zamiast przyznać to, Josh jedynie pokręcił głową, na moment przyciągając męża do siebie, żeby pocałować krótko. Bardzo krótko, nie chcąc ryzykować żadnych konsekwencji czegoś podobnego na mrozie, który panował wokół nich. Nie rozumiał, jak smoczy ludzie mogli codziennie funkcjonować w takich temperaturach, ale rozumiał, że czym innym było dorastanie w takim klimacie, a czym innym przyjazd rekreacyjny. - To czekam aż pokażesz mi, do jakich zabaw jeszcze być się nadawał - mruknął, uśmiechając się szeroko do Chrisa, próbując odbić piłeczkę, nim ostatecznie sięgnął po zabawkę, dla fomisia. Chciał spróbować samemu podburzyć chociaż odrobinę Chrisa, choć wiedział, że w podobnych starciach, to on zwykle pękał, sięgając po to, czego obaj ostatecznie chcieli. Fomisie swoim zachowaniem przypominały miotlarzowi odrobinę psy, ale być może z uwagi na to, że chciały się bawić, a zabawki były nieco podobne do tego, co sam kupiłby czworonogowi. Inna rzecz, że nawet zabawki dla pegazów były podobne. Przez moment Josh spoglądał na stworzenia, gdy te zbliżały się, gdy sięgały po smakołyki, a także, gdy jedno z nich złapało za sznur, zamierzając przeciągać się z Chrisem. - Przypominają mi psy, ale właściwie pegazy też trochę… Myślę, że skoro jest możliwość wynajęcia jednego fomisia na cały wyjazd, muszą w jakiś sposób rozpoznawać swojego jeźdźca i rozumieć komendy, chyba że jeżdżąc na nim, zdajemy się na ich instynkt w zupełności, ale to nie miałoby sensu - odpowiedział, przyglądając się próbom męża, dopytując ostatecznie, czy nie potrzebował pomocy w zabawie. Ostatecznie, jakkolwiek silny był zielarz, mierzył się z niedźwiedziem. - Myślę, że możemy podejść też i zapytać, jak to wszystko działa, przy okazji wynajmowania fomisiów. Po jednym dla każdego prawda? - zapytał, sięgając po jeden ze smakołyków, aby rzucić nim dalej, chcąc odsunąć od nich choć trochę stworzeń, mimo wszystko nie zamierzając ryzykować znalezienia się między ich stadem.
Pierwsze sekundy dalej przepełnione były napięciem, bo Ariadne miała doskonałą świadomość tego, jak bardzo fomiś nad nią górował i gdyby tylko coś go sprowokowało to już po niej. Z drugiej strony wpadała przez to w błędne koło - bo co jeśli zwierzę wyczuje te negatywne emocje i odwdzięczy się tym samym? To tylko wzmacniało stres dziewczyny! Wielka samica traktowała Ariadne z wyrozumiałością, chętnie zgarniając te oszczędne, bardzo delikatne klepnięcia w łeb. Dziewczyna odetchnęła głębiej, wypuszczając parę z ust i orientując się, że chyba nie ma się czego aż tak bać. Sierść w dotyku była niczym aksamit, a fomiś pachniał wodą oraz specyficznym zapachem mokrego futra. Wielkie, ciemne oczy to otwierały się, by spojrzeć na człowieka to znów przymykały się w cichej przyjemności. Ale ta urocza scena nie trwała długo, bo aurorkę zaalarmowały wesołe krzyki obok i odwróciła głowę w samą porę, by dostrzec, że jakaś osóbka zaraz ją znokautuje. Niedaleko ziała wielka dziura przerębla, dlatego Wickens wyciągnęła ramiona, aby zahamować rozpędzoną nastolatkę i uchronić ją przed wpadnięciem do lodowatej wody. W wyniku tego starcia obie wylądowały na lodzie, a Ariadne poczuła ból kości ogonowej. Obserwująca do tej pory aurorkę samica poruszyła łbem i cofnęła się o krok, niepewna czy dalej chce tu pozostać. Szybko zdecydowała, że nie i odbiegła do jednego z przerębli. Gdzieś w oddali Smoczy Ludzie zauważyli co się działo, ale najwyraźniej uznali, że nie należy interweniować i powrócili do swoich obowiązków. - Powinnaś grać w kręgle - wymamrotała żartobliwie, bo nie odczuwała bynajmniej żadnej złości za ten drobny wypadek i od razu skorzystała z pomocnej dłoni. Z troską spojrzała na młodszą od siebie blondynkę, oglądając czy nic jej się nie stało. Zerknęła czy nie zdarła sobie skóry po takim turlaniu się po lodzie oraz czy nie podarła ubrań. - Co...? - nie nadążała za tokiem myślenia rozchichotanej nieznajomej, ale kiedy spojrzała na podążającym za nią stadem niedźwiedzi nagle nieco pobladła. Trzeba mieć jaja ze stali, aby zobaczyć coś takiego i nie zemdleć ze strachu. Na całe szczęście Ariadne o tym nie wiedziała, ale była naprawdę odważna. Młodsza dziewczyna podała coś skamieniałej Wickens i nim zdążyłaby policzyć do dwóch, już dosłownie zalała ich fala białych futer, mokrych nosów i ciekawskich łap. Ariadne zacisnęła mocno oczy, przygotowana na to, że zostanie zgnieciona, ale o dziwo, minęło kilka chwil, a ona dalej nie odczuwała ani bólu ani niczego nieprzyjemnego. Uchyliła powiekę, aby dostrzec, że dookoła zebrała się grupa około ośmiu fomisiów, z czego dwójka to były jeszcze młode niedźwiedziątka. Otaczały obie czarownice ze wszystkich stron, ale nie naciskały intensywnie. Ariadne nie zorientowała się nawet kiedy, ale wyrzuciła z rąk wszystkie przysmaki, które podała jej wcześniej towarzyszka. Teraz fomisie wyjadały je energicznie spod stóp aurorki. - Jezusmaria - odzyskała w końcu mowę i przetarła czoło zroszone potem, poprawiając przy okazji czapkę. - Prawie wyzionęłam ducha. Ej, ej, ja nic nie mam, tutaj masz mięsko - odezwała się do jednego z młodszych zwierzątek, które stanęło na tylnych łapkach, aby przednie oprzeć o klatkę piersiową Ariadne. Stworzenie trochę ważyło i dziewczyna z trudem utrzymała równowagę. Starała się przekierować jego uwagę na leżące obok jedzenie, ale maluch wręcz się w nią wtulił. - Ale one są niezwykle sympatyczne. - skomentowała, czując, że lodowaty strach rozpływa się przez ciepło i czułość, jaką okazywały fomisie. - Niemniej jednak, musisz bardziej uważać. - upomniała dziewczynę delikatnie. Dopiero po opadnięciu gwałtownych emocji mogła jej się przyjrzeć bardziej. Wyglądała niezwykle uroczo, a jej uśmiech sprawiał, że Antarktyda wydawała się mniej nieprzyjazna oraz zimna. - Jestem Ariadne. - przedstawiła się, wyciągając rękę ku nowej znajomej. Prawie na pewno była uczennicą Hogwartu.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Harmony bardzo chciała wytłumaczyć całą sytuację, ale stadko fomisiów nie mogło czekać, szczególnie, jak Smoczy Ludzie nie reagowali. Gdzieś w głębi duszy Gryfonka czuła, że pewnie po prostu mieli niezły ubaw oglądając całe zajście, ale nad tym też aktywnie się nie zastanawiała, szykując wszystkie możliwe smakołyki. - Fomisie! – było wszystkim co odpowiedziała, zanim zwierzaki do nich podbiegły. Dziewczyna w pierwszej chwili nie mogła nadążyć za rozdawaniem jedzenia, wszędzie były puchate łapy i mruczące pyski, domagające się swoich części. Miśki obwąchiwały ją z każdej strony, próbując znaleźć kolejne pełne kieszenie i chociaż nie była to sytuacja na śmianie się, tak ją to łaskotało, że nie umiała się powstrzymać. A zaraz zwierzęta ustąpiły. Czarownica spojrzała w stronę nieznajomej, która mądrze rozsypała całe mięso dookoła, tym samym ratując ją już drugi raz w ciągu minuty. Remy pokiwała głową z uznaniem, a głupkowaty uśmiech nie schodził jej z twarzy, nawet jak bez skutku próbowała strzepać z siebie lepką ślinę zwierząt. Cała ta sytuacja była tak głupiutka, że humor mogłoby popsuć jej tylko wpadnięcie do przerębli. Oczywiście, chętnie popływałaby z fomisiami, ale może w trochę cieplejszej wodzie. - To prawda, są przeurocze – odpowiedziała i pogłaskała najbliższego niedźwiadka, który radośnie mruknął. Jak widać niewiele było im do szczęścia potrzebne, trochę atencji, więcej jedzenia i całymi sobą pokazywały, że podobało im się towarzystwo czarownic. – Wiem, wiem, już kilka osób mi to powtarzało. Ale naprawdę przepraszam, zazwyczaj nie wciągam w to niewinnych przechodniów – i choć powiedziała to w połowie żartem, słowa były szczere, przecież wolałaby nikomu swoimi zabawami nie psuć dnia. Obie przyjrzały się sobie krótko, w końcu zdecydowanie warto było wiedzieć z kim udało się przetrwać atak rozpędzonych, głodnych fomisiów. Chociaż Remy była pewna, że jej nie znała, wywoływała u niej przyjazne odczucie, wydawała się bardzo miła i mimo że nie mogła dokładnie opisać dlaczego, to roztaczała poczucie bezpieczeństwa wokół siebie. - Harmony – odparła dziarsko i energicznie podała jej rękę. – Wiem, że już cię przewróciłam i rzuciłam na łaskę fomisiowej burzy, ale nie obrazisz się, jak o coś jeszcze zapytam? – zwróciła się grzecznie, strasznie jej było głupio, że mogła jej popsuć spokojny spacer, a jeszcze głupsze było to, że i tak nie mogła przestać się cichutko chichrać od tych wszystkich emocji z zajścia przed chwilą. – Nie jesteś z naszej szkoły, prawda? Warunki do rozmowy zrobiły się wyjątkowo komfortowe. Zwierzaki zaspokoiły swój głód na przysmaki i teraz wylegiwały się z pełnymi brzuchami obok czarownic. Nawet nie przeszkadzało im, jak Remy dosiadła się obok i oparła o puszyste, ciepłe futro.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Christopher zaśmiał się cicho, doskonale się bawiąc, widząc, że sprowadza Josha na prawdziwe manowce. Było w tym coś komicznego, to, z jaką łatwością mógł wodzić go za nos, jak mógł nim niemalże rozporządzać, robiąc dokładnie to, na co miał ochotę. Wiedział oczywiście, że jego mąż nie był w żadnym stopniu głupiutkim misiem, ale to, że dawał się łapać w tak oczywiste pułapki było na swój sposób urocze. I jeszcze mocniej zachęcało zielarza do tego, żeby był prawdziwym chochlikiem, którego nic i nikt nie był w stanie zatrzymać. W obecności Josha właściwie całkowicie tracił swoją nieśmiałość, stając się nie tyle innym człowiekiem, co pozwalając na to, żeby pewne ukryte cechy ujrzały faktycznie światło dnia. - Nie wiem, czy wiesz, ale podobno rośnie tutaj trawa, która pozwala na całkiem świadome śnienie, czy coś podobnego – odparł, zawieszając na moment głos, zastanawiając się, jak Josh zareaguje na tę rewelację. Ostatecznie wiedział doskonale, że Chrisowi ani nie smakował alkohol, ani nie lubił, gdy ktoś w jego obecności palił papierosy. Widać było jednak, że dla pewnych spraw istniała w nim pewna tolerancja, a może jego chochlicza natura chciała się przekonać, czy niektóre, legalne, używki, miały w sobie faktycznie coś tak pociągającego, że ludzie za tym głupieli. Osobiście uważał, że nie, ale nie zamierzał całkowicie z tego rezygnować. Zaraz jednak skoncentrował się na próbie przeciągania liny z fomisiem, ostatecznie przystając na propozycję Josha, wiedząc doskonale, że i tak przegrają. Wyglądało jednak na to, że zwierzę było naprawdę szczęśliwe, to zaś powodowało, że Chris był jeszcze bardziej zadowolony z tej wycieczki. Nie była jakaś niesamowita, niebezpieczna, czy coś podobnego, ale Josh doskonale wiedział, dokąd go wyciągnąć, żeby faktycznie sprawić mu przyjemność. Nic zatem dziwnego, że kiedy opadli już z sił, a zadowolony fomiś pognał gdzieś w swoją stronę, Chris skinął głową na znak, że zdecydowanie powinni zorientować się w sprawie. Myśl o tym, że mogli zwiedzić całą okolicę wraz z tymi fantastycznymi stworzeniami, była dla niego naprawdę wciągająca. Nic zatem dziwnego, że wskazał głową w stronę, gdzie dostrzegł jednego z mieszkańców. Poprawił przy tej okazji okulary, mając pewność, że zdecydowanie musiał zamienić je na soczewki. - Chodź. Nie sądzę, żeby ktoś poza nami aż się tak napalił na te wycieczki, ale lepiej załatwić to od razu, zanim banda dzieciaków porwie każdego fomisia w okolicy – stwierdził jeszcze, ruszając przed siebie pewnym, szybkim krokiem, nie obawiając się tego, że zaraz się poślizgnie.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Nie raz reagował przy Chrisie na podobne zaczepki, niczym niewinne dziecko, a wszystko przez to, że starał się trzymać ręce przy sobie. Jednak były takie chwile, gdy nie obchodziło go nic, absolutnie nic i to była jedna z tych chwil. Zamierzał wyrzucić z groty Alexa, jeśli tylko się w niej zjawi, byle mieć chwilę prywatności z mężem. Chwilę na to, żeby mu pokazać, że nie powinien w podobny sposób z nim się drażnić. - Rozumiem, że chciałbyś sprawdzić jej działanie? - odpowiedział, mimowolnie mając przed oczami różne wyobrażenia wspólnego snu, różne możliwości. Podejrzewał, że nie inaczej było z dzieciakami, które zdecydowały się skorzystać z tego zioła. Nawet on miał ochotę zapytać najbliżej stojących smoczych ludzi o to, gdzie ta trawa rosła, aby iść w tamto miejsce z Chrisem, żeby ten mógł zobaczyć, czy mógłby pobrać sadzonkę. Może mogliby hodować ją w domu i zwyczajnie częściej korzystać z jej dobrodziejstw. Uśmiechnął się szeroko do męża, przygryzając nieznacznie dolną wargę przy tym. Nie miał nic przeciwko podobnym testom, choć nie mógł powiedzieć, że nie zaskoczyły go słowa męża. Nie sądził kiedykolwiek, że ten mógłby chcieć spróbować sięgnąć przy nim, z nim, po coś podobnego, choć z drugiej strony nie miał nic przeciwko herbacie z afrodisią w domowym zaciszu. Zaraz jednak miotlarz całe skupienie poświęcił przeciąganiu liny z fomisiem, starając się wspomóc Chrisa. Nie sądził, żeby we dwóch byli w stanie wygrać ze stworzeniem, ale przynajmniej mieli jakieś szanse, szczególnie gdy pozostałe fomisie pobiegły za rzuconym przysmakiem. W końcu i ten, z którym się szarpali, odpuścił, a oni padli na lód. Przez chwilę Josh oddychał ciężko, starając się odzyskać znów władzę w zmęczonych mięśniach, uśmiechając się przy tym szeroko. - Poza nami założę się, że znajdą się inni miłośnicy magicznych stworzeń, albo poszukiwacze przygód, którzy postanowią skorzystać z pomocy w poruszaniu się tutaj, więc masz rację, załatwmy to od razu - zgodził się, wstając z miejsca i ruszając powoli w stronę mężczyzny, którego wskazał wcześniej zielarz. Nie wiedział ile wynajem fomisia na wyjazd powinien kosztować, ale siedemdziesiąt galeonów wydało mu się całkiem niską ceną. Jednocześnie prowadziło do jednego pytania - na co smoczy ludzie przeznaczali galeony? Nie pytał jednak o to, czekając, aż zostaną im przedstawione ich fomisie. Szczęśliwie ten, którego miotlarz dostał, należał do pieszczochów, więc od razu Josh zaczął drapać go za uchem, obiecując, że za niedługo wybiorą się na wycieczkę. - Teraz co, wracamy coś zjeść i sprawdzić, gdzie można dostać tę trawę? - zapytał, uśmiechając się szeroko do męża, gestem wskazując drogę powrotną.
+
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Eugene 'Jinx' Queen
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173
C. szczególne : Przekłute uszy; czasem noszony kolczyk w nosie; drobne i mniej drobne tatuaże; pomalowane paznokcie; bardzo ekspresyjny sposób bycia; krwawy znak
Przytakuję przyjaciółce, że oczywiście ma we wszystkim rację, a kontrola jest najwyższą formą zaufania, stąd faktycznie najlepiej będzie, jeśli sami przejdziemy się do zagrody fomisiów, aby dokonać koniecznej inspekcji i w razie czego dogłaskać niedźwiadki, które będą wydawać się zaniedbane. - Biorąc pod uwagę, że jedynym niedźwiedziem, którego do tej pory znaliśmy, był Vin-Eurico, to może dobrze, że o tym nie myślałaś. Chociaż nie oceniałbym - dokuczam przyjaciółce werbalnie, skoro przez grube kurtki nie mam możliwości dźgnąć ją pod żebra. Na wszelki wypadek jednak mocniej przyciągam ją do siebie, żeby Marlena nie znalazła na to sposobu.- No, u koni siodła mają odciążać kręgosłup, więc pewnie dla niedźwiedzi też jakieś są - stwierdzam, ale trudno jest mi sobie wyobrazić, jak dokładnie może wyglądać sprzęt na niedźwiadki i jak wiele jest w nim zabezpieczeń. Być może niewiele. Takie prawo dżungli, tylko że na biegunie... - A ja dalej chcę podczepić bungee pod miotłę, także będziemy mieli dużo do zrobienia - przytakuję przyjaciółce, przekonany, że jak tylko wrócimy do Anglii to wymyślimy dziesięć innych zajęć, przez które znów zapomnimy o tych planach. - DOBRZE. I mean, też powoli? Jakby, totalnie jest prawiczkiem, więc nie chcę za bardzo napierać, ale jak coś się zmieni, to na pewno ci opowiem - obiecuję Marli, nie chcąc zapeszyć przez kłapanie dziobem. - Merlinie, same. Jest moja szuflada, gdzie wszystko jest chaosem. I jest szuflada Renjiego, gdzie wszystko jest ułożone w kostkę i posegregowane kolorystycznie. Myślałem, że zemdleję, jak to zobaczyłem. Poszedłbym o zakład, że nawet dobiera bokserki do skarpetek. - Kręcę głową z przerażeniem, bo nie mam pojęcia, jak można na takie rzeczy marnować życie. Chociaż nie widzę przeciwwskazań do siedzenia trzech godziny przy przeglądaniu wizbooka... - Ale tbh po Brooks bym się nie spodziewał, że z niej taka perfekcyjna pani domu - zauważam z plotkarską nutą, bo Julka zawsze wydawała mi się być osobą bardziej w naszym klimacie, a nie jakimś strażnikiem teksasu widzącym każdy okruszek na pościeli. - O weź nam je zamień w zjeżdżalnię! - wołam, bo przypominam sobie że jest przecież asem transmutacji, więc taka rzecz powinna być dla niej bułką z masłem.
Jeśli Marla nam zrobi zjeżdżalnie to możesz rzucić k6:
1,3 - uderzasz w zad jednego z fomisiów, co chyba trochę go zaskakuje. Uważaj, żeby na ciebie nie usiadł. 2,4 - ponosi cię aż pod pyszczek fomisia. Trudno powiedzieć, czy chce ci odgryźć nos, czy tylko przyjaźnie polizać. 5 - zjazd jest trochę twardy, a ty lądujesz pośrodku całej grupy fomisiów, które przypatrują ci się z ciekawością. Jak tu pogłaskać któregoś i nie wzbudzić zazdrości reszty? 6 - zjazd okazuje się bezpieczny - o dziwo.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
- Tak. Brzmi naprawdę fascynująco, chociaż nie jestem pewien, czy jest legalna - przyznał, marszcząc lekko nos, zastanawiając się nad tą kwestią. Ostatecznie jednak wzruszył lekko ramionami, uświadamiając sobie, że nie mogło to być nic niesamowicie niebezpiecznego, bo w innym wypadku z całą pewnością od razu otrzymaliby ostrzeżenie. Przynajmniej z takiego wychodził założenia, odnosząc jednocześnie wrażenie, że faktycznie czasami mógł przymknąć oko na pewne kwestie. Nie zamierzał też robić nie wiadomo czego i narażać innych na swoje szalone pomysły, wiedząc, że w razie problemów Josh na pewno go powstrzyma albo po prostu zaprotestuje przed dalszym pchaniem się w coś niebezpiecznego. Przeszli już zdecydowanie zbyt wiele, by nie wiedział, że byli w stanie powstrzymać się przed czymś, co było naprawdę niebezpieczne i niewłaściwe. Spotkało ich wiele problemów, wiele zła, jakiego pewnie mogliby uniknąć, gdyby nie pchali palców między drzwi, więc tym razem zamierzał stosować się do tego, co dyktował mu rozsądek i ostrożność. Nie mógł przez cały czas skakać na naprawdę głęboką wodę, zwłaszcza że wszystko wskazywało na to, iż było w niej co najmniej kilka problemów. By nie powiedzieć, że było ich o wiele więcej. Wolał wracać do domu w pełni sił, a nie cały poobijany z różnych powodów, bo wpadł na jakiś szalony pomysł, którego zdecydowanie wcześniej nie przemyślał. Może koncentrując się na tych rozważaniach, stracił koncentrację, a może naprawdę nie miał aż tyle siły, żeby mocować się z fomisiem, trudno powiedzieć, ale faktycznie wylądował na lodzie. Nie było to zbyt wygodne, ani przyjemne, ale dzięki grubym ubraniom nie stało się nic wielkiego, więc już po chwili kierował się wraz z Joshem we wskazane wcześniej miejsce. Nie do końca wiedział, jak mogliby faktycznie zagwarantować sobie wycieczki na grzbietach fomisiów, jednak w następnej chwili wszystkie wątpliwości zostały rozwiane, oni zostali zubożeni o stosunkowo niewielką kwotę i wszystko wyglądało na to, że mogli przygotować się na nadchodzące wycieczki. O ile oczywiście byłby w stanie uwolnić się od stworzenia, które niemalże zaczęło się bojowo stawiać, kiedy Josh za bardzo się do niego zbliżył. - Jeśli uda się nam stąd uciec - powiedział, uśmiechając się lekko. - Wygląda na to, że chyba jednak kogoś musimy zabrać ze sobą do groty - stwierdził, nim udało mu się ostatecznie jakoś fomisia uspokoić i nakłonić go do tego, żeby został tutaj, w zagrodzie, czekając na to, aż do niego wrócą. Nie oglądał się za siebie, na niego, kiedy ostatecznie wspinali się po schodach, bo wiedział, że to jedynie przyniosłoby więcej problemów, niż korzyści. Ale już wkrótce mieli tutaj powrócić.
z.t x2 +
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Hemah E. L. Peril
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Białe włosy, brwi i rzęsy, jasna cera. Akcent cockney. Umięśniona sylwetka. Blizna na jednej brwi po dawnej bójce. Blizny po odmrożeniach na lewej ręce i udach.
Jak tylko zgarnęła cieplejsze ubranie z groty, dogoniła @Leonardo O. Vin-Eurico w połowie drogi do zagrody fomisiów. W jednej dłoni wciąż trzymała butelkę tequili, drugą miała schowaną w kieszonce. I gdy zrównała się z olbrzymem, chwyciła go pod rękę, przytulając się lekko do ramienia. Śnieg skrzypiał pod ich butami, a z oddali dochodziły odgłosy wspomnianych zwierząt. Jakiś wyjątkowo wokalny fomiś ryczał przeciągle; dźwięk niósł się daleko w czystym, zimnym powietrzu Antarktyki. - Idziesz się z nimi bawić jako miś? Będziecie chyba tych samych rozmiarów, co? - Spytała wesołym tonem, choć doskonale zdawała sobie sprawę, że Leo męczy reakcja ludzi na imprezie. Żart nie poszedł tak, jak mężczyzna chciał. Nikt się nie zaśmiał. Za to wszyscy wpadli w panikę. Szli chwilę w milczeniu, nim westchnęła cicho. Nie chciała pocieszać go żadnymi płytkimi i stereotypowymi kwestiami. Była ponad to. Choć niekoniecznie akademicko mądra, dziewczyna posiadała całkiem dobrze rozwiniętą inteligencję emocjonalną. I teraz przytuliła jego ramię odrobinę mocniej. - Zapisałeś się w ich myślach jako opiekun i nauczyciel - zaczęła miękkim tonem. - To znaczy, że byłeś dobrym opiekunem. A wiesz, jakie są nastolatki. Widząc nauczyciela srają w gacie, bo mają zioło - zaśmiała się cicho. - Nawet, jak to luźny nauczyciel. Hej, ile razy panikujesz wychodząc ze sklepu, że może przypadkiem coś ukradłeś i nie pamiętasz tego? Nawet, jak wiesz, że nie ukradłeś, to i tak masz stres, mijając ochroniarza. Tu działa to samo... Tyle, że tam pili i ćpali. Odbiło im na samą myśl, że ktoś ich przyłapał i skończą, szorując klopy szczoteczką do zębów do końca roku szkolnego - podsumowała, wywracając oczami na samą myśl. - Nie przejmuj się nimi - podsumowała tym samym ciepłym głosem. Brzmiała wręcz... Za mądrze jak na nią. Nawet nie używała slangu. Sytuacja była poważna. Zależało jej, aby Leo poczuł się dobrze.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Zabawa z fomisiami była pewnego rodzaju wymówką - Leo tak naprawdę nie miał żadnych wielkich planów, raczej po prostu chciał sobie pójść i nieco odetchnąć. Faktycznie skierował jednak swoje kroki w stronę zagrody, decydując, że jeśli coś ma mu poprawić humor, to będą to właśnie zwierzęta; zresztą, zaraz po dotarciu tutaj świstoklikiem już sprawdził, że fomisie to piekielnie inteligentne stworzenia, z którymi jako animag nie powinien mieć większych problemów. - Trzeba to sprawdzić - zaśmiał się, zagarniając @Hemah E. L. Peril mocniej do siebie, bo i nieco rozluźniając się pod samym wpływem jej bliskości. Miał pociągnąć temat, ale trochę się zamyślił, co w przypadku Leo było bardziej zachmurzeniem - na szczęście to ona zaraz znowu się odezwała. - Niby to wiem... Wiesz, to tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że dobrze zrobiłem odchodząc - przyznał zgodnie z prawdą. - Mogę być odpowiedzialny, zwłaszcza za kogoś innego, nie przeszkadza mi to... ale nie chcę się od ludzi dystansować, a jednak jako nauczyciel trochę zawsze musiałem. Mogłem sobie wmawiać, że byłem tym spoko i na luzie profesorem, ale ostatecznie zawsze coś wypada, a coś już nie. Hogwart jest za duży i zbyt aktywny, żebym mógł tak w tym utknąć - pociągnął dalej, marszcząc lekko brwi w zamyśleniu. Długo się zastanawiał jakie powinny być jego następne kroki i nieszczególnie chciał to z kimkolwiek omawiać, potrzebując najpierw poukładać to sobie samemu. - Bo wiesz, gdybym na przykład postanowił teraz zostać aurorem... dalej bardzo odpowiedzialna praca, dalej dbałbym o bezpieczeństwo innych, ale nie robiłbym za takiego faktycznie opiekuna, wychowawcę czy wielki wzór do naśladowania... i gdzieś moja jurysdykcja by się kończyła, nie? - Zerknął na jasnowłosą, kontrolnie badając jej reakcję, bo przecież nie tylko próbował podzielić się swoją wizją, ale też... no, też tym planem, który zamierzał wcielić w życie - który już zapoczątkował, bo przecież złożył wypowiedzenie tylko dzięki pozytywnie zakończonej rozmowie rekrutacyjnej.
Ariadne musiała przyznać, że nieznajoma miała bardzo przyjemny dla ucha śmiech - ciepły, prawdziwy i taki swobodny. Przywodził na myśl wspomnienie roziskrzonych promieni wiosennego słońca. Roześmiana twarz młodszej dziewczyny natychmiast rozbrajała aurorkę przez swoją niewinność oraz niesamowity urok. Chyba nawet nieco zazdrościła jej tego poczucia beztroski. Bardzo wiele czasu minęło odkąd panna Wickens mogła wybuchnąć głośnym śmiechem i chichotać tak długo, aż rozboli ją brzuch i łzy pociekną po policzkach. A może nigdy tak nie potrafiła? Cała sytuacja była bardziej komiczna niż tragiczna, zwłaszcza gdy zwierzęta obśliniły obie czarownice przez swój entuzjazm. Fuj, to kolejny z powodów dla którego Ariadne nie trzymała w swoim domu żadnych zwierząt. Nie mogłaby pozwolić sobie na niszczenie ubrań, bo zawsze dbała o schludny i czysty wizerunek. Odsunęła od siebie jeden z pysków zwierząt, które bardzo chciało posmakować kilku guzików od kurtki aurorki. Przynajmniej wyniosła z tego doświadczenia wartościową wiedzę - ich ślina musiała również mieć w sobie coś magicznego, bo była bardzo ciepła i rozgrzała dłonie jasnowłosej. - Wszystko w porządku. - Ariadne machnęła ręką, nie chcąc aby Harmony czuła się winna z powodu całego zajścia. Gryfonka miała tego pecha, że trafiła akurat na tego typu osobę, bo Wickens zdecydowanie nie słynęła z bycia wyluzowaną i skorą do robienia różnych głupot. Wręcz przeciwnie. Nie znaczyło to bynajmniej, że pozostawała sztywniaczką, ale cóż, na pewno niektórzy właśnie tak by o niej powiedzieli. - Pewnie gdyby nie ty to nie odważyłabym się na taką zabawę z fomisiami. - przyznała dodatkowo, wiedząc, że prawdopodobnie pokręciłaby się tu jeszcze tylko trochę nim mróz przegnałby ją z powrotem do lodowca. Uścisnęła delikatnie dłoń Harmony, kręcąc przecząco głową, gdy upewniała się, że aurorka nie obrazi się za jakieś pytanie. - Nie, nigdy nawet nie widziałam Hogwartu. - przyznała od razu z typową dla siebie całkowitą szczerością. Wyciągnęła przed siebie ręce, co jeden z fomisiów błędnie odczytał jako sygnał zapraszający do głaskania. Ariadne delikatnie poklepała jego futro na karku. - Pracuję w Ministerstwie Magii jako młodsza aurorka. Aktualnie jednak postanowiłam wziąć urlop, a ten wyjazd akurat idealnie się złożył. Pomimo, że to faktycznie był urlop i faktycznie wyjechała, aby zwyczajnie odpocząć to z tyłu głowy ciągle kołatały myśli, że to dobry pomysł, aby aurorka pojechała jako opiekun uczniów, którzy niedawno mieli sporo kryzysów w swojej szkole. Nie umiała tak po prostu zapomnieć o odpowiedzialności, o obowiązkach, o próbach rozwiązania problemów. Ale przy fomisiach na chwilę mogła pozwolić sobie na rozluźnienie, gdy wielkie misie udowodniły, że nie ma się czego obawiać. - Lubisz zwierzęta, tak? - zerknęła na dziewczynę odrobinę nieśmiało, nie chcąc wścibsko dopytywać czy ze wszystkimi stworzeniami jest tak otwarta i przyjazna czy też może białe fortece wyjątkowo zdobyły jej serce. Nie zamierzała siadać na lodzie, bo... to chyba oczywiste, czemu nie powinno się siadać na lodzie. Ariadne przystanęła obok zwierząt, oglądając z bliska ich pyski oraz inteligentne oczy. Jej uwagę na moment zwrócili Smoczy Ludzie, którzy przynieśli wielkie siodła i zaczęli zakładać je na niektóre osobniki.
Hemah E. L. Peril
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Białe włosy, brwi i rzęsy, jasna cera. Akcent cockney. Umięśniona sylwetka. Blizna na jednej brwi po dawnej bójce. Blizny po odmrożeniach na lewej ręce i udach.
Wtuliła się w olbrzyma, odkręcając butelkę i biorąc łyk. Podsunęła mu alkohol, zachęcając do skorzystania. - Grunt, byś ty czuł się dobrze - zaczęła, zanim mężczyzna kontynuował. Przemyślała jego słowa, machając butelką i mieszając jej zawartością. Wpatrzona przed siebie, zmarszczyła lekko brwi. - Mh. Masz rację. Zawsze coś wypada, coś nie wypada. Musisz się pilnować, bo nawet zwykłe dotknięcie ktoś może źle odebrać. Poklepiesz przyjacielsko jakąś studentkę, ktoś to zobaczy i problem gotowy. Przejebane - westchnęła ciężko. - Życie jak w klatce. Nie dziwię się, że miałeś tego dosyć - pokiwała głową ze zrozumieniem. Nie wyolbrzymiała tutaj. Też to na swój sposób odczuwała, ale nie chciała umniejszać odczuć Leo i sprowadzać rozmowy na siebie. Niemniej... Ludzie często gapią jej się na ręce i wyczekują skandalu, by tylko mieć o czym pisać w prasie. Niefortunna poza, beztroski dotyk, zdjęcie z ukrycia i szmatławiec ma materiał. W przypadku Leo dochodzi jeszcze kwestia tego, że młodsi uczniowie bardzo łatwo mogą go wziąć za wzór. A nieodpowiednie zachowanie wtedy wywoła prawdziwe domino, gdzie nie tylko reputacja może się posypać. Nic nie boli tak bardzo, jak zawieść kogoś, kto miał cię za wzór. Widzieć ten ból w oczach, w jakich jeszcze nie tak dawno był podziw oraz wiara... Heh. Ktoś by mógł się kłócić, że olbrzym ucieka od odpowiedzialności. Ale ona tak nie uważała. Miał po prostu inne granice, swoją strefę komfortu. I nie widziała sensu pisać się na wieloletnie działanie wbrew sobie. Tym bardziej, że odpowiedzialny był. W jej mniemaniu. - Auror, huh? Hm... - Opuściła wzrok, wbijając go teraz w śnieg pod butami. - Myślę... Że byłbyś świetnym aurorem. Każdy zły by spierdalał na sam twój widok, a dziewoje by czuły się bezpiecznie jak przy całej armi... I na pewno by mdlały na samą myśl, że taki zajebiście przystojny auror ruszy im na ratunek. Uważaj, bo wywołasz nagły skok przestępczości, gdy każda będzie chciała być wybawiona z opresji przez ciebie - zaśmiała się, lekko zaczepnie stukając go kolanem w nogę, bo łokciem nie miała jak. - No i wracasz do domu, ściągasz odznakę czy kij tam aurorzy noszą... I jesteś sobą, ne? Możesz wyjść na piwo z kim chcesz, możesz zaprosić na obiad kogo masz ochotę. Nie musisz po pracy się o nic martwić. Ani sprawdzać żadnych wypracowań. To pewnie spory plus.
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
Parsknęła śmiechem na komentarz Jinxa i pokręciła głową niezadowolona, że tak sprytnie przejrzał jej plan, uniemożliwiając wymierzenie sprawiedliwości poprzez wbicie kościstych palców w przestrzeń między żebrami. – Nie jest w moim typie, ale nawet się ostatnio zastanawiałam nad jego animagiczną formą. Jaki on musiał być skonfundowany, gdy po przemianie ocknął się w tak wielkim ciele, dramat, mam nadzieję, że mi jest pisane trochę zgrabniejsze zwierzę niż grizzly – od razu zaczęła dywagacje, tym samym pokazując, że jej ekscytacja związana z animagią jest coraz większa. Jej uwaga szybko jednak skupiła się na wyśmienitych sposobach na spędzanie wolnego czasu po feriach i to w dodatku na terytorium szkoły. – O, racja, też to mieliśmy zrobić. Chyba na samym środku jeziora, nie? – dopytała o szczegóły, po chwili przypominając sobie, że przyjaciel przecież nie jest wielkim miłośnikiem wody, więc dodała prędko: – Albo nad zakazanym lasem, to przy okazji odhaczymy naszą misję z trzeciej klasy. Pamiętasz? Boże, ale byliśmy napaleni wtedy na spotkanie akromantuli i zrobienie z jej kłów zdobycznego naszyjnika i amuletu prawdziwego Gryfona. Szykuje nam się naprawdę pracowity semestr – zaśmiała się, z radością zastępując w głowie obowiązki prefektki i nudne eseje z eliksirów na wybitne rozrywki i przygody w towarzystwie swojego bff. Z uwagą przysłuchiwała się relacji Eugeniusza dotyczącej jego współlokatora, unosząc brwi na jego rewelacje. – Spróbowałbyś nie – spojrzała na niego z udawanym oburzeniem, bo przecież doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jako pierwsza usłyszy o jego miłosnych podbojach. – Jak to mawia mój ojczym „cierpliwość jest cnotą”, a więc bądź silny, trzymam kciuki. Fiadh zawsze wtedy mu wypomina, że już po pierwszym spotkaniu był gotowy stawać na ślubnym kobiercu, taki to z niego cierpliwy typ – zachichotała ze swojej rodzinnej anegdotki; jej uśmiech zrobił się jeszcze szerszy, kiedy usłyszała, że nie tylko ona musi się mierzyć z pedantycznym współlokatorem. – U nas to jest w ogóle cyrk. Zosia mówi więcej niż ja, a to wyczyn i przez te kilka dni zdążyła nawet odpowiednio zaaranżować wnętrze groty, żeby było przytulniej. Musiałam pomóc jej wyczarować fikuśne wazony na kwiatki, dywan w gwiazdki, bo jak to mówi, my jesteśmy największymi gwiazdami tego wyjazdu i różne obrazy. A Julka tylko chodzi i to wszystko wyciera z kurzu i poprawia, gdy się przekrzywi choćby o milimetr. I też się nie spodziewałam, że jest taką prawilną gosposią, chyba jest spaczona przez tę sportową dyscyplinę. Ale tęsknię za naszym chaotycznym mieszkaniem i Zostaw, później ci pokażę fotki od mamy, bo wysłała mi całą relację na wizzie. Przyda mu się dieta po tych feriach – przewróciła oczami w niemym manifeście „ach ci dziadkowie”. Bez zastanowienia zmieniła powierzchnię schodów za pomocą glisseo, robiąc z nich lodową zjeżdżalnię. Wystarczyło jej jedno spojrzenie na Jinxa, żeby wiedziała, że zjazd do zagrody będzie kolejną formą niewinnej rywalizacji, więc puściła się biegiem przed siebie, piszcząc wesoło z uciechy i ostatecznie kończąc swój brawurowy ślizg prosto na puchatym tyłku jednego z fomisiów. – POMÓŻ MI, zarazmniezgniecie – wydusiła z siebie błagalnym tonem, próbując wydostać się z tej pułapki.
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Remy wyjątkowo zainteresował ten fakt, uważała, że każda nowo poznana osoba to prawdziwa książka historii i wiedzy, a skoro Ariadne była czarownicą i aurorką, a nie kończyła Hogwartu, pytanie wręcz samo cisnęło się na usta - Nie skończyłaś nauki w Hogwarcie? – i widać było w oczach dziewczyny te iskierki ciekawości, jakby właśnie odkrywała nowy sekret. – Gdzie skończyłaś szkołę? – świat był taki wielki i Ariadne mogła uczyć się w takim razie w każdym jego zakątku! To było takie fascynujące! Gryfonka przyjrzała się uważniej kobiecie i jej interakcjom z fomisiami. Nie potrafiła powiedzieć co dokładnie budziło w niej ciepłe odczucia do tej osoby, ale miała w sobie coś z energii starszego rodzeństwa. Może i była nowo poznaną, dorosłą osobą, ale Remy nie miała żadnych oporów, żeby z nią rozmawiać, słowa wręcz same cisnęły się jej na usta. Coś w uśmiechu kobiety i jej otwartości było, że dziewczyna czuła się, jakby mogła zapytać się o każdą głupotkę, a ona znalazłaby czas, żeby jej odpowiedzieć. A może było to wywołane faktem, że Ariadne była aurorką? Wykonywała w końcu ważny zawód i dbała na co dzień o bezpieczeństwo innych. - Aurorka – powtórzyła dziewczyna i uśmiechnęła się szeroko. – Musisz być naprawdę odważna – pokiwała sobie samej głową, na potwierdzenie swoich słów. – Dobrze, że mogłaś wziąć urlop, trochę odetchnąć. Ostatnio Londyn nie był najprzyjemniejszym miejscem – od razu przypomniały jej się smoki, ale postanowiła tego nie ciągnąć, wszyscy wiedzieli co się przez nie stało, a nikt nie miał pojęcia, jak to naprawić. Od złych myśli uratowały ją fomisie, których jedynym problemem było zaprzestanie głaskania. Zachichotała, zanurzając dłoń w ich gęstej sierści, a jeden z nich postanowił oddać tę przyjemność i polizać ją w nos. - Ej! – zaśmiała się, ale przynajmniej już jej nie szczypał z zimna. – Jak można ich nie lubić! – wyćwierkała i w tym samym momencie, jakby zwierzak chciał udowodnić, że faktycznie był wspaniałym kompanem, zaszedł dziewczyną od tyłu i wcisnął się pod nią, podrzucając ją lekko głową. Wybita z równowagi najpierw się zachwiała a potem… Była już na grzbiecie fomisia. Znów prychnęła śmiechem. – No sama widzisz! Garną się do miłości – wtuliła mu się w szyję i zaraz wyciągnęła polaroida, żeby zrobić zdjęcie spomiędzy uszu fomisia, to była idealna chwila do uwiecznienie a dzienniku przygód. Jednak nie tylko zwierzak, który wziął Remy na grzbiet, miał plan, żeby zrobić przejażdżkę po zagrodzie. W trakcie ich rozmowy drugi zakradł się za Ariadne, żeby zrobić to samo co jego puszysty kolega z Gryfonką – sprawnym ruchem zarzucić sobie na grzbiet.