Groty mieszkalne są naprawdę małe - to ciasne pomieszczenia z materiałowymi zasłonami zamiast drzwi, które po zasunięciu zapewniają prywatność poprzez wyciszenie hałasów ze środka. Światło wpada tutaj tylko przez małe okienka. Tuż obok drzwi stoi wykuta z lodu komoda z magicznie powiększanymi szufladami, a na samym środku znajduje się ogromne łóżko, na którym spokojnie zmieszczą się trzy dorosłe osoby... co więcej, w większości grot muszą się zmieścić! Nie ma wolnej przestrzeni na dodatkowe posłania. Każda jaskinia posiada dodatkową izbę z malutką łazienką, w której znajduje się niziutka toaleta i otwarty prysznic z wodą, która maksymalnie zahacza o "letnią" temperaturę.
Grasują tu lodowe wszy! Jeśli wchodzisz do tego tematu - rzuć literką. Jeśli wylosujesz samogłoskę - dostajesz wszawicy! Na chwilkę swędzi Cię głowa, a od następnego wątku masz białe włosy. Wszawicy możesz dostać kilka razy, ale biały kolor włosów utrzymuje się tylko miesiąc. Rzut literką na wszy jest obowiązkowy tylko za pierwszym razem.
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Remy nigdy nie pomyślałaby, że wszystkie swoje umiejętności surviwalowe będzie wykorzystywać w sposób, w jaki to właśnie robiła. Dwie godziny wcześniej, dziewczyny w grupie @Meredith Wyatt, @Valerie Lloyd, @Bunny Moon i Remy udały się na zbieranie smoczej trawy w jednym, bardzo konkretnym celu – świadomy sen. Val opowiadała im o wspomnieniu na jakie trafiła w myślodsiewni i o tym, jak Smoczy Ludzie osiągali ten stan właśnie poprzez swoją magiczną roślinę. Uczennice postanowiły to przetestować i, do spełnienia swojego planu, zebrały cztery plecaki pełne smoczej trawy. Którą właśnie Gryfonka próbowała ustawić pomiędzy patykami i kamieniami tak, by dało się z niej rozpalić wielkie ognisko. - Robiłyście kiedyś coś takiego? – zapytała się zaintrygowana i dosypała po kolejnej garści trawy, żeby ogień lepiej złapał. Obok ogniska miały całą zaspę tego ziela. – W Amazonii wiele plemion w ten sposób obchodzi kilka ważnych okazji, ale rodzicie powiedzieli, że spróbuję jak dorosnę – wywróciła oczami, śmiejąc się. Zdecydowanie jeszcze nie dorosła, ale ciekawość zjadała ją od środka. Psingwinek uważnie przyglądał się jej działaniom i klaskał płetwami za każdym razem, gdy drobne płomienie i dym zaczynały trochę brać. - To podłoże jest trudne, ale chyba się uda – spojrzała z dumą na swoje dzieło. – Teraz musimy tylko cierpliwie poczekać – wreszcie, od kilkunastu minut mogła spojrzeć na dziewczyny, każda zajmowała się odpowiednim zadaniem przygotowawczym do ich eksperymentu. – Jak wam idzie? Myślicie, że ryby przydymione smoczą trawą smakują zabawnie?
Ostatnio zmieniony przez Harmony Seaver dnia Pon 27 Lut - 23:11, w całości zmieniany 1 raz
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Od momentu, w którym postaci usiądą przy ognisku, na początku każdego posta wykonują rzut na poziom działania smoczej trawy – k100 – a wyniki do siebie dodają. Na każdym nowym poziomie działania, postaci rzucają na efekt (k6), jaki ze sobą przynosi. Efekty stackują się ze sobą i zostają aż do osiągnięcia świadomego snu. Efekty wpływają na siebie nawzajem np. Jeżeli postać wylosowała trudność w wykonywaniu czynności fizycznych i taniec, może ją zarzucać na boki czy nawet się przewrócić.
Jeżeli w jednym rzucie postać skoczy o 2 poziomy w górę, rzuca efekt na oba te poziomy, zyskując za jednym razem 2 efekty.
Jeżeli ktoś wchodzi do groty po pierwszej turze rzucania kostek (wszystkie 4 postaci rzucały), postać wchodząca musi rzucić k100 podwójnie.
0-39
Nie wiesz, o co chodzi i czy to w ogóle działa. To najzwyklejszy wieczór przy ognisku, miłe rozmowy i trochę nietypowy zapach dymu, który jednak Ci nie przeszkadza. Może trzeba mocniej się zaciągnąć?
40-74
Niby nic specjalnego się nie dzieje, ale czujesz, że zapach dymu jest intensywniejszy. Jest wesoło i niby nic się nie zmieniło, a jednak myśli jakoś tak rozleglej ci płyną i łączą się łatwiej niż zazwyczaj. Rzuć na efekt.
Efekty pierwszego poziomu: 1 lub 4 – świat trochę jakby faluje, każda czynność wymagająca fizycznej orientacji staje się troszeczkę trudniejsza, ale nie niemożliwa. 2 lub 5 – słowa płyną łatwo, a gdy wypływają z ust, to kto by się przejmował ich kolejnością, gdy jest tak miło? W trakcie rozmowy zdarza ci się pomylić lub pominąć co któreś słowo w zdaniu. 3 lub 6 – dużo bardziej komfortowo ci z własnym ciałem. Dużo łatwiej jest ci się przekonać do szturchnięcia kogoś zabawnie, gdy żartujesz lub innych zaczepek fizycznych.
75-114
Zaczynasz rozumieć, dlaczego Smoczy Ludzie używają właśnie tego ziela. Dym powoli zajmuje ci myśli, a w lekkim przytłumieniu zapachem jest ci się dużo łatwiej zrelaksować i podzielić lekkimi tematami. Wiesz, czego zdecydowanie nie powinieneś mówić, ale wiele rzeczy zdaje ci się mniej strasznych i przyjemnie jest się nimi dzielić. Rzuć na efekt.
Efekty drugiego poziomu: 1 lub 4 – słowa to za mało do wyrażenia tego, jak swobodnie się czujesz w tym gronie! Gdy tylko o czymś opowiadasz, chce ci się śpiewać. 2 lub 5 – jest tu tak miło, że aż ciężko utrzymać się w górze, co chwila szukasz jakiegoś podparcie (nawet jak siedzisz!). 3 lub 6 – ognisko i dobra zabawa to idealne połączenie do tańca, jak mogłeś na to wcześniej nie wpaść! Nie ma nic lepszego niż tańce wokół ognia! Może warto zachęcić innych, by do ciebie dołączyli?
115-139
Zdajesz sobie sprawę, jak wiele rzeczy jeszcze nie wiesz. Potok myśli wiruje i kręci się wokół ciebie, a ty masz coraz dziwniejsze przemyślenia. I ten wieczór wydaje się idealnym, by znaleźć na nie odpowiedzi, przecież innych też muszą nurtować tak głębokie zagadnienia wszechświata! Rzuć na efekt.
Efekty trzeciego poziomu: 1. Czy ktoś otworzył okno? Co prawda żadnego tutaj nie ma, ale zdaje się, jakby chłód z dworu dotarł tutaj, żeby specjalnie cię dopaść! Czy to możliwe, żeby Antarktyda cię goniła? Pewne jest to, że robi ci się zimno. 2. Czy też to czujecie? Czy to wszy? Czy pająki? Nie wiesz i niczego na sobie nie widzisz, ale nie ważne, ile byś razy z siebie tego nie zrzucał, cały czas masz wrażenie, jakby coś po tobie chodziło. 3. Przy ogniu jest ciepło i miło, ale są też ciemniejsze zakamarki w pokoju. Czy ktoś sprawdzał, czy na pewno nie ma niczego pod łóżkiem? Co, jeżeli są tam smocze pingwiny? Masz wrażenie, że coś cały czas cię obserwuje. 4. Halo? Czy coś mówiłeś? Możesz powtórzyć? Masz wrażenie, że ktoś cały czas do ciebie szepta. 5. Ale ten ogień daje czadu! Ostatni raz tak ciepło było ci w lato! Po co te wszystkie ciepłe ubrania? Teraz przydałyby się spodenki! 6. Brakuje ci czegoś to po ręką, to pod głowa, a może i w objęciach? Stajesz się bardzo dotykalski, nic byś nie robił tylko pokładał się na swoich znajomych i ich przytulał. Przecież jak inaczej pokazać komuś, że poświęcasz im pełną uwagę?
140-169
Życie, życie jest nowelą… Czyż to nie najwspanialsi ludzie na świecie się tu zebrali? Nie pamiętasz, kiedy był lepszy czas na wyrażenie tego, jak ich doceniasz, miłe słowa same cisną się na usta. W sumie, to ludzie ci są tak cudownym towarzystwem, że głębsze przemyślenia przy nich zdają się zupełnie naturalną koleją rzeczy. Masz problem, z którym bałeś się do kogoś zwrócić i zapytać o radę? Teraz już nie musisz, przecież te anioły na pewno znają odpowiedź na wszystkie sekrety życia.
Efekty czwartego poziomu: 1. Ależ te głosy są nachalne! No dobrze, niech im będzie, przecież nie można zostawić rozmówcy samego. Pomiędzy rozmową z innymi odpowiadasz na pytania zadawane ci przez głosy jakgdyby nigdy nic. 2. Jakie zabawne fomisie! Nie masz pojęcia jak to się stało ani dlaczego fomisie właśnie bawią się na łóżku, ale ich sztuczki są przeurocze! 3. Wysokie C jest czerwone, niebieski kolor pchnie oceanem, a każde słowo ma swój kształt i obrazek. Widzisz dźwięki, słyszysz smaki i wszystko inne miesza się ze sobą w twoich zmysłach. Ale szał! 4. Świat wiruje jak w karuzeli! Nie wiesz czy jesteś po prawej, czy po lewej! Do niczego nie możesz dosięgnąć, niczego nie możesz złapać, wszystkie zmienia swoje położenie i wielkość. 5. Przestań! Mnie! Łaskotać! Nie wiesz czemu ktoś cię cały czas łaskocze, ale aż oddychać nie możesz ze śmiechu! 6. Czy mój kot gra w quidditcha? A naprawdę gra?! Nie procesujesz co twoi znajomi do ciebie mówią, jesteś w stanie wyłapać co któreś słowo, resztę twój mózg zastępuje rzeczami, o których niedawno myślałeś.
170+
Świat wiruje, świat się dymi, czy to smok zza drzwi wygląda? Umysł nie daje rady przetworzyć wszystkich bodźców, wpadasz w świadomy sen.
Ostatnio zmieniony przez Harmony Seaver dnia Pon 27 Lut - 23:19, w całości zmieniany 2 razy
Valerie Lloyd
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : blizna na łuku brwiowym; nosi kolorowe soczewki, najczęściej brązowe
Valerie wróciła do swojego pokoju razem z Remy, Mer i Bunny. Serce biło jej jak szalone. Nie sądziła, że tak szybko przekona dziewczyny do swojego planu. Ale czyj to był właściwie pomysł? Nieważne! Miały spróbować specyficznego działania smoczego ziela. - Ja nigdy – odpowiedziała Puchonka, pomagając Harmony oporządzić ognisko. W razie gdyby sprawy wymknęły się spod kontroli, miała również pod ręką wiadro wody. Niby były w lodowej jaskini, ale Merlin jeden wie co może pójść nie tak. Czy tu w ogóle było jakieś okno? - W ogóle powiem wam, że nie wiem, czy to dobrze robimy. We wspomnieniu tamtego pana oni jedli to ziele. Ale spróbujmy. Skoro robią tak w Amazonii, to może mają rację. – odpowiedziała, po czym uśmiechnęła się pod nosem w odpowiedzi na uwagę Remy. No tak, wszystko, gdy się dorośnie. A dlaczego nie spróbować tu i teraz? Krzątała się jeszcze przez chwilę tu i ówdzie, pilnując, aby ogień się jął, ale nie był za duży. Val trochę się bała, że ktoś je przyłapie, wręcz była tego pewna. Ale z tego, co było jej wiadomo nie można robić takich rzeczy na terenie Hogwartu i Błoniach. A oni nie byli nawet w Szkocji i według oficjalnych danych zapoznawali się z tutejszą kulturą. Mieli nawet wiadro wody, tak w razie w. Przepisy BHP w pełni przestrzegane. Lloyd, do cholery, rozpalacie ognisko w jaskini. Uciszyła ten nieprzyjemny głos, skupiając się znowu na rozmowie. Wyłapała jedynie ostatnie pytanie zadane przez Remy, na które odpowiedziała: - Myślę, że smakują trochę miodem. Tak przynajmniej skojarzyłam ten zapach ze wspomnienia. Siedziała przez chwilę w ciszy, zupełnie nieświadoma tego, że już kilka chwil w towarzystwie ostrego, specyficznie pachnącego dymu wystarczyło, aby wywołać halucynogenne działanie. Nagle zorientowała się, że jest potwornie ciężka. Czuła, jakby dosłownie zapadała się w ziemię. A jednocześnie, miała wrażenie, że jest lekka jak piórko. Co za paradoks, była ciężka i lekka jednocześnie. W każdym razie, bardzo jej było wygodnie. Nie na tej ziemi, a w jej ciele. Czuła się w nim zupełnie dobrze, co wcześniej nie miało chyba nigdy miejsca. Poza tym dotyk był taki intensywny, zupełnie jak w tym wspomnieniu! - Woah, dziewczyny. To coś już chyba działa – odchyliła się na chwilę do tyłu, po czym po chwili znowu pochyliła się do przodu. Strasznie zachciało jej się pić.
Meredith Wyatt
Rok Nauki : VII
Wiek : 19
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172
C. szczególne : Blizna po oparzeniu na prawej skroni
Mer w zasadzie nie zdążyło odnotować, kiedy i w jaki sposób narodził się pomysł na świadome śnienie - ot, spotkały się we czwórkę i jakoś w rozmowie w pewnej chwili wyszło, że wyruszają na wyprawę w celu zebrania smoczej trawy. O właściwościach ziela zdawała się coś wiedzieć młodsza o rok Puchonka i chociaż Mer nie było do końca pewne, czy faktycznie chce spróbować wejścia w odmienny stan świadomości, ochoczo zgodziło się pomóc. Chociaż pod wieloma względami Mer wydawało się odważne, wcale takie nie było i w wieku siedemnastu lat jeszcze nigdy nie próbowało ani mugolskich, ani czarodziejskich używek, bo po prostu się ich bało. Ale dziewczyny nie wydawały się wystraszone - wręcz przeciwnie, były według Mer bardzo entuzjastycznie nastawione do całego zielonego przedsięwzięcia. Obiecało sobie jednak, że będzie pilnowało dziewczyn i będzie je kryć w razie gdyby ktoś postanowił odwiedzić ich grotę. Słysząc pytanie Remy, zaprzeczyło ruchem głowy, kończąc wypakowywanie smoczej trawy ze swojego plecaka. - Amazonia to chyba dość ciekawe miejsce ogólnie, co? - spytało nieco nerwowo. - Mają tam różne roślinki. I może... Może jedzenie ziela faktycznie przyspiesza ten proces? W sensie no, działanie trawy - zwróciło się do Valerie, która napomknęła, że palenie może nie być tak efektywne. Nie zastanawiając się zbytnio, Mer chwyciło kilka źdźbeł i wsunęło je do ust, uświadamiając sobie co zrobiło dopiero po fakcie. Nic ci nie będzie, nic ci nie będzie... Próbując nie wyglądać na jakkolwiek zestresowane, Mer początkowo nieco wachlowało dłonią ognisko, ale ogień, pomimo rozpalania na lodzie, nieźle dawał sobie radę. Zanim rozsiadło się na dobre, wygrzebało jeszcze z plecaka pokrowiec, który od razu powiększył się w jeno rękach i z którego następnie wyjęło swoją gitarę akustyczną. - Miodem? A ja myślę, że... Że raczej palonym drewnem i szałwią. Nie wiem, dlaczego, z resztą, co oznacza, że coś smakuje zabawnie? - zamyśliło się chwilę. - No, ale do rzeczy, nie ma prawdziwego ogniska bez muzyki, co? - roześmiało się sprawdzając, czy gitara jest nastrojona, po czym rozsiadło się na brzegu swojego łóżka - całkiem niedaleko ogniska - i zaczęło śpiewać piosenkę. Trochę się przy tym stresowało, być może ze względu na Bunny, która była w ich towarzystwie nową osobą. Ale w końcu były na feriach, chciały sobie odpocząć, wyluzować się, a muzyka - przynajmniej według Mer - zawsze bardzo poprawiała nastrój. Po kolejnym utworze jeno uszu dobiegł komentarz Valerie. Pospiesznie odłożyło gitarę i ukucnęło przy młodszej Puchonce opierając dłoń na jej ramieniu. - Val? Wszystko w porządku? - spytało, jednak dziewczyna wydawała się dziwnie spokojna i całkiem szczęśliwa. - Na pewno nic nam się od tego nie stanie? - zwróciło się do Remy i Bunny. Dobrze jednak wiedziało, że raczej nie ma już odwrotu kiedy klapnęło na podłogę obok Lloyd, ciężko wzdychając. - Ej, a co jeśli... Co jeśli upalimy się tak, że nam nie przejdzie? I nie pójdziemy na powrotną zbiórkę i tu zostaniemy? Wtedy chyba na prawdę będzie trzeba jeść ryby i zupę na porostach i mchu i... Myślicie, że psingwinek też się upali? - spojrzało na zwierzaka, który bardzo cieszył się z ogniska. - I czy też dostanie tripa i zaliczy świadome śnienie? Ciekawe czy dałby radę wezwać pomoc w razie, gdyby coś nam się stało, chociaż on w sumie cię nie odstępuje na krok, Remy... Była to albo kwestia ilości słów wypowiadanej z prędkością karabinu maszynowego albo tego, że Mer zjadło kilka źdźbeł, ale zapach dymu stawał się coraz przyjemniejszy i miało wrażenie, że czuje się coraz... Coraz lepiej i to w taki sposób, jakby jeno wszystkie zmartwienia z ostatnich dwóch lat nagle z nieno uleciały. Nie wiedzieć czemu, ale zaśmiało się z tego powodu, przy okazji, zupełnie bez kontekstu, obejmując ramieniem równie rozweseloną Valerie i poklepując ją po barku. - Mialaś rację! - rzuciło rozradowane, kiwając się na boki. - Oj - mruknęło, kiedy w pewnej chwili przechyliło się w drugą stronę, szturchając przez przypadek Bunny. - Panienka wybaczy, panienko Moon, ale tak jakoś mnie znosi i ja nie mam zupełnie pojęcia dlaczego - dodało próbując brzmieć zupełnie poważnie, a następnie poklepało dziewczynę po ramieniu i wyciągnęło rękę do Remy by chwycić jej dłoń. - To jest... Najlepsze... Ognisko... Życia! - wykrztusiło radośnie, bujając na boki ich rękoma. - Tylko mnie jakoś tak... Ojej, znowu! - rzuciło, zataczając się na siedząco. Na szczęście zdążyło puścić rękę przyjaciółki, dzięki czemu ich dłonie nie wpadły w ognisko. Zamiast oparzenia Mer jednak obiło się tyłem głowy o ramę stojącego z tyłu łóżka, jednak zupełnie nie przejęło się bólem, którego w zasadzie chyba nawet nie czuło. Rozmasowanie sobie potylicy było raczej odruchem, a gdy Mer odsunęło dłoń, z najwyższą ostrożnością oparło głowę o ramę łóżka zasiadając w półleżącej pozycji. Ale to było jakoś tak... - Też was tak zwiewa? - spytało marszcząc brwi i mając na myśli to, czy dziewczyny też odczuwają tak silną potrzebę położenia się. - No bo... Tak jakoś trochę niewygodnie się siedzi, co? Zupełnie jakby ktoś wyłączył grawitację - dodało, zmieniając pozycję i nie zdając sobie zupełnie sprawy z tego, że chyba chodziło jenu o zwiększenie grawitacji. - Ale to nie ma sensu, po co w ogóle wyłączać grawitację, wszyscy by sobie przez to polecieli i wszystko, a tam na górze w niebie to chyba nie da się za bardzo żyć i też jest zimno, a ja nie lubię jak jest zimno. Może i Mer traciło - nawet na siedząco - równowagę, ale nie traciło swojego typowego potoku słów, chociaż ten wywód chyba nie miał najmniejszego sensu. Ale z drugiej strony mało rzeczy które mówiło miało sens. Tym razem ułożyło się na boku, wspierając głowę na ręku. Ale ta pozycja też nie zdała egzaminu, gdyż po chwili głowa Mer znalazła się gdzie indziej, a skroń zatrzymała się na lodowej posadzce. Obróciło się na plecy. - No cześć - wyszczerzyło się radośnie, spoglądając to na Valerie, to na Bunny, po czym odchyliło głowę do tyłu, by spojrzeć także na Harmony. - I tobie też cześć! Ale lepiej się odsunę troszkę... O! - rzuciło, kiedy zauważyło, że w zasięgu jeno wzroku i głowy są płomienie ogniska. - Dosyć mi płomiennych przygód i popalonych włosów, nie dam się znowu dopaść ognistym pingwinom! - postanowiło zawzięcie, próbując nieporadnie wrócić do pozycji siedzącej.
Bunny Moon
Rok Nauki : VI
Wiek : 18
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : Białe pasemka włosów; jasne plamki-przebarwienia na linii włosów, rozsiane po rękach i nogach; nieco krzywe jedynki i zaostrzone kły; amerykański akcent
Wszy:Brak Poziom:99 EfektyL2 (mylę i pomijam słowa) i 6 (tańczę!)
Absolutnie nie mam pojęcia jakim cudem łapię się na grupowe ćpanie - być może to dlatego, że ferie już się kończą, może poznałam właśnie te odpowiednie osoby, a może po prostu trafiłam do dobrej groty i lepiej było mnie upalić, niż potem uciszać. Nie protestuję, gdy pada pomysł zdobycia smoczej trawy, chociaż pozostaję nieco sceptyczna do tego całego pomysłu; w końcu jestem tu jedyną, która ma blisko niemal dyszącą w kark matkę. Oczywiście, nikomu o tym niczego nie mówię, a nie zamierzam sobie psuć przez to zabawy... nawet jeśli to właśnie przez taką zabawę czekało mnie przeniesienie do nowej szkoły. - Czegoś takiego nigdy nie próbowałam... ale za to fruwosideł miałam okazję, nawet nie tak dawno - przyznaję, bo w Ilvermorny wplątałam się w towarzystwo, które bardzo ceniło sobie różne używki, więc i ja zaczęłam się nieco obracać w tym temacie. Obserwuję z powątpiewaniem to ognisko, śmieję się lekko z wiadra wody Valerie i po prostu kładę różdżkę na podłodze obok siebie, chociaż podejrzewam, że żadna magia nie zdoła mnie uchronić przed potencjalną katastrofą. Mam jednak wrażenie, że dzięki różdżce wyglądam magiczniej. - Było naprawdę przyjemnie, bardzo tak lekko i energicznie... chociaż strasznie po tym kichałam - zdradzam jeszcze, nieco niepewna czy kogokolwiek to obchodzi; przynajmniej próbuję nie brzmieć na tragicznie nudną. Zaciągam się dymem, dzięki któremu moje nerwy zaczynają się powoli uspokajać. Podejrzewam, że solidnie przesadzamy z dawką, ale nie chcę się tym teraz przejmować - zamiast tego ulegam spontanicznej myśli, by kiwać się w rytm wygrywanej na gitarze muzyki. Absolutnie nie dostrzegam momentu, w którym wstaję, kręcąc się już teraz tanecznym krokiem dookoła zarówno ogniska, jak i moich towarzyszek, w pewnym momencie nawet przedreptując w miejscu z psingwinkiem. - Mocny ten traw, nie? Ta trawa... Mocne, a psingwin nie - trajkoczę, zamaszyście siadając z powrotem na podłodze, tym impetem nieco przygaszając ognisko, przez co dym unosi się jedynie mocniej. Marszczę brwi, bo czegoś mi brakuje w tej wypowiedzi. - Psingwin nie powinien tu... - zauważam jeszcze tylko ze śmiechem. Nie powinno go tutaj być, zdecydowanie - na pewno nie podoba mu się ta ilość dymu, a poza tym Smoczy Ludzie pewnie by nas stąd wyrzucili, gdyby zobaczyli jaki szkodnik został wprowadzony do środka. - Harmony, możesz go tu mieć?
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Remy bardzo chciała spróbować tej rytualnej trawy i świadomego śnienia, widziała takie rzeczy kilka razy i była ich ciekawa. W dodatku smocza trawa nie uzależniała, więc tym bardziej mogła zdobyć to doświadczenie! Trochę więc była zawiedziona, gdy usiadła przy ognisku i, chociaż dziewczyny zdawały się już być bardziej wyluzowane, ona czuła jedynie zapach palonego ziela. Spróbowała się jakoś tym dymem zaciągnąć, tak jak to widziała choćby u palaczy. I cóż, było widać, że nigdy z używkami nie obcowała, bo zaczęła ciężko kaszleć, kiedy dym dostał jej się w zły sposób do płuc. - Ja chyba nie umiem – zaśmiała się sama z siebie. – Amazonia to bardzo ciekawe miejsce i całkowicie kolorowe – powiedziała podekscytowana, zapominając o zawodzie z nieudanej próby osiągnięcia wyluzowanego stanu. – Może faktycznie to tak działa, jak mnie nie kopnie, to spróbuję – zażartowała. O dziwo, kiedy tylko zajęła się rozmową i przestała zwracać uwagę na swój oddech, dym sam wykonywał swoją robotę. Powoli jej ciało stawało się coraz lżejsze, a głowa spokojniejsza. Była wręcz tak wyluzowana, że aż kiwała się na boki razem z falami… Falami? Nie wiedziała czemu cały pokój niespiesznie ruszał się, zupełnie jak na pokładzie statku, ale było jej tak przyjemnie, że się nie przejmowała. - Fruwosideł? Ale super, zazdroszczę ci! – przyznała, bo w jej głowie ani na chwile nie pojawiła się wątpliwość, co dziewczyny mogłyby o tym pomyśleć. Zapach dymu był tak lekki, że dużo łatwiej się rozmawiało w tych spokojnych oparach. – Nie mówię, że chciałabym cały czas używać, ale chciałabym popróbować różnych. Wiecie, raz i tyle – a kiedy gestykulowała aż zanosiło ja na boki, tak, że prawie przewróciła się na Val. – Ojej, przepraszam, trochę zawiewa, mnie też Mer, mnie też – zaśmiała się, próbując usiąść prosto i tym razem prawie lądując na Bunny, ale psingwinek był na posterunku i pomógł zachować jej pion. – No ale te rzeczy! Spróbować jeden raz takich, które nie uzależnią od pierwszego razu, zobaczyć, jak to jest i tyle. Jak się percepcja zmienia, jak zmysły i mózg po tym działają. Brzmi interesująco, prawda? Gdy Mer zaczęła grać, a Bunny porwała psingwinka do tańca, Remy czuła się wspaniale lekko i wesoło. Nie mogła przestać się uśmiechać, gdy wszyscy dobrze się bawili. Jedyne co by zmieniła to to, żeby jej już tak głód nie łapał. - Wiecie co, przetestujmy, która ma rację. Czy miód, czy szałwia – z trudem podeszła do szafki, na której miały przygotowane ryby i patyki. Na każdy z nich nabiła po dwie ryby, tak w razie jakby ktoś też chciał podpiec sobie przekąskę. Prawie przy tym dwa razy nadziała własną dłoń, ale było jej tak wesoło, że zareagowała tylko śmiechem na swoja niezręczność. Ostatni raz tak nieskoordynowana była jak miała cztery latka. – No to powrót – powiedziała sama do siebie, z trudem balansując na nogach. Czuła się tak, jakby to nie były jej kończyny a jakieś przyczepione szczudła, które falowały równie mocno, co ich pokój. Wracając na miejsce, musiała się podeprzeć o Mer, żeby nie wywrócić się w ognisko. - Wowow, mój wybawco – zażartowała i, już na czworakach postanowiła doczłapać do siebie, tak żeby nie ryzykować. Mając cztery punkty podparcia było trochę lepiej. Nawet jak siedziała przy ognisku, piekąc ryby, kołysała się na boki, chociaż Mer przestała już grać, chyba też ściągnięta przez grawitację. - A nie wiem – odpowiedziała po dłuższej chwili, przy tym poziomie wyluzowania nie było jej łatwo przeprocesować, co urwane zdania Bunny znaczyły. – Ale się dobrze bawicie! Więc chyba jest dobrze – logika ta w tym konkretnym momencie wydawała się jak najbardziej właściwa. – No i mogę go tu mieć… Jeżeli żaden Smoczy Człowiek go nie zobacz – wyszczerzyła się zawadiacko. Ryby powoli zaczynały mieć właściwy kolor, nawet jeżeli połowę czasu tylko latały w te i na zad nad ogniskiem przez to, jak dziewczynę zarzucało. - Kto chce spróbować? – zaoferowała, sama zdejmując palcami kawałek mięsa.
Valerie Lloyd
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : blizna na łuku brwiowym; nosi kolorowe soczewki, najczęściej brązowe
Val zmrużyła oczy, wdychając gęsty dym. Kiwała się raz w przód, raz tył, na boku i od nowa w rytm muzyki. Uwielbiała, gdy Mer grała na gitarze. Sama chciałaby mieć talent do muzyki, ale niestety nie było jej to dane. Za to całkiem nieźle tańczyła, choć jeszcze się na to nie odważyła. Nagle usłyszała, że dźwięki ucichły i spojrzała na zmartwioną twarz starszej Puchonki. Odparła ze spokojem. - Tak, wszystko w porządku. Tylko… macie coś do picia? - odparła. Wysłuchała, jak to miała w zwyczaju Mer i gdy tamta skończyła, odpowiedziała jedynie - Będzie spoko. Wrzuć na luuuuuuuz - Val nigdy wcześniej nie czuła się taka… nieskupiona. Jej wiecznie spięte ciało w końcu się rozprężyło a ona sama była w bardzo dobrym humorze. Jak na pierwszy raz, znosiła to całkiem dzielnie. Nie przeszkadzał jej również dotyk Mer, również objęła ją radośnie ramieniem. Ucieszyło ją również to, że miała według kogoś rację, bo w swojej ocenie ta nigdy jej nie przysługiwała. Zaśmiała się na głos, słysząc formalny ton Mer skierowany w stronę Bunny, której szczerze mówiąc nie miała okazji do tej pory lepiej poznać. Zupełnie niepomna na to, że przed chwilą prawie się oparzyły, Val doczłapała się na czworakach do wiadra z wodą. Wypiła chciwie wodę łyk, biorąc ją w dłonie. Nie pomyślała o kubku ani szklance. W ogóle, z myśleniem miała teraz ciężko. - Mnie nie zwiewa - odparła Val, gdy skończyła. Wytarła twarz z wody Z ciekawością przysłuchiwała się tego, co ma do powiedzenia Bunny. Nie wiedziała o niej zbyt wiele, dlatego ze zdziwieniem przyjęła wiadomość o tym, że próbował fruwosideł. Ona sama nie miała nawet doświadczenia z alkoholem czy papierosami. Nie, żeby była świętoszką. Była po prostu trochę nudna i wolała spokojne, stateczne życie. Przynajmniej dopóki tu nie przyjechała, bo po głowie chodziły jej ostatnio coraz to bardziej szalone pomysły. I marzenia. Jeśli Remy prawie wywróciła się na Val, to ta prawie ją złapała. Poczuła kolejny efekt smoczego ziela - jej koordynacja ruchowa nieco ucierpiała. Coś jednak zaskoczyło w jej mózgu i nie zastanawiając się nad tym, jak to zabrzmi powiedziała coś, czego Harmony być może nie chciała wcale usłyszeć. - Próbowanie próbowaniem Remy, ale ty może uważaj. Przecież przed każdymi ważnymi zawodami są jakieś testy, co nie? - odparła, będą totalnie w swoim świecie. Nie dość, że czuła się tak dobrze w swoim ciele, to jeszcze jej ruchy były pokraczne. Praktycznie tańczyła na siedząco, ale wciąż nie dołączyła do wijących się dziewcząt i psingiwnka. - Ja nie jestem głodna. Ale napiłabym się czegoś słodkiego. Ma ktoś może colę? - zapytała Valerie, śmiejąc się pod nosem. No bo to było przecież takie zabawne.
Meredith Wyatt
Rok Nauki : VII
Wiek : 19
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172
C. szczególne : Blizna po oparzeniu na prawej skroni
Przez to że nigdy nie interesowało się używkami nie za bardzo miało pojęcie, co jest dostępne na rynku. Dlatego, już trochę upalone zmarszczyło brwi spoglądając na Bunny. - A co to takiego, te fruwosidła? Dobrze kopie? - spytało zupełnie poważnie, chociaż wyglądało, jakby miało zamiar się roześmiać. - I to się niby nosem bierze? W sensie wciąga się do płuc? - dopytywało walcząc z grawitacją patrząc, jak dziewczyna - zamiast również pokładać się na podłogę - wstaje i zaczyna tańczyć. Dziwne to było strasznie, że jej nie zwiewało. Traw faktycznie, miał coś w sobie, ale to było tak odstresowujące, że Mer już miało gdzieś, że jest to używka i jakiego kalibru. Najlepsze było to, że od kiedy zaczęło intensywniej się zaciągać, miało zupełnie spokojną głowę i… O dziwo nie trajkotało aż tyle co zazwyczaj. Miewało chwile, w których chciało coś powiedzieć, chociażby dorzucić coś jeszcze na temat psingwina, ale nie mogło wykrztusić żadnego słowa, mogło się jedynie śmiać. I to uczucie było jednym z lepszych, jakich Mer ostatnio doświadczyło. Zaklaskało z aprobatą, kiedy Valerie, której chciało się pić, napiła się w końcu wody. - Ta, raz - wydukało w końcu, zwracając się do Remy, która też trochę bujała się na boki. Mer zastanawiało się, czy dziewczyna faktycznie się buja, czy to po prostu jenu świat zaczyna falować w oczach. Wzięło od dziewczyny patyk z nabitą rybą i próbując walczyć z chęcią położenia się dzielnie trzymało patyk nad ogniskiem. Dosłownie przez kilka sekund, bo w końcu, półświadomie, pozwoliło sobie się wyłożyć na brzuchu. Z powrotem skierowało patyk z rybą w stronę Harmony. - Upal mi fisha - poprosiło nieco naburmuszone, wyraźnie niezadowolone faktem, że nie może samodzielnie upiec ryby. - To jest tak wyborne, że mogę tak cały czas żyć - dodało zupełnie bez sensu, przewracając się z boku na bok i nawiązując kontakt wzrokowy z psingwinkiem, który nagle wydał się idealnym partnerem do rozmowy. - Wiesz, że ludzie wymyślili specjalny cylinder do życia w kosmosie? Jest o tym filmik w necie. To porypane jakie rzeczy potrafią wymyślić, a ten cylinder jest absurdalny, bo idąc w dół idziesz też pod górę i jak podniesiesz głowę to widzisz ludzi do góry nogami po drugiej stronie cylindra. I nie masz żadnego punktu na horyzont, to tak, jakby zwinąć Anglię w rulon wnętrzem do środka! Dopiero po chwili swojego monologu do psingwinka zorientowało się, że Remy upaliła już dla jeno rybę. Wzięło patyk i zaczęło zajadać mięso, próbując zorientować się, jaki konkretnie ma smak i o jakich smakach mówiło wcześniej. - Ja nie wiem, chyba sezam - skomentowało z pełnymi ustami, ocierając sobie policzek. Miało wrażenie, że coś po nim chodzi, a otarcie policzka nic nie dało. Tak samo po zjedzeniu ryby, wcale nie miało poczucia że nabrało siły, wciąż chciało leżeć. Chociaż może to było całkiem dobre - czując, że po jeno ciele tuptają mrówki, pająki, albo jakieś inne wszy, mogło do woli tarzać się po podłodze, próbując zrzucić z siebie intruzów lub ich zgnieść. - Łazi po mnie - rzuciło, otrzepując się i tarzając. - Coś łazi, ale nie wiem co - dodało, śmiejąc się, bo w sumie wydało się to jenu śmieszne. Podobnie śmieszne robiło się wszystko inne, a Mer, zafascynowane i rozbawione tym wszystkim, miało wrażenie, że głosy koleżanek nabrały kolorów. Te kolory były raczej ciepłe, samo też zaczęło gadać coś, już nawet nie wiedziało co, ażeby tylko dowiedzieć się, czy jeno głos też ma ciepły kolor. Brzmiał jak dojrzałe mango i totalnie nie wiedziało dlaczego. Psingwin nagle zaczął wydawać dziwne dźwięki, ale tylko wtedy, kiedy Mer na niego patrzyło. - Słyszycie go? - wskazało ręką na psingwinka, gapiąc się na niego z rozchylonymi ustami. - Jak go widzę to brzmi jak świąteczne dzwonki, trzaskające ognisko i pachnie cynamonem - stwierdziło.
Bunny Moon
Rok Nauki : VI
Wiek : 18
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : Białe pasemka włosów; jasne plamki-przebarwienia na linii włosów, rozsiane po rękach i nogach; nieco krzywe jedynki i zaostrzone kły; amerykański akcent
- Taaak, to się właśnie wciąga nosem, co nie jest zbyt dyskretne, bo to zostawia ślady... W sensie, ten proszek jest bardzo barwiący - wyjaśniam, śmiejąc się przy tym lekko. Wtedy mnie to wcale tak nie bawiło, bo chociaż po samej używce czułam się doskonale, to po czasie gotowa byłam użyć pół butelki podkładu, byle tylko pozbyć się zaczerwienionego nosa, żeby nikt nie wymyślił skąd ten barwnik. - Też tak uważam, z tym próbowaniem. Warto chyba sobie samemu wyrobić opinię, niż tak tylko słuchać innych - zauważam, przytakując tym samym Harmony. Jest mi lekko i przyjemnie, tańczę bez opamiętania i nawet wtedy, gdy z powrotem siadam do ogniska, dalej bujam się na boki w tylko sobie znanym rytmie. Chętnie zgarniam nieco ryby od Gryfonki i jej próbuję, porzucając wcześniejsze psingwinowe myśli; nie mam pojęcia o co chodzi z miodem i szałwią, ale jest smacznie. - Aha - zgadzam się w pewnym momencie, chociaż wcale nie wiem co tak naprawdę popieram. Oblizuję palce, podpieram się o łóżko i obserwuję, niby słuchając... ale ten narkotyk jest chyba dla mnie nieco za mocny, więc w pewnym momencie po prostu osuwam się na podłogę z cichym chrapnięciem. Śni mi się, że jestem tutaj, że dalej słucham tych rozmów, tym razem jednak zamiast dziewczyn otaczają mnie psingwiny, każdy w szaliku z barwami hogwarckich domów...
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Powoli zaczynała czuć, jak smocza trawa działała coraz bardziej. Wciąż nie uderzyła ją tak bardzo, jak reszty, ale… Już się na tyle dobrze bawiła, że wcale nie zwracała na to uwagi. W sumie, to było jej tak wesoło, że wykorzystała pierwszą lepszą okazję, by złapać Bunny pod ramię i zacząć z nią tańczyć wokół ogniska, kręcąc się to w jedną, to w drugą stronę. Nie szło jej to najlepiej, nogi trochę ją zawodziły, świat zdawał się lekko falować a ona nie najlepiej odczytywała odległości. Więc kiedy tak wirowała z nową koleżanką, albo bardziej w braku koordynacji skakała po grocie, co chwilę musiała się podpierać to o Val, to o Mer a nawet i psingwinek - Mamy chyba tylko wo…ooooups… dę! – zaśmiała się, kiedy potknęła się o brzeg łóżka i na nie padła, zaraz jednak wróciła do kręcenia się w tańcu wokół dziewczyn. Tańczyła jeszcze chwilę po tym, jak Bunny usiadła, aż w końcu i ona sama na chwilę przyklapnęła, żeby ugrilować te ryby. - Masz rację Val, co ja bym bez ciebie zrobiła mój głosie rozsądku – zażartowała i położyła jej na chwilę głowę na ramieniu, jakby się chciała w podziękowaniu przytulić. Faktycznie nie pomyślała o sezonie łyżwiarskim, na swoją jednak obronę mogła powiedzieć, że przyćmiona dymem ogólnie nie za dużo myślała. – Cylinder w kosmosie?! – zachwyciła się. – Chcę się na takie coś zapisać!... W sumie… Czy czarodziej mógłby się do czegoś takiego aportować? Zaczęła swoje dywagacje nad rybą, bo o magii, w przeciwieństwie do jej smaku wypowiedzieć się nie mogła. Przez zioło zupełnie nie potrafiła skupić się, jaki w zasadzie aromat miała ryba. Po prostu czuła potrzebę jej zjedzenia. - Ale co po tobie łazi? Psingwin? – zapytała, nie bardzo rozumiejąc o co mogło chodzić. Psingwin brzmiał jak świąteczne dzwonki? Spojrzała na zwierzaka, ale ten tylko kręcił się w kółko, jak bączek wokół własnej osi i patrzył się jak oczarowany w tym, bynajmniej nie wydając przy tym dźwięków. Ale… Może skoro rzuciło jej się na smak, to i na słuchu podupadła od narkotyku? – Muszę go w takim razie później powąchać – dodała z namysłem. Chciała się zapytać reszty, czy też czuły jak psingwin pachnie, ale zobaczyła Bunny, która już zdążyła odpłynąć. - Oh… Another one bites the... Em... Ice?! – wykrzyknęła ze śmiechem i szybko podniosła się z ziemi. Zdecydowanie za szybko, znowu nią zakręciło, zupełnie jak całą jej wizją a od upadku ocaliła ją tylko ściana. Odbijając się od niej popchnęła i psingwinka, ale on zdawał się tym nie przejmować. Pojechał ślizgiem na swoich łapkach kilka centymetrów dalej i wciąż obracał się dookoła własnej osi, patrząc w sufit rozgwieżdżonymi oczkami. – Masz rację młody! Skoro Bunny nie tańczy, to ktoś inny musi! – i tym razem to ona przejęła rolę oszalałej w tańcu.
Valerie Lloyd
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : blizna na łuku brwiowym; nosi kolorowe soczewki, najczęściej brązowe
Val przysłuchiwała się rozmowie dziewczyn z ciekawością. Chciało jej się śmiać na widok tego, jak smocze ziele na nie działało. Oszalały taniec, wzmożony apetyt i pragnienie, słowotok... Sama czuła, że gdyby chciała się poruszyć miałaby niemałe problemy z koordynacją. Do tego stopnia, że Mer nie była w stanie sama usmażyć sobie rybki, a Remy poruszała się na czworakach. - Cylinder do życia w kosmosie? - zapytała, wyciągając różdżkę. Ona nie zamierzała się męczyć z podejściem do jedzonka i przywołała accio patyk i apetyczną przekąskę. - O rany, na samą myśl o tym mój błędnik wariuje - zaśmiała się Val, wyobrażając sobie życie w takim czymś. Nabiła rybę na patyk i zaczęła przysmażać ją nad ogniem. Wzdrygnęła się, gdy poczuła jak coś po niej łazi. Uniosła koszulkę, ale nic nie zobaczyła. A potem zaczęła ją swędzieć głowa i miała wrażenie, że mrówki poruszają się po jej ciele. - Cholera! - krzyknęła, odrzucając patyk na ziemię. - Mer, masz rację, po mnie też coś łazi! Jej wcale nie było to śmiechu, zaczęła się maniakalnie drapać. Nieprzyjemne uczucie nie przechodziło pomimo tego, że podświadomie chyba wiedziała, że nie złapała żadnych lodowych wesz. Wstała z miejsca (z trudem, chwiejąc się na strony) i zaczęła skakać, chcąc otrząsnąć się z tego otrząsnąć. - Ja nic nie słyszę - odpowiedziała, pochłonięta przez swoje dzikie ruchy. Zdjęła nawet sweter, zostając w samym podkoszulku. Ale tu i tak było przecież ciepło. W końcu poddała się temu uczuciu, drapiąc się już mniej. Obserwowała swoje ciało, błagając, aby to za chwilę minęło. Ojej, Bunny zasnęła, stwierdziła Val. A przecież jeszcze przed chwilą tańczyła. - Ale ją chwyciło - skomentowała, obserwując chrapiącą Krukonkę. Val czując, że na dwóch nogach będzie jej o wiele trudniej, poczłapała na czworaka do swojego łóżka i ściągnęła z niego koc i poduszkę. Czule i łagodne uniosła głowę Bunny i umościła poduszkę pod jej uchem. A potem przykryła ją kocykiem i dodała. - Śnij słodko - może i nie znała jej zbyt dobrze, ale każdy zasługiwał na odrobinę relaksu. Była ciekawa, co pojawi się w sennej wizji Bunny ale miała się tego dowiedzieć przecież dopiero jutro.
Meredith Wyatt
Rok Nauki : VII
Wiek : 19
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172
C. szczególne : Blizna po oparzeniu na prawej skroni
Chociaż pytało o fruwosidła i otrzymało odpowiedź na swoje pytanie, nie rozumiało zbyt wiele z tego co Bunny mówiła. Coś o nosie i kolorze, ciekawiło je tylko, czy kolor miał jakiś dźwięk lub zapach, tak jak teraz psingwin. Świąteczne dzwoneczki wciąż brzęczały w głowie Mer kakofonią kilku utworów, które znało, ale które grały razem, przez co nie mogło żadnego z nich odróżnić. Ale to nie było teraz najważniejsze, musiało się trochę pilnować, żeby nie obgryzać patyka który wciąż trzymało w ręku po pieczeniu ryby, jakimś dziwnym trafem nigdzie nie było ani rybich ości, ani skóry, przez co... Chociaż chwila, jakie ryby, wciąż je kładło na boki i znów zauważyło, że leży na plecach na podłodze z ugiętymi w kolanach nogami i kiwa się na lewo i prawo. Takie kiwanie pomagało nu też z wrażeniem, że coś chodzi po jeno ciele, ale wciąż czuło drapanie jakby bardzo drobnych rzepów na pajęczych stópkach gdzieś w okolicy nosa, chociaż nie widziało, by coś siedziało na jeno twarzy. - Nooo - podłapało słysząc, że Remy i Val mówią o cylindrze w kosmosie. Nie miało pewności, skąd wziął się ten temat, ale jeszcze na tyle świadomości miało by wiedzieć, o co chodzi. - To przeeeogrooomneee - dodało, przeciągając poszczególne sylaby i wpatrując się w Remy tańczącą z psingwinem. - I jest tam wszyyystkooo - uśmiechnęło się promiennie do Valerie. - A jak weźmiesz taką wysoką, wysoką drabinę przez środek to zejdziesz do góry nogami. Błędnik wtedy... Cokolwiek to jest... - urwało z dziwnym wrażeniem, że jednak zna znaczenie tego słowa. - Ha, mówiłłhmpfh! - krzyknęło, turlając się w kierunku Remy, zniekształcając podświadomie końcówkę słowa. - Ognisko brzmi jak pierniczki - stwierdziło, drapiąc się po głowie i, jako że turlanie nie przynosiło już efektów, wyginając się na podłodze na różne strony. Kiedy wzięło głębszy wdech poczuło, że raczej nie będzie już mogło mówić. Dalej swędziało, dźwięczący dzwoneczkami psingwinek brzęczał radośnie w rytm tańca z Remy, Bunny spała tuż obok, a Mer chciało przyznać Val rację, że jest tu bardzo, ale to bardzo ciepło. Tylko nie rozumiało, dlaczego akurat trzeba zdejmować sweter, skoro to ciepło było tak miłe i kojące, że powieki stawały się coraz cięższe. I pomimo tego, że po ich zamknięciu wciąż widziało krzykliwe kolory i ruchy nieistniejących bezkształtnych bytów, nie miało siły kolejny raz otworzyć oczu czując, że powoli zagłębia się we wszystkich i żadnych bodźcach równocześnie.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
- Drabina, którą schodzisz do góry nogami?! – zdziwiła się i podekscytowała, pewnie by podskoczyła, ale znów zachwiała się na boki. Co prawda ona sama nie czuła, żeby coś po niej łaziło, ale na wszelki wypadek sprawdziła swoje ubranie, kręcąc się w tańcu. Tańcu, który nagle przerwała. Miała jakieś niepokojące odczucie. Może i po niej nic nie chodziło, ale miała wrażenie, jakby coś zdecydowanie BYŁO w tym pokoju. Choć w stanie tym była wyjątkowo rzadko, stała się zmieszana i spięta. W momencie usiadła na ziemi, oczywiście omal się przy tym nie wywracając, ciasno ściśnięta między przyjaciółkami. Jeżeli nie siedziały blisko, to je do siebie jak najbardziej przyciągnęła. Patrzyła się podejrzliwie w stronę łóżka i zacisnęła ręce na patyku do grillowania ryb, będąc gotową się nim bronić. - Macie rację, chyba faktycznie coś tu jest – szepnęła bardzo ostrożnie i aż włosy jej się na głowie zjeżyły. Dobrze, że jej umiejętność poświęcenia czemuś uwagi w tym stanie była raczej nikła i na dźwięk o pierniczkach natychmiast sama zaciągnęła się porządnym haustem. - MASZ RACJĘ! – wykrzyknęła zachwycona i niemal poczuła ich smak. – Jak głębiej powąchasz to nawet mają kolor… I nie dokończyła, bo przy drugim głębokim wdechu po prostu zakręciło się i padła. Chociaż sama nie miała świadomości, że usnęła, przemierzając na granicy jawy i snu śniegi Antarktydy w poszukiwaniu mamutów.
Valerie Lloyd
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : blizna na łuku brwiowym; nosi kolorowe soczewki, najczęściej brązowe
Val przysłuchiwała się temu, co mówiła Mer i szczerze mówiąc niewiele z tego wszystkiego zrozumiała. Znowu wróciła do drapania, obserwując uważnie swoje ciało. - Jaka drabina? - zdążyła jeszcze zapytać, zanim zgubiła wątek. Cholerne pełzaki! Nie zwróciła zupełnie uwagi na to, co powiedziała Harmony, zajęta uczuciem które nie opuszczało jej ciała. A potem zorientowała się, że zarówno jej gryfońska przyjaciółka, jak i starsza Puchonka głęboko oddychają i nie unoszą już powiek. No pięknie, pomyślała. Ostatnia na placu boju, huh? Delikatnie wysunęła się z pomiędzy śpiących dziewcząt i na czworakach dopełzała się do swojej różdżki. Dalej miała problemy z równowagą, a do tego drapanie nie ustawało. Co gorsze, przeistoczyło się w uporczywe… gilgotanie? W grocie rozległ się śmiech Val, która w międzyczasie rzuciła pospiesznie accio w kierunku koców i poduszek. Było ich akurat trzy komplety, dla niej zabraknie, ale to nieważne. Zataczała się jeszcze przez chwilę śmiechem, po czym stwierdziła, że to chyba czas na koniec psot. Zgasiła ognisko wiadrem z wodą (cała się przy tym polała). Poczuła, jak powoli opadają jej powieki. Była jednak jeszcze na tyle przytomna, by schować sterty smoczego ziela z widoku i już po chwili rzuciła się na łóżko.
Gdy obudziła się następnego dnia, poczuła jak bardzo chce jej się pić. Przyjaciółki przykryte szczelnie kołdrami spały tam, gdzie jest zostawiła. Val przeciągnęła się i ziewnęła, już dawno tak dobrze nie spała. Zdusiła w sobie chęć, by je obudzić. Nie zrobiła tego, nie była przecież świnią. Zamiast psikusa, wzięła się za sprzątanie. Chłoszczyść tu, chłoczyść tam, zgarnięcie resztek ogniska do wiadra i nie było już po nim śladu. Starała się być przy tym możliwie jak najbardziej cicho. Obudzą się, kiedy się obudzą, ale cholerka. Była już taka głodna.
Meredith Wyatt
Rok Nauki : VII
Wiek : 19
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172
C. szczególne : Blizna po oparzeniu na prawej skroni
Dźwięki dobiegające jakby z oddali z każdą sekundą stawały się wyraźniejsze. Mer poruszyło oczami pod zamkniętymi powiekami, po czym powoli je otworzyło i utkwiło wzrok w suficie. Nic się już nie kręciło, samo także nie miało wrażenia że wszystko je swędzi, nie słyszało także tych dziwnych dźwięków i zapachów. Walcząc z opadaniem powiek obróciło głowę na boki by się rozejrzeć, Remy i Bunny leżały niedaleko okryte kołdrami i... Chwila, zrobiliśmy pyjama-party? Słyszało, że ktoś krząta się po grocie i podniosło się, jednak zbyt szybko, bo zrobiło się nu ciemno przed oczami. Mrugnęło kilka razy, przy okazji ocierając policzek. - Hej - mruknęło cicho na widok Valerie i pociągnęło nieco nosem. Wstało i podeszło do przyjaciółki by uściskać ją na powitanie. - Ej, było mnie tak nie opatulać kołdrą - dodało, sprzedając dziewczynie przyjacielskiego kuksańca w ramię, bo właśnie uświadomiło sobie, że biedna najprawdopodobniej poświęciła dla nich wszystkie kołdry. - Chodź tu - mówiąc to, Mer powoli posadziło Valerie na najbliższym łóżku i okryło ją kołdrą, pod którą spało w nocy. - Zagrzej się trochę, bo jeszcze się przeziębisz, już wystarczająco ci zimna po tym, jak ten ogniomiot próbował cię utopić. Okryj się razem z głową, bo uszy przemrozisz - poinstruowało. Po cichu odnalazło swój plecak i wyciągnęło z jednej z kieszonek cztery nieduże buteleczki z mugolskimi rozgrzewającymi shotami z imbiru. Dwie z nich schowało do kieszeni i wróciło do Valerie, podając jej jedną buteleczkę, po czym szybko wypiło zawartość swojej. Nieco się skrzywiło przy tym. - Też pij, Val, rozgrzeje cię szybciej. Może nie jest tak skuteczne jak eliksir pieprzowy, ale przynajmniej jest znośniejsze w smaku - dodało, siadając obok Val. - Ciebie też tak mocno poskładało? Ja w zasadzie nawet nie wiem co pamiętam, to była istna wariacja - stwierdziło w akompaniamencie burczenia dobiegającego z brzucha. - Dziwne, przecież nie chce mi się jeść... A ty? Jesteś głodna? - z pomocą Accio przywołało swój plecak i zaczęło szukać w nim jedzenia. Znalazło jedynie paczkę krakersów, którą bez namysłu otworzyło i poczęstowało Val.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Śniła najróżniejsze sny, wizje czy może podróże? Nie wiedziała jak to nazwać, czuła się tak, jakby wcale nie śniła tylko duszą wędrowała, zwiedzała i poznawała. Pewnie większość miejsc, które odwiedziła, były tylko wytworem jej sennej wyobraźni, ale w każdym miała pełną kontrolę nad sobą, swoimi decyzjami i myślami. Zupełnie tak, jakby znalazła się w spreparowanym przez siebie filmie i teraz odgrywała w nim rolę… Bez narzuconego scenariusza. Mogłoby się wydawać nawet, że to wszystko co się działo, to była rzeczywistość. Przecież w niej BYŁA i żyła, chodziła i przeżywała. No dopóki się nie obudziła. Choć i obudzenie się było dziwne. Nie czuła się tak, jakby wyszła ze snu, a jakby ktoś wyciągnął ją z jednej rzeczywistości do drugiej. - Co do… – zaczęła, oglądając swoje ręce, dotknęła swoich ramion, kołdry pod którą najwyraźniej spała i spojrzała na dwie obudzone przyjaciółki, które siedziały na łóżku i rozmawiały. – ALE JAZDA! NA MERLINA! – wykrzyknęła, by zaraz zasłonić z impetem usta dłonią, gdy zobaczyła wciąż śpiącą Bunny. – Sorki – szepnęła, wstając powoli. – Musimy to zachować na przyszłość, przecież to się nie może zmarnować! Rozejrzała się po pokoju, Val praktycznie wszystko posprzątała. Włącznie z odstawieniem plecaków i niezużytych kępek smoczej trawy. Remy uśmiechnęła się szeroko, pakując garściami to co zostało to swojego plecaka. No co? Mogło się przydać na kolejnej imprezie! - Też wam wrzucić? – zapytała dziewczyn, skoro i tak przy tym grzebała. – Co wam się śniło? Merlinie… Ja się czuję, jakbym osiągnęła przynajmniej dziesięć stadiów świadomości. To było niesamowite!