C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Jest to pokój, w którego centrum stoi duża szachownica z najwyższymi pionkami wielkości człowieka średniego wzrostu. Figury są oczywiście wykonane z lodu i reagują na komendy dokładnie tak samo, jak klasyczne szachy czarodziejów.
Grasują tu lodowe wszy! Jeśli wchodzisz do tego tematu - rzuć literką. Jeśli wylosujesz samogłoskę - dostajesz wszawicy! Na chwilkę swędzi Cię głowa, a od następnego wątku masz białe włosy. Wszawicy możesz dostać kilka razy, ale biały kolor włosów utrzymuje się tylko miesiąc. Rzut literką na wszy jest obowiązkowy tylko za pierwszym razem.
Basil Kane
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Po przyjeździe udał się eksplorować lodowiec mieszkalny, zaopatrzony w ciepłe ubrania, lodowe kajdany i termiczny kubek z gorącym kakao, zwiedzał konstrukcję oglądając sobie piękne zakamarki lodowych jaskiń, mostów i tuneli, starając się zapamiętywać drogę do co ciekawszych miejsc, by móc je później odnaleźć. Cieszył się urlopem od pracy i szkoły, jednocześnie nastawiony na pracoholizm mózg z wielkim trudem znosił zwyczajne nic-nie-robienie. Kiedy trafił do komnaty lodowych szachów z pewną ulgą zauważył krzątającą się wewnątrz Victorię Brandon, bo przynajmniej w jej towarzystwie liczył na to, by trochę odseparować się od ogólnej ekstazy wyjazdem. Wszyscy wydawali się być na prochach, może to zimno tak wpływało na ludzi, ale eskalacja emocji i wszechobecnej podniety przerastała jego możliwości kognitywne. Za to Brandonówna sprawiała wrażenie osoby znacznie stabilniej stąpającej po ziemi, co w tej chwili dla Kane'a było priorytetowym zbawieniem. - Hej. Zakwaterowana? - -zagaił, podchodząc bliżej i przyglądając się figurom szachowym. Kunszt i szczegółowość wyrzeźbionych w lodzie pionów niewątpliwie zachwycał, nawet takiego artystycznego laika, jak sam Bazyl - Może partyjkę? Chcę zrobić trochę zdjęć. - powiedział, wyciągając z torby kamerę i unosząc ją wyżej. Odkąd Max sprezentował mu to cacuszko, bardzo kusiło go wypróbowanie go na czymś innym niż natura i bure, Hogwarckie zakątki. A poruszające się lodowe figury? Mógł nie trafić lepszej wizji jeszcze przez długi czas. Miał tez nadzieję na to, że Vicky zgodzi się czasem przypozować, nawet jeśli na jego zdjęciach i tak nigdy nie widać twarzy fotografowanych osób.
Jeśli Basil szukał odpoczynku od tej wyjazdowej gorączki, od tego szaleństwa i biegania z miejsca w miejsce, od tego poszukiwania wszystkich możliwych atrakcji, to zdecydowanie znalazł się w dobrym miejscu i przy dobrej osobie. Victoria daleka była od biegania, jak z pieprzem, jakby jej się włosy paliły, jakby po prostu nie była w stanie zapanować nad własną ekscytacją, chłonąc na chłodno to wszystko, co ją w tej chwili otaczało. Zwiedzała ze spokojem lodowiec mieszkalny, mając pełną świadomość, że najbliższe dwa tygodnie spędzi raczej w jego wnętrzu, nie zaś biegając w poszukiwaniu jakichś wielkich, niesamowitych atrakcji. Woda, która otaczała ich z każdej strony, była dla niej kajdanami, od których nie mogła się uwolnić, jednak tutaj, pośród tych zadziwiających korytarzy, grot i najróżniejszych sal, mogła najwyraźniej spacerować naprawdę długo, starając się znaleźć dla siebie odpowiednio ciche i spokojne miejsce. Uśmiechnęła się na powitanie do Basila, odsuwając się od oglądanych właśnie figur szachowych, po czym przyznała, że rozłożyła już swoje rzeczy, a teraz, jak widać, postanowiła się przekonać, co można było jeszcze znaleźć w lodowcu. Była pewna, że kryły się tutaj miejsca, o jakich nawet jej się nie śniło, miejsca, które pozwoliłyby jej dostrzec więcej, niż było to w ogóle możliwe. Dodatkowo była przekonana, że byli w stanie wynieść stąd wiedzę, o jakiej nawet nie śnili, że mogli poszerzyć własne horyzonty, ucząc się o rzeczach i sprawach, o których nigdy do tej pory nie słyszeli. I podejrzewała, że Basil mógł podzielać jej pogląd na tę sprawę, bo zdawał się człowiekiem do niej naprawdę podobnym. - Możemy zagrać, nie widzę problemu. Chociaż dawno już nie miałam styczności z szachami - przyznała, dotykając dłonią jednego z pionów, by ponownie spojrzeć na chłopaka, gdy ten wspomniał o zdjęciach. Wiedziała, że dla niektórych takie utrwalanie rzeczywistości było ważne, więc uprzejmie zapytała go, czy chodziło mu o okoliczne widoki, w których szukał czegoś ciekawego, czy był tym typem człowieka, który utrwalał większość swoich wyjazdów, by później móc w ten sposób do nich powracać, przyglądając się poruszającym się nieustannie zdjęciom.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Basil Kane
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Pokiwał głową, zgadzając się z nią w tym aspekcie. Bez wątpienia podzielał jej opinię, obcowanie z nową kulturą, w miejscu tak skrajnie różnym od otoczenia, jakie znane mu było z domu, było niezwykłą przygodą. Tym ciekawszą, że Bazyl przecież był na szkolnej wycieczce pierwszy raz w życiu, we wszystkich poprzednich latach sukcesywnie unikając wyjazdów feriowych czy wakacyjnych, które musiał poświęcać na czas spędzony ze swoją upiorną babką Sophią. - Bez problemu, interesuje mnie ta partyjka bardziej z ciekawości. - przyznał, podchodząc bliżej figur, by im się dokładniej przyjrzeć- Jak pamiętasz pracuję ostatnio nad transmutowaniem rzeczy nieożywionej w taką reagującą na czarodzieja. Przyglądnięcie się szachom może przynieść mi jakąś inspirację. Poza tym... - uniósł lekko aparat- To wdzięczni modele. Zastanawiał się przez chwilę nad zadanym przez nią pytaniem, bo nie miał jeszcze okazji z nikim, poza Riverem, rozmawiać o swojej pasji do fotografii. Jedynie Nannael wiedziała od zawsze znacznie więcej o tym po co i jaką fotografię uprawiał, ale była też jego pierwszą i jedyną muzą. Odkąd widywał ją rzadziej, przestał fotografować ludzi. Czas było to zmienić, zachęcany zresztą przez Coona próbował nie robić ze swojego hobby takiego wielkiego sekretu, usiłując samego siebie zapewnić, że sztuka nie jest niczym wstydliwym ani żadną oznaką słabości. Akurat Brandonówna wydawała mu się taki pogląd podzielać. - Ani jedno, ani drugie. - przyznał po tym namyśle, marszcząc lekko brwi i nakręcając korbką rolkę filmu aparatu, by przystawić go do oka i zobaczyć, jak soczewka łapie światła, rozbijające się po komnacie i spróbować nastawić jakąś ostrość na figurach- Więcej pracy wkładam... - zmarszczył brwi, bo to jednak nie pracę wkładał - Więcej serca wkładam w sam proces wywoływania niż w fotografie. Moje zdjęcia nie przedstawiają tego, co może po prostu zarejestrować oko. - nie umiał mówić o sztuce. A już o sztuce, którą robił on sam nie potrafił skleić nawet pół sensownego zdania. Wiele lat chował wszystkie swoje albumy na dnie kufra, dopiero od kilku miesięcy dając się przekonać, że może nie warto. Wskazał dłonią na miejsce po drugiej stronie szachownicy, zachęcając by zagrała białymi i tym samym zaczęła ich partyjkę, na co on sam ustawił się by złapać pierwsze ujęcie i zobaczyć, jak będzie sprawował się aparat w takich warunkach.
Skinęła głową na jego słowa, domyślając się, co miał na myśli, chociaż nie była do końca przekonana, czy coś takiego może mu pomóc. Była jednak pewna, że jeśli tylko nieco uważniej pochyli się nad kwestiami sztuki użytkowej, dostrzeże cień magii, której potrzebował. To było coś, co trzeba było zrozumieć, coś, co się wyczuwało, jednocześnie testując najróżniejsze możliwości, sprawdzając je, chcąc się przekonać o tym, jakie można jeszcze wywołać efekty, jakie można uzyskać efekty, gdy się w jakiejś kwestii uprzeć. - Może powinieneś zainteresować się również kwestiami związanymi z zaklinaniem obrazów, czy rzeźb. To również, tak jak przy szachach, czy miotłach, nadaje im pewne szczególne cechy, a te mogą ci się przydać przy pracy – uznała, zastanawiając się nad tym, wiedząc, że zbroje, czy rzeźby potrafiły zachowywać się zupełnie tak, jakby miały swoje własne życie, a to było na swój sposób fascynujące. Zaraz jednak potrząsnęła głową. – Chociaż to też nie do końca to, nie chcesz raczej nadawać swojemu dziełu własnej osobowości. Mogę spróbować opowiedzieć ci jeszcze więcej o miotłach, albo jeśli chcesz, możesz spróbować stworzyć taką pod moim okiem. Nie rzucała słów na wiatr, gdyby więc faktycznie Basil uznał, że chce się przekonać, jak coś podobnego się robi, to nie miała żadnych przeciwwskazań. Chętnie podzieliłaby się z nim swoją wiedzą, tak jak z nią własną wiedzą dzielił się Larkin, dając jej nieco inne spojrzenie na pracę, jaką wykonywała. Zaraz później uśmiechnęła się ledwie dostrzegalnie, dopytując go, dlaczego w takim razie tak wiele serca wkładał w proces wywoływania, nim zajęła miejsce po jednej stronie szachownicy. Nie chcąc, by ubranie przeszkadzało jej w poruszaniu się, transmutowała je nieco, czyniąc pozornie cieńszym, choć nadal stosunkowo ciepłym. - Pion na e4 – zadecydowała ostatecznie, zastanawiając się, czy w ogóle pamiętała, jak się grało, po czym przez chwilę przyglądała się szachom, zastanawiając się, czy było to coś, czym mogłaby się zajmować częściej. Jednocześnie zaś miała ochotę dotknąć jednej z figur, rozważając, czy byłaby w stanie stworzyć coś innego, niż miotłę, ale nie uważała, by miała w sobie ten zmysł. Nie miałaby problemów z tym, by zakląć jakieś artystyczne dzieło, ale te ostatnie nie wychodziły spod jej rąk, z jej logicznie myślącego umysłu.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Basil Kane
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Przewinął rolkę w aparacie zamyślając sie przez chwilę. Problem zazwyczaj polegał na tym, że nawet kiedy zabierał się za rozsądne sprawy, niekoniecznie potrafił przedstawić werbalnie cel swojej pracy osobom postronnym. Normalnie nie sprawiało mu to problemów, był wystarczającym egocentrykiem, by uważać, że on sobie sam ze wszystkim doskonale poradzi, jednak przez to, że tyle lat nie przykładał wagi do prawidłowej komunikacji i formułowania swoich intencji werbalnie, okazywało się, że w momentach, w których współpraca była elementem absolutnie nieodzownym - był kaleką. - Myślę, że chętnie bym spróbował - odpowiedział na jej propozycję wspólnej pracy. Obserwacja rzemieślnika przy pracy była tym rodzajem nauki, którego nie był w stanie wyekstrahować z książek. Zatrzymał się przy jednej z lodowych figur, obserwując jak światło gra po jej wilgotnej fakturze i przystawił aparat do oka, próbując złapać ostrość na odbijających się od wilgoci błyskach, padających na podłogę pod stopami krukonki. Droga ze światła. - Pion na E5. - uchwycił na kolejnym zdjęciu piona, przecinającego łunę światła, zakrzywiając odbijający się w nim obraz. - Największą trudność związaną z projektem, jakim próbuje się zajmować, jest tak naprawdę reagowanie przedmiotu na wolę i intencje czarodzieja. Dlatego magia użytkowa mnie tak ciekawi. - wyjaśnił pobieżnie- Piony poruszają się tak, jak tego chcemy. Miotła przyspiesza i zawraca po części ze względu na mechaniczne ruchy, a po części przecież też ze względu na naszą wolę... - przewinął ze zgrzytem rolkę aparatu, chwytając ujęcie i wyczekując, jaki będzie kolejny, wybrany przez nią ruch.
- W takim razie, kiedy wrócimy z wyjazdu, wybierzemy dogodny dla nas termin i pokażę ci, jak wygląda tworzenie miotły. Nie wiem, czy chciałbyś zapoznać się z tym procesem od samego początku, bo dobór drewna znajduje się raczej poza twoim obszarem zainteresowania, ale postaram się odpowiednio przygotować - powiedziała, skinąwszy lekko głową, jednocześnie nie widząc w tym zbyt wielkiego problemu. Mogła dzielić się posiadaną wiedzą, mogła o niej opowiadać, mogła ją przekazywać i patrzeć, czy przynosi to jakieś skutki. Lubiła ludzi, którzy chcieli się kształcić, którzy chcieli robić coś więcej, niż to, co do tej pory, szukając dla siebie różnych, urozmaiconych ścieżek rozwoju. Przez dłuższą chwilę milczała, zastanawiając się nad jego słowami, ale również starając się wybrać właściwy ruch, który teraz mogłaby wykonać, spoglądając na kolejne figury, aż w końcu westchnęła cicho i postanowiła skierować skoczka na f3, nie do końca wiedząc, co robić dalej, ale tak jak mówiła, naprawdę dawno nie grała i nie miała pewności, jak powinna w tej chwili zareagować. To było dobre szkolenie dla jej umysłu, tak samo, jak i rozmowa z Basilem, który zdawał się wiedzieć, czego oczekuje, a jednocześnie wciąż błąkał się pomiędzy własnymi domysłami, starając się natrafić na coś, co pomogłoby mu zrealizować swoje założenia. - To zapewne nieco tak, jak z teleportacją. Chodzi mi nie tylko o skupienie, ale i zamiar, cel, to wszystko, co kieruje ostatecznie magią - powiedziała ostrożnie, jakby chcąc podkreślić, że w wielu kwestiach sporo zależało także od samego czarodzieja. - Nawet doskonała miotła nie będzie idealna, kiedy będzie na niej latał ktoś, kto dopiero się tej sztuki uczy. Niektóre przedmioty są mimo wszystko dostosowane do kogoś, kto zna swój potencjał, a co za tym idzie, czasami trudno jest daną rzecz dostosować dosłownie do wszystkich. Po to mamy chociażby dziecięce miotły - dodała, kiwając lekko głową do samej siebie, by później spojrzeć na chłopaka, zastanawiając się, czy wiedział, co miała na myśli.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Basil Kane
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Bazyl byłby świetnym kompanem nauki, chętnie sam też dzielił się swoją wiedzą, problem polegał na tym, że jego ekspertyza obejmowała tę dziedzinę, której praktycznie żaden z uczniów szkoły nie uważał za ciekawą, a wykłady z Historii magii były zazwyczaj tymi najnudniejszymi. Niewątpliwie mógłby uważać, że winę za to ponosi sposób przekazywanej wiedzy, w końcu kiedy robił douczki dla dzieciaków z trzeciej, czy czwartej klasy, zawsze wydawały się być zadowolone z przekazywanych im informacji, ale z drugiej strony nie widział siebie na stanowisku nauczyciela tak czy inaczej, więc ani mu się śniło pouczać profesorów jak wykonywać ich pracę. Pokiwał głową, w odpowiedzi na propozycję Brandonówny, przyklękując koło lodowej figury gońca i chwytając w obiektywie rozpraszające się, słoneczne światło, rozlewające po gładkiej tafli planszy. Uchwycił ruch skoczka i przechylił głowę, zastanawiając się, czy rozgrywała partię włoską, czy hiszpańską. Nie był przecież nawet pewien, czy dziewczyna była fanką szachów i w ogóle praktykowała jakieś mniej, czy bardziej znane zagrywki. - Ma to duży sens. I znaczenie. Szczególnie w projekcie, którego się podejmuję. Chcę stworzyć przedmiot, który będzie bardzo indywidualny. Będzie reagował na jedną, konkretną osobę. - podkreślił, przewijając rolkę na następną fotografię. Odszedł kilka kroków, by rozejrzeć się dokładniej po szachownicy i po tym, z którego miejsca sali mógłby jeszcze uchwycić ciekawe zdjęcia, po czym podniósł aparat do twarzy, by złapać ujęcie samej Vicky, spoglądającej na niego badawczo. Miała w oczach pewien zagadkowy spokój, dojrzałość ponad swój wiek, może dlatego jej obecność i towarzystwo Bazylowi nie przeszkadzało, a przecież mu zawsze, wszystko, kurwa, przeszkadzało. Posłał swojego skoczka na C6 i uśmiechnął się do niej zachęcająco. Wóz albo przewóz, Włoch albo Hiszpan. - Myślisz, że zawsze będziesz robić miotły..? - zapytał ją, zmieniając temat znienacka i łapiąc ostrość na jej barkach, za którymi poruszała się lodowa płaskorzeźba na odległej ścianie.
Wiedza dla Victorii była kluczem do potęgi. Nie widziała się co prawda w roli historyka, nie była na tyle biegła w niektórych dziedzinach, żeby ubiegać się o posady w Ministerstwie, czy czymś podobnym, ale z pewnością nie uznałaby za nic dziwnego, gdyby Basil postanowił podzielić się z nią swoją wiedzą. Ona również to robiła, znajdując w tym przyjemność, jednocześnie odkrywając, że w ten sposób ugruntowywała własne zdolności, że je poszerzała, że robiła coś, co pozwalało jej odkrywać nowe rzeczy, dostrzegać dalsze horyzonty, a co za tym idzie, po prostu się rozwijać. Dlatego też była zadowolona z tego, że chłopak chciał z nią dalej pracować, że chciał zobaczyć coś, co zapewne wykraczało poza jego poziom wiedzy, dzięki temu zaś sięgał po to, co chciał faktycznie osiągnąć. To zaś bardzo jej się podobało i pozwalało jej na dalsze myślenie o tym, że sama również pragnęła stworzyć coś nowego. Miotłę, która będzie wyjątkowa i będzie sygnowana jej nazwiskiem. To zaś odpowiadało jej o wiele bardziej, niż same szachy, ale lubiła w nie grać, sięgając po różne zagrania, teraz jednak skupiając się zdecydowanie na zagraniach włoskich, sycylijskich konkretniej, choć w tej chwili nie pamiętała pełnej nazwy. - Związanie przedmiotu z konkretnym człowiekiem jest prawdziwym wyzwaniem, ale nie jest czymś nieosiągalnym. Jednocześnie jednak musisz znać predyspozycje tej osoby, żeby przedmiot w pełni im odpowiadał i mógł się jej przydać - powiedziała, kiwając lekko głową, zatrzymując się i trwając w bezruchu, najwyraźniej zastanawiając się nad tym, o czym właśnie rozmawiali, szukając czegoś, co mogłaby jeszcze dodać, mając wrażenie, że miała to na czubku języka, choć jednocześnie miała pewność, że tak nie było. Patrzyła zatem na Basila, zastanawiając się nad tym, co ten tak dokładnie chciał osiągnąć, unosząc nieco dumnie głowę, gdy ten postanowił zrobić jej zdjęcie, po czym spojrzała na jego skoczka wykonującego kolejny ruch. Zmarszczyła lekko brwi, przez chwilę milcząc, obserwując planszę, zastanawiając się, co powinna teraz zrobić, skoro podążała przez pewien czas jedną ścieżką. Ostatecznie posłała gońca na b5 i zaśmiała się cicho, gdy usłyszała pytanie chłopaka. - Myślę, że będę zawsze tworzyć. Jestem rzemieślnikiem, kiedyś myślałam, że zostanę zawodowym graczem, później myślałam, że zwiąże się z pracą nad zaklęciami, ale dzisiaj widzę, że jestem nieodrodną córką własnego rodu. Gdybym jeszcze stała się artystą, byłabym w stanie tworzyć rzeczy, przedmioty, powozy, miotły, samochody, o których wielu by mówiło - stwierdziła, zupełnie nieskromnie, ale wiedziała doskonale, w czym leżała jej siła i miała świadomość, że stała się w pełni twórcą, kimś, kto chce zmieniać właśnie w ten sposób świat. To było zabawne, a jednocześnie bardzo mocno ją pociągało.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Basil Kane
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Zmarszczcył brwi, słysząc jej uwagę. Nie mógł, po raz kolejny zresztą, odmówić jej racji. Zamyślił się na chwilę, bo taka kwestia znacząco utrudniała próbę uczynienia tych bransolet niespodzianką, jeśli zmuszony byłby przez okoliczności, do testowania ich potencjały przez badanie ich zachowań bezpośrednio na Riverze. Przez myśl mu przeszło, by zasięgnąć porady jakiegoś Mistrza zaklęć, ale nikt konkretny nie przychodził mu do głowy. Poza, oczywiście, ukochanymi książkami. Być może ktoś w Ministerstywie mógłby posłużyć mu radą? Odłożył tę myśl w archiwum swojej głowy na nieco późniejszy czas - w końcu teraz miał ferie i sam przed sobą obiecał by nie wplątywać się w zawiłości pracy, kiedy nie jest na to czas. Bardzo łatwo uciekał od rzeczywistości w obowiązki. Uśmiechnął się delikatnie, chwytając dumę jej spojrzenia i niewymuszoną elegancję postawy, gdy kliknięcie migawki oznajmiło uchwycenie tego momentu na kliszy już na zawsze. Miał przeczucie, że kolaże stworzone z fotografii z tego wyjazdu będą zupełnie inne,. niezwykłe, może to kolejny etap jego rozwoju jako artysty? Podniósł się z kucków, na chwilę odejmując aparat od twarzy, by przejść się po planszy pomiędzy pionami, obserwując ich ruchy i interakcje. W odpowiedzi na ruch gońca posłał piona na A6, przyglądając się znikającym na powierzchni planszy szachowej szramom, pozostawionym przez magicznie poruszającą się figurę. - Myślę, że kto, jak kto, ale jeśli Ty zaweźmiesz sobie taki cel, Vic, to szczerze - nic Cię nie powstrzyma. - Bazyl był bardzo oszczędny w komplementach. Szczególnie tych szczerych, niebędących pustym gadaniem dla gadania o byciu ładnym, czy słodkim. Szanował bystrość umysłów, świadomość swoich zalet, wizje swojej przyszłości- Pytam, bo zastanawiam się, czy stawianie wszystkiego na jedną kartę w naszym wieku jest wyborem ostatecznym. Oczywiste jest, że niby nie, a jednak... - skrzywił się lekko, przewijając rolkę filmu- ...a jednak nie mogę pozbyć się wrażenia jakiegoś absolutyzmu w tym, co teraz robię. Jakby Ministerstwo znakowało mnie czymś niewidocznym dla oka, a jednak trwałym na całe życie. - strzelił zupełnie nieprzemyślanych kilka zdjęć- Twoja ścieżka jest tak bardzo różna od mojej, a jednak mam wrażenie, że równie bardzo czujesz, że to właśnie jest to, co jest Ci pisane.
Zawiłości dotyczących tworzenia magicznych przedmiotów, ale przede wszystkim również samej magii, było naprawdę wiele. Niektórzy ludzie w ogóle nie zwracali na to uwagi, innym zaś wydawało się, że dosłownie wszystko można zrobić, bez wahania, bez zastanawiania, jakby nie istniały żadne reguły, jakby nie było ograniczeń, łamali to, co do tej pory istniało. Ona sama wychodziła z założenia, że jeśli dobrze się do czegoś przyłożyć, jeśli tylko naprawdę spróbować i siąść do tego, nie poddając się, to faktycznie można było przenosić góry. Należało jednak ćwiczyć, nieustannie, wytrwale, w sposób, którego nie dało się tak naprawdę opisać inaczej, niż: wytrwale. Była przykładem człowieka, który się nie obijał, który parła naprzód i zamierzał zdobywać dosłownie wszystko, każdy kawałek ziemi, każdą wiedzę, jaka wpadła jej w ręce, aczkolwiek teraz dostrzegała już własne ograniczenia. Nie sądziła, żeby miała się w niej wyzwolić jakaś głęboka miłość do sztuki, choć przecież sama próbowała swych sił w tej dziedzinie nauk. Kiedyś. Zapewne nie w tym akurat miejscu, w którym powinna i teraz istniał cień szansy, że sięgnęła po zdecydowanie właściwszą rzecz, po miejsce, które o wiele bardziej jej odpowiadało, dziedzinę, jaka po prostu do niej pasowała. Zastanawiając się nad tym, właściwie bezwiednie nakazała gońcowi przesunięcie się na a4, by zaraz uśmiechnąć się do Basila i spojrzeć na niego spod przymkniętych powiek. - Cóż, jestem uparta i tego nie zmienię. Nawet nie zamierzam próbować – powiedziała, jakby traktowała to zarówno jako coś pozytywnego i negatywnego, i zapewne tak właśnie było. Miała ostatecznie świadomość, że ośli upór czasami przynosił o wiele mniej korzyści, niż pożytku i nie było po co temu zaprzeczać. – To, że wybieramy jakąś konkretną dziedzinę, nie oznacza, że całkowicie zamykamy się na inne. Sądzę, że będę dalej rozwijała swoją wiedzę w zakresie zaklęć, może nawet pokuszę się o naukę związaną z magicznymi stworzeniami, ale nie uważam, żeby te wybory decydowały o tym, co będziemy robić za dwadzieścia lat. Może, kto wie, nieoczekiwanie postanowię zostać Ministrem Magii – uznała wyraźnie rozbawiona, jednocześnie jednak dochodząc do wniosku, że skoro lubiła to, co robiła, że skoro jej to odpowiadało, to nie widziała powodu do tego, żeby z tego rezygnować, żeby niepotrzebnie szukać czegoś dodatkowego.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Remy postanowiła bardziej zapoznać się ze strukturą samego lodowca mieszkalnego, wiedząc, że miał on wiele sekretów i pięknych miejsc do zaoferowania. Szła dziarskim krokiem, z polaroidem przewieszonym przez szyję i Dziennikiem Przygód w ręce, gotowa odkryć kolejne zakamarki tego miejsca. Małe psingwiniątko musiało zostać w pokoju, Gryfonka nie mogła ryzykować, że Smoczy Ludzie przyłapią go wewnątrz swoich murów. Tego dnia bardzo chciała zobaczyć salę szachową, słyszała, że był to podobno przepiękny pokój. A gdy tam weszła, zdecydowanie się nie zawiodła. - Jaki on piękny! – wykrzyknęła i zaśmiała się w głos, oglądając z bliska całą konstrukcję. Ze świecącymi z zachwytu oczami robiła zdjęcia filarów i sklepień, te wykute w lodzie wyglądały, jak rzeźbione z prawdziwych kryształów. Niesamowity żyrandol zdawał się spływać milionem lodowych odłamków z samego nieba i dawał delikatną, niebieską poświatę, która odbijała się i rozszczepiała na każdym pionie. Te piony! Aż zachłysnęła się powietrzem, gdy do nich podbiegła, by je dotknąć. Wyglądały tak perfekcyjnie, jakby sama magia je zbudowała i nikt kto śmiertelny nie przyłożył do nich ręki. A jakie były wielkie! Wiele z nich było wyższych od dziewczyny, to jednak nie należało do największych wyzwań, ze swoim mikrym wzrostem mogła konkurować jedynie z psingwinami. Oczywiście, jeżeli coś wspaniałego się działo, przyroda musiała zachować równowagę. Chodząc pod niektórymi pionami, Remy poczuła, jak coś spadło jej na głowę. - O nie... - jęknęła, natychmiast próbując strzepnąć z włosów te cholery! Było ich tutaj na tyle dużo, że doskonale wiedziała, że znów dopadły ją lodowe wszy! Cała głowa powoli zaczynała ja swędzieć. Znów musiała udać się po specyfik do smoczej szamanki... Najpierw jednak sprawy ważniejsze, skoro była w stanie wytrzymać to gryzienie, jeżeli tylko trochę się drapała, mogła dokończyć dokumentację pomieszczenia. Oglądała i fotografowała każdy z szachowym pionków, gdy potknęła się o coś. Obróciła się i zobaczyła, jak ktoś szybko cofnął nogę. - Ojej, przepraszam! Mam nadzieję, że nie kopnęłam cię za mocno! – przeprosiła i zajrzała za jeden z ogromnych, lodowych filarów, za którym siedział chłopak. Zupełnie nie mogła go rozpoznać. – Cześć! – przywitała się wesoło, podekscytowana perspektywą poznania kogoś nowego. – Jestem Harmony! Nie widziałam cię wcześniej! Jesteś z wymiany? – dopytała w całym tym potoku słów, bo było to jedyne wyjaśnienie nowych twarzy na feriach. – Jak ci się tu podoba? – i cała tryskała energią.
Brunet jak zwykle przez swoją niechęć do spędzania czasu z nieznajomymi, wyszedł z groty i zaczął szukać jakiegoś spokojnego miejsca, na uboczu, gdzie nie tylko nie będzie ludzi ale gdzie także będzie dało się w spokoju usiąść. Chłopak najpierw chciał zajść do kuchni, lecz gdy tam zajrzał to było parę osób w środku więc poszedł dalej… Zaglądnął do jadalni, następnie do salonu lecz nici ze spokoju. Koniec końców podczas jego podróży napotkał się na pomieszczenie w którym jeszcze go nie było, a wydawało się być spokojne. Wszedł do środka i rozejrzał się, nikogo nie widział tak więc cichutko jak myszka udał się w głąb pomieszczenia. Już chciał podejść gdzieś pod ścianę, po drugiej stronie pokoju, aczkolwiek gdy tylko minął jeden filar, to na jego drodze napotkał dziewczynę, niższą od niego prawie o głowę… Tak więc musiał się nieco postarać by się na nią spojrzeć. Jeszcze nie zdążył nic powiedzieć, ale nagle zaczęła swędzieć go głowa… Było to na pewno dziwne uczucie, gdyż Jin dba o swoje włosy i o to jakiego szamponu używa… Tym razem jednak to raczej nie była wina żadnego preparatu. - Nic się nie stało… - odpowiedział jej póki co jedynie na pierwsze zdanie, jeszcze drapiąc się zresztą po czubku głowy. Młodzieniec był w szoku tego z jakim entuzjazmem @Harmony Seaver mówiła to wszystko. - Jin-woo… Tak, jestem z wymiany – wymamrotał chowając swój długopis z powrotem do kieszeni spodni. – I jest… Ładnie, no i inaczej. – Dopowiedział. By nie wyjść na nie miłego Chłopak był dość wystraszony, ale robił co w swojej mocy by lekko uśmiechać się do dziewczyny podczas rozmowy.
Ostatnio zmieniony przez Hyung Jin-woo dnia Nie 5 Mar 2023 - 13:22, w całości zmieniany 1 raz
Basil Kane
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Z jednej strony człowiek mógł myśleć, że jeśli jest twórcą, jeśli tworzy sztukę, jeśli przy tym jest czarodziejem i może operować magią, która sama w sobie jest przecież również pewnego rodzaju sztuką tworzenia, to pewne aspekty kreacji powinny być proste. W końcu naginali rzeczywistość do własnej woli na każdym kroki, operując różdżką i wykorzystując swój potencjał magiczny. Jednocześnie kreacja wymagała kreatywności, którą nie każdy umysł posiadał, nie każdy miał bowiem wystarczającą w sobie wrażliwość, by rozumieć materię i jej egzystencję, a potem nadać jej rolę naginając jej istnienie do własnej woli. Uśmiechnął się na jej słowa, ujmując raz jeszcze przemykającego po planszy gońca w swoim obiektywie. Nie był pewien, jakie ujęcia uchwycił aparat, ale bez wątpienia seria tych fotografii, które teraz będzie ze sobą mieszał i na siebie nakładał, będzie dla niego serią wyjątkową. Pamiątkową. Nawet, jeśli nikt nigdy jej nie zobaczy. - Jednocześnie się zgadzam, ale i nie zgadzam. - przyznał. Z jednej strony miała rację, żadna decyzja nie jest ostateczną, z drugiej? Pewne ścieżki kariery wymagały wyrzeczeń i ekstremalnych ilości pracy, co później rzutowało na to, że trudno było z nich zrezygnować na rzecz zupełnej zmiany swoich zajęć. W głowie Kane'a taka gwałtowna zmiana wydawała się wręcz niemożliwa, był osobą o tak sztywnej osobowości, że musiałby się chyba połamać, próbując teraz, no na przykład, zostać mistrzem eliksirów, czy transmutacji. Z jeszcze innej strony, kiedy słuchał Brandonówny, wcale nie uważał, że to coś dla niej niemożliwego. Miał wrażenie, że była osobą, która mogłaby całe życie żonglować swoimi pasjami, a wszystko przychodziłoby jej z tą samą nieznośną lekkością. - Będziesz chciała zobaczyć te zdjęcia? - zapytał w pewnym momencie, składając już aparat, bo i wypstrykał całą kliszę. Puścił kolejne piony w ruch po planszy- Nie wiem, czy spodoba Ci się to, co robię. Moje zdjęcia są... średnie. Ale będziesz na nich, więc... - uniósł brwi. Nigdy jakoś ochoczo nie zrywał się do tego, by pokazywać ludziom swoje prace, a jednak Vic stanowiła bardzo specyficzną koleżankę. Miał wrażenie, że ich znajomość jest trochę inna i głębsza, od tych, które zazwyczaj miewa z ludźmi, pomimo, że jednocześnie wcale nie byli specjalnie głębokimi przyjaciółmi.
+
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Naprawdę nie chciała kopnąć chłopaka i to był przypadek, więc cieszyła się, że uwierzył jej na słowo i mu to nie przeszkadzało. - To dobrze! – wyszczerzyła się do niego wesoło. – Nie chciałabym zrobić fatalnego pierwszego wrażenia. Widziała, że chłopak zdawał się dość wycofany, ale wcale jej to nie przeszkadzało. Jeżeli tylko nie planował przed nią uciekać, ona z chęcią poprowadziłaby cały dialog. Sama miała kilku bardziej powściągliwych znajomych i to nigdy nie przeszkadzało im we wspólnych rozmowach. To nie tak, że Harmony urządziła sobie właśnie polowanie na kolegowanie się z nowym uczniem, po prostu bardzo lubiła ludzi. Zdawała się zawsze promienieć w ich towarzystwie, a każda rozmowa, w której mogli wymieniać się doświadczeniami, była rozmową dobrą. A tym bardziej, jeżeli chłopak był z wymiany! Choć mogło się to wydawać nie najprostsze do osiągnięcia, Gryfonka ucieszyła się jeszcze bardziej na te wieści i ledwo co powstrzymała się przed złapaniem go za ramiona i wypytaniem o wszystkie szczegóły! Jedyne co ją zatrzymało to fakt, że mogła tym speszyć chłopaka, a tego zdecydowanie robić nie chciała. - Jin-woo – powtórzyła z uśmiechem. – Obiecuję, że zapamiętam! – mrugnęła do niego i oparła się o jeden z pionów. – Inaczej? – podjęła temat. – Faktycznie, to miejsce różni się od wszystkich innych. Jest nawet nie dzikie, a po prostu odrealnione – stwierdziła z zachwytem. – Już sama nie wiem, czy daje mi więcej weny, czy załamywania rąk, bo nie jestem w stanie w pełni go pojąć – pokręciła głową z rozbawieniem na samą myśl o swoich wszystkich próbach zrozumienia i artystycznego ujęcia Antarktydy. – No ale wymiana! – zaklaskała w dłonie, niesamowicie ciekawa jego historii. – Skąd przyjechałeś?
Jin-woo wciąż był nieco zmieszany, nie wiedział co ma zrobić gdyż gdy Harmony zaczęła do niego mówić, to ten nie zdążył się nawet w pełni wystraszyć Brunet zanim jeszcze dał jej odpowiedź na pytanie, to porozglądał się nieco po pomieszczeniu… Prawie jakby szukał drogi ucieczki. - Nie musisz zapamiętywać mojego imienia – odparł wracając na chwilę do poprzedniego tematu. – A przyjechałem z Mahoutokoro, jestem Koreańczykiem. – Odpowiedział jej w końcu, stając się nieco bardziej rozmownym niż na początku, aczkolwiek wciąż trzymał dystans. Nastolatkowi Remy wydawała się być miła… Ale aż za miła, chociaż jego myślenie mogło też wynikać z tego, że mało kto był miły w jego szkole, dlatego też nie znał do końca granic, nawet w swoim rodzinnym miasteczku miał z tym problem. Po krótkiej chwili i niedalekiego spaceru po pomieszczeniu chłopak spostrzegł, iż jego kartka zaczęła wysuwać mu się z kieszeni, tak więc już w lekkiej panice wsunął ją głębiej z powrotem. W tamtym momencie miał wielką nadzieję, że dziewczyna nic nie zauważyła… Co równało by się z cudem. Harmony jako osoba, wyglądała na taką co mogłaby zajmować się sztuką… Jednak to jej sposób bycia chyba najbardziej zaciekawił młodzieńca, chociaż ten nie chciał się tym chwalić, w końcu kto zadowolony z życia chciałby słuchać o przygnębiających i przytłaczających cytatach filozoficznych? Jin wolał się nie odzywać, albo raczej nie zaczynać nowego tematu. Nie lubił prowadzić rozmów.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Remy przyglądała się Jin-woo uważnie, starając się wyłapać jakieś drobne ruchy i gesty, które zdradziłyby trochę więcej o jego osobowości. Zawsze, gdy ktoś podchodził do niej z dużą rezerwą, starała się czytać z jego mowy ciała, co mu w rozmowie pasowało. Co prawda nie spodziewała się, że chłopak zacznie się rozglądać, jakby próbował przed nią uciec. Zdecydowanie nie była przyzwyczajona, żeby to była pierwsza reakcja jej znajomych na pogawędkę z nią. Postanowiła trochę się odsunąć, żeby dać mu więcej przestrzeni, nie chciała, żeby czuł się osaczony. I to nawet jeśli miała coraz większą ochotę faktycznie osaczyć go pytaniami, gdy tylko usłyszała o jego szkole i pochodzeniu, pojawiło się ich wiele w jej głowie. - Mahoutokoro, ale wspaniale – powiedziała, mocno gestykulując rękami, typowa rzecz, którą robiła, gdy była podekscytowana. – Ale tam musi być niesamowicie! To prawda, że wasze mundurki zmieniają kolor? – trochę randomowe pytanie, prawda, ale było wiele rzeczy, które zasłyszała i właśnie miała okazję je potwierdzić. Zdania same jej się wyrywały. – I quidditch! Podobno trenujecie go nawet przy wzburzonym morzu?! Patrzyła na niego błyszczącymi z ciekawości oczami, dopiero po chwili reflektując się, że znów zalała go słowotokiem. Cóż, czasu cofnąć nie mogła, więc pozostało jej znów miło i głupkowato się uśmiechnąć, drapiąc się przy tym po szyi. Akurat to podrapanie było jej też potrzebne do czegoś innego. Lodowe wszy, które ją dopadły, cały czas ją podgryzały. Jakby im nie wystarczyło, że już raz przefarbowały jej włosy! Kątem oka dostrzegła też kartkę, którą chłopak schował do kieszeni. Zastanowiła się, czy wypadało jej i o to pytać. Najpierw chował pióro, później papier, może coś tworzył? W zamyśleniu (i wkurzona lodowymi wszami) znów podrapała się lekko. Wielu twórców lubiło się zaszywać w mało dostępnych kątach, kiedy szukali weny. Dziewczyna zrobiła wielkie oczy i spojrzała na Jin-woo poważnie. - Ojeju, dopiero teraz o tym pomyślałam. Czy ja ci w czymś nie przeszkodziłam? – upewniła się trochę zmartwiona, nie chciała mu zajmować inaczej zaplanowanego czasu.
Młodzieniec nawet pomimo swojej introwertycznej osobowości i nie przepadaniem za modą lubił mówić o swojej szkole tak więc od razu bardziej zaciekawił się rozmową z Remy. - Cóż, mundurki męskie są prawdę mówiąc głównie purpurowe, ale w szkole używamy wielu zaklęć, które przydają się do ubrań, a nasze szaty zmieniały kolor w zależności od okoliczności. – w końcu zdołał wypowiedzieć się dłużej niż na pół zdania. – I owszem, w quidditch’a gramy nawet na wzburzonym morzu. Aczkolwiek jest to dość wymagające. – Potwierdził dodatkowo przytakując głową i nawet z uśmiechem na twarzy, lubił treningi, które wymagały od niego więcej wysiłku niż normalnie. Dłuższą chwilę mu to zajęło, ale wraz z biegiem rozmowy i czasu poczuł się nieco bezpieczniej, mimo to wciąż był wycofany i zamknięty, lecz rozmowa o szkole nie przeszkadzała mu aż tak bardzo, jak rozmowa o jego osobie. - No i faktycznie nie przyszedłem tutaj bez powodu, aczkolwiek to co chciałem zrobić, mogę zrobić później – odpowiedział jej zgodnie z prawdą, wolał jednak nie mówić co dokładnie miał zamiar tutaj robić. Bruneta z powrotem zaczęła swędzieć głowa, póki co nie miał pojęcia co go zaatakowało, ale jedne co wiedział to to, że ani trochę nie podobała mu się chęć wyrwania sobie włosów... Chyba po tej rozmowie będzie musiał udać się do smocznej szamanki aby dowiedzieć się co to za okropieństwo... A mógł słuchać gdy inni opowiadali o szczególnej ostrożności na Antarktydzie, lecz ten wolał być w swoim świecie, jak zwykle zresztą, w końcu nie przepadał za codziennym życiem, obowiązkami i innymi takimi tematami, a o wiele bardziej lubił swoją poezję, zresztą... Kto by nie lubił sobie pomarzyć i pofilozofować?
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Dużo radości sprawił Remy fakt, że Jin się trochę otworzył. Dodatkowo nie miała już takich wyrzutów sumienia, że go zestresowała, bo chłopak zdawał się trochę wyluzować. Gdy mówił o swojej szkole, Gryfonka wręcz mogła pokusić się o stwierdzenie, że się „ożywił”, chociaż było to ożywienie w granicach jego osoby. - Jak męskie są purpurowe, damskie mają w takim razie inny kolor? – zapytała i zaraz wyciągnęła swój Dziennik Przygód, żeby wszystko sobie zapisać i nie zapomnieć. Dopiero po kilku zdaniach trochę się zreflektowała. – Nie będzie ci to przeszkadzać? – wolała się co do tego upewnić. – No wiesz, że piszę – uśmiechnęła się do niego. – Uwielbiam notować nową, ciekawą wiedzę. Zapisuję tu wszystkie ciekawe przygody i informacje! – oczka znów jej rozbłysły na dźwięk o quidditchu. – O ja! Ale to musi być uczucie! – rozmarzyła się. Kochała morskie fale i uwielbiała tę grę, choć spodziewała się, że połączenie tych dwóch żywiołów mogło nie być najbezpieczniejsze. – Też grasz? Ja jestem szukającą, wiesz, z moim wzrostem wszędzie się wcisnę! – zażartowała, choć faktycznie była to jej zaleta w trakcie meczów. – A i tłuczkiem trudniej mnie trafić – wyszczerzyła się i przybrała dziarską pozę. Dobrze jej się rozmawiało z chłopakiem, może i był zdystansowany, ale przy tym był naprawdę kulturalny i miły. Miał coś w sobie z uspokajającej energii, która nawet czasem i Remy się przydawała, żeby trochę sprowadzić go na ziemię. Dlatego też nie chciała psuć tych pierwszych dobrze postawionych kroków znajomości i nie zdecydowała się na pytanie, co dokładnie miał zamiar robić. - To dobrze, nie powinieneś robić nic pilnego na feriach – doradziła mu, nie wiedząc, jak inaczej zejść z czegoś, co wyglądało na delikatny temat. – Tylko odpoczynek i zwiedzanie! Właśnie! Miałeś już okazję coś zobaczyć, czy raczej odstrasza cię to zimno?
Brunet z powrotem nieco się przestraszył słysząc jak Harmony wróciła do swojej jeszcze bardziej entuzjastycznej siebie, przez co ten chciał już zrobić krok w tył przed czym zresztą się powstrzymał. Zestresowany pokiwał głową na nie dając jej odpowiedź na pytanie o pisanie w dzienniku, pamiętniku czy czymkolwiek to było… - Kobiety w Mahoutokoro mogą nosić dowolne kimona z herbem – westchnął pod koniec. Kwestie mundurków w swojej szkole uważał za faworyzacje, skoro uczniowie i tak uczyli się zaklęć przydatnych do ubrań to czemu czarodzieje musieli nosić pełne mundurki, a czarownice kimona? Zdecydowanie stwierdził, że dziewczyny także powinny mieć konkretne mundurki. Jin-woo przed odpowiedzeniem jej na pytanie co do quidditcha spuścił wzrok i szybko zobaczył czy ma jeszcze swoje mięśnie na rękach, które wyrobił sobie na potrzeby pozycji w grze i jak się okazało, w dużej mierze mu zanikły. - Gram, byłem ścigającym ale kapitan stwierdził, że bardziej nadaje się na pałkarza – odparł, utrzymując wzrok na książce, którą Remy trzymała w ręce. – A jeśli chodzi o przygody, to raczej większość czasu przesiedziałem w pokoju, ale zimno nie jest mi jakoś szczególnie straszne. – Dopowiedział od razu odpowiadając jej na drugie pytanie. Nastolatek otrząsnął się po chwili ze swojego stresu, który trzymał się przy nim przez ostatnie parę, bądź paręnaście minut. Z jakiegoś powodu podobał mu się charakter dziewczyny, był nim wręcz zdziwiony, co było zresztą zasługą tego jak fałszywa była społeczność jego szkoły w Japonii. Wszyscy w Mahoutokoro zdawali się być mili gdy miało się znakomity gust i obszerną wiedzę na temat ubioru, lecz gdy jeden dzień przyszło się wyglądając słabiej… No to nagle chmara przyjaciół wyzywa cię od najgorszych i w taki sposób stajesz się jednym z okropnie ubierających się… Brunet zauważył, że Harmony raczej nie zwracała uwagi na ubiór, dzięki czemu Jin był w duszy zachwycony. Chłopak miał ogromną nadzieję, że w Hogwarcie pozna jakiś normalnych ludzi, no i póki co nie zdawało się to być wielkim wyzwaniem.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
- Wydaje się to trochę niesprawiedliwe – mruknęła na wieść o kimonach. – Nie wyobrażam sobie codziennie ubierać się w kimono – pokręciła głową z niedowierzaniem. – To znaczy! Nie zrozum mnie źle! – szybko się poprawiła, żeby przypadkiem nie obrazić kultury przyjezdnego. – Kimono są przepiękne, osobno forma sztuki! – westchnęła z zachwytem. – Ale mundurek dla wszystkich byłby przecież bardziej logicznych no i użytkowym rozwiązaniem. Wyobrażasz sobie wstawać dużo wcześniej, żeby się w to wszystko zawinąć? No i nie mają chyba takiej wygody i swobody w poruszaniu się. Remy z zaangażowaniem słuchała o quidditchu, spotkanie doświadczonego zawodnika było przecież fascynujące! Szczególnie, że trenował on w dużo trudniejszych warunkach. Aż się wzdrygnęła, na myśl o dostaniu tłuczkiem przy wzburzonym morzu. Jak się spadnie z miotły podczas sztormu… Było to zarazem straszne i niezwykle ciekawe, zdecydowanie brzmiało jak coś, czego chciałaby kiedyś spróbować. - W takim razie jak przyjdzie nam grać przeciwko sobie na zajęciach, muszę na ciebie uważać! Haha! – pewnie, gdyby się lepiej znali, szturchnęłaby chłopaka zaczepnie, jednak się powstrzymała. Wolała uszanować jego przestrzeń osobistą. – To dobrze, że Ci nie przeszkadza, to zdecydowanie pożądana cecha na Antarktydzie – zaśmiała się. – A jakbyś miał ochotę coś zobaczyć, mogę Ci polecić kilka sprawdzonych miejsc! Zaskakująco dużo przygód czeka tu na każdym kroku! Gryfonce bardzo miło się z chłopakiem rozmawiało i aż zaskakującym było, że tak spasowali energiami, mimo jasnych różnic w charakterze. Byłoby jeszcze lepiej, gdyby nie te cholerne, lodowe wszy, które cały czas podgryzały jej głowę. W dodatku sprawiały, że trochę trudniej zaczynało jej się myśleć. No tak, chwilowe przyćmienie. Dziewczyna zdążyła zauważyć, że chłopak też zdawał się mieć z nimi problem i choć do tej pory nie poruszała tego tematu, dla niektórych był krępujący, to stwierdziła, że lepiej było się odezwać, skoro efekty już tak działały. - Ciebie też dopadły? – zapytała i wskazała na jego włosy. – Paskudne istoty. Lepiej usiądźmy, zaraz może nam się zacząć trochę od nich kręcić w głowie. Nic strasznego, parę minut trzeba przeczekać – powiedziała i sama usiadła, opierając się o jeden z pionów, przygotowując się na chwilowe oćmienie.
Victoria przez długi czas wychodziła z założenia, że każdy czarodziej jest w stanie stworzyć coś z niczego, jedynie jeśli będzie używał odpowiednich zaklęć, jeśli będzie skoncentrowany na tym, co chciał osiągnąć. Kiedy jednak zaczęła pracować nad miotłami, kiedy Larkin pokazał jej, jak sam pracuje nad obróbką drewna, zrozumiała, że się myliła, że w jej spojrzeniu było wiele błędów, jakie powinna była prędko wykluczyć, by móc sięgać dalej. Potrzebowała nauczyć się, jak dostrzegać piękno, jak je wydobywać z tego, co się przed nią znajdowało. Potrzebowała czegoś więcej, niż prostego rzemiosła, ale to nie było jednocześnie coś, co mogło wydarzyć się już teraz, co mogło spotkać ją w każdej chwili, co mogło stać się, gdy pstryknie palcami. Czasami, jak w tym wypadku, trzeba było po prostu czasu. - W pełni to rozumiem - przyznała, uśmiechając się lekko. - Ostatecznie to dość złożone zagadnienie i nie da się go tak po prostu ułożyć w głowie w tę, czy tamtą stronę. Może być dobrze, a można odnieść porażkę, jeśli tylko spróbuje się sięgnąć po coś, co mimo wszystko znajduje się daleko poza naszym zasięgiem - stwierdziła, kiwając głową, bo miała świadomość, że faktycznie, każdy medal miał dwie strony. Nigdy nie należało zakładać, że ta, na którą się spoglądało, była tą jedyną i prawdziwą. Nauczyła się tego z czasem, dojrzała do tego, by dostrzegać takie różnice, takie drobne niuanse, które całkowicie jej umykały, gdy była młodsza. Teraz jednak je widziała, tak samo, jak miała świadomość, że czarodziej dobry we wszystkim, nie jest dobry w niczym. Że człowiek nie może całe życie gnać na złamanie karku, wierząc w to, że zdobędzie wiedzę w każdym dosłownie temacie. - Oczywiście, że tak. Jestem bardzo ciekawa tego, co tworzysz - przyznała, kiedy ona również wykonała swoje ruchy na planszy. Zastanawiała się przez chwilę, czy Basil wstydził się tego, co robił, czy wstydził się sztuki, jaką się parał, czy chodziło o coś innego, ale ostatecznie pokręciła głową. Wiedziała, że to wcale nie było proste, że w twórczość faktycznie należało włożyć wiele serca, a nie wszyscy to doceniali. Ona nie była najlepszym odbiorcą prawdziwych dzieł sztuki i doskonale zdawała sobie z tego sprawę, ale uznała, że zdecydowanie może pochylić się nad tymi zdjęciami, tak, jak pochylała się nad obrazami Lei. Na razie jednak mieli partię szachów do dokończenia i zajęło im to jeszcze nieco czasu. Victoria była z tego powodu zadowolona, bo mimo wszystko nie pozwalała na to, by jej umysł zastał się na tych feriach i cieszyła się taką prostą rozrywką, jaką zapewnił jej w tej chwili Basil.
Nastolatek zareagował cichym śmiechem na oburzenie Remy, poniekąd spodziewał się takiej reakcji, w końcu większość osób reaguje w ten sposób na wieść, że musieliby codziennie rano owijać się w tak wiele warstw kimona by udać się do szkoły. Mundurki to zdecydowanie lepsze rozwiązanie. - Rozumiem co miałaś na myśli, też sądzę, że to niesprawiedliwe… Po za tym słyszałem, że wiele czarownic z Mahoutokoro także denerwują się przez te kimona – powiedział spokojnie. Brunet na szczęście był już mniej zestresowany, choć wciąż musiał uważać… Znaczy się, nie musiał, lecz wolał uważać… Tak na wszelki wypadek. - A jeszcze co do quidditcha, żebyś miała na co uważać to z powrotem muszę trenować. – prychnął śmiechem wręcz zażenowany samym sobą. – Zimno prawdę mówiąc nigdy nie było mi aż tak straszne… Może to dzięki treningom przy wzburzonym morzu, łatwo było tam zamarznąć. – Dopowiedział drapiąc się po karku przez głupie wszy. Okropnie denerwowały go te niecne stworzenia, chciał spokojnie spędzić swoje ferie zimowe, nad kartką papieru i herbatą, bez chorób… Lecz jak widać nici z tego. Los chciał inaczej. - Niestety, ale tak – westchnął i już bez słowa także zsunął się na ziemię po ścianie. Teraz tą dwójkę dzieliły od siebie około 2 metry i wciąż byli naprzeciwko siebie. Jin z powrotem miał ogromną chęć pisania, mimo to powstrzymał się od wyjęcia swojej kartki, wolał nie ryzykować prośbą o pokazanie swoich wierszy... Aczkolwiek los postanowił go zaskoczyć, gdyż kartka sama wysunęła mu się z kieszeni i to prawie całkowicie, co chyba zresztą było winą jego zejścia na ziemię.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Dziewczyna w pierwszej chwili aż wyżej podniosła głowę z zaskoczeniem, ale kiedy spojrzała na twarz chłopaka, wiedziała, że jej się nie wydawało. Pierwszy raz od jej zagadnięcia Jin się uśmiechnął i nawet lekko zaśmiał! Cała twarz Remy rozpromieniała się, a oczka jej zaiskrzyły. Uwielbiała widzieć, jak inni mieli dobry humor, a fakt, że trochę mogła na to wpłynąć wspólna rozmowa jeszcze bardziej przysparzał jej radości. - Czyż nie? Wyobrażasz sobie codziennie wstawać i robić mumifikację w pięciu warstwach materiału? – zażartowała, widząc, że humor dopisywał. Już w ogóle zachwycona była przy rozmowie o Quidditchu, widziała jak bardzo Jin się otworzył i, chociaż przyjemnie jej było integrować się z jego cichą i spokojną wersją, to teraz było po prostu innym rodzajem radości. A dodatkowo znaleźli jakiś wspólny temat, więc już w ogóle dialog zaczął się kleić! Remy była bardzo społeczną osobą i promieniała, gdy inni się cieszyli. - No nie wiem – spojrzała na niego podejrzliwie, pozwalając sobie w ten sposób na drobne wygłupy. – Ja tam wolę zachować ostrożność, nigdy nie wiadomo, z której strony uderzy cię tłuczek. I jestem pewna, że jak wrócimy do Hogwartu, to będziesz miał do tego okazję! Dziewczyna usiadła i oddychała głęboko, czekając jak zawroty w głowie jej przejdą. Wiedziała, że przyćmienie nie potrwa dłużej niż piętnaście minut, więc po prostu zamknęła oczy i czekała. Po kilku chwilach zmysły zaczęły jej się uspokajać, a ona otworzyła oczy. I zobaczyła kartkę, która wypadła Jinowi z kieszeni. Nie chciała jej dotykać. Raz, że jeszcze miała trochę zawrotów, więc wstawanie nie byłoby najjaśniejszym z pomysłów. A dwa, że chłopak już wcześniej nie wyglądał, jakby chciał, żeby ktoś dotykał tego, co tam było napisane. Widziała jednak wyraźne, że na kartce było coś zapisane wierszem. Czyli miała rację, artysta. - Coś ci chyba wypadło – pokazała kiwnięciem głowy na kartkę. – Wybacz, że spytam, ale czy Ty piszesz? – była naprawdę ciekawa, jako dumna posiadaczka artystycznej duszy lubiła rozmowy o sztuce z innymi.
Harmony według Jin-woo była jedną z tych popularniejszych z ich roku, co lekko przerażało bruneta gdyż nie miał on za miłych wspomnień jeśli chodzi o tych „Najbardziej popularnych dzieciaków” z Mahoutokoro. Nastolatek nie przepadał za znanymi osobami, zwłaszcza szkole… Remy jednak nie zdawała się być wredna dla tych z niższej rangi, jak to zwykle bywa… Wręcz przeciwnie, była dla każdego jak promyczek, cały czas uśmiechnięta, nie przeszkadzało mu to ani trochę… Aczkolwiek cały czas obawiał się samotności, w końcu jakby pokłóciłby się z tą dziewczyną, to nagle cały jego rocznik i inne osoby byłyby przeciwko niemu… Albo raczej tak on to sobie wyobrażał. Na parę chwil odleciał myślami, lecz na ziemię wrócił w idealnym momencie. Jeszcze trochę w swoim świecie przytaknął jedynie głową na jej wspominkę o kimono. - Serio mówię, muszę wrócić do stałych treningów bo aktualnie nie miałbym siły na nic, kompletnie – westchnął i ponownie rozejrzał się po pomieszczeniu zachwycając się widokowi, z ziemi pokój do lodowych szachów był jeszcze bardziej oszałamiający niż normalnie. Wrócił w końcu wzrokiem na Remy, gdy ta wróciła do rozmowy i wskazała na kartkę leżącą na ziemi. Brunet w panice podniósł ją i schował z powrotem do kieszeni. - Cóż… Nie lubię się tym chwalić… Ale można tak powiedzieć, staram się – odpowiedział jej dość niechętnie, humor mu zniknął, już nie był tak uśmiechnięty. Bardzo rzadko odpowiada na pytania o jego twórczości, a jeszcze nigdy nie powiedział o tym wprost.
+
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
- Też mówię serio – zapewniła z uśmiechem. – Do drużyny chyba by ci dojść nie pozwolili – zastanowiła się na głos, chociaż nie sądziła, żeby to było możliwe. – Ale na pewno możesz poprosić o dołączenie do treningu! Może akurat któryś z kapitanów się zgodzi. A nasze treningi są super! – podekscytowała się, bo bardzo lubiła grać w drużynie. Na co dzień uprawiała sport jako solistka, dlatego tak dużo radości czerpała, gdy mogła bawić się i walczyć o zwycięstwo z innymi ludźmi. Było to zupełnie odmienne uczucie od tego, gdy wiedziała, że tylko ona jest na lodzie i nikt jej nie może pomóc, jeżeli coś popsuje. Na boisku stała za nią cała ekipa. W pierwszej chwili wydawało się dziewczynie, że dobrym pomysłem byłoby zwrócenie uwagi na kartkę, jednak, kiedy zobaczyła, jak bardzo chłopak się speszył, a zaćmienie w głowie spowodowane wszami w pełni minęło, już wiedziała, że to wcale nie było tak dobre. Rezerwa Jina wróciła na miejsce jego pierwszych uśmiechów i Remy przeklęła się w głowie, że nie wyłapała wcześniej, jak grząskim mógł być to dla niego temat. Nie chciała wprowadzić go w dyskomfort. Postanowiła podzielić się więc swoim artystycznym doświadczeniem otwarcie, żeby nie czuł się wypytywany. - Ja tańczę… Na lodzie to znaczy, no i wodzie. Łyżwiarstwo figurowe – uśmiechnęła się i podrapała po głowie wstając, trochę z uczucia głupkowatości tej sytuacji, trochę jednak przez wszy. – Sztuka jest wspaniałą rzeczą, daje wiele radości – wyćwierkała zachwycona i spojrzała delikatnie na Jina, jakby chcąc go zapewnić, że nie będzie naruszać jego granic. – Dobrze, że masz coś swojego. Nie zamierzała wypytywać go o to, co tam pisał i czym dokładnie się zajmował. Wiedziała, że to jego prywatna, cenna rzecz. Widziała to po nim i miała zamiar to uszanować. Otrzepała swoje ubrania, poprawiła kurtkę i upewniła się, że nic z jej Dziennika nie wypadło, po czym powiedziała: - Będę się już zbierać. Zabrałam ci wystarczająco czasu – zaśmiała się i uśmiechnęła promiennie. – Ale dziękuję, że chciałeś mi go poświęcić. Było mi bardzo miło cię spotkać Jin-woo. Mam nadzieję, że się jeszcze tu zobaczymy – i z tymi wesołymi słowami na ustach wyszła, dając mu przestrzeń, której chyba potrzebował.