Na tak fajnej górce, jak ta koło wioski, nie może zabraknąć toru saneczkowego. Krasnoludy z radością przygotowały kilka niewielkich saneczek, by popatrzeć, jak czarodzieje sobie poradzą z wyścigami. Wzięcie udziału w wyścigu wiąże się z napisaniem w wyścigu co najmniej dwóch postów!
Etap 1:
Przed Tobą trudne zadanie. Musisz zdobyć sanki! Jest ich ograniczona ilość, więc lepiej sie spiesz! Rzuć k6 by dowiedzieć się, na czym zjeżdżasz.
1 - …karton, nie starczyło Ci sanek (-5)
2 - sanki z połamanym siodełkiem, musisz na nich kucać (-1 ale jeśli trafisz na sosnę, to możesz z nich łatwo uskoczyć!)
3, 4, 5 - normalne sanki
6 - turbo sanki 2000 (+5)
Etap 2:
Zjazd! Rzuć kością liter, by zobaczyć, jak Ci idzie. A - Śniegowa hopka! (+10) B - Z górki! +5 C - Prosta trasa bez szaleństw 0 D - Spadasz z sanek już na start, szybko wstawaj, bo wstyd… (-5) E - Z górki! +5 F - Pędzisz z wiatrem jak strzała +10 G - Uwaga sosna! (-5) H - Wpadasz na innego uczestnika (NPC), zdenerwowany wyrzuca Ci sanki w zaspę (-5) dalej zjeżdżasz bez sanek. Jeśli nie masz sanek, tylko karton, kradniesz sanki tego uczestnika! (niwelujesz -1 za karton) I - Poślizg! Rzuć k6: parzysta: poślizg do przodu, wioo! +5 nieparzysta: wirujące ostrze śmierci -1 J - Zbaczasz z trasy, wypadasz z lokacji i wpadasz do oczka w lokacji "Staw magi-karpi" - dyskwalifikacja
Etap 3:
Finisz, czy mniej, czy bardziej efektowny, zależy od Ciebie! Rzuć k100 i dodaj wszystkie efekty.
Wyniki::
Powyżej 85 - kibicujące krasnoludki przybiegają złożyć Ci gratulacje, sprzedawca ze sklepiku z pamiątkami jest pod takim wrażeniem, że daje Ci kupon zniżkowy 15g na swoje towary! …jeśli kupisz co najmniej 3 przedmioty.
Poniżej 20 - Schodząc z sanek, na samej mecie, wywalasz się niefortunnie i kończysz z połamaną ręką. Gdyby to chociaż było bohaterskie złamanie w trakcie wyścigu… Lepiej, żeby ktoś na to spojrzał.
______________________
Autor
Wiadomość
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
Zaśmiała się na jego wytłumaczenie na jej wcześniejsze naśmiewanie się. – No, lekcja na przyszłość. Nigdy się ze mną więcej nie zakładaj w wyścigach, bo mam wybitne umiejętności saneczkarskie – stwierdziła radośnie, oczywiście naciągając rzeczywistość, bo prawda była taka, że miała po prostu farta z tą wygraną. A może to wizja swojej własnej rzeźby napędzała ją tak bardzo, że udało jej się dotrzeć na metę jako pierwsza. Nie nękała go jednak więcej swoją wesołością związaną z wygraną, bo skoro i jego żądza zakładania się była większa z powodu dziwnej przypadłości to podejrzewała, że i smak porażki był dla niego wyjątkowo gorzki. Dlatego udała się po grzańce na osłodę i ze zdziwieniem uniosła brwi na widok szkicownika. W pierwszej chwili stwierdziła, że już zaczął wstępny projekt obiecanego posągu, ale ważniejszy był toast niż doszukiwanie się powodów jego nagłej weny. Kiwnęła głową z ulgą, gdy zapewnił ją, że wszystko ok. – Uff, bo już się bałam, że będę musiała zamienić się w pielęgniarkę, a uwierz, nie chciałbyś tego. Ale mam znacznie lepsze lekarstwo – pomachała z entuzjazmem kubeczkiem z grzańcem, tak jakby alkohol był remedium na wszelakie dolegliwości. Na jej twarzy odmalowało się rozczarowanie, bo chociaż złodziejką nie była to już oczami wyobraźni widziała jak urządza sobie pijackie wyścigi na turbosankach z przyjaciółmi na górce za domem. – Szkoda. To znaczy nie szkoda, bo nie muszę nic podpierdalać, ale szkoda, bo turbosanki są nie do podrobienia i nie podrasuję takich zwykłych transmutacją – zerknęła na kartkę, z fascynacją patrząc jak Larkin pewnie kreśli szkic. – Wracam do domu! Gdybym oznajmiła Fiadh, że zostaję w zamku to przyjechałaby po mnie z taką eskortą i wrzaskiem, że usłyszałbyś to nawet w Azkabanie – zaśmiała się; tak naprawdę wystarczyło powiedzieć imię jej matki, żeby LJ wiedział jaka jest decyzja odnośnie spędzenia świąt. – A ojczym osiwiałby z żalu, zwłaszcza, że Ricky zostaje w Czechach. Mam już naszykowany dla nich cały kufer prezentów, nie wiem jak to przewiozę do Irlandii. A ty? Jakie masz plany? I co z sylwestrem? – zapytała ciekawsko i upiła kolejnego łyka grzańca, po którym omal się nie zakrztusiła ze strachu na widok kogoś przejeżdżającego w oddali na sankach. – No chuj by to strzelił, myślałam, że z wrażenia po wyścigu mi przeszło.
Nie mógł nie uśmiechać się, kiedy słyszał, jak bardzo zależało Marli na tych turbosankach. Przyglądając im się uważnie w trakcie nanoszenia szkicu, doszedł do wniosku, że tak naprawdę byłaby zdolna je wykonać, jeśli podstawę miałaby z odpowiednio lekkiego, ale trwałego materiału. Z transmutacją na pewno znalazłaby kogoś, kto mógłby jej pomóc. Nie odezwał się jednak, uznając, że mimo wszystko nie była to jego sprawa i skupiał się na szkicowaniu. W ten sposób nie myślał o zawrotach głowy, o tym, że było mu niedobrze i najchętniej wróciłby do domu, ale teleportacja przy takim stanie skończyłaby się jeszcze gorzej dla jego żołądka. Był tego pewien. - Nie ośmieliłbym się podważać twoich pielęgniarskich zdolności, ale rzeczywiście to lekarstwo jest świetne - zaśmiał się po tym, jak z kolejnym łykiem wina zawroty głowy stały się przyjemniejsze a rozgrzany żołądek nie szarpał tak mocno. Po chwili odłożył szkicownik na kolana z niedokończonym odwzorowaniem turbosanek, gdy tylko temat zszedł na świąteczne plany. Jak tylko Marla zaczęła odpowiadać, zdał sobie sprawę, że spodziewał się takiej odpowiedzi i tak naprawdę nie musiał pytać. Uśmiechnął się nieznacznie, starając się nie pokazać swojego rozbawienia, choć jednocześnie mógł powiedzieć, że rozumiał jej matkę. Też lubił rodzinne święta, w pełnym gronie. - Liczę na to że Lei wróci na święta, ale w domu w każdym razie. Co do sylwestra… - zaczął, urywając żeby napić się wina i w ten sposób jakoś zapanować nad sobą, choć jego włosy zaczęły nieznacznie się rozjaśniać, zdradzając emocje, jakie nim targały. - Wybieram się z Victorią na bal w Hogwarcie. Chciałem zaprosić ją gdzieś do Londynu, między mugoli, ale myślę że z taką propozycją poczekam do następnego roku - odpowiedział w końcu, spoglądając krótko na przyjaciółkę. Wiedziała o jego zadurzeniu w Brandon, które z czasem nabrało mocy, stając się w końcu jednym z ważniejszych uczuć. Nie było łatwo jednak przebić się przez wrażenie, jakie po sobie zostawił, gdy jeszcze wspólnie chodzili na zajęcia. Jednak nie narzekał, widział, że mimo wszystko teraz działo się lepiej. Zupełnie, jakby musieli przestać widywać się codziennie, żeby naprawdę zacząć rozmawiać. Widząc, jak Marla podskakuje, Larkin nie zdołał powstrzymać krótkiego parsknięcia. Wiedział, że nie było w tym nic zabawnego, ale kiedy Marla wyglądała jak wystraszony chomik, była zwyczajnie zabawna. - Myślę że Wenus na sankach powinna mieć właśnie taki wyraz twarzy - powiedział, zmieniając na chwilę swój wygląd, przybierając wizerunek przyjaciółki, żeby dokładnie widziała, jak przed momentem wyglądała.
+
______________________
ti dedico il silenzio
tanto non comprendi le parole
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
– Błąd, nigdy nie pozwalaj mi rzucać zaklęć z zakresu magii leczniczej, bo zamiast zniwelować ból w ręce jestem w stanie ją po prostu złamać – oceniła swoje uzdrowicielskie umiejętności. Jednak na całe szczęście dla niego, nie czekał go bolesny ratunek a miła degustacja lokalnego grzańca. Uśmiechnęła się, kiedy Larkin oznajmił, że święta także spędza w domu – i to właśnie ten fakt zwaliła na to, że zjaśniały mu włosy. Po chwili jednak już wiedziała co jest powodem intensywnych emocji przyjaciela; uśmiechnęła się jeszcze szerzej i szturchnęła go delikatnie w ramię. – FE NO ME NAL NIE! Merlinie, jak cudownie!! Tak się cieszę, że w końcu coś między wami ruszyło do przodu. Pamiętaj koniecznie o pocałunku o północy – zachichotała wesoło, szczerze ekscytując się tym, że LJ i Victoria coraz bardziej mają się ku sobie i zaczynają się dogadywać. – Masz już odpowiednią kreację? Stresujesz się? Przyniesiesz jej kwiaty? Odbierzesz ją z domu czy spotkacie się na miejscu? Opowiadaj. O matko, tak się jaram jakbym to co najmniej ja szła na randkę – rzucała pytaniami i trajkotała, skutecznie wypierając ukłucie w sercu związane z niedawnym rozstaniem, ale ważniejsze dla niej było teraz szczęście Swansea, któremu życzyła przecież jak najlepiej. Falę radości bezczelnie przerwały jej złowrogie sanki, na widok których omal nie umarła. Gdy już opanowała kaszel, pokręciła głową na parsknięcie przyjaciela, który miał super ubaw z jej irracjonalnego strachu i dopiero na widok swojej miny sprzed kilku sekund, wybuchła głośnym śmiechem. – O boże, czy ja mam taki ryj prawie cały dzień? Jeśli tak to podziwiam, że powstrzymujesz się od chichotu – zauważyła i zgarnęła w dłoń garść śniegu, który posłała prosto w twarz Larkina, robiąc przy tym niewinną minę. Jeszcze chwilę posiedzieli przy torze wyścigowym, dopili grzańca i ruszyli w stronę wioski, zawzięcie dyskutując na temat sylwestra – a raczej ona dopytywała go o wszystkie szczegóły, wymuszając na nim coś więcej niż odpowiedź „tak”, „nie” czy „nie wiem” – i beztrosko spędzając razem resztę popołudnia.