Choinka życzeń znajduje się oczywiście na centralnym placu świątecznej wioski. Jest to ogromne, puszyste drzewo, pokryte dziesiątkami, setkami, a może i tysiącami kokardek i bombek, mieniących się różnymi kolorami w świetle magicznych, lewitujących świec. Choinka nazywana jest choinką życzeń, gdyż w koszach pod nią znajdują się otwierane bombki, do których można włożyć karteczkę ze swoim świątecznym życzeniem. Jak takie małe krasnoludy zawieszają bombki tak wysoko? Ależ to banalnie proste, wystarczy podejść z ozdobą w ręku do drzewka, a podrywa się ona w powietrze i sama zawiesza w najładniejszym dla siebie miejscu.
______________________
Autor
Wiadomość
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
To, że przychodził do niego z prośbą, że atakował go pytaniami, mimo wszystko zdaniem Maxa nie dawał profesorowi prawa do tego, żeby próbował go pocieszać, czy coś mu tłumaczyć. Chłopak należał do tych osób, które potrafiły bronić się w mało zrozumiały sposób, które uciekały, gdy coś nie szło po ich myśli i dokładnie tak było w tej chwili, gdy po prostu bronił się i przy okazji strzelał oczami dookoła nich. Chcąc się na czymś skupić, żeby przypadkiem czegoś nie rozpierdolić, Max sięgnął po jedną z bombek, niezbyt okazałą, o zdecydowanie głębokiej, czerwonej barwie, która nieodzownie kojarzyła się z ogniem. Było w niej coś przyciągającego, coś dziwne kuszącego, a jednocześnie irytującego, ale to pomagało mu nie koncentrować się na konieczności tłumaczenia swoich zachowań, na konieczności wyjaśnienia, dlaczego nie zwykł rozmawiać o swoim darze i z jakiego powodu nie znosił, kiedy inni próbowali przekonać go, że to było coś na swój sposób dobrego, pięknego albo stanowiło jego niezniszczalny element. Przez chwilę wpatrywał się w swoje zniekształcone odbicie, mając wrażenie, że w tym, co powiedział profesor, było coś bardzo ważnego. Wykorzystywane do wojen. Może to nie do końca było to, a może właśnie to był problem, jakiego Max próbował dotknąć, a jednocześnie nie był w stanie tego zrobić, nie do końca wiedząc, o co dokładnie chodziło. Zaraz jednak parsknął, gdy usłyszał kolejne słowa Atlasa, spoglądając na niego uważnie, a w jego ciemnych oczach czaiło się zrozumienie i jednocześnie zaciekawienie, jakiego nie zamierzał ukrywać, przed którym nie zamierzał się chronić. Wiedział, że żadna syrena nie będzie znajdowała się długo poza zbiornikiem wodnym, czekając na atak i właśnie z tego powodu cała ta sprawa była dla niego niesamowicie dziwna. - Rezerwat. I wiem, że to może być efekt tego, co się wydarzyło, ale sam pan zauważył, profesorze, że żadna syrena nie będzie leżała sobie na brzegu i czekała na atak. Ale gdyby to było to, co już się stało, to ta syrena byłaby martwa - zauważył, uśmiechając się gorzko do starszego mężczyzny, jakby miał ochotę wytknąć mu, że teraz to on zachowywał się nieco protekcjonalnie i niejako zarzucał mu kłamstwo dotyczące tego, że to, co widział, spełniało się tak, jak widział. Nie każdy jasnowidz odczytywał bzdurne wierszyki, nie każdy również musiał czytać ze wstęg, fusów i temu podobnych rzeczy. Max oglądał nieme filmy, piękne obrazy, które przeradzały się w coś strasznego i tylko raz, kiedy sam sprowokował jasnowidzenie, doświadczył prawdziwego chaosu i szału. Zastanawiając się nad pytaniami Atlasa, starając się przypomnieć sobie dokładnie obraz, jaki widział, ten ogon, który był zniszczony, Max ostatecznie zapisał swoje życzenie, pozwalając, by bombka uleciała gdzieś w górę, a następnie odetchnął, przyznając, że to, co widział, przypomina mocno wyblakły delikatny ogon. Najpewniej dawniej połyskliwie niebieski albo fioletowy, o żywej barwie, teraz wyglądający, jakby został zadrapany w wielu miejscach, otarty i spalony. Pokręcił zaraz lekko głową i westchnął cicho. - Może się na tym nie znam, ale to na pewno nie był tryton, to bym rozpoznał. Syreny się aż tak od siebie różnią? W sensie, w zależności od tego, gdzie żyją? Te w rezerwacie też mogą być różne? - zapytał jeszcze, mając świadomość, że obaj byli już znużeni tą rozmową, ale jednocześnie wiedział, że wie więcej, niż wcześniej, a jego obawy jedynie się pogłębiły.
Tak, sytuacja, jaka wynikła w rezerwacie była zastanawiająca. Sam Rosa myślał, dlaczego nic nie było słychać o tym, czy Ministerstwo w ogóle interesuje się sprawą tego zaprószenia. Pożar był na tyle rozległy, że trudno byłoby założyć, że to przypadek, bądź wypadek przy pracy. Jednak pomimo strasznych wydarzeń, które się jedynie mnożyły, Ministerstwo zdawało się być równie nieporadne, co za czasów wielkiej wojny czarodziejów, kiedy to od wewnątrz było sabotowane przez popleczników czarnego pana. Pokiwał głową, idąc za tokiem myślenia gryfona. Gdyby syrena była wyrzucona na brzeg, rzeczywiście podatna byłaby na wszystkie możliwe ataki. Jej zakres ruchów był ograniczony, a dłuższy pobyt poza wodą prowadził do zgonu. Co mogło jednak wyrzucić syreny na brzeg? - Rozumiem. - podsumował- Mimo wszystko może podeślę panu parę albumów z rycinami zarówno syren i trytonów, jak i atlasów zawierających dokumentacje medyczne po atakach smoków. Nie jest to przyjemny widok, ale może taka lektura pomoże panu rozwikłać, do czego najbardziej podobne są obrażenia z wizji. - zaproponował, starając się zanotować w pamięci, by wysłać mu skrzatem domowym w szkole kilka ze swoich książek, które trzymał w gabinecie- Musi mi pan wybaczyć, ale obowiązki mnie wzywają. Obiecałem pannie Horvath rundkę po lodowisku. - uśmiechnął się wesoło, kręcąc głową- Proszę się tym tak nie frasować, jestem pewien, że znajdziemy jakieś rozwiązanie. - zapewnił łagodnym i suchym tonem belfra. Pożegnali się ze sobą i każdy udał w swoją stronę.