C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Osoby: Christopher Walsh i @Joshua Walsh Miejsce rozgrywki: Dom Walshów Rok rozgrywki: 1.10.2022 Okoliczności: Poranek po tym, jak Christopher odzyskuje pamięć po nałożonej na niego w Avalonie klątwie.
Obudził się z przemożnym, irracjonalnym uczuciem gniewu. Poruszył się niepewnie na kanapie, przez krótką chwilę zastanawiając się, co on właściwie tutaj robił, nim ostatecznie usiadł, odrzucając bardzo gwałtownie koc, czując, jak policzki zaczynają palić go głębokim rumieńcem. Christopher nie był jedynie pewien, czy tak bardzo działał na niego wstyd, czy może jednak gniew, który zapalił się w jego sercu na wspomnienia pewnych słów wypowiedzianych przez jego męża. Tym bardziej że właśnie w tej chwili wszystko w jego głowie jakby się rozwiązało, a wspomnienia, jakie do tej pory znajdowały się za mgłą, stały się jasnymi, wyraźnymi obrazami. Nic zatem dziwnego, że wspomnienie o braku szczęścia, o tym, że to na pewno nie ta radość, spokój i spełnienie były powodem utraty pamięci, spowodowała, że zielarz po prostu zerwał się ze swojego miejsca, wydając z siebie przy tej okazji naprawdę zirytowany pomruk. Nie zwracając na nic uwagi, nawet na to, że nie miał na nosi okularów i wszystko było nieco rozmazane, wbiegł na piętro, by niemalże trzasnąwszy drzwiami, wpaść do sypialni. Miał nadzieję, że Josh jeszcze spał, że był w domu i nie będzie musiał go nigdzie szukać albo siedzieć, jak skończony głupiec i czekać na jego powrót. Najwyraźniej jednak los mu sprzyjał, bo okazało się, że starszy mężczyzna wciąż znajdował się na łóżku, najwyraźniej pogrążony we śnie. Chris aż sapnął z irytacji, mając wrażenie, że fala rozszalałych uczuć przelewa się przez niego z taką siłą, że nie był w stanie jej w tej chwili powstrzymać. Niemalże, jakby czuł, że za chwilę to wszystko rozsadzi go od wewnątrz. Nie czekając na nic więcej, przemierzył pokój w dwóch krokach i wskoczył na łóżko, przygważdżając Josha do materaca, jedynie po to, żeby z całej siły uderzyć go otwartą dłonią w tył głowy. Uderzenie było doskonale słyszalne, nie mówiąc o tym, że było zapewne doskonale wyczuwalne dla obu stron tego niemego - na razie - konfliktu. Christopher czuł nawet, jak bardzo zapiekły go palce, co oznaczało, że faktycznie w tej akurat chwili nie żałował sobie siły. Nie ulegało jednak wątpliwości, że furia, jaką czuł, była w tej chwili mocniejsza od poczucia wstydu, zażenowania i rozgoryczenia tym, co ich spotkało. Co jego spotkało, tylko dlatego, że był człowiekiem lubującym się w wyjaśnianiu wszelkich wątpliwości. - Nie byłem dostatecznie szczęśliwy? - warknął z irytacją, nie przejmując się tym, że Josh z całą pewnością nie miał pojęcia, co się w tej chwili dzieje. - Jakie bzdury chciałeś mi jeszcze wcisnąć, co? Może znowu zaczęło ci się wydawać, że wiesz lepiej, co czuję? - dodał, ale tym razem zabrzmiał nieco bardziej, jak zranione zwierzę. Nie zmieniło to jednak faktu, że dociskał męża do materaca z całą siłą. Niemałą. Wiedział z doświadczenia, że kiedy tylko chciał, był w stanie zablokować Josha, uniemożliwić mu wyrwanie się, czy coś podobnego i dokładnie to robił w tej chwili, trzymając go blisko siebie, zupełnie, jakby chciał mu powiedzieć, że jeden, najdrobniejszy nawet ruch, może go całkiem sporo kosztować. Były rzeczy, które musieli sobie wyjaśnić, to nie ulegało wątpliwości, ale w tej konkretnej chwili Chris musiał przede wszystkim wyrzucić z siebie ten gniew, który niemalże go gotował, który powodował, że miał ochotę wybuchnąć, jak jakiś garnek, w którym wrzało pod przykryciem. Nie miał ochoty na więcej podobnych przygód, nawet jeśli wiedział, że to była jego wina, ale nie miał również ochoty na wysłuchiwanie kolejnych bzdur z ust Josha.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Josh nie pamiętał, jak doszło do tego, że spał w ich sypialni. Nie miało to znaczenia, gdy niemal zasnął, zanim dotknął głową poduszki, wymęczony wszystkim, co działo się ostatnimi czasy. Coraz mocniej doskwierał mu brak męża, choć nie mógł narzekać na brak przyjaciela, jakiego miał w Chrisie. To jedno przynajmniej się nie zmieniło, ale to było za mało. Przynajmniej w snach wszystko było takie, jak powinno, choć i to się zmieniło, gdy poczuł mocne uderzenie w tył głowy. Gwałtownie otwarł oczy, próbując zorientować się w sytuacji, zrozumieć czym jest ciężar, który nagle poczuł na sobie, co uniemożliwia mu poruszenie się. Wszystko stało się jasne, kiedy tylko usłyszał pełne gniewu słowa Chrisa, na którego spojrzał z chwilowym niezrozumieniem, zaskoczeniem. Nie potrzebował jednak niczego więcej, aby zorientować się, o czym właściwie mówili, co się najwyraźniej stało. Choć nie raz myślał, że gdy tylko jego mąż odzyska swoje wspomnienia, on sam ucieszy się, poczuje ulgę, w tym momencie nic takiego nie nastąpiło. Za to rosła i w nim irytacja, złość na gniew męża, na nie zrozumienie tego, o czym wtedy mówił i doszukiwanie się czegoś innego. Spróbował przewrócić się na plecy, żeby leżeć wygodniej pod Chrisem, nieznacznie rozmasowując bolącą głowę. - Nie powiedziałem, że nie byłeś szczęśliwy. Twierdziłem, że nie byłeś zbyt szczęśliwy. Myślisz, że przyjemnie było słyszeć, jak zaczynasz uważać, że zapomniałeś o mnie, bo byłeś zbyt szczęśliwy ze mną? Bo oczywiście miała to być kara za co? Za to, że planowaliśmy znaleźć wspólny dom, zamiast mieszkać w tym? Za to, że w końcu przebrnęliśmy przez temat ukrywania przeze mnie spraw dotyczących rodziny i mogliśmy spróbować iść dalej? W którym miejscu byłeś zbyt szczęśliwy, żebyś zasługiwał na utratę pamięci?! - odwarknął, uderzając męża w tors. Nie próbował się nawet powstrzymać przed ciosem, który nie należał do najlżejszych, choć całe jego ciało zdawało się jeszcze nieznacznie omdlałe po śnie, nie w pełni rozbudzone. Nie próbował również przepraszać za swoje słowa, dyktowane tym, jak się poczuł słysząc wtedy słowa Chrisa, pamiętając dobrze, jak było. Nie twierdził, że nie byli szczęśliwi, wręcz przeciwnie, ale nie uważał również, aby byli zbyt w jakimkolwiek znaczeniu. Uważał, że obaj zasługiwali na szczęście, którego doświadczali i na to, które miało przyjść, gdy tylko sięgną po realizację wspólnych planów, wspólnych celów. - Miałem ci niby przytaknąć? Powiedzieć, że oczywiście, za dobrze nam się żyło, więc teraz jakaś pieprzona avalońska magia postanowiła zrobić z tym porządek? Chris, ja byłem gotowy czekać, aż sobie przypomnisz o wszystkim, nawet gdybyś uznał, że nie zamierzasz tutaj ze mną mieszkać, gdybyś zamierzał zdjąć obrączkę, gdybyś zamierzał mnie wykopać z tego domu, ale słuchanie, że to miała być jakaś pojebana kara za szczęście to za dużo nawet dla mnie – dodał wściekle, część słów niemal wykrzykując, a jego ciemne spojrzenie płonęło złością, ale także bólem. Obaj byli zranieni przez to, co się stało, przez słowa, czy gesty wykonywane przez tego drugiego i, prawdę mówiąc, miotlarz był pewien, że będą potrzebować czasu, aby wrócić do spokoju, jaki kiedyś mieli. Potrzeba było czasu, żeby wszystko się wyciszyło, żeby nabrali pewności, że wszystko jest już dobrze i żaden z nich nie zamierza zrobić niczego głupiego, choć i za to nie mogli ręczyć.
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
- Było karą. Karą dla mnie! - warknął w odpowiedzi, potwornie zirytowany, zły również ze względu na to, co działo się później, z uwagi na to, jak bardzo Josh nie umiał docenić samego siebie, jak bardzo się w tym wszystkim miotał, nie mogąc, mimo wszystko, pojąć, że dla Chrisa liczyło się po prostu to, że byli przy sobie, że przełamywali wspólnie granice, że rozmawiali, powoli ucząc się tego, że chowanie dla siebie pewnych uczuć, myśli i przeżyć, nie jest wcale takie dobre, jak mogłoby być. Teraz zaś, mówiąc na głos o karze, nie kłamał, wiedział doskonale, dlaczego odebrano mu pamięć i to irytowało go jeszcze mocniej, powodując, że złość na kolejne słowa wypowiadane przez Josha, rosła w nim w sposób, jakiego nie umiał nawet opisać. Nie znosił wyładowywać jej w sposób iście prymitywny, ale były takie chwile, kiedy w furii potrafił bić, szarpać się i robić podobne rzeczy, a w tym właśnie momencie miał przemożną wręcz chęć, żeby wbić do głowy swojego męża pewne sprawy za pomocą rąk, nie siły argumentów. - Czy ty się w ogóle słyszysz?! Nadal dajesz sobie prawo do oceniania tego, jak ja się czułem, jak się czułem, co czułem względem ciebie, skończony idioto! Oczywiście, że byłem bardzo szczęśliwy! Bo mam ciebie, bo wreszcie zacząłeś się otwierać, zacząłeś opowiadać o tym, co cię boli, co przeżyłeś, zacząłeś traktować moją rodzinę, jak swoją własną! To, że opowiadałeś tak skończone bzdury, że bolały zęby, nie miało w tym wszystkim znaczenia! Było małą kroplą goryczy w słodkim winie, a nie beczką dziegciu! - warknął, a w jego jasnych oczach zapłonęły zdecydowanie nieprzyjemne błyski, rozjaśniając je zupełnie tak, jakby za chwilę mężczyzna miał przestać panować nad własną magią. Nie ulegało najmniejszej nawet wątpliwości, że był zły również na siebie, na to, że chcąc coś wyjaśnić, chcąc uczciwie powiedzieć, że nie zamierza brać w niektórych rzeczach udziału, wpakował się w tarapaty. Przypomniał sobie duchy, które tamtego dnia go otoczyły, przypomniał sobie, jak nie zamierzał wdawać się z nimi w żaden dyskusje, że chciał stamtąd odejść, czując, że magia Avalonu znowu próbuje sobie z nim grać w sposób, jaki ani trochę mu się nie podobał. Wiedział już, za co został ukarany i prawdę mówiąc, gdy o tym myślał, miał ochotę roześmiać się w głos. To była jedna z głupszych i żałośniejszych prób, która doprowadziła ich do tego miejsca, do tego poranku, do tej kłótni, powodując, że jego uczucia zaczęły się wręcz gotować, jak w wielkim kotle, a on nie do końca nad nimi panował. Przede wszystkim jednak miał wrażenie, że został potwornie zraniony przez słowa Josha i teraz walczył z nim, szamocząc się z mężem, starając się ze wszystkich sił nad nim zapanować, co nie było aż tak trudne. Mimo wszystko był równie silny, co Josh, a utrzymanie go w miejscu nie stanowiło dla niego aż tak wielkiej uciążliwości, nie było dla niego tak wielką przeszkodą, jak można byłoby podejrzewać. - Dostałem list i chciałem wyjaśnić temu komuś, że nie zamierzam plątać się w żadne przygody. Ale to znowu Avalon postanowił sobie ze mnie zakpić, rzucając na mnie klątwę, kiedy obrażone duchy uznały, że nie umiem rozpoznać ciebie pośród nich - syknął, czując doskonale, jak bardzo mocno uderza mu teraz serce, jak furia wypełniająca jego żyły, zaczyna wręcz wrzeć, jak powoduje, że niemalże cały się trząsł z irytacji. - Ciekawe, jak miałem to zrobić, skoro ciebie tam nie było - dodał, wydając z siebie zirytowane parsknięcie, które brzmiało, jak śmiech podszyty chęcią płaczu, ale przed tym jednym Chris się powstrzymał, po prostu spoglądając z góry na Josha.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Obaj byli wściekli na siebie wzajemnie, na wyspę, na której przyszło im spędzić wakacje, nie tak przyjemne, jak planowali. Obaj byli szarpani przez wspomnienia bolesnych chwil, bolesnych słów i Josh doskonale rozumiał wściekłość swojego męża. Miał wrażenie, że z każdym jego słowem rozumiał bardziej jego spojrzenie na sytuację, dostrzegając, że rzeczywiście kolejny raz popełniał ten sam błąd. Nie potrafił jednak wyjaśnić, że dla niego słowa Chrisa, że został ukarany za szczęście, były równie bolesne. Bał się również wypowiedzieć na głos to, czego tak bardzo bał się w tamtej chwili - rozpadu ich związku. Obawiał się, że młodszy mężczyzna uzna, że skoro był zbyt szczęśliwy, to powinien to zakończyć i choć jednocześnie Josh wiedział, jak idiotycznie to brzmiało, w tamtej chwili właśnie tego się bał. A jednak minął miesiąc od zakończenia wakacji i leżał przygnieciony do materaca, szarpiąc się z mężem, który pamiętał wszystko. Pamiętał, kim on był, co robili razem, jak wszystko się zaczęło. Pamiętał wzloty i upadki ich relacji, każdy dzień pełen złości, bólu, nieporozumień, ale też te pełne radości, spokoju, poczucia szczęścia. Wyglądało na to, że pamiętał wszystko, co w końcu dotarło do Josha z pełną mocą, ale zamiast uczucia ulgi, poczuł jedynie silniejszy ścisk w klatce piersiowej, który nie mijał, gdy Chris mówił dalej, kiedy tłumaczył, co się stało, że stracił pamięć. Prawdę mówiąc, miotlarz był przekonany, że jest przygotowany na wszystko, a jednak nie na to, że sam był częściowo powodem utraty przez Chrisa wspomnień o nim. Nie rozumiał magii Avalonu, nie rozumiał prób, jakim zostali poddani, ale pamiętał własną złość na to, że zielarz znów gdzieś poszedł, że wziął udział znów w czymś, co mogło kosztować go o wiele więcej, niż tylko kilka ran. Teraz, wiedząc jak dokładnie wszystko wyglądało, Josh czuł złość na samego siebie, na to, jak się zachowywał przez ostatni miesiąc, jak nie potrafił opanować irytacji na męża za coś, czego, jak się okazało, nie zrobił. Nie zdołał nic powiedzieć, ale jego ciemne spojrzenie w jednej chwili zapłonęło większym ogniem, któremu daleko było do początkowej wściekłości. Szarpnął się, ponownie uwalniając rękę, aby zacisnąć ją na przodzie koszulki Chrisa i pociągnął go do siebie, całując gwałtownie, zachłannie. Nie przejmował się tym, że zderzyli się głowami, że mogło to zaboleć jego męża mocniej, niż jego samego. Potrzebował poczuć, że naprawdę wszystko wróciło na swoje miejsce, że naprawdę zielarz odzyskał wspomnienia. Potrzebował zapewnienia, że ma w pełni męża znów przy sobie, nie zaś jedynie na papierze. Czuł, jak jego własne serce rozbija się w jego piersi, jak wszystko w nim trzęsie się od nadmiaru emocji wywołanych tym porankiem. - Nie wątpiłyby w ciebie, gdyby widziały twoje obrazy - wychrypiał w końcu, nie pozwalając Chrisowi odsunąć się zbytnio od siebie, trzymając go mocno za koszulkę, aż materiał zatrzeszczał ostrzegawczo. - Przepraszam - dodał szczerze, nim znów go pocałował, mniej gwałtownie niż przed momentem, choć nie mniej zaborczo, czując, jak tęsknota, która przepełniała go przez ostatnie tygodnie, znajduje w końcu ujście.
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Można było powiedzieć, że to, co było, minęło. Ale życie nie było takie proste, życie nie składało się jedynie z prostego machnięcia ręką i powiedzenia, że nic się nie stało. Obaj doskonale zdawali się sobie z tego sprawę, obaj doskonale wiedzieli, że szarpali się wielokrotnie, że od siebie uciekali, że się wzajemnie nie rozumieli i to, że zdecydowali się pozostać przy sobie, miało o wiele większe znaczenie, niż inni mogli w ogóle podejrzewać. Łatwo byłoby niektóre rzeczy zerwać, łatwo byłoby powiedzieć, że nie miały żadnego znaczenia, ale nawet nic nie pamiętając, Christopher nie zamierzał tego robić. Skoro, świadomie, wziął na siebie odpowiedzialność za związek, skoro świadomie wyraził na niego zgodę, nie mogło to oznaczać, że cokolwiek mogło go zerwać. Być może był naiwny w swych założeniach, ale mimo wszystko był człowiekiem, który pozostawał wierny temu, co postanowił, który potrafił walczyć, nawet wtedy gdy wydawało się, że wszystko, co go otaczało, nie było dla niego, gdy nie sprzyjało mu, gdy był spychany gdzieś na bok. Nic zatem dziwnego, że nawet teraz walczył, że nawet teraz szarpał się z Joshem, czując irracjonalną wściekłość, próbując wbić mu coś do głowy, mając świadomość, że starszy mężczyzna w wielu rzeczach nie tylko się mylił, ale przekładał na nich wszystkie błędy, jakie kiedyś popełnił. Jakie popełnili jego rodzice. Z jego gardła wyrwał się bliżej niesprecyzowany odgłos, kiedy Josh pociągnął go ku sobie, wkładając w to zdecydowanie wiele siły, doskonale wiedząc, że kiedy Chris zaczynał się z nim siłować w furii, nie powstrzymywał się. Nic zatem dziwnego, że nawet teraz uderzył z całej siły dłonią w ścianę, wspierając się na niej, żeby nie opaść całym ciężarem ciała na Josha, nie umiejąc utrzymać równowagi przez jego nagły ruch. Zaraz też zachłysnął się oddechem, kiedy przez jego ciało przebiegła gwałtowna, elektryzująca iskra i w momencie odpowiedział na pocałunek. Włożył w niego jednak wiele swojej złości, z irytacją zaciskając zęby na dolnej wardze Josha, mając ochotę niemalże na niego syknąć, jakby w ten sposób chciał wybić z jego głowy skończone głupoty, które wzięły się w niej nie wiadomo skąd. Spojrzał na męża z niewielkiej odległości, chwytając łapczywie oddech, mając wrażenie, że jeszcze chwila i naprawdę porządnie go uderzy, mając nadzieję, że wszystko w jego głupiej głowie przeskoczy na właściwe miejsca. Zaraz też cicho parsknął, wznosząc oczy ku sufitowi, a w kąciku jego ust pojawił się chochliczy uśmiech, którego nie zamierzał ukrywać. Nie oznaczało to jednak, że w pełni się uspokoił, bo jego jasne oczy niemalże miotały błyskawicami, pokazując wyraźnie Joshowi, że jego kolejny wyskok z pierdołami na temat bycia nieszczęśliwym albo jakiekolwiek zwątpienie w to, co ich łączy, skończy się dla niego o wiele gorzej, niż mógł podejrzewać. Ostatecznie Christopher rozumiał wątpliwości, rozumiał potknięcia, a znając w końcu jego historię, odnosił wrażenie, że Josh nie do końca wierzył w miłość do grobowej deski. To jednak było coś, co było bardzo ważne dla zielarza, który nie zamierzał się poddawać, który zamierzał pokazać swojemu mężowi, że błędy jego rodziców nie musiały się wcale powtórzyć. O ile oczywiście sam nie zacznie próbować ich powtarzać. - To ja miałem rację. Nie ukarały mnie za głupotę, ale za to, że nie zamierzałem grać w ich grę – powiedział jedynie cicho, patrząc z bliska na Josha, zastanawiając się, czy teraz wszystko wróci do miejsca, w którym byli, nim zaczęły się wakacje, czy wszystko wróci na swoje miejsce, ustawiając się we właściwym szeregu, stając się tym, czym miało być, tym czego od dawna chcieli. Miał wrażenie, że emocje po prostu się w nim gotują, że się przelewają, wznoszą się i opadają, że są szaloną falą, jakiej nie był w stanie zatrzymać, zwłaszcza po tym, jak Josh odezwał się ponownie. - Ja też – mruknął szczerze, chociaż jednocześnie czuł coś na kształt niepewności, zawstydzenia, a jednocześnie złości za to, że w ogóle musiał faktycznie przepraszać, że musieli się z tym wszystkim mierzyć. Wystarczyła jednak chwila, by po prostu opadł na starszego mężczyznę, nie mogąc się powstrzymać przed tym, by chwycić go znowu mocno, jakby chciał go do siebie jeszcze bardziej przyciągnąć, jakby chciał niemalże zgnieść go w swoim uścisku, nie wiedząc, jak właściwie poradził sobie przez ostatni czas, z dala od Josha, z dala od tego, co mieli, zastanawiając się, jak łatwo potrafił budować mury, uciekając od innych ludzi.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Choć czekał na ten dzień, teraz miał świadomość, że nie wierzył, aby wkrótce nadszedł. Ulga, że wszystko wróciło na swoje miejsce okazała się być podszyta goryczą, sprawiała ból. Napełniała starszego mężczyznę na nowo niepewnością, pewnego rodzaju lękiem, którego nie potrafił w pełni opanować. Wierzył, że zdołają poradzić sobie ze wszystkim, ale nigdy nie sądził, że będą poddawani próbie raz za razem, gdy tylko zaczynało układać się między nimi. Jednak to, co właśnie się zakończyło, było najgorsze ze wszystkiego, co mogło się przydarzyć. Josh miał świadomość, że nie wytrzymałby dłużej. Potrzebował swojego męża w pełni, nie tylko w części przyjaciela, jakim był dla niego Chris i choć cenił sobie ich rozmowy, choć w dalszym ciągu mógł na niego liczyć, z każdym kolejnym dniem tęsknił coraz mocniej. Potrzebował go również fizycznie, potrzebował bliskości, w której odnajdywał nie tylko przyjemność, ale i ukojenie, gdy po dniu użerania się z dzieciakami, mógł wtulić się w zielarza, pocałować, zamknąć się z nim w sypialni z dala od całego świata. Ta możliwość została mu odebrana dość nieoczekiwanie, zmuszając go do przyglądania się ukochanemu i trzymania na dystans. Teraz czuł, jak długie wyczekiwanie na ten dzień zmienia się w drżenie serca, drżenie dłoni, które mógł zacisnąć znów na ciele męża, mógł wsunąć w jego włosy, za które lekko szarpnął, gdy tylko został przez Chrisa ugryziony. Widział, że ten wciąż był na niego zły, co nie było dziwne. Wściekłość, którą dzielili, nie mogła tak po prostu zniknąć i nawet wiedział, jakie ostrzeżenie tliło się w tych błękitnych tęczówkach. Ostrzeżenie przed tym, czego sam się bał - przed powieleniem zachowania własnych rodziców. Wierzył, że Chris jest tym jedynym, tym właściwym, a skoro przez ten cały czas nie oddalili się od siebie, nie mógł się mylić. Obawiał się jednak, że nie okaże się taki dla zielarza, co było krzywdzące wobec Chrisa i Josh teraz to widział. Jeśli kiedykolwiek potrzebował dowodu, dostał go przez cały czas magicznej amnezji, gdy mężczyzna nie zdejmował obrączki, gdy wciąż z nim mieszkał, ucząc się go od nowa. Uśmiechnął się krzywo, kiedy padły słowa, że nie za głupotę został ukarany. Tym razem zdecydowanie nie i tak naprawdę nigdy tak nie było, o czym Josh wiedział. Zdarzenie z akromantulą było przez to, że jego kochany Gryfon próbował komuś pomóc. Brzytwotrawa dlatego, że obserwował zwierzęta, szukając możliwości, aby je uspokoić, gdy były rozdrażnione przez brak księżyca. Amnezja przez to, że chciał zwyczajnie odmówić. To miotlarz wpadał w problemy z głupoty w większości przypadków. Złoszczenie się więc na Chrisa, że znów wpadł w jakieś tarapaty, było niesprawiedliwe i Josh o tym doskonale wiedział. Nic więc dziwnego, że przeprosił, za wszystko, za to, że na pewno nie pomógł w czasie ostatniego miesiąca, a być może jedynie utrudniał. - Nie masz za co przepraszać - odpowiedział prosto Josh, nim Chris opadł na niego, nim mógł go mocno objąć, nie szarpiąc się już, w końcu dostając to, czego brakowało przez ostatnie tygodnie. Znając całą prawdę, nie chciał słyszeć przeprosin od strony zielarza. Nie zrobił nic złego, a jeszcze starał się odzyskać to, co mu odebrano. Starał się także wciąż być jego mężem, choć niektórych rzeczy nie był w stanie zrobić i Josh, pamiętając ich początki, nie był tym szczególnie zdziwiony. Jednak teraz wszystko minęło, wszystko wróciło na swoje miejsca i od tej chwili nic nie mogło ich złamać, tego miotlarz był pewien. Zaraz więc pocałował Chrisa mocno, skupiając się już tylko na tym, że ten rzeczywiście był obok i że nie był to jeden z wielu snów, po których budził się bardziej sfrustrowany. - Chyba, że za spanie osobno i chodzenie ciągle w koszulkach - mruknął po chwili prosto w usta męża, pociągając za jego ubranie. Próbował rozładować nieprzyjemną atmosferę, pozbyć się złości, która wciąż podszywała wszystkie ich gesty, którą wyczuwał nie tylko w sobie, ale i Chrisie. Nie chciał jej tak samo, jak goryczy i niepewności, które dręczyły go każdego dnia, które kazały zwątpić w to, co ich łączyło. Chciał znów czuć spokój i bliskość męża, po którym przesuwał dłońmi, wsuwając je w końcu pod jego ubrania, sięgając po więcej.
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Chris nie wiedział, jak się czuł. Była w nim taka mieszanina emocji, że nie umiał ich nazwać, nie umiał ich określić, nie umiał stwierdzić, co się z nim dzieje, ani w jaką stronę właściwie wędruje. Był pewien tego, że chciał nadal być z Joshem, a jednocześnie wciąż był na niego zły - na to, że ten mimo wszystko potrafił nadal wątpić w to, co ich łączyło. Zielarz wiedział już, z czym się to wiązało, miał również pełną świadomość tego, że teraz pozostawało im walczyć o lepsze jutro, o to, żeby przyszłość, jaką wspólnie budowali, była dokładnie taka, jaką chcieli, ale to nie zmieniało faktu, że coś jeszcze mocno go piekło. Cała ta sytuacja była bolesna, była ciężka, była irytująca, a wspomnienia, które nieoczekiwanie zaczęły zalewać go falą, z każdą kolejną mijającą chwilą nabierały na sile. To było zupełnie tak, jakby ktoś otworzył tamę, jakby postanowił wypuścić całą zgromadzoną wodę, a Chris miał wrażenie, że zaczynał się po prostu pod nią dusić, topił się, ginął w tym wszystkim, w tych emocjach, jakich nie był w stanie nazwać i każdym, najmniejszym nawet obrazie, jaki do niego wracał. - Josh - mruknął na jego uwagę, nie wiedząc, czy brzmi bardziej rozpaczliwie, czy bardziej ostrzegawczo. Nie chciał jednak, żeby teraz naprawdę stało się coś, co znowu by ich poróżniło, a Chris miał dziwne uczucie, że zaczyna mu się robić niedobrze, jakby natłok wszystkiego, co się z nim działo, był zbyt wielki. Musiał nawet zamknąć oczy, bo odnosił wrażenie, że obrazy zaczęły mu wirować, mieszały się, jakby magia, jaka do tej pory go pętała, postanowiła opuścić jego ciało z zawrotną prędkości, dodatkowo dorzucając mu kolejne problemy, kolejne odczucia, nad jakimi nie panował. Jego serce biło jak oszalałe, również ulegając pomieszanym pragnieniom i stanom, jakie teraz go trzymały, nie pozwalając na to, żeby w spokoju przyjął to, co go otaczało. Chciał zostać z Joshem, chciał już od niego nie odchodzić, a jednocześnie odnosił wrażenie, że tak będzie lepiej, bo naprawdę za moment zwymiotuje. Zamiast jednak wstawać, przytulił się do niego, ukrywając twarz w dłoniach, nie rozumiejąc do końca, co się dzieje, ale mając pewność, że coś podobnego musiało spotkać go w Avalonie, kiedy został pochłonięty przez klątwę. - Niedobrze mi - wymamrotał, gdzieś pomiędzy obrazami australijskiej plaży a zalanego ogrodu, starając się uspokoić, starając się znaleźć równowagę, trafić w ten czas w świecie, w którym naprawdę się znajdował, ale to wcale mu nie wychodziło. Działo się zdecydowanie za dużo, a on wręcz bał się poruszyć, bo nie wiedział, do czego mogłoby to doprowadzić. Odnosił jednak wrażenie, że Avalon faktycznie jeszcze na niego wpływał, że magia, z jaką się tam spotkał, trzymała go bardzo mocno, zmieniając znowu jego życie, a w tej konkretnej chwili zamieniając go w roztrzęsionego głupca. Przełknął z trudem ślinę, gdy kolejne obrazy zmieszały się ze sobą, powodując, że odzyskane wspomnienia wirowały w jego głowie z nieopisaną wręcz prędkością, porywając go, rzucając od ich pierwszego spotkania, do ślubu na plaży. Gdzieś w tym wszystkim pojawił się również szyderczy śmiech i nie wiedział, czy to wspomnienie momentu, w którym został obłożony klątwą, czy co dokładnie, ale wcale mu się to nie spodobało.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Pragnął uspokoić bijące serce, poczuć ciepło ciała Chrisa na swoim ciele. Pragnął iść dalej, gdy w końcu mógł objąć go ramionami, gdy mógł go pocałować, ale wystarczyło, że usłyszał swoje imię, aby w jednej chwili przerwał wszelkie próby, spoglądając uważnie na męża. Skłamałby, gdyby miał powiedzieć, że nie poczuł ukłucia niepewności, strachu, że jednak znów zostaje odepchnięty, ale wystarczyła sekunda, aby zdał sobie sprawę, że nie o to chodziło. Objął od razu męża ramionami, przygarniając do siebie, przekręcając się z nim na bok. Jeszcze przed momentem zielarz był gotów stłuc go na kwaśne jabłko za to, co powiedział wcześniej, a teraz zdawał się być zupełnie roztrzęsiony. - Co się dzieje? Wspomnienia? - zapytał cicho, przesuwając delikatnie dłonią po plecach męża, składając delikatne pocałunki na jego głowie. Nie wiedział, w jaki sposób miałby mu pomóc, nie mając również pojęcia, jak właściwie mężczyzna się czuł. Wyglądał źle, jakby miał za moment zacząć wymiotować, co być może nie byłoby najgorszym wyjściem. Poczucie odrzucenia gwałtownie mijało, zostawiając jedynie smutek, żal po sobie i złość na Avalon, która nie chciała minąć. - Pamiętasz cydręże? - zapytał nagle, próbując skupić myśli Chrisa na czymś innym, niż na wspomnieniach, licząc, że w ten sposób zdoła pomóc mu się uspokoić. - Zastanawiałem się, czy nie mógłbym jednego mieć… Są ciekawskie, żywią się jabłkami i cydrem… Jakby udało mi się nauczyć wężomowy to może mógłbym mieć towarzystwo na zajęciach… W każdym razie lepszy latający cydrąż niż jeż, prawda? - mówił dalej, uśmiechając się lekko, aż w końcu uniósł się nieznacznie na ramieniu, spoglądając na Chrisa z wyraźną troską. Zastanawiał się nawet, czy nie byłoby lepiej, gdyby jednak udali się do Perpetuy, albo do Neila. Do kogokolwiek, kto mógłby zbadać zielarza i stwierdzić, czy wszystko jest dobrze i wystarczy odrobina odpoczynku, czy jednak Avalon namieszał bardziej, niż się wydawało. - Jak się czujesz? - zapytał po dłuższej chwili, przesuwając ostrożnie wierzchem dłoni po policzku męża, sprawdzając przy okazji, czy ten nie dostał przypadkiem gorączki, co byłoby wystarczającym powodem do teleportacji do szpitala.
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Nie był w stanie skoncentrować się na tym, co mówił do niego Josh. Wszystko dookoła niego zdawało się nagle kręcić, poruszać, pędzić z prędkością, której nie rozumiał i chociaż przyznał, że faktycznie chodziło o wspomnienia, nie był w stanie nic więcej wydusić. Utknął gdzieś pomiędzy tym wszystkim, co się działo, tym, co ich otaczało, a przeszłością i starał się na nowo z nią oswoić. Bo jednym było wiedzieć, choć brzmiało to dziwnie i nieco śmiesznie, a drugim było tak naprawdę mieć świadomość, jak dokładnie wyglądała jego przeszłość, co się w niej kryło, co się tam czaiło, jak niektóre rzeczy się odbyły. To była dziwna podróż, jakby przegląd wszystkiego, co dotyczyło jego i Josha, każdej drobnej rzeczy, każdej najmniejszej sprawy, na jaką udało im się do tej pory natknąć i to powodowało, że naprawdę kręciło mu się w głowie. Dlatego też nie oponował, kiedy Josh położył go na boku, pilnując przy tej okazji, żeby nie stało się nic złego. - Lepiej – wymamrotał bez większego przekonania, kiedy zawroty głowy ustały, kiedy wszystko się uspokoiło, a przynajmniej zwolniło na tyle, że Chris był w stanie powiedzieć, gdzie jest, co dokładnie robi, kim jest i czego oczekuje od swojego życia. Uderzenie było jednak naprawdę mocne, a on przez chwilę zastanawiał się, czy tak wyglądało to wtedy, przed tygodniami, kiedy odebrano mu wspomnienia. Nic jednak na to nie wskazywało, a on był coraz bardziej przeświadczony o tym, że ten atak na jego osobę, na jego wspomnienia, na jego zachowanie, był tak delikatny, że nawet nie zorientował się do końca, co się dookoła niego dzieje. W tej chwili był zaś nie tylko zmęczony, ale również zgrzany, jakby udało mu się przebiec niezliczoną liczbę kilometrów, jakby wszystko, co go otaczało, po prostu dało mu w kość, choć jednocześnie zdał sobie sprawę z tego, że coś się faktycznie zmieniało, że on sam nie był tą osobą, którą był jeszcze poprzedniego wieczoru. - Chyba powinienem w najbliższym czasie bać się własnego cienia – stwierdził, krzywiąc się lekko, spoglądając z bliska na Josha, mając nadzieję, że ten cały bałagan nie postanowi do niego wrócić, bo zrobi coś, czego nie powinien, wykona jeden błędny ruch i nie będzie wiedział, jak się z tego wszystkiego wyplątać, jak poradzić sobie z problemami, do których sam doprowadził, chociaż jednocześnie miał poczucie, że to nie do końca była prawda. Chciał jedynie wyjaśnić pewne kwestie i nagle został wplątany w coś, co ani trochę mu się nie podobało, w coś, co nie bawiło go w najmniejszym nawet stopniu, coś, co powodowało, że miał serdecznie dość Avalonu. I w najbliższym czasie zdecydowanie nie zamierzał tam wracać, nie chcąc znowu wplątać się w jakiś bałagan, z którym nie byłby w stanie sobie później poradzić. Wolał mimo wszystko żyć spokojnie, z dala od problemów, jakie niósł wielki świat, wolał zamknąć się na pewne możliwości, po prostu czerpiąc z tego, co było dobre, z tego, co już miał, czym żył i za czym tęsknił, nie zdając sobie z tego nawet sprawy, bo nie był w stanie określić źródła swojego osamotnienia, gdy nic nie pamiętał. Teraz zaś miał pewność, że był tam, gdzie chciał i nic nie mogło go stąd zabrać. Ani teraz, ani nigdy.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Powiedzieć, że do tej pory Josh martwił się o stan Chrisa, to jak nie powiedzieć nic, a jednocześnie miotlarz miał wrażenie, że dopiero w tym momencie zaczynał odchodzić od zmysłów, nie wiedząc, co powinien zrobić. Widząc, że jego mąż najwyraźniej cierpi, sam zaczynał odczuwać ból i przez ułamek sekundy podejrzewał, że któryś z ich pupili dostał się do sypialni. Szybko jednak przestał o tym myśleć, wracając do spokojnego przesuwania dłonią po plecach męża, trzymając go blisko siebie, nie pozwalając odsunąć się od siebie, pokazując, że sam nie zamierzał zachowywać znów dystansu. Jednocześnie miał wrażenie, że sam był skołowany, choć wiedział, że to nie jego emocje tak się w nim kotłują. Przesunął spojrzeniem na pierścienie Benulusa na swojej dłoni oraz Danu na dłoni Chrisa, kolejny raz dziękując w myślach, że jego mąż ich nie zdjął. Wielokrotnie w ciągu ostatniego miesiąca to właśnie one pomagały mu więcej zrozumieć, podjąć różne decyzje i sugerowały, jak powinien się zachowywać. Choć nie wyczuwał miłości, jako takiej, emocje zielarza dawały mu nadzieję, że nie wszystko jest stracone, że wciąż jeszcze może go odzyskać. Te momenty, w których Josh wyczuwał zawstydzenie Chrisa, czy nawet zainteresowanie nim samym, współczucie, żal - wszystkie te chwile pomagały trwać w oczekiwaniu na dzień, który w końcu nadszedł, choć nie tak przyjemny, jak obaj woleliby, żeby był. - To dobrze - mruknął cicho, składając delikatny pocałunek na czole zielarza, uśmiechając się do niego ciepło. Wierzył, że wspomnienia przestaną zalewać go taką falą, że dadzą czas ochłonąć, a skoro Chris oddychał już spokojniej, musiało w końcu wszystko się uspokajać. Josh przymknął oczy, opierając się czołem o czoło męża, próbując samemu uspokoić własne bijące szybko serce, wciąż jeszcze będąc nieznacznie zdezorientowanym. Tak jak nagle nie mógł męża pocałować, bo ten go nie pamiętał, tak równie nagle mógł trzymać go w objęciach, mógł pocałować. Był przekonany, że nie będzie miał ochoty w najbliższym czasie wyjeżdżać na jakieś dziwne wyspy i choć chciał cydręża, nie zamierzał za szybko wracać do Avalonu. Skrzywił się, słysząc kolejne słowa męża, którego w końcu trącił nosem w nos, próbując wywołać choć cień uśmiechu tym gestem. - Może po prostu weźmiemy tydzień wolnego? Zostaniemy w domu, aż poczujesz się pewniej, albo wybierzemy się na spacer po okolicy. Kto wie, może znajdziemy jakiś opuszczony dom, który moglibyśmy wybrać na swój? - zaproponował cicho, nieco rozmarzonym tonem. Jakkolwiek nie zamierzał naciskać na rzeczywiste szukanie w tym momencie rezydencji dla siebie i stada zwierzaków, tak pobyt w domu sam na sam z mężem brzmiał, jak najlepsze wakacje. Przez jedno podwójną pracę nie mieli tyle czasu dla siebie, ile chciał i choć było to jakieś wyjście w ciągu ostatnich tygodni, tak tęsknota, którą odczuwał, stawała się nie do zniesienia. Zamierzał zrezygnować z trenowania dodatkowo po godzinach spędzonych w Hogwarcie i podejrzewał, że sąsiedzi to zrozumieją. - Możemy zaszyć się tu i przeczekać niepewność, czy to szaleństwo wróci. W Hogwarcie poradzą sobie chwilę bez nas - kusił dalej, całując męża w czoło, o które wsparł się po chwili swoim, wpatrując się w błękitne tęczówki z bliska. - Kocham cię - szepnął, nie mogąc się dłużej powstrzymać, nie chcąc tego nawet robić.
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Prawdę mówiąc, Christopher również nie miał ochoty na żadne podróże. Do tej pory lubił zwiedzać świat, lubił sprawdzać, co kryje się w jego zakątkach, ale obecnie miał dość wystawiania nosa z własnego domu, mając wrażenie, że nie może zrobić kroku, by nie spotkało go coś złego. Nie chciał babrać się dalej w problemach, wątpliwościach, nie chciał znowu trafić w sam środek jakiejś zawieruchy, tylko dlatego, że przypadkiem udało mu się trafić na magiczny rytuał albo uznał, że jakieś poszukiwania, jakaś zabawa, czy coś podobnego, może okazać się dostatecznie ciekawa, by wziąć w niej udział. W tej chwili i jak podejrzewał - przez jeszcze długi czas - nie zamierzał wystawiać nosa z domu, nie zamierzał szukać żadnych przygód i w pełni skoncentrować się na tym, co już miał, na tym, co znajdowało się na wyciągnięcie ręki, będąc pewnym, że uczniowie dostarczą mu odpowiednio wiele rozrywki. - Nie masz żadnych ważnych zajęć? Meczu? - zapytał nieco niepewnie, spoglądając spod przymkniętych powiek na Josha, starając się zorientować, czy coś jednak mu nie umknęło. W tym całym szaleństwie, przy tych wszystkich zmianach, jakie musieli przejść z powodu utraty pamięci, wiele spraw zdawało mu się gdzieś umyć, zdawało mu się rozmywać, znikać z jego oczu, ginąć w jakiejś matni, której nie rozumiał. Jego uczucia również były dziwne, sprzeczne i pomieszane, i wiedział, że były teraz takie nadal, bo nie umiał jeszcze niektórych spraw poukładać, gubił się w nich, czuł jakąś niemoc, czuł, że coś jest nie w porządku, że coś niemalże go blokuje, chociaż nie umiał powiedzieć, co dokładnie. Podejrzewał, że kolejne dni wszystko naprawią, że wszystko ostatecznie rozwiążą, aczkolwiek nie był pewien, czy w Joshu nie zostanie na zawsze cień niepewności. Czy ten aby na pewno zdoła zapomnieć o tym, co się stało albo raczej, czy zdoła utwierdzić się w przekonaniu, że coś podobnego nie będzie miało już miejsca. - Zostańmy tutaj. Przynajmniej dzisiaj, niczego nie szukajmy, niczego nie sprawdzajmy, nie musimy wybierać się na spacer, ani robić czegoś podobnego. A później pomyślimy, co dalej, co będzie dla nas ważne. Tylko nie rób więcej żadnych założeń, dopóki czegoś ze mną nie omówisz - powiedział, przysuwając się nieco bliżej Josha, czując, że zrobił się z tego wszystkiego zmęczony, że ten wybuch emocji na swój sposób go pokonał. Tak samo, jak powrót wspomnień, jak to uderzenie, którego nie umiał nawet dobrze opisać. Uśmiechnął się jednak bardzo szeroko, kiedy tylko usłyszał to proste wyznanie Josha, mając świadomość, że obaj do niego tęsknili, choć na różne sposoby, a teraz w końcu mieli to, co im umknęło, mieli to, co było dla nich tak naprawdę ważne i mogli się na tym ponownie skupić. - Też cię kocham - odparł cicho, zamykając oczy, by mocno przytulić się do starszego mężczyzny, czując, że ogarnia go w tej chwili spokój, którego naprawdę nie czuł od dłuższego czasu, który został mu niemalże zabrany, a on nie zdawał sobie z tego do końca sprawy. W tej jednak chwili wszystko wskoczyło na swoje miejsca, znalazło się dokładnie tam, gdzie być powinno i to dawało Chrisowi pewność, że cokolwiek jeszcze ich czeka, skończy się dobrze.
+
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Josh uśmiechnął się ciepło do męża, nieco uspokajająco, od razu przypominając mu, że nie jest jedynym nauczycielem quidditcha w Hogwarcie. Wierzył, że poradzą sobie bez niego przez kilka dni, a Puchoni nie zdołają zrobić niczego głupiego w tym czasie. On potrzebował wolnego, potrzebował możliwości do tego, żeby skupić się tylko na mężu i odzyskaniu tej pewności, jaką czuł na początku wakacji. Chciał znów cieszyć się bliskością Chrisa oraz wspólnymi planami. Był przekonany, że nie pozbędzie się już tego lęku, czy mężczyzna znów nie straci wspomnień, tak jak nie potrafił przestać podejrzewać, że kiedyś okaże się niewystarczający dla zielarza. Wiedział, że Chris nie robił niczego pod wpływem impulsu i skoro wybrał go na swojego męża, skoro zgodził się na ślub i życie z nim wspólnie, był pewien swoich uczuć i ich stałości. Mimo to, lęk, niepewność wciąż żyły w miotlarzu i z pewnością nie były czymś, czego tak łatwo się pozbędzie, choć zdecydował się ignorować te podszepty. Nie prowadziły do niczego, poza kłótniami i wyrzutami, do niepotrzebnego nikomu żalu i bólu. - Nie zamierzam nic zakładać z góry… Więc bądź przygotowany na trudne rozmowy, jeśli… Jeśli będę potrzebować zapewnień… - powiedział cicho, obejmując mocno męża, nie chcąc, żeby w tym momencie na niego patrzył. Nie, gdy w końcu emocje zaczęły z niego schodzić i najzwyczajniej miał łzy w oczach, których próbował się pozbyć. Nie pamiętał, kiedy czuł się tak samotnie, jak w ciągu minionych tygodni, a teraz w końcu przyszła ulga. Proste wyznanie Chrisa do końca skruszyło mur, jaki prowizorycznie Josh budował wokół swojego serca, starając się nie zrobić nic, co mogłoby odstraszyć od niego zielarza, gdy ten go nie pamiętał, ani nie brać do siebie braku uczuć z jego strony. Wszystko to minęło, kiedy tylko Chris się odezwał, kiedy zapewnił go o swoim uczuciu, wywołując od razu łzy w oczach miotlarza. Obejmował więc go mocno, zanurzając nos we włosach męża, powoli się uspokajając. - To zostańmy w domu… Reszta może obejść się teraz bez nas… - szepnął, po czym sięgnął po kołdrę, aby wyszarpać ją i nakryć ich obu. Nie zamierzał ruszać się nigdzie i wychodzić z łóżka, dopóki nie będzie takiej konieczności. Czuł zmęczenie, ale i radość, ulgę i dziwny ból, ale przede wszystkim przepełniała go w tym momencie tęsknota, którą starał się zaspokoić, nie puszczając z objęć zielarza. Wiedział, że po czymś takim, co oni przetrwali, nic już nie powinno być im straszne. Wiedział, że cokolwiek się nie wydarzy, oni zdołają wspólnie stanąć znów na nogi. Byli razem i nic nie mogło tego zmienić. +