Samonauka - Eliksiry | Warzenie eliksirueliksir pieprzowy Wypoczęta i pełna energii do dalszego działania, Ariadne przeszła ponownie do podziemi swojego domu. Zgarnęła przy okazji jakąś świeżo utkaną pajęczynę. Pająki mogły bez problemu zrobić sobie z tych ciemnych korytarzy dom, ale lepiej aby trzymały się dalej od pomieszczeń, które były używane. Jeszcze jej wpadnie jakiś do kociołka i się ugotuje. W pomieszczeniu dalej unosił się delikatny ziołowy zapach związany z eliksirem wiggenowym.
Wyczyściła dokładnie kociołek zarówno różdżką, jak i mugolskim sposobem, po czym ponownie ustawiła go na ogniu. Tym razem nie nalewała wody, a wrzuciła pokrojonego w cienkie plasterki hibiskusa ognistego, aby podsmażyć listki. Ariadne pomyślała, że skoro panuje już zima, to należy mieć przy sobie choćby fiolkę eliksiru pieprzowego. Rozgrzewał on doskonale, nieraz ratując czarodziejów przed hipotermią. Na pewno przyda się podczas ciężkich, mroźnych miesięcy. Na Alasce bez tego to się nie wychodziło z domu, a do obiadowego soku zawsze leciała kropla czy dwie.
Czekała dość długo, aż wszystko się równo opiekło i zaczęło wydzielać specyficzny, palący nozdrza zapach. Na sporządzaniu tego wywaru znała się akurat perfekcyjnie, nieraz gotując go w domu. Robiła więc wszystko z pamięci i nie odczuwając strachu, że coś pójdzie nie tak. W oddzielnej miseczce rozkruszyła miętę pieprzową i pokrzywę lekarską, mieląc je na zielony proszek. Wiedziała, że muszą mieć przynajmniej dziesięć minut dla siebie, aby się odpowiednio połączyć i wydzielić magiczne substancje. W międzyczasie dolała niewielką ilość wody do kociołka, zalewając hibiskusa. Kolejne pół godziny spędziła na doglądaniu mikstury, dodawaniu po kolei składników, mieszaniu i pilnowaniu odpowiedniego rozmiaru ognia buchającego na stanowisku. Ariadne czuła się na tyle pewnie przy produkcji tego eliksiru, że pozwoliła sobie nawet na lekkie rozproszenie innymi myślami. Ostatnio wiele się działo. Pożar rezerwatu, wzmianki w Proroku Codziennym o dziwnych chorobach pojawiających się znikąd, więcej przemytników żerujących na okresie bożonarodzeniowym... Jakoś niedobrze się działo. Co prawda Wickens w ogóle nie odczuwała na razie problemów z tym związanych. W czasie pożaru ani trochę się nie poparzyła, pomimo dosłownego wbiegnięcia pomiędzy płomienie, aby ratować las. Żadne choroby oprócz okazjonalnego kataru również czarownicy nie dręczyły. Najwyraźniej jak zwykle towarzyszyło jej szczęście.
Teraz również szczęśliwie przygotowała wywar i mogła nacieszyć oczy jego kolorem. Lubiła tę głęboką czerwień. Trochę jak zupa pomidorowa lub mus paprykowy. Czerwień kojarzyła się z ciepłem. Sam zapach już powodował lekkie łzawienie u dziewczyny, ale to dlatego, że była wrażliwa i delikatna. Założyła rękawice i ściągnęła kociołek. Eliksir musiał ostygnąć, nie chciała się też bezmyślnie poparzyć. Dopiero po pewnym czasie mogła rozlać go do trzech przygotowanych fiolek, które opatrzone były odpowiednim podpisem "Eliksir pieprzowy". Wolała tę prostą wersję niż ekstrapieprzowy, bo ten to ją kiedyś prawie zabił. Trochę jak zjedzenie łyżki kapsaicyny. To po prostu nie działa już leczniczo... Powycierała ścierką całe stanowisko pracy, wymyła kociołek i z westchnieniem mogła opuścić podziemia. Czuła zmęczenie oraz ból nadgarstków, ale też głębokie zadowolenie. W końcu wzięła się za te eliksiry.
+