C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Osoby:@Julia Brooks & @Maximilian Felix Solberg & Salazar Morales Miejsce rozgrywki: El Paraiso -> Sztokholm Rok rozgrywki: 12.06.2022 Okoliczności: Szalone trio celebruje urodziny Felixa, łapiąc świstoklik do Sztokholmu.
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Nie pomyślałby, że tak prosty acz niewątpliwie szczery komplement z ust młodszego kochanka rozleje się przyjemnym ciepłem po jego sercu, przywołując na twarz jeszcze szerszy, przepełniony radością i dumą uśmiech. Brakowało mu takich dni, spokojnych i beztroskich, podczas których nie skakali sobie do gardeł z powodu byle głupoty, za to naprawdę cieszyli się wzajemną obecnością. Mogli snuć dalekie, niekoniecznie mądre i konstruktywne plany, delektować się smakowitymi, meksykańskimi potrawami i popijać gorzkawe drinki, a przecież dzień dopiero się rozpoczynał i czekała ich jeszcze szalona podróż do Sztokholmu w towarzystwie równie szalonej przyjaciółki Maximiliana. Tak, zdążyli jeszcze najeść się do syta… no, powiedzmy – w końcu Felix spałaszował nie tylko zamówione burrito, ale i skradł przynajmniej kilka widelców jego pikantnego mięsa z fasolą, ale nie zamierzał mu niczego żałować, a już na pewno nie w urodziny. Poza tym rad był z tego, że ostatnimi czasy chłopak nabrał apetytu i podjął się ćwiczeń, wracając zarazem do zdrowych nawyków. - Brooks! – Wykrzyknął w końcu entuzjastycznie, uniesieniem ręki wskazując nowo przybyłej miotlarze stolik, przy którym siedzieli z Felixem. – O wilku… to znaczy wilczycy mowa. – Powitał ją również lekkim pokłonem, a nawet ucałował kulturalnie jej dłoń i odsunął krzesło, by zaprosić ją do wspólnej, urodzinowej biesiady. Nalał do szklanki dziewczyny bourbonu, zapewniając że może zamówić z karty co tylko zechce, oczywiście na jego koszt, a potem poklepał Solberga po ramieniu. – Zostawię was na chwilę. Porozmawiam tylko z menadżerem i jak będziecie gotowi, możemy ruszać. – Zakomunikował, dając młodym szansę na luźniejszą pogawędkę, po czym zniknął na zapleczu baru wraz z innym, elegancko odzianym mężczyzną.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Czuła lekkie skrępowanie na myśl o wspólnym spędzeniu urodzin Maxa we trójkę. Nie, żeby przeszkadzała jej obecność wiekowego mężczyzny, ale czuła po prostu, że będzie piątym kołem u wozu, lub, jak w tym przypadku, trzecim kołem w rowerze. Chodziło jednak o Felixo, tak więc zamiotła pod dywan wszelkie wątpliwości i postanowiła rzecz jasna pojawić się w londyńskim hotelu, by uczcić dziewiętnaste urodziny przyjaciela.¬ Dziewiętnaste, cholera! Kiedy to się stało? Dopiero co się chwalili swoimi kontuzjami w skrzydle szpitalnym i wspólnie rozwiązywali krzyżówki, a tu nim zdążyli się zorientować, nadeszła dorosłość. Ona na ostatnim roku studiów, on już drugi rok poza Hogwartem. Lada moment sama skończy wiek nastoletni, bo za nieco ponad tydzień stuknie jej dwudziestka. Krukonka spojrzała na zegarek. Powinna już być na miejscu, ale Morales jasno dał jej do zrozumienia, że powinna się spóźnić. I szczerze mówiąc, wkurwiało ją to. NIENAWIDZIŁA SIĘ SPÓŹNIAĆ i teraz się czuła jak wtedy, kiedy coś cię swędzi, ale nie masz jak się podrapać. Nosiło ją. Chodziła z kąta w kąt, szukając sobie zajęcia. Zaparzyła kawę, po raz któryś wyczyściła trampki, poprawiła idealnie prostą grzywkę i nawet, tak dla odmiany, się umalowała. Potem jeszcze ubrała się w prostą czarną kreację, chwyciła za prezent i gdy (w końcu!) wybiła odpowiednia pora, teleportowała się do Londynu.
Kiedy już żołądek przestał podjeżdżać jej do gardła, wsadziła do ust miętówkę, po raz enty poprawiła włosy i weszła do środka. Najpierw wymieniła uprzejmości z Moralesem, który ledwo przekroczyła próg, już za nią wołał.
- Woof Woof – odpowiedziała wielce wylewnie na porównanie do wilczycy, a kiedy właściciel lokalu poszedł załatwiać swoje sprawy, mogła skupić się na Solbergu. – Sto lat, Felixo. – Uśmiechnęła się lekko, wręczając mu paczkę z prezentem*.
*w paczce znajduje się lusterko dwukierunkowe, figurka smoka (chiński ogniomiot) oraz butelka Jagermeistera
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Sam nie myślał wiele o tym, że jego dwa światy nagle ulegną zderzeniu. Był już w tak dobrym humorze, że mało co go tak szczerze obchodziło. Skupiał się na przepysznym obiedzie, którego trochę podkradł Moralesowi, żeby też nie lecieć do Sztokholmu na pusty żołądek, bo raczej nie spodziewał się, że będą tam robić tournee po restauracjach, więc jakąś podkładkę mieć trzeba było. W końcu nadeszła długo wyczekiwana przez nastolatka chwila, gdy Salazar wykrzyknął imię jego przyjaciółki. Solberg od razu wstał z bananem na ryju, próbując się przyzwyczaić do widoku krukonki w tych przepełnionych przepychem progach. -Brooks! Jesteś niemożliwa. Dziękuję. - Uściskał ją mocno, nim przejął paczkę. Sam nie wierzył, ile to lat już się znali i jak wiele razem zdołali przeżyć, a mimo wszystko wciąż byli dla siebie. Może nie zawsze się rozumieli, ale koniec końców jakoś nie mogli się siebie pozbyć ze swojego życia. -Dobra, pokazuj, co tam masz. - W końcu wypuścił ją z objęć, złożył na jej czole pocałunek i skierował uwagę na wręczoną mu paczkę. Widać było, że dziewczyna stawiała bardziej na praktyczność i prostotę niż na przepych, ale w żadnym z tych podejść nie było nic złego. -Czy to oznacza, że będziesz do mnie dzwonić z szatni i pokazywać tajniki Harpii? - Zapytał sugestywnie w swoim stylu, gdy odpakował dwukierunkowe lusterko, bo oczywiście logicznie pomyślał, że drugie ma Brooks, inaczej to kurwa nie miałoby sensu. Bezpiecznie schował szkło i dopiero wtedy wziął na rękę figurkę smoka, która kłapnęła na niego pyskiem. -No, no, ktoś tu mam charakterek. Jakoś się dogadamy młody. - Spróbował podrapać figurkę po główce, ale ta trzepnęła go tylko skrzydłami, więc Max uznał, że może lepiej odpuścić sobie na ten moment przesadne czułości. -Mam nadzieję, że Andrzej i reszta dobrze Cię przyjmą...Julianie. - Tak, nie potrzebował wiele czasu, by wymyślić figurce imię, które pasowało do reszty walających się w jego pokoju smoczątek. Miał tylko nadzieję, że powiększające się grono ancymonów wciąż będzie się dobrze dogadywało. -Gotowa na podbój Sztokholmu? Przyznaj, czym Cię przekupił? - Wyszeptał ostatnie zdanie konspiracyjnie, posyłając Moralesowi znaczące spojrzenie. Wiedział, że ta dwójka się zna, ale jak doszło do tej całej konspiracji to ni chuja nie miał pojęcia. -Ty, właśnie, masz różdżkę? Przydałoby się rzucić na mnie Kinetosis zanim wyruszymy. Obiecałem, że postaram się dzisiaj nie rzygać. - Wyszczerzył ząbki w stronę Brooks. Jak zwykle sam Max nie wiedział nawet, gdzie jest jego magiczny patyczek. Co prawda użył go, żeby dostać się do Londynu, ale nie zdziwiłby się, jakby po stworzeniu świstoklika, porzucił różdżkę gdzieś w swojej sypialni.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Nie traktował krukońskiej miotlary jak piąte koło u wozu czy trzecie koło bicykla, ale nie darowałby sobie, gdyby nie mógł spędzić przynajmniej tej jednej godziny wyłącznie w towarzystwie młodszego kochanka. Nie to żeby zapominał o zasadach etykiety, po prostu dla niego gotów był je delikatnie nagiąć, przy okazji oszczędzając również nastoletniej panience potajemnych pogawędek dwóch, napalanych samców o zaproszeniu urodziwego barmana do trójkąta, których mimo wszystko, wolałaby chyba nie słyszeć. Nie omieszkał natomiast darować dziewczynie przepraszającego spojrzenia, zanim odszedł od dzielonego z młodszymi gośćmi stolika, wszak niezbyt kulturalnie wyłączyli ją ze wspólnego posiłku… chociaż gotów był jednocześnie zrekompensować jej tę niedogodność każdym, nawet i najdroższym daniem z rozłożonej przed jej oczami karty. Na razie jednak skoncentrował się na zawodowych obowiązkach, podśmiewając się tylko w drodze na zaplecze z melodyjnego, warkliwego woof woof uwolnionego z ust równie szalonej co i Solberg Julii. - Powinienem wrócić przed południem… ah, i bym zapomniał. Przełóż spotkanie z Carlito na następny tydzień. Chłopaki nadal szarpią się z Álvarezem, a dopóki tego nie załatwią, mamy związane ręce. – Westchnął ciężko, nie chcąc nawet myśleć teraz o tym jak wiele galeonów straci na najbliższej dostawie. Zalegające na jego biurku papiery wymagały jeszcze dokładniejszej analizy, ale wstępnie znalazł już sposób na załatanie budżetowych dziur, więc na razie odrzucił obliczenia na bok, postanawiając w pełni skupić się na spontanicznej wycieczce do Sztokholmu i urodzinach uśmiechniętego od ucha do ucha Maximiliana. Wsunął więc do ust papierosa, zaciągając się zaraz chmurą siwego, kojącego skołatane nerwy dymu, a chwilę później spoglądał już na trajkoczący wesoło duet, opierając się łokciem o obicie fotela. – Marcus zaniesie resztę twoich prezentów do mojego apartamentu. Wie już, że ma zostawić parę smakołyków i wodę dla... – Podniósł wymownie głowę, skinieniem wskazując na miniaturowego ogniomiota, wszak widział z daleka trzepot jego skrzydeł, jednak nie miał jeszcze szans poznać nadanego mu imienia. – Gotowi? – Zapytał też zaraz, wyczekując potwierdzenia, żeby poprowadzić młodzież do przygotowanego zawczasu świstoklika, którym okazała się leżąca nieopodal baru księga. Rozpoczął odliczanie, żeby wspólnie dotknęli przedmiotu przenoszącego ich w samo centrum szwedzkiej stolicy. - Wszystko w porządku? – Tuż po wylądowaniu objął Felixa ramieniem, chcąc upewnić się czy choroba lokomocyjna nie dała mu się we znaki. – Proponuję zacząć od zwiedzania, bo po tych dwóch butelkach może stracić ono cały urok. – Zasugerował, zerkając wymownie na wybuchową mieszankę bourbonu i ziołowego Jagermeistera.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Brooks była niemożliwa. Udowadniała to każdego pojedynczego dnia, miesiąc po miesiącu, rok po roku. Myślała, że Maksio już przywykł do tej krukońskiej zajebistości, którą to roztaczała niczym harpia swój powab. Może kiedyś przyjdzie dzień, że przyjmie to za pewnik, tak jak powinien to zrobić dawno temu.
- No oczywiście, że jestem. I nie zapominaj o tym. – Sprzedała mu delikatną mukę, zanim to też się wtuliła w rosłego przyjaciela. – Schudłeś. – Zauważyła jeszcze, zanim to pozwoliła mu zająć się upominkiem. Nie wiedziała, czy trafiła z prezentem, bo kierowała się przede wszystkim logiką? Tak, chyba logiką i pragmatyzmem. Wiedziała, co lubił i co potrzebował, dlatego odpuściła sobie jakieś wyrafinowane prezenty. Mogłaby mu kupić pióro za miliony monet, ale by je zgubił albo przegrał w durnia, jak na durnia przystało. Stanęło więc na smoku, lusterku i flaszce, tak dla odmiany mugolskiej.
Przewróciła oczami, kiedy Max wybrał imię dla nowego stworka w swojej kolekcji. Jeżeli cokolwiek ją łączyło z Chinami, to zamiłowanie do ciemnych, prostych grzywek. I jedzenia tego, co akurat jest pod ręką.
- Gotowa jak zawsze. I niczym. Nigdy bym sobie nie odpuściła oglądania starego zgreda, który próbuje ogarnąć dwójkę pojebów. O, o wilku mowa. – Ucichła konspiracyjnie, kiedy wrócił Sal. A potem byli już w Sztokholmie. I z miejsca pożałowała, że nie wzięła swojej podbitej barankiem jeansowej kurtki, bo piździło, mimo że było przecież lato.
- Jak chcecie, to mogę was oprowadzić, już tu kiedyś byłam. Pamiętasz Max te paskudne żelki z czarnej lukrecji? No to właśnie stąd.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Samo to, że krukonka tu była wystarczało Maxowi za prezent, ale skoro został obdarowany czymś więcej, nie miał zamiaru udawać skromnego i wpychać im podarków ponownie do rąk. O nie, to był jego dzień, więc i prezenty mógł przyjąć. -Treningi i dieta. Wiesz, że najpierw zawsze coś ze mnie spada, nim zacznie się budować. Jak dobrze pójdzie do jesieni coś z tego wyjdzie i będziemy mogli znowu odpalić bludgera. - Tak, jeszcze życie malowało się przed nim optymistycznie i miał nadzieję, że za kilka miesięcy powróci do formy, jaką reprezentował za czasów szkolnych. Treningi pod okiem Joshuy zdecydowanie mu w tym pomagały i czuł się o niebo lepiej, co nie tylko przełożyło się na jego wygląd i lepsze samopoczucie, ale też na trochę lepsze wyniki w pracy nad kociołkiem. W dupie miał to, czy dostanie diamentowe spinki do mankietów, czy paczkę szlugów. Liczyło się zupełnie co innego, ale akurat musiał przyznać, że zarówno Brooks jak i Sal trafili z prezentami. No, może ten cholernie drogi zegarek trochę mu ciążył na dłoni, ale dało się ten ciężar splendoru jakoś znieść. -Sprawdzimy, na co go stać? - Szepnął równie konspiracyjnie, jednocześnie czarująco uśmiechając się do Salazara, który już przy nich się pojawił. Max powiódł oczami w stronę Marcusa, przywołując go gestem. Odebrał od niego cygara i alkohol i po pewnym namyśle oddał mu Juliana. Smoczek mógł niestety przynieść teraz więcej złego niż dobrego, więc ten jeden dzień może lepiej byłoby, gdyby spędził w Paraiso. -To jest Julian, Paco. - Przedstawił figurkę Moralesowi, po czym podziękował Marcusowi, puszczając mu oczko na odchodne. -Siebie też tam zaniesie? - Tym razem skierował szept do Salazara, jeszcze raz przesuwając wzrokiem po sylwetce Marcusa i wzdychając ciężko. Cóż, chyba przyjdzie mu się obejść smakiem w kwestii tego pracownika Salazara, ale przecież pożartować zawsze sobie mógł. Chwycił za świstoklik, poczuł charakterystyczne szarpnięcie i...No cóż, zdecydowanie nie byli już w Paraiso. Solberg nie miał zbyt wiele czasu na podziwianie widoków, bo jak tylko Paco objął go ramieniem, nachylił się i wyrzygał połowę zjedzonego wcześniej burrito. -Cudnie jak zawsze. - Otrząsnął się, gdy skończył, po czym szybko ogarnął swoją buźkę, by nie straszyć wymiocinami na policzku i wpakował sobie do ryja gumę do żucia. -Oho! Faktycznie coś mi to mówiło. W takim razie prowadź, tylko żadnych więcej lukrecji!- Pogroził jej palcem, po czym chwycił Moralesa pod pachę i pociągnął go za krukonką. -Ty wiesz, w sumie to przez Brooks zacząłem więcej wyjeżdżać. Po tym jak odjebała numer roku i bez słowa zniknęła pewnego dnia... - Wyjaśnił wpływ przyjaciółki na swoje decyzje co do ostatnich wyjazdów, których trochę było. W zeszłym roku Kanada, teraz Japonia... A planował jeszcze więcej.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Zauważając moment zawahania młodszego kochanka, uśmiechnął się z rozbawieniem pod nosem. Maximilian miał pod opieką całą gromadę zwierzaków, ale do każdego podchodził z dbałością, o czym miał już okazję przekonać się podczas wizyty w progach domostwa na obrzeżach Inverness. – Spokojnie, jutro wracamy. Julian… – Zaakcentował smocze imię, ukradkiem zerkając na przyjaciółkę nastolatka. Chyba zaczynał rozumieć skąd takie, a nie inne miano dla nowego gada do kolekcji. – …nie zdąży nawet zatęsknić. – Zapewnił żartobliwym tonem, prychając cicho nie tylko ze względu na chińskiego ogniomiota, ale i puszczone przez Felixa Marcusowi oczko. No tak, chłopak najwyraźniej nie zamierzał odpuścić, o czym zresztą zaświadczył również jego konspiracyjny szept. – Chciałbyś… niestety, chyba będziesz musiał się zadowolić dzisiaj tylko mną – Rzucił podobnie ściszonym głosem, ledwie powstrzymując się od śmiechu, po czym odsunął się na bezpieczny dystans, wszak nie wypadało zapominać o towarzyszącej im w podróży do Sztokholmu Brooks. W końcu całym szalonym trio pochwycili świstoklik, a chociaż Paco trzymał kciuki za żołądek Maximiliana, choroba lokomocyjna po raz kolejny już okazała się od niego silniejsza. Meksykanin westchnął ciężko, poklepując nastolatka po plecach dla otuchy, bo i niemiło było każdą wycieczkę rozpoczynać od wymiotów. – No tak… – Wzruszył bezradnie ramionami, spoglądając ze współczuciem w szmaragdowe ślepia, żeby chwilę później delikatnie ucałować chłopięcy policzek. Tuż po ciepłym geście miał zaproponować początek trasy, ale niespodziewanie został uprzedzony przez krukońską panienkę. – O, nie wiedziałem… W takim razie przyznam szczerze, że myślałem o zabraniu was na przejażdżkę tutejszym metrem. – Skinął porozumiewawczo głową do dziewczyny, zdając sobie sprawę z tego że zwiedzanie metra nie brzmiało zbyt intrygująco dla kogoś, kto nie orientował się że akurat szwedzkie linie podziemnej kolejki uznawane są za najdłuższą w Europie galerię sztuki. – Nie mam jednak nic przeciwko takiej pani przewodnik, o ile rzeczywiście darujemy sobie lukrecjowe żelki. – Spojrzał to na Julię, to na Felixa, w pełni podzielając gusta nastolatka, a raczej nienawiść do paskudnej w smaku rośliny, czym chyba zaskarbił sobie jego sympatię, skoro chłopak od razu chwycił go wpół, pociągając za nieco starszą koleżanką. Nie narzekał, wręcz przeciwnie, dał się porwać Solbergowi, wsłuchując się w jego tajemnicze wyjaśnienia. – Przyznasz się, gdzie zwiałaś na wagary? – Niewiele myśląc, włączył się w rozmowę, pytanie kierując jednak do napomkniętej w historyjce Maximiliana psotnicy.