C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Według avalońskich legend Księżyc, nim zawisnął na niebie w znanej nam postaci, należał do trytońskiej nacji. Jego srebrne łuski lśniły głębokim, wewnętrznym blaskiem, emanując nie tylko światłem, ale i magicznymi właściwościami, pochłanianymi przez wody jeziora, które zamieszkiwał i strzegł. Był prawą ręką Pani Jeziora i to na jej rozkaz zamieszkał w przestworzach, by stamtąd czuwać wszędzie tam, gdzie nie sięgają jej wody. Bez względu na prawdziwość owej historii, całe jezioro zawiera w sobie najczystszą, przesyconą magią wodę księżycową; wystarczy pochylić się nad jej taflą i nabrać jej trochę do dowolnego naczynia. Kąpiele w tym miejscu polepszają samopoczucie, dodają sił i pomagają w odzyskaniu magicznej równowagi wszystkim tym, którzy z jakiegoś powodu ją utracili. Ze względu na ogromne stężenie księżycowej magii nie jest to jednak miejsce dla wszystkich! Wilkołak, który w całości zanurzy się w wodzie, dozna natychmiastowej przemiany, a potomek wili w mgnieniu oka utraci kontrolę nad swoją dziką naturą.
UWAGA: Aby wejść obowiązkowo należy rzucić kostką w pierwszym poście. Nieparzysta – udaje Ci się wejść, parzysta – niestety nie udaje Ci się wejść. Jeśli już raz odkryjesz lokację możesz odwiedzać ją bez ponownego rzucania kością. Zezwala się zdradzić lokalizację tematu dwóm osobom towarzyszącym. Próbować można raz dziennie.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Kostka na wejście: Wchodzę dzięki uprzejmości Maxia :* Zbroja: C, 1 - potem będzie lać
Studiując lokalne, to znaczy Avalońskie legendy natknął się na taką która mówiła o całym jeziorze wypełnionym po brzegi wodą księżycową. Podobno zanim księżyc wstąpił na niebo je zamieszkiwał, ale wiadomo jak to było z legendami. Nie zawsze były prawdziwe w pełni, chociaż zawsze zawierały w sobie chociaż ziarno prawdy. A tę zdecydowanie chciał sprawdzić i jeśli okaże się prawdziwa, zbierze jej trochę do słoika albo butelki. W końcu była niedostępna przez parę ostatnich miesięcy, więc warto było ją zebrać i może nawet upichcić z niej przy najbliższej okazji jakiś eliksir. Los sprawił że po drodze wpadł na Solberga, który widocznie również wybierał się nad jezioro. Nawet nie zauważył kiedy do ich grupy dołączyła też zbroja. - Ciekawe czy to że jezioro jest wypełnione wodą księżycową jest prawdą. - Rzucił do Maxa podczas drogi do zbiornika wodnego. Miał delikatnie złe przeczucia odnośnie tak wielkiej ilości wody i zaklętej w niej księżycowej mocy, ale nawet gdyby źle to na niego wpłynęło nie przejmował się zbytnio. W końcu od kiedy otrzymał Pierścień Tojadowy, to praktycznie się z nim nie rozstawał.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Wejście: 1 Rycerz: C,3 (Ciekawość to nienajgorsza cecha, jeśli tylko nie przekraczasz granic. Jeśli napiszesz jak zagadujesz zbroję o jej przeszłość (min. 1000 znaków, nieważne w ilu postach), możesz zgłosić się po 1pkt z Historii Magii do kuferka)
Gdy tylko Drake uświadomił mu, że gdzieś tutaj znajdują się hektolitry wody księżycowej, Solberg prawie wyskoczył z papci i już rwało go by sprawdzić, czy to prawda. Co jak co, ale był to składnik rzadki i ciężki do zdobycia, a nastolatek nie wyobrażał sobie nie mieć go w swoich zapasach. Umówił się więc z gryfońskim wilkołakiem na wyprawę, zostawił Salazara i Voralberga na pastwę losu i licząc, że będzie miał po powrocie dach nad głową wypalił z progu jak rakieta na koksie. Życie nie było jednak takie proste i przyjemne i gdy tylko drzwi domku się za młodym eliksirowarem zamknęły, za jego plecami pojawiła się klekocząca zbroja z kolejnym duchem w środku. Tym razem towarzysz wydawał się być nawet w porządku i Max nie odczuwał żadnej dziwnej magii jaka zazwyczaj na niego działała, więc idąc na miejsce spotkania zagadał martwego rycerza o jego przeszłość. Lepiej nie mógł trafić. Duch od razu się ożywił i zaczął opowiadać o swoich przygodach, jakie przeżywał za życia, a nastolatek czuł, że o dziwo mają nieco wspólnego. Za życia rycerz kochał przygody i pchanie nosa tam, gdzie mogło mu go odrąbać, z czym Max się nieźle utożsamiał. Z uśmiechem na ustach słuchał opowieści o tym, jak to właściciel zbroi był giermkiem jednego z rycerzy okrągłego stołu i został zwolniony za nieumyślne wjebanie bohatera prosto w ryło tutejszego smoka, co mogło skończyć się pieczenią ze zbrojnego, ale na szczęście w ostatniej chwili przybyła odsiecz, choć giermek za całą tę akcję i przy okazji podjebanie kilku drogocennych klejnotów z sakiewki swojego pana, został zwolniony z roboty i musiał szukać szczęścia gdzie indziej, przez chwilę robiąc za pasterza moccusów nim ktoś się nad nim zlitował i dał ponownie miecz do łapy. Miecz, który jakimś cudem udało mu się pęknąć na pół, co było zupełnie inną historią, jaką na ten moment musieli sobie odpuścić, gdyż w końcu stanęli przed Lilaciem i rozpoczęli wspólną podróż ku księżycowej wodzie. -Mam nadzieję, bo przyznam, że srogo się nakręciłem. - Odpowiedział, stukając wierzch swojej torby, w której miał przygotowane milion fiolek, które miał zamiar uzupełnić tym płynnym skarbem. -Chociaż przyznam, że chętnie spotkałbym też tę tajemniczą Panią jeziora. Ponoć dobra z niej dupa. - Zaśmiał się lekko, wciąż mając w głowie reakcję Paco na jego spoufalanie się z pięknymi nimfami w jaskini.
+
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Początkowo Drake nie zwracał większej uwagi na pogodę, ponieważ wydawało mu się że jest ona całkiem w porządku. To znaczy chmury nie wyglądały jakby miał z nich lada chwila paść deszcz. Jednak im dalej szli, tym bardziej mu się wydawało że chmur jest coraz więcej, a niebo staje się nieco ciemniejsze. - Tak też myślałem że nieco się tym podjarasz. Ja sam raczej z niej większego użytku nie zrobię. Chyba że z jakiegoś powodu będzie mi potrzebny eliksir euforii albo Gregory'ego. - I to nie tylko z tego powodu że były to jedyne eliksiry które w składzie miały wodę księżycową i potrafił uwarzyć. Naprawdę też nie widział siebie w sytuacji w których musiałby ich użyć. Chociaż gdzieś tam z tyłu głowy kusiła go myśl dolania eliksiru euforii Patusowi do kawy. O ile na tego starego grzyba by w ogóle zadziałał. Craine zdołał już chyba wytworzyć przeciwciała na jakąkolwiek radość inną niż ta, która pochodzi z dręczenia innych. Na komentarz odnośnie Pani Jeziora lekko się uśmiechnął, ale nic w tej sprawie nie powiedział. Zwłaszcza że dotarli na miejsce. Całe jeziorko wypełnione po brzegi księżycową wodą. Drake natychmiast wyjął z kieszeni pomniejszony słój i powiększył go do oryginalnych rozmiarów. - Mi słoik chyba wystarczy. - Chociaż spodziewał się że Solberg przytaszczył ze sobą kilka beczek. W końcu jak brać to po całości.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Max był tak podjarany wizją jeziora pełnego księżycowej wody, że pogoda była ostatnim o czym myślał, więc naturalnie też nie zauważył, że coś wokół się pierdoli szczególnie, że początkowo pogrążył się w dyskusji z towarzyszącą mu zbroją. -Nieco? Stary, nie byłem tak podjarany od czasu jak odkryłem co to seks. - Zaśmiał się, bo może była to spora przesada, ale no nie co dzień trafia się taka okazja, a Solberg miał zamiar ją wykorzystać. -Gregory to bardziej ludzka wersja Amortencji, nie widzę użytku, ale euforia....? No tu już widzę większy potencjał i szansę na cudowny dzień. Poza tym warzenie dla praktyki zawsze się przydaje, prawda? - Wiedział, że nie każdy ma takie podejście do magicznych mikstur jak on, a Lilac bardziej siedział w zaklęciach, jak większość czarodziejów, których znał. Mimo to uważał, że woda księżycowa zawsze się przyda i jeśli gryfoński wilkołak uzna, że za długo leży mu na półce i się marnuje, to zawsze mógł mu to oddać. -O. Kurwa. Pochowaj mnie tu.... - Mruknął zachwycony, gdy jego oczom okazał się cud natury w postaci jeziora. Max nie mógł nacieszyć oczu tym widokiem. Woda błyszczała się niesamowicie i Max aż miał ochotę cały się w niej zanurzyć. Stał i patrzył na to wszystko jak zahipnotyzowany, aż towarzysząca im zbroja nie wpadła na Maxa z impetem, przewracając go na trawę. -Może kultury trochę? Bo zaraz ja zrobię z Ciebie szaszłyka.... - Żachnął się w kierunku duszka, rozmasowując bark i otrzepując się. Od razu otworzył torbę, by sprawdzić czy fioleczki mu się nie potłukły, po czym zaczął wyjmować je jedna po drugiej. -Przemytnicy księżycowej wody meldują się na rozkaz. - Wyszczerzył ząbki, po czym podszedł do brzegu jeziora, by zacząć proces przelewania płynnego skarbu do naczyń. Właśnie napełnił pierwszą z nich, gdy odłożył kryształ do torby i spojrzał się na towarzysza. -Wiesz co, nie mogę się powstrzymać i muszę się w tym zanurzyć. Wskakujesz? - Zapytał będąc już w połowie nagim. Tak, Max nie pierdolił się w tańcu i chciał poczuć całym sobą jak to jest kąpać się w takim cudzie.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Naturalnie wciskała się wszędzie tam, gdzie miejsca mogły być jakkolwiek powiązane z legendami - i nie tylko z resztą. Pomijając wszelkie 'neutralne' okolice (o ile można tak było nazwać miejscówki na mitycznym Avalonie), to Smith ciągnęło jak pszczołę do miodu do lokacji często nawet niebezpiecznych... Księżycowe jezioro jednak do nich nie należało. Oczywiście, zapoznała się ze wszelkimi nie tylko opowieściami o tym mitycznym zbiorniku - ale też z samymi właściwościami księżycowej wody, którą ten był wypełniony. Pomijając czysty zachwyt nad tym faktem - nie znalazła żadnych przeciwskazań dla siebie przy kontakcie z magiczną cieczą. Siedziała więc spokojnie na obalonej przy brzegu kłodzie, z nogami zanurzonymi po kolana w migoczącej, krystalicznie czystej wodzie. Nad głową wisiała jej srebrna kula Lumos Sphaera, oświetlając lewitującą jej przed oczami książkę, którą Jess wygrała w kości od jednego z faunów w Ellan Vannin. Na kolanach miała rozłożony najzwyklejszy, mugolski zeszyt, w którym spisywała piórem co bardziej interesujące fragmenty - traktujące o miejscowej faunie i florze. Żywo zainteresowała się rozdziałem o cydrężach - nie tyle ich uwielbieniem do cydru i niecodziennym kształcie składanych jaj, co niesamowicie odporną na czynniki fizyczne skórą. Bynajmniej, wcale nie myślała o oskórowaniu Merlinowi tiarę winnych stworzeń - bardziej o ich wylinkach, które na pewno zachowywały choćby część tych niesamowitych właściwości. A gdyby tak skórę cydręży połączyć z wełną kulignów...? Tak istotne rozważania przerwał jej nagle porywisty wiatr, który gwałtownie przekartkował jej książkę na sam koniec - wzbudzając w dziewczynie iskrę irytacji. — Co do... — mruknęła, poprawiając na nosie okulary - i sięgając po różdżkę, nim nagła wichura zdążyłaby sturlać drewno z kłody do jeziora. Smith podniosła spojrzenie na zmierzającego w kierunku brzegu blondyna. Zapewne w zwyczajnych okolicznościach najpierw zwróciłaby uwagę na to, jak niedorzecznie perfekcyjną miał twarz, nawet w wyraźnie zirytowanym grymasie - ale jej wzrok przykuła nie tyle podążająca za nim zbroja, co... burzowa chmura. Cóż. Avalon. — Aexteriorem — zainkantowała cicho, samej odgradzając się od porywistego wiatru, którego epicentrum był mężczyzna. Odłożyła na bok swoje notatki i książkę, stając na równe nogi - po kolana w wodzie - i powoli brodząc w kierunku prześladowanego. — Hej! — zawołała, chcąc zwrócić jego uwagę i zwyczajnie pomóc, rozszerzając również na niego swoje zaklęcie.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Dobra, to co właśnie Max powiedział że Drake uśmiechnął się mimowolnie. Cieszył się nieco widząc go w takim stanie. Zdecydowanie zabranie tu Solberga było warte widoku tego jak dopada go szajba z ekscytacji. Takich wrażeń nie dałby mu nawet wspomniany przez nich eliksir euforii. - Szczerze to nie miałem za bardzo okazji go używać. Za to jeśli chodzi o praktykę to czasem zdarzy mi się go przyrządzić - głównie na lekcji. - Sam z siebie raczej rzadko coś warzył. Chociaż tworzenie eliksirów i tak wychodziło mu znacznie lepiej niż gotowanie. Sam nie wiedział czemu. W końcu w teorii te dwie rzeczy są do siebie nieco podobne. Szczerze to nawet ledwie podchodząc do wody zdawało mu się że czuje od niej bijącą energię księżyca. A tej wody było tyle że aż go to niemalże przerażało. Zdołał już się przekonać że nawet sztuczne księżyce są w stanie wywołać u niego przemianę. Miał małe podejrzenia że woda w której ten ponoć mieszkał też mogłaby to wywołać, ale może to tylko paranoiczne przypuszczenia? Stojąc na brzegu delikatnie zanurzał słoik tak by woda powoli się wsączyła do jego środka. Nie śpieszyło się im w końcu, prawda? - Zapamiętam. Jeśli wykitujesz przede mną to zobaczę co da się zrobić. - I mu się nie dziwił. Gdyby Drake mógł to z chęcią na Avalonie by gdzieś się na stałe osiedlił. Nawet jeśli miałby to być domek na drzewie. I nawet nie zauważył kiedy Max zdążył się rozebrać. Dopiero kiedy zadał pytanie, wilkołak zwrócił na to uwagę. - Jesteś pewien że to dobry pomysł? Chmury się zbierają i chyba niedługo będzie lać. - A w normalnej sytuacji groziłoby to potem przeziębieniem czy innym(magicznym) choróbskiem. Gdyby to była burza... To nie byłoby zbyt fajnie gdyby ich jebnął piorun. Ciężko było jednak Solbergowi odmówić. Zwłaszcza że ten zbiornik wręcz go kusił żeby się w nim zanurzyć. Westchnął więc i wyjął różdżkę rzucając zaklęcie bariery antypogodowej, tworząc ją na tyle dużą żeby spokojnie objęła okolice brzegu zabezpieczając zarówno ich jak i ich rzeczy. Chwilę potem sam się rozebrał zostając tylko w spodenkach pokazując przy tym muskularne i nieco owłosione ciało. No i potężną, rozciągniętą bliznę przy okazji. Oczywiście pierścienia tojadowego nie zdejmował. Z tym cudeńkiem nawet spał, więc nie było opcji żeby go zostawił. Zwłaszcza że może się przypałętać tu jakiś niuchacz albo jego avaloński kuzyn. O ile istnieje. I nawet jeśli zabezpieczył go zaklęciem, to nie chciało mu się potem za bardzo gonić za nim przez całą wyspę. Wszedł do wody po pas i cicho zaklął. - Szlag, zimna jest. - Co też dobrze się równoważyło z gorącem jaki panował w lato. Chociaż pod tym względem Avalon do Arabii nie miał podjazdu.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Oj tak, mało co było chyba w stanie tak go ucieszyć jak miejsce po brzegi wypełnione jednym z najtrudniejszych do pozyskania składników. A tu? Mógł zaopatrzyć w nią cały Hogwart!, co pewnie wystarczyłoby na własne potrzeby nastolatka. -Nie wiem, czy powinienem polecać. Jakby uczucie po nim jest kurwa za-je-bis-te, ale też można się w to niezdrowo wciągnąć i tu już powstaje pewien problem... - Nie miał zamiaru ukrywać, że nie podobał mu się efekt tego eliksiru, ale też musiał dodać dla samej świadomości gryfona, że jest jeszcze druga strona medalu. Dla Solberga zawsze warta swojej ceny, ale on to miał już mózg przeżarty przez dragi i alkohol. Max już świecił dupskiem i stojąc po kolana w wodzie napełniał kolejną fiolką księżycową wodą. Jego twarz przypominała buzię dziecka, które zostało wpuszczone do sklepu z cukierkami. A pewnie i nawet Solberg bardziej doceniał to, co miał teraz przed sobą. -Czy ja miałem kiedyś zły pomysł? - Zapytał ironicznie, choć tym samym dał znać, że gdzieś w dupsku ma konsekwencje pogodowe i jest w stanie dla takiego przeżycia zaryzykować naprawdę wiele. A śmierć nie była dla Maxa jakąś specjalnie wygórowaną ceną jeśli to oznaczało, że jego zwłoki spoczną w tych magicznych głębinach. -Lekko chłodnawa, to prawda. Ale za to czujesz tę magię? Mam wrażenie, jakby coś się we mnie odblokowało. - Powiedział, gdy wyłonił się po zanurkowaniu w księżycowych głębinach. No nie mógł się powstrzymać. Po prostu kurwa nie mógł.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Pewien druid kiedyś powiedział żeby brać od natury tylko tyle ile się potrzebowało i można powiedzieć że Drake kierował się nieco tą zasadą. Ten słoik wody księżycowej, który zdążył nabrać wystarczy mu na długo. No i należało też spojrzeć na to że jeśli dosłownie każdy przychodziłby nabrać tyle wody ile się da, to jezioro szybko zostałoby osuszone a tym samym odeszło w niebyt. A to mogłoby nieco zirytować mieszkańców. No chyba że woda w jeziorze samoistnie się odnawiała. Samego eliksiru euforii raczej szybko nie zrobi, z gregory'ego nie miałby pożytku a animagiczny byłby dla niego stratą czasu biorąc pod uwagę to że nawet gdyby próbował animagiem zostać, to ostatni krok rytuału byłby niemożliwy. No chyba że nauczy się gadać w postaci wilkołaka i sprawnie zażywać w niej płyny. Wtedy nadzieja jakaś może istniała. Na komentarz Maksa odpowiedział jedynie uśmiechem. Tak zdarzały mu się durne pomysły z tego co słyszał, ale nie należało z góry zakładać że każdy taki będzie. - Czuję i to dobitnie. Zwłaszcza że mam podobne wrażenie. - Nie żartował. Każdą częścią ciała która była zanurzona, czyli w tym wypadku wszystkim poniżej pasa czuł księżycową energię promieniującą z wody. Zwłaszcza że im bardziej próbował wejść dalej w wodę, tym bardziej czuł znajome ciarki na plecach i delikatne osłabienie. - Nie wiem czy powinienem wchodzić głębiej... W sumie nikt wcześniej chyba nie brał kąpieli w księżycowej wodzie. - Nie, nie bał się. Po prostu miał złe przeczucia podpierane racjonalnym myśleniem. W najlepszym wypadku skończyłoby się na tym że czułby się tak samo jak przed pełnią. Uwzględniając w tym rosyjską ruletkę czy będzie jak dziecko opite kawą czy też jak smutny ziemniak pozbawiony energii. W tym dużo gorszym mógłby się przemienić na czas którego nie potrafił sprecyzować, a to oznaczało dwie rzeczy. Patrzyłby na Solberga jak na kawałek soczystej szyneczki której nie wolno mu ruszyć, i rzecz najgorsza... Miałby mokre futro! Tak jak kochał przebywać w swojej wilczej postaci, tak najgorszą rzeczą jaka może mu się w niej przytrafić to właśnie bycie przemoczonym! Nie pchły, nie rzep... To mokre futro było najgorsze! Patrzył się więc na Maksa nadal będąc niepewnym zanurzania się w wodzie.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Max nie miał zamiaru zaprzeczać, że ów druid się mylił. Wręcz przeciwnie, miało to ręce i nogi i nawet głowę, ale potrzeby eliksirowe nastolatka były zdecydowanie większe niż przeciętnego czarodzieja, który pewnie nawet nie wiedział, do czego tego skarbu mógłby użyć, bo faktycznie niewiele opracowanych receptur miało go w swoich składnikach. -Myślisz, że ma to jakieś właściwości? Zdrowotne na pewno nie, bo nadal jestem upośledzonym zombie, co by chciało a nie może, ale mówię o czymś bardziej...no nie wiem. Nie znam się jak działa magia, ale może jakoś to na to wpływa? - Wysnuł swoją teorię, bo przecież też pierwszy raz miał do czynienia z czymś takim, a i nie słyszał żadnych legend dotyczących tego aspektu jeziora. -Ktoś przed nami był na pewno. - Powiedział, początkowo nie rozumiejąc, co Drake mógł mieć na myśli. -Czekaj... Chyba, że mówisz o swoich futrzastych przyjacielach. Dopóki nie spróbujesz to się nie przekonasz. Bierzesz tojadowy? - Zapytał z błyskiem w oku, bo już miał w głowie pojebany plan, ale też nie miał zamiaru użerać się z wilkołakiem w szale jeśli się okaże, że faktycznie nie jest to najlepszy pomysł. W końcu sił Maxio nie miał tyle co kiedyś, a i z magią nie radził sobie nigdy specjalnie. Wolał więc nie ryzykować aż tak nawet jeśli czuł, że w jakimś stopniu moc magiczna się w nim odblokowała. Na pewno miał zamiar przetestować tę teorię przy najbliższej nadarzającej się okazji, czyli pewnie zaraz po wyjściu z tych magicznych wód i odpowiednim zabezpieczeniu fiolek z księżycową wodą.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
-Nie wykluczam że jakieś ma... To że jest nafaszerowana księżycową energią jest pewne, ale nie wiem jak za bardzo działa na ludzi. Może lepiej będziesz spał po takiej kąpieli albo coś? - Powiedział odsyłając słoik z powrotem do swoich rzeczy tylko po to by po chwili wrócić do Solberga wzrokiem. Magia którą emanował księżyc nawet po tylu latach była nie w pełni zbadana. Może astrologowie wiedzieli na jej temat nieco więcej. Osobiście znał tylko jej podstawy i nie zagłębiał się zbytnio w tematy z nią związane. Ale chyba kiedy będzie miał trochę okazji to spróbuje może trochę poszperać żeby dowiedzieć się więcej o księżycu. - Oczywiście że biorę. I mimo że pełnia była dość niedawno, to można powiedzieć że jestem przygotowany na wszelkie sztuczne pełnie czy inne wymuszające przemianę rzeczy. - I to tylko dzięki łaskawości Pani Jeziora, którą mu okazała przy rozdawaniu nagród za pomoc w zmasakrowaniu Mordreda. - No dobra, raz kozie śmierć. - W tym wypadku Maxowi. Drake zaczął iść głębiej i głębiej, aż w końcu mógł dać nura. I rzeczywiście musiał przyznać że uczucie jakie go nachodziło podczas przebywania w wodzie było wspaniałe. Przynajmniej do momentu w którym znajome uczucie się nasiliło i niemal natychmiastowo zmienił w wilkołaka. Niezbyt zadowolony z faktu posiadania MOKREGO futra, złapał swoją starą cedrową różdżkę w pysk i zaczął płynąc pieskiem do brzegu rzucając tylko ślizgonowi spojrzenie niezbyt zadowolone. Zwłaszcza że Drake znowu był w sytuacji gdzie można podstawić go za osobę będącą na diecie, a Solberga za tort. Niby kusi zjeść, ale kurwa nie wypada. Na dodatek jego zaklęcie antypogodowe zaczęło zanikać, w przeciwieństwie do deszczu który zaczął szaleć. Usiadł obok zbroi która patrzyła się na niego z lekkim niezrozumieniem. Drake tylko na nią burknął i usiadł sobie czekając na Maxa i na to aż przemiana się cofnie. @Maximilian Felix Solberg
przed Graalem zbroja1 Nie wiesz co się dzieje, ale nagle na niebie pojawiają się ciemne chmury, które nie zwiastują niczego dobrego. Porywisty wiatr szarpie Twoimi ubraniami, a ciężkie krople deszczu nie zostawiają na tobie suchej nitki. Niestety, zbroja musi mieć dzisiaj trudny dzień, skoro nie jesteś w stanie uchronić się przed burzą nawet jeśli znajdziesz się w pomieszczeniu!
Chciałby powiedzieć, że miał zły dzień, ale znał takich, którzy twierdziliby, że nigdy nie miewał dobrych. Jednak jak inaczej nazwać dzień, w którym do człowieka przyczepia się nawiedzona przez ducha rycerza zbroja, sprawiając, że znikąd pojawiają się nad głową takiego czarodzieja gęste chmury, porywisty wiatr i nagle wszystko wokół jest mokre od deszczu z owym czarodziejem włącznie? Chujowy. To był po prostu chujowy dzień, a w takie Jamie potrzebował zwiększonej aktywności fizycznej, aby w jakimś stopniu panować nad sobą. Prawdę mówiąc, liczył na to, że zdoła pozbyć się natrętnej zbroi, gdy tylko opuści domek, ale tak się nie stało. Nic więc dziwnego, że Norwood, z każdą chwilą tracąc cierpliwość, szedł przed siebie, nie patrząc na to, gdzie idzie, aż trafił na jezioro. Nie pamiętał, czy słyszał o nim, czy ktoś coś wspominał, ale w tej chwili nie miało to znaczenia. Spojrzał wściekle na dziewczynę, która pojawiła się, jak dla niego znikąd, choć z pewnością musiała siedzieć na brzegu wcześniej. Nie rozumiał, czym owe hej miało być, ale nie zamierzał się nad tym zastanawiać. Zdołał jedynie zorientować się, że znał dziewczynę, że ją kojarzył, ale w tym momencie nie miało to żadnego znaczenia. Właściwie w tej chwili wolał być sam, czując, że jest na granicy własnej cierpliwości. - Jeśli nie chcesz być mokra, lepiej się cofnij - warknął w stronę dziewczyny, odgarniając mokre włosy z twarzy, nim wyjął różdżkę i kolejny raz cisnął zaklęciem w zbroję, odsyłając ją kilka metrów dalej, co choć na chwilę osłabiło szalejącą wokół niego burzę. Był właściwie wściekły i nie szczędził czasu, aby cisnąć kolejnym zaklęciem w zbroję, gdy tylko ta spróbowała podejść znów bliżej. Próbował wcześniej otoczyć siebie samego barierą, ale deszcz i tak przenikał przez nią, zupełnie jakby zbroja zwyczajnie uwzięła się na niego.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
-Akurat lepszego snu też nie odmówię. - Wyszczerzył się, bo z tym to miał już od dawna problemy, a choć przez chwilę było lepiej, tak bez łapacza snów wciąż nie potrafił odważyć się zasnąć, co uznałby za naprawdę wielki sukces swojego życia. Nie pamiętał już jak to jest o czymś śnić. -Dobrze słyszeć, że jesteś jednym z tych odpowiedzialnych wilczków. - Trochę mu ulżyło, bo naprawdę nie chciał teraz bić się z wilkołakiem tylko dlatego, że Drake postanowił wykąpać się z nim w księżycu. Oczywiście z własnej woli. Max ani trochę nie sugerował, że to może być dobry pomysł. Wcale. Oczywiście musiało okazać się, że ich pomysł wcale dobry nie był. Max również zanurkował, a gdy wypłynął na powierzchnię, obok nie było już Drake`a, a wilkołak. Solberg instynktownie zamarł, bo choć rok temu przeżyli nawet miłe chwile podczas pełni w Arabii, to jednak wciąż pamiętał, że poniekąd przez Lilaca, Feli stracił nogę. No nie było to łatwe. Odetchnął dopiero, gdy wilk znalazł się na brzegu. W bezpiecznej odległości. -Nie ma chuja, że wychodzę, jak jesteś w tym stanie. - Powiedział ciekaw, czy przemiana wywołana księżycową wodą jest trwała, czy tylko chwilowa. W końcu był środek dnia i takie rzeczy nie powinny się zdarzyć. -Spróbuję Cię wysuszyć? - Uniósł różdżkę, niepewny tego, czy to jakkolwiek dobry pomysł, po czym rzucił na Lilaca Silverto licząc, że gdy tylko woda przestanie dotykać ciała gryfona, ten powróci do swojej ludzkiej postaci.
Drake poniekąd przeklinał los że ostatnio miał tak ogromnego pecha jeśli chodziło o pozaterminowe przemiany. O tyle dobrze że Pani Jeziora wydawała się to dostrzegać, dlatego tak mądrze wybrała nagrodę. Nie zmieniało to jednak faktu że naburmuszony siedział obok zbroi czekając aż Solberg go osuszy, jednocześnie myśląc o wszystkich najobrzydliwszych rzeczach jakie mu przychodziły do głowy tylko po to żeby oddalić powoli napierające myśli o tym że chętnie spróbowałby Maxioszynki. I to suszenie szło całkiem sprawnie. Całe szczęście księżycowa woda w przeciwieństwie do wilkołaka nie posiadała zwiększonej odporności na zaklęcia, dzięki czemu mogła sobie bezpiecznie wyparować. A on wrócić do swojej ludzkiej postaci i się ubrać. - Dzięki. Niezbyt lubię bycie przemoczonym. - Marny dobór słów. Bo właśnie zaczęło lać jak w pieprzonych tropikach, a on jedyne co mógł zrobić to popatrzyć z pretensją w chmury i ponownie rzucić zaklęcie bariery antypogodowej. - No już wyskakuj, bo jeszcze coś złapiesz. - W końcu ta bariera wieki nie będzie tu wisieć. No i w sumie... Nie wiadomo czy od kąpieli z wilkołakiem też nie było można na coś zachorować. Raczej niewiele osób coś takiego przeżyło. Drake ostrożnie podniósł swój słoik z wodą starając się ocenić czy ten na pewno był szczelny. Na wszelki wypadek zabezpieczył wieczko zaklęciem i był gotowy żeby opuścić to miejsce i przeczekać gdzieś deszcz. Popatrzył też przez chwilę na zbroję. - Mam nadzieję że nie rdzewiejesz od deszczu.
Po krótkim czasie na Avalonie, Smith zdecydowanie nauczyła się spodziewać niespodziewanego. Co prawda samo działanie magii na tym polegało - ale to jeszcze szło w mniejszym czy większym stopniu przewidzieć. Magiczna kolebka jaką była Wyspa Kiedyś i Na Zawsze charakteryzowała się jednak znacznie wzmożoną aktywnością czarodziejskich kaprysów. Dlatego raczej niespecjalnie zdziwił ją widok chłopaka - Ślizgona...? - który próbował odegnać przyczepioną do niego zbroję jak natrętną muchę. Sama miała niespecjalnie miłe doświadczenia z duchami rycerzy - począwszy od plociucha, który wygarnął jej sekrety, a kończąc na zbroi zabawiającej się w Amora. Chociaż, musiała przyznać, warknięcie blondyna w jej stronę odrobinę ją spłoszyło - ale nie powstrzymało od brnięcia przez wodę w jego kierunku. — Właściwie, to już jestem mokra — stwierdziła wystarczająco głośno, żeby ją usłyszał, jednocześnie unosząc różdżkę w kierunku upartej zbroi. —Icalius! Oszczędnym ruchem Glamdriga cisnęła w rycerza zaklęciem, które - choć na moment - unieruchomiło go w znacznej odległości. Podeszła do chłopaka, spokojnie brodząc w płytkiej wodzie - kompletnie niepomna na krople deszczu zraszające jej sukienkę, ani na wiatr targający jej włosami. Widocznie Aexteriorem traciło na mocy, im bliżej Ślizgona się znajdowała - ale przecież to nie było jedyne użyteczne zaklęcie. Stając niemal ramię w ramię z blondynem, uniosła jeszcze różdżkę, żeby cichym Aerudio otoczyć ich wirującą barierą, która roztrącała deszcz i neutralizowała porywy wiatru. — Ogień zwalczaj ogniem. — Szare oczy zabłysły jej żartobliwie - nie opuszczała jednak swojej różdżki, stale utrzymując zaklęcie. — Mój przyjaciel poradził sobie z taką upartą zbroją zamieniając ją w kamień, próbowałeś już może? — zapytała, zerkając spod rzęs na rosłego chłopaka, wolną ręką zsuwając okulary na czoło - i tak były mokre i nic przez nie nie widziała. Za to doskonale widziała idealny męski profil i Morgana jej świadkiem - prawie się rozproszyła i przerwała inkantację, więc szybko odwróciła wzrok.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Maxioszynka na pewno była produktem jedynym w swoim rodzaju i wartym grzechu, a jednocześnie zapewne tak pełnym syfu, że nie opłacało się ryzykować. Na szczęście nie musieli przekonywać się o tym, czy wilkołaki mają lepszą odporność na zasyfione ludzkie mięso, bo po osuszeniu z księżycowej wody, Drejk powrócił do swojej gryfońskiej postaci. -Zrobiłem to dla avalońskiej społeczności. Ten smród mokrego psa... - Pomachał ręką przed nosem, jakby faktycznie wyczuł coś nieprzyjemnego, ale uśmiech na Solbergowej twarzy jasno świadczył o tym, że były to tylko żarty. -Chyba masz rację. Widać dość się nakąpaliśmy. - Potrząsnął głową, jak szczeniak rozwalając swoje włosy, po czym zaczął wychodzić z jeziora, choć niespecjalnie mu się spieszyło. Gdy dotarł na brzeg, schował fiolki do torby i zamknął ją bezpiecznie, przewieszając pasek przez nagi tors. -Co powiesz na grzany cydr na rozgrzewkę? - Zaproponował, zapinając klamrę paska i wkładając buty na stopy, choć jakoś koszulki nie pomyślał żeby ubrać nim ruszyli dalej w kierunku wioski.
//zt x2
+
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Spojrzał w stronę dziewczyny, jakby dopiero teraz ją zobaczył, mając wrażenie, że nie jest do końca normalna. W końcu kto miał ochotę być zupełnie przemoczony przez jakąś ulewę? Inna rzecz, że jemu odechciewało się już rzucać kolejne zaklęcia na zbroję, czy wokół siebie, bo w obecnym stanie nie utrzymywał zbyt długo inkantacji, które mogłyby go jakoś osłonić. Zacisnął mocniej zęby, gdy tylko dziewczyna podeszła bliżej, rzucając kolejne zaklęcie, niejako osłaniając go od deszczu. - Jeszcze jakieś mądre rady? W którymś momencie po prostu odechciewa się z tym walczyć - burknął spoglądając na dziewczynę z góry, zastanawiając się, czy specjalnie się popisywała, czy po prostu trafił na Krukonkę. Przymknął oczy, przecierając dłonią mokra twarz, odgarniając w tył włosy. - Nie próbowałem. Nie dogaduję się z transmutacją i uznałem, że po prostu pójdę popływać - odpowiedział, siląc się na spokój. Odetchnął głębiej, spoglądając znów na dziewczynę, starając się nie myśleć o niczym, co jedynie mogłoby go bardziej zirytować. Zamiast tego wolał skupić się na fakcie, że sukienka dziewczyny zdecydowanie nie powinna moknąć, jeśli nie miała prześwitywać. - Ty jesteś pewna, że chcesz sobie stać tu w tej sukience? Może jeszcze powiesz, że chętnie też popływasz? - rzucił, kręcąc głową, po czym zwyczajnie zdjął z siebie koszulkę, buty, zostawiając je na brzegu i zaczął wchodzić do wody. Myślał o tym, że będzie za chwilę rozładowywać emocje, że zdoła zmęczyć się na tyle mocno, żeby nie czuć tej złości, która w nim buzowała. Niestety, złość zdawała się w nim narastać, przepełniać go, szukając ujścia. Znał to uczucie, to mrowienie pod skórą, drżenie wszystkiego w środku połączone z chęcią krzyku. Szum w uszach zaczynał narastać, a wściekłość skupiła się na dziewczynie, z którą jeszcze przed momentem rozmawiał. Licząc na to, że gdy tylko zanurkuje, wszystko się uspokoi, wskoczył do wody. Niestety zamiast wyciszyć się, poczuł, jak palce zaczynają przemieniać się w szpony, jak zdecydowanie wyostrzają się rysy jego twarzy i gdyby tylko miał więcej świadomości, byłby pewien, że wynurzając się z wody ma już całkowicie czarne oczy. Jedyne co czuć, to chęć wyładowania się na najbliższej osobie i nim jakąkolwiek trzeźwa myśl przemknęła przez jego głowę, rzucił się w kierunku rudowłosej.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Sir Cynon był jednym z mniej znanych, ale zdecydowanie wartym uwagi Rycerzem Okrągło Stołu. Jako syn władcy południowej Anglii i Szkocji otrzymał naprawdę dobre i szlacheckie wychowanie, które nie tylko sprawiło, że był w stanie dyskutować na naprawdę szeroką gamę tematów, ale też widać było to po stylu walki, jaki wypracował dzięki profesjonalnym treningom z kopią i mieczem. Lata ćwiczeń przyszło mu poddać testowi, gdy spotkał na swojej drodze tajemniczego Czarnego Rycerza, który posiadał tylko jedno oko i jedną nogę. Ostatecznie dzielny poddany Króla Artura przegrał i poległ u stóp kalekiego wojownika.
Zasady
• Trafiacie nad brzeg przepięknego, magicznego jeziora. Blask jaki widzicie zapiera dech w piersiach, ale nie jest wam dane za długo podziwiać tego widoku, bo nagle staje przed wami rycerz i to nie byle jaki bo Czarny Rycerz. W jego dłoniach spoczywa srebrna misa, której przeznaczenie szybko staje się jasne. Niski, chropowaty głos prosi was o napełnienie misy wodą z jeziora i wylania jej na srebrne tablice, które widnieją za sylwetką rycerza, a gdy to robicie niebo pokrywają ciemne chmury, rycerz dobywa miecza, a w okolicy pojawia się ogromny gromoptak w akompaniamencie piorunów, który widocznie ma głęboką więź z waszym przeciwnikiem. Rzućcie Literką, by zobaczyć, co was czeka:
Wydarzenie:
A-D Nie macie za bardzo czasu pomyśleć o tym, co się dzieje. Gromoptak na rozkaz Czarnego Rycerza przypuszcza pełen atak. Wokół was trzaskają błyskawice, a niektóre z nich trafiają też w taflę jeziora, sprawiając, że wszystko staje się jeszcze bardziej niebezpieczne. W dodatku istota pikuje na was, próbując widocznie powalić was na ziemię. Dorzućcie k6:
Dorzut:
1,2 - Nie macie wiele szczęścia. Unikając ataku ptaszyska, nie zauważacie błyskawicy, która trafia was prosto w niedominującą rękę. Tracicie przytomność i budzicie się u znachorki, gdzie musicie napisać jednopostówkę na min. 2000 znaków, a wasza ręka jest sparaliżowana do końca roku kalendarzowego. Otrzymujecie 1pkt. eventowy.
3,4 - Ciężko jest unikać wszystkich ataków naraz i choć początkowo zdaje się, że odnosicie sukces, tak bestia atakuje was nagle od tyłu, powalając na ziemię. Wasze plecy rozryte są przez ostre pazury gromoptaka. Tracicie przytomność i budzicie się u znachorki, gdzie musicie napisać jednopostówkę na min. 2000 znaków. Na waszym ciele pozostają trzy blizny po pazurach. Otrzymujecie 1pkt. eventowy.
5,6- Choć jest to duże wyzwanie, udaje wam się uniknąć poważniejszych obrażeń ze strony gromoptaka i uciec w bezpieczne miejsce. Otrzymujecie 2pkt. eventowe.
E-H Wszędzie wokół ciskane są pioruny, a ulewa przemacza was do szpiku kości. Jednak to Czarny Rycerz decyduje się na bezpośredni atak, rzucając się na was ze swoją maczugą. Dorzućcie k100. Wynik większy lub równy 65 oznacza wyjście z potyczki cało. W przypadku niższej kostki zostajecie znokautowani, tracicie przytomność i budzicie się u znachorki, gdzie musicie napisać jednopostówkę na min. 2000 znaków. Otrzymujecie 2pkt. eventowe.
I-JWokół rozpętuje się piekło. Gromy ciskają na prawo i lewo, Czarny Rycerz szykuje się do ataku przy pomocy swojej mocarnej maczugi, a gromoptak wyraźnie niezadowolony krąży nad wami, czekając na dogodny moment, by wpić pazury w wasze ciało. Na całe szczęście macie na tyle refleksu i rozumu, by zadbać o własne bezpieczeństwo nim cokolwiek się wam przydarzy. Otrzymujecie 3pkt. eventowe.
• Wyzwanie jest dla solistów. Osoby mające mniej niż 17 lat potrzebują zgody lub towarzystwa opiekuna/nauczyciela,
• Osoby posiadające więcej niż 20pkt. z ONMS lub są gibkie jak lunaballa otrzymują przerzut dla scenariusza A-D,
• Osoby posiadające więcej niż 15pkt. z OPCM otrzymują przerzut dla scenariusza E-H,
• jedyny i nieprzekraczalny termin odpisu to północ z soboty na niedzielę 27/28 sierpnia. Wszelkie posty i upomnienia wrzucone później nie będą brane pod uwagę,
Punkty z ONMS/OPCM w kuferku: 0/1 Wydarzenie: I Zyski/Straty/Konsekwencje: 3pkt. eventowe Trucizna rocco:6 - trucizna aktywna
Hej ho, na kolejne manto by się szło. To znaczy, na poszukiwania świętego Graala. Potarłam swój pierścień, chcąc dodać sobie otuchy, zanim dotarłam na miejsce. Avalon już wcześniej mógł być bardzo niebezpieczny, a ostatnie wydarzenia jeszcze ten stan pogorszyły. Skoro nawet na zaświaty działała jakaś plugawa magia, to gdzie mogliśmy się czuć w pełni bezpieczni? Kolejne zagadki, układanki nie pasujące do całości, wezwania, czekające na odpowiedź. Zdrowy rozsądek kazał mi siedzieć przy domku i cieszyć się ostatnimi dniami wakacji. Czasami żałowałam, że go zbytnio nie słuchałam. Początkowo miejsce wyglądało niewinnie. Piękne, magiczne jezioro zachęcało do wykąpania się w nim, ale coś przeczuwałam, że nie o to chodziło w tym wyzwaniu. Potwierdzenie mojej tezy nadeszło chwilę później, odziane w zbroję płytową, koloru najciemniejszej nocy. Musiał to być niesławny Czarny Rycerz, ciarki przeszły mi po plecach, bo dobrze pamiętałam jak kończy się pojedynek z duchem rycerza. Morholt nie dał mi żadnych szans w pojedynku, a przeciwnik stojący przede mną zapewne nie zamierzał poprzestać na zbiciu mnie na kwaśne jabłko. Zamiast jednak sięgnąć po broń, wystawił w moim kierunku misę, zwracając się do mnie z prośbą. Podeszłam do niego z dużą dozą ostrożności, a następnie spełniłam zadanie, kątem oka cały czas obserwując rycerza. Moje przeczucie pozwoliło mi uratować się przed tragedią i chaosem, który zapanował kilka sekund później. Pojawił się gromoptak, na którego obecność trucizna w moich żyłach zawrzała. Zgięłam się w ogromnym bólu, akurat by ominąć maczugę świszczącą mi obok głowy. Pioruny poczęły walić dookoła mnie, a ptak krążył nad nami, czekając na moment, by mnie zaatakować. Wojownik również nie zrezygnował z próby zabicia mnie, jednak z doświadczenia starałam się utrzymać dystans. Było to o tyle trudne zadanie, że raz, skręcało mnie z bólu, a dwa, rycerz był zadziwiająco szybki i precyzyjny. Sama już nie wiem jak zdołałam uciec z tego miejsca, ani czego miało mnie nauczyć to wyzwanie. Raczej nie chodziło tutaj o nieufaniu mężczyznom z wielkim ptakiem.
z/t
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Punkty z ONMS/OPCM w kuferku: ONMS: 8; OPCM: 20 Wydarzenie: A oraz 4 Zyski/Straty/Konsekwencje: 1 punkt eventowy
Pakowanie się w kłopoty było po prostu specjalnością Maxa. Zaś teraz kiedy wyraźnie chciał zagłuszyć jakieś idiotyczne wyrzuty sumienia, był skłonny do skakania na główkę do głębokiej wody. Nic zatem dziwnego, że gdy tylko usłyszał o tym, że gdzieś w pobliżu kręci się jakiś Czarny Rycerz, że coś jest z nim nie do końca w porządku, to po prostu od razu ruszył na poszukiwania, niemalże pchając się przed szereg, żeby faktycznie spełnić jego polecenie. Nie wiedział, do czego miało prowadzić i czego miał się po nim spodziewać, ale nie przejmował się tym, po prostu pchając się naprzód, jak jakiś popierdolony leming, którym z całą pewnością był. Pojawienie się gromoptaka skwitował wysoko uniesionymi brwiami, orientując się, że wpakował się właśnie w niezłą chujnię, ale nie było teraz sposobu na to, żeby się z tego wycofał. Żadnego, tak szczerze mówiąc, bo nagle znalazł się w środku jakiejś jebanej walki, która wyglądała, jakby została żywcem wyjęta z najbardziej popierdolonych seriali świata. Gromoptak, posłuszny swojemu panu, zaczął go bowiem atakować, a pioruny trafiały w taflę jeziora, powodując, że starcie stawało się jeszcze bardziej niebezpieczne. Max jednak jakimś pojebanym cudem unikał początkowo ataków, najwyraźniej mając szczęście, aż w końcu gromoptak zaatakował go jak skończona haniebna kurwa od tyłu. Rozorał mu plecy, wyrywając z jego gardła warknięcie bólu i to było ostatnie, co Max pamiętał, zanim nie padł na ziemię, by później obudzić się w domku znachorki. Nieźle, swoją drogą, wkurwiony, bo takie zagranie było zdecydowanie w chuj niesprawiedliwe.
z.t
______________________
Never love
a wild thing
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Punkty z ONMS/OPCM w kuferku: ONMS: 0, OPCM: 15 Wydarzenie: G oraz 99 Zyski/Straty/Konsekwencje: 2 punkt eventowe
Carly powinna trzymać się wioski. Skoro wciąż nie wyleczyła jeszcze rąk - aczkolwiek już w tej kwestii działały z Miną i te nieznośne grzyby były chyba gotowe do tego, żeby wsadziła w nie łapy - a pożar nie był dla niej najlepszym doświadczeniem pod słońcem, powinna uważać na to, co robiła. Tylko, jak już wielokrotnie sama to stwierdziła, była potwornie ciekawska, skoro zaś usłyszała o kolejnych avalońskich cudach i możliwościach, nie zamierzała siedzieć bezczynnie. I właśnie w ten sposób znalazła się nad jeziorem, gdzie niepewnie i pokracznie wykonała przydzielone jej zadanie, tylko po to, żeby już po chwili zacząć wydzierać się wniebogłosy, zauważając, że to, co się działo, było niesprawiedliwe. Kto w ogóle myślał o tym, że można tak sobie przywołać gromoptaka, że można wywołać burzę, ulewę i cholera wie co jeszcze? To było wręcz skrajnie oburzające, a Scarlett uznała to zachowanie za haniebne, co od razu wytknęła Czarnemu Rycerzowi, drąc się przy okazji na całe gardło. Być może właśnie to nie spodobało się gromoptakowi, bo jakimś cudem w ich pojedynku nie był w stanie w nią tak naprawdę trafić. Była dla niego za szybka albo, co bardziej prawdopodobne, za mała. Czarny Rycerz również nie był w stanie jej trafić, wywijała mu się, wyrzucając z siebie cały potok słów, który był prawdziwą, bardzo elokwentną, rzecz jasna, litanią zarzutów i bluzgów, pod adresem przeciwnika, który tak bardzo ją w tej chwili zawiódł. Tak czy inaczej, była wielce zadowolona z tego, że zdołała zagrać mu na nosie i ostatecznie odejść z tego miejsca, jako wygrany, niemalże zarzucając z zadowoleniem włosami. I pokazując Czarnemu Rycerzowi środkowy palec, bo zdecydowanie mu się należał, ot co! Za takie zachowanie nie zasługiwał nawet na cień szacunku, jakieś zwabianie niewiniątek, a później robienie sobie z nich żywych tarcz, też coś! Carly zdecydowanie nauczyłaby go rozumu, gdyby tylko mogła, a tak mogła jedynie pokazać mu, że ma go w nosie i tyle!
z.t
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Punkty z ONMS/OPCM w kuferku: ONMS: 41, OPCM: 26 Wydarzenie: J Zyski/Straty/Konsekwencje: 3 punkty eventowe
Wiedział, że Avalon nie jest wcale taki bezpieczny, jak początkowo się wydawał, wiedział, że powinien uważać, dokąd chodził i nie słuchać wszystkich plotek o tym, co się dookoła niego dzieje, co można tutaj znaleźć, co można tutaj spotkać, a mimo to nie umiał się powstrzymać. Nie umiał tak po prostu uznać, że lepiej będzie, jeśli posiedzi w wiosce i upewni się, że nikomu nic złego się nie stanie, nie umiał tak po prostu uznać, że wszystko przeminie. Bał się również, że siedząc w miejscu, zacznie za dużo myśleć, zastanawiać się, rozważać, wracać do problemu, jaki teraz przed sobą miał, a nie chciał na to pozwolić. Nie chciał się w tym zapaść, nie chciał, żeby jego rozterki go pożarły. Właśnie tym sposobem trafił nad jezioro, mając wrażenie, że wkrótce tego pożałuje. Sceneria była bowiem niezwykle czarowna, zupełnie, jakby za moment miały wyskoczyć na niego syreny. Zamiast tego jednak skończył zaplątany pomiędzy Czarnego Rycerza i gromoptaka, tylko dlatego, że spełnił jedną prośbę, nie mając najwyraźniej pojęcia, w co się tak naprawdę pakuje. To było z jego strony głupie i był pewien, że znalazłyby się osoby, które by mu to wytknęły, zauważając, że jak na nauczyciela, to wiódł naprawdę ryzykowane życie. Tego jednak teraz potrzebował, gdy znajdował się w miejscu, którego sam nie rozumiał, nie mając pojęcia, jakim cudem mógł zapomnieć o własnym mężu. To jednak nie była chwila na takie rozważania, bo dookoła niego trwało piekło, a Czarny Rycerz wyraźnie szykował się do ataku, gromoptak zaś krążył nad nimi, jak wygłodniały sęp. Chris nie zamierzał jednak bawić się w Merlin raczy wiedzieć, co i rzuciwszy kilka ochronnych zaklęć, zdołał się teleportować na bezpieczną odległość, umykając atakom i ostatecznie znajdując się poza zasięgiem łap i broni, która mogłaby go skrzywdzić. Mądrzejszy o nowe doświadczenie, mądrzejszy o to, żeby zdecydowanie nie ufać każdemu, kogo spotykał na swojej drodze.
z.t
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
Punkty z ONMS/OPCM w kuferku: ONMS: 13; OPCM: 67 Wydarzenie: H oraz 5 → przerzut 83 Zyski/Straty/Konsekwencje: 2 punkty eventowe
Niektórzy zapewne uznaliby, że szukała guza. Być może, choć nie mogła się z tym do końca zgodzić, była to w istocie prawda. Być może faktycznie potrzebowała czegoś, co byłoby w stanie uśmierzyć jej niepewność, jej gniew i poczucie, że to wszystko, co się dookoła niej działo, nie tak powinno wyglądać. Wracała wciąż wspomnieniami do pożaru, nie wiedząc, co rozpatrywanie tych wydarzeń przez cały czas, mogło jej dać, ale mimo to nie chciała i nie zamierzała od tego uciekać, jakby wierzyła w to, że faktycznie znajdzie rozwiązanie, znajdzie odpowiedź na to, czego była świadkiem i uczestnikiem. Skoro zaś najwyraźniej szukała guza, nie powinno być niczego dziwnego w tym, że natknąwszy się na Czarnego Rycerza, spełniła jego prośbę w iście nonszalancki sposób, wyraźnie decydując się podjąć to wyzwanie, uznając, że może sobie na to pozwolić, że po prostu może sprawdzić, co się wydarzy. Gniew był bardzo złym doradcą, a ona właśnie w tej chwili słuchała go w niemalże ślepy sposób, nic zatem dziwnego, że nawet uśmiechnęła się nieco triumfalnie, gdy tylko spostrzegła gromoptaka. Mogła się z nim zmierzyć, mogła zmierzyć się z ulewą, mogła zmierzyć się z piorunami i burzą i dokładnie to zrobiła. Nie byłoby tak naprawdę niczego dziwnego w tym, gdyby na całe gardło zaczęła się śmiać, gdyby przyznała, że w tej chwili kpiła sobie z niebezpieczeństwa. Traktowała to jak wyzwanie, a jak niektórzy wiedzieli, to było to, co ją pociągało najbardziej na świecie. Wdała się zatem w ten pojedynek bez zastanowienia, ostatecznie wychodząc z niego bez najmniejszego nawet zadraśnięcia, jakby była stworzona do tego, żeby zwyciężać. Wiedziała, że to nie była prawda, ale w tej chwili górowała, w tej chwili była po prostu lepsza, zdolniejsza, czy może bardziej zdeterminowana, gotowa do tego, by walczyć do samego końca, co też uczyniła, by ostatecznie triumfalnie zadrzeć głowę, wysuwając nieco podbródek, może nawet nadymając policzki.
z.t
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Punkty z ONMS/OPCM w kuferku: 0 ONMS, 70 OPCM Wydarzenie: I Zyski/Straty/Konsekwencje: 3 punkty eventowe [Razem: 9]
Maximilian pomógł mu zasklepić rany, jednak nie ukrywał, że po ostatnich, intensywnych dniach, podczas których uparcie walczył o odzyskanie własnych wspomnień, czuł się całkiem wyprany z mocy. Potrzebował odreagować jakoś ten cały burdel, dlatego późnym popołudniem postanowił wybrać się na samotny spacer nad księżycowe jezioro. Chłodny wiatr przyjemnie mierzwił włosy, a rozpościerające się przed oczami widoku naprawdę okazały się magiczne. Paco szybko zrozumiał czemu dokładnie wyspiarski zbiornik zawdzięcza swoją nazwę… i wszystko byłoby pięknie, gdyby nie wyrastająca na horyzoncie sylwetka. Morales, przyzwyczajony już do nieciekawej aury, jaką roztaczała jabłoniowa kraina, gwałtownie dobył różdżki, gotów odpędzić od siebie kolejnego demona, ale zawahał się, kiedy tuż przed jego oczami stanął Czarny Rycerz. Słyszał o nim naprawdę wiele legend, a skoro nawet słynny Sir Cynon przegrał z nim w boju, Salazar wolał nie ryzykować wdawaniem się w bezpośredni pojedynek. Nie tym razem, kiedy nadal odczuwał negatywne skutki spotkania z harpiami. Magiczny kawałek drewna wylądował więc z powrotem za paskiem spodni, a Meksykanin posłusznie podążył za niskim, chrapliwym głosem, napełniając misę księżycową wodą, którą później wylał na srebrne tablice za plecami arturiańskiego postrachu. Nie był pewien czy wybrał właściwie, a już całkiem zwątpił, widząc jak woj chwyta za rękojeść miecza, a tuż nad nim – w akompaniamencie piorunów – kołuje ogromna, dzika bestia. Gromoptak jakby odczuwał więź ze swoim panem i władcą, wykonując jego polecenia, co zdecydowanie nie napawało Moralesa optymizmem. Słusznie, bo już chwilę później wokoło rozpętało się istne piekło, a mężczyzna unikał kolejnych piorunów, starając się bacznie obserwować położenie zarówno Czarnego Rycerza, jak i jego niebezpiecznego zwierza. Doskonale wiedział, że ptaszysko tylko wyczekuje na odpowiedni moment, żeby wpić się pazurami w jego skórę. Nie lepiej było w przypadku rosłego faceta, który właśnie zamachnął się swą potężną maczugą. Nie ma kurwa opcji… Przeszło Meksykaninowi przez myśl, kiedy uskakując przed kolejnym gromem, zacisnął palce na osikowej różdżce, teleportując się w bezpieczne miejsce. Miał szczerze dosyć mistycznych postaci z arturiańskich legend, więc po raz pierwszy pokierował się zdrowym rozsądkiem, unikając potencjalnych nieszczęść.
Punkty z ONMS/OPCM w kuferku: 0/16 Wydarzenie: H + 52 przerzucone dzięki punktom z OPCM na 88 Zyski/Straty/Konsekwencje: zdobywam 2pkt eventowe (łącznie mam 16pkt + z poprzedniego przerzut w dowolnym wyzwaniu oraz stany lękowe i skurcze)
Z każdą kolejną próbą poszukiwania Graala były ciekawsze, stawały się coraz większymi wyzwaniami. Nie potrafił więc powiedzieć sobie, że rezygnuje, że nie szukać dalej, że jednak nie chciałby przekonać się, gdzie też został ukryty legendarny kielich. Z tego powodu znalazł się nad księżycowym jeziorem, które wspominał z mieszanymi uczuciami. Zdecydowanie wolał nie wchodzić do niego, choć kusiło swym blaskiem. Nagle przed nim pojawił się Czarny Rycerz z misą w dłoni. Nie podobał mu się pomysł z nalaniem wody do misy, kiedy wiedział, jak silna była, jak wielką magię w sobie skrywała. A jednak nie był w stanie odmówić, gdy czuł respekt przed zjawą, pamiętając jak silny był Morholt w zamkach Avalonu. Wiedział, że powinien uważać, przez co, obserwował uważnie rycerza, wykonując jego prośbę. To zdecydowanie był błąd, co stało się jasne, kiedy niebo przecięły pioruny i pojawił się gromoptak. Ta dwójka była ze sobą stanowczo połączona, a Jamie w jakiś sposób im w tym pomógł, co nie podobało się studentowi. Ulewa, która nagle się zerwała, zdołała już przemoczyć go zupełnie, gdy ostrożnie wyjął różdżkę, szykując się do walki. - No dalej, we dwóch pewnie raźniej walczyć, gdy samemu nie ma się jaj - warknął w stronę zjawy, czując się gotów, nie mając ochoty tym razem uciekać, jak to zrobił z Morholtem. Nad jeziorem nie miał też zbyt wielu możliwości, choć zawsze mógł wskoczyć do wody i korzystając z jej magi od razu pozwolić harpiej części ujawnić się i rozprawić się ze zjawą. Nie był jednak pewny, czy zdołałby go pokonać w walce na gołe pięści, czy raczej pazury. Był absolutnie pewny, że w końcu nadejdzie atak, ale nie wiedział, z której strony - czy gromoptak rzuci się na niego, czy Czarny Rycerz. Kiedy jednak zjawa machnęła maczugą, wszystko stało się jasne. Jamie odskoczył, starając się uniknąć ciosów, zakrywając się zaklęciem ochronnym. W końcu sam rzucił zaklęciem w rycerza, pokonując go, nim ten zdołał zadać mu poważniejsze obrażenia, po czym wycofał się znad jeziora.
/zt
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Punkty z ONMS/OPCM w kuferku: 6/6 Wydarzenie: G + 92 Zyski/Straty/Konsekwencje: +2 pkt eventowe (mam 13 + z poprzednich przerzut do wykorzystania w dowolnym wyzwaniu)
Plan z poszukiwaniem Graala wydawał się dobry. Pierwsze wyzwanie było całkiem ciekawe, gdy odkrył inskrypcję, której jeszcze nie zdołał odczytać, ale miał zawsze przy sobie w szkicowniku. Późniejsze były trudniejsze, ale nie żałował, mając wrażenie, że mimo wszystko zbliża się do celu. Krok za krokiem, próba za próbą, jak traktował kolejne spotkania ze zjawami powiązanymi z Królem Arturem. Jednak nie spodziewał się, że zawędruje nad księżycowe jezioro, gdzie będzie czekał na niego Czarny Rycerz. Nie spodziewał się również, że ten będzie tak pokojowo nastawiony. Pamiętał, co jedna ze zbroi opowiadała o Czarnym Rycerzu i LJ wolał mieć się na baczności, gdy spoglądał kalekiego rycerza. Ostrożnie wziął misę w ręce, aby nabrać do niej wody i podejść do srebrnych tablic. Nie byłby sobą, gdyby nie zaczął ich podziwiać, zastanawiając się, co takiego jest na nich napisane. Kiedy wylał zawartość misy na wskazane tablice, znikąd zerwała się gwałtowna burza, a niebo rozjaśniły pioruny. LJ wpatrywał się jak urzeczony w gromoptaka, wiedząc, że zdecydowanie nie powinien po prostu stać w miejscu. Pamętał, że powinien uważać na Czarnego Rycerza, więc szybko dobył różdżki, odwracając się w stronę przeciwnika akurat w chwili, gdy ten próbował go zaatakować. Larkin nie zastanawiał się nad tym co robi. Kiedy tylko rycerz uniósł maczugę, Swansea rzucił w nią zaklęciem zwiększającym jej ciężar, powodując, że ta opadła na głowę rycerza. To wyraźnie było za mało, więc ciskając zaklęciami transmutacyjnymi, spowalniał przeciwnika, aż w końcu przemienił go w fotel. Dopiero wtedy odetchnął lekko, czując, jak mocno biło mu serce, widząc doskonale, że znów nie wyglądał jak on. Przyglądając się intensywnie Czarnemu Rycerzowi, zaczął mimowolnie zmieniać się, aby wyglądać jak on. Oddalając się od jeziora, spojrzał znów na fotografię w medaliku, cofając część zmian, przywracając się do właściwego wyglądu. Będzie musiał powiedzieć Victorii, że transmutacja rzeczywiście była przydatna w trakcie walk.