Domki są nieduże, drewniane i jednoizbowe, choć dzielone ściankami, to nie mają drzwi, nie licząc tych wejściowych. Mieszczą się w nich piętrowe łóżka, niewielki stolik z dwoma krzesłami i jedna szafa, choć wewnątrz powiększana zaklęciem, tak by wszyscy w niej zmieścili swoje rzeczy. Całość oświetla żyrandol, na którym znajdują się magicznie zapalane świeczki, by je zapalić lub zgasić – wystarczy klasnąć. Łazienka jest skromna i naprawdę niewielka, oddzielona małą drewnianą ścianką, która bardziej przypomina zwykły parawan. Znajduje się tam drewniana balia, zaczarowana tak, że woda dostosowuje się temperaturą do korzystającego, i oczywiście toaleta, tak samo drewniana.
Lokatorzy:
1. Audrey Walsh 2. Stephane de Guise 3. Darren Shaw 4. Yuuko Kanoe
Leighton J. Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Duże usta, kilka pieprzyków, ślady farby na rękach
Czy się bała? Jak jasna cholera. Nie potrafiła przypomnieć sobie sytuacji, w której bałaby się bardziej, niż w momencie, kiedy podjęła decyzję, złapała za zachomikowaną w domu butelkę navalonki, bardzo pilnując przy tym, by nie pomylić jej z miodowym cydrem. Dziś niczego nie zamierzała pozostawiać magii i przypadkowi. Kiedy wciskała się w sukienkę, palce miała jak z drewna i tak roztrzęsione, że z trudem radziła sobie z zawiązaniem ładnego supełka, na koniec i tak posiłkując się zaklęciem. Kiedy przechodziła obok kolejnych domków, miała wrażenie, że kolana drżą jej niemożebnie, choć w rzeczywistości zachowywała swoją typową dumną postawę, dziś być może nieco przesadnie sztywną i wyprostowaną. Czy miała jakieś wątpliwości? Och, ani jednej. Ostatni tydzień spędziła na rozmyślaniach w najbardziej typowy dla siebie sposób – znalazła sobie miejsce, w którym mogła w spokoju zaszyć się z płótnami i malowała całymi godzinami, innym ludziom pokazując się na oczy tylko, kiedy wreszcie wypadało coś zjeść, wypić, albo położyć się spać. Musiała to wszystko w sobie przetrawić, bo nie zamierzała przeprowadzać tej rozmowy, dopóki nie będzie pewna, że wie, co chce nią osiągnąć. Jeśli z czymś się mierzyła, czemuś starała się sprostać, nigdy nie robiła tego po łebkach. Teraz przyszło jej zmierzyć się z samą sobą. Z butelką cydru w ręce, na wskroś przesiąknięta niepozbytym zapachem terpentyny, z rękoma zabarwionymi ultramaryną, której nijak nie mogła zmyć ze skóry, stanęła na schodach domu z numerem 13, modląc się, by jednak nie okazał się pechowy. Wziąwszy głęboki wdech, zapukała.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Czy się bał? No, nawet trochę. Darren czytał właśnie w swoim domku Miasteczko Salem autorstwa pewnego mugolskiego autora, będącego - podobno, przynajmniej według jego dziadka - "królem horroru". Przynajmniej pierwsza połowa książki była jednak, według Shawa, jedynie werbalnym znęcaniem się nad stanem Maine i sztucznym wydłużaniem książki która, ku czystemu przerażeniu Darrena, okazała się być dziełem, w którym głównym "straszydłem" byli władcy nocy, a mianowicie wampiry. Na szczęście te nie zamieniały się - przynajmniej jeszcze - ani w przerośnięte, ani w takie w normalnych rozmiarach nietoperze, jednakowoż mężczyzna i tak jakoś wewnętrznie łączył te dwie różne typy istot ze sobą, być może przez multum nawiązań w popkulturze, zarówno tej czarodziejskiej jak i mugolskiej. W końcu nawet... Nie otwieraj! - zapiszczał Darren w głowie, kiedy niczego nieświadoma ofiara zaczęła robić kolejny krok za krokiem w kierunku okna, ze strony którego rozlegało się złowrogie pukanie - To wampir! - jęknął, zdając sobie sprawę że w wielu wierzeniach by krwiopijca mógł wejść do środka, musiał on być najpierw doń wpuszczony. Mimo wszystko musiał przyznać, że była to cecha bardzo elegancka i szanująca czas innych - w końcu, jeśli ktoś nie chciałby zostać wyssany z krwi, to mógłby po prostu grzecznie odmówić i nie otwierać drzwi. Poboczna postać - napisana zapewne tylko po to, by zostać kolejną ofiarą - sięgnęła do okna, za którym lewitował krwiożerczy Barlow, stukający i pukający w przebrzydłej nadziei, by ponownie nasycić swój głóóóóó-... Wtem do drzwi domku numer trzynaście ktoś zapukał. Nie mógł być to Stephen - jemu Shaw rano przypomniał, by znów nie zapomniał kluczy. Z Audrey i Yuuko nie było podobnych problemów, a Darren nikogo innego się nie spodziewał. Co prawda miał oczywiście pewne nadzieje - ale zarówno jego zachowanie, z którym gryzł się mocniej niż z jakimś ponurakiem, jak i drugiej, zainteresowanej osoby sprawiało, że raczej nie miał co liczyć na taki obrót spraw. Czy miał więc jakieś wątpliwości? Och, ani jednej. Na zewnątrz, przed jego drzwiami, na pewno nie stał wampir, bo był środek dnia, a Darren nie miał dziewięciu lat, żeby bać się każdego potwora z książki, którą właśnie czytał. Co innego gdybym czytał o ministerialnych kontrolach jakości przechowywania artefaktów. To dopiero horror - pomyślał i ciężko westchnął, odkładając papierową cegłę na stolik nocny, po czym nieśpiesznie podszedł do drzwi. Niestety, Shaw nie mógł pochwalić się tak eleganckim strojem jak osoba stojąca na zewnątrz, bo przybrany był jedynie w rozmiar za dużą, wytartą koszulkę z logiem Tajfunów z Tutshill, którą na Avalonie używał jako koszuli nocnej, oraz sięgające po kolana kremowe szorty, w których ogromnych kieszeniach spoczywało zapewne parę fasolek wszystkich smaków, które krnąbrnie opuściły swoje opakowania. - Idę już, nie pali się przecież - burknął, ruchem dłoni przerzucając włosy z niesfornej grzywki na czubek oraz bok głowy. Sięgnął następnie do klamki i nacisnął ją, zamaszystym ruchem wypychając od razu skrzydło drzwi na zewnątrz. - Ser... - zaczął, nie widząc jeszcze za bardzo kogo przyniosło w progi domku numer trzynaście. Kiedy się zorientował, że stała tam Leighton, jego twarz najpierw zzieleniała, następnie sczerwieniała, by w końcu zblednąć do koloru płótna bez podkładu. - ...wus - dokończył po nienaturalnie długiej przerwie tonem, w którym trzy czwarte zrezygnowania mieszało się z ćwiercią prośby, by kobieta nie znęcała się nad nim zbyt mocno.
Ostatnio zmieniony przez Darren Shaw dnia Sro Sie 17 2022, 14:44, w całości zmieniany 1 raz
Leighton J. Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Duże usta, kilka pieprzyków, ślady farby na rękach
To były jedne z najdłuższych sekund jej życia i, na Morganę, gdyby była wampirem, po otwarciu drzwi Shaw zastałby jedynie kupkę popiołu, butelkę cydru i sukienkę z perfekcyjnie zawiązanym supełkiem. Stojąc na zewnątrz i wgapiając się w powierzchnię ciężkich drzwi, zdążyła spanikować co najmniej cztery razy i tyleż samo przywołać się do porządku, trzykrotnie rzucić okiem na tarczę zapiętego na nadgarstku zegarka, pięć razy poprawić włosy, dwa razy pokonać chęć napicia się odrobiny cydru na odwagę i dokładnie raz wychylić się w stronę przykurzonego okienka, walcząc z głęboką pokusa zajrzenia przez nie do środka. Ostatecznie wygrała, ale tylko dlatego, że ze środka dobiegł głos potwierdzający, że Shaw jest w środku i może zostać przyłapana na bezczelnym podglądaniu. I Merlin jej świadkiem, że bliżej niż do krwiożerczego wapierza, bliżej jej było do zgoła innego bohatera zgoła innej powieści tegoż autora, który to drogę przez zamknięte drzwi zwykł torować sobie ostrymi przedmiotami, na przykład siekierą. Kiedy Leighton Swansea była pewna swego i zdeterminowana, żeby osiągnąć swój cel, niewiele mogło stanąć jej na drodze – a już na pewno nie jakieś tam drzwi. Pomimo tego jak bardzo go wyczekiwała, jak nasłuchiwała i przygotowała się do momentu, kiedy w końcu otworzy, pomimo całego scenariusza ułożonego w głowie z każdym najmniejszym szczegółem, kiedy stanął przed nią, na moment znów odebrało jej mowę. Bynajmniej nie ze względu na średnio wyjściowy strój, czy fakt, że na koszulce miał logo tajfunów, a nie harpii. Nie żeby obchodził ją Quidditch, oczywiście. Wyraźnie zaskoczona – przede wszystkim swoją beznadziejną reakcją – poprawiła włosy po raz ostatni, odgarniając ich kosmyk za ucho. — ...Cze-eść… — odpowiedziała z wahaniem i niepewnie, próbując powstrzymać brwi od ściągnięcia się w grymasie niezadowolenia (ostatnio zdecydowanie za często pozwalała, by do tego dochodziło, przez co coraz mocniej groziły jej zmarszczki). Niezadowolenia swoją elokwencją, oczywiście. Już cały początek wyobrażała sobie kompletnie inaczej, miała z wejścia przystąpić do ataku i uniemożliwić mu powiedzenie czegokolwiek, dopóki nie zmusi go do wysłuchania jej wyjaśnień, a tymczasem dała się zbić z tropu zwykłem „serwusem”. W końcu odchrząknęła, czując, że przedłużające się milczenie zaraz doprowadzi ją – a może również i jego – do skrajnego szaleństwa i postanowiła zgodnie z planem wziąć sprawy w swoje ręce. Dlatego też wyślizgnęła się do środka, korzystając z tego, że nie potrzebowała do tego zbyt wiele przestrzeni i zatrzymała się tuż przed nim, zamykając drzwi przez oparcie się o nie plecami. Podniosła na niego wzrok i w tej samej chwili cały plan (całe jego resztki w try miga wziął w łeb, zmuszając ją do prawdziwie twórczej improwizacji. Zabrakło jej pewności siebie, by tak po prostu go zaatakować. — Zgodziłeś się zagrać ze mną w „nigdy nie”, ale nie ustaliliśmy kiedy… więc teraz. To jest właśnie ten moment. — Butelkę cydru zabrała ze sobą raczej po to, by móc opić swój niewątpliwy sukces, ale do gry również miała być jak znalazł, w każdym razie tak długo, jak długo będzie miała w sobie choć trochę alkoholu. Znacząco uniosła rękę, w której trzymała trunek i otwierając ją, zdobyła się na nieśmiały uśmiech w jego stronę. W pewnym sensie czuła się tak, jakby rozmawiała z nim po raz pierwszy w życiu. — Ja pierwsza: nigdy nie… spieprzyłam sprawy, kiedy ktoś wyznał mi miłość — to mówiąc, od razu podniosła butelkę do ust i napiła się prosto z gwinta, zaraz gotowa zaoferowac ją i jemu – choć spodziewała się, że nie będzie mu ona potrzebna.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Uderzenie Rictumsemprą w brzuch, przelecenie paru metrów i wylądowanie w jeziorze w ogóle nie mogło równać się ze stanem, w jakim znalazł się Shaw. Po pierwsze, czuł on suchość na języku i ściśnięcie w gardle. Nie oponował, kiedy Swansea wślizgnęła się do środka domku - nawet jeśli przez chwilę przeszło mu przez myśl, by po prostu zatrzasnąć jej drzwi przed nosem i wrócić do czytania z książki, tym razem jednak z towarzyszem w postaci teraz skitranej, ale w takim scenariuszu oczywiście otwartej butelki jakiegoś lokalnego alkoholu. Darren chciałby móc powiedzieć, że chęć zamknięcia drzwi heroicznie pokonał własną silną wolą - jednak tutaj górę wzięła raczej słabość do stojącej teraz już w środku kobiety. Po drugie, kolana nie odmówiły mu posłuszeństwa - wręcz przeciwnie, wyprężyły się tak, że Darren miałby wątpliwości czy dałby radę je zgiąć, gdyby tylko miał czas na skupienie się na takich błahostkach. Sztywnym krokiem minął witającą się - równie elokwentnie co on - Leighton, po czym usiadł na jednym z taboretów, stopy podnosząc lekko do góry i układając je w dość niewygodnej pozycji, bo na drewnianym złączeniu dwóch sąsiednich nóg mebla, przeprowadzonym w mniej więcej połowie ich długości. Z jednej strony żałował, że na Avalonie nie mieli jakichś miękkich foteli (chętnie zapadłby się w jakimś czymś prędzej i jak najgłębiej), z drugiej jednak niewygodna pozycja pozwalała mu skupić się na tu i teraz, by nie odpływał myślami nie wiadomo gdzie - na przykład ku chęciom wyproszenia stąd Swansea i jak najszybszej teleportacji choćby do Priory. Albo i samej teleportacji, po co miałby wypraszać ją z domku, do którego i tak by już nie wrócił. Darren zmrużył oczy, słysząc pierwszą część oświadczenia Lei. Najpierw jaskinia, potem tydzień... niczego, a potem dziewczyna postanawia spotkać się z nim i zaproponować mu pijacką grę... I do tego z cydrem? Zanim jednak zdążył się zdenerwować - miał już cholernie dość takiego traktowania - usłyszał na szczęście drugą część wypowiedzi Swansea, zakończoną chlupotem alkoholu wlewającego się do jej gardła. Shaw zawiesił wzrok na butelce wyciągniętej w jego kierunku, po czym wypuścił powoli powietrze nozdrzami i przyjął ją, upijając z niej dość sążnisty łyk. - Gdybym wiedział, że przez tydzień będziesz mnie unikać, to nic takiego bym nie powiedział - mruknął, wzrok trzymając jednak cały czas na cydrze. Czuł się przede wszystkim niezręcznie oraz nieswojo - ze strony Lei spodziewał się raczej albo zignorowania tylko całej sytuacji, albo kompletnego ignorowania jego osoby, przy czym w ciągu tygodnia przekonał sam siebie, że drugie rozwiązanie byłoby o wiele lepsze, a widząc stojącą na progu Swansea uświadomił sobie, że niestety zastosowane zostanie to pierwsze. Nawet nie dopuszczał myśli, że istniała jeszcze jakaś trzecia ścieżka - i, szczerze mówiąc, nadal tego nie czynił. Shaw prychnął raczej sam do siebie, przypominając sobie co dokładnie powiedziała Lei - i łącząc fakty na temat zasad grania w "nigdy nie". Wyglądało na to, że spalił już przy pierwszym pytaniu - choć może po prostu tak bardzo zafiksował się na przekazaniu Swansea tylko tego jednego zdania. - Nigdy nie grałem w "nigdy nie" - oznajmił, upijając kolejny łyk i schylając się, by postawić butelkę na podłodze, najlepiej w połowie odległości pomiędzy nimi - Możemy przenieść grę na kiedy indziej? Głowa mi pęknie, jeśli będę musiał jeszcze zastanawiać się nad podwójnymi zaprzeczeniami - burknął, zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, że sformułowanie "kiedy indziej" sugerowało, że jakaś mała cząstka Darrena na owe "kiedy indziej" miała jeszcze nadzieję - Jeśli przyszłaś mi powiedzieć, że wszystko w porządku i się nie gniewasz czy coś... - Nie wiem, czemu byś miała - To okej, ja też nie - dodał z lekkim wzruszeniem ramion, nie mając nadziei na nic innego niż jak najszybszy wyrok.
Leighton J. Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Duże usta, kilka pieprzyków, ślady farby na rękach
Nieświadomie uniosła ku górze brew, gdy Darren upił alkoholu z butelki, ale nie skomentowała tego w żaden sposób, dochodząc do wniosku, że właściwie nie wie zbyt wiele na temat jego przeszłości i może nie powinna się dziwić. Istniała też możliwość, że podobnie jak i ona, chciał napić się choć odrobiny trunku, by dodać sobie odwagi – jeśli oczywiście potrzebował podobnych wspomagaczy. — Nie zrzucaj na mnie winy, też nie garnąłeś się do kontaktu. Wiesz, w którym domku mieszkam. Poza tym… — choć zareagowała dość energicznie i z widocznym niezadowoleniem, znów pojawiło się w niej zwątpienie. Nie chciała się z nim kłócić, nie dzisiaj, a jeśli naprawdę musieli, to przynajmniej nie na samym wstępie. Gdyby rozpoczęli tę rozmowę sprzeczką, równie dobrze mogliby jej już nie kończyć. Wzruszyła więc ramionami, dodając: — malowałam. Dużo. Przez kilka dni nie miałam czasu na rozmowy. — Miała nadzieję, że jej słowa nie zostaną odebrane jako wymówka i kłamstwo, bo były prawdziwe. Kiedy miała jakiś problem, jakieś wyzwanie, z którym przyszło jej się zmierzyć, ostatecznie zawsze robiła to samotnie i w zamknięciu. Czy chodziło o naukę do egzaminów, o poradzenie sobie z przelaniem nagłego natchnienia na płótno w odpowiedni sposób, czy przemyśleniem, paru spraw. Jak kot szła w sobie tylko znaną stronę i wracała dopiero wtedy, kiedy czuła się gotowa. Z butelki tym razem oczywiście się nie napiła. — Nie — odpowiedziała Swansea twardo i zdecydowanie, wyraźnie odzyskując utracony na początku rezon. Było to „nie” kipiące przekonaniem o jego słuszności, „nie”, które nie tylko nie tolerowało sprzeciwu, ale w ogóle do niego dopuszczało; „nie”, które tak naprawdę oznaczało „jeszcze z Tobą nie skończyłam”. I choć odnotowane „kiedy indziej” napawało nadzieją, to nie chciała, by mimo wszystko stało pod znakiem zapytania. Potrzebowała doprowadzić sprawy do końca na własnych zasadach. — Nigdy nie byłam zakochana — jeszcze w trakcie formułowania tego stwierdzenia dała mu gestem ręki znak, że może śmiało się napić (jeśli tylko nie okłamał jej ostatnim razem) i kolejnym zażądała butelki z powrotem. Wypiła z niej dwa łyki cydru, który swoją intensywnością rozgrzewał ją od wewnątrz, coraz mocniej wypychając krew w stronę policzków.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
O, Darren nie pił alkoholu podczas pierwszej rundy dlatego, że kiedyś w jego przeszłości zdarzyło mu się coś podobnego, skądże znowu. To znaczy - może spieprzył sprawę z Jess tylko przez to, że tą sprawę kontynuował, choć nie mógł mieć wtedy ślizgońskiego* pojęcia o tym, co zdarzy się potem. Tak naprawdę upił nieco cydru by zmoczyć usta i gardło, pozbywając się tym samym chrypy, którą wyczuwał jako nieuchronną podczas rozmowy ze Swansea, oraz by pomóc sobie w przygotowaniu do tego co nadejdzie, a Shaw spodziewał się oczywiście nadejścia kolejnej porcji wstydu i urażonej dumy, nawet jeśli drugiego zostało tyle, o ile. — Hmpf — burknął Darren — Nie było sensu żebym cię szukał, i tak powiedziałem za dużo — dodał, powstrzymując się ze wszystkich sił od wzruszenia ramion. Miał wrażenie, że gdyby robił to za każdym razem, kiedy miał na to ochotę, to prędzej czy później wyfrunąłby z domku numer trzynaście tylko dzięki samemu pędowi, nadanemu przez ruch harmoniczny jego kości ramienia. A zerwanego dachu na pewno nie potrzebował, tak jak innych problemów z domkiem zresztą. Shaw uniósł brwi, słysząc stanowczy protest Swansea. Nie wiedział co myśleć - z jednej strony, skoro Lei przyszła najprawdopodobniej się nad nim poznęcać (i to na wolnym ogniu, sądząc po ilości i tempie picia alkoholu), to zapewne chciała zrobić to według swojego scenariusza. Z drugiej jednak, naprawdę nie sądził że w Lei znajdzie się aż tyle, można by powiedzieć, sadyzmu. Darren przyjął butelkę i upił z niej spory łyk. Skrzywił się lekko - feeria smaków tańczyła w gardle, nie pozwalając nacieszyć się ani wszystkimi, ani każdym z osobna, szczególnie że nie były one połączone zbytnio uważnie i zawartość butelki smakowała bardziej jak coś, co Shaw mógłby otrzymać poprzez zlanie wszystkiego, co pił przez ostatni tydzień do kociołka, upewnienie się że nie wymajstrował właśnie eliksiru na porost włosów i przelanie do butelki. Mężczyzna oddał Swansea szklane naczynie, z nieporuszoną twarzą obserwując jak ta również ciągnie z niego nieco zawartości. — Gratuluję — mruknął, opierając łokcie na szeroko rozłożonych kolanach i zastanawiając się nad swoimi kolejnymi słowami. Bardzo nie chciał grać teraz w cokolwiek, tym bardziej że mocny alkohol działał teraz na niego bardziej jako paliwo służące bardziej do głoszenia "wszystko marność"** niż to rozpalające pijacką euforię. Krótko mówiąc, Shaw wolałby się wygadać jakiemuś fauniemu barmanowi w Ellan Vannin, zdawał sobie jednak sprawę, że Swansea najwyraźniej nie miała zamiaru tak łatwo odpuszczać, cokolwiek miała na celu — Nigdy nie... — Darren zrobił pauzę, wzdychając. Ostatecznie, jeśli zacznie grać w grę Lei, to być może szybciej dotrą do finału, jakikolwiek miałby być — ...nigdy nie sądziłem, że zbłaźnię się przy takiej okazji — oznajmił, wyciągając dłoń w kierunku butelki, którą przekazał parę chwil temu Leighton — Piję, jeśli to prawda, tak?
*w oryginale "zielonego pojęcia" * z Ks. Koheleta
Leighton J. Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Duże usta, kilka pieprzyków, ślady farby na rękach
Zacisnęła usta, kiedy znów w pewnym sensie przyznał się do błędu, tocząc z samą sobą godną podziwu walkę, by nie skomentować tego w żaden sposób. Jeszcze nie teraz, nie w taki sposób, nie pod wpływem emocji. Miała ochotę nim potrząsnąć, tak bardzo denerwował ją stan, w jakim go tutaj zastała. Jeszcze nie tak dawno temu posprzeczali się wyłącznie dlatego, że sama złapała raczej kiepski, melancholijny nastrój. Teraz sam gadał jak potłuczony. Z drugiej strony nie potrafiła oczywiście nie czuć się winna, bo przyczyna jego nastroju była bardzo określona i była nią, jak z godnym siebie narcyzmem domyślała się Leighton, właśnie ona. Z tego też względu starała się wykrzesać z siebie nienaturalne pokłady cierpliwości. Pozostawało cieszyć się, że w tym stanie nie silił się na szczególne protesty, nawet jeśli obiekcje wobec jej metod były tak widoczne, że zupełnie oczywiste. Spojrzała na niego pytająco, zupełnie nie pojmując, co ten ma na myśli, składając na jej ręce jakiekolwiek gratulacje. Zrozumienie przyszło z opóźnieniem, sprawiając, że zmarszczyła brwi, bezgłośnie westchnęła i w końcu pokręciła nieznacznie głową, dając temu spokój. Rzeczywiście mógł założyć, że przed nim przywiązała się do kogokolwiek innego, właściwie dziwne byłoby, gdyby pomyślał inaczej. To z nią było coś nie tak, to ona miała ewidentny problem, z którym nawet teraz, już po jego uświadomieniu i mimo wyraźnej chęci jego ostatecznego zwalczenia, niełatwo było jej się mierzyć. Słysząc jego „pytanie”, zawahała się krótko, jednak zanim oddała mu butelkę, upiła z niej łyka. Oczywiście, że zbłaźniła się ostatnim razem, uważając, że jest w stanie przekupić go seksem. Musiałaby kompletnie go nie znać, żeby naprawdę uwierzyć w powodzenie tej próby... a mimo to ją podjęła, obrażając tym samym i jego, i samą siebie. Ich godność i ich inteligencję. Pokiwała twierdząco głową, odpowiadając na drugie i przygryzła wargę, zastanawiając się nad tym, co powinno paść jako następne. — Nigdy nie... — zwiesiła się, jednocześnie odnajdując go spojrzeniem. Przestąpiła z nogi na nogę, bo wciąż przecież stała, świadoma, że i tak nie dałaby rady usiedzieć w miejscu. W końcu odchrząknęła, przywołując się do porządku i korzystając z tego, że z chwili na chwilę alkohol coraz bardziej rozplątywał jej język. — Nigdy nie byłam zakochana w nikim przed Tobą — wypowiedziała te słowa dokładnie i ostrożnie, ważąc każde z nich, ale i jednocześnie pilnując, by nie głos nie zadrżał jej głupio, ujmując całości należytej powagi. Odważnie spojrzała mu w oczy, choć miała ochotę jak zwykle odwrócić się i uciec i jednocześnie pokręciła przecząco głową, kiedy zaoferował jej butelkę. Ani myślała z niej pić.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Gdyby Darren wiedział jak wielkie, anielskie wręcz pokłady cierpliwości posiadała dla niego w tejże sytuacji Leighton, to zapewne bardzo by to docenił, ale wyłącznie z kurtuazyjnego punktu widzenia. W końcu w oczach Shawa jego reakcja była całkowicie usprawiedliwiona, zarówno ta sprzed tygodnia, jak i ta po zobaczeniu Swansea stojącej w drzwiach. Zignorował pytające spojrzenie kobiety - po tygodniu przekonywania samego siebie do swojej głupoty oraz zastanawiania się, dlaczego w ogóle pozwolił sobie na ponowne sparzenie się nie dopuszczał do siebie innego wytłumaczenia poprzedniej wypowiedzi Lei niż ta, która jako pierwsza wpadła mu do łepetyny. A wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę, że pierwsza myśl była przecież najlepsza. Uśmiechnął się ponuro pod nosem, z gorzką satysfakcją z tego, że podwójne zaprzeczenia nie były jednak aż tak straszne, na jakie wyglądały. Wszystko wskazywało na to, że Shawowi do końca wizyty Lei udać miało się tylko to, bo kiedy padło kolejne wyznanie z ust Swansea, Darren jedynie zmarszczył czoło. — Em... — zaczął nieco niepewnie, zatrzymując się na dłuższą pauzę. Cydr przyniesiony przez Leighton okazał się być jednak o wiele bardziej zabójczą mieszanką niż zwykły alkohol z hiszpańskich jabłek, przede wszystkich będąc o wiele mocniejszym, nawet jeśli o wiele mniej smacznym. Shaw odbił się lekko od swoich kolan, przez chwilę mając wrażenie że już rozszyfrował co autor miał na myśli, wtem jednak niedowierzanie pomieszane z lwią dawką alkoholu sprawiało, że jego świadomość przegrywała walkę z podwójnymi zaprzeczeniami. — Jeśli nigdy nie... — mruknął do siebie, zerkając spode łba na odmawiającą cydru Leighton - Darren musiał przyznać, mimo grobowego nastroju, że gardło dziewczyny potrafiło przyjmować tytaniczne ilości alkoholu w zaskakująco krótkim czasie, nawet jeśli teraz akurat wykazywała się abstynencją — ...no to... eee, zaczekaj, już prawie mam... — wymamrotał, wyciągając dłoń po butelkę — ...to znaczy, że nigdy nie byłem zakochany w nikim przed sobą? — jęknął i cofnął rękę, nie mogąc pojąć dlaczego Swansea akurat dzisiaj postanowiła zabawić się w sfinksa - i to takiego prawdziwego, który zadaje trudne zagadki - i, nawet nie wykazując się manierami dobrymi na tyle, by nie chlać na stojąco, wygadywać mu tutaj takie... takie... O cholera. Twarz Shawa stężała - jeśli nigdy nie - a stopy oparte na nogach taboretu powoli się po nich zsunęły, chwilę później stykając się palcami z drewnianą, sękatą podłogą. Jeśli avalońskie ziele sprzed tygodnia sprawiło, że każde doznanie, fizyczne - a nie pije, o żeby nie uschła - czy psychiczne, Darren odczuwał trzy razy mocniej, to teraz odczuwał efekt dosłownie odwrotny. Czas zwolnił, tyłek na taborecie zdrętwiał, a w uszach, zamiast - no to jeśli nigdy nie, a nie pije, a we mnie - pijackiej przyśpiewki jakiegoś zataczającego się na zewnątrz fauna Shaw słyszał jedynie cichy pisk, który po chwili utonął w szumie dudniącej w żyłach krwi. Darren skorzystał z tego, że stopy miał już na podłodze, i wstał. Kolana tym razem wyraźnie odmawiały mu posłuszeństwa i w pionie trzymała go chyba tylko świadomość, że gdyby teraz się wywrócił, to prawdopodobnie pochodzące z podłogi i taboretu zadry wyciągałby z tyłka jeszcze na kolejnych wakacjach. — Lei... — zaczął, szczerze nie mając ślizgońskiego pojęcia co miał zrobić z dłońmi. Całkowicie zgryfoniał na twarzy, po czym po prostu podszedł do Swansea i delikatnie wyciągnął z jej dłoni butelkę cydru, której była pełna już tylko do połowy. Darren nabrał powietrza, czując że oddycha mu się jakoś lżej niż jeszcze kwadrans temu. — Nigdy nie kłamałem w avalońskich jaskiniach — ogłosił i wziął przykład z Leighton z poprzedniej kolejki, trzymając po prostu naczynie obok, nie przelewając jego zawartości do gardła. Po chwili ciszy Shaw zamarł, patrząc najpierw na butelkę, a potem na Swansea. — Aa... powinienem nie pić, tak? Bo to prawda!
Leighton J. Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Duże usta, kilka pieprzyków, ślady farby na rękach
Przewróciła wymownie oczyma, widząc, jak ten wszystko analizuje. Krukon w swoim żywiole, starał się przemyśleć wszystko tak dokładnie, że zupełnie gubił sens całej zabawy i, co gorsza, sprawiał, że i ona rozumiała coraz mniej i coraz bardziej się gubiła, nie wiedząc już kiedy pić, a kiedy trzymać się z dala od butelki, ani jak formułować swoje stwierdzenia, by odpowiedź była możliwie najjaśniejsza. Ostatecznie wyszła z tego jedna wielka, obopólna konsternacja, w której to przyglądała się mamroczącemu coś pod nosem mężczyźnie. W myślach analizowała każde słowo, każdą reakcję, każdą mimikę i zastanawiała się gorączkowo, dlaczego nie reagował ani trochę tak, jak spodziewała się tego w większości swoich scenariuszy. Nie powinien ucieszyć się chociaż trochę? Zmienił zdanie? Spóźniła się? A może powiedziała coś nie tak? Powinna była jednak napić się z tego butelki? Na Merlina, teraz i ona ni w ząb nie rozumiała podwójnych zaprzeczeń i zanim Shaw podniósł się ze swojego taboretu, zdążyła utonąć w myślach i wpaść w absolutną panikę, że wszytko znów poszło nie tak, że jest przypadkiem beznadziejnym i w sprawach sercowych naprawdę nie ma już dla niej żadnej nadziei. Z nerwów zaczęły jej się nawet trząść dłonie, co ukryła, przygładzając materiał białej sukienki. Podniosła na niego wzrok, słysząc swoje imię, a na widok jego zarumienionej twarzy podniosła palce i dotknęła własnego policzka, gorącego z zewnątrz tylko nieco mniej niż od środka. Odchrząknęła, bezskutecznie próbując przywrócić sobie rezon; przy nim udawanie niewzruszonej i pewnej siebie bywało tak trudne, że właściwie niemożliwe. Bez oporu oddała mu butelkę i na krótko wstrzymała oddech w oczekiwaniu na to, czy zabrał ją po to, by jednak się z niej napić. Jak nigdy cieszyła się, że w przeciwieństwie do swojego brata nie jest metamorfomagiem, przy takiej ilości intensywnych emocji na pewno nie udałoby jej się utrzymać zdolności w ryzach, jak widziała to u niego niejednokrotnie. Dzięki swojej normalności przynajmniej prezentowała się względnie przyzwoicie. Pozwoliła sobie na uśmiech, gdy czas niepicia od momentu zadania pytania znacząco się przeciągał. Zaraz zresztą rozpromieniła się cała, roześmiała się na jego pytanie, pokonała tę niewielką dzielącą ich od siebie odległość i objęła jego szyję ramionami. — Oj Darren, straszny z Ciebie głuptas jak na Krukona — powiedziała z rozbawieniem tuż przed tym, nim pocałowała go znacznie delikatniej i nieśmielej, niż by się tego po sobie spodziewała. Właściwie jak dotąd każdemu pocałunkowi towarzyszyły bardzo konkretne, sprzyjające okoliczności, w których czuła się jak ryba w wodzie – w zupełnym przeciwieństwie do rozmawiania o uczuciach, nawet w tak pokraczny sposób, jak to uczyniła.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Zadziwiającą rzeczą jest to, jak prędko zły nastrój potrafi wyparować z człowieka - w tym przypadku z Darrena Shawa - jeśli tylko doprawi się go odrobiną rozpalonego na nowo zakochania i prędko rozpadającego się w drobny pył niedowierzania, w które przemienił się jeszcze niedawny żal i zastygłe zniechęcenie do jakichkolwiek relacji z innymi ludźmi. Poza tym, po reakcji Swansea można było wywnioskować, że ona także zaczynała mieć powoli problemy z tym całym "nigdy nie" i rozszyfrowywaniem, czy druga osoba - albo może druga "połówka" - miała na myśli coś dobrego czy wręcz przeciwnie, a taką właśnie sytuację wywróżył Shaw na samym początku ich spotkania, kiedy jeszcze miał wrażenie że Lei przyszła się jedynie nad nim poznęcać, a nie odwzajemnić wyznanie sprzed tygodnia. A mimo wszystko, co jak co, ale Darren bardzo lubił mieć rację. — No dobra, to to poza konkursem. O, albo... eee... nigdy nie... nie nie... nie byłem głuptasem? — ze strapioną miną ogłosił Shaw, chwilę później jednak rozganiając chmury swojego zakłopotania pociągnięciem łyka navalonki, w którą wielkodusznie zaopatrzyła ich kobieta. Wcisnął butelkę w dłoń Swansea, nie przejmując się nawet czy napije się czy nie, bo dobrze wiedział, że i tak nie byłby w stanie rozszyfrować jej odpowiedzi. Najbardziej liczyło się dla niego to, że odczytał tą najważniejszą tego popołudnia - i wyglądało na to, że ową enigmę udało mu się złamać poprawnie. Shaw niesamowicie chciał jeszcze skomentować to, że skoro on był krukonim głuptasem, to Leighton strasznie naokoło wyznawała swoje uczucia pomimo bycia artystką - ugryzł się jednak w język, nie chcąc psuć chwili bezsensownym odbijaniem piłeczki... nawet jeśli cydr szeptał mu do uszka, by nie krępował się i walił ze wszystkich dział. Darren odwzajemnił pocałunek, nieco śmielej niż Swansea - on miał cały tydzień na oswojenie się ze swoim wstydem, a w obecnej sytuacji wyparował on przecież szybciej niż jego skarpetki w tym przeklętym, avalońskim domku. Po dłuższej chwili oderwał się powoli od Lei, opierając się delikatnie czołem o jej czuprynę. — To... emmm... - zaczął mężczyzna, do końca nie będąc pewnym co powinien teraz zrobić - Co ciekawego namalowałaś przez ten tydzień? - spytał. Sam miał na koncie połowę Miasteczka Salem oraz cały Smętarz dla zwierzaków. Ten drugi koncept - ożywiającej zwłoki ziemi - podobał mu się o wiele bardziej niż wampiry... nietoperze... i jakiekolwiek inne myśli, które nawiedzały go podczas ostatnich paru dni.
Leighton J. Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Duże usta, kilka pieprzyków, ślady farby na rękach
Z butelki oczywiście się napiła, bez względu na to, czy zwracał na to jakąkolwiek uwagę. Trochę z chęci bycia szczerą sama ze sobą, trochę dla samego alkoholu, który przyjemnie palił od środka i sprawiał, że uśmiech non stop widniał na jej twarzy. Bo to zasługa navalonki, prawda? — Powinnam to chyba wyzerować. Oboje powinniśmy — zauważyła z rozbawieniem, potrząsając butelką, w której zakołysała się jej zawartość w tym momencie zajmująca już znacznie mniej niż połowę objętości. Nie zrobiła tego, bo bardziej niż uczciwość ceniła sobie własne dobro, to byłoby z kolei wystawione na poważny szwank – podobnie jak podłoga, na którą w końcu jak nic by zwymiotowała. Na nią zresztą odstawiła butelkę tuż przed zbliżeniem się do już-nie-krukońskiego głuptasa, dochodząc do wniosku, że dla nich obojga to dobry moment, żeby przestać pić te wysokiej jakości szczyny, skoro już chyba tego nie potrzebowali. Ona na pewno nie – czego nie mogłaby powiedzieć jeszcze kilka minut temu. Była mu zdecydowanie wdzięczna za przejęcie inicjatywy i chętnie jak nigdy w pełni mu ją oddała, nawet jeśli w tym, bądź co bądź krótkim geście trudno było mówić o dominacji którejś ze stron. Czuła się trochę tak, jakby wskoczyła do zimnej wody, wiedząc, że na pewno nauczyła się dobrze pływać – nie bała się, już nie, ale wciąż była nieco odrętwiała i wiedziała, że musi minąć odpowiednio dużo czasu, nim się z tym oswoi. Zamknęła więc oczy, starając się nie utonąć nim to nastąpi. — Głównie abstrakcję. Sporo kwiatów — zmarszczyła brwi, samej ledwo temu dowierzając. Wcale nie była fanką martwej natury, ale umiejętność wyczarowania odpowiednio urokliwego bukietu i skojarzenia, jakie ze sobą niosła, pozwoliły jej się nieco przełamać. Uśmiechnęła się, choć przecież nie mógł tego widzieć. — Trochę motyli. Nic specjalnego, malowałam, żeby przemyśleć kilka spraw, nie dla efektów. Na motylach zamierzam pracować z imaginem, powinny być idealne do ćwiczeń. Bo moment kiedy w końcu powinna zabrać się do faktycznej roboty, zamiast tylko chrzanić o tym, że chciałaby umieć wprowadzać swoje prace w ruch, zbliżał się nieubłaganie, wiedziała o tym przecież. Odkładała to w czasie, spodziewając się pasma porażek, niezbyt dobrze sobie z nimi radziła. Z drugiej strony z uczuciami jeszcze gorzej, więc skoro była tutaj i nie pogorszyła ich sytuacji, to może był to znak z niebios, że powinna się przemóc? — Darren? — odsunęła się na tyle, żeby móc na niego spojrzeć — Chciałam tylko, żebyś wiedział, że naprawdę nie jestem najlepsza w takie rzeczy. I potrzebuję cierpliwości... okej? I bałam się jak cholera, ale przemyślałam to wszystko milion razy, zanim tutaj przyszłam i jestem pewna. To tyle, chciałam... żebyś wiedział — zapętliła się na końcu i westchnęła ciężko, dostrzegając to, że i teraz nie poszło jej zbyt świetnie. Pozostawało mieć nadzieję, że z czasem będzie tylko łatwiej.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Kiwnięciem głowy - nad wyraz chętnym, ale w takiej sytuacji trudno się było Darrenowi dziwić - mężczyzna zgodził się, że w obecnej sytuacji z pewnością przyda im się dodatkowa dawka alkoholu. Bardzo szczodra dawka alkoholu. Z nieukrywanym żalem - w końcu nie widział Lei przez tydzień, a co dopiero miał okazję ją choćby przytulić - Shaw odsunął się na pół kroku od Swansea i zerknął przez ramię. — Powinienem coś jeszcze mieć — powiedział, nawet jeśli dość niepewnie, po czym pośpiesznym krokiem podszedł do swojej szafki nocnej, otwierając ją na oścież i wyrzucając stamtąd na podłogę kilka gratów, które zdążył z mniej lub bardziej oczywistych powodów ściągnąć na Avalon z Priory. Wszystkie te niezbyt cenne śmieci przykrywały bowiem skarb, który stał w dalekim rogu szafeczki, a była nim bowiem pękata butelka lokalnego cydru miodowego. Oczywiście, Shaw nie był świadomy jego "specjalnych" właściwości - acz faun od którego dostał ów upominek wspominał, że nie powinien szafować tym trunkiem na prawo i lewo, szczególnie jeśli szykuje mu się wieczór spędzony w wyłącznie męskim gronie lub, co gorsza, samotny. Darren nie miał zielonego pojęcia, co kozonóg miał na myśli, jednakże uznał że lepsza okazja na wypróbowanie cydru mogła się prędko nie trafić - a szczerze mówiąc, Shaw spodziewał się raczej czegoś w rodzaju trunku przyniesionego przez Swansea, a więc feerii wszystkich lokalnych alkoholi, a nie czegoś bardziej oryginalnego — Oho — mruknął, wyciągając z szafki najpierw głowę - obeszło się nawet bez stuknięcia potylicą w drewniane obramowanie - a następnie dłonie uzbrojone w butelkę z grubego szkła, w której chlupotała złocista substancja. — To chyba nie jest Felix Felicis... — powiedział równie niepewnie co wcześniej, przykładając oko do powierzchni naczynia i potrząsając nim lekko — O, nigdy nie piłem Felixa! — dodał, wstając z westchnięciem bardziej pasującym do emeryta, nie lekko ponad dwudziestoletniego czarodzieja, i ruszył w stronę Lei, zatrzymując się jednak w pół kroku kiedy ta zaczęła swoją przemowę. W jej trakcie zrobił kolejnych parę powolnych kroczków, stając w końcu przed nią. — Wytrzymałem tydzień, chyba jestem dosyć cierpliwy — wspomniał Shaw z lekkim uśmiechem czającym się na ustach. Co prawda podczas owego tygodnia Darren raczej nie myślał w kategoriach cierpliwości, ale raczej nędzy i rozpaczy - czegóż jednak nie załatwi małe podkoloryzowanie — I już wszystko wiem, dziękuję — dodał, dwoma palcami unosząc nieco podbródek Lei. Reszta nie potrzebowała komentarza, może oprócz ofiarowania butelki cydru poprzez wciśnięcie jej w dłonie kobiety. Shaw ugryzł się w język przed pochwaleniem Swansea - czymś w stylu "poszło ci świetnie" - nie chcąc przesadzać ze słodzeniem, skoro wyraźnie poszło jej co najwyżej wspaniale.
Leighton J. Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Duże usta, kilka pieprzyków, ślady farby na rękach
Nie bez rozbawienia obserwowała cały proces towarzyszący poszukiwaniom trunku, od wywalania na podłogę gratów, przez kontemplację widoków, przy których przekrzywiła z zainteresowaniem głowę, kończąc na obstawianiu w delikatnym napięciu czy nabije sobie guza, czy obędzie się bez tego typu wypadków. — Gdybyś miał Felixa w takiej ilości, byłbyś cholernie bogatym człowiekiem — zauważyła, doskonale wiedząc o tym, jakie ceny potrafiło osiągać płynne szczęście, czemu oczywiście nie sposób było się dziwić. Sama też nigdy nie miała okazji wypróbować jego działania, a już tym bardziej potrzeby, by zaopatrzyć się we flakonik – choć do takiego eliksiru każdy moment był chyba odpowiedni. Na przykład teraz – gdyby łyknęła sobie trochę felix felicis, jej mała przemowa byłaby z pewnością choć trochę mniej koślawa — ...takim co to ma przynajmniej zamek — dodała, zauważając, że i bez Felixa można go było chyba uznać za takiego. A w każdym razie przynajmniej na pierwszy rzut oka doskonale wpisywał się w pewne stereotypy na temat zamożnych czarodziejów. Wyciągniętą zza podwiązki różdżką przywołała dwie przykurzone szklanki i zaklęciem natychmiast przywróciła im odpowiednią czystość i blask. Chwyciła obie jedną ręką, przejawiając chyba naturalny talent do kelnerstwa, którym nigdy się nie parała i z powrotem uniosła na niego wzrok, gryząc się w język w ostatniej możliwej chwili. Nie chciała psuć momentu głupimi uwagami, takimi jak to, że nie czekał cierpliwie, a raczej całkiem zrezygnował i stracił nadzieję. Znacznie bardziej wolała napić się cydru i miło spędzić z nim resztę popołudnia, dnia, nocy, a może i całych cholernych wakacji, które w zastraszającym tempie zbliżały się ku końcowi. Jakkolwiek moment sprzyjał romantycznym pocałunkom, Swansea zacisnęła palce na butelce, w zamian podając mu jedną ze szklanek i po chwili mocowania się z nakrętką napełniła szkło zaskakująco gęstym, złotym jak wspomniany eliksir trunkiem o zapachu tak zniewalającym, że kiedy tylko mogła, przyssała się do szklanki z taką zachłannością, jakby była przemierzającym pustynię wędrowcem, który znalazł niespodziewane źródło wody. Zapomniała nawet o toaście, który kleciła w głowie od paru chwil. — Na Merlina, to na pewno nie Felix Felicis? Jeśli nie tak smakuje płynne szczęście, to naprawdę nie wiem, jak inaczej. Chyba że paradoksalnie felix jest paskudny... huh — zmarszczyła brwi, bo coś zdecydowanie się zmieniło i nie potrafiła jednoznacznie stwierdzić, czy fala gorąca, jaką poczuła wynikała z wypicia nowego cydru, czy w ogóle z ilości przyjętych w zastraszającym tempie procentów... a może był to nowo odkryty efekt zakochania? Odstawiwszy szklankę i butelkę na taboret wcześniej zajmowany przez Darrenowy tyłek, zbliżyła się do niego i wyciągnęła szkło i z jego dłoni, odkrywając, że bez względu na kuszący zapach cydru, ma równie wielką, palącą wręcz ochotę na coś zupełnie innego. — Gdzie Twoi współlokatorzy? — zapytała i uśmiechnęła się wymownie. Zatrzymawszy się całkiem blisko, zaczepiła palec o szlufkę jego szortów, przyciągając go jeszcze bliżej.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Żwawe kiwnięcie głowy Darrena oznaczało zgodę z oczywistością, którą było stwierdzenie, że tak imponująca ilość Felix Felicis zrobiłaby z niego osobę, która bogactwem mogłaby dorównywać McQuackowi, nieważne czy poprzez wypicie odrobiny i wzięciu udziału w loterii Proroka Codziennego czy może poprzez sprzedanie całego zapasu. Zaraz potem mina Shawa jednak skwaśniała - oczywiście w ten bardziej żartobliwy niż urażony sposób - kiedy kolejne słowa nie omieszkały mu wytknąć posiadania czegoś, co Swansea wciąż upierała się nazywać zamkiem, choć Exham Priory nie miało praktycznie żadnych walorów obronnych, oprócz oczywiście rozplecionej dookoła sieci zaklęć ochronnych - standardu dla każdej czarodziejskiej rezydencji, dość niskiego, ale grubego muru... Emm... ...zlokalizowania z jednej strony na klifie, posiadania wieży w centrum całego kompleksu... To jeszcze nic nie... ...obszernych piwnic, które zapewne byłyby w stanie pomieścić dość pokaźne zapasy żywności i wody, spływu mogącego służyć za lądowisko dla mioteł lub tajna droga ucieczki... Po dłuższej chwili oczy Darrena wróciły z podróży gdzieś w dal, odzyskując ostrość i spoglądać ponownie na Leighton, która musiała zapewne się zastanawiać, czy Shawa nie należało włączyć jakimś przyciskiem - a jej kolejne działania najwyraźniej wskazywały na to, że owego guzika postanowiła poszukać. — Zostaw trochę dla mnie — burknął Darren, widząc jak dziewczyna przyssała się do szklanki (szczególnie, że wolałby żeby zrobiła to z czymś innym). Przejął butelkę zaraz po niej, korzystając z tej krótkiej chwili kiedy naczynie stało nieruszane na taborecie przechylił je i wlał do swego gardła. Także jego wnętrzności wypełnione zostały od razu charakterystycznym ciepłem - nie tylko dla alkoholu, ale też dla tego dziwnego uczucia, które odzywało się mając przed sobą ukochaną osobę w wyjątkowo łatwych do ściągnięcia ubraniach. — Nieważne — mruknął Shaw, dla pewności wyciągając różdżkę z kieszeni spodni - nie omieszkając przy okazji przejechać opuszkami palców po skórze dłoni Lei - i machnął nią najpierw w kierunku drzwi, skąd dobiegł ich trzask zamykanego magicznie zamka, a następnie rzucił ją na jedno z wolnych łóżek, nie zwracając uwagi nawet na to, czy Mizerykordia trafiła na pryczę Yuuko czy może Stephana.
Leighton J. Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Duże usta, kilka pieprzyków, ślady farby na rękach
O żadne guziki specjalnie się nie martwiła, doskonale wiedząc, uczona zresztą zdobywanym wspólnie doświadczeniem, że jeśli tylko zajdzie taka potrzeba, będzie umiała w dość łatwy sposób na nowo przyciągnąć jego uwagę. Mogła mieć braki w zaklęciach, być średnią kucharką i jeszcze gorszą śpiewaczką, ale do tego jednego miała niekwestionowany, naturalny talent i zwykle wychodziło to dobrze. No, chyba że próbowała w ten sposób odpowiadać na ważne oświadczenia. Wtedy efekty były mierne w stronę tragicznych. Właściwie pozerkiwała na niego, kiedy i on raczył się trunkiem, głównie po to, by spróbować odgadnąć, czy i na nim zrobił on tak piorunujące wrażenie. Sama wciąż nie potrafiła wyjść z podziwu, jaką siłę przyciągania miał ten cydr, jak przedziwną konsystencję i wyjątkowy smak, lekko kawowy, z nutą korzennych przypraw i wanilii, w ogóle nieprzypominający jabłkowego napoju, pozornie niepasujący do ciepłych wakacyjnych miesięcy, a jednak idealnie wyważony w mnogości oferowanych doświadczeń smakowych. Rozgrzewał i orzeźwiał jednocześnie – z naciskiem na to pierwsze, oczywiście. Darren wydawał się być ciut odporniejszy na jego działanie, ale tylko w pierwszym momencie. Nie przeszkadzało jej to oczywiście w tym, by z ogromną skutecznością wmówić sobie, że jedynym, na co odporności nie wykazywał, była właśnie ona. — Cholera, wytrąciłeś mi z ręki żart o różdżce w spodniach — westchnęła teatralnie i roześmiała się nieco zbyt mocno i zbyt głośno jak na tę chwilę, odrobinę psując nastrój tym swoim pijackim rozbawieniem. — Mną też tak rzucisz? — zapytała już nieco poważniejszym, znacznie bardziej pasującym do sytuacji tonem, w którym dość wyraźnie rozbrzmiewała nuta żywionej nadziei. Uśmiechnąwszy się delikatnie i śmiało patrząc mu w oczy, sięgnęła do supełka, godnego przeciwnika, który po raz kolejny stawał na wybranej przez nich drodze. Poradziła sobie z nim jednak znacznie sprawniej, niż miało to miejsce w Westybule, rozwiązała niezbyt ciasny pęk i sprawiła tym samym, że poły białego materiału rozlały się na boki, umożliwiając zsunięcie góry sukienki z ramion – co też wykorzystała, przeciągając ten moment w absolutną nieskończoność. Odsłaniała skórę centymetr po centymetrze, pozwalając, by biały materiał odsłonił obojczyk, dwa pieprzyki na barku i kilka kolejnych umiejscowionych znacznie bliżej piersi, o którą paradoksalnie zaczepił tak mocno, że mogłoby się zdawać, że już nigdy nie ujrzy światła dziennego. Jakże mylnie.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
— Nie wiedziałem, że masz ochotę na upojną noc z Mizerykordią — zachichotał Shaw, podejmując wyzwanie Swansea i, najpierw pozbawiając ją sukienki, która i tak nie miała zbyt wielkich nadziei na utrzymanie się nawet nieco dłużej, podniósł bez większego trudu nieciężką przecież Lei (nawet pomimo tego, że była dość wysoka jak na damę z Hogwartu), po czym przetransportował ją na swoją pryczę, darując sobie jednak próbę startu w dyscyplinie rzucania łabędziem - tylko brakowało mu tego, żeby Leighton uderzyła się w tył głowy i momentalnie odkochała. To by było.
Leighton J. Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Duże usta, kilka pieprzyków, ślady farby na rękach
— Na oko dziesięć, może z jedenaście cali? Nawet gdybyś miał być zazdrosny, musisz przyznać, że to... — przerwała, albo raczej zostało jej przerwane, kiedy stopy straciły kontakt z ziemią; mimo niewielkiego dystansu objęła dość ciasno jego szyję dla pewności, że nie zaprezentuje, że mimo nazwiska w istocie wciąż pozostaje nielotem — ...imponujący wynik — dokończyła, unosząc się na łokciu i przyglądając odbywającym powietrzne podróże ubraniom, usatysfakcjonowana odnotowanym pośpiechem. Choć rzut łabędziem nie był tak naprawdę rzutem, próżno było doszukiwać się w jej minie rozczarowania, wręcz przeciwnie, okazało się, że jedynym, czego teraz jej potrzeba, jest druga osoba, nie byle jaka, bo bardzo konkretna, z imieniem zaczynającym się od „D”, a kończącym na „arren”, który całe szczęście nie zwlekał z tym, żeby do niej dołączyć.