C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Osoby: Mulan & Longwei Huang Miejsce rozgrywki: lokacja startowa: dom Huangów Rok rozgrywki: 2020 Okoliczności: Mulan chciała zobaczyć testrale, a skończyła z aktem zgonu randomowego dziadka
To, że Mulan Huang należała do niepoprawnych fascynatów magicznych zwierząt wiadomo było od dawna. Z pewnością jednak nikt nie spodziewał się tego ile mogła zrobić, aby móc lepiej poznać pewne gatunki fantastycznych stworzeń. W tym także te, które dla sporego grona czarodziejów pozostawały niewidoczne. Kiedy przychodziło do kwestii związanych z testralami to swoją wiedzę na temat ich wyglądu mogła bazować tylko i wyłącznie na obrazkach z pozycji naukowych, które przedstawiały te stworzenia. Niestety, ale akurat należała do tej części magicznego społeczeństwa, która nie mogła ich dostrzec, a biorąc pod uwagę jej chęci związane z pracą w roli opiekuna dla zwierząt wszelakich to miałaby naprawdę trudne zadanie gdyby przyszło jej się spotkać z jakimś testralem. Dlatego też postanowiła zmienić ten stan rzeczy. Nie chciała nikogo zabić. Spokojnie. Pomimo tego jak szurnięta potrafiła być to nie była psychopatką. Chociaż niektórzy pewnie tak by ją nazwali. Mulan postanowiła obrać zupełnie inną strategię, a mianowicie zacząć koczować w Świętym Mungu. Roiło się tam od pacjentów wszelkiego typu, mających problemy natury wszelakiej, a wśród nich zdecydowanie znajdowali się tacy, do których drzwi już zaczynała pukać Kostucha. I Huang liczyła na to, że da radę się wprosić na jedną z takich wizyt. W myślach pogratulowała sobie tego, kurwa sprytnego, planu i przybiła sama ze sobą mentalną piątkę. Wystarczyło jedynie, że dobrze trafi i już pierwszego dnia uda jej się uzyskać swój cel. Nie liczyła się jedynie z konsekwencjami swoich czynów. Jak zwykle zresztą. Otóż udało jej się wkręcić pod pretekstem odwiedzin do jednej z sal, gdzie znajdowały się te cięższe przypadki i... faktycznie znajdował się tam jeden niezwykle starszy pan. Musiał mieć pewnie ze sto pięćdziesiąt lat jak nie więcej. Widać było, że z pewnością długo jeszcze nie pociągnie. I w tamtym momencie odkryła, że może jednak nie był to wcale taki zajebisty pomysł. Bowiem faktycznie mężczyzna ten zaczął wkrótce konać, a Mulan nie pozwoliła na to, by magomedycy ją od niego odciągnęli. Chwyciła sędziwego dziadzia za rękę i obserwowała jak wydaje z siebie ostatnie tchnienie. Chociaż wydawało jej się tak kilkukrotnie. Szczęśliwie jednak nie przerwała mu agonii swoją obecnością. Pamiętała ten moment, gdy faktycznie po raz ostatni mężczyzna dramatycznie zaciągnął się powietrzem lecz nie wypuścił go z siebie, a jego stalowoszare wodniste oczy znieruchomiały. Z pewnością nie przypominało to w niczym tego wzniosłego momentu śmierci, o którym czytała w tylu książkach. Było to... dosyć dziwne doświadczenie. Niemniej jakoś nie przeszkadzała jej świadomość tego, że jeszcze przez chwilę trzymała zwłoki za rękę. Później jednak stało się coś dużo bardziej dziwnego i nie miała faktycznie pojęcia jak się w to wpakowała. Albo inaczej... możliwe że albo celowo, by mogła pozostać przy staruszku coś tam krzyknęła o tym że jest jego wnuczką albo też po prostu przytaknęła bezwiednie na czyjeś pytanie dotyczące ich relacji i przez to finalnie pozwolono jej zostać przy konającym czarodzieju. Najważniejszy jest jednak fakt, że chwilę później znajdowała się przy biurku jednego z magomedyków, który wydawał jej akt zgonu denata. A Mulan w panice, nie wiedząc kompletnie, co powinna zrobić po prostu go przyjęła. Bo głupio było jej jakoś odkręcać tę całą sytuację. Dopiero w drodze powrotnej zaczęła bardziej panikować w związku z tym wszystkim. Dlatego nie dziwota, że wpadła jak burza do pokoju brata, gdy tylko przeteleportowała się do Doliny Godryka. Z panicznymi kurwikami w oczach rzecz jasna i rozwichrzonymi włosami. - Brat, ratuj! - krzyknęła, wciskając mu w dłonie wydany w Mungu akt zgonu. Nawet nie przejmowała się natłokiem pytań, które zaraz jej zada Longwei.
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Jeśli ktoś mógł jakkolwiek zrozumieć chęć Mulan do zrobienia wszystkiego dla magicznych stworzeń to z pewnością był nim Longwei, choć w jego przypadku królowała miłość do smoków. Zdecydowanie jednak nie spodziewał się, że jego siostra może szukać sposobu na to, żeby widzieć testrale. Owszem, kiedyś o tym rozmawiali, kiedy on sam zaczął je widzieć po jednym z poważniejszych wypadków na wzgórzach smoków, gdy jeden z jego współpracowników został, cóż, częściowo zjedzony przez smoka. Oglądanie czyjejś śmierci nie było w żaden sposób przyjemne i nigdy, absolutnie nigdy nie pomyślałby, że Mulan może chcieć zrobić coś w tym kierunku. Siedział w swoim pokoju, przeglądając najnowsze zdjęcia, które zrobił na wzgórzach, ciesząc się kolejny raz z ujęć. Zastanawiał się, czy powinien wymienić zdjęcia w ramkach, czy może po prostu powiesić nowe, nie przejmując się tym, że cała ściana nad łóżkiem zaczynała przypominać okno na świat pełen smoków. W końcu zdecydował się zawiesić je i już miał rzucać odpowiednie zaklęcia, gdy nagle drzwi do pokoju otwarły się z hukiem i do środka wpadła jak burza jego siostra. - Przed czym? - zapytał, próbując zorientować się, czy ktoś ją goni, choć raczej nie powinni być w stanie wejść do nich do domu. Jednak przedpokój za dziewczyną był pusty, jeśli nie liczyć zdziwionego skrzata domowego, który wyraźnie zastanawiał się, czy powinien informować Państwo, że ich córka wróciła w dziwnym stanie do domu, czy uznać to za coś normalnego. Longwei zamknął za Mulan drzwi, zerkając w końcu na dokument, który wcisnęła mu do ręki. Przez chwilę wczytywał się w akt zgonu jakiegoś czarodzieja, o którym nie wiedział nic, którego nazwisko nie brzmiało w żaden sposób znajomo. - Mèimei… - zaczął, przerywając na moment. Uniósł dłoń, aby zasłonić nią nieznacznie usta, ukrywając w ten sposób cień rozbawienia, jaki mimo wszystko się pojawił, gdy tylko dotarło do niego, że jego siostra musiała zostać uznana za wnuczkę, albo córkę pacjenta. - Może zdradzisz, jakim sposobem dostałaś ten akt zgonu? - zapytał w końcu, spoglądając na Mulan rozbawionym spojrzeniem, wiedząc, że raczej powinien ją skarcić, albo chociaż powiedzieć, że to nie było w porządku, ale wpierw musiał poznać cały kontekst, aby wydawać jakikolwiek osąd. Niemniej było to na swój sposób zabawne.
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Niewykluczone, że i bez rozmowy, którą odbyła z bratem i tak starałaby się znaleźć jakiś sposób na to, żeby jednak widzieć te wspaniałe stworzenia, ale możliwe, że podobna wymiana zdań i doświadczeń jedynie nieco przyspieszyła ten proces. Zresztą i tak dobrze, że nie była jakimś psychopatą, który zabija człowieka tylko po to, aby sobie popatrzeć na zwierzątka. Co to to nie. Chociaż jakoś szczególnie nie polepszało to jej obecnej sytuacji. Oczywiście, że jej nagłe pojawienie się w pokoju Longweia mogło wywołać zarówno niepokój jak i konsternację, ale chyba wszyscy mieszkańcy rezydencji Huangów jakoś przywykli do tego, że dziewczyna miała swoje momenty i czasami wydawała się być bardziej lub mniej oderwana od rzeczywistości. Chociaż biedny skrzat z pewnością miał się nad czym zastanawiać w takich sytuacjach. Mulan w napięciu obserwowała reakcje brata, czekając na to aż jako pierwszy wysunie jakieś sensowne propozycje rozwiązania problemu i podejdzie do tego na poważnie. W końcu on był tu tym dojrzalszym z rodzeństwa. Jednak zamiast tego ten wyglądał na... rozbawionego? Zdecydowanie nie takiej reakcji się spodziewała w tak nagłej sytuacji, która wymagała działania! - Nie śmiej się, gégé, bo to poważna sprawa - skarciła go jeszcze, będąc jeszcze wielce zaaferowaną całą sprawą z aktem zgonu. - No więc... Możliwe, że pracownicy Munga wzięli mnie za rodzinę jednego starszego dziadka... Wszystko dlatego, że wprosiłam się do jego sali jak konał, bo chciałam zobaczyć testrale... Czy to brzmiało sensownie? Zapewne nie, ale czy brzmiało jak coś co Gryfonka by zrobiła? To już zdecydowanie tak. Miała tylko nadzieję, że jej ukochany starszy brat wiedział doskonale jak mogliby całą sprawę odkręcić tak żeby nie stało się nic wielkiego.
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
- Jak mam się nie śmiać, kiedy wpadasz tutaj, wyglądając, jakby goniło cię stado dementorów, trzymając w dłoni akt zgonu obcego czarodzieja i chcesz rozwiązania problemu, o którym nawet nie wiem? - spytał retorycznie, zaraz jednak odchrząkując i przybierając poważny wyraz twarzy. Mimo wszystko to nie było zabawne i wiedział o tym. Rodzina zmarłego mogła nie uzyskać aktu zgonu, jeśli tylko uzdrowiciele powiedzą, że już taki wydali. Albo gorzej, rodzina zmarłego nawet nie dowie się o jego śmierci, ponieważ pracownicy Świętego Munga będą zdania, że jego rodzina już wie, skoro ktoś był przy jego śmierci. Należało w jakiś sposób pozbyć się aktu zgonu bez niszczenia go i bez zostawiania po sobie śladu większego, niż już Mulan to zrobiła, zapisując się w pamięci uzdrowicieli. Wystarczyło użyć myślodsiewni, żeby ją odnaleźć, ale o tym Longwei wolał, póki co nie myśleć. - Zacznijmy od tego, że jeśli ktokolwiek będzie cię pytał o to, dlaczego byłaś przy konającym, o czym czarodzieju, nie mów, że chciałaś widzieć testrale - powiedział odrobinę surowym tonem, odkładając akt zgonu na swoje biurko, pocierając opuszkami palców dolną wargę, gdy zastanawiał się, jak powinni rozwiązać ten problem. - Właściwie możesz albo oddać akt do Ministerstwa Magii, mówiąc, że błędnie to otrzymałaś… Albo zwrócić w Świętym Mungu, zwracając im uwagę, że wydali ci coś innego, niż chciałaś - zaproponował, siadając na łóżku, wyraźnie wciąż myśląc nad tym, co powiedział. Właściwie takie rozwiązania były proste, choć z pewnością wiązały się z pytaniami urzędników, czy uzdrowicieli. Mimo wszystko sprowadzały się do pytania, dlaczego była w sali z konającym człowiekiem. - Jak właściwie wpadłaś na to, żeby wykorzystać ten moment? Byłaś przypadkiem w Mungu, czy specjalnie tam poszłaś? - spytał z zaciekawieniem w ciemnych oczach, nie mogąc wyjść z podziwu dla zwariowanych pomysłów Mulan. Nie dziwił się, że ich rodzice siwieli przez nich szybciej. Był przekonany, że za moment od sam zacznie siwieć dzięki siostrze.
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Dobra akurat w tym ustępie to miał sporo racji. Faktycznie jej paniczne wejście mogło mieć niezwykle komiczny efekt i to trzeba było przyznać, ale mimo wszystko to jednak sytuacja była niezwykle poważna o czym zapewne w jakiś sposób przypomniała bratu, wpatrując się w niego z trudem zachowanym kamiennym wyrazem twarzy. Nie chciała mieć przechlapane w szpitalu, gdzie pewnie nie raz będzie pacjentką ze względu na swój zawód, który jednak nie należał do najbezpieczniejszych. - W sumie masz rację - oświadczyła na koniec, gdy tylko usłyszała dwa potencjalne rozwiązania od swojego brata. - Pójdę do Munga i zostawię ten akt w kiblu, żeby go znaleźli i pomyśleli że ktoś go zgubił! Może nie dokładnie o tym mówił Longwei, ale w końcu było to rozwiązanie, które sprowadzało się do oddania dokumentu szpitalowi. W nieco niekonwencjonalny sposób, ale przynajmniej nie generujący pytań. W jej głowie brzmiało to jak naprawdę sprytny plan, który mógł się udać. - Czaisz? Wtedy nie będę musiała w ogóle tłumaczyć czemu tam byłam i skąd mam dokument! - zdecydowanie widziała same plusy takiego rozwiązania. Zero wad. Powinna naprawdę zostać przydzielona do Ravenclaw, bo główka pracowała i wymyślała zajebiste rzeczy. - No więc... poszłam tam specjalnie, licząc na to, że ktoś umrze w tym czasie? - odpowiedziała nieco niepewnie, spoglądając na Weia i czekając jaka też będzie jego reakcja - Wiem, że to brzmi okropnie wypowiedziane tak na głos, ale nie miałam złych intencji. W końcu z jej obecnością czy nie to i tak ludzie by umarli tego dnia, a to, że ona sobie popatrzyła i jeszcze mogła dzięki temu zobaczyć testrale? Same profity, zero strat. Nie ingerowała jakoś specjalnie w rzeczywistość, a jedynie korzystała z jej dobrodziejstw i pozwalała biegowi zdarzeń swobodnie płynąć.
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Przyglądał się siostrze z mieszaniną rozbawienia i niedowierzania, gdy słuchał jej pomysłu na to, jak oddać akt zgonu do Munga. Nie mógł powiedzieć, że nie był to jakiś sposób, choć jednocześnie nie taki, jak powinien. Co do tego nie miał wątpliwości, ale czekał, aż jego siostra skończy przedstawiać mu swój genialny plan. Był ciekaw, czy jest świadoma tego, jak ten plan brzmiał, ale nie odzywał się, aż nie przyznała, co właściwie tam robiła. Westchnął później ciężko, przeciągając dłonią po twarzy, zastanawiając się, jak powinien podejść do tego problemu. - Zdecydowanie — rodzice nie mogą wiedzieć. To jest podstawa. Jeśli chodzi o plan zostawienia w łazience… Ryzykowny. Nie tyle z powodu, że mogą cię i tak złapać, ile sam akt zgonu może ulec przypadkowemu zniszczeniu. Można iść tam to oddać, ale trzeba wymyślić inny pomysł. W końcu wiesz, zostawisz akt przy umywalkach? Może zostać zalany, a nie wiem, czy są jakkolwiek zabezpieczone, czy tusz mógłby spłynąć. Jak zostawisz w toalecie to minie więcej czasu, albo zostanie potraktowane jak śmieć. Ryzykowne, a szkoda, żeby zwyczajnie został wyrzucony, bo właściwa rodzina może go potrzebować wkrótce - mówił powoli, odkładając na bok pozostałe zdjęcia smoków, nie przejmując się, że niektórym to się nie podobało. Do nich wróci później, a teraz potrzebował pomóc siostrze, nim znów zrobi coś głupiego, co może nieść większe konsekwencje niż po prostu trwanie przy umierającym. - Jeśli w pokoju nie było nikogo innego, to nawet dobrze, że tam byłaś. Nikt nie chciałby umierać samemu, choć podejrzewam, że i tamten biedak mógł się zastanawiać, co tak właściwie tam robisz i kim jesteś, o ile był świadom twojej obecności - dodał, uśmiechając się łagodnie. Mimo wszystko obecność Mulan przy umierającym nie była niczym złym, choć jej pobudki były mało moralne. W końcu Longwei drgnął lekko, gdy jedna, mało przyjemna myśli, wpadła mu do głowy. - Zawsze możemy wybrać się do Munga i po prostu komuś to dać. Wiesz… że znalezione na ziemi. Zmienimy ci tylko kolor włosów, żeby cię nie rozpoznali i gotowe. Ja mogę sobie coś rozciąć, albo poparzyć się, bo przywykli już do tego, więc nie będą się dziwić i gotowe? - zaproponował, szukając rozwiązania, w którym akt zgony obcego czarodzieja nie będzie zagrożony przypadkowym zniszczeniem.
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
No i brat zjebał jej cały dzień. Już myślała, że miała plan, kurwa sprytny, a ten jej go nagle torpedował swoimi jak zwykle logicznymi i sensownymi argumentami. Może jednak dobrze, że mieli siebie wzajemnie, bo Longwei zdecydowanie nadrabiał za nią posiadaniem większej ilości szarych komórek, które Mulan chyba gryfońskim zwyczajem pozostawiała nieużywane przez sporą część czasu. - Czyli nie zostawiać w kiblu - westchnęła, zawiedziona tym, że jednak nie ma jakiegoś solidnego planu, aby oddać akt zgonu bez konfrontacji z pracownikami Munga, którzy mogliby ją w jakiś sposób rozpoznać albo zacząć wypytywać o to czemu w ogóle posiada te papiery. - On raczej za kontaktowy nie był. No i byli uzdrowiciele... Możliwe, że przytaknęłam któremuś z nich, gdy zapytał mnie czy jestem z rodziny - dodała z namysłem, starając się sobie przypomnieć szczegóły dotyczące całego zdarzenia, ale było ono tak chaotyczne, że w zasadzie nie była w stanie wyłapać wszystkiego, co miało miejsce w sali. - Ej to jest w sumie dobry pomysł. I skoro to ja nawaliłam to możemy mnie jakoś poturbować. Będzie sprawiedliwiej - stwierdziła, gdy tylko w głowie Weia uformował się nowy pomysł. Tak, to zdecydowanie był dobry plan i była gotowa do niego przystąpić.
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Byli zdecydowanie uzupełniającym się rodzeństwem, które w połączeniu stanowiło dziwną, niemal wybuchową mieszankę. Longwei nie miał ochoty torpedować planu siostry, ale uznał, że lepiej wskazać jej od razu słabe punkty w pomyśle, niż później żałować, że się tego nie zrobiło, gdyby dziewczyna skończyła przesłuchiwana w sprawie aktu zgonu, albo ów akt zostałby zniszczony. Lepiej było uważać, przemyśleć plan działania dwukrotnie niż rzucić się w wir działania i mieć ostatecznie problem. Nie podobał mu się jednak pomysł z poturbowamiem któregoś z nich. Owszem, sam zaproponował takie rozwiązanie, ale miał zamiar odrobinę rozminąć się z prawdą, nie zaś faktycznie robienie krzywdy. Podkreślił więc głową, zastanawiając się mocno, jak mogliby wyjść z tego obronną ręką, przez moment mając wrażenie, że rzeczywiście będzie trzeba rzucić w siebie jakimś paskudnym zaklęciem, gdy nagle go oświeciło. - Możemy wykorzystać krwotoczki truskawkowe, będąc już w Mungu, tylko nie brać antidotum. Wtedy mamy krwotok, łatwy do opanowania, ale też można wprowadzić zamieszanie na izbie przyjęć. W wyniku chaosu możemy rzucić gdzieś ten akt, przelewitować go kawałek dalej i gotowe - zaproponował rozwiązanie, uśmiechając się lekko do siostry, jakby właśnie nie rozmawiali o niczym dziwnym. W końcu każdy co tydzień oddaje cudze akty zgonu do szpitala, planując akcję tygodnia. - Zawsze też możemy mówić do nich po mandaryńsku - dodał, pamiętając, że w ten sposób zawsze ratowali się z poradni i o ile nie zadziałało u to już na kadrę Hogwartu, pracownicy szpitala niekoniecznie musieli wiedzieć, że rozumieją po angielsku. No, przynajmniej ci, którzy nie pamiętali jego. -A gdy to się już uda, moglibyśmy się przejść na jedną ze stadnin, aby zobaczyć, czy rzeczywiście możesz już widzieć testrale. Co ty na to? Zrobiłbym kilka zdjęć przy okazji, żeby jednak robić ich więcej i nie tylko smokom. Kto wie, może kiedyś będzie z tego jakiś dodatkowy galeon do sakwy? – zaproponował, na końcu wchodząc w odrobinę nostalgiczny ton. Nie narzekał na brak pieniędzy, ale głównie z uwagi na fakt, że wciąż mieszkał z rodzicami, a to chciał zmienić. Jak najszybciej.
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Rodzeństwo uzupełniało się na różne sposoby. Raz można było uznać, że dzielili tę samą komórkę mózgową lub też ich osobne szare komórki postanawiały nawiązać jakąś bliską współpracę, a innym razem najprościej rzecz ujmując po prostu działały przeciwstawnie i nie pozwalały na to, żeby Mulan (tak, bo to w 99% przypadków była ona) odjebała coś, co mogło mieć naprawdę srogie konsekwencje. I za to mogła być naprawdę bratu wdzięczna nawet jeśli czasami w jej oczach był on po prostu panem marudą, niszczycielem zabawy i uśmiechów dzieci. No, ale w większości przypadków miał też rację, której nie można było mu odmówić. I tak też było także gdy chodziło o kwestię nieszczęsnego aktu zgonu, który nigdy nie powinien pojawić się w rękach Gryfonki, a jednak jakoś się tam znalazł i czekał aż zwrócą go w odpowiednie ręce. Oczywiście, że taka akcja nie mogła już należeć do najprostszych. Takie było już jej szczęście. Chyba w tym wypadku Mulan za bardzo chciała iść w realizm i aktorstwo metafizyczne, ale w zasadzie co takiego złego mogło jej się stać. Ot jakiś wypadek kontrolowany, ale będą udawać, że sytuacja wymknęła się jakoś spod kontroli. Szczerze mówiąc to pewnie i dałaby po znieczuleniu sobie rękę uciąć byle tylko dotarli do szpitala na czas, by mogli ją przyszyć. Chociaż nie... aż tak oddana tej sprawie nie była. - Krwotoczki? Brzmi nieco... za prosto i nieskomplikowanie? Nie wiem jak to ująć. Coś mi w tym nie leży – przyznała szczerze, przyglądając się w namyśle bratu. No, ale może w sumie to była najlepsza opcja jaką mieli? Sama nie miała jeszcze konceptu na to w jaki sposób mogliby wymagać opieki lekarskiej. - Mandaryński jest zawsze bardzo dobrą opcją. Wywoła dzięki temu o wiele więcej chaosu. O ile w pobliżu nie będzie ktoś kto by go znał – stara technika znana z dyrektorskiego biura niestety miała też wady, bo często wychodziło na to, że jednak ktoś znał ich na tyle, by zdawać sobie sprawę z tego, że bezbłędnie posługują się angielskim lub też w pobliżu pojawiał się ktoś, kto również potrafił w chiński. I tak źle, i tak niedobrze. Na pewno wielkim zaskoczeniem nie był fakt, że oczy Gryfonki zapłonęły niczym dwa ogniki, gdy tylko jej brat wspomniał o stadninie. Pytanie o to co o tym sądzi było jak pytanie taranda o to czy sra w lesie. Nie było opcji, aby zrezygnowała z czegoś takiego lub odmówiła z jakiegokolwiek powodu. - Jasne! Kiedy tylko chcesz, gege! - odpowiedziała radośnie, a twarz od razu rozpromieniła jej się w radosnym uśmiechu. - Jak dla mnie twoje zdjęcia są naprawdę zajebiste i fajnie jeśli ktoś by je kiedyś opublikował. Możesz nawet napisać jakiś własny artykuł na temat magicznej fauny i wzbogacić go swoimi fotkami. Próbuj. Wiedziała, że dla Longweia liczyło się dużo bardziej aktywne opiekowanie się i obcowanie ze zwierzętami, ale pisanie o nich i fotografowanie było miłym dopełnieniem tego hobby. No i jeśli dzięki temu udałoby mu się rozpalić w kimś innym podobną pasję do magicznych stworzeń, a przy okazji zarobić dodatkowe galeony to już w ogóle byłby profit.
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Longwei spojrzał na nią z lekkim, ledwie dostrzegalnym uśmiechem, kiedy poddała w wątpliwość jego plan. Dobrze, nie był najlepszy i może rzeczywiście brzmiał zbyt prosto jak na to, co potrzebowali, ale tkwił w tym jeden haczyk. - Jak zjesz jednego krwotoczka to rzeczywiście nic ci się takiego nie stanie, żeby być w Mungu, ale jak zjesz dwie paczki? - zapytał, a uśmiech na jego twarzy się powiększył. Nie było to rozważne, ale skoro jeden cukierek wywoływał obfity krwotok z nosa, wystarczający, aby opuścić zajęcia, będąc odesłanym do skrzydła szpitalnego, to jaki efekt musiał być po zjedzeniu zbyt dużej ilości? Co mogło się stać przy przedawkowaniu krwotoczków? - Zastanawiałaś się kiedyś, jak wielki krwotok mogą wywołać, jeśli zje się więcej niż zalecana porcja? Wchodzimy wtedy na izbę przyjęć, krzyczymy po mandaryńsku, wołając pomocy, nawet jeśli ktoś będzie rozumiał, to wciąż będzie powodować chaos. Mogliśmy się uczyć kantońskiego, jak babcia chciała. Teraz mogłoby się przydać - rozwinął swoją myśl, nim dodał, że zawsze mogli po prostu złamać któremuś z nich rękę i iść do Munga prosić o nastawienie, lamentując przy tym. CO prawda nie wiedział, czy będzie w stanie aż tak udawać, zwłaszcza gdy nie lubił kłamać, ale teraz była przed nimi kwestia wyższego dobra. Jakaś rodzina nie wiedziała o śmierci kogoś bliskiego i musieli oddać akt zgonu do szpitala. Zaśmiał się cicho, ciepło, gdy usłyszał jej słowa. Nie wyśmiewał ich, ale nie potrafił wyobrazić sobie siebie, piszącego o magicznych stworzeniach, o czym zaraz powiedział na głos. To brzmiało zdecydowanie nie, jak on, nie jak coś, co byłby w stanie zrobić, choć z drugiej strony, fascynował się z nimi. Opisywanie swoich zdjęć nie było złym pomysłem, ale czy miałby publikować to w gazetach? Albo wizbooku? - Najpierw spróbuję zrobić odpowiednie zdjęcia, a o pisaniu pomyślę kiedy indziej. Nie wydaje mi się, żebym był w stanie ubrać w odpowiednie słowa to, co chciałbym przekazać przy pomocy zdjęć. A skoro od czegoś trzeba zacząć, to możemy sprawdzić, czy uda się utrwalić na zdjęciu testrale. Jak nie, to może znajdą się inne pegazy. Pytanie jednak, na co się decydujemy w sprawie szpitala - mówił spokojnie, rzeczowo, wskazując w końcu ruchem głowy na pechowy akt zgonu. Potrzebowali jakiegoś planu, choć w głowie Longweia powoli rodziła się myśl, żeby złożyć je przy pomocy zaklęcia w origami, które następnie mogliby ożywić i wysłać samo sprzed Munga do jego środka. Niestety wtedy wracali do punktu wyjścia, jakim było ryzyko uszkodzenia samego aktu, który był czymś, mimo wszystko, cennym. Gorzej, jeśli się okaże, że oni tak się głowią nad oddaniem aktu, a nieboszczyk był ostatnim członkiem swojej rodziny i nikt nie przyjdzie po potwierdzenie śmierci czarodzieja. Nie mieli jednak jak tego sprawdzić, a co za tym idzie, musieli go oddać w jak najmniej uszkodzonym stanie.
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Jak widać Wei miał gotową odpowiedź na wszystko i to jeszcze taką, która zdecydowanie brzmiała dla dziewczyny przekonująco. Widać było, że wychowywali się razem i spędzili wspólnie za dużo czasu, aby nie wiedzieć jak przekonać siebie wzajemnie do pewnych rzeczy. - Każdy po dwie paczki? - powtórzyła, wyraźnie zaczynając myśleć nad tą opcją po czym na jej ustach wykwitł dosyć niepokojący uśmiech. - Mogę się założyć, że w dodatku oprócz krwotoku jeszcze byś się porzygał po takiej ilości cuksów. Nie ma to jak przyjazna rywalizacja pośród rodzeństwa. Co takiego mogło się właściwie stać w przypadku takiego zakładu? Możliwe, że naprawdę dzięki podobnym rozrywkom zafundowaliby sobie prawdziwy pobyt w Mungu bez większego udawania. Wszystko było możliwe z tą dwójką. - Zawsze nowe doświadczenie. Może być. W sumie jak chcesz wyjechać z kantońskim mogę krzyczeć tekst Tiu Mou Gaai. Tylko tego się nauczyłam - zaproponowała jeszcze, bo jakby nie patrzeć to kantoński był nieco mniej znany choć wciąż należał do najbardziej popularnych języków z chińskiej rodzinki. Niestety wiedza Mulan w jego zakresie nie wychodziła ponad garść podstawowych zwrotów oraz znajomość hitu z lat osiemdziesiątych. Priscilla Chan na zawsze w serduszku i radioodbiorniku. Może nie do końca było to w stylu Longweia, fakt, ale mimo wszystko może jakby spróbował to jakoś by się w tym odnalazł. Ciężko było to niestety stwierdzić. Niemniej skoro oni we dwójkę potrafili rozmawiać bez przerwy na temat różnych zwierząt to pewnie byłby w stanie jakoś sklecić parę zdań na ten temat tak, by przekazać informacje dla potencjalnych zainteresowanych tematem. - W sumie jak o tym pomyśleć to dotychczas widziałam w książkach jedynie ilustracje przedstawiające testrale. Zwykle zwalałam to na wiek publikacji lub estetykę, ale coś musi w tym być. W końcu domyślnie jednak są one niewidzialne także nie zdziwiłabym się jeśli uwiecznienie ich na fotografii byłoby niemożliwe. W zasadzie gdyby nie ostatnia uwaga wypowiedziana przez brata niechybnie zapomniałaby momentalnie o feralnym akcie zgonu, pochłonięta kompletnie sprawami związanymi z magicznymi stworzeniami. - Możemy to w sumie zostawić na później? Szpital nie testral. Nie ucieknie - odparła z nikłym uśmiechem, mając nadzieję, że Longwei odpuści jej chociaż na chwilę i zabierze ją na oglądanie testrali choćby zaraz.
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Longwei spojrzał na siostrę uważnie, wyraźnie zastanawiając się nad jej słowami, nim uśmiechnął się ledwie dostrzegalnie. Dwie paczki słodkich truskawkowych cukierków mogły być rzeczywiście zbyt wielką ilością cukru jak dla niego, choć był zdania, że wytrzymałby i nie zwymiotowałby. Jednocześnie był ciekaw, gdyby zwymiotować, czy przerwałoby to ich działanie, czy krwotok trwałby dalej. Ze swoimi przemyśleniami podzielił się z siostrą, jednocześnie przyjmując zakład. Ostatecznie, jeśli mieli mieć z tego powodu odrobinę zabawy, to dlaczego nie miałby się zgodzić. - Możemy tak zrobić, że zaczniesz krzyczeć tekst, ale mam nadzieję, że wtedy nie znajdzie się ktoś, kto będzie biegły z tymi dialektami. Inaczej wylądujemy na jednym z pięter Munga i bynajmniej nie jako magizoologiczny przypadek – odpowiedział, nieznacznie rozbawiony planem i wizją tego, ze ktoś jednak może okazać się biegły z języków obcych, albo posiadać odpowiedni sprzęt, aby przetłumaczyć sobie to, co będą mówić. Rozmowa zeszła na publikowanie informacji o magicznych stworzeniach, a także na same testrale i zrobienie im zdjęć i Longwei nie miał nic przeciwko. Prawdę mówiąc wiedział, że zanim pójdą do Munga, będą potrzebowali wejść najpierw do sklepu Weasleyów aby kupić krwotoczki, więc musieli zboczyć z kursu. Nie widział więc problemu w tym, żeby zajść wpierw do testrali i sprawdzić, czy Mulan może już je oglądać, co przyznał na głos, uśmiechając się lekko, kiedy zabierał ze sobą aparat. - Wiesz… Jeśli nie uda się zdjęcie, zostaje próba z myśloodsiewnią. Wyciągnąć wspomnienie, wpuścić do niej i zrobić zdjęcie obrazowi, który się ukaże – powiedział jeszcze, kontynuując zastanawianie się nad możliwością pozyskania fotografii testrali, kiedy wychodzili z domu, aby spacerem, pogrążeni w rozmowie, udać się do rezerwatu.