C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
W środku wioski znajduje się niepozorny domek, który nie wyróżnia się od pozostałych niczym, poza spłowiałą, porośniętą mchem tabliczką pokrytą runami. Jeśli masz min. 5 punktów ze starożytnych run, od razu wiesz, że niegdyś zamieszkiwał ją druid – introligator. Jeśli nie, być może już po wejściu do środka jesteś w stanie wywnioskować to na podstawie wyposażenia chaty. Wnętrze jest wyraźnie nadgryzione zębem czasu, ale zdecydowanie nie puste. Ściany w większości pokryte są regałami wypełnionymi zakurzonymi księgami, tak wiekowymi, że nie sposób odczytać tytuły, a ich strony rozsypują się w palcach przy najmniejszej próbie ich dotknięcia. W centralnej części izdebki znajduje się stanowisko do pracy, na nim zaś porzucone w nieładzie narzędzia introligatorskie i niedokończone dzieło, które na pierwszy rzut oka zdaje się być, o dziwo, w znacznie lepszym stanie niż reszta.
Rzuć kością k6, aby przekonać się, co się stało:
1 – pozory potrafią czasem nieźle zmylić. Ledwie dotykasz księgi, a ta, zupełnie jak wszystkie pozostałe, zamienia się w pył, zanim zdążysz cokolwiek z niej wyczytać. Teraz nie dowiesz się już, jakie tajemnice skrywała na swoich kartach.
2 – przygotowane do oprawienia zapiski należały do druida z wyjątkowym zamiłowaniem do wypieków. Jeśli przeczytasz zawarty w księdze przepis, dowiesz się, jak upiec wyjątkową szarlotkę z avalońskich jabłek. Jeśli przyrządzisz ją w wątku, otrzymasz +1 punkt z magicznego gotowania oraz przepis na szarlotkę do kuferka. Kiedy jej skosztujesz, szybko okaże się, ciasto pozwala kucharzowi na krótko spoglądać w myśli każdej osoby, która go skosztowała.
3 – czujesz silne przyciąganie... ojej, chyba aż za silne? Ledwo dotykasz książki, a ta zaczyna cię wciągać z siłą, której nie sposób się przeciwstawić nawet przy użyciu zaklęć.
Rzuć dodatkową kością k6, aby przekonać się, gdzie wyrzuci cię księga:
Jeśli lokacja jest trudno dostępna, pomijasz rzut. Jeśli zawiera kostki ze scenariuszem, musisz rzucić kością zgodnie z zaleceniami i go rozegrać.
4 – jest to księga iście magiczna; objawia się to głównie tym, że... gada. No naprawdę, gęba jej się nie zamyka. Narzeka na kurz w nosie (choć nie masz pojęcia, gdzie znajduje się jej nos) i marudzi, że bez okładki okropnie marznie. Obiecuje, że jeśli jej pomożesz, sowicie cię wynagrodzi. Jeśli masz min. 5 pkt z działalności artystycznej, możesz spróbować wykorzystać dostępne w chacie narzędzia, aby przygotować książce oprawę (jeśli nie masz, możesz zawołać tu osobę, która ma i jest w stanie ci pomóc). Jeśli nie pomożesz księdze, ta zaczyna mamrotać jakieś zaklęcie... rzuć kością k100, jeśli wynik jest większy niż 80, udaje jej się zarazić Cię nitinią. Jeśli uda Ci się jej pomóc, pyta Cię, czego chcesz się dowiedzieć. Dostajesz +2 pkt do dowolnej umiejętności, zgłoś się po nie w odpowiednim temacie.
5 – na gacie Merlina... to chyba dziennik samego Merlina! Właściwie trudno jest to stwierdzić, masz przed sobą zaledwie kilka stron, ale jeśli nie spisał go sam wielki mag, to przynajmniej ktoś, kto bardzo dobrze go znał. Dowiadujesz się kilku nowych faktów na temat życia w Camelocie, dzięki czemu otrzymujesz +1 pkt z Historii Magii. Zgłoś się po niego w odpowiednim temacie.
6 – znalazłeś wyjątkowy zielnik! Jest nie tylko pełen rzetelnej druidzkiej wiedzy na temat avalońskich roślin, przede wszystkim zawiera piękne okazy, wiele z nich z pewnością widzisz na oczy po raz pierwszy. To niesamowicie pouczające doświadczenie, zyskujesz +1 punkt z Zielarstwa...
Dorzuć jeszcze jedną kość k6. Jeśli wynik będzie parzysty, rozpatrz poniższy scenariusz:
...ale i wysypkę na ręce, która wyskakuje po kontakcie z jednym z grzybów. Dłoń w pierwszej chwili robi się zaróżowiona i swędzi, ale szybko zaczyna powiększać swój rozmiar i fioletowieć. W ciągu zaledwie kilku minut jest dwukrotnie większa od twojej głowy. Konieczna będzie wizyta u znachorki, która na pewno zna właściwe antidotum!
Podczas zwiedzania Ellan Vannin natknęłam się na chatkę z dziwną tabliczką. Teoretycznie tylko ona odbiegała od reszty otoczenia, jej ogólny wygląd jak i sam napis na niej. Po częściowym usunięciu mchu, dostrzegam nieco więcej liter, ale wciąż nic one mi nie mówią. Moja pierwsza myśl krąży wokół starożytnych run, ale nie mam pewności. Zaciekawiona, wchodzę do środka, gdzie zostaje przywitana chmurą kurzu. Pomieszczenie wygląda na stare i opuszczone, regały pełne książek są spowite kolejnymi porcjami kurzu, a narzędzia są porozrzucane po każdym kącie, jakby właściciel w pośpiechu przed czymś uciekał. Podchodzę do stanowiska pracy i przyglądam się znajdującemu na nim dziełu, ponownie nie rozumiejąc nic z napisanego tekstu. Wzdycham, zawiedziona zarówno znaleziskiem jak i samą sobą. No i masz moje olewanie run i uznawanie, że do niczego w życiu mi się nie przydadzą.
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Nie wiedziała kto właściwie wpadł na ten jakże zajebisty pomysł, aby wrzucić ją do jednego domku z Maxem, ale należało naprawdę pogratulować tej osobie pomyślunku. Dwa gryfońskie półgłówki teraz mogły stworzyć jeden wielki zjebany megamózg, w którym zaczynało się roić od coraz to nowszych i coraz to dziwniejszych pomysłów, które po prostu musieli zrealizować. Wakacje ledwo się zaczęły, a ci już postanowi zacząć przemierzać Avalon, szukając jakiejś powalonej przygody. Byli naprawdę siebie warci, a chłopak bardzo szybko awansował w jej rankingu na pozycję Best Friend. Może dlatego, że tylko on był w stanie jej dorównać pod względem szalonych pomysłów. - Ej, z tego co kojarzę to powinna być chałupa tego tam no... druida. Idziemy? - zapytała, choć wiedziała doskonale, że w jego przypadku pytanie to będzie raczej retoryczne. Nie myśleli za bardzo, gdy w końcu przekroczyli próg nie za bardzo zachęcającego swoim wyglądem domku. Trochę krzywy, trochę mchem oblazły, ale nie ma co się czepiać. W środku spodziewała się czegoś więcej niż licznych zastępów książek. Chociaż z drugiej strony jednak była to chata introligatora. Czym innym miał się zajmować? Oprawianiem królików i gotowaniem z nich zupy? Przez chwilę przyglądała się licznym księgom obecnym w chatce. I wszystko byłoby w porządku, gdyby jedna z pozycji... nie kichnęła? Jak to w ogóle możliwe? Przez chwilę wpatrywała się tomik, który zaczął nagle mówić. Co, kurwa? Czy na pewno nie przesadziła z mlekiem dumbadera? Przez dłuższą chwilę mogła jedynie słuchać słowotoku książki nim przerwała jej w pół słowa. - Dobra, dobra. Czekaj no. Jak ci zrobię okładkę to się w końcu przymkniesz? - spytała, zaczynając już szukać odpowiednich materiałów. Na chwilę nawet zapomniała o Maxie, który gdzieś tam się kręcił z tyłu, a ona jedynie pracowała nad tym, aby wykombinować z dostępnych rzeczy jakąś całkiem porządną okładkę. Dobrze, że miała jakieś podstawowe zdolności manualne.
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Oczywiście, że był Best Friend Mushu i oczywiście nie zamierzał jej odmawiać, kiedy postanowiła zabrać go w jakieś szalone miejsce, bo nie miał ku temu najmniejszych nawet powodów. Będąc dokładnym, to dawał jej się ciągać, gdzie tylko chciała i gdyby postanowiła przeciągnąć go po dnie jakiegoś bagniska, z całą pewnością również na to by przystał i jeszcze by jej podziękował za możliwość przeżycia czegoś nowego, co mógłby wpisać w swój własny katalog szaleństwa i Merlin raczy wiedzieć czego jeszcze. Nie było takiej rzeczy, której by nie zrobił, odpowiednio do tego zachęcony, a skoro chciał i tak zwiedzić cały Avalon, to równie dobrze mógł przekonać się, co właściwie działo się w tej tajemniczej, najwyraźniej opuszczonej chacie. - Druida? Myślisz, że zostało tam odpowiednio dużo pyłu wróżek? – zapytał jedynie, a później faktycznie ruszył wraz z Mulan na poszukiwania, uśmiechając się pod nosem z zadowoleniem, bo wiedział, że to będzie z całą pewnością niezłe przeżycie, że będzie w tym coś wyjątkowego, ale zapewne równie pieprzniętego, jak wszystko, co do tej pory ich spotykało. Właściwie należałoby zacząć się zastanawiać, czy Max przypadkiem nie przyciągał do siebie najróżniejszych, niesamowicie chorych rzeczy i wydarzeń, zupełnie, jakby dziwni ludzie i rzeczy po prostu kochały go na jakiś własny sposób, którego nie dało się tak do końca opisać. To, że nieustannie wpadał w jakieś problemy, było właściwie dość zabawne, więc spodziewał się, że za chwilę coś spadnie mu na łeb albo wydarzy się coś podobnego. Weszli zatem do środka i Mulan właściwie od razu natknęła się na jakąś gadającą książkę. Max parsknął z ubawieniem, sugerując dziewczynie, że może jednak powinna posłuchać, co rozwalone kartki miały jej do powiedzenia, bo kto wie, może przypadkiem wlałyby nieco mądrości do jej zakutego łba. Nie żeby on był przy przyjaciółce jakiś niesamowicie mądry, błyskotliwy albo w inny sposób niesamowity, ale ostatecznie po to był, żeby być nieco złośliwym i żeby kierować ku niej podobne słowa. I za to zapewne bardzo, ale to bardzo go kochała! - Pięknie! – rzucił jeszcze, widząc, co próbuje zrobić Mulan, gdy nieoczekiwanie poczuł jakieś dziwne przyciąganie, jakby coś chciało go pochłonąć, chociaż nie był w stanie powiedzieć, skąd to się brało. Obrócił się zatem dookoła własnej osi, by ostatecznie namierzyć książkę, która najwyraźniej żywiła do niego jakieś niesamowicie głębokie uczucia. Wzruszył ramionami, czując, że to go wyraźnie bawi, po czym położył na nią dłoń. W chwilę później Mulan mogła usłyszeć jego zirytowane warknięcie, okraszone stekiem przezwisk, gdy okazało się, że książka po prostu zaczęła go wciągać. Zupełnie, jakby zamierzała go zeżreć i uczynić z niego bohatera wielkiej epopei, w której on zdecydowanie nie chciał brać udziału i nie pisał się na coś podobnego. Zaśmiał się, zdając sobie sprawę z tego, jak idiotyczne jest to, co się właśnie dzieje, mając świadomość, że tylko on mógł przeżywać coś podobnie pieprzniętego, bo oto nawet zaklęcia nie działały na książkę, która najwyraźniej chciała zeżreć go w całości i pewnie jeszcze na sam koniec beknąć z zadowoleniem. - Możesz zająć moje miejsce w domku – rzucił jeszcze, rzekomo rozpaczliwie, w stronę przyjaciółki, gdy zdał sobie sprawę z tego, że nie wyjdzie z tej pułapki, wierząc jednocześnie w to, że Mulan mimo wszystko jakoś go znajdzie albo mu pomoże, gdy tylko odkryje, co się właściwie stało, po czym zniknął pomiędzy okładkami wygłodniałego tomu.
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Nie było bardziej zgranego duetu od tej dwójki. Tym bardziej jeśli chodziło o odpierdalanie różnych rzeczy. Merlin jeden wiedział, co im jeszcze wpadnie do głów jeśli tylko będą razem przebywali, bo wszystko brzmiało jak naprawdę dobry pomysł, gdy tylko drugie z nich coś wypowiadało. Nawet przejażdżka na rogogonie węgierskim... Może kiedyś tego spróbują? - Nie mam pojęcia, ale możemy to sprawdzić - zapewniła go, posyłając mu jeden ze swoich najszczerszych uśmiechów. Słysząc radę Brewera, aby posłuchała słów magicznej książki burknęła coś, co w sumie mogło brzmieć jak "spierdalaj", ale wypowiedziane pieszczotliwie, tak z uczuciem. Nigdy nie powiedziałaby tego złośliwie. Oboje geniuszami nie byli i pewnie niejedna osoba ochrzciłaby ich mianem głupków, ale przynajmniej do siebie pałali taką piękną gryfońską miłością. Uśmiechnęła się, gdy tylko Max skomplementował jej dzieło po czym zaczęła testować materiał, który udało jej się przyciąć na odpowiedni rozmiar. Wystarczyło teraz jakoś osadzić w nim książkę i może jakoś to... sprasować? Przyszyć? Przez chwilę zastanawiała się, co też takiego mogłaby zrobić, a potem wpadła na idealne rozwiązanie i zaczęła przy pomocy kilku prostych zaklęć osadzać księgę w skrojonej na nią skórze. Bynajmniej nie wyglądała na ludzką, więc wszystko było okay. Pracowała już przy brzegach, które wykańczała, gdy nagle usłyszała jakieś dziwne odgłosy za swoimi plecami. Odwróciła się momentalnie i zauważyła, że jej wierny towarzysz zaczął być wciągany przez pobliską książkę, która miejmy nadzieję była portalem prowadzącym w jakieś okoliczne tereny. - Kurwów sto, chujów tysiące... Max! - zawołała, rzucając się w jego kierunku, ale nim zdołała go złapać, Brewer został pochłonięty przez jakąś wyjątkowo wredną lekturę. Mulan nie zwracała już uwagi na dziękującą jej w niebogłosy książkę, która chwaliła ją za to, że teraz to już w ogóle nie będzie jej zimno z takim obiciem. Nie miała czasu na słuchanie takich wywodów. Po prostu wybiegła z chatki, chcąc zrobić cokolwiek, by odnaleźć przyjaciela.
z|t x2
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Max nie znosił tego miejsca i choćby nie wiadomo, jakby się starał, miał uraz do pieprzonych książek, które mógł znaleźć w tej chacie. Jednocześnie jednak podejrzewał, że napis, który skopiował z grobu Tristana, można jakoś przetłumaczyć i znaleźć wyjaśnienie tych dziwnych znaczków, czy co to właściwie było. Celtycki, jak można było podejrzewać, ale podejrzewanie to był szczyt jego marzeń w obecnej chwili. Ponieważ zaś nie kojarzył innego miejsca na wyspie, w którym mógłby znaleźć równie wiele książek, co tutaj, Max postanowił ogarnąć dupę, a co za tym idzie, zebrać się w sobie i wybrać na wyprawę, w celu przekonania się, czy może napis na grobie mężczyzny cokolwiek oznaczał. Równie dobrze mógł być zwykłym, klasycznym przypomnieniem, kto spoczywa w tym miejscu i niczym więcej, ale Max mimo wszystko chciał to sprawdzić. Sam nie wiedział, dlaczego tak naprawdę to robił, ale skoro już postanowił bawić się w te poszukiwania, to zamierzał bawić się na całość, a nie tylko na pół gwizdka. Wystarczyło mu już, że zapadł w śpiączkę na dwa dni, że leżał jak jakaś jebana kłoda, teraz na dokładkę odnosił wrażenie, że rzeczy, których normalnie się obawiał, stały się jakieś durnie wyolbrzymione. Podejrzewał, że wiązało się to z faktem, iż rozkopał cudzy grób, ale zdecydowanie nie zamierzał o tym nikomu mówić i trzymał mordę zamkniętą, jak nomen-omen, grób. Nie chciał zresztą straszyć dodatkowo Oli, której pewnie zafundował kilka siwych włosów, kiedy pierdolnął z fasonem o ziemię pośród kwiatów. Nieważne. Pchnął drzwi chaty, czując mimowolnie, że żołądek skręcił mu się z obaw o to, co dalej, a następnie przystąpił do działania, licząc na to, że żadna z książek nie wciągnie go, nie połknie, nie przemieli i nie zrobi czegoś podobnego. Ale musiał się nimi posłużyć, jeśli faktycznie chciał się przekonać, co głosiła inskrypcja na trumnie, dlatego też sięgał po nie, starając się coś zrozumieć, coś odkryć, szukając czegoś, co podpowiedziałoby mu, na co natrafił. Dwoił się i troił, nie przejmując się tym, ile czasu już minęło, po prostu przerzucając kolejne książki. Niektóre z nich rozpadały się, gdy tylko próbował po nie sięgnąć, inne było mu bardzo trudno odczytać, chociaż się starał, dlatego jego działania nie przynosiły żadnego efektu. Był coraz bardziej zniechęcony, a jednocześnie coraz bardziej zdeterminowany, nic zatem dziwnego, że kiedy natrafił w końcu na coś przydatnego, coś, co nie zniszczyło się albo nie rozczarowało go już na wstępie, wydał z siebie niemalże triumfalny okrzyk, zachwycony tym, że dokonał należytego odkrycia. Krok po kroku mozolił się z tym, co miał przed nosem, nie spieszył się jakoś bardzo, wytężając swój durny łeb, by faktycznie osiągnąć sukces, a nie spocząć na laurach. Im dłużej nad tym pracował, tym większe miał przekonanie, że ma przed sobą jakąś wskazówkę, coś, co pomoże im trafić na artefakt, choć oczywiście to nie było wcale takie proste. Próbował zorientować się, co widzi i co czyta, ale zdaje się wiedział wciąż za mało, by być tego absolutnie pewnym. Zakładał, że być może kolejne poszukiwania przyniosą jakiś efekt, jeśli złoży to, co znalazł, z tym, co zobaczy, ale też nie mógł mieć pewności. Był jednak przekonany o tym, że trafił faktycznie na coś istotnego, o ile oczywiście to, co zdołał złożyć w całość, odcyfrować i przetłumaczyć, miało jakiś sens. Bo może nie miało, ale chuj tam, Max wychodził z założenia, że na pewno był o co najmniej krok do przodu, a to się zawsze, w każdej chwili, bardzo liczyło.
z.t
______________________
Never love
a wild thing
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Chatka stała po środku wioski i pomimo tego że wydawała się prawie identyczna do reszty, wyróżniała ją stojąca przed nią drewniana, omszała tabliczka. Robiło się już powoli ciemno, ale na szczęście nie na tyle żeby musiał sobie przyświecać różdżką. Zapis był runiczny, ale na szczęście nie było to skomplikowane pismo. Wyglądało na to że miejsce to zamieszkiwał kiedyś druid zajmujący się introligatorstwem. Skoro to miejsce było już od dawna opuszczone, to chyba będzie mógł wejść do środka się rozejrzeć. Zwłaszcza że miał nadzieję na jakieś książki, które mogły znajdywać się w środku. Kto wiedział na jaki temat mógłby znaleźć tam informacje. Avalon był odcięty od świata przez kilka wieków, więc kto wie jaką wiedzę udało się miejscowym przez ten czas zgromadzić. Drzwi nie wyglądały na zamknięte ani zapieczętowane zaklęciem. Śladów klątwy strzegącej też nigdzie nie dostrzegał, chyba że była naprawdę dobrze ukryta. No tak... Miał już wejść, ale jego uwagę skutecznie ściągnęły nadciągające kroki. Tak, był w środku wioski, gdzie też czuł się bezpiecznie. Mimo wszystko warto było zerknąć kto szedł. Zwłaszcza że jeśli okaże się to znajoma osoba, może nie będzie musiał samemu przeczesywać chaty w poszukiwaniu starych książek. - Dzień Dobry. - Wypalił kiedy tylko dostrzegł @Boris Zagumov.
Boris Zagumov
Wiek : 42
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : Blizny po gniciu na szyi, klatce piersiowej i górze brzucha, rytualny krwawy znak na małym palcu prawej ręki, naszyjnik Ariadne zawsze zawieszony na piersi oraz mocno zmęczona twarz z widocznie podkrążonymi oczyma, które wydają się zapadać w sobie
Kostka: 2 By przerwać trochę monotonne czynności, które wykonywał prawie codziennie podczas pobytu na Avalonie, postanowił wybrać się w dość nietypowe miejsce, jakim była zamszała chatka, która, według tabliczki, należała kiedyś do druida-inroligatora. Uznał, że nawet jeżeli będzie to dość krótkie zwiedzanie, patrząc na rozmiary budynku, to warto spędzić trochę czasu z dala od uliczek mieściny, którymi cały czas ktoś się przemieszcza. Nie przyszło mu jednak wejść do środka samemu, ponieważ tuż przed nim znajdował się młody mężczyzna. -Dzień dobry- przywitał się, tak jak wypadało, po czym dość sprężystym krokiem zaczął iść w jego stronę. W międzyczasie na prędko przeklepał kieszenie, by sprawdzić, czy niczego nie zapomniał, chociaż wziął z domku tylko różdżkę. -Poznaliśmy się już wcześniej?- zapytał się, kiedy przybliżył się do osoby, która miała podobne plany na ten wieczór co on. Twarz wyglądała dziwnie znajomo, jednak nie miał teraz żadnego punktu zaczepienia. Możliwe, że spotkał go już wcześniej, albo wpadł po prostu na osobę, która wyglądała podobnie z rysów twarzy. -Pan przodem- wskazał ręką na drzwi prowadzące do wnętrza chatki. Samemu wyciągnął swój patyczek, by rozświetlić wnętrze, które prawdopodobnie było bardzo mocno zaciemnione, patrząc na to jak prezentowała się pora dnia na zewnątrz.
Cóż... O tyle dobrze że nie zanosiło się na deszcz. Spędzanie deszczowego wieczoru w miejscu w którym dach na sto procent był dziurawy na pewno nie należało do miłych doświadczeń. Nawet jeśli zdążyłby rzucić zaklęcie bariery antypogodowej, to już pewnie zdążyłby nieco zmoknąć, a to do miłych doświadczeń nie należało niestety. Borisa zmierzył wzrokiem próbując rozpoznać jego twarz i dopasować do jednej z tych, które widział i na przestrzeni lat zdołał jakoś zapamiętać w głowie. W pierwszych chwilach nie kojarzył mu się z nikim i dopiero po kilku chwilach w jego wilkołaczej czaszce zaczęła się świecić żaróweczka. Stara i przygasająca, ale jednak jakaś. - Tak... Wydaje mi się że widziałem Pana podczas jednej z wypraw Jones'a. W lochu wypełnionym inferiusami. - Dosyć pamiętne wydarzenie ze względu na to ile tam tego gówna było. Zapewne z winy Mordreda. Zgodnie z prośbą Zagumova wszedł do środka jako pierwszy, rozpalając końcówkę różdżki niewerbalnym Lumos. W końcu najlepiej było gdy każdy miał swoją "latarkę". Zapach kurzu uderzył go potężnie kiedy wszedł do środka. Tak, teraz mógł mieć pewność że na pewno nikt nie zamieszkiwał tego miejsca. Lepiej będzie nie szaleć tu z czarowaniem. Niezbyt podobała mu się wizja bycia utytłanym od stóp do głowy. Nie zmieniało to faktu że całkiem lubił widok książek. Podszedł więc do tych które były w zdecydowanie lepszym stanie i nadawały się jeszcze do otworzenia. - Widać że rzadko kto tu zagląda. - Powiedział nakierowując różdżkę nieco bliżej jednej z książek.
C. szczególne : Blizny po gniciu na szyi, klatce piersiowej i górze brzucha, rytualny krwawy znak na małym palcu prawej ręki, naszyjnik Ariadne zawsze zawieszony na piersi oraz mocno zmęczona twarz z widocznie podkrążonymi oczyma, które wydają się zapadać w sobie
Nie był pewien, czy akurat tego czarodzieja spotkał tamtego dnia w Camelocie, głównie z tego powodu, że wliczając chwilę poprzedzającą wejście od lochów do wyjścia z nich mijał wiele różnorakich osób, które stażem jeżeli chodziło o wiek i sam wygląd różniły się od siebie dość wyraźnie, z wyłączeniem przygnębiających postur aurorów, co utrudniało zapamiętanie każdej osoby z osobna. -Możliwe- dał dość szczątkową odpowiedź, nie chcąc upewniać do końca chłopaka w swoim przekonaniu. Tamten dzień nie należał do szczególnie udanych w wykonaniu Rosjanina, więc nie chciał też rozpamiętywać wyprawy w nieznane. -Nie był Pan przypadkiem za młody, żeby w takie miejsce iść?- to co go najbardziej zaniepokoiło podczas tamtego wypadu, którego celem było pozbycie się wcześniej uwolnionych klątw, był fakt, że niektórzy członkowie wyprawy byli w bardzo młodym wieku, a przynajmniej na takich wyglądali, co mogło poskutkować kolokwialnie mówiąc niańczeniem czarodziejów i czarodziejek, które pomimo swojej pewności siebie w posiadane przez nich umiejętności, wymagałyby dodatkowej opieki. -Pewnie dlatego, że większość rzeczy, które miały jakąś wartość zostały już rozgrabione- nie wiadomo od kiedy to miejsce pozostawało opustoszone, ale po wejściu do środka i zobaczenia w jakim stanie się znajduje, zdecydowanie można było powiedzieć, że nie miało to miejsca w niedawnym czasie. Stosy książek, chociaż masywne, mogły nie zawierać żadnego wartościowego dzieła. -Jak coś Pan znajdzie to daj znać- poinformował, po czym samemu zaczął przeglądać tomiszcza, znajdujące się raz w lepszym, raz w gorszym stanie, licząc, że uda mu znaleźć coś godnego uwagi.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Nie dało się ukryć że na niemalże każdej z tamtych wypraw zdecydowaną częścią uczestników były osoby młode, które nadal uczęszczały do szkoły bądź na studia. Nie zmieniało to faktu że za każdym razem wykonywali kawał dobrej roboty. No może poza tym momentem gdzie po otworzeniu sali tronowej, na świat wypełzły niezwykle irytujące klątwy. Ale z niebezpieczeństwami radzili sobie sprawnie. Chociaż tamtego dnia też nie wspominał zbyt dobrze ze względu na klątwę jaką go poraził źle dobrany miecz. A w wyniku tego jednorazowego przekleństwa, nieumyślnie skazał niewinną osobę na wilkołactwo. No, ale o tym wspominać nie musiał. Na szczęście, bo nie było to coś czym chwalić się powinno. -Byłem wtedy pełnoletni, więc wystarczyła tylko zgoda opiekuna domu. - Poinformował krótko, ale szczerze. O dziwo taka zgoda nie była mu potrzebna podczas finalnej wyprawy na szczyt, gdzie miał przyjemność skopać - razem z resztą grupy - Mordredowi jego blaszaną dupę. Za to ze stwierdzeniem Borisa nie mógł się do końca zgodzić. Książki mimo wszystko tu pozostały, a każda wiedza miała potencjał i wartość. Pierwsza książka po którą sięgnął okazała się być dziennikiem. I to nie byle jakim, ponieważ było tam mnóstwo informacji o Merlinie. - Znalazłem dziennik. Całkiem sporo jest w nim napisane o Merlinie oraz o Camelocie. -Poinformował zgodnie z prośbą. Zaraz obok niego leżało parę innych książek po które na chwilę obecną nie sięgał. Na pewno nie kiedy jest zajęty inną. - Tak w ogóle... Jestem Drake, miło mi poznać.- Powiedział wyciągając rękę do Rosjanina.
C. szczególne : Blizny po gniciu na szyi, klatce piersiowej i górze brzucha, rytualny krwawy znak na małym palcu prawej ręki, naszyjnik Ariadne zawsze zawieszony na piersi oraz mocno zmęczona twarz z widocznie podkrążonymi oczyma, które wydają się zapadać w sobie
Nie wiedział, czy wolałby usłyszeć, że młode osoby samowolnie udały się w takie miejsce jak Camelot, gdzie nieuważna osoba mogła wcześniej przywitać się ze Stwórcą, czy czymkolwiek lub kimkolwiek akurat ta czarodziejka lub czarodziej wierzyła, czy też zdać sobie sprawę z tego jak lekkomyślni są niektórzy nauczyciele w brytyjskiej szkole magii. Druga opcja zawsze stwarzała jakieś podwaliny pod wspólne zrozumienie, bo też samemu nieraz działał zbyt pochopnie. -O Merlinie... Ekhm... Przynajmniej w Hogwarcie są porządni opiekuni- nie zamierzał się kryć ze swoim rozczarowaniem. Jedyne co zrobił po wypowiedzeniu swojego sarkastycznego komentarza, to odwrócił się lekko w inną stronę, szukając czegoś co mogłoby go zainteresować, wcześniej wzdychając głośno i teatralnie przewracając oczami. -Co dokładnie?- ucieszył się na wiadomość, że chłopakowi udało się coś znaleźć, bo w końcu dziwnie by było spędzić czas z młodocianym czarodziejem w opuszczonej chatce i wyjść stamtąd z pustymi rękoma. -Ja mam tylko... Jakiś przepis chyba, może coś co sobie ostatni mieszkaniec tego przybytku jadł od czasu do czasu.- samemu chwilę po nim znalazł coś dla siebie, raczej w sensie fizycznym niż faktycznej przydatności. Nie wiedział, czy będzie w stanie nawet ugotować tę potrawę, ale zawsze warto było spróbować, gdyby akurat miał za dużo wolnego czasu. -Drake, tylko Drake, czy jest coś jeszcze do tego?- wolał mieć pełen obraz tego z kim akurat się zadaje, a skompletowane dane osobowe należały do jego części. -Boris Zagumov, miło mi- przedstawił się pełną formułką, wyciągając jeszcze raz rękę na powitanie. W końcu wypadało mu się stwarzać pozory dobrego urzędnika, a też uśmiech na początku znajomości, płytszej czy też bardziej zaawansowanej to akurat pokaże czas, mógł zachęcić Drake'a do otworzenia się przed Rosjaninem
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Nie zamierzał się sprzeczać odnoście kompetencji opiekunów domów, bo nie widział sensu w udowadnianiu komuś obcemu że jest tak a nie inaczej. Osobiście uważał że nie wydają oni pozwoleń ot tak bez pomyślunku. Zwłaszcza na wyprawy w miejsca potencjalnie niebezpieczne. Prawdopodobnie Drake'owi pomogło to że lada chwila kończył szkołę oraz zaklęciarzem był dość wybitnym. Nic dziwnego skoro tę dziedzinę badał nawet w czasie wolnym. Hobby niezwykle pożyteczne. Ale wracając do dziennika... -Jest napisany tak jakby co najmniej to Merlin go spisywał. Jest tu głównie opisane jak wyglądała codzienność na zamku, zwyczaje oraz widzę co jakiś czas opis odbywających się tam uroczystości. - W końcu był to dziennik. Czego innego można by się po nim spodziewać. Jeśli chodzi o obfitość informacji, to do książek historycznych w rzeczywistości nawet nie miał podjazdu. Za to zaletą było to że prawdopodobnie zdecydowana ilość informacji była realna. W końcu często jeśli chodziło o historię to była zniekształcana i przekazywana dalej. Starsze materiały były raczej bardziej... pewne. Wieść o przepisie niezbyt go zachwyciła. Każdy miał jakieś słabości, a Drake był po prostu pechowy w gotowaniu. Eliksiry były o tyle prostsze że nie musiały smakować wybornie. Zwłaszcza te lecznicze, które w większości przypadków smakowały jak sok z przepoconych skarpet. Nawet gdyby się nauczył tego przepisu, to jedyny sposób żeby z niego skorzystać to było zapisanie go na papierze i przekazanie Dori, żeby mu je upiekła. Nadal był nieco nieprzyzwyczajony do przedstawiania się zarówno imieniem jak i nazwiskiem. Zawsze wydawało mu się to strasznie oficjalne i nieco krępujące. Jednak czasem trzeba było się do tego zmusić. Przynajmniej z szacunku. Zwłaszcza jeśli ktoś swoje nazwisko też podawał. - Drake Lilac - Przedstawił się z uśmiechem podając Borisowi dłoń. Oczywiście do tej pory nie miał pojęcia z kim rozmawiał i dopiero jak mężczyzna się przedstawił coś mu zaczęło świtać, bo jego imię i nazwisko chyba kilkakrotnie zauważył w Proroku. Sam Boris pewnie mógł chłopaka skojarzyć z jego matką. Niby miłą i spokojną, ale jak trzeba było to i na bazyliszka mogłaby się solowo rzucić i wyjść z tego zwycięsko z nową torebką z gadziej skóry.
C. szczególne : Blizny po gniciu na szyi, klatce piersiowej i górze brzucha, rytualny krwawy znak na małym palcu prawej ręki, naszyjnik Ariadne zawsze zawieszony na piersi oraz mocno zmęczona twarz z widocznie podkrążonymi oczyma, które wydają się zapadać w sobie
Milczenie uznał za chociaż częściowe przyznanie mu racji. Już fakt, że ówczesny Minister zgodził się wysłać ekspedycję w prawie tym samym składzie, co grupa która wypuściła te klątwy tworzyło wiele wątpliwości. Oficjele mieli wiele szczęścia, że nikomu nie stało się nic poważnego podczas przeczesywania Camelotu. -Jakie mieli zwyczaje w tamtych czasach na Wyspach?- ożywił się lekko na wieść o zapiskach, które mogły pochodzić od Merlina. Dodatkowo zawsze miał słabość do różnych ciekawostek mówiących o historii związanej z magicznym światem. -Były jakieś niecodzienne ceremoniały na tych uroczystościach?- wątpił, żeby to co robili wcześniej przypominało jakkolwiek dzisiejsze bankiety, nawet u najbardziej zatwardziałych, konserwatywnych czarodziejów i czarownic, u których miał mniejszą lub większą przyjemność gościć. -Czy przypadkiem Pańska matka nie pracuje jako auror?- nazwisko wydawało mu się dziwnie znajome, a w połączeniu z faktem, że twarz chłopaka miała cechy, które on już gdzieś widział, takie spostrzeżenie zapewne nie było dalekie od prawdy. -I jeżeli tak, to czy nie planuje Pan dołączyć do niej w Ministerstwie?- zawsze było lepiej mieć kilka dodatkowych różdżek w biurze aurorów, chociaż nie łudził się, że otrzyma odpowiedź twierdzącą, w końcu nie każdy miał marzenie by pracować w takim środowisku.
W sumie też jakby na to nie spojrzeć, to gdyby nie odkryli Camelotu, to nie spędzaliby teraz błogo czasu na Avalonie. Poza tym chyba nikt nie przewidział że w zamku czaiła się czarna magia gotowa wypełznąć na świat. Na szczęście Mordred dostał w czerep i póki co chyba nic nie zwiastowało tego że miał powrócić. A jeśli jakimś cudem to się stanie, bo okaże się że stworzył sobie więcej horkruksów niż zbroja... To niech się szykuje na kolejny wpierdol. - Anglia w tamtych czasach była nazywana Albionem... - Powiedział cicho do siebie podsumowując część informacji w dzienniku, które dało się wydedukować. - Jedzono cztery posiłki dziennie, wstawano o wschodzie słońca... - To już skierował bardziej w kierunku rosjanina, który spytał się o zwyczaje. Okazywało się że nie różniły się one aż tak. A jeśli chodziło o ceremonie...-Mhm... Nie wiem czy mogę nazwać to uroczystością, ale widzę tu wzmiankę o tym że przestępców o drobnych przewinieniach wsadzano w dyby i obrzucano zgniłymi resztkami oraz nieprzyjemnymi zaklęciami . Stanowiło to jakiś rodzaj rozrywki dla mieszkańców. - Opowiedział w skrócie jak to wyglądało pomijając kilka mniej ważnych ciekawostek. - Bale i bankiety organizowano rzadko. Głównie dla uczczenia ważnych wydarzeń.- Odłożył dziennik na miejsce z nadzieją że nikt kto go w przyszłości znajdzie, nie postanowi go podpierdolić albo przypadkiem zniszczyć. Boris całkiem sprawnie połączył kilka Drake'owych cech z jego matką. Chociaż najbardziej w tym mu pomogło nazwisko. Nawet jeśli przez ostatnią sytuację był na nią nieco wściekły, to przecież się jej nie wyprze. Podejrzewał dwie rzeczy. Albo Boris pracował z nią w ministerstwie, albo wsadziła go do ciupy. Trzymał się nadziei że była to ta pierwsza opcja. Nawet jeśli miał pod rękawem bluzy miał założoną bransoletę wielkiej wezyrki, która mogła go ochronić przed atakiem z zaskoczenia to nie zmieniało to faktu że niemalże rozlatująca się chata nie była najlepszym miejscem na mordobicie. - Mam delikatnie inne plany na przyszłość, ale karierę aurora biorę pod uwagę jako alternatywę. - Była na liście zaraz po zostaniu nauczycielem albo łamaczem klątw. Tego drugiego zdążył nawet kurs zrobić na wypadek gdyby musiał ściągać kogoś klątwę. -Czemu Pan pyta?
C. szczególne : Blizny po gniciu na szyi, klatce piersiowej i górze brzucha, rytualny krwawy znak na małym palcu prawej ręki, naszyjnik Ariadne zawsze zawieszony na piersi oraz mocno zmęczona twarz z widocznie podkrążonymi oczyma, które wydają się zapadać w sobie
Gdzieś zapewne wyczytał kiedyś, w jednej z wielu książek, z którymi miał przyjemność się zaznajomić, wzmiankę o tym, dlaczego nie jest już używana obecna nazwa, jednak nie mógł sobie przypomnieć, a nie była mu ta wiedza na tyle potrzebna, żeby dopytywać się tego oto chłopaka o takie informacje. -To podobnie jak w Rosji- różnie bywało z posiłkami, chociaż akurat klasa wyższa, w społeczeństwie czarodziejskim, niezależnie od problemów trapiących mugoli i resztę czarodziejów, zawsze jadała w miarę dobrze. Miał na tyle szczęścia, że nie utył za bardzo w młodzieńczych latach, bo mogłoby mu tak już zostać. -Dobrze, że dzisiejsza rozrywka jest nieco bardziej cywilizowana- teraz podobne publiczne linczowanie nie odbiło by się dobrym echem w publicznej przestrzeni. Oczywiście dalej takie praktyki miały miejsce, lecz były to inicjatywy jednostek, a nie odgórna kara nałożona przez osoby reprezentujące prawo w danej jurysdykcji. -Jest jakaś wzmianka o konkretnej uroczystości?- zapewne mógł się spodziewać odpowiedzi twierdzącej z zaznaczeniem, że opisane zostało jakieś wesele lub pasowanie na rycerza. W tamtych czasach prawdopodobnie było to coś wartego odnotowania. -Dobrze to słyszeć- cieszył się, że będzie miał szansę pozyskania kolejnego rekruta w szeregi aurorów za kilka lat. Musiał tylko trzymać kciuki, że Pan Lilac postanowi podążyć w ślady swojej rodzicielki. -Z tego co się orientuję, to Pańska matka, Linda Lilac, pracuje w Ministerstwie Magii, zgadza się?- takie powiązania rodzinne z całą pewnością pomogłyby mu w zrobieniu kariery w Ministerstwie, a może, na wzór Borisa, nawet w rządzie Ministra. Nigdy nie było wiadome, co przyniesie nam los. @Drake Lilac
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Szczerze to Lilac gdzieś sobie zapisał odpowiedź Borisa jako fakt na temat Rosji, który zapamięta. Może nie było to coś szalenie ważnego jak jakieś wydarzenie historyczne, ale lepszy Rydz niż nic. Na samą wzmiankę odnośnie rozrywki w dzisiejszych czasach nieco się uśmiechnął. Faktycznie oglądanie pojedynków zaklęciarzy oraz meczy miotlarskich mogło być bardziej cywilizowane. Poza tym były nadal też nieco mniej wymagające wysiłku fizycznego rozrywki takie jak partyjki Krwawego Barona, Wybuchającego Durnia albo Gargulek. Chociaż fanem tych ostatnich nie był. - Nie da się ukryć. Ewoluowała przez te kilka wieków. - Dziennik dosłownie chwilę temu zdążył odłożyć na miejsce, ale sporą część informacji udało mu się zapamiętać. Więc powiedzenie z głowy czegoś o czym dopiero co czytał nie było większym wyzwaniem. - Koronacja, zaślubiny, narodziny... Nic zaskakującego - Boris nadal Ciągnął temat matki Drake'a, jednak wnioskując po jego wcześniejszych słowach chyba nie miał złych zamiarów. Postanowił ustąpić starszemu i dać mu poprowadzić rozmowę. Przynajmniej na chwilę obecną. -Tak, zgadza się. - Prawie to przypominało przesłuchanie, ale z doświadczenia i tego co zdołał przeczytać i dowiedzieć się od matki, to wiedział że ono nim nie było. Gdyby nim było, to na pewno nie byłoby tak milutko. No chyba że to metoda łagodnego podejścia... Wtedy to całkowicie co innego. Nie zamierzał się powtarzać z pytaniem które dopiero co zadał Rosjaninowi żeby nie burzyć w miarę pozytywnej atmosfery. Na razie stał twarzą do Borisa, oparty o ławkę z rękoma w kieszeniach. No, z jedną ręką. Druga nadal trzymała rozpaloną Lumosem różdżkę. Obecnie opuszczoną oczywiście.
C. szczególne : Blizny po gniciu na szyi, klatce piersiowej i górze brzucha, rytualny krwawy znak na małym palcu prawej ręki, naszyjnik Ariadne zawsze zawieszony na piersi oraz mocno zmęczona twarz z widocznie podkrążonymi oczyma, które wydają się zapadać w sobie
W zasadzie nie było w tym nic dziwnego, że na przestrzeni lat, podejście do rozrywek osób mieszkających na Wyspach Brytyjskich zmieniło się diametralnie, zwłaszcza, patrząc na to, jak równolegle zmieniały się społeczne normy panujące wśród czarodziei i czarownic. Chociaż samemu nie był wybitnym fanem takiego quidditcha i gier, z którymi sympatyzują młodsze osoby, to już na koncerty do filharmonii i podobne wydarzenia do innych przybytków publicznych chodził od czasu do czasu z większą chęcią, nie zdarzało się to jednak jakoś często. Niezbyt ciekawiły go zapisy z wydarzeń wymienionych przez chłopaka, ale w sumie nie mógł spodziewać się czegoś więcej po notatkach pozostawionych bez opieki w chacie znajdującej się w takim miejscu jak to, gdzie każdy bez problemu mógł sobie wejść bez problemu. Po schowaniu przepisu do kieszeni marynarki, skierował się w stronę wyjścia, ponieważ wątpił, że uda im się znaleźć w tym miejscu jeszcze coś pożytecznego. Teraz jedyne co miał na głowie to porządny odpoczynek przed kolejnym dniem wakacji spędzanych na Avalonie.