WygladWZROST 179 cm
BUDOWA CIAŁA patykowata i drobna
KOLOR OCZU brązowe
KOLOR WŁOSÓW brązowe
ZNAKI SZCZEGÓLNE włosy w wiecznym nieładzie, piegi
PREFEROWANE UBRANIA w ogóle nie przywiązuję do tego wagi – na lekcjach zawsze mam mundurek, ale po godzinach latam w luźnych swetrach czy bluzach, bo są ważniejsze sprawy niż ubrania;
Charakter
Jakiekolwiek działanie, choćby wydawało się spontaniczne i gwałtowne, jest przeze mnie tysiąc razy przemyślane. Wyjaśnienie nie musi się wpasowywać w powszechnie znane prawa logiki, bo najważniejsze, aby odpowiadało twierdząco na pytanie „czy to się sprawdzi?”. I naprawdę, nieważne czy przyniesie mi to lepsze stopnie, aprobatę społeczeństwa, dumę ojca czy radość z życia – ja muszę widzieć sens w tym, co robię. Przez to bardzo często pakuję się w kłopoty i zapominam o uczuciach innych, bo w ostatecznym rozrachunku liczę się tylko ja i korzyści, jakie mogę z tego wyciągnąć.
I to wcale nie jest tak, że jestem egoistą! Nie mógłbym nim być, skoro wychowywałem się w domu, w którym wszyscy o siebie dbamy i musimy jakoś ze sobą współgrać, aby nie doprowadzić do tragedii. Lubię to nazywać wolą walki i przetrwania w świecie, w którym aby zostać zauważonym, należy być kimś. Dlatego wśród dorosłych jestem miłym i uczynnym chłopcem pełnym ambicji, z bardzo sprecyzowanym planem na przyszłość, pomocnym kolegą i opiekuńczym bratem, który dla rodziny zrobi wszystko. Przy rówieśnikach błyszczę sarkastycznymi uwagami, śmiało wyśmiewam swoją niemęską aparycję, intuicyjnie dostosowuję się do ich sposobu bycia, byleby tylko nie odstawać i nie dawać im kolejnych powodów do żartów. Często bezrozumnie (jedynie pozornie, bo to zawsze wynik wnikliwych analiz) daję się wplątać w jakiś dziki plan, aby udowodnić, że mam niesamowicie interesującą osobowość.
A gdy zostaję sam, w końcu mam odpowiednie pole do manewru, aby narzekać na niefortunne skrzyżowanie genów (słowa wykapana babcia do tej pory objawiają się w formie najgorszego koszmaru), zaczytywanie się w kodeksy prawne, bo naprawdę wierzę w to, że zostanę świetnym prawnikiem czy też błądzenie wzrokiem myślą nieskalanym po niebie w poszukiwaniu jakiegokolwiek znaku, że to, do czego dążę jest warte mojego wysiłku. Bo nienawidzę marnotrawienia energii na sprawy, które przynoszą jedynie rozczarowanie.
Lubię wyobrażać sobie, że życie to szachownica, a ja, dzięki ciężkiej nauce i predyspozycjom środowiskowym, mam tę władzę, aby w odpowiedni sposób przestawiać pionki. Zanim cokolwiek ruszę na planszy, dokładnie to przemyślę i ułożę pięć awaryjnych planów, żeby nie dopuścić do sytuacji, w której tracę kontrolę, a swoboda działania to coś, do czego bezustannie dążę.
Zawsze dociekam prawdy, dlatego nie mam oporów przed mówieniem wprost co myślę, nawet jeśli to kogoś zrani. Moja krytyka oparta jest o standardy, które sam wyznaczam i jakimi się kieruję, więc często bywa dla innych niezrozumiała, ale zazwyczaj odkrywam to w momencie, gdy już coś powiem i jest za późno. To wcale nie przeszkadza mi w bronieniu swojego zdania, niezależnie od skutków, jakie to może przynieść.
Wciąż próbuję pogodzić w sobie wiele sprzeczności – bujną wyobraźnię i potrzebę, aby wszystko było zrozumiałe i logiczne, ciekawość świata w opozycji do czucia się bezpiecznie jedynie we własnym, doborowym towarzystwie czy też niskie poczucie własnej wartości kontra przeświadczenie, że jako jeden z nielicznych w tej szkole mogę coś osiągnąć. Ale z drugiej strony po co to robię? Być może wynika to z silnego pragnienia, aby wpasować się w jakieś ramy. A potem przypominam sobie, że to ja je tworzę.
Historia
Mój dom to porozrzucane dookoła karty z czekoladowych żab, kodeksy karne walające się w każdym pomieszczeniu, plagi gnomów ogrodowych, wściekle kąsających nas po kostkach i przekopujących rabatki, które w pocie czoła próbowaliśmy ogarniać. To poranki przepełnione kłótniami o ostatniego gofra i debaty czy najpierw powinno się dawać mleko czy płatki. To popołudnia spędzane na wspólnych zabawach, przepychankach oraz wyścigach na miotłach. To wieczory wypełnione śmiechem, partiami w eksplodującego durnia i afery o to, że Sweeney jak zwykle dostał najwięcej pianek do gorącej czekolady. Ale z całego serca kochałem ten harmider i dopiero w uporządkowanej przestrzeni paradoksalnie czułem się przytłoczony. Dlatego gdy nadchodził moment, w którym zdenerwowany tata i wtórujący mu Peter obwieszczali, że czas na rodzinne porządki i wspólnie zabieramy się do pracy, patrzyłem porozumiewawczo na Ryana, już w głowie układając plan co tym razem możemy zrobić. Z niewinnym uśmiechem wmawialiśmy Ruby, że musi posegregować książki ojca kolorystycznie, a potem ze zduszonym chichotem przyglądałem się jak ten wpada w furię, bo dzień wcześniej sam organizował wszystko alfabetycznie i zrozpaczony dopytywał siostry co jej strzeliło do głowy, aby ruszać jego rzeczy.
Nigdy nie ogarniałem co się u nas dzieje, bo synonimem do Maguire jest chaos. Kompletnie się od siebie różnimy, lubimy odrębne rzeczy i mamy inne priorytety, ale razem tworzymy jeden spójny organizm. Nie wyobrażam sobie życia bez taty, który choć wymagał od nas nie wiadomo czego, zawsze był obok i służył radą, poprzedzoną przydługawym i zbędnym wykładem. Bez nadętego Petera, stawiającego wszystko na rodzinę i starającego się jakoś ten cały cyrk trzymać w ryzach. Bez głupich żartów Ryana i tej charakterystycznej postawy nic mnie obchodzi, jakiej mu zawsze zazdrościłem. Gdy pomyślę, że mogłoby zabraknąć Ruby, z tą nierozumną odwagą i wręcz naiwną wiarą, że może wszystko, coś ściska mnie w sercu, bo kocham tego szoguna nad życie i to właśnie dzięki niej nauczyłem się, że to, co w życiu liczy się najbardziej to własne dobro. A Sweeney, ta malutka głupia gąska, która choć dopiero odkrywa co jest ważne, przypomina mi o pielęgnowaniu wewnętrznego dziecka.
I w tym wszystkim jestem gdzieś ja, który z jednej strony chce być kolejnym Maguire, który doskonale zna prawo i niedługo będzie wschodzącą gwiazdą Wizengamotu, a z drugiej jedyne, czego pragnę to tego wiecznego hałasu, niepewności i kłótni o ostatnią fasolkę wszystkich smaków (choćby miała smakować jak smarki trolla).
Rodzina
★ Ewan – tata, prawnik Wizengamotu, czarodziej półkrwi; często mówi jakieś nieistotne kocopoły i przez to mam wrażenie, że będzie ze mnie dumny dopiero wtedy, gdy zostanę prawnikiem;
★ Echna – mama, prawniczka Wizengamotu, czarodziejka półkrwi; odeszła, gdy miałem cztery lata i jedyne, co pamiętam to jej ciepły uśmiech i wielkie oczy przepełnione miłością;
★ Peter – starszy brat, prawnik Wizengamotu; trochę drętwy i pozbawiony wyobraźni, nie do zniesienia z tymi swoimi sztywnymi zasadami, ale gdyby nie jego czujność to nasz dom spłonąłby jakieś milion razy;
★ Ryan – starszy brat, pracownik Międzynarodówki; imponuje mi jego biegłość w językach i swoboda, z jaką podchodzi do wszystkiego, dlatego przez większość czasu próbuję być podobnym lekkoduchem i po nocach uczę się trollańskiego, aby mu dorównać;
★ Ruby – młodsza siostra, Gryfonka; wspaniałomyślnie uczę ją co to życie, a nasza relacja to połączenie przekomarzania się i kłótni o byle gówno oraz zduszonego chichotu, gdy wspólnie planujemy niezbyt mądre żarty;
★ Sweeney – młodszy brat, Puchon; chciałbym poświęcać mu więcej czasu, ale prawda jest taka, że nam ze sobą nie po drodze, być może dlatego, że wciąż w głębi duszy mam do niego żal o śmierć mamy;
Ciekawostki
★ raczej preferuję zdrobniałą formę mojego imienia i przedstawiam się jako Tommy, bo słysząc Thomas widzę w wyobraźni kogoś z kijem w dupie – a to zdecydowanie nie jest mój opis;
★ godziny poranne dla mnie nie istnieją i tylko wrodzona ambicja sprawia, że jestem w stanie zwlec się z łóżka przed dwunastą;
★ mam naprawdę dobrą pamięć, bo wystarczy, że przejrzę coś raz i zostaje mi to w głowie na dłużej – to chyba jedyna rzecz, której mogą zazdrościć mi inni;
★ gdy zapytasz mnie czemu tak bardzo lubię miotlarstwo opowiem ci wzniosłą historię, że mam to we krwi i jak to kiedyś podkradałem Ryanowi jego miotłę, żeby choć chwilę poszybować w powietrzu, jednak prawda jest taka, że jako dziecko miałem lęk wysokości, co wykorzystywali moi starsi bracia, zmuszając mnie do lotu, żebym zmężniał;
★ z reguły nie mam potrzeby rywalizacji, ale przysięgam, że jeśli zaproponujesz mi partyjkę w krwawego barona albo szachy to prędzej umrę niż odmówię;
★ żeby sobie zrekompensować swój dziewczęcy wygląd, zawsze dobieram do stroju jakiś poważny zegarek – wygląda to dosyć komicznie, bo natury nie oszukam i mam szczupłe nadgarstki, ale wciąż uparcie twierdzę, że to +50 do męskości;