Położone na drewnianych pomostach domki znajdują się dosłownie nad lazurowo-błękitną wodą, do której można wyskoczyć po podwinięciu wielkiej magicznej kotary. To idealne miejsce na ucieczkę przed tutejszym upałem! W pokoju znajduje się wielkie dwuosobowe łóżko, zwrócony w stronę wody tapczan, a także kilka stoliczków i szafek. Wszystkie meble są bardzo wygodne, nawet jeśli nieco nieduże - zabezpieczenia przed warunkami pogodowymi i turystami sprawiły, że kiepsko reagują na transmutację, więc lepiej niczego tutaj nie zmieniać! Przy każdym pokoju znajduje się również średnich rozmiarów łazienka, której magiczne szyby zapobiegają podglądaniu jej wnętrza. Z boku każdego tarasu jest oświetlony magią niegasnących lampionów materac z poduszkami, który zdaje się delikatnie bujać w rytmie kojących fal.
Lokatorzy:
1. Skyler Schuester 2. Mefistofeles E. A. Nox 3. Blaithin ‘Fire’ A. Dear
Wszedłem do domku po odebrania swojego kluczyka rozejrzałem się wokół cóż miejsce idealnie pod względem to ochrony innych to nie było więc wyglądało na to że raczej mało czasu tutaj spędzę położyłem swój płaszcz na jednym z łóżkach zostając w białej koszuli i spodniach choć miałem ochotę się rozebrać jako tako musiałem dbać o swój wizerunek a nie wiedziałem komu przyjdzie dzielić z zemną domek tak więc wolałem się nie rozgaszczać jak u siebie w domu wyszedłem przed domek jeżeli cokolwiek miało się stać to na pewno nie pierwszego dnia mimo to pozostałem czujny na jakikolwiek sygnał alarmu obserwując i nasłuchując wszystko co się dzieje wokół mnie stałem czujny i gotowy do ataku lub obrony któregokolwiek uczestnika tych wakacji Brak jakiejkolwiek interpunkcji!
Coraz bardziej irytowały go dwie pewne rzeczy. Ślizgoni i jego noga bez czucia. Szukał jakiegoś dorosłego, który wyleczył by mu rane, bez skutku. W końcu postanowił zapukać do domku numer dwa. Wreszcie odetchnął z ulgą, gdy ujrzał tam opiekuna, Marvola. Szybko podszedł do niego, kulejąc, i powiedział: -Dzień dobry. Czy mógłbyś mi wyleczyć tą ranę, lub może zanik kości?
Przypatrzyłem się najpierw chłopakowi potem jego nodze -Co zrobiłeś w nią? cóż obawiam się że zanik kości nie uleczę natychmiast ale zobaczę co da się zrobić-szybko zacząłem kalkulować zaklęcia jakimi mógłbym wyleczyć chłopakowi nogę swoją drogą nie spodziewałem się że jako auror będę pracować jako pielęgniarka chociaż wolałem to niż jakieś nudne godziny w ministerstwie przynajmniej nie jestem otoczony....zakląłem siebie w duchu nie powinienem sobie psuć wakacji bo pracą nie można tego nazwać
Tłumaczyłem to na CB.... Kropki i przecinki to miejsca w których łapiesz oddech czytając na głos. Spróbuj przeczytać to co wyżej napisałeś to będziesz wiedział gdzie co postawić :]. Poza tym, jak kończysz linijkę to zawsze stawiasz kropkę.
Mark z obrzydzeniem spojrzał na swoją nogę bez czucia. -I co, da pan radę? - Zapytał Mark z nadzieją w głosie. W końcu to auror, powinien dać radę - Pomyślał Mark.
-Oczywiście że tak, problem polega na tym, że dzisiaj już z stąd nie pójdziesz-poszedłem do domku i wziąłem z płaszcza eliksir na odrost kości, po czym zabrałem płaszcz i wyczarowałem magiczne nosze (wcześniej sięgając po różdżkę) dla marka, przy okazji kładąc go na nich i przetransportowałem go na swoje łóżko,po czym podałem mu eliksir -Do dna.
Wypił Eliksir profesora. Był obrzydliwy. Wzdrygnął się. -Co to jest proszę pana? - Zapytał po wypiciu tego czegoś. Czekając na odpowiedź rozejrzał się po otoczeniu.
Mark znowu zagotował się ze złości. -To się stało przez... pewnego Ślizgona. - Nałożył szczególny nacisk na ostatnie słowo. - Niewiem jak ludzie mogą być tacy głupi, nieuprzemi, i bez godności osobistej, żeby na publicznej plaży, wyzywać od pedofili... No i wymieniliśmy kilka niprzyjemncyh zdań... ja złamałem mu nos, on spowodował zanik kości... I to tyle. I jeśli ja tak jak pan byłbym opiekunem, to albo wsadził bym mu jakiś wyjątkowy szlaban, albo wyrzucił bym go z tej wycieczki.
Ledwie zdusiłem śmiech w -Wiesz ja także jestem wychowankiem slytherinu-oczywiście on sam wiedział że miało to mało wspulnego z decyzją jaką podjął o "Karze" dla owego ślizgona -Ja jestem po to by was ochraniać, a nie karać, od tego są nauczyciele, więc do nich się zgłoś nie do mnie-wiedziałem że pozwolenie by dzieciaki mogli czarować było złą decyzją
Sorki za złamania regulaminu ale z samego rana jakoś o tym nie myślałem oczywiście je przyjmuje
Ponieważ nikt nie kwapił się by napisać cokolwiek o twojej nodze Mark ja uznaje że minęła noc i nogę masz zdrową...jeżeli nie to przepraszam i proszę o poprawienie mnie..za kłopot przepraszam
Jako że jej współlokator bądź współlokatorka nie pojawili się, dziewczyna nie zamierzała wracać do pustego domku. Postanowiła, że rozpakuje się później, bo bo jej szkodzi zwiedzić okolicę? Teraz postanowiła wchodzić do każdego domku po kolei. Przynajmniej zorientuje się, kto gdzie mieszka, bo jakoś zapomnieli o tabliczkach na domkach. Tak by chociaż wiedziała, w którym szukać znajomych. Zaczęła od domku z numerem dwa. Otworzyła, wchodząc do środka. Jakie było jej zdziwienie, kiedy zobaczyła tam dorosłego mężczyznę! - Dzień dobry - przywitała się, rozglądając po pomieszczeniu. Było takie samo, jak jej. I chyba wszędzie było tak samo.
Spojrzałem na nową przybyłą, czyżby to była jego współlokatorka, zerknąłem na podłogę po czym za nią, nigdzie jednak nie zauważyłem kufra co mnie trochę dziwiło. - Co się stało?.-wyszedłem z założenia że coś musiało się stać, skoro nie jest moją współlokatorką ani nikim ze znajomych, których i tak nie miałem, może w końcu zaczęło się coś interesującego dziać?, może ktoś w końcu zaginął lub coś w tym rodzaju, nie życzył nikomu zaginięcia jednak nie mógł zaprzeczyć że przestał by się nudzić, dzięki temu.
Popatrzyła na mężczyznę. A ten, to kto? Nowy nauczyciel, czy jak? Mimo że gapiła się na niego dłuższa chwilę, nie potrafiła go skojarzyć. - Pomyliły mi się domki - wytłumaczyła szybko. A co? Powie, że z ciekawości i tu zajrzała? Wprawdzie sądziła, że wszędzie tu mieszkają uczniowie, a nauczyciele to gdzieś na szarym końcu... Przecież oni nie są najważniejsi! - A mogę spytać, kim pan właściwie jest...? - Wcale go nie znała i to było pewne. Zamknęła drzwi, wchodząc do środka, nawet nie pytając o pozwolenie. Najwyżej mężczyzna ją wywali.
Czyli nikt jednak nie zaginął,szkoda cóż dziewczyna miała tupet wchodząc bez pytania,ale jemu to nie przeszkadzało,przynajmniej jeszcze. - Nazywam się marvolo Ridl zostałem przydzielony wam do ochrony,jak wiesz niektórym nie powinno się pozwolić używać magii-zamilkłem na chwile i kątem oka spojrzałem na nogę marka nie wiedzieć czemu potraktował ją jak równą sobie. - Jest tutaj by was chronić jak i zapobiec bardziej tragicznym wypadkom,swoją drogą pracuje jako auror w ministerstwie ty jak mniemam jesteś uczenicą hogwartu-przerwałem na chwilę,by przyjżeć się dziewczynie - 3 czy 4 rok nauki?
Wysłuchała. Auror? Tu? Ale po co? Czyżby coś nauczyciele ukrywali? Przecież nie zabiera się ze sobą Aurorów bez potrzeby, prawda? Zmarszczyła brwi. Nauczyciele by sobie z pewnością poradzili. Zresztą, jest tu nawet pielęgniarka! - Miło mi - powiedziała, uśmiechając się niemrawo. Nadal myślała nad tym, po co ten mężczyzna tu. - Nazywam się Rose Stuner. Kiedy podniosła wzrok, dostrzegła, że nie są tu sami, bo na łóżku siedział jakiś Gryfon. Jego również nie kojarzyła. A co to ma niby być? Sami nowi tu są, czy ja. - Mamy przecież pielęgniarkę - powiedziała, zanim ugryzła się w język. - Wiadomo jednak, że nie zawsze zdąży na czas - przytaknęła potulnie głowa. - Będzie szósty - bąknęła. Jak można ją porównywać do trzecio lub czwartoklasistów?! No jak?
- Szósta? cóż może i tak, co za różnica kto mu pomoże?-wskazał głową na marka - Ważne by wo gule udzielono mu pomocy-Zamilkłem i wsłuchałem się w cisze jeżeli ktoś jeszcze przyjdzie do będę zmuszony powiększyć ten domek,ciekawe co by na to inni powiedzieli? -Co zamierzasz robić kiedy ukończysz szkołę?-szczerze wcale go to nie interesowało ale zapytał z grzeczności w końcu musi być tutaj dyplomatą reprezentującym ministerstwo magii wśród dzieci i tak tam inne pierdoły jednak sam przed sobą przyznał że nie ma co robić nie miał nic przeciwko takim czasom jakie są teraz jednak to już lekka przesada
- Przepraszam bardzo, ale od kiedy to Aurorzy są zabierani po to, aby pomagać opatrywać rany...? - spytała. - Co jak co, ale oni są od tego, aby walczyć z czarnoksiężnikami i wychwytywać byłych śmierciożerców... - mruknęła. To się wpakowała. Opuściła głowę, wędrując wzrokiem po podłodze. Dotarła do łóżka, spoglądając na siedzącego tam Gryfona, który był jej zupełnie obcy. Co gorsza, nie kojarzyła go nawet z wyglądu. - Cześć - przywitała się. Słysząc pytanie, znowu spojrzała na Marvola. - Nie wiem - przyznała szczerze. - Jeszcze dwa lata i dopiero zdecyduję. Teraz, to myślę o aurorstwie albo czymś związanym z eliksirami.
Ostatnio zmieniony przez Rose Stuner dnia Sro Lip 14 2010, 10:33, w całości zmieniany 1 raz
- Cóż przede wszystkim aurorzy są po ty by ochraniać innych, tak duża grupa dzieciaków może być niezłym celem jakiegoś czarnoksiężnika, czy jak powiedziałaś byłego śmierciożercy, ministerwstwo podjęło szczególne kroki bezpieczeństwa pod każdym względem.-zamilkłem i odczekałem chwile analizując co poniektóre fakty. - Praca aurora jest ściśle związana z eleksirami ale to chyba wiesz
Wysłuchała mężczyzny. No, tak, ale czy nauczyciele nie wystarczą? Żaden były śmierciożerca nie odważy się sam zaatakować i to jeszcze przy mugolach, a o żadnej większej grupie też nie ma mowy. Może było prawdą to, co mówił mężczyzna, ale jednak było to dziwne. - Eliksiry trzeba po prostu zdać i mieć dobre oceny, tak samo jak zaklęć, transmutacji, OPCM i zielarstwa. A to tylko po to, aby znało się poniektóry, pomocne eliksiry. Bo praca aurora w większości polega na rzucaniu zaklęć, niźli ważeniu eliksirów, co uwielbiam i temu się chcę poświęcić. Tak więc miałam na myśli coś w stylu Mistrza Eliksirów albo chociaż nauczyciela.
-Cześć. - Odpowiedział. Przyjrzał się bliżej dziewczynie. Kojarzył ją tylko z faktu, że była Prefektką Puchonów. Jego mózg nie pracował normalnie, ponieważ nie spał całą noc, przez Szkiele Wzro. Ten ból był nie do wytzymania. Postanowił się jeszcze odezwać: -Ty jesteś prefektką Puchonów, eee... Rose? - Zapytał chwilę zastanawiając się nad imieniem. Nie wiedział czy trafił, ale słyszał często, jak Puchoni rozmawiali, o ,,Prefektce Rose".
Skinęła głową na tak. Czy nikt już jej nie zna jako Rose, tylko jako panią prefekt? Miała przecież tą odznakę dopiero rok. Skrzywiła się nieznacznie. - Tak, jestem Rose - uśmiechnęła się. - A ty jak się nazywasz? - spytała. Nie musi przecież znać wszystkich gryfonów, prawda?
-Ja nazywam się Mark Whie. - Odpowiediał automatycznie. Wiele razy słyszał to pytanie, i bez namysłu mógł odpowiedzieć. -I jak, fajnie być prefektem? Chciałbym znać opinię innych, bo jeśli nie fajnie to nie potrzebnie się podlizywałem przez sześć lat. - Powiedział z usmiechem.
- Tak z jednym panienko masz racje, w szkole wystarczy zdać egzaminy, zaś poza szkołą.-zamilkłem na chwilę - Tak czy inaczej, masz złe wyobrażenie o aurorach, myśląc że to praca przede wszystkim na rzucaniu zaklęć, i podstawach eliksirów ,powiem nawet że się bardzo mylisz ,ja osobiście powiedział bym że praca aurora składa się z każdej dziedziny magii, no może oprócz Quidditch-a, jeżeli kiedykolwiek będzie ci dane zostać aurorem sama się przekonasz, jak to jest kiedy ktoś ci mówi że twoja praca polega, zaledwie na wymachiwaniu różdżką.-ostatnie słowa marvolo powiedział z uśmiechem bez żadnej ironi czy też pod słówek
Uśmiechnęła się. Kolejny raz wywróciła oczami, słysząc wzmiankę o prefekcie. Może i było to swego rodzaju wyróżnienie, aczkolwiek nic wielkiego. - Normalnie - odparła krótko. - Tyle że w nocy mogę wyjść w każdej chwili, aby patrolować korytarze - dodała, aby nie powiedzieć, że pospacerować bez celu - i w razie czego odjąć punkty. Tylko. Wzruszyła ramionami, wysłuchując, co mężczyzna ma do powiedzenia na temat Aurorów. - To niby czym ta praca się wyróżnia? Czy podczas walki waży pan eliksiry? Nie. Wtedy to gównie pan rzuca zaklęcia. I tu przydaje się obrona. A eliksiry? Hm... jeśli stanie się coś na misji, to nie uwarzy pan eliksiru, kiedy nie będzie miał ani kociołka, ani składników. Zielarstwo? Ach, tak. Można iść zrywać jakieś rośliny, ale czy ranny czarodziej ma na to siły? Już o wiele bardziej przydają się zaklęcia. Może i teraz była arogancka, ale nie potrafiła się zgodzić z mężczyzną. - Co do Quidditcha... rozważam - mruknęła.
Uśmiechnąłem się, więc chce wymieniać swoje poglądy na temat mojej pracy?. cóż z osobą nie doświadczoną która mówi tyle ile sama usłyszy, z reguły to nie jest ciekawa rozmowa, ale zawsze warto spróbować. - Aurorzy zawsze muszą być przygotowani na każdą okolicznoś, to nie jest tak jak sobie wyobrażacie że spotyka się czarnoksiężnika w bibliotece,i nawiązuje się walka, niemal zawsze stosujemy różnego rodzaju podejścia, tutaj przydaje się eliksir "wielosokowy", często by zdobyć potrzebne informacje używa się eliksiru "Veritaserum", czasami świadomie idziemy na walka z lepszym czarodziejem od nas w tedy używa się eliksira "Felix Felicis" ,potocznie znanego jako eliksir szczęścia zdarzają się sytuacje kiedy "misja" trwa bardzo długi okres czasu, zaś my odnieśliśmy spore rany musimy być przygotowani na każdą sytuacje czy znasz może zaklęcie które przywraca kość?, wątpię a ważną rzeczą jest by pamiętać że nikt za nas nie uwarzy eliksiru, zdarza się także że eliksir musimy zrobić w trakcje trwania zadania, musimy wiedzieć gdzie szukać jakiś składników, lub czym je najlepiej zastąpić, musimy znać swoją historie ,by wiedzieć z jakim rodzajem magii walczymy, czy masz świadomość ilu czarnoksiężników czy też aurorów zginęło bo nie wiedzieli z czym mają do czynienia?, po prostu to ignorując, musimy wiedzieć jak zaopiekować się danym zwierzęciem magicznym, kiedy je spotkamy tak by z nim nie walczyć, i nie narobić zbędnego hałasu ,nocując pod obozem przypuszczalnie śmierciożerców.-zamilkłem uznałem że taki króciutki wywiad wystarczy, jeżeli nadal będzie się upierać przy swoim nie podając konkretnych argumentów ,ja ustępuje jedno co śmiało mogłem o sobie powiedzieć to to że nienawidzę, rozmowy czy też dyskusji, w której nie ma argumentów na tyle solidnych bym mógł odpowiedzieć, bo po co mam odpowiadać, skoro słyszę odpowiedź "na pewno tak nie jest", lub coś w tym rodzaju?, w takich wypadkach mam ochotę zabić taką osobę, na miejscu..bez użycia argumentów, dodałem w myślach po chwili.
- Eliksiry to mój ulubiony przedmiot - burknęła. Dosiadła się do Marka. - Co ci się właściwie stało? - zmarszczyła czoło. Popatrzyła na jego nogę. Czyżby Szkiele - Wzro? - Podejścia nie są związane z eliksirami czy zielarstwem, a z OPCM. To na tej lekcji uczymy się, jak ochronić się przed czarnomagicznymi stworzeniami albo czarnoksiężnikami. Odnosząc się do pańskich przykładów. Po pierwsze. Te wszelakie eliksiry zażywa się przed wyruszeniem na misję i akurat eliksir Wielosokowy waży się trzy miesiaće, tak więc raczej aurorzy tego nie ważą, kiedy mają do czynienia ze śmierciożercami, prawda? No, chyba że będą kimś na kształt Severusa Snape'a. Ale wątpię, by ktoś się podjął bycia TAKIM - podkreśliła - szpiegiem. Tak więc nadal nie podał mi pan przykładu, kiedy to ktoś WAŻY eliksir będąc otoczonym przez śmierciożerców. Po drugie. Niestety, ale skończyłam piątą klasę, więc nie znam. Jednak szkolenie na aurora trwa dodatkowe trzy lata, tak więc w tym okresie czasu na pewno uczą takich podstaw. Po trzecie. Nikt prócz prawdziwego znawcy, któremu również zdarza się zaglądać do ksiąg, nie zna na pamięć wszystkich eliksirów. A tych trudniejszych to już z pewnością. Tutaj tworzy się problem dotyczący zielarstwa. I ze niby specjalnie, będąc na wrogim terenie, pójdę do lasu, szukać roślin? Albo teleportuję się, aby zdobyć włos niuchacza? No, niestety nie. A te wszystkie zasady bezpieczeństwa wynosi się z kursu na aurora albo z OPCM - skwitowała. Szturchnęła Marka, bo chyba się zasłuchał i nie reaguje. - Jest pan dziwny - dodała.