C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Osoby: Maximilian Solberg & Salazar Morales Miejsce rozgrywki: Hotel El Paraíso Rok rozgrywki: październik 2019 Okoliczności: Niecałe dwa tygodnie po spotkaniu w magicznej uliczce położonej niedaleko Śmiertelnego Nokturnu Maximilian - czy jak kto woli, Felix - zaszedł do hotelu, licząc na kolejną dawkę rema. Niestety i tym razem nie miał przy sobie żadnych pieniędzy.
Ostatnio zmieniony przez Salazar Morales dnia Czw 27 Sty 2022 - 19:48, w całości zmieniany 5 razy
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
- Nie mogę się zgodzić na więcej niż czterdzieści procent zysku. – Powiedział stanowczym głosem do mężczyzny siedzącego naprzeciwko, po czym raz jeszcze zaciągnął się mocniej chmurą siwego, tytoniowego dymu, jakby liczył na to, że krążąca we krwi nikotyna załagodzi zszargane nerwy i odsunie na bok mordercze zapędy, które coraz intensywniej kotłowały się we wnętrzu jego czaszki. Nie dość, że ta rozmowa go nużyła, to jeszcze czuł, że ma przed sobą oszusta. Oszusta, któremu nadto wydawało się, że zdoła zbić fortunę na jego naiwności. Drobna luka w jego planie: Salazar do naiwnych nie należał, a kontynuował negocjacje wyłącznie z pewnego poczucia obowiązku, wymaganej od niego jako właściciela kurtuazji, mimo że już teraz wiedział, że spłoną one na panewce – jak niedopałek merlinowej strzały, którego właśnie przycisnął do dna porcelanowej popielniczki. Ledwie powstrzymywał się przed wyrzuceniem swego kontrahenta za drzwi, ale już nawet nie ukrywał, że nie jest zainteresowany jego propozycją. Zbywał go lakonicznymi, zdawkowymi ripostami, obserwując gości hotelowych trwoniących ciężko zarobione pieniądze przy astroletce, a wreszcie zniecierpliwiony przywołał uniesieniem dłoni młodziutkiego, zatrudnionego niedawno kelnera, bez słowa wskazując na swój opróżniony kieliszek. Przy okazji dowiedział się, że jakiś chłopak awanturował się przy wejściu, powołując się na znajomość z nim i ostatecznie został wpuszczony przez ochronę mimo braku uiszczenia opłaty za wstęp. – Wygląda na to, że nie dobijemy targu. – Kontynuował, a raczej zamykał pertraktacje, dalej śledząc z pewnym zobojętnieniem to, co dzieje się w przestronnej sali kasyna, kiedy nagle jego oczy wypatrzyły pośród klientów znajomą sylwetkę Felixa i… chyba już się domyślał o kim to rozprawiał obsługujący go pracownik. Nagle się ożywił, snując w głowie plany z udziałem obdarowanego ostatnio narkotykiem młodzieńca w roli głównej. Skinieniem głowy i odżegnującym ruchem dłoni wskazał kelnerowi, że nie będzie na razie potrzebny, a potem powrócił do zanudzającego pana z ministerstwa, który na szczęście zdążył dokończyć swojego drinka, a teraz z wielkim oburzeniem zbierał się do wyjścia. Mówiąc zupełnie szczerze, nie mógł się tego momentu doczekać. Nawet go nie pożegnał, zamiast tego wodząc spragnionym, niestosownym spojrzeniem za zgrabną sylwetką chłopca, który teraz krążył w okolicach baru. Podążał za nim wzrokiem, upijając kolejne łyki wytrawnego wina, a w końcu zapisał coś naprędce na eleganckim zwitku pergaminu, i ruszył się z loży, mając nadzieję na szczęśliwsze zwieńczenie tego wieczoru. Nie podszedł jednak do Felixa, zamiast tego łapiąc po drodze jednego ze swoich podwładnych, któremu to z kolei podyktował polecenie służbowe kierowane do stającego za wystawną ladą barmana. Nie minęło więcej jak kilka minut, kiedy mężczyzna postawił przed Solbergiem kieliszek margarity na bazie tequili, świeżego soku z limonki i syropu z agawy, pod którym to znalazła się również zapisana przez niego wcześniej notka. Nie był pewien czy chłopak zna hiszpański, być może niesłusznie zasugerował się jego latynoską urodą, dlatego część wiadomości sporządził w języku angielskim. Sam udał się do pokoju, żeby odetchnąć, zapalić papierosa… przedtem złapał na krótką chwilę kontakt wzrokowy z Maxem, ale nie był pewien czy ten w ogóle zarejestrował jego obecność.
Quiero cogerte. W pokoju 7 - na piętrze - znajdziesz wszystko to, czego szukasz. Alkohol na koszt firmy. Baw się dobrze, byle nie za długo. Paco
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Miał nie wracać. Oczywiście, że obiecał sobie, że nie wróci do tego typka, który ewidentnie miał zamiar odebrać zapłatę za poprzednią działkę. Sam przecież to powiedział. "Tylko pożyczka". Dlaczego więc Solberg ponownie szedł w paszczę lwa doskonale przy tym wiedząc, że nie ma jak spłacić długu? Jedną odpowiedzią było proste stwierdzenie, że był po prostu jebanym kretynem bez instynktu samozachowawczego. Istniała jeszcze druga opcja. Ta, która uderzała do potrzeb nastolatka, który ponownie pod wpływem eliksiru postarzającego przemierzał Londyn. Potrzebował towaru. Potrzebował go teraz, a od kiedy spróbował tego rema nie potrafił przestać o nim myśleć. Jebany narkotyk. Nie żeby Max chciał zostać zawodowym ćpunem. Wmawiał sobie, że to tylko taka chwila, aż przestanie się wkurwiać na matkę, która wzięła i po prostu sobie zdechła. Zresztą nie mógł też przesadzać, żeby nikt nie zauważył niczego podejrzanego w szkole. I tak już stąpał po naprawdę cienkiej linii, choć ograniczał się do wypadów tylko w weekendy, gdy mógł wmieszać się w tłum idący do i wracający z Hogsmeade, gdzie czekał na niego świstoklik. Z duszą na ramieniu i świadomością, że ryzykuje naprawdę wiele pojawił się więc przed budynkiem El Paraiso. Prychnął lekko pod nosem ciekaw, czy za szklanymi drzwiami faktycznie znajduje się obiecany raj. Dość szybko napotkał pierwszy problem, gdy goryle zażądali od niego opłaty za wejście. Spłukany i już w tej chwili lekko wkurwiony zaczął z nimi dyskutować. W końcu przypomniał sobie, że koleś co go tu zaprosił miał imię i powołał się na niejakiego Salazara, czy też inaczej Paco. Przez chwilę mu niedowierzano, ale nagle wszystko jakby się zmieniło. Max został wpuszczony, a jakby tego było mało przed nim pojawił się drink. Może trochę za słodki jak na jego gust, ale zdecydowanie alkoholowy! No nie miał zamiaru przecież odmawiać! Z jedną dłonią w kieszeni dżinsów chwycił drugą za kieliszek i wlał sobie trunek do gardła, dopiero przełykając go dostrzegając leżącą na stole karteczkę. Rozejrzał się, nie na tyle szybko by złapać wzrok Salazara, ale wystarczająco, by dostrzec jego sylwetkę oddalającą się ku schodom na piętro. Powrócił oczami do pergaminu i z ciekawością go podniósł. Hiszpańskie powitanie sprawiło, że zmrużył oczy. Nie brzmiało to dobrze. Nagle całe to otoczenie zaczęło nabierać zupełnie innego wydźwięku, a słodki drink stanął Maxowi w gardle, choć przecież już dawno powinien być w żołądku. No trudno, przybył tu po rema i nie miał zamiaru wyjść bez próby. Włożył karteczkę do kieszeni skórzanej kurtki po czym podszedł do kogoś, kto wyglądał na kelnera i poprosił o szklaneczkę Whisky powołując się na to, że alkohol stawia niejaki Paco. Co prawda pergamin nie mówił, czy chodziło o ten jeden drink, czy więcej, ale Solberg miał zamiar przetestować swoje możliwości i zdecydowanie nie chciał iść na górę zupełnie trzeźwy. Jeżeli spełniono jego prośbę wychylił naprędce whisky, a jeżeli nie, od razu ruszył w kierunku pokoju numer siedem bez względu na wszystko zapalając po drodze papierosa. Czuł, że dzisiejsze spotkanie z mężczyzną będzie równie ciekawe co poprzednie, choć nie był jeszcze pewien, co do końca miało to oznaczać. Po krótkim czasie w końcu odnalazł odpowiednie drzwi i bez zbędnego pierdolenia się w kurtuazje po prostu otworzył je i wszedł do środka. Nie wiedział czego się naprawdę spodziewał (tak naprawdę to wiedział. Zapasu rema na srebrnej tacy z napisem, że to prezent), ale na pewno nie tego, że wszędzie tu będzie tak cicho. Pokój był naprawdę piękny i bogaty, ale Maxowi brakowało w nim tego surowego charakteru, który tak bardzo uwielbiał.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Początkowo barman spoglądał na Solberga podejrzliwie, gotów poprosić o uregulowanie rachunku, jednak sytuacja uległa diametralnej zmianie, kiedy nagle jego kompan stający po drugiej stronie baru machnął wymownie dłonią, niezbyt subtelnie wskazując jednocześnie skinieniem głowy na klatkę schodową prowadzącą wprost na hotelowe piętro. Najwyraźniej nie był to pierwszy raz, kiedy Salazar zwabiał młodszego od siebie partnera do pokoju, a obsługa która przepracowała w progach El Paraíso dłużej niż miesiąc, nie potrzebowała żadnych dalszych, ani bardziej szczegółowych instrukcji. Ostatecznie chłopak został potraktowany niczym arabski książę, a przed jego nosem stanęła szklaneczka drogiej whisky, mile rozpieszczającej kubki smakowe.
W pokoju hotelowym
Na stole nie leżała może srebrna taca, za to stała tabakiera, wykonana właśnie z czystego srebra, z przepięknymi zdobieniami w kształcie skrzydlatych koni… tyle tylko, że na próżno było szukać w niej tytoniu. Wypełniona po brzegi czerwonym prochem; towarzyszyła jej jeszcze żyletka do wydzielenia usypanych kresek, bo choć Paco w pojedynkach posługiwał się różdżką z niekwestionowaną biegłością i precyzją, tak w zaciszu własnych czterech ścian wolał po nią nie sięgać, uciekając się do tradycyjnych metod, jeżeli tylko sytuacja nie wymagała od niego używania magii. Niewykluczone, że pragnął po prostu odpocząć od bijącej od osikowego kawałka drewna energii, spowitej mrokiem, czarnej niczym smoła, i zapomnieć o przelanej z pomocą potężnego rdzenia krwi. Nie ze względu na wyrzuty sumienia, prędzej dbałość o utrzymanie bezpiecznego dystansu pomiędzy żądzą zemsty, a uciechami codziennego życia, z którego korzystać w pełni można było tylko zachowując duszę w jednym, kompletnym kawałku. Podobne względy trzymały go zresztą z dala od marzeń o powołaniu do walki armii inferiusów albo stworzenia horkruksa. Nie był czarnoksiężnikiem, a zręcznym biznesmenem. Potrafił kalkulować koszta, a według jego wyliczeń to jednak uroki życia warte były więcej, nawet w zderzeniu z władzą i potęgą, jakie dawała sztuka nekromancji. Otworzył drzwi, z odpiętymi dwoma guzikami przy kołnierzu jedwabnej, czarnej koszuli z purpurowym, kwiecistym motywem; z szeroko otwartymi ramionami, w nonszalancki sposób zapraszając gościa do środka. Nawet jeżeli myśli Felixa krążyły wyłącznie wokół towaru, nie wyglądał tak koszmarnie jak ostatnim razem. Zmęczony życiem, odstraszający swym rozdygotaniem i drżeniem każdego najdrobniejszego mięśnia. Tym razem rysowała się przed nim przepiękna i młoda, nieskalana jeszcze nieubłaganym upływem czasu, twarz. Delikatna skóra, pozbawiona jakiejkolwiek skazy. Paco patrzył wprost w jego ciemne, szmaragdowe źrenice, by chwilę później nacieszyć się również kształtem jego zgrabnej sylwetki, jedynie oczami wyobraźni i nachalnością własnego spojrzenia zdejmując z niej kolejne części garderoby. - Wino? Whisky? – Zapytał z niebywałą wręcz swobodą, odwracając się do wypełnionego rozmaitymi trunkami barku; jak gdyby wcześniejsza, niemoralna, a nawet wulgarna w swej formule propozycja nigdy nie padła z jego ust, a mówiąc ściślej, nie uwolniła się spod jego pióra. Kiedy otrzymał odpowiedź, polał do szklanek irlandzką whiskey, dojrzewającą w beczkach z amerykańskiego dębu, paradoksalnie jednak nie tak starą i drogą jak ta, której Solberg miał okazję spróbować przy barze. Po prostu lubił jej delikatny, gorzkawo-słodki smak, który poza agresywnie atakującym podniebieniem torfem niósł za sobą również inne, subtelniejsze odcienie. Postawił alkohol na niewielkim stoliku położonym po środku salonu, a potem rozsiadł się wygodnie w obitej luksusową, barwną tkaniną kanapie, wciskając do ust merlinową strzałę. Odrzucił paczkę papierosów na bok, zaprószył ogień zapalniczki i z lubością wciągnął chmurę siwego dymu do płuc. Wypuścił ją dopiero po dłuższej chwili, sięgając zarazem po szklankę szlachetnego trunku. – Salud. – Wychylił się do chłopaka ze swojego siedziska, gotów stuknąć się z nim szkłem, a kącik jego ust mimowolnie uniósł się wyżej w zawadiackim, acz makiawelicznym, półuśmiechu.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Dzisiejszego dnia wyglądał znacznie lepiej - przede wszystkim świeżo. Dwa tygodnie był czysty i dopiero nadchodził czas to zmienić, a do tego darmowa whisky zdecydowanie dodała jego twarzy kolorów radości i przyjemności. No w takich warunkach to mógł balować. Powoli zaczynał tracić czujność ciesząc się, że taki Paco mu się nawinął. Prawdą było, że to jednak Max był naiwnym idiotą. Jakby nie było nie był przyzwyczajony do otoczenia takich luksusów. Przyzwyczaił się, że interesy załatwia się w obskurnych miejscach i ciemnych uliczkach, a nie w otoczeniu atłasu i drogiego szkła. Choć w życiu by tego nie przyznał, to wszystko po prostu go ogłupiło. Do pokoju doszedł więc rozluźniony, a jego uwagę od razu przykuła srebrna tabakierka, choć nie wpatrywał się w nią zbyt długo. Kurwa, byłoby to przecież niegrzeczne! -Whisky, zdecydowanie. - Wiele można było o nim powiedzieć, ale zdecydowanie nie to, że odmawiał dobrego i darmowego alkoholu. Szczerze, nigdy wcześniej nie pił trunku z tak wysokiej półki więc ciężko było mu nawet wyczuć większą różnicę, bo jego podniebienie przepalone było tańszymi napojami, które często miały jeden, wspólny ,spirytusowy smak. Uniósł więc szklaneczkę ku górze myśląc, że tutaj faktycznie Paco go złapał, choć narazie nie przyznawał się jeszcze do znajomości hiszpańskiego. Sam nie wiedział czemu, ale czuł że ten smaczek powinien zostawić chwilowo dla siebie. -Jak się domyślasz przyszedłem tu w interesach. Chcę poznać cenę tego rema, czy jak to tam się zwało. - Przyjebał prosto z mostu, bo nie przyszedł tu pierdolić się w tańcu, a liczył, że za zamkniętymi drzwiami może pozwolić sobie na bezpośredniość. Rozjebał się w fotelu jak pan na włościach i czekał na ofertę od tego jebaniutkiego biznesmena w międzyczasie również zapalając szluga. Skoro Paco mógł, to czemu niby on nie?
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Przyglądał mu się z zainteresowaniem, zastanawiając się czy i na ile Felix zrozumiał swoje obecne położenie, kiedy w jego uszach wybrzmiał cichutki brzęk spowodowany zderzeniem się obu szklanek. Przechylił swoją, racząc podniebienie delikatnym smakiem irlandzkiego trunku, raz jeszcze zaciągnął się papierosowym dymem, a potem nie zdołał powstrzymać kpiącego uśmieszku, jaki mimowolnie cisnął mu się na usta, kiedy chłopak stwierdził, że „przyszedł tu w interesach”. Akurat na interesach się znał, a o nich można było mówić tylko wtedy, kiedy miało się cokolwiek do zaoferowania w zamian. – Nie mam pojęcia czy znasz hiszpański. Nie wiem też na ile zrozumiałeś moją propozycję, ale chyba i tak zdążyłeś się już domyślić po co tu jesteś. – Rzucił poważnym tonem, bez zbędnego owijania w bawełnę, sięgając jednocześnie po srebrną tabakierę, którą to otworzył na oczach swojego towarzysza, Zerknął ukradkiem na jego reakcję, usypując na blacie stołu, tuż przed nim, czerwoną kreskę. Króciutką i wąską, niezbyt hojną, jakby jedynie na pobudzenie apetytu. – Wiem, że nie masz pieniędzy. – Przerwał, gasząc peta w popielniczce. – Awanturowałeś się z obsługą na wejściu. – Wytknął mu, chyba nie tak stanowczo jak zamierzał, a to dlatego, że teraz to on się zawahał, zatrzymując dłoń z poręczną szkatułką w locie. Dopiero po chwili wysypał rema także i po swojej stronie stołu, zdecydowanie jednak mniej oszczędnie niż uczynił to w przypadku gościa. Pracownik ministerstwa, z którym rozmawiał wcześniej zanudził go na śmierć i odebrał resztki dobrego nastroju pogrzebaniem ambitnych planów współpracy, a chociaż Paco zwykł unikać ćpania własnego towaru, tak tego wieczoru, a zwłaszcza przy tak urodziwym towarzystwie, potrzeba mu było mocniejszych wrażeń. Skinieniem głowy wskazał więc Solbergowi, żeby się częstował, a po tym jak odłożył zamkniętą tabakierę na bok, za jednym razem wciągnął nosem całą dawką, przymykając przy tym oczy, ze skrzywieniem wymalowanym na twarzy, bo i dawno nie miał okazji zaznać tego uczucia bolesnego pieczenia na śluzówce. Niestety na te pozytywne efekty trzeba było jeszcze chwilę zaczekać. - Co, za mało? – Dopytał zaraz z udawaną troską, widząc niepewność w szmaragdowych ślepiach Felixa, który o dziwo tym razem zbierał się do rema jak pies do jeża. Głód okazał się jednak silniejszy od targających nim wątpliwości. Poczekał aż chłopak znów podniesie głowę i obdarzył go jednym z tych niepokojących spojrzeń, nieznoszących żadnego sprzeciwu. – Dostaniesz ile chcesz, jeżeli udowodnisz mi, że się nie pomyliłem i że jesteś wart więcej niż te kilka kresek. – Zapewnił, a czego by o nim nie powiedzieć, danego słowa zawsze dotrzymywał. Nie powiedział może Felixowi, jaka jest cena upragnionego przez niego narkotyku, za to sprawnym ruchem palców rozpiął klamrę przy pasku spodni, wymownym gestem dłoni i spuszczeniem wzroku wyprzedzonym uniesieniem brwi, uzmysławiając chłopakowi, gdzie jest jego miejsce. – Spokojnie. Pozwolę ci dopalić. – Łaskawie, ale tak naprawdę wlepił już w niego pożądliwe, niecierpliwe spojrzenie, nie mogąc się doczekać, kiedy wreszcie przed nim uklęknie.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Dzisiaj Salazar nie był już dla Maxa tym zbawieniem, jakim okazał się pewnego wieczora dwa tygodnie temu. Nie zmieniało to jednak faktu, że jakby nie patrzeć to Max potrzebował go bardziej no i to nastolatek w końcu z własnej woli postawił tu stopę i wdał się w dyskusję z ochroną, co widocznie doszło już do uszu Paco. Na pierwsze słowa nie odpowiedział, bo oczywiście dopiero teraz dochodziło do niego, że wjebał się po uszy. Czy jednak wstał i wyszedł? Nie. Wciąż siedział w fotelu paląc szluga i w milczeniu patrzył, jak Morales usypuje dziecięcą porcję rema na stoliku przed nim. -Przyszedłem porozmawiać. Nie mówiłeś, że za audiencję u Ciebie się płaci. - Odgryzł się raczej spokojnym tonem i z bólem serca patrzył, jak mężczyzna częstuje się zdecydowanie większą porcją narkotyku. Wahanie, jakie Max teraz odczuwał nie wiązało się z tym, ile dostał, w końcu darowanemu remowi się w gramy nie zagląda. Czy jakoś tak. Bardziej chodziło o to, czy chce zaakceptować warunki, na których się tu znalazł. Nie był na głodzie i zdecydowanie nie potrzebował tego tak bardzo, choć zdecydowanie krwistoczerwona ścieżka kusiła, nie pomagając w podjęciu dobrej decyzji. Ostatecznie jednak pochylił się i przygrzał, czując to cudowne uczucie, za którym często gonił, po czym spojrzał na Paco i jego rozpięty rozporek. Niebezpieczeństwo niebezpieczeństwem, ale dorzucić swoje trzy grosze przecież musiał. -Zdecydowanie się pomyliłeś. - Zaśmiał się, bo zdecydowanie nie był wart nawet gówna, które wyjdzie po tych narkotykach, a przynajmniej tak o sobie sądził. Sytuacja była bardzo klarowna, a Max nigdy specjalnie nie celebrował cielesności. Musiał też przyznać, że koleś, choć kawał z niego jebanego chuja, to jednak przystojny był. Moralność? Nie znał. Bardziej wkurwiało go to, że ktoś mówi mu co ma robić i to jeszcze z tym pierdolonym wyrazem wyższości na twarzy. -A co jeśli się nie zgodzę? - Zapytał, nie ruszając się ani trochę z fotela i ponownie zaciągając się papierosem. Patrzył Salazarowi w oczy w przypływie jakiejś chorej odwagi lub prędzej po prostu debilnej buty. Wolał jednak mieć pełen obraz sytuacji, by nie zaskoczyć się, gdy ktoś wepchnie mu do tyłka jeża, czy stanie się cokolwiek równie popierdolonego.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Nie był duchem świętym, by zsyłać ludziom zbawienie i dobrą nowinę; prędzej diabłem ubierającym się u Prady albo innych znanych projektantów, którzy pozwalali mu pod piekielnie drogimi, barwnymi koszulami i płaszczykiem czarującego uśmiechu skrywać nieokiełznane pokłady skurwysyństwa i arogancji. Nie można mu było odmówić sukcesów, wszak własnymi siłami wybudował swoje własne, narkotykowe imperium, nie rzucając na siebie nawet cienia podejrzeń – może poza niefortunnym śledztwem prowadzonym przez niejakiego Cassidy’ego, obecnego szefa biura aurorskiego, z którym i tak ostatecznie zdołał zawiązać układ. Prowadził ekskluzywny hotel, spotykał się z wysoko postawionymi pracownikami Ministerstwa Magii, udowadniając że można zręcznie połączyć role nokturnowego barona i rekina biznesu. Można powiedzieć, że żył pełnią życia, ale poczucie władzy i niezwyciężoności najwyraźniej uderzyło mu do głowy bez konieczności wciągania rema, a wybujałe ego podpowiadało, że może mieć wszystko, jeżeli tylko sypnie odpowiednią ilością towaru albo galeonów. W końcu każdy miał swoją cenę, czyż nie? - Czasami trzeba, a widzisz… jednak niektórzy nie płacą… – Niespodziewanie odpowiedział rozbawieniem na butny komentarz Felixa, bo i zaimponowała mu jego odważna, niewzruszona postawa, choć może powinien określić ją mianem zwykłej naiwności i młodzieńczej brawury? Nie zamierzał robić mu krzywdy, ale chłopak nie mógł przecież tego wiedzieć. Przypatrywał mu się więc teraz z jeszcze większą uwagą, zastanawiając się zarazem co dokładnie miał na myśli, mówiąc o pomyłce. – Możliwe, ale nigdy nie ufałem opiniom innych. Wolę sam oceniać. – Wzruszył delikatnie ramionami, upijając kolejnego łyka gorzkawego trunku. Nie był pewien jak potoczy się ten wieczór, ale gdzieś z tyłu głowy zatliła się myśl, że może rzeczywiście pomylił się w swym osądzie, zwłaszcza kiedy chłopak zadał to jedno pytanie, które całkiem krzyżowało mu plany. Nie wiedział jednak, czy traktować je poważnie, skoro chłopak nie poruszył się nawet z miejsca, cały czas patrząc mu prosto w oczy, zanim to wypuścił spomiędzy ust chmurę siwego dymu. – Masz do tego prawo, ale wtedy niczego już ode mnie dostaniesz. – Nie przyjmował wcale defensywnej postawy, nadal wbijając w niego tak samo stanowcze, natarczywe spojrzenie, ale jednak spuścił nieco z tonu, dając mu wymarzone poczucie wolności i swobody, i tak mocno nadszarpnięte już przez nadmierne przywiązanie do odurzających środków. Niewykluczone, że gdyby podobną propozycję złożył mu niecałe dwa tygodnie temu, kiedy to spotkali się w ciemnym zaułku, a całe jego ciało błagało o kolejną dawkę prochów, nie byłby taki hardy i nieustępliwy. A jednak wtedy Paco nie chciał wykorzystywać jego opłakanego stanu. Nie był aż takim skurwielem. - Najlepiej, żebyś i ty sam ocenił jak wiele masz do stracenia. – Pozwolił sobie upić kolejnego łyka, wzdychając w duchu na myśl, że ta zgrabna, powabna sylwetka mogłaby umknąć jego dłoniom spragnionym dotyku. – Nie zrobię niczego wbrew twojej woli. – Dodał więc na zachętę, niejako też dla zatuszowania złego wrażenia i przesadzonej bezczelności, jaką uraczył chłopaka od wejścia. Czekając na jego ruch, wcisnął kolejną merlinową strzałę do ust i sięgnął do kieszeni spodni po zapalniczkę, przypadkowo podciągając swoją koszulę na tyle, że Felix mógł spostrzec ciągnącą się przy lewej nerce bliznę.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Dla Solberga tak trochę jednak tym duchem świętym był. Pojawił się jak Max go potrzebował i dał to, czego nastolatek szukał. No jak to nie była jakaś zesłana z nieba istota, to nastolatek już kompletnie nie wiedział co. -Ma się ten urok. - Posłał Paco zdecydowanie zbyt bezczelny uśmiech, ale jakoś po prostu nie potrafił się powstrzymać. Skoro zwykle audiencje u wielkiego Salazara były płatne, a on jeszcze dostał darmowy alkohol i dobrą kreskę, to musiało być coś, co wyróżniało ślizgona od reszty plebsu. -Twoja strata. - Wzruszył ramionami, nieco pewniej zaciskając palce na szklance z whisky. Podobało mu się tutaj musiał przyznać i chętnie posiedziałby dłużej, tylko temat rozmowy raczej taki, nie na większe rozkminy. Trzeba było się najpierw przecież poznać, wymienić wizzbookiem, przybić żółwika i wtedy można pomyśleć o czymś innym, a nie tak jak zwierzęta bez żadnego dzień dobry nawet! -Uczciwe. I tak już dużo straciłeś. - Solberg, do kurwy nędzy, czy Ty zdajesz sobie sprawę z kim tu siedzisz? Konsekwencje tej twojej głupoty mogły być naprawdę poważne, a Ty bez mrugnięcia okiem dyskutujesz sobie, jakbyś miał cokolwiek do powiedzenia. Choć patrząca na Moralesa, sytuacja może nie była taka tragiczna? Mimo to powinieneś spierdalać, a nie rozsiadać się tu jak pan na włościach, ty pierdolony ćpunie. Podczas ostatniego spotkania zdecydowanie inaczej by się to wszystko potoczyło. -Do stracenia mam tylko czas. Nie mam zamiaru tu dłużej zabawić. - Wyzerował whisky, jaka o dziwo jeszcze mu została i zgasił papierosa w porcelanowej popielniczce, po czym wstał(!) i ruszył w kierunku drzwi, nawet nie spoglądając na Salazara.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Cassidy z kolei porównywał go do stwórcy, twierdząc że w wolnych chwilach zabawia się w boga, a i niegdyś z aurorską odznaką na piersi podpisał z nim cyrograf, mając go wówczas za największego diabła. Salazar jak na kogoś nieprzywiązującego żadnej wagi do religii i niewierzącego w istnienie nadprzyrodzonych tworów jakimś cudem aż nazbyt często padał ofiarą podobnych metafor. Może najzwyczajniej w świecie roztaczał wokoło swej osoby nieziemską aurę? Jednak nie tak silną i obezwładniającą jak Felix. Znowu pokręcił ze zrezygnowaniem głową, widząc przywdziany przez niego bezczelny uśmieszek, ale jedno musiał mu oddać: chłopak miał tupet, a z każdą kolejną buńczuczną uwagą rzuconą z jego strony, Paco nabierał jeszcze większej ochoty, by te uniesione kąciki ust magicznie przemienić w przepełniony bólem grymas. Bólem i przyjemnością, bo wcale nie zamierzał doprowadzić do spotkania własnej pięści z jego twarzą. Nie chciał niszczyć jej piękna, nie w taki sposób. Wolał zamknąć go w uścisku silnych ramion i sprawić, że zapamięta tę noc na długo. Nie potrafił już nawet powstrzymać bezwstydnego, pożądliwego spojrzenia, podobnie jak i wypływającego na lica rozczarowania, kiedy jego gość postanowił wypiąć… a raczej właśnie nie wypiąć się na niego tyłkiem. – Twoja decyzja. – Zawtórował za nim, siląc się na niewzruszony ton, ale sam się skrzywił po kolejnym łyku gorzkawego trunku rozpływającego się znacznie mniej przyjemnie po gardzieli, kiedy to tylko zdał sobie sprawę z tego, że Solberg ma rację. Jego strata… a nie lubił tracić tego, co sobie wcześniej upatrzył. Nawet nie wstawał, żeby odprowadzić go do drzwi, nie do końca chyba pogodzony z wagą porażki, a jednak – ku jego zaskoczeniu – sytuacja nagle uległa diametralnej zmianie. Nie wiedział już czy właśnie żegna się ze swoją zdobyczą, zmuszony obejść się smakiem, czy raczej zaprasza do ognistego tańca. Chłopak dokonał swej zemsty, igrając z jego rozbudzonymi jeszcze mocniej przez rema zmysłami, wreszcie jednak odwieszeniem kurtki na stojący nieopodal wieszak, wyzwalając w Moralesie poczucie ulgi, że nie pozostanie dziś z pustymi rękami. – Czas to pieniądz, a z tego co wiem sporo mi jeszcze wisisz. – Pozwolił sobie zauważyć, zważywszy na okoliczności: dość ryzykownie, ale nie był w stanie zareagować obojętnością na jego wzgardę i zadziorność.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Musiał przyznać, że czuł się jak jebany koksu jak tak bezczelnie igrał sobie z Paco. Adrenalina skakała, a Max nie potrafił zachować jakiejkolwiek kultury, czy powstrzymać się od bezczelnych komentarzy. Taki to był już jego urok, który kiedyś zdecydowanie zbyt łatwo mógł sprowadzić na niego zgubę. Na szczęście jednak Morales chyba trochę mu uległ i nie wyglądał jakby chciał Felixa zajebać. Wręcz przeciwnie. Pełne pożądania spojrzenie było ciężkie do zignorowania co jeszcze bardziej dawało nastolatkowi chorą satysfakcję. Solberg był jedną z tych osób, na które odwrócona psychologia działała aż za dobrze. Jeśli ktoś mu coś nakazywał mógł być pewien, że chłopak tego nie zrobi, ale pozostawiony własnej woli często pchał się w wątpliwe decyzję. Nie inaczej było dzisiaj. Rozczarowanie, które pojawiło się u Salazara, gdy ruszył ku drzwiom było kuszące aż za bardzo. Max po raz kolejny dziś poczuł tę namiastkę władzy i nie potrafił tak po prostu z niej zrezygnować. Komentarz o czasie i pieniądzach zignorował, jak większość wypowiedzi mężczyzny. Jego decyzja, ale jeśli nagle oczom Paco ukaże się szesnastolatek z niewinną mordką, nie będzie mógł powiedzieć, że Felix nie ostrzegał.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Nietrudno było mu ulec, bo i niełatwo było oderwać wygłodniały wzrok od bystrego, zawadiackiego błysku malującego się w jego szmaragdowych źrenicach. Felix zdecydowanie miał w sobie tę iskrę, która z jednej strony pchała go niebezpiecznie ku przepaści, z drugiej jednak w nietypowy, zawoalowany sposób ratowała przed upadkiem na samo dno. Podobnie było i teraz. Momentami Paco nie dowierzał jego butnym słowom, gotów pokarać go za tę bezmyślną i naiwną frywolność. Pieniądze i bezkompromisowość dawały mu poczucie władzy, a przywykły do rządzenia innymi oraz bezwzględnej uległości i posłuszeństwa swoich podwładnych czy przygodnych partnerów, chyba nie do końca przewidział to, że taki oto Felix nagle przyjdzie i zacznie mu się stawiać. Chłopak nieustannie ignorował jego wypowiedzi, nie zważając w ogóle na jego stanowczy ton, który zresztą w części zatracił swój wydźwięk z chwilą, kiedy Morales uzmysłowił sobie, że zdążył już paść ofiarą tej całej felixowej krnąbrności, która jeszcze efektywniej namawiała go do grzechu. Ludzie nazbyt często mu przyklaskiwali, w pełni poddając się jego woli, podczas gdy Solberg burzył wszelkie schematy i zabijał wkradającą się w jego życie nudę, zmuszając do podjęcia większego wysiłku. Wszak kusiła go wizja podporządkowania sobie tego małego chujka… a na razie… przynajmniej skutecznego zamknięcia jego niewyparzonych ust.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie spodziewał się, że nagle spotka jebaniutkiego barona narkotykowego, który udzieli mu pożyczki, a potem zaprosi do luksusowego hotelu. Jak do tej pory miał wrażenie, że to on więcej zyskał na tym układzie, ale domyślał się, że w życiu wcześniej czy później przyjdzie pora zapłaty. Salazar widocznie lubił dominować nad innymi. Wskazywał na to jego ton i zdecydowanie zbyt duża jak na Maxa gust swoboda w wykonywaniu poleceń, do których młody chłopak był raczej wrogo nastawiony. Co innego, gdy polecenie te zaczynały trafiać w jego gusta. Wtedy był w stanie nagiąć nieco swoją upartość i pozwolić się poprowadzić, choć ciężko było mu tak po prostu zaprzestać pewnych odruchów.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Wiele złego można by o Paco powiedzieć, ale nie sposób było mu odmówić determinacji w dążeniu do osiągnięcia upragnionego celu. Poczucie rozczarowania prędko ustąpiło, na powrót przywołując jego zdecydowany ton i chęć przejęcia wodzy nad sytuacją, a mimo że zderzenie z uporem Felixa wymagało od niego podjęcia znacznie większego niż zwykle wysiłku, tak wydawało się, że wreszcie dopiął swego. Wszak gdzieś po drodze zagubił tego krnąbrnego, buńczucznego młodzieńca, zadzierającego do góry nosa i czyniącego wszystko na przekór. Chłopak nagle złagodniał, spotulniał, a teraz posłusznie wykonywał jego polecenia, w pełni poddając się jego woli. Niewykluczone, że po prostu lubił to uczucie spadania, utraty pod nogami stabilnego gruntu, co właściwie nie byłoby tak zadziwiające, gdyby wziąć pod uwagę to, z jaką gorliwością raczył swój organizm kolejnymi dawkami narkotyków. No popatrz, a jeszcze nie tak dawno temu z przekonaniem mówiłeś, że nie zamierzasz tu dłużej zabawić. Po prostu przyznaj, że lubisz puścić się poręczy, cariño.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
To uczucie utraty kontroli było zarówno straszne jak i podniecające, co sprawiało, że Max lgnął do niego jak dementor do nieszczęśliwej duszy. Potrzebował tego, żywił się tym i choć absolutnie nie zbliżało go to do szczęścia, to jednak napędzało jego jestestwo i wbrew sobie wciąż szukał nowych sposobów na mniej lub bardziej bezpośrednią autodestrukcję. To, co pomyślał Morales zarazem było prawdą, jak i się z nią mijało. To, że Max wspomniał o czasie, nie miało nic wspólnego z jego chęcią zostania w tym luksusowym pokoju, gdzie za cenę własnego ciała mógł raczyć się używkami. Nie bez powodu stosował eliksir postarzający i niespecjalnie miał ochotę na to, by jego prawdziwy wiek wyszedł na jaw. Niestety cała ta uważność poszła się jebać z momentem, gdy poczuł że może podkurwić nieco Paco i pokazać mu, że ten wcale nie ma takiej kontroli nad sytuacją, jaką by sobie wymarzył. Jakby nie było to mężczyzna ponosił większą odpowiedzialność w świetle prawa i nastolatek szybko doszedł do tego wniosku, że Wizengamot to w sumie może mu nasrać.
+
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
…usłyszał pukanie do drzwi. Wykrzyknął do niespodziewanego gościa, żeby zaczekał, a sam zaczął gorączkowo zbierać kolejne części garderoby z podłoża i kanapy. Założył na siebie spodnie i koszulę, w pośpiechu zapinając jej guziki. Niezbyt efektownie poprawił także ułożenie roztarganych, mokrych od wysiłku włosów, po czym nie zważając w ogóle na swojego partnera, uchylił drzwi. – Kurwa mać, musieli teraz? - Pechowo dla niego, właśnie w tym momencie paru rosłych mężczyzn zaczęło toczyć burdy przy stole do astroletki, a że ochrona najwyraźniej nie dawała sobie z nimi rady, musiał wziąć sprawy w swoje ręce. Naćpany jak Messerschmitt i wkurwiony jak diabli, co zdecydowanie nie działało na korzyść tych jebanych idiotów, którzy śmieli mu przerywać… +