Osoby: Emily Rowle, Nathaniel Bloodworth Miejsce rozgrywki: londyńskie metro Rok rozgrywki: 2021 wrzesień Okoliczności: wycieczka do parku rozrywki
Była zestresowana i podekscytowana jednocześnie. Naprawdę chciała zabrać Nate'a na mugolską randkę i postanowiła zaryzykować, nie uprzedzając go, gdzie idą. Wiedziała, że to może skończyć się kłótnią, a przynajmniej nieprzyjemna atmosferą, ale wierzyła, że to nie było nic nie do naprawienia kiedy wrócą do mieszkania. Oczywiście, musieli skorzystać z publicznego transportu. Emily jeszcze nigdy nie jechała metrem, ale od dawna miała to na swojej liście mugolskich rzeczy do odhaczenia. Podziemny transport był genialny - że też oni nigdy na to nie wpadli. Na szczęście na przystanku było ogromne zamieszanie, więc Nate nie miał za bardzo okazji zaprotestować, kiedy pociągnęła go za rękę do tajemniczego pociągu w ciemnych podziemiach. Ludzie przepychali się przez nich bez słowa, a ich zagubienie zdecydowanie zdążyło zirytować parę osób. Trudno było znaleźć wolne siedzenie, więc Emily złapała się drążka ja środku metra i zaczęła rozglądać z ekscytacją. - Prawda, że to super miejsce? Słyszałam, że naprawdę szybko jadą, więc lepiej też się złap - doradziła mu, wierząc, że uda jej się zarazić go entuzjazmem. - Zobacz, chciałabym taki, ale strasznie się psują przy... magii - dodała ciszej, chociaż absolutnie nikogo nie obchodziła ich rozmowa. Ludzie stali wpatrzeni w telefony, w ścianę z rozkładem, pojedyncze osoby czytały książki. Gdzieś w rogu siedziała roześmiana grupka dzieci z plecakami. Emily starała się odnotować każdy detal i znaleźć coś, czego wcześniej nie widziała. Nagle oboje poczuli mocne pociągnięcie, kiedy metro gwałtownie ruszyło i chociaż Emily na chwilę straciła równowagę, uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Zasługiwali na trochę spokoju i kilka wspólnych chwil, które będą mogli na stałe dopisać do swoich wspomnień. Udało im się wypracować coś, w co nigdy nie wierzył, że w ogóle jest możliwe - coś na kształt sielanki i szczęścia. I jakkolwiek wiedział, że jest równie stabilna co domek zbudowany z kart, zamierzał udawać, że głęboko wierzy, że będą tak trwać w nieskończoność. Absolutnie nie był zachwycony, kiedy zaciągnęła go na stację metra, ale pozwolił jej na to, bo przecież obiecał, że pójdą gdzie tylko chce, a nie zwykł łamać danego słowa. Znał ją, mógł się przecież spodziewać, że wykorzysta to, żeby zaciągnąć go w ten smutny, pozbawiony magii świat. — Nie rozumiem, co jest nie tak z motocyklem. Ostatnio Ci się podobało — rzucił komentarz w przestrzeń, ale absolutnie nie wierzył, że cokolwiek tym zmieni. Zresztą i tak pociąg wjechał właśnie na stację a Emily mimo wszelkiego oporu wciągnęła go do środka. Skupił się, by utrzymać niewzruszoną minę i nie pokazać, jak bardzo brzydzi się otaczających go ludzi. — Dam sobie ra- — chciał uprzeć się, że absolutnie nie potrzebny mu żaden drążek, ale nagle szarpnięcie wytrąciło go z równowagi na tyle, że bez mała upadł na siedzącego, pogrążonego w lekturze mugola. Rzucił mężczyźnie groźne spojrzenie, jakby wszystko to było jego winą i stanął obok Emily, jednak korzystając z wsparcia w postaci metalowej rurki. Czuł się przytłoczony. Otaczali go ludzie, za którymi z zasady nie przepadał, obrazy, których nie rozumiał i dźwięki, które działały mu na nerwy. — A co to? — zapytał, zetknąwszy przelotnie na korzystającego z telefonu mugola. Nie interesowała go mugolska technologia… ale interesowała go Emily i to, jaka była ożywiona, kiedy opowiadała o tym dziwnym świecie. Spojrzenie zielonych oczu złagodniało, kiedy napotkało jej twarz. Na krótką chwilę zapomniał, gdzie w ogóle się znajdują. — Gdzie jedziemy? — zapytał znacznie delikatniej, stanął nieco bliżej niej i nachylił się, żeby skraść jej krótki pocałunek.
Zerknęła na niego rozbawiona, kiedy wcale nie dał sobie rady tak, jak był tego pewien. Sama była trochę zaskoczona szybkością tego pociągu, zawsze miała wrażenie, że w mugolskim świecie wszystko dzieje się dużo wolniej i spokojniej. W końcu nie mieli magii, która mogłaby przyspieszać transport tak łatwo. Z drugiej strony byli na tyle mądrzy, żeby wymyślić to wszystko bez niej, więc może nie powinna się ciągle tak zaskakiwać. - To jest telefon. Możesz z niego dzwonić do ludzi, pisać wiadomości i odrazu je dostają. Trochę poręczniejszy niż wizbook, nie? No i można dzwonić i rozmawiać, a nawet oglądać się na tych małych ekranach! Mówie ci, oni mają takie super pomysły - uśmiechnęła się radośnie, na chwilę zapominając o ściszonym głosie. Na szczęście szum metra był dość wyraźny. - Mają też internet, ale to trochę bardziej skomplikowane... wciąż próbuje to rozgryźć - przyznała, bo ten cały internet wydawał jej się największą zagadką mugolskiego świata. Miała wrażenie, że to niekończąca się nauka, ale zdecydowanie zamierzała pochłonąć jak najwięcej wiedzy. - Niespodzianka - przypomniała mu i uśmiechnęła się, kiedy niespodziewanie musnął jej usta. Złapała go za rękę, zdajac sobie sprawę, że za często to raczej tego nie robią. Ale w końcu randka, to randka, nie? Pojazd w końcu zaczął hamować, a ona wyjrzała na stację, wiedząc, że wystarczy wydostać się z podziemia, żeby dotrzeć do jej wymarzonego celu. - Chodź, to tutaj - pociągnęła go na zewnątrz, zanim drzwi zdążyły zatrzasnać się przed ich nosem. Zabrała go nawet na ruchome schody i w końcu dotarli na zewnątrz, a przed nimi znajdował się wielki, okazały park rozrywki.
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Wpatrywał się w nią z zainteresowaniem, choć wbrew pozorom cała uwaga nie skupiała się wcale na cudownej technologii mugoli, a na kształcie, w jaki układał się kosmyk włosów, na odcieniu zaróżowionych z ekscytacji policzków i mnogości barw w roześmianych oczach. Uniósł brew, zupełnie tego nie pojmując i choć komentarz cisnął mu się na język, milczał, obawiając się, że któryś z nich mógłby jednak podsłuchać ich rozmowę. — Nie lubię niespodzianek — przypomniał pomrukiem w okolicy jej ucha, korzystając z tej krótkiej chwili bliskości, którą przerwała, kiedy pociąg dojechał na właściwą – jak się okazało – stację. Przewrócił oczyma za jej plecami, ale w gruncie rzeczy odetchnął z ulgą, że opuścili tę przepełnioną puszkę, w której czuł się jak dziwoląg, choć to przecież mugole byli dziwni, nie on. Telefon, też coś. Wychował się w Londynie, ale tak jak i cała jego rodzina omijał jego mugolskie partie tak skutecznie, jak tylko było to możliwe. Nigdy nie jechał metrem ani ruchomymi schodami i wcale nie miał ochoty tego zmieniać. A jednak ruszył za nią, sztywno i z ogromną dozą nieufności stawiając stopy na stopniu; bardzo skrupulatnie pilnował, by nie stanąć przy tym na krawędzi. Po prawdzie zastanawiał się, czy to przypadkiem nie pułapka, która na końcu gotowa jest ich wciągnąć razem ze stopniami, które tak łakomie połykała, ale nie podzielił się z nią swoimi przemyśleniami, obawiając się, że wyjdzie na głupca. — Patronusy są równie skuteczne w rozmowach — podjął temat telefonów, kiedy z niemałym trudem zszedł z ruchomej pułapki i w końcu stanął na pewnym gruncie. Dość nonszalancko objął ją ramieniem, układając dłoń na jej ramieniu. — I do tego się nie psują, ani od magii, ani czegokolwiek innego. A jak chcesz kogoś zobaczyć, wystarczy lusterko dwukierunkowe. Nie sądzisz, że duchowy zwierzęcy strażnik jest fajniejszy niż jakieś grające pudełko? Dokąd teraz? Nie rozumiał – ale chciał zrozumieć. Nawet jeśli nigdy nie miał zupełnie szczerze przyznać jej racji, wystarczało mu to, że mogą o tym rozmawiać.
Naprawdę doceniała to, że jej słucha. To był temat o którym mogła opowiadać jak nakręcona i nie ważne jak bardzo niezainteresowana była druga strona - ona i tak sie nie nudziła. Wiedziała, że wychodzi ze swojej strefy komfortu po to, żeby sprawić jej przyjemność i nie było to dla niej byle co. Między innymi dlatego co chwilę posyłała mu kolejne podekscytowane spojrzenie i kolejny szeroki uśmiech. Była szczęśliwa. Mogłaby okazać to wyraźniej tylko, jakby przyczepiła sobie do czoła napis, który by o tym informował. - Patronusy są spoko, ale trudno je wyczarować, długo docierają do obiorcy no i nie widzisz go. Z kolei lusterko musiałbyś mieć osobne na każdą osobę, z telefonu możesz dzwonić do kogo chcesz i kiedy chcesz, bez ograniczeń. No i przede wszystkim możesz robić te dwie rzeczy naraz - widzieć się i rozmawiać. Nie mów, że to nie brzmi wygodniej - pokręciła głową. Ona nawet nie miała bogatego życia towarzyskiego i pewnie 5 lusterek to byłoby więcej niż wystarczająco, żeby porozumieć się ze wszystkimi bliskimi osobami, ale co, jak ktoś chciałby kontaktować sie tak z kilkunastoma? Kieszenie zaczynałyby robić się ciężkie. - Okej, więc mamy masę opcji. Rollercoaster, oczywiście, jeśli nie boisz się wysokości. Nawiedzony dom, to jest ciekawe, mugole będą udawać duchy, chyba bardzo się ich boją. Szkoda, że nie wiedzą, że niewiele mogłyby im zrobić. Są też różne samochody, gry i... wiem co ci się spodoba! - tu i teraz ją olśniło i to nie tylko w kontekście wesołego miasteczka. Chodziło o to, co Nate może uznać za ciekawe wsród mugoli i wierzyła, że znalazła odpowiedź na to pytanie. Znowu pociągnęła go za rękę, tym razem w kierunku strzelnicy. - Widzisz te urządzenia? - szepnęła w jego kierunku - Mugole używają ich żeby ze sobą walczyć. Tylko to chyba trochę poważniejsze, niż zwykłe pojedynki. Trochę jak pojedynki na niewybaczalne. Jak tym strzelisz, to możesz kogoś nawet zabić, wystarczy przycisnąć przycisk. Tymi tutaj celujemy do jakichś puszek i można wygrać nagrody. Widziałam na jakimś mugolskim filmie, że faceci wygrywają dla dziewczyn misie - spojrzała na niego znaczącym, słodkim spojrzeniem, bo chociaż feminizm płynął jej w żyłach, desperacko chciała być typową mugolską dziewczyną z komedi romantycznych. - Potem ja ustrzelę coś dla ciebie!
Jeśli zdecydujesz się strzelać, masz trzy próby: Parzysta: udało się Nieparzysta: nie udało się
3 wygrane - duży miś, 2 wygrane - średni miś, 1 wygrana - mała zabawka
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
— Wiesz, co brzmi wygodniej? — zerknął na nią z uśmiechem sięgającego jednego z kącików ust i zielonych tęczówek. — Spotkanie twarzą w twarz. Można rozmawiać, patrzeć na siebie. Dotykać się. Dzielić pizzę albo łóżko. Albo obie te rzeczy jednocześnie. Brzmi lepiej niż telefon? Zastanawiał się, czy jest w stanie w oczach Emily w jakiś sposób wygrać z mugolską technologią. Czy poświęciłaby podróż metrem w zamian za wieczór spędzony w łóżku? Pozornie nudny i mało odkrywczy? Czy kochałaby go bardziej, gdyby podzielał jej pasję? Zamyślił się i zamilknął, kiwając tylko głową na atrakcję, które wymieniała. Nie bardzo widział siebie w parku rozrywki, miał wrażenie, że będzie tam odstawał jak niedopasowany puzzel, bo nie bardzo potrafił się śmiać. Poczuł szarpnięcie i przyspieszył kroku, orientując się, że przestał jej słuchać. Teraz próbował złożyć strzępki słów w jakąś całość, bo to, co miał przed oczyma, niczego mu nie przypominało. — Sugerujesz, że pojedynki na zaklęcia niewybaczalne to coś, co lubię? — Zdziwił się, choć znalazła się w tym i trudna do wyczucia nuta kpiny. Mimo pozornie kąśliwej uwagi spojrzał jednak na broń nieco łaskawszym okiem. Przeniósł wzrok na mugola, który właśnie jej używał, by zapoznać się z podstawami. — Może masz rację — dodał z cichym śmiechem i wyprzedził ją, by sięgnąć po strzelbę. Dziwnie leżała w jego dłoni, jak za ciężka, zupełnie nieporęczna różdżka. Fakt, że był leworęczny, ani trochę mu nie pomagał. Początkowo miał ochotę złapać ją jedną ręką i wymierzyć tak, jakby rzucał jakiś czar, ale w porę się opamiętał. — Jeśli trafię więcej razy niż Ty, idziemy pieprzyć się w domu strachów — zapowiedział, rzucając jej wyzywający uśmiech, który poszerzył się wyraźnie kiedy po wycelowaniu od razu trafił do celu. Było to jednak szczęście początkującego, albo po prostu poczuł się zbyt pewnie, bo dwa kolejne strzały wyszły kompletnie beznadziejnie. Niechętnie oddał broń i wybrał nagrodę, która miała być chyba pocieszeniem – breloczek w kształcie liska. Kręcąc nim na palcu, oparł się tyłem o ladę i ruchem brody wskazał, że teraz jej kolej. Zamierzał peszyć ją spojrzeniem.
Ostatnio zmieniony przez Nathaniel Bloodworth dnia Czw Kwi 14 2022, 22:33, w całości zmieniany 2 razy
- Zależy. Z tobą? Może i tak - uśmiechnęła się i pocałowała go krótko, skuszona namalowaną przez niego wizją bliskości na tyle, że nawet zdołał oderwać ją na moment od cudownej, mugolskiej rzeczywistości. Oczywiście zaraz wybudziły ją z tego krzyki dobiegające z najbliższego rollercoastera. - Ale wiesz, jak już tak razem leżymy, to mając telefon, moglibyśmy zamówić pizze tak, ze przynieśliby ją nam pod drzwi - oczywiście pragnęła jak niczego innego, żeby chociaż trochę bardziej podzielał jej pasję, ale o to czy kochałaby go mocniej nie musiał się martwić. W zasadzie trudno było jej sobie wyobrazić, żeby to było w ogóle możliwe. - Jak trafisz w kość to też jakbyś komuś coś złamał - podsunęła jako alternatywe dla tak brutalnej opcji, jaką była walka na zaklęcia niewybaczalne. Ich pojedynek faktycznie wypadał przy tym dość niewinnie. - Może celność trochę ci się poprawiła - dodała jeszcze, zanim sięgnął po strzelbę. Po tekście, który zaraz wypalił zerknęła nerwowo na instruktora i walnęła Nate'a lekko w ramię (z pewnością przez to nie poszło mu tak dobrze jak planował) i pokręciła głową. - Merlinie, ciszej - mruknęła, nagle dużo bardziej przejęta dyskrecją niż kiedy toczyli dyskusję o magii w otoczeniu setek mugoli - ale zgoda - dodała po chwili, zanim wypuścił pierwszy strzał i to w dodatku bardzo skuteczny. Prawdę mówiąc po tym spodziewała się pasma sukcesów, ale zdecydowanie się pomyliła. Najwidoczniej szczęście początkującego sprawdziło się tylko przy pierwszej próbie, więc uśmiechnęla się do niego z satysfakcją, gotowa ponieść spektakularne zwycięstwo. Oczywiście się przeliczyła. Starała się ignorować jego natarczywe spojrzenie, ale nawet wtedy ręce drżały jej z jakiegoś niezrozumiałego powodu. Przecież to nie było znowu takie ciężkie. O dziwo pierwszy strzał też jej się udał, chociaż musiała przyznać (oczywiście przed samą sobą), że to był kompletny przypadek, bo nawet nie wiedziała czy patrzy w dobre miejsce. No i chyba nie patrzyła, bo kolejne dwa okazały się równie kiepskie, co te Nate'a. Wzięła swoją symboliczną nagrodę, czyli plastikowego, czarnego kotka i już miała odłożyć broń, kiedy stwierdziła, że nie zostawi tego tak na remisie. - Nazwijmy to rozgrzewką, jeszcze jedna tura - zaproponowała i... praktycznie powtórzyła poprzedni scenariusz, tylko tym razem wyszło jej środkowe trafienie. Zmarszczyła nos i przekazała mu broń. - Wygląda na to że jeśli chodzi o pojedynki trzymamy poziom od pierwszego spotkania. Jest w tym jakaś imponująca konsekwencja - zauważyła, licząc, że i on nie nabrał nagle podejrzanych umiejętności. No, może mała część zerkająca w kierunku domu strachu odrobinę mu kibicowała.
Kostki: najpierw 6,5,3 potem 5,6,3
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
— O tak, łamanie kości podoba mi się znacznie bardziej. Czasem za tym tęsknię, powinniśmy do tego wrócić. Początkowo stał z niewzruszoną, patrząc jak strzela. Nie musiał nawet zerkać za siebie, by wiedzieć, czy udało jej się trafić, wszystko jak zwykle dało się bez problemu wyczytać z jej twarzy. Obserwowanie jej reakcji na sukcesy i porażki, i przede wszystkim tej samej zawziętej miny, jaką miała, gdy stawali w szranki, dawało mu satysfakcję i rozczulało w sposób, do którego nie przyznałby się dobrowolnie. — No proszę, trochę odpowiedniej motywacji potrafi zdziałać cuda. Cieszę się, że wybierasz mnie zamiast wygranej. Trochę mi to schlebia. — Nie omieszkał roześmiać się, kiedy druga seria strzałów zakończyła się z identycznym wynikiem co pierwsza. Podszedł do niej zdecydowanie bliżej, niż było to konieczne i odbierając od niej strzelbę, położył dłoń na jej talii, zaciskając na niej na moment palce. Potem nonszalancko złapał broń i strzelił jak gdyby nigdy nic, trafiając dwukrotnie. Ego ledwie się w nim mieściło. — Zatem dom strachów — rzucił z rozbawieniem i już miał odchodzić, kiedy przypomniał sobie o nagrodzie. Powiódł wzrokiem po rzędzie małych pluszaków i w końcu wybrał uroczego szczurka. — Na wypadek gdyby Avada w końcu zeżarła GPS — wyjaśnił, podając jej maskotkę.
Ostatnio zmieniony przez Nathaniel Bloodworth dnia Pią Kwi 15 2022, 17:45, w całości zmieniany 1 raz
- Myślisz, że dałabym ci wygrać? - uniosła na niego spojrzenie, przekazując mu strzelbę i zaciskając lekko usta, kiedy poczuła jego objęcie trochę zbyt wyraźnie jak na to, jak niewinny był to gest. Nawet nie wiedziała jak on w takich okolicznościach może tak łatwo skradać jej uwagę. Kolorowy, mugolski park rozrywki wokół a skupiała się zdecydowanie za bardzo na błysku rozbawienia w jego oczach. Z kolei mogła sobie wybaczyć, czemu poczuła dziwną fale satysfakcji po tym, jak bez większego wysiłku poradził sobie z mugolską bronią. I chociaż jej skrzywienie było szczere, bo niezależnie od okoliczności nie lubiła przegrywać, zwłaszcza z nim, to niezaprzeczalnie podobał jej się obrazek jaki miała przed sobą. Uśmiechnęła się, kiedy dostała upragnioną maskotkę i cmokneła go w usta w podziękowaniu, zatrzymując się na palcach na moment. - Wiesz, że nie cierpię tego, jak bardzo do twarzy ci z wygraną? - wymruczala, szczerze oburzona tym faktem. Nie odwlekała wycieczki do nawiedzonego domu, jedną ręką ściskając jego dłoń, w drugiej trzymając pluszowego szczura. - Co jak naprawdę cię przestraszą i będziesz chciał uciekać? - zapytała retorycznie, bo scenariusz był mało prawdopodobny, ale ej - kto wie? Kiedy weszli do środka, nie bardzo przejmowała się czymkolwiek, chyba tak bardzo kojarzyła dom strachów z duchami, że jedyne czego się spodziewała, to zobaczyć ich podobnizy. Jak bardzo się zdziwiła, jak coś upadło na jej ramię i okazało się być sztucznym pająkiem, który - mogłaby przysiąc - wyglądał zupełnie jak prawdziwy. Pisnęła głośno, strzepnęła z siebie to paskudztwo i wczepiła się w Nate'a trochę mocniej, a obawie o kolejny atak. - To chyba pierwsza mugolską zabawa, która mi nie leży - mruknęła.
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Wiedział. Doskonale zdawał sobie sprawę. Prawdopodobnie na tym właśnie polegał jego urok: na wrodzonej i umacnianej przez lata pewności siebie, która w momentach sukcesów i zwycięstw dodatkowo pęczniała. Zupełnie jakby rozłożył pawi ogon. Nachylił się, by nieznacznie przedłużyć moment pocałunku, walcząc ze sobą, by nie dać się ponieść buzującej w nim namiętności, która nijak nie pasowała do tej chwili. — Przecież mnie obronisz — stwierdził z absolutną powagą i dodatkowym wzruszeniem ramion. Splótł ze sobą ich palce i ruszył w odpowiednim kierunku, zupełnie nie wahając się, kiedy przyszło im przekroczyć próg tego strasznego miejsca. Prawdziwego strachu napędziła mu jednak dopiero Emily, która swoim piskiem sprawiła, że wolną dłonią odruchowo sięgnął do kieszeni, w której schowana była jego różdżka. — Na Merlina, Ems — wydusił z siebie, wypuszczając z płuc nagromadzone i wstrzymane powietrze. Cofnął dłoń i trącił sztucznego pająka palcem, przyglądając mu się z niejaką pogardą. — Akromantula to to nie jest. Odpuścił sobie jednak wszelkie złośliwości na temat mugoli i tego, jak marne są tworzone przez nich imitacje, zamiast tego objął ją, by dodać jej nieco otuchy. — Chcesz uciec? — zapytał, nawiązując do jej wcześniejszych słów; ogarnął z jej twarzy kosmyk, który wymknął się z upięcia i nachylił się, by niezobowiązująco musnąć jej wargi. — Jesteś piękna, kiedy się boisz — wyszeptał w ciasną przestrzeń pomiędzy prawie złączonymi ustami i sięgnął do nich raz jeszcze, tym razem nieco dłużej delektując się ich miękkim ciepłem. — Chodź, blokujemy wejście — ponaglił ją, układając dłoń na dole jej pleców. Zostawił ją tam na dobre, po części po to, by uspokoić ją swoją bliskością, ale również dlatego, że szalenie podobało mu się balansowanie na granicy dobrego smaku, która w rytm jej kroków przechylała się na jego korzyść. Zaledwie kilka kroków dalej rozległ się dziecięcy śmiech i pierwsze wersy jakiejś upiornej kołysanki. Cień dziecka z misiem w ręku pojawił się na ścianie obok nic i zniknął w mgnieniu oka. I choć nie bał się, to też wcale tak do końca mu się tu nie podobało.
Na świecie mogła być cała masa przerażających rzeczy, ale nic, absolutnie nic nie było w stanie przebić pająków. Nawet dorosłe życie nie było w połowie tak straszne, jak one. Mogła zachować względnie zimną krew w wielu sytuacjach, ale w tej kwestii wymiękała bardzo szybko. - Rzeczywiście wielka szkoda - pokręciła głową, zdecydowanie nie oceniając mugoli negatywnie przez pryzmat tego, że ich podróbki pająków nie były wystarczająco podobne do akromantuli. Na szczęście kiedy odeszli trochę dalej i w zasięgu wzroku nie było żadnych pajęczyn, a w dodatku on ją przytulił, trochę się rozluźniła i starała rozglądać po nawiedzonym wnętrzu. - Dam radę. W razie czego to ty jednak będziesz bronił - uśmiechnęła się i musnęła jeszcze jego policzek, zanim zdążył uciec. Czuła, że to że ona uważała go za atrakcyjnego kiedy wygrywał a on ją, najwidoczniej, kiedy się bała, byłbym długim i zawiłym tematem na terapii. Chyba nie było sensu przesadnie tego analizować. W końcu pokonali trochę dłuższy odcinek a ona zaczęła czuś się z tym wszystkim trochę bardziej komfortowo, a to co widziało dużo bardziej ciekawiło ją, niż zamartwiało. Oczywiście dalej trzymała się tak blisko niego, jak to tylko było możliwe, a kiedy kątem oka dostrzegła dość niewinnie wyglądający zaułek, pociągnęła go lekko za rękaw, dając znać, że mogliby przypadkiem zboczyć z trasy. - Wygląda na to, że to jakiś niezagospodarowany kawałek, powinniśmy to nadrobić - uśmiechnęła się, bo chociaż dalej było słychać z oddali upiorne śmiechy, to w bliskiej okolicy nie latały już żadne podejrzane cienie. - Żebyś potem nie mówił, że nie umiem przegrywać z godnością - wymruczała mu do ucha i pociągnęła go za pasek trochę bliżej siebie, składając kilka drobnych pocałunków na jego żuchwie i szyi. - Naprawdę doceniam to, że tu ze mną przyszedłeś - podniosła na niego spojrzenie i oparła się trochę wygodniej o znajdującą się za nią ścianę, przy okazji bacznie obserwując wejście do ich małej kryjówki.
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
— To niespodziewany zwrot akcji — rzucił z rozbawieniem, które przybladło dopiero w reakcji na kolejną wspaniałą atrakcję. Było to na tyle nieprzyjemne, że poczuł, jak na przedramiona na moment wstępuje mu gęsia skórka. — Coś jest zdecydowanie nie tak z dziećmi, nie sądzisz? — dodał jeszcze, zerkając na ścianę, na której jeszcze przed momentem widzieli cień. Z wielką chęcią dał jej się poprowadzić gdziekolwiek byle dalej od tej kołysanki. — Kolejna atrakcja? — pozwolił, żeby na wargach zadrżał mu uśmiech, kiedy poczuł zdecydowane szarpnięcie, które skróciło dystans między nimi. — Mam się bać? — dodał w odpowiedzi na pocałunki. Korzystając z tej chwili, rozejrzał się dookoła, by móc ocenić sytuację.
Nic innego tutaj nie mogło jej chyba tak naprawdę przerazić. Nie to, że nie miała innych lęków - nie cierpiała być na wysokości ani w wodzie, ale te dwie rzeczy raczej jej tutaj nie groziły. - Czyli ciebie w nawiedzonym domu najbardziej przerażają dzieci? Zupełnie nie pasuje do profilu - powiedziała z pełną powagą. W sumie nigdy nie zastanawiała się nad ty, jak dziwna wydaje jej się perspektywa, że Nate mógłby mieć kiedyś rodzinę. Nie leżało to jednak kompletnie w obrębie jej zmartwień, bo sama nie widziała w takim scenariuszu siebie. Nie to, że nigdy nie chciała mieć rodziny, po prostu wydawało jej się to tak odległe i nieistotne na ten moment, że trudno jej było patrzeć na to jak na realne zagadnienie. Była pewna, że nie wiedziałaby co zrobić z taką małą istotą. Chyba naprawdę udało im się znaleźć ciche i puste miejsce. Wszystkie głosy zaczęły dobiegać do niej jakby naprawdę z oddali, chociaż na to mogło składać się kilka czynników.
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Pokręcił nieznacznie głową, zastanawiając się nad odpowiedzią. Bo to przecież nie tak, że w najbardziej przerażały go tu dzieci. Prawda wyglądała tak, że najbardziej bał się ograniczonej ilości światła, która w łatwy sposób mogła zabrać go do wspomnień sprzed roku, kiedy borykał się z utratą wzroku. Przede wszystkim jednak bał się samego siebie, tego, że coś lub ktoś wyskoczy na niego i skutecznie go zaskoczy, a on sięgnie po różdżkę. Przecież przez lata ćwiczył w sobie ten odruch, trenował, by umieć wyciągnąć ją w natychmiastowej reakcji na zagrożenie. W jego świecie, tym trochę innym niż świat Emily, była to niezbędna umiejętność zapewniająca przetrwanie. — Po prostu nie rozumiem jak to możliwe, że jednocześnie są uważane za urocze i straszy się nimi ludzi. To chyba świadczy o tym, że coś jest z nimi mocno nie tak. — Tak właściwie nie bardzo miał doświadczenie z dziećmi i całe szczęście. Mógł z powodzeniem nie wiedzieć nic na ich temat i nie zmieniać tego stanu rzeczy. Za rogiem usłyszał kroki, co ani trochę go nie zraziło, wręcz przeciwnie, wywołało na jego twarzy uśmiech w odpowiedzi na rozlewającą się w ciele adrenalinę.
- To fakt, ale to w sumie nie tylko dzieci. Klauny też powinny być raczej czymś pozytywnym, a dużo ludzi się boi - zauważyła, nie do końca rozumiając jak działają te wszystkie lęki i fobie. Oczywiście jednym było to, co czuł Nate, chęć bycia w gotowości. Ale inne obawy, tak jak jej strach przed pająkami, były w zasadzie kompletnie nieuzasadnione i nie potrafiła nawet nad tym pracować. Naprawdę nie wiedziała, jak głośne miałyby być te kroki, żeby faktycznie spróbowała go w jakikolwiek sposób zatrzymać. I chyba musiała przyznać, że ją też zamiast zahamować, nakręciło to tylko jeszcze bardziej. Jedyne czego się obawiała, to że ktoś naprawdę im przerwie, bo była przekonana, że wyrwanie ją z tego zamglonego stanu stanowiło prawdziwe wyzwanie.
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
— Ems, ja... — zawahał się i stchórzył. Miał ochotę zrobić krok naprzód i przyznać się do uczuć, jakimi ją darzył, ale nagle wydało mu się to zawstydzająco żałosne – „Kocham Cię” po tak intensywnych chwilach dało się porównać do „było pyszne” na obiedzie u teściowej. Nie chciał zabrzmieć, jakby wymieniał uprzejmości. — Poszedłbym za tobą do Azkabanu, mugole to nie taki wyczyn — dokończył, nawiązując do jej wcześniejszych słów, które wówczas zostawił bez odpowiedzi. Poprawił kilka złotych kosmyków, nachylił się po ostatni pocałunek i złapał ją za rękę, prowadząc do wyjścia. Oboje mieli chyba dość strachu... no i chciał przecież zapalić.
Kiedy zawiesił się na chwilę po wypowiedzeniu jej imienia, nagle skupiła na nim jeszcze większą uwagę niż wcześniej, o ile w ogóle było to możliwe. Oczywiście, że na to liczyła. Minęło już tyle czasu odkąd ona to wyznała i to nie raz. Nigdy nie oczekiwała odwzajemnienia i nigdy nie próbowała wywierać na niego presji, ale to nie oznaczało, że wcale na to nie czekała. Gęsty mówiły wiele, bardzo dużo mogła wywnioskować sama, ale to koniec końców i tak nie było to samo. Przez ułamek sekundy przez jej twarz przebiegł zawód, ale szybko zatuszowała to uśmiechem. Nie sztucznym, ani wymuszonym, bo to co powiedział było naprawdę ważne i wiedziała, jak wiele znaczy. Nie było to to, co chciała usłyszeć, ale postarała się wyrzucić te oczekiwanie, przynajmniej na ten moment. - Wiem - odparła w pomruku, kiedy sięgnął po kolejny pocałunek. Nie trudno było wyczytać między wierszami słowa rozumiem, które miało dać mu znać, że nawet jeśli dostrzegł ten podejrzany cień na jej twarzy, nie musiał za bardzo się nim przejmować. Nie ważne jak bardzo chciała to usłyszeć, najważniejsze było to, co czuła. - Okej, przed nami jeszcze masa punktów do odhaczenia. Trochę zgłodniałam, więc proponuję dużą watę cukrową, a potem ten największy rollercoaster - zaproponowała radośnie, kiedy wyszli z nawiedzonego domu, a on zapalił papierosa. Raczej nie powinien być zaskoczony pierwszym punktem, bo tak jak on zawsze potrzebował papierosa, tak ona natychmiast robiła się głodna po seksie i tylko kiedy była naprawdę wyczerpana, zasypiała u jego boku bez drobnej wycieczki do kuchni. Niezależnie od jego odpowiedzi zatrzymała się przy jednym stoisku i kupiła im jedną, wielką tęczową watę. Oczywiście była dla nich oboje, bo w życiu nie zjadłaby całej. Co z tego, że potem wciągała ją w moment, ledwo dając mu sięgnąć po parę kęsów. - Jest podobno najszybszy w Londynie - poinformowała go, kiedy ustawili się w długiej kolejce. Nie czekała, aż dokończą jedzenie, domyślając się, że stanie tutaj chwilę potrwa. - Ej w ogóle latałeś... to znaczy, byłeś w szkolnej drużynie sportowej? - poprawiła się, zdając sobie sprawę, że otacza ją całą masą mugoli. Prawda była taka, że niewiele wiedziała o jego szkolnych czasach. Nie bardzo potrafiła sobie wyobrazić Nate'a-nastolatka.
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
— Tylko trochę? — wyraźnie rozbawiony powiedział niewyraźnie z wetkniętymi między wargi błękitnym gryfem. Grzebał w kieszeni w poszukiwaniu zapalniczki, bo nie mógł przecież odpalić go za pomocą różdżki. Miał ze sobą tylko tę smoczą, ale osłonił twarz, pilnując, by nie dało się dostrzec wylatującego z metalowego pudełka smoczka, który użyczył mu płomienia. Głęboko zaciągnął się gryzącym, pachnącym miętą dymem, a uczucie błogości rozlało się na jego twarzy. Sięgnął ręką do waty cukrowej większej niż jej głowa i oderwał kawałek, zanim zdążyła zaprotestować. Wolał wersję zaprawioną magią, ale słodycze były jedną z tych rzeczy, które kupowały go we właściwie każdej postaci, nawet – jak się okazywało – mugolskiej. — Wspaniale — skomentował, podnosząc wzrok na ogromną konstrukcję. Nie imponowała mu, a wręcz przeciwnie, drażniła go, bo potrafiła wywołać w Emily tak ogromne emocje. Czy przypadkiem nie przepadała za wysokością? Jakim cudem tak bardzo cieszyła się na tego typu rozrywkę? Dlaczego wszystko co mugolskie, choć wiązało się z takimi samymi zagrożeniami i nieprzyjemnościami co magia, było dla niej o niebo lepsze? — Będziesz mogła zwymiotować watę najszybciej w Londynie — wypuścił dym ku górze, a na komentarz jakiejś kobiety stojącej w kolejce przed nimi, posłał jej tylko nieprzyjemne spojrzenie, następnym razem posyłając nikotynowy obłok prosto w jej plecy. — Mhm — odpowiedział na dość niespodziewane pytanie, które padło akurat, kiedy łapał ostatniego bucha. Potem rzucił peta na ziemię i zgniótł go butem, bo nie mógł spalić go zaklęciem. — Latałem za spódniczkami, a sportowcy mieli uproszczone zadanie. Początkowo chciał obrócić to w żart i uciąć temat. Nie lubił wspominać przeszłości, zwłaszcza ostatniej klasy Hogwartu i studiów, nigdy nie mówił o tym z własnej woli... ale zawahał się, bo zdał sobie sprawę, że nigdy o to nie pytała. To dlatego odpuścił sobie kpiny. — Od piątej klasy. Widać, kto kompletnie nie interesuje się sportem, musiałaś być w jakiejś... drugiej klasie, kiedy grałem w meczach w siódmej. Ale nigdy nie byłem zbyt dobry — wzruszył ramionami. Nie bolało go to, Quidditch nie był jego pasją. Lubił to, że trzymał go w formie, lubił przynależność do drużyny, a i pierwszy wspomniany aspekt bycia graczem nie był tak do końca żartem. — Na studiach w Kanadzie grałem trochę w hokeja, mają jeszcze większego fioła niż... wy... na punkcie... — zmarszczył brwi, nie wiedząc w jaki sposób zastąpić hogwartczyków i quidditch. W końcu się poddał, nazywając to po prostu "waszą grą". — Nigdy o tym nie myślałaś? O dołączeniu do drużyny?
Kiedyś powiedziałaby, że dym papierosów ją odrzuca. Samej nigdy jej do tego nie ciągnęło, zresztą - kompletnie nie potrafiła się zaciągać, zaraz ksztusząc się bez opamiętania i tyle byłoby z tej dyskusyjnej przyjemności. Dopiero przez Nate'a przestała patrzeć na ten nałóg tak negatywnie. W tym momencie już tak silnie wiązała zapach dymu z nim samym, że nie tylko jej nie przeszkadzał, tak naprawdę zaczął jej już odpowiadać i wywoływać przyjemne skojarzenia. Oczywiście nadal sama trzymała się od tego z daleka, nie tęskniąc za palącym uczuciem w płucach. Nie miała jednak nic przeciwko całusom w których wciąż mogła wyczuć odrobinę dymu. - Wspaniale - potwierdziła, ignorując jego ironię. Rzeczywiście bała się wysokości i przeszło jej przez myśl, że kiedy już na to wsiądzie to może nie być tak kolorowo, jakby się wydawało, ale kompletnie nie powstrzymywało ją to przed próbą. Zresztą w przeciwieństwie do niego uważała, że to niosło za sobą dużo mniejsze zagrożenie. Strach był tym większy im większa odpowiedzialność leżała po jej stronie - miotłe musiała kontrolować ona i wystarczył jeden fałszywy ruch, żeby zrobić sobie krzywdę. Z tego nie dało się spaść i nie musiała nad tym w żaden sposób panować, nad wszystkim czuwał ktoś inny. Dla niego pewine było dokładnie odwrotnie. - Myślałam, że nie musiałeś sobie już niczego upraszać - przewróciła oczami na jego komentarz. Nigdy nie rozumiała dlaczego w czyichś ochach gracze mieliby być bardziej atrakcyjni. Ona, jak zresztą właśnie pokazała, nie potrafiłaby ich nawet wyróżnić z tłumu. A gdyby to zrobiła to tym bardziej trzymałaby się z daleka, wiedząc, że prawdopodobnie nie mieliby ze sobą absolutnie nic wspólnego. - No zdecydowanie nie - zapewniła w związku z tym. Nie była zaskoczona, że to było coś co interesowało jego. Wpisywało jej się to w wyobrażenie, jakie mogłaby o nim mieć w szkolnych czasach. Kiwnęła glową na wspomnieniu o hokeju i zaraz zaśmiała się na jego kolejne pytanie. - Nie. Ja i sport... powiedzmy, że próby biegania kończą się na potykaniu o własne nogi. Co dopiero coś takiego - pamiętała, jaką męczarnią był pierwszy rok, kiedy musiała uczyć się latania. Gdyby była trochę innym typem uczennicy, pewnie uciekałaby z tych zajęć tak często jak to tylko możliwe. - Zresztą, nigdy nie byłam zbyt drużynowym typem. W każdym sensie. Swoją drogą, pewnie jakbyśmy byli w tym samym wieku to i tak nie zamienilibyśmy słowa w szkole, chyba że chciałbyś się ze mną przespać. Tak wiesz, dochodząc do pewnego punktu na swojej liście kiedy kończą się te serio atrakcyjne dziewczyny, ale jeszcze nie zaczynają wariatki. Przynajmniej mam nadzieję - zażartowała, chociaż była pewna, że jest w tym całkiem spore ziarno prawdy. Ciekawe było to, że byli w jednym domu, mimo że różnica charakterów była tak ogromna. Zdecydowanie prędzej widziałaby go wśród znajomych Charliego, niż w jakimkolwiek swoim kręgu, jeśli można było powiedzieć, że miała w ogóle coś takiego.
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
— Wezmę to za komplement, kolejny na dzisiejszej liście — jeśli to mugolskie miejsca wpływały na nią w taki sposób, to może powinien przemyśleć to, czy nie pozwolić zabierać się w nie częściej? Ewidentnie wpływały pozytywnie na jej język, nie tylko pod względem wypowiadanych przez nią słów. Właściwie znał jej odpowiedź jeszcze zanim w pełni wypowiedział pytanie, ale i tak z niego nie zrezygnował, nie wykluczając, że może znów czymś go dzisiaj zaskoczy. Znał ją tyle czasu, a jednocześnie swoją znajomość – nie mówiąc już o związku – zaczęli od kompletnie odwrotnej strony, niż bywało to z normalnymi ludźmi. W efekcie wiedzieli wiele o własnych sekretach, o najmroczniejszych obliczach, o lękach, marzeniach, zagrożeniach, a wciąż tak mało o nudnej codzienności, która zwykle zdawała się ich nie dotyczyć. Ile razy zdarzyło im się wybrać rozmowę zamiast znacznie łatwiejszych form spędzania czasu? — Och tak, niesamowicie byś mnie wkurwiała — powiedział bez wahania, myśląc nad tym, że z pewnością nie mogliby się zaprzyjaźnić. Dostawałby szału od ciągłego słuchania o mugolach i niewykluczone, że wzgardzałby tym, jak lekkomyślnie marnuje potencjał zapewniony przez czystą, magiczną krew. — I co, przespałabyś się ze mną? Przymknęłabyś oko na absolutnie paskudny, nudny charakter prawie-sportowca? — nie atakował jej, właściwie był ciekawy. Trochę żartował, ale tak naprawdę nadstawiał uszu, by wyłapać interesującą go odpowiedź. — Na swoje usprawiedliwienie mam to, że w qui... sportowej koszulce wyglądam zjawiskowo, a kabiny prysznicowe w męskich szatniach mają zaskakująco duże powierzchnie. Hogwart wyraźnie pogodził się z ich prawdziwym przeznaczeniem... Nie podobało mu się, że tak o sobie mówiła, ale zanim rzucił się do protestów, postanowił przemyśleć sytuację. Czy była klasycznie piękna? Czy obiektywnie rzecz ujmując, mogła przyciągać spojrzenia na szkolnych korytarzach? Wierzył, że gdyby była bardziej pewna siebie, nie miałaby problemu z powodzeniem. W końcu zaśmiał się pod nosem. — Jesteś szalenie atrakcyjną wariatką, Ems. W sam raz, dla takiego pojeba, jak ja. Panie przodem. — Wskazał jej drogę, bo kolejka właśnie dobiegła końca, a on, choć godził się na jej wszystkie durne pomysły, zupełnie nie zamierzał dotknąć tego jako pierwszy.