Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Moldoveanu

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość


Nessa M. Lanceley
Nessa M. Lanceley

Nauczyciel
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 159
Dodatkowo : animag, magia bezróżdżkowa
Galeony : 916
  Liczba postów : 3856
https://www.czarodzieje.org/t15974-nessa-m-lanceley
https://www.czarodzieje.org/t15976-freya-i-korespondencja-dla-panny-lanceley#434018
https://www.czarodzieje.org/t15975-nessa-m-lanceley#433995
Moldoveanu QzgSDG8




Gracz




Moldoveanu Empty


PisanieMoldoveanu Empty Moldoveanu  Moldoveanu EmptyNie Lip 12 2020, 14:57;


Moldoveanu



Najwyższy szczyt górski Rumunii i Karpat Południowych (2544 m n.p.m.), znajdujący się na terenie rezerwatu smoków. Jest on zamieszkały głównie przez Rogogony Węgierskie, które upodobały sobie tutejsze jaskinie do budowy gniazd. Smoki te bardzo źle znoszą odwiedzających to miejsce mugoli lub czarodziejów — zwłaszcza w okresie lęgowym, należy zachować szczególną ostrożność. Droga na szczyt jest trudna, warunki pogodowe zmieniają się bardzo szybko. Podczas wspinaczki na górę, można natknąć się porozrzucane kości zwierząt bądź ludzi, a przy odrobinie szczęścia fragmenty skorup jaj.

Powrót do góry Go down


Julia Brooks
Julia Brooks

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Dodatkowo : (ex)Kapitanka Krukonów
Galeony : 1554
  Liczba postów : 4966
https://www.czarodzieje.org/t19470-julia-brooks
https://www.czarodzieje.org/t19475-julia-brooks
https://www.czarodzieje.org/t19471-julia-brooks#576533
https://www.czarodzieje.org/t19697-julia-brooks-dziennik#589978
Moldoveanu QzgSDG8




Gracz




Moldoveanu Empty


PisanieMoldoveanu Empty Re: Moldoveanu  Moldoveanu EmptyCzw Sty 06 2022, 20:22;

ekwipunek: różdżka (+5 zaklęcia), termos z grzańcem, termos z kawą, prowiant, 3x eliksir wiggenowy, tłumaczki, czapka niewidka, peleryna niewidka, stek

Omerta. Do momentu dotknięcia świstoklika, trzymała zęby za zębami, nie zdradzając się z tym, co też za niespodziankę wymyśliła dla Theo. Taka była bowiem istota niespodzianek a wygadanie się przecież kompletnie przeczyło wszelkim prawom logiki, według których tajemnica powinna pozostać tajemnicą, do momentu, gdy już tą tajemnicą nie była. Skomplikowane? Być może, ale w jej krukońskim umyśle brzmiało to w sumie legitnie. Theo nawet nie wiedział, jak wielkie miał szczęście, że postanowił jednak pofatygować swój tyłek pod Stadion Narodowy. Nie, żeby coś zrobiła, była na to zbyt cywilizowaną osobą. Po prostu zapamiętałaby mu to, a to mogło oznaczać dosłownie wszystko. Może któregoś dnia siedzieliby w restauracji nad rybką, biedny Theoś zacząłby się ksztusić ością i kiedy to charczałby, prosząc o pomoc, ona dopiłaby herbatkę i rzuciła beztrosko: „A pamiętasz, jak mnie wystawiłeś do wiatru?”

Theo jednak wykazał się zdrowym rozsądkiem, a nawet włożył buty o grubej podeszwie, tak jak go prosiła. Po krótkiej wymianie uścisków, podczas których dziewczyna zwróciła rzecz jasna uwagę, że chłopak wygląda, jak by nie spał od stu lat, dotknęli kupionego przez pałkarkę świstoklika wyglądającego jak paczka starych prezerwatyw i zniknęli w magicznych otmętach.
Aportowali się… no właśnie, gdzie? Kain mógł mieć nie lada zagadkę, bo byli u podnóża pokrytej śniegiem góry. Cholernie wysokiej góry, tak swoją drogą.

- Witam w Rumuni.– Zaczęła oficjalnie, jak na dobrą przewodniczkę przystało. -  Przed Państwem znajduje się Moldoveanu, najwyższy szczyt górski Rumunii i Karpat Południowych, w Górach Fogaraskich. Szczyt znajduje się na wysokości 2544 metrów nad poziomem morza. Podejście nie należy do najtrudniejszych, choć podczas końcowego ataku należy zachować wyjątkową ostrożność, szczególnie zimą. Estymowany czas dotarcia na szczyt przy panujących warunkach to około siedmiu godzin, o ile Pan Theodore nie umrze po drodze. Wśród atrakcji mamy pomarańczowy grzaniec, gwizdkowe kanapki z szarpaną wołowiną, quidditchowe anegdotki, a także, uwaga… rogogony węgierskie, które zamieszkują lokalne jaskinie. – Szczerząc się wesoło do sympatycznego ex-puchona, sięgnęła do plecaka, z którego wygrzebała czapkę niewidkę. – Trzymaj, tak na wszelki wypadek. Może się przydać, gdy będziemy bliżej szczytu.

@Theodore Kain


Ostatnio zmieniony przez Julia Brooks dnia Pią Sty 07 2022, 21:59, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down


Theodore Kain
Theodore Kain

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : delikatne piegi na nosie i w okolicach oczu / wyraźne oznaki niewyspania - sińce pod oczami, podkrążone ślepia
Galeony : 2360
  Liczba postów : 886
https://www.czarodzieje.org/t20346-theodore-kain#642305
https://www.czarodzieje.org/t20350-theodore-kain#642529
https://www.czarodzieje.org/t20348-theodore-kain#642476
https://www.czarodzieje.org/t20351-theodore-kain-dziennik#642530
Moldoveanu QzgSDG8




Gracz




Moldoveanu Empty


PisanieMoldoveanu Empty Re: Moldoveanu  Moldoveanu EmptyCzw Sty 06 2022, 21:26;

Ekwipunek: różdżka, termos z gorącą herbatą, kanapki, sakiewka pełna czekoladowych żab, bokserki na zmianę

Nie miał pojęcia dlaczego Brooks tak bardzo się uparła na spotkanie o tak wczesnej porze, ale po otrzymaniu zwrotnego listu – pomimo utrzymującego się od dłuższego czasu, parszywego nastroju – nie potrafił jej grzecznie, acz stanowczo odmówić. A może i trochę się obawiał jej reakcji, nawet jeżeli nie przyznałby tego na głos. Nie był do końca zadowolony z takiego rozwoju wydarzeń, ale zwlókł się nad ranem z łóżka, kląć na wszystko wokoło, włącznie z leżącymi krzywo kapciami, bo i nigdy nie łamał danej obietnicy, nawet jeśli ktoś jego serce niedawno złamał na pół. Nie spał ostatnio najlepiej, ale i tak najchętniej wróciłby pod ciepłą kołderkę, a podobna myśl nabrała jeszcze na intensywności, kiedy poczuł powiew mroźnego, arktycznego wiatru na zaczerwienionych od zimna polikach. Przeszedł kilka kroków dalej, żeby w ukrytym przed oczami wścibskich mugoli zaułku deportować się pod stadion narodowy, a po drodze zastanawiał się, jaki niecny plan ułożyła sobie w głowie jego krukońska koleżanka.
Przywitał się z nią ospałym głosem, ziewnął donośnie, zakrywając usta otuloną rękawiczką dłonią, a na jej niewybredny komentarz teatralnie wręcz skrzywił usta. – Mówiłem ci, że nie czuję się najlepiej i że lepiej nie zrywać mnie z wyra w środku nocy. – Nie musiał wcale udawać obrażonego, wystarczył ten pozbawiony całkiem entuzjazmu ton. Naprawdę żałował, że nie odmówił. Powinien odmówić. – Wybacz, ale nie jestem… – Nie zdążył dopowiedzieć, że nie ma nastroju na niespodzianki, kiedy Julka zręcznie chwyciła jego rękę i oboje dotknęli niezbyt gustownego świstoklika. Nie miał problemów z teleportacją, świstoklikami, ale nie do końca spodziewał się tak nagłej podróży, a przez to zakręciło mu się w głowie i… wylądował pokracznie w śnieżnej zaspie, amortyzując bolesny, choć niegroźny upadek łokciami. Wściekły jak osa już chciał do swej oprawczyni doskoczyć, ale wtedy w uszach wybrzmiała mu opowieść o rumuńskim rezerwacie, na skutek której zapomniał o morderczych zamiarach. Chwila, moment…
- O kurwa. – Nie wiedział jak zareagować inaczej, za to nerwowo zaczął rozglądać się wokoło, jakby chciał się upewnić, że Brooks przypadkiem nie robi sobie z niego jaj. Pozwolił jej mówić dalej, słuchał uważnie każdego jego słowa, ale wywąchiwał w tym jakiś podstęp. – Max ci pewnie powiedział… – Rzucił nagle, odbierając od niej czapkę niewidkę, bo nie mógł uwierzyć w to, że dziewczyna ni stąd ni zowąd sprezentowała mu taką niespodziankę. Może i był paranoikiem, ale doszukiwał się w tej całej akcji drugiego dna, a to że Max wspomniał jej o tym, że ma doła jak Rów Mariański, wydawało mu się w tej sytuacji jedynym sensownym uzasadnieniem. Sęk w tym, że na skutek podobnych domysłów spojrzał na nią jak zbity pies, bo i poczuł się winny, że dziewczyna tak się postarała, żeby tylko jakoś go pocieszyć.
Powrót do góry Go down


Julia Brooks
Julia Brooks

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Dodatkowo : (ex)Kapitanka Krukonów
Galeony : 1554
  Liczba postów : 4966
https://www.czarodzieje.org/t19470-julia-brooks
https://www.czarodzieje.org/t19475-julia-brooks
https://www.czarodzieje.org/t19471-julia-brooks#576533
https://www.czarodzieje.org/t19697-julia-brooks-dziennik#589978
Moldoveanu QzgSDG8




Gracz




Moldoveanu Empty


PisanieMoldoveanu Empty Re: Moldoveanu  Moldoveanu EmptyCzw Sty 06 2022, 22:03;

W Brooksowym życiu było naprawdę niewiele miejsca na zrozumienie tego, czemu ludzie mają problemy ze wstawaniem. Przecież byli czarodziejami! Nie musieli bawić się w picie gorącego mleka czy herbatki z melisy ani przewracać się z boku na bok przez długie godziny, zanim to Pan Morfeusz powie: „siema, zapraszam do mojej krainy, śpiący aniołku”. Nie, czarodzieje mieli dużo łatwiej, właśnie dzięki magii. Wystarczyło wlepić spojrzenie w pluszową lunaballę, nasunąć na oczy opaskę nasennę… i tyle. Człowieka ścinało z nóg, jak ceny oleju polaków. Zresztą, dla Julki wstawanie przed szóstą było czymś tak normalnym i schematycznym, że robiła to nawet w weekendy. Po co marnować dzień, skoro można było robić tyle ciekawych rzeczy! Choćby miało to być oglądanie smoków gdzieś w Rumunii.
Widząc wyraz twarzy Pana Marudy, miała ochotę zdzielić go przez łeb zwiniętą w rulon gazetą, jak niesfornego psiaka. To ona tu planuje, ogarnia, zamawia świstokliki, a ten hultaj ma prawo narzekać? Niedoczekanie! Słysząc jego naburmuszony ton, po prostu złapała go za dłoń i w mgnieniu oka znaleźli się w górach. Po krótkiej introdukcji i wyjaśnieniu, czemu się tu właściwie znaleźli, mogli zacząć mozolną i powolną wędrówkę w kierunku szczytu.

- Max mi powiedział co? – zapytała, nieco zdziwiona słowami chłopaka. – Zresztą, nieistotne. To Twój prezent świąteczny, Theo. Chyba nie sądziłeś, że o tobie zapomniałam? Pamiętasz, jak graliśmy w themerię? Mówiłeś wtedy, że chciałbyś kiedyś zobaczyć smoki z bliska. A więc zobaczysz smoki z bliska. – Puściła mu oczko, po czym chwyciła delikatnie za rękaw kurtki, aby pomóc mu przebrnąć przez śnieżne zaspy. Sama miała jeszcze ciężej, bo do wysokich nie należała, ale z tej dwójki to ona spędzała długie godziny, ćwicząc i jeszcze raz ćwicząc. – A teraz smocza ciekawostka numer jeden. Wiesz, że podczas godów niektórych gatunków smoków, powstają magiczne burze z piorunami? W zeszłym roku oberwałam takim piorunem w miotłę, jak leciałam nad tatrami. Nic przyjemnego.
Powrót do góry Go down


Theodore Kain
Theodore Kain

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : delikatne piegi na nosie i w okolicach oczu / wyraźne oznaki niewyspania - sińce pod oczami, podkrążone ślepia
Galeony : 2360
  Liczba postów : 886
https://www.czarodzieje.org/t20346-theodore-kain#642305
https://www.czarodzieje.org/t20350-theodore-kain#642529
https://www.czarodzieje.org/t20348-theodore-kain#642476
https://www.czarodzieje.org/t20351-theodore-kain-dziennik#642530
Moldoveanu QzgSDG8




Gracz




Moldoveanu Empty


PisanieMoldoveanu Empty Re: Moldoveanu  Moldoveanu EmptyCzw Sty 06 2022, 23:04;

Pluszowa lunaballa, opaska nasenna… Najprostsze rozwiązania na wyciągnięcie ręki, a z jakiegoś niewyjaśnionego powodu on i tak sięgał po butelkę whisky i godzinami męczył się, przewracając z boku na bok w pościeli, która zupełnie nagle, jakby z dnia na dzień, stała się zbyt ciepła, zbyt niewygodna i w ogóle to zbyt. Przygnębiające myśli, pukająca do serca tęsknota, poczucie niesprawiedliwości i skrzywdzenia… te wszystkie negatywne i wyniszczające emocje całkiem przesłaniały mu obraz sytuacji i uniemożliwiały trzeźwe spojrzenie, no ale… tak już przecież było. Człowiekowi w rozsypce wydawało się, że jego problemy są najważniejsze, najgorsze, jakie można sobie wyobrazić i że tak w ogóle to cały świat zwrócił się przeciwko niemu. Nie zdołał jeszcze dojść do siebie, pozwolić sobie na tę głębszą analizę i racjonalizację pewnych zachowań, a przez to dalej, konsekwentnie, brnął w przepaść, bo przecież najłatwiej było poddać się autodestrukcji, pogrążając we własnym smutku i rozpaczy. No dosłownie – Pan Maruda.
- Czekaj… – Mruknął skołowany, ale nawet jego ton wypowiedzi przybrał już inny, nie tak zniechęcający wydźwięk, bo i dopiero teraz uświadomił sobie jak wiele wysiłku dziewczyna włożyła, żeby ZROBIĆ MU PREZENT… a on zachował się jak ostatni dupek. Ani nie podziękował, ani jej nie docenił. – Nieważne. – Machnął na to ręką, nadal trawiąc dopiero co pozyskane informacje, żeby wreszcie połączyć kropki i zrozumieć, że niespodziewana wycieczka do rezerwatu nie miała nic wspólnego z jego rozstaniem z George’em i że nie cały świat kręci się wokół niego. – Przepraszam, mam ostatnio naprawdę ciężki okres… – Wydusił z siebie z jeszcze większym, żałośnie wręcz słyszalnym poczuciem winy, bo autentycznie zrobiło mu się cholernie głupio. Na tyle, że gotów był nawet zapomnieć na ten dzień o swoich troskach i przywdziać na twarz ten subtelny półuśmiech, nie chcąc przypadkiem sprawić koleżance przykrości. Zresztą… Może widok majestatycznego opalookiego w locie naprawdę wypełni to poczucie pustki, które wypalało go od środka?
- Cholera. Świstokliki, przygotowania. Brooks! – Wyrwał się jednak zaraz gwałtownie. – Nie możesz mi robić takich prezentów, to znaczy… to musiało ci zająć ogrom czasu, a ja nie wiem jak miałbym ci się odwdzięczyć. – Kroczył tuż za nią, a choć nadal czuł się niekomfortowo, to poczynił pewien progres, bo nawet szczerze się uśmiechnął, gdy dziewczyna puściła mu oczko, najwyraźniej dumna z realizacji swego sekretnego planu. – Poważnie?! Co ty gadasz… Ale nic ci się nie stało? Obyło się bez Munga? – No i rzeczywiście zapomniał o bożym świecie, a ciekawostki o smokach okazały się jedynym chyba do tej pory skutecznym ratunkiem dla jego zmaltretowanej duszyczki. A może wystarczyło po prostu uwierzyć, że może być dobrze i że skupienie się na pozytywnych rzeczach pozwoli, jeśli nie unicestwić, to przynajmniej uciszyć bolesne wspomnienia. – Niech zgadnę. Mowa o rogogonach? – Pozwolił sobie na szczęśliwy strzał, a raczej miał nadzieję, że okaże się on szczęśliwym, bo choć jarał się smokami i uwielbiał patrzeć na ich figurki lub poruszające się na kartach z czekoladowych żab zdjęcia, tak z lekcji opieki nad magicznymi stworzeniami niestety niewiele już pamiętał.
Powrót do góry Go down


Julia Brooks
Julia Brooks

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Dodatkowo : (ex)Kapitanka Krukonów
Galeony : 1554
  Liczba postów : 4966
https://www.czarodzieje.org/t19470-julia-brooks
https://www.czarodzieje.org/t19475-julia-brooks
https://www.czarodzieje.org/t19471-julia-brooks#576533
https://www.czarodzieje.org/t19697-julia-brooks-dziennik#589978
Moldoveanu QzgSDG8




Gracz




Moldoveanu Empty


PisanieMoldoveanu Empty Re: Moldoveanu  Moldoveanu EmptyPią Sty 07 2022, 14:56;

Theo sprawiał wrażenie osoby, która nie do końca rozumie, co się właśnie zadziało. I o to jej właśnie chodziło – o sprawienie niespodzianki, która zaskoczy sympatycznego rzeczoznawcę. Miała tylko nadzieję, że sam widok smoków wynagrodzi mu tę wielogodzinną wędrówkę na szczyt, podobnie zresztą jak widoki, Świat z wysokości był naprawdę piękny i akurat ona wiedziała o tym najlepiej.

- Nie szkodzi – machnęła lekceważąco ręką na jego przeprosiny, bo nie czuła się w żadnym stopniu urażona. – Czasem tak bywa. – Stwierdziła, wzruszając ramionami. Z każdym kolejnym rokiem docierało do niej, że zmartwień nie ubywa, a przybywa. I choć nie wiedziała, co tam w duszy gra Kainowi, to rozumiała, jak to jest być przytłoczonym rzeczywistością. Ba! Kto jak kto, ale Theo wiedział o tym najlepiej, bo w końcu był świadkiem zdejmowania z niej czarnomagicznej klątwy, która uprzykrzała jej życie miesiącami.

- Oj tam, oj tam! – stwierdziła z rozbawieniem. – Nie musisz mi się odwdzięczać! Ty chciałeś zobaczyć smoki, ja chciałam zobaczyć smoki. Matematyka była prosta i nie ma co kombinować. A tak w ogóle, to dzięki za książkę. Właśnie doszłam do rozdziału o wojnach gigantów z końca XIX wieku. Swoją drogą uświadomiłeś mi, jaką jestem ignorantką, jeżeli chodzi o historię magii. Czas to zmienić – przyznała bez bicia, bo takie były realia. Jeżeli sięgała po coś do czytania, to albo po coś związanego z quidditchem, albo po mugolskie akcyjniaki, które przyjemnie odmóżdżały i nie wymagały od niej jakiegoś wyjątkowego wysilania szarych komórek, bo mniej więcej w połowie lektury była się w stanie domyślić, jak to się wszystko zakończy.

- Otóż stało się. Umarłam i tak naprawdę mnie tu nie ma. Jestem wytworem Twojej wyobraźni, bo wciąż nie pogodziłeś się z moją śmiercią i strasznie za mną tęsknisz. – Wyszczerzyła się szeroko, opowiadając o swojej przygodzie nad Tatrami. – A tak na poważnie, to tak, napalone rogogony. Przeleciałam jeszcze kilkadziesiąt kilometrów na nadpalonej miotle i musiałam awaryjnie lądować w środku jakiegoś słowackiego lasu. Najwyraźniej czuwała nade mną Morgana, bo po kilku godzinach spotkałam Zorę, emerytowanego miotlarza, który naprawiał szkolne miotły w Ardeal. Sympatyczny gość, choć prawie nie mówił po angielsku. I tu kolejna ciekawostka. Zora tworzył kiedyś miotły dla bułgarskiej kadry. To on mi naprawił „Boydena” i pomalował go na tę bułgarską czerwień. – Gdy skończyła, zatrzymała się na moment, aby przyjrzeć się dokładnie trasie. Przez ten śnieg cieżko było się w tym wszystkim połapać, a brak wydeptanej przez kogokolwiek ścieżki, nie ułatwiał wcale zadania. Nagle wielkie julkowe oczy powiększyły się, a poklepała Theo po ramieniu, wyciągając przed siebie dłoń. – Trzymaj i patrz tam – powiedziała, podając mu omnikulary i pokazując na szczyt. Na błękitnym niebie zarysowało się kilka ciemnych sylwetek. Z tej odległości były naprawdę niewielkie i niegroźne i łatwo było je przeoczyć, ale wzrok to akurat miała sokoli. – Nie mogę się doczekać, aż zobaczymy je z bliska. – Oczy zaszkliły jej z podniecenia, a na twarzy wymalował się szeroki uśmiech. – Szkoda, że nie wzięłam miotły, to byśmy polatali razem z nimi.
Powrót do góry Go down


Theodore Kain
Theodore Kain

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : delikatne piegi na nosie i w okolicach oczu / wyraźne oznaki niewyspania - sińce pod oczami, podkrążone ślepia
Galeony : 2360
  Liczba postów : 886
https://www.czarodzieje.org/t20346-theodore-kain#642305
https://www.czarodzieje.org/t20350-theodore-kain#642529
https://www.czarodzieje.org/t20348-theodore-kain#642476
https://www.czarodzieje.org/t20351-theodore-kain-dziennik#642530
Moldoveanu QzgSDG8




Gracz




Moldoveanu Empty


PisanieMoldoveanu Empty Re: Moldoveanu  Moldoveanu EmptyPią Sty 07 2022, 21:45;


W życiu by nie przewidział, że wyląduje dzisiaj w samym sercu Rumuni, i to pośród kilku chronionych gatunków smoków, a to świadczyło wyłącznie o odniesionym przez dziewczynę sukcesie. Nie zdradziła się nawet jednym słowem, a chociaż jeszcze kwadrans temu udusiłby na samą myśl o jakichkolwiek niespodziankach, tak teraz nie był w stanie nie docenić jej gestu. Przesadą byłoby chyba stwierdzenie, że nagle nabrał nastroju do zabawy i psot, ale chcąc nie chcąc trochę się rozchmurzył, no i był jej przede wszystkim wdzięczny za to, że nie obrażała się o jego wcześniejszy, zapewne irytująco marudny ton. – Ta… Niestety. – Rzucił tak dla potwierdzenia, nie rozwijając tematu, ani też nie zdradzając powodów swoich zmartwień. Szkoda byłoby się smucić w okolicznościach, które pozwalały im na przyczajenie majestatycznego opalookiego albo potężnego, ziejącego ogniem rogogona.
- Ma sens. – Pozwolił sobie nawet na subtelny uśmiech, już mniej wymuszony, chociaż nadal zmagał się jeszcze z wyłączeniem depresyjnego, negatywnego myślenia. Metoda małych kroków zdawała się jednak skuteczna, bo wyobrażenie smoczego lotu w przestworzach powoli przesłaniało przykre wspomnienia z ostatnich dni. – Przez długi czas sam nim byłem. Nadal zresztą uważam, że mugolska historia jest o wiele barwniejsza. Warto jednak poznać i tę magiczną, szczególnie że niektóre z bitew zawarte w tej księdze wyglądają naprawdę epicko. – Podzielił się z nią swoim doświadczeniem, bo sam był miłośnikiem sprezentowanego jej egzemplarza. Poruszające się obrazy ułatwiały sprawę, bo dzięki nim można było się poczuć zupełnie tak, jakby samemu było się częścią opowieści.  
Nie zdołał za to powstrzymać śmiechu, kiedy w jego uszach wybrzmiały kolejne słowa Brooks, i tu już można mówić o sporym postępie, bo ostatnio raczej nie mógł poszczycić się poczuciem humoru. – No dobra, wygrałaś. – Pokręcił głową z niedowierzaniem, bo towarzystwo krukońskiej miotlarki naprawdę potrafiło zdziałać cuda. Być może powinien częściej się z nią spotykać, by podreperować nadszarpniętą psychikę? – Ha, trafiłem. – Wtrącił również z wyraźnie słyszalną nutą satysfakcji w głowie, a potem już zamienił się w słuch, bo perypetie dziewczęcia rzeczywiście mogłyby stanowić bazę dla dobrej książki. – No to niezły zbieg okoliczności. Szczęście w nieszczęściu? Kto wie czy w innym razie miałabyś w ogóle szansę poznać tego Zorę, a jeśli mam być szczery… czerwień do ciebie pasuje i dodaje miotle pazura. – Skomplementował jej sprzęt, który niejednokrotnie oglądał przecież na boisku, jeszcze zanim poznał właścicielkę. Nie zdążył już jednak powiedzieć nic więcej, bo w pośpiechu zakładał wciśnięte mu w dłonie omnikulary, by lepiej przyjrzeć się czarnym, oddalonym niestety konturom skrzydeł. – Szlag. Chciałbym być już na szczycie, a tu tyle drogi przed nami… Czekoladkę? – Zaproponował zaraz po tym jak oddał jej magiczne gogle, zamiast tego wyciągając z kieszeni sakiewkę wypełnioną czekoladowymi żabami. Sam skubnął jedną, zerkając na opis karty, którą niestety miał już w swojej kolekcji. Sacharisa Tugwood, kobieta która jako pierwsza używała eliksiru piękności i odkryła magiczne właściwości czyrakobulwy.
Oczy mu się co prawda nie zaszkliły, ale głośno westchnął na znak, że i on nie może doczekać się końca wędrówki, ale nawet jeśli było mu do tego śpieszno, akurat na wzmiankę o locie na miotle mimowolnie się wzdrygnął. – Chyba żartujesz, jeśli myślisz, że oderwałbym nogi od podłoża. Nie tutaj, nie w górach. Silniejszy wiatr i by mnie zmiotło, za słabo latam. – Przyznał się szczerze, bo o ile gotów byłby jeszcze zagrać rundkę bludgera albo quodpota, tak wolał nie igrać z matką naturą. – Ah, właśnie! Mam dwie karty z Gwenog Jones, gdybyś miała ochotę się wymienić. – Przypomniał sobie zaraz, bo skoro i tak czekało ich kilka godzin wędrówki, to mogli pogawędzić nie tylko o miotlarstwie, ale i o quidditchowych kartach.
Powrót do góry Go down


Julia Brooks
Julia Brooks

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Dodatkowo : (ex)Kapitanka Krukonów
Galeony : 1554
  Liczba postów : 4966
https://www.czarodzieje.org/t19470-julia-brooks
https://www.czarodzieje.org/t19475-julia-brooks
https://www.czarodzieje.org/t19471-julia-brooks#576533
https://www.czarodzieje.org/t19697-julia-brooks-dziennik#589978
Moldoveanu QzgSDG8




Gracz




Moldoveanu Empty


PisanieMoldoveanu Empty Re: Moldoveanu  Moldoveanu EmptySob Sty 08 2022, 05:41;

Najlepsze podróże to te, których człowiek się nie spodziewa. W jednej chwili siedzisz w szkolnym dormitorium i popijasz sok dyniowy, a w drugiej? W drugiej łowisz plumpki na Islandii, wcinasz wulkaniczny chleb i zapijasz go skyrem. Albo też – zapijasz smutki w domu, żeby po chwili oddychać pełną piersią mroźnym górskim powietrzem. Nie miała pojęcia o problemach Theo i jego zakończonym romansie z Georgem, którego to miała okazję poznać podczas odczynania uroku. I gdyby wiedziała, to zapewne nie poratowałaby go żadną mądrą radą, bo na związkach znała się równie dobrze, co na pieczeniu pierniczków, czyli wcale. Za to zrobiłaby to, co w tym momencie, czyli postanowiła zająć jego myśli czymś innym. Wysiłek fizyczny był lekarstwem na całe zło tego świata, czemu dawała dowód każdego dnia, zwalczając wszelkie frustracje i gniew odbijaniem żelaznych kul. Magipsycholog mógłby pewnie stwierdzić, że to nie jest rozwiązanie, że „życie to nie tłuczek” i że nie wszystko da się rozwiązać lataniem. Do magipsychologa jednak nie uczęszczała, a skoro coś było głupie, ale działało, to nie było głupie, przynajmniej według niej.

- Moja mama jest historyczką – powiedziała w końcu, dzieląc się z nim tą mniej znaną częścią swojego życia. – Wykłada na Uniwerku w Soton. Jak byłam mała, to praktycznie co tydzień chodziłam z nią na wykłady. Fajne czasy. – Uśmiechnęła się na to wspomnienie. Choć ewidentnie miała z Avery nie po drodze, to jednak bardzo lubiła wracać myślami do tamtych chwil, kiedy to z kilkoma funtami w kieszeni kupowała sobie sok w automacie i grała na korytarzu w piłkę ze studentami, kopiąc oklejoną taśmą kulą papieru. – W każdym razie, obiecuję podgonić. Słowo skauta. – Okuta w grubą rękawicę dłoń, wylądowała na kruczym serduszku w geście obietnicy, której nie zamierzała złamać, przynajmniej zbyt prędko.

- Co nie? – zaśmiała się, widząc, że Theo po raz pierwszy tego dnia nieco się rozchmurzył. – Jak już wrócisz, to zapal mi świeczkę na grobie. Obowiązkowo lawendową. Jak kupisz jakąkolwiek inną, to będę cię nawiedzała w snach i oblizywała wszystkie łyżki w domu. – Przestrzegła go jeszcze, klepiąc go przy tym przyjacielsko po ramieniu.

Trudno było się z Kainem nie zgodzić. Faktycznie, Zora spadł jej w tamtym momencie z nieba, choć tak po prawdzie było zupełnie odwrotnie i jak ktoś komuś spadł z nieba, to ona jemu. I to całkiem dosłownie. Od tamtych wydarzeń minął ponad rok, a ona wciąż z dumą oblatywała krwistoczerwonego Nimbusa, który miał plus milion do zajebistości, bo w końcu na miotle w tym samym kolorze latał jeden z jej pałkarskich idoli, czyli Dimitar Draganov.

- Też tak uważam – zgodziła się wspaniałomyślnie, a uśmiech nie znikał z jej czerwonej od mrozu twarzy. Chyba potrzebowała takiego wypadu równie mocno, co towarzyszący jej posiadacz złamanego serca. Codzienne treningi i studia sprawiały, że rzadko kiedy miała okazję do tego, żeby po prostu być Julką, zwykłą nastolatką, której największym problemem jest praca domowa i fakt, że jakiś tam chłopak nie zwraca na nią uwagi. Albo właśnie zwraca, a nie powinien, bo jest creepem.

- Cierpliwości – rzuciła krótko, zanim to z wdzięcznością przyjęła paczkę z czekoladowymi żabami. O ile nie należała do miłośniczek słodyczy, to w taki mróz była w stanie przyjąć każdą ilość cukru.

- Chętnie. Kawy? – zaproponowała, bo i mogła! W jej uroczym różowym plecaku znajdował się bowiem duży termos wypełniony po brzeg gorącym dyptamowym smakoszem. Jak z nim przesadzą, to nie będą potrzebować miotły, żeby latać z tymi pięknymi bestiami.
Krukonka otworzyła paczkę, wrzuciła do ust kilka magicznych żab, po czym zerknęła na znajdującą się w opakowaniu kartę. Trafił jej się Armando Dippet, były dyrektor Hogwartu, poprzednik słynnego Dumbledora, znany głównie z tego, że to za jego kadencji zginęła Jęcząca Marta. Ciekawe, czy jak jeszcze żyła, to również jęczała? Może tylko w nocy?

- Lataniem zajęłabym się ja. Ty byś po prostu obserwował. I starał się nie spaść – puściła mu oczko. A kiedy tylko chłopak wspomniał o quidditchowych kartach, źrenice brązowych oczu rozszerzyły się do granic możliwości – Żartujesz sobie?! Jasne, że tak! – Taka okazja nie trafiała się zbyt często. Karta ukochanej zawodniczki, dla której to właściwie kupowała kolejne opakowania słodyczy, za każdym razem bez powodzenia? C’mon! – Chcesz Dippeta? Albo jednorożca? Właściwie to bym Ci oddała własną matkę za Gwenog, ale wątpię żebybyś był miłośnikiem rozczarowanych córką milfów.
Powrót do góry Go down


Theodore Kain
Theodore Kain

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : delikatne piegi na nosie i w okolicach oczu / wyraźne oznaki niewyspania - sińce pod oczami, podkrążone ślepia
Galeony : 2360
  Liczba postów : 886
https://www.czarodzieje.org/t20346-theodore-kain#642305
https://www.czarodzieje.org/t20350-theodore-kain#642529
https://www.czarodzieje.org/t20348-theodore-kain#642476
https://www.czarodzieje.org/t20351-theodore-kain-dziennik#642530
Moldoveanu QzgSDG8




Gracz




Moldoveanu Empty


PisanieMoldoveanu Empty Re: Moldoveanu  Moldoveanu EmptySob Sty 08 2022, 20:23;


Nie tak dawno temu rozmawiał jeszcze z Felinusem o tym, że powoli stają się boomerami, a chociaż określenie to zostało rzucone w humorystycznym tonie, tak zupełnie nagle odniósł wrażenie, że można by w nim jednak odnaleźć ziarenko prawdy. Albo i kilka ziaren. Nie pamiętał wszak, kiedy ostatnio stać go było na podobny poryw szaleństwa i spontaniczności – pochłonięty pracą, a teraz przygnieciony dodatkowo wagą sercowych problemów pewnie nie pomyślałby nawet o świstoklikach i podróżach, a przecież czasami, choćby dla samego zdrowia psychicznego, warto było zmienić otoczenie i zaznać relaksu. Nie dało się również ukryć, że dziewczyna trafiła idealnie z terminem tej nieoczekiwanej wycieczki. Potrzeba mu była chyba jakiegoś intensywnego przeżycia, które odciągnie jego myśli od George’a; niekoniecznie nawet rad, skoro sytuacja i tak zdawała się nie mieć wyjścia. Nie pierwsza i nie ostatnia przykrość, która w życiu go spotkała, czyż nie? Niekiedy zaś nie pozostawało nic innego jak się z nimi pogodzić.
- O. Nigdy się nie chwaliłaś. – Włączył się do rozmowy, raz jeszcze omiatając tylko wzrokiem kartę z Sacharisą Tugwood, by przypomnieć sobie jest status krwi. Sęk w tym, że pamięć nie zawiodła go bez przyczyny: statusu tego nigdy nie poznano. Za to wpadła mu w oko informacja, że kobieta żyła w latach 1874-1966. – Moja grywa na deskach teatru… Hmm, jak tak sobie myślę, to dawno nie byłem na żadnym przedstawieniu. – Podzielił się również zawodem swojej matuli i dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, jak dawno nie widział się z rodzicami. Może powinien zajrzeć do nich na kawę, czy herbatę? – Ok, tylko uwaga. Palenie wiedźm na stosie zostało przedstawione dość… brutalnie i realistycznie. – Przyjął z uśmiechem jej obietnicą, uczciwie uprzedzając ją, że księga nie zakłamuje nawet tych drastycznych faktów zaistniałych w historii czarodziejów.
Ponownie zdusił w sobie śmiech, którego nijak nie mógł powstrzymać w świetle tak poważnych gróźb. – Wiesz co… mimo że nie masz dzisiaj urodzin, to i tak życzę ci, żebyś żyła długo i szczęśliwie. Świat magii nie jest gotowy na julkowego poltergeista. – Nawet zażartował, kolejny krok naprzód. A i twarz jakby rozpromieniała, kiedy dziewczyna poklepała go pokrzepiająco po ramieniu. O ile jednak szczęścia do przyjaciół najwyraźniej mu nie brakowało, tak o podobnym farcie nie mógł powiedzieć w przypadku kart z czekoladowych żab. W międzyczasie rozerwał kolejne pudełko, tym razem pozwalając żabie umknąć przed swoimi zębiskami i, no do cholery jasnej, trafił kolejnego dubla w postaci starej mateczki Hubbard. Odwrócił kartę chyba tylko z przyzwyczajenia, by wyczytać z niej, że kobitka zwabiała do swojego domu zwierzęta tylko po to, by zagłodzić je na śmierć.
Nie wracał już do tematu quidditcha, by nie wyjść na ignoranta. Znał zasady gry, ale nie operował tak dobrze nawet nazwiskami słynnych zawodników, nie mówiąc już o twórcach mioteł. Jęknął za to cierpiętniczo w odpowiedzi na słowo towarzyszki, bo determinacji na pewno nie można było mu odmówić, ale oczekiwanie na widok opalookiego czy rogogona w locie naprawdę doprowadzał go do białej gorączki. – Chętnie. – Pokiwał głową w podzięce, odbierając od niej termos z kawą i upił ostrożnie kilka łyków, zaraz po tym jak upewnił się, że nie poparzy sobie ust. – Niezła, ale tematycznie spodziewałbym się prędzej, że przyniesiesz smocze espresso. – Pozwolił sobie zauważyć, chwilę później zwracając jej własność. Przy okazji zakomunikował, że może odpłacić się herbatą. Zwykłą typu Earl Grey, bo nie miał rano siły szukać czegoś bardziej fancy.
- No właśnie. Starał się nie spaść. Myślisz, że dla innych to takie proste. – Wzruszył ramionami, zakładając zaraz ręce na klatkę piersiową jak jakiś obrażony dzieciak. Teatralizował, to jasne, ale chciał dać dziewczynie do zrozumienia, że lepiej by nie oceniała jego zdolności miotlarskich swoją miarą. – Czekaj, stańmy na chwilę, to znajdę. – Zatrzymał się we względnie bezpiecznym miejscu, stając butami w poprzek zbocza, po czym zaczął szperać w powiększającej się stercie karcianych powtórek, jedynie na moment unosząc na nią niby to zdegustowane spojrzenie na wspomnienie o MILFach. – Emm… może lepiej zostańmy przy jednorożcach? – Mruknął sugestywnie, a wreszcie złapał między palce szczerzącą się do nich twarzyczkę Gwenog i bez zawahania podał ją chyba jej największej fance, by przypieczętować wymianę.Swoją drogą… zaskoczyłaś mnie tym wypadem, nie miałem okazji poczytać, a podobno rezerwat cały czas poszerza swoją działalność. Jakie gatunki smoków mamy w ogóle szansę zobaczyć? – Zapytał zaciekawiony, bo z tego co pamiętał w górach, po których właśnie stąpali, zamieszkiwały rogogony, opalookie, walijskie zielone… no i oczywiście długorogi rumońskie. Nie miał jednak pewności, czy któregoś z okazów nie pominął.
Powrót do góry Go down


Julia Brooks
Julia Brooks

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Dodatkowo : (ex)Kapitanka Krukonów
Galeony : 1554
  Liczba postów : 4966
https://www.czarodzieje.org/t19470-julia-brooks
https://www.czarodzieje.org/t19475-julia-brooks
https://www.czarodzieje.org/t19471-julia-brooks#576533
https://www.czarodzieje.org/t19697-julia-brooks-dziennik#589978
Moldoveanu QzgSDG8




Gracz




Moldoveanu Empty


PisanieMoldoveanu Empty Re: Moldoveanu  Moldoveanu EmptySob Sty 08 2022, 22:01;

Nie było nic złego w byciu boomerem. Właściwie, można to było uważać za pewien sukces, bo wskazywało to na to, że uzyskało się w życiu zdrową rutynę. A kiedy miało się na głowie tak wiele rzeczy, do tego jeszcze magicznych, to rutyna ta stanowiła pewien fundament, dzięki któremu rzeczywistość się nie rozsypywała. Gdy Julka chciała się bawić tak jak jeszcze przed studiami, to jej kariera zakończyłaby się, zanim by się na dobre zaczęła. Całodniowe zabawy i praca wyjątkowo nie chciały iść ze sobą w parze, ale najważniejsza była jednak równowaga. Właśnie dlatego ten wypad stanowił doskonałą okazję do tego, aby zapomnieć na chwilę o codziennych obowiązkach i troskach. A najwyraźniej oboje tego potrzebowali, choć z zupełnie różnych powodów.

- Bo czym tu się chwalić? – zapytała, wzruszając ramionami. Raczej nieczęsto opowiadała o swojej rodzinie, bo i po co? Większość jej znajomych, pochodzących z czarodziejskich rodzin, to po prostu nie interesowało. Zresztą, czy naprawdę było się czym chwalić? Jej mama była nauczycielką, ojciec zajmował się załadunkiem kontenerowców w porcie. Nic szczególnego.
- Zobacz, jak trywialnie to brzmi, kiedy porównasz sobie to z tym, czym my się zajmujemy na co dzień. Ty pracujesz dla goblinów i wyceniasz pradawne artefakty, a ja zarabiam na życie, odbijając żelazne kule za pomocą pałki. Gdyby ktoś mi powiedział, że tak będzie wyglądało moje życie, gdy miałam 10 lat… o, a do tego teraz idziemy zobaczyć smoki. – Uśmiechnęła się delikatnie, przyspieszając nieco kroku. Smoki nie zając, nie uciekną, ale po co ryzykować?
Po krótkim postoju na zagrzanie się kawą i herbatką oraz na wymianę stulecia mogli ruszyć dalej. Theo właśnie uczynił Julkę najszczęśliwszą nastolatką w całej Rumunii. Nie miała wątpliwości, że karta z Gwenog wyląduje wewnątrz jej quidditchowego kasku – na szczęście. Z Gwenog przy sobie mogła góry przenosić, co byłoby całkiem przyjemnym rozwiązaniem, bo obecnie męczyła się strasznie, brodząc w śniegu po kolana. Mimo to, dzięki wytrwałości, stopniowo zbliżali się do szczytu.

- Cieszę się, bo taki miałam zamiar – odpowiedziała, gdy Kain podzielił się z nią tym, że udało jej się go zaskoczyć. Krukonka wymieniła wszystkie rasy, których nie było jakoś strasznie wiele, ale wciąż trudno było o takie skupisko tych latających stworzeń w jednym miejscu.
– Dobra, teraz będzie najtrudniej, ale nie przejmuj się i mi zaufaj, okej? – zapytała, kiedy to stanęli przed niemal pionową ścianą. – Widzisz tę półkę skalną? Przeniosę cię na nią za pomocą levicorpus, a potem do ciebie dojdę. Tylko nie patrz w dół i się nie ruszaj, bo utrudnisz mi zadanie, a tego nie chcemy. I byłoby dobrze, gdybyś zamknął oczy. Co z oczu, to z serca.
Powrót do góry Go down


Theodore Kain
Theodore Kain

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : delikatne piegi na nosie i w okolicach oczu / wyraźne oznaki niewyspania - sińce pod oczami, podkrążone ślepia
Galeony : 2360
  Liczba postów : 886
https://www.czarodzieje.org/t20346-theodore-kain#642305
https://www.czarodzieje.org/t20350-theodore-kain#642529
https://www.czarodzieje.org/t20348-theodore-kain#642476
https://www.czarodzieje.org/t20351-theodore-kain-dziennik#642530
Moldoveanu QzgSDG8




Gracz




Moldoveanu Empty


PisanieMoldoveanu Empty Re: Moldoveanu  Moldoveanu EmptyPon Sty 10 2022, 01:02;

Nie byłoby pewnie nic złego w byciu boomerem, gdyby nie to, że w innych sytuacjach z kolei czuł się tak, jakby nadal był tym głupim szesnasto- czy siedemnastolatkiem, który kompletnie nie ogarnia życia. Dorosłość zdawała się cholernie skomplikowana; niosła również za sobą mnóstwo obowiązków, które czasem naprawdę potrafiły człowieka przytłoczyć, szczególnie kiedy dochodziły do nich i inne, prywatne zmartwienia. Niewykluczone, że to właśnie dlatego potrzeba było trochę dziecinnej rozrywki, tych głupich kart z czekoladowych żab, czy też… spontanicznej wycieczki do Rumunii. No bo kto bogatemu zabroni, co nie?
Zmrużył oczy, początkowo nie łapiąc sensu pytania, które w uszach czystokrwistych czarodziejów zapewne wybrzmiałoby retorycznie. Dopiero gdy Brooks rozwinęła wypowiedź, zrozumiał co tak naprawdę miała na myśli. – Nie mogę się zgodzić. – Zaprzeczył jednak stanowczo. – Praca na uniwersytecie to na pewno powód do dumy, a historia jest niezwykle istotna. Każdy powinien ją znać, nieważne czy mugol czy czarodziej. W końcu dzięki niej uczymy się na błędach,  czyż nie? – Próbował usilnie przekonać ją, że nie ma w tym ani krzty trywializmu. – Magia i smoki to tylko miły dodatek. – Tu już mógł wybrzmieć mniej wiarygodnie, bo i żwawo przyśpieszył kroku, nie mogąc doczekać się widoku rozpościerających się przed ich oczyma skrzydeł.
Niestety nawet zawrotne tempo, jakie obrali, nie mogło zniwelować czasu podróży do wymarzonego pułapu. Najlepiej byłoby się w trymiga teleportować, ale w takich warunkach aportacja wiązałaby się z ogromnym ryzykiem, o ile nie rychłą śmiercią. Musieli więc uzbroić się w cierpliwość i zrobić kilka krótkich postojów na uzupełnienie płynów i ogrzanie zmarzniętych organizmów. Przy okazji jednego z nich Theo jeszcze raz przyjrzał się karcie ze starą mateczką Hubbard, przypominając sobie, że babsztyl żył w średniowieczu, a i nigdy nie zbadano statusu jego krwi. Wcale się nie dziwił, bo i po cholerę. Nie miał nawet pojęcia po co taką szajbuskę umieścili na kolekcjonerskiej karcie. Na szczęście nie pieklił się na ten fakt zbyt długo. Ot, schował duplikat do kieszeni i włączył się w rozmowę o rasach smoków, które można napotkać w rezerwacie.
Nie wiedział, w czym miałby Julii zaufać. Skleił wątki dopiero po chwili, gdy dostrzegł oddaloną od nich półkę skalną, na którą nie tak łatwo było się wspiąć. – Nie wygląda to na szlak dla początkujących. – Pozwolił sobie zauważyć, ale nie sprawiał wcale wrażenia przestraszonego. Może i nie latał zbyt dobrze na miotle, ale akurat na zaklęciach znał się jak mało kto i to nie tak, że bał się własnego cienia. Gdyby tak było, nigdy nie zapisałby się przecież na kursy aurorskie. – Spokojnie, pora… – Zamierzał jej przerwać, ale ostatecznie stwierdził, że nie będzie odbierał jej tej przyjemności i bawił się w Zosię-samosię. Nie zamknął jednak oczu, po prostu starając się nie zerkać w dół stoku. Levicorpus zadziałał wyśmienicie, a gdy tylko wyczuł podłoże pod stopami, wyciągnął ręce, by na wszelki wypadek złapać Brooks w bezpieczne objęcie swoich ramion. – Nie takie rzeczy się robiło. – Przyznał dopiero teraz, uśmiechając się zaczepnie. – Chociaż orientacji w terenie niestety nie mam tutaj za knuta, więc nie myśl sobie, że jestem takim dżentelmenem… no ale jednak wolę puścić cię przodem. – Dopowiedział rozbawionym tonem, rozglądając się wokoło, by uraczyć ślepia przepiękną, górską panoramą. – Nawet i bez smoków jest tu na co popatrzeć, ale nie powiem… jeśli nie spotkamy żadnego opalookiego, to będę trochę zawiedziony. – Przerwał na moment zdezorientowany. – Czekaj, a antypodzkie nie żerują przypadkiem w dolinach? Prędzej natrafimy chyba na jakiegoś w drodze powrotnej. – Nie był pewien, czy dobrze pamięta, ale i tak nie uważał, by przeszli trasę na marne. Nawet jeśli nowozelandzki gatunek najbardziej przypadł mu do gustu, tak łasy był również na „starcie” z rogogonem albo długorogiem.
Powrót do góry Go down


Julia Brooks
Julia Brooks

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Dodatkowo : (ex)Kapitanka Krukonów
Galeony : 1554
  Liczba postów : 4966
https://www.czarodzieje.org/t19470-julia-brooks
https://www.czarodzieje.org/t19475-julia-brooks
https://www.czarodzieje.org/t19471-julia-brooks#576533
https://www.czarodzieje.org/t19697-julia-brooks-dziennik#589978
Moldoveanu QzgSDG8




Gracz




Moldoveanu Empty


PisanieMoldoveanu Empty Re: Moldoveanu  Moldoveanu EmptyPon Sty 10 2022, 10:25;

Hogwart był wyjątkowym miejscem, szczególnie gdy pochodziło się z niemagicznej rodziny. Sama świadomość istnienia magii była czymś, co wywracało życie do góry nogami, a trafienie do szkoły, w której uczyli się ludzie, którzy nią władali, stanowiło prawdziwy sprawdzian. Nagle wyrywano cię z dotychczasowego, znacznie prostszego życia, mówiono ci: „Jesteś czarodziejem, John Doe” i trzeba było sobie jakoś z tym faktem radzić. Życie w szkockim zamczysku stanowiło przyspieszony kurs dorastania i nauki niezależności i choć z pozoru tak właśnie było, to koniec końców, nawet po upływie lat, wciąż było się tym samym dzieciakiem, któremu wręczono różdżkę, kociołek i sowę. I ten dzieciak szukał czasem ujścia, należało go karmić, aby nie oszaleć. Czekoladowe żaby, spontaniczne wypady do Rumunii… wszystko to miało na celu zaspokojenie tej niewinnej części osobowości. I co tu mówić, Brooks robiła to z przyjemnością, zwłaszcza z tak wdzięcznym kompanem u boku.

Uśmiechnęła się ciepło w reakcji na słowa rzeczoznawcy. Może faktycznie miał rację i po prostu przestała doceniać tę inność, z której, w teorii, tak była dumna. Chyba po prostu potrzebowała, aby ktoś jej o tym przypomniał.

Droga na szczyt opatrzona była wieloma przystankami, dzięki którym nie padli jeszcze na ryjki, bo nie dość, że było cholernie zimno, to jeszcze stromo, a każdy krok mógł być tym ostatnim. Kiedy Krukonka zobaczyła pionową ścianę, uświadomiła sobie, że musiała obrać złą drogę,  w czasopiśmie podróżniczym o Rumunii jasno bowiem stało, że na szczyt można się dostać po łańcuchach. Tych jednak nie było. Oczywiście nie zamierzała wspominać o tym Theo, żeby go nie denerwować. Jedyne, co mogła zrobić, to pomóc mu dostać się na skalną półkę i zapewnić wrażenia z obcowania z rogogonami. To powinno mu wynagrodzić trudy wspinaczki. Kiedy chłopak poczuł już grunt pod nogami, odetchnęła z ulgą, bo choć nigdy się do tego nie przyzna, martwiła się zarówno o niego, jak i swoje umiejętności magiczne. Tym samym zaklęciem wysłała do niego swój ciężki plecak, po czym podczepiła się do skalnej półki za pomocą carpe retractum i zaczęła mozolną wspinaczkę. W normalnych warunkach nie sprawiało jej to większych problemów, ale to nie były normalne warunki. Łapki miała zmarznięte, porywisty wiatr miotał nią jak szatan, a do tego była porządnie zmęczona. Dotarcie do towarzysza zajęło jej więc znacznie więcej czasu, niż powinno, ale koniec końców dotarła i tylko to się liczyło. Sapiąc jak hutniczy miech, przyglądała się dalszej drodze, zastanawiając się, co dalej.

- Opalookie zobaczymy jutro, jak już odpoczniemy.  A w drodze do Doliny Błysku zahaczymy o jezioro Caltun. To smoczy wodopój. Jest więc szansa, że trafimy tam na kilka innych gatun… -  W tym momencie usłyszeli charakterystyczny odgłos potężnych skrzydeł, gdzieś w powietrzu. Jakieś kilkadziesiąt metrów od nich krążyły dwa rogogony, splecione w godowym tańcu i tak zajęte sobą, że kompletnie nie zwracały uwagi na dwie malutkie sylwetki przyklejone do skalnej ściany.

- Spójrz, Theo – uśmiechnęła się blado, z wrażenia i zmęczenia przysiadając na zadek. – Słodki Panie, jakie one są duże. – Wiedzieć, że rogogony są wielkie to jedno, ale zobaczyć to z bliska? To już zupełnie inna sprawa. Zwierzęta tańczyły tak jeszcze kilka dobrych minut, po czym zniknęły im z oczu. – Co prawda już widzieliśmy smoki, ale po takiej drodze chyba głupio byłoby zrezygnować tuż przed samym szczytem. Idziemy dalej, co? – zapytała, choć i tak nie dopuszczała do siebie myśli, że mogłaby nie wejść na tę cholerną górę. Co jak co, ale Krukonka nie zwykła się poddawać.

Dalsza droga była już nieco łatwiejsza. Ściana była mniej stroma i mogli po niej wchodzić za pomocą liny, podpierając się stopami o skałę. Po kilkudziesięciu minutach dotarli do miejsca, gdzie mogli po prostu iść niezbyt bezpieczną ścieżką, dlatego Brooks cały czas trzymała w dłoni różdżkę, gotowa w każdej chwili rzucić arresto momentum lub zaklęcie poduszkujące.  Po kolejnych kilkunastu minutach, do szczytu dzieliło ich zaledwie kilkadziesiąt metrów. Byli już na ostatniej prostej…
+
Powrót do góry Go down


Theodore Kain
Theodore Kain

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : delikatne piegi na nosie i w okolicach oczu / wyraźne oznaki niewyspania - sińce pod oczami, podkrążone ślepia
Galeony : 2360
  Liczba postów : 886
https://www.czarodzieje.org/t20346-theodore-kain#642305
https://www.czarodzieje.org/t20350-theodore-kain#642529
https://www.czarodzieje.org/t20348-theodore-kain#642476
https://www.czarodzieje.org/t20351-theodore-kain-dziennik#642530
Moldoveanu QzgSDG8




Gracz




Moldoveanu Empty


PisanieMoldoveanu Empty Re: Moldoveanu  Moldoveanu EmptyPon Sty 10 2022, 22:39;

Pamiętał do dziś jak jego rodzinny dom odwiedził rosły, przyodziany niczym przebieraniec mężczyzna, który ni stąd ni zowąd oznajmił mu, że jest czarodziejem. Może i miał wówczas te jedenaście lat na karku, ale dzieciakiem był całkiem bystrym, toteż nic dziwnego, że początkowo potraktował słowa nieznajomego jako nieśmieszny żart. Ciekawość świata i pragnienie wyrwania się z biedniejszej okolicy poprowadziły go jednak do zamku, który wiecznie go zaskakiwał. Nie miał pojęcia jak to wygląda u czystokrwistych, ale jego pierwsze lata z magią były naprawdę… magiczne. Niewykluczone, że to dlatego odczuwał taki sentyment, czy to na myśl o Hogwarcie, kartach z czekoladowych żab, czy o swojej pierwszej kolekcji smoczych figurek, które NAPRAWDĘ zionęły ogniem. Pomimo fascynacji, jaką wzbudzało wiele czarodziejskich wynalazków, nie skłamał jednak Brooks mówiąc, że przede wszystkim najważniejsi są… ludzie i ich serca.
Wracając zaś do wycieczki po rezerwacie, nie miał pojęcia, jakiej trudności szlak obrała dla nich Julia, ani tym bardziej nie był świadom tego, że po drodze trochę się pogubili. Lepiej dla niego, nie musiał się przynajmniej martwić przeciwnościami losu na zapas. Niezależnie zresztą od istnienia pomocnych łańcuchów lub nie, i tak czuł się kompletnie wykończony i coraz ciężej przebierało mu się nogami po śniegu. Nie przywykł do tak długotrwałych spacerów, do tego pod stromą jak cholera górę, a i siarczysty ziąb coraz mocniej dawał się we znaki, wszak w wyższych partiach gór wzmógł się również mroźny, przeszywający na wskroś wiatr. Przetarł rękawiczkami zaczerwienioną, obolałą twarz, ale nie zamierzał się poddawać. Zresztą teraz, po kilku godzinach mozolnej wędrówki, nie mieli już szans się wycofać. Cóż, nawet jeśli sapali jak psy, przynajmniej tkwili w tym razem.
- Racja, zapomniałem, że czeka nas jeszcze droga w dół… Pewnie zajdziemy do doliny jak już będzie ciemno. – Wtrącił się może mało kulturalnie, w połowie jej zdania, ale i tak dziewczyna przerwała nie tyle na skutek jego niedżentelmeńskiego zachowania, co raczej głośnego trzepotu skrzydeł. Nie musiała nawet wskazywać palcem, sam instynktownie odwrócił głowę, rozdziawiając paszczę w niemym wyrazie zachwytu. – O kurwa. – Zabrakło mu słów na ten widok, który aż zapierał dech w piersiach. – Nawet stąd widać, jakie są ogromne. – Wtórował jej w peanach na cześć splecionych w godowym tańcu rogogonów, które zajęte sobą najwyraźniej miały ich w głębokim poważaniu. Całe szczęście, bo gdyby było inaczej, zapewne zostaliby uznani za całkiem smaczne kąski. Niestety w końcu majestatyczne stworzenia odleciały, zapewniając im tylko kilka, zdecydowanie zbyt krótkich minut, spektakularnego widowiska. – Wykończysz mnie… – Pokręcił ze zrezygnowaniem głową, gdy doszedł już do siebie, bo prawdę mówiąc, gotów byłby porzucić ten plan zdobycia szczytu. – I tak nie wzięliśmy ze sobą żadnej flagi. – Próbował wykorzystać ten argument, ale mało skutecznie, bo zaraz kroczył za nią. Niech już będzie, pochwalą się swym uporem znajomym, a co.
Nie musieli już wspinać się po żadnych niebezpiecznych półkach skalnych, a i liny okazały się pewnym zbawieniem. Podobnie do Krukonki trzymał jednak różdżkę w zanadrzu, bo przecież żadne z nich nie chciało przedwcześnie kopnąć w kalendarz. – Dobra. Pięć minut na pamiątkową fotkę i spadamy na dół. – Rzucił żartem jak tylko znaleźli się na samym szczycie. – Yhm. Spadamy to może niezbyt fortunne słowo. W każdym razie… musimy się spinać, jeżeli chcemy wrócić o rozsądnej porze. – Naprawił swój błąd, ale nadal nie zrezygnował z zamiaru przywołania towarzyszki do porządku. Wolał nie przechodzić tej trasy pod osłoną nocy, bo nie oszukujmy się, w ciemności o wiele łatwiej było o jakiś nieszczęśliwy wypadek. Strzelił więc sobie z Julką zdjęcie, a potem skinął głową, żeby ją pośpieszyć… i tak oto strudzeni, ale w o wiele lepszych po spotkaniu ze smokami nastrojach, człapali bokiem do zbocza w nadziei, że u podnóża gór odnajdą jeszcze jakąkolwiek otwartą karczmę.

zt. x2
Powrót do góry Go down


Sponsored content

Moldoveanu QzgSDG8








Moldoveanu Empty


PisanieMoldoveanu Empty Re: Moldoveanu  Moldoveanu Empty;

Powrót do góry Go down
 

Moldoveanu

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: Moldoveanu JHTDsR7 :: 
reszta świata
 :: 
Rumunia
 :: Rezerwat Smoków
-