Sprawa z jemiołą jest tutaj dość skomplikowana – otóż nie bardzo chce wisieć w jednym miejscu. Wędruje to tu, to tam, pojawia się i znika, i właściwie to nigdy nie wiadomo gdzie i kiedy się ją spotka... albo się pod nią trafi.
Nanael O. Whitelight
Wiek : 24
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171cm
C. szczególne : Niezwykle jasne i mocno pomalowane oczy, styl vintage, taneczna gracja przy każdym ruchu, wiecznie perfekcyjnie pomalowane paznokcie
To nie ze względu na święta chciała rozejrzeć się po Camelocie, a bardziej z powodu zamiłowania do Historii Magii... a jednak miała ostatnio wrażenie, że czas przecieka jej między palcami i chociaż semestr dopiero co się zaczynał, to nagle wszyscy śpiewali świąteczne piosenki i mówili tylko o jarmarku, który rozstawił się na starym zamczysku. Nanael nie była wcale przeciwna magii Bożego Narodzenia, ale w tym roku nieco mniej uśmiechało jej się kolędowanie i pieczenie pierniczków - nie sądziła, że będzie aż tak bardzo przeżywała zbliżający się coraz szybciej ślub brata, a jednak nie potrafiła tego do końca przeboleć. Nie szukała sobie towarzystwa, poszła sama; wychodząc z Błędnego Rycerza wygładziła sztuczne futro białego płaszcza, a później spacerowym krokiem z trudem utrzymujących się na lodzie obcasów udała się prosto na jarmark. Było tłoczno, głośno i chaotycznie, a ona doskonale wiedziała, że mogłaby się bawić tutaj naprawdę fantastycznie, gdyby tylko zdołała jakoś podczepić się pod ten świąteczny klimat. Gdzie szukała pocieszenia? Na dnie kielicha z grzanym winem, a później drugiego, a później trzeciego, krzywiąc się nieustannie przy cytrusowym posmaku, ale za to rozluźniając się i łapiąc lepszy humor. Nie liczyła kolejnych łyków i całych dolewek, spacerując i przy kolorowych straganach pozwalając sobie na coraz więcej magicznych wariacji swojego wyglądu, by w pewnym momencie... po prostu nie być sobą, zniknąć, odetchnąć. - Ooooch, ups! - Wyrwało jej się, gdy zahaczyła mocniej o czyjeś ramię. Od razu odruchowo uczepiła się swojej ofiary, by nie stracić równowagi i odrzuciła pociemniałe do mocnego brązu włosy z twarzy, by obcym uśmiechem przywitać jakąś taką znajomą twarz. - Mój błąd! Obcasy, zimno, winko... - spróbowała się usprawiedliwić, choć w pierwszej chwili zamarła w bezruchu, absolutnie nie wiedząc, czy nie powinna odskoczyć od Heaven w popłochu, by nie kusić losu. Z drugiej strony - nie była sobą z wyglądu, więc może nie musiała być też sobą z charakteru?
Starość. Bo czas było nazwać rzeczy po imieniu. Nigdy nie podejrzewałam się o bycie jedną z tych mam, które wciskają swoje dziecko w świąteczny sweterek, rozwieszają wszędzie lampki i wybierają grzane wino ponad porządny alkohol. A oto byłam, drugi (!) raz dzisiaj na tym jarmarku, podchwycając niepokojąco kuszącą atmosferę świąt, których kiedyś nie byłam wielką fanką. Rano oczywiście byłam tu z Milką. Z Milką, która pozwoliła mi spojrzeć na ten okres inaczej, zwłaszcza, że miała w tej okolicy urodziny i wszystko nabierało nowego znaczenia. Dopóki święta oznaczały powrót do mojej nieszczęsnej rodziny, to był jeden z najgorszych okresów w roku. Ale teraz, kiedy jestem od tego wolna, bo wszyscy i tak są na mnie śmiertelnie obrażeni, zapowiadało się całkiem fajnie. Nawet, jakbym miała spędzić go tylko z córką, ale na to się nie zapowiadało, skoro dostałam zaproszenie od mamy Ezry, która była babcią, o której Milka by mogła tylko pomarzyć po swojej biologicznej stronie. Oczywiście odwiedziłam już ten jarmark z małą, zachwycając się jej każdą reakcją. Uznalałam jednak, że troche swobodniejszy spacer pod wieczór nie zaszkodzi, zwłaszcza że Pan entuzjastycznie został z małą. Rozglądałam się za jakimś prezentem dla niej, gdy jakaś nieznajoma dziewczyna wczepiła się w nią z zaskoczenia. Nie, żeby miała coś przeciwko. - Nic nie szkodzi, jest ślisko. Heaven - przedstawiłaM się dziewczynie, automatycznie starając się wyczuć, czy mogę liczyć na coś więcej niż rozmowa o winie, bo dziewczyna była naprawdę atrakcyjna. - Mocno rozwodnione, czy ujdzie? - podpytalam, mając małą wiarę w alkohol w takim miejscu.
Nanael O. Whitelight
Wiek : 24
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171cm
C. szczególne : Niezwykle jasne i mocno pomalowane oczy, styl vintage, taneczna gracja przy każdym ruchu, wiecznie perfekcyjnie pomalowane paznokcie
Była może trochę aż za bardzo ciekawa reakcji Heaven - tego, że kompletnie nie wiedziała co powie i co zrobi, a także jak na nią spojrzy, kiedy nie będzie miała na nosie okularów tylu lat nieporozumień, kłótni i żali. Bezwiednie wpatrywała się w nią wielkimi, jasnymi oczami, których barwa może nie mogła się zmienić, a jednak które inaczej wyglądały pod nieco ciemniejszymi i cięższymi w swoim rozmarzeniu powiekami; łapała każde jej słowo z zapartym tchem, mając wrażenie, że nawet głos Dearówny jest jakiś inny, kiedy nie ma w nim tyle dobrze jej znanego niezadowolenia. Czy ona też brzmiała inaczej? Teraz, pijana i roześmiana, zaplątana w swojej małej gierce, w której nie miała jak wygrać czy przegrać - normalnie, stonowana i niezadowolona, czekająca tylko na kolejny atak, który mogłaby jak najszybciej odbić. - Nawet bardzo! Nie wiem po co opłaty na lodowisku, skoro już tutaj można się nieźle przejechać... - zauważyła z rozbawieniem, potrzebując chociaż chwili na opanowanie szybszych uderzeń serc, które wywołało przedstawienie się; coś zupełnie banalnego, a jednak coś, czego kompletnie nie przemyślała. Mogłaby podać swoje drugie imię, ale miała świadomość, że jest ono dość specyficzne i nawet jeśli nie zdradzi jej od razu, to może zapalić jakąś lampkę... a poza tym nie było Nanie szczególnie bliskie. - Nelly - przedstawiła się więc, czerpiąc z Nanael, ale upraszczając ją i może po prostu trochę łagodząc. - Nawet nie wiem... ale jest naprawdę pyszne. Mocno doprawione, piłam takie cytrusowe, bardzo polecam - zapewniła dziewczynę, dopiero orientując się, że dalej jest wczepiona w jej ramię. Odsunęła się wreszcie, puszczając ją z drobnym ociąganiem i tylko szerszym uśmiechem na ustach. - A żeby było jeszcze smaczniejsze, to mogę ci postawić kolejkę - zaproponowała, machając lekko ręką w stronę pobliskich straganów. - Czy jesteś tu może... z kimś?
Gdybym wiedziała z kim mam do czynienia, na pewno ta rozmowa przebiegłaby inaczej. Ale póki co widziałam przed sobą tylko ładną, miłą dziewczynę i nie było powodu, żebym miała być za bardzo sobą i szybko ją odstraszyć. Nie zastanowiło mnie to, że zastanawianie się nad swoim imieniem zajęło jej odrobinę zbyt długo. Widocznie jeszcze zbierała się po nagłym prawie-upadku. I chociaż imie było łudząco podobne do mojej byłej przyjaciółki, nie było powodu, żeby wzbudziło to we mnie wątpliwość. Kiedy alkohol miał być darmowy, nie było już za bardzo o czym dyskutować. Nawet rozwodnione wino z jarmarku nie mogło być tak fatalne. Wiedziałam, że musz ęsię pilnować, zamierzałam wrócić do Milki w dobrym stanie, ale kubeczek czy dwa to nie był najgorszy pomysł. - Okej, wtedy na pewno będzie pyszne - potwierdziłam, dostając wyraźny znak, że upadek był całkiem dobrym zbiegiem okoliczności. Zwłaszcza, kiedy usłyszałam kolejne zdanie. Pokręciła głową z uśmiechem, uznając, że pytanie "a ty?" kompletnie nie jest potrzebne. - Ale teraz już tak. Skoro już masz na kim się opierać, to może zrobimy jakiś ranking tych grzanych win? - zaproponowałam, zapominając o tym całym kubeczku-dwóch, gotowa ruszyć do pierwszej ze stacji.
Nanael O. Whitelight
Wiek : 24
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171cm
C. szczególne : Niezwykle jasne i mocno pomalowane oczy, styl vintage, taneczna gracja przy każdym ruchu, wiecznie perfekcyjnie pomalowane paznokcie
Z każdą chwilą miała w sobie coraz mniej przebiegłości i zaczynała zapominać, że to miała być tylko zabawa, dzięki której podrażni się z byłą Ślizgonką, z którą co i rusz miały jakieś spięcia. Roześmiana wpatrywała się w nią wesoło, pozwalając sobie na to całą sobą, bo nie była Nanael - była Nelly. Mogła reagować tak, jak chciała, a nie tak, jak powinna. To była pułapka metamorfomagii, którą do tej pory starała się trzymać jak najbardziej na dystans, niby zawsze z niej korzystając i niemal oddychając tymi mniej czy bardziej świadomymi zmianami, a jednak nie chcąc się zatracić w potędze przybrania zupełnie nowej tożsamości. - To brzmi jak pyszny plan - przytaknęła entuzjastycznie, wzmiankę o oparciu uznając za zaproszenie, więc raz jeszcze biorąc Heaven pod ramię, tym razem łagodniej. Ruszyła razem z nią do części gastronomicznej, rozglądając się za budką, w której wcześniej kupowała grzańca, ale niezbyt mogąc ją rozpoznać pod taką ilością podobnych szyldów. - Tooo jesteś tutaj, bo kochasz święta? Szukasz jeszcze na szybko prezentów? Czy Camelot cię tak zachwycił? - Zagadała, rozpraszając się pierniczkami, które czarodziej przy jednym ze straganów rozdawał w ramach darmowych próbek. Były ślicznie lukrowane i błyszczały nawet w słabym świetle... i chociaż Nanael pewnie nigdy nie dałaby się skusić takiej słodkości, to Nelly sięgnęła po jednego z bałwanków bardzo chętnie, od razu przełamując go i połowę dając swojej nowej towarzyszce. - Mam wrażenie, że to nie jest dobre miejsce, żeby chodzić samej... Nawet nie chodzi mi o to, że potrzeba więcej osób, po prostu wszyscy są z kimś... - zauważyła z namysłem, pozerkując na trzymającą się za rękę parkę, która szła przed nimi, a potem na ścigające się pomiędzy budkami dzieciaki. - To co, zaczynamy od cytrusowego grzańca?