Tuż za straganami ze świątecznymi ozdobami znajduje się znacznie większe stoisko, składające się z podwyższonej budki i kilku stanowisk do pracy ustawionych tak, by bez problemu było ją z nich widać. To królestwo pani Baker, miejscowej cukierniczki, której pierniki goszczą na świątecznym stole co drugiego mieszkańca pobliskiego miasteczka. Dziś chce się podzielić swoją wiedzą i patentami.
Etap I
Poza standardowymi składnikami na ciastka do pierników z przepisu Pani Baker należy dodać odrobinę eliksiru. Na stoliku ze składnikami stoją różne flaszki i fiolki, żadna nie jest jednak podpisana, bo organizatorka zajęć wychodzi z założenia, że powinno być to niespodzianką.
W temacie z losowaniami rzuć kością eliksir – wynik losowania to mikstura, której kilka kropel znajdzie się w Twoich piernikach i będzie mieć wpływ (słabszy niż porcja eliksiru) na wszystkich, którzy je zjedzą (również Ciebie, jeśli np. obliżesz łyżkę). Osoby, które mają min. 10 pkt z eliksirów, mogą samodzielnie wybrać eliksir (możliwe opcje są wymienione na końcu tego posta).
Drugą kością w tym etapie jest litera, która odpowiada za odpowiednie proporcje proporcji składników. Jeśli wylosowałeś samogłoskę, udało Ci się to idealnie (w następnym etapie możesz doliczyć +10 do k100), jeśli J – poszło koszmarnie (-10 do k100 w drugim etapie), jeśli każda inna – jest po prostu poprawnie. Każde 10 pkt z magicznego gotowania lub eliksirów upoważnia do przerzutu litery.
Ostatnią kością jest K6 decydująca o tym, co Ci się przydarzyło: 1, 2 – albo coś Cię rozproszyło, albo po prostu tracisz panowanie nad różdżką... tak czy inaczej ta zaczyna wariować i mieszać składniki w zaskakującym tempie. Wokół buchają kłęby mąki, bieląc Ciebie i Twoich sąsiadów. 3, 4 – szczypta soli, szczypta soli... oj, pół słoika to zdaje się więcej niż szczypta. Za pomocą różdżki prędko naprawiasz swój błąd i pozostaje Ci liczyć na to, że nie będzie to miało wpływu na smak ciastek. 5, 6 – pani Baker chyba nie przewidziała tyle uczestników, bo zabrakło Ci przyprawy korzennej. Musisz iść do sąsiada i pożyczyć, bo jemu z kolei jakimś cudem zostało jej za dużo...
Etap II
Kiedy masz już wymieszaną i wygniecioną masę, czas na wałkowanie, wycinanie i pieczenie. Do dyspozycji masz zarówno świąteczne foremki, jak i różdżkę w komplecie z własną wyobraźnią, wybór należy do Ciebie.
Rzuć 2x kością k100 – pierwsza dotyczy wycinania ciastek, druga – wypiekania.
Wycinanie:
Do wyniku możesz doliczyć swoje punkty z działalności artystycznej
1–20: wycinane przez Ciebie kształty są dalekie od ideału – mają postrzępione brzegi, choinki mają dziwnie powyciągane gałązki, a piernikowe ludziki są raczej upiorne 21–50: Dopóki trzymasz się gotowych foremek, wszystko idzie dobrze, problem zaczyna się wtedy, kiedy decydujesz się na użycie różdżki. Teraz masz przed sobą część całkiem udanych pierników i kilka... potworków. 51–89 Hej, naprawdę poszło Ci dobrze! Zrobiłeś dużo eleganckich ciastek z foremek i kilka własnoręcznie, i możesz być z siebie naprawdę dumny, bo jedne nie odstają od drugich. 90–100: Piernikowe arcydzieło, tak Twoje starania komentuje Pani Baker kiedy zagląda Ci przez ramię. Większość wykonałeś własnoręcznie i wyglądają, co tu dużo mówić, wspaniale.
Wypiekanie:
Do wyniku możesz doliczyć swoje punkty z magicznego gotowania
1–15: Oj, chyba się zagapiłeś? A może piecownik był ustawiony na zbyt dużą temperaturę. Kiedy go otwierasz, pierniki są już bliskie dymienia, są przypalone, na krawędziach wręcz czarne. 16–30: Umieszczone w piecowniku pierniczku szybko zaczynają nieestetycznie pękać i po ich wyjęciu masz blachę pełną uszkodzonych ludzików. Może uda się skleić je lukrem... 31–50: Z ciastkami jest coś nie tak, buntują się i absolutnie nie chcą się upiec. Trzymasz je w piecowniku dłużej niż należy, a i tak wyszły blade i niedopieczone. Pozostaje liczyć na to, że nie są surowe w środku. 51–80: udało ci się upiec ciastka w sam raz – jeden z pierników jest trochę zbyt przybrązowiony, a drugi zbyt blady, ale nie jest to nic, co mocno wpływałoby na ich smak. 81–100: kiedy wyciągasz ciastka z piecownika, wyglądają świetnie – nawet bez lukru! Mają tak idealny brązowiutki, zachęcający kolor, że nie potrzebowałyby już żadnych innych ozdób.
Etap III
Pierniczki są już właściwie gotowe, ale do pełni uroku wciąż brakuje im lukru oraz odrobiny... magii! Pierniczki Pani Baker słyną bowiem z tego, że nie leżą biernie na talerzu. Żeby osiągnąć ten efekt, wystarczy trochę magicznego proszku i odpowiednie zaklęcie, które zdradza Wam gospodyni.
Pierwsza kość K100 – określa jak dobrze poszło Ci lukrowanie. Im wyższy wynik, tym lepiej Ci to wychodzi. Do kości możesz dodać swoje punkty z działalności artystycznej.
Druga kość K100 określa jak dobrze poszło Ci czarowanie. Im wyższy wynik, tym lepiej Ci to wychodzi – ciastka ruszają się chętniej i bardziej naturalnie, ich mimika jest bardziej szczegółowa, drzewka poruszają gałązkami, bombki się mienią itd. Każde 10 pkt z zaklęć pozwala na przerzut kości.
Informacje i kod
Za udział w warsztatach otrzymacie punkt do kuferka, specjalny order oraz umiejętność pieczenia ruchomych pierników. Po nagrody należy zgłosić się w upomnieniach.
Udział w warsztatach liczy się tylko, kiedy opiszecie wszystkie etapy (każdy etap na min. 400 znaków)). Możecie zrobić to w jednym, lub wielu postach.
Na początku każdego posta, w którym opisywany jest efekt należy wkleić poniższy uzupełniony kod:
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Kuferek: eliksiry (141pkt), magiczne gotowanie (5pkt), działalność artystyczna (23pkt), zaklęcia (47pkt) Etap I eliksir: felix felicis (wybieram sobie) proporcje:J --> D zdarzenie:5 pożyczam przyprawę od sąsiada
Jak święta to jarmark świąteczny, a jak jarmark świąteczny to... Pierniki? Max chyba ostatnio coś za bardzo polubił ten wypiek, bo dziś, gdy spacerował z @Julia Brooks po atrakcjach Camelotu, gdy tylko zauważył możliwość wzięcia udziału w warsztatach z wypiekania tradycyjnych ciastek od razu ją tam zaciągnął nie zważając na jej niezadowoloną minkę. -Daj spokój Juanita! Może odkryjemy w sobie cukierniczy potencjał o jakim nie mieliśmy pojęcia! Nie można ciągle siedzieć okrakiem na miotle i z nosem w kociołku, co nie? - Wyszczerzył się w jej stronę. Pani Baker wydawała się być w porządeczku kobietą, a jej przepis nie wyglądał na dużo bardziej skomplikowany niż ten, który Solberg wypróbował we własnym domu. -Uuuuuu. Można je nieco przyprawić! Dwa razy mi nie powtarzaj! - Podjarał się widząc flakoniki z eliksirami i oczywiście od razu wybrał ten, który zawierał w sobie płynne szczęście. -Dodanie Veritki do pierników to zbrodnia, a o Amortencji to już nawet mi nie mów. - Skomentował resztę wyborów. Obydwoje dobrze pamiętali, co stało się ostatnim razem, gdy Max pokusił się na spróbowanie pierniczka nieznanego sobie pochodzenia. Zaczął powoli przystępować do mieszania składników, co wcale nie szło mu tak tragicznie. Mógł nawet powiedzieć, że wyszło mu to ostatecznie przyzwoicie, choć jedno się nie zgadzało. -Kurwa zabrakło mi tej sypanki. - Mruknął, po czym zaczepił stojącego obok siebie czarodzieja. -Królu Złoty sypnie Pan miareczkę przyprawy? - Zapytał kulturalnie, jak na Invernesskiego żula przystało, a gdy już otrzymał potrzebny mu składnik mógł skończyć pracę nad tym konkretnym etapem. Etapem, który wydawał się Maxowi najtrudniejszy, ale z jego szczęściem wcale nie musiało tak być.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Ostatnio zmieniony przez Maximilian Felix Solberg dnia Czw 6 Sty 2022 - 19:15, w całości zmieniany 1 raz
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Kuferek: eliksiry (27), magiczne gotowanie (2), działalność artystyczna (9), zaklęcia (50) Etap I eliksir:Gregory’ego proporcje:B zdarzenie:5 – to nie Arrakis, więc zabrakło mi przyprawy :( Etap II wycinanie: [url=link]wynik[/url] + bonus wypiekanie: [url=link]wynik[/url] + bonus Etap III Lukrowanie: [url=link]wynik[/url] + bonus Magia: [url=link]wynik[/url]
Brooks powinna być na szarym końcu listy osób, z którymi to Solberg postanowi pójść na wypiekanie pierniczków. A jednak! Ziemia się zatrzymała, muzyka jazzowa przestała grać, a ryby wyszły na ląd, głosząc niemożliwą nowinę. Oto ona, posiadaczka dwóch lewych rąk do pieczenia, gardząca słodyczami, dała się namówić! Co prawda bardziej interesowały ją odwiedziny samego Camelotu, ale z jakiegoś powodu postanowiła wziąć udział w całym tym majdanie. Może miała gorszy dzień? Może. Idąc z kwaśną miną za Maksiem, sarkała coś pod nosem w stylu: „na co to komu… tyle cukru… niezdrowe…”, ale jej czyny nie szły w parze z tymi słowami.
- Można. OCZYWIŚCIE, ŻE MOŻNA – odpowiedziała, szturchając go łokciem pod bok. Na tyle mocno, żeby poczuł, jak bardzo ją skrzywdził tym całym wypiekaniem. Widząc jednak jego entuzjazm, nie mogła się nie uśmiechnąć półgębkiem. Chwyciwszy fiolkę z losowym eliksirem, dodała ją do misy i zaczęła okrężnymi ruchami mieszać wszystkie składniki. Szło jej topornie. Miała za mało wody, a za dużo mąki, przez co ciasto nie przypominało ciasta, a jakąś chorobę skóry w postaci narośli. Chcąc nie chcąc odłożyła łyżkę i zaczęła ugniatać ciasto rękami. Mąkę miała wszędzie. Na nosie, we włosach, o bluzie nie wspominając. Córka młynarza, proszę państwa.
- Ej, Felixo. Weź i dla mnie! – krzyknęła w kierunku przyjaciela, bo jej również brakowało korzennej posypki, która miała duże szanse zabić podły smak przyrządzanych przez nią pierniczków. – Jakie plany na Sylwestra? – zapytała, kiedy jej wybawiciel powrócił z sypką zdobyczą.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Kuferek: eliksiry (141pkt), magiczne gotowanie (5pkt), działalność artystyczna (23pkt), zaklęcia (47pkt) Etap I eliksir: felix felicis (wybieram sobie) proporcje:J --> D zdarzenie:5 pożyczam przyprawę od sąsiada Etap II wycinanie:60 + 23 = 83 wypiekanie:1 + 5 = 6
Brooks powinna już wiedzieć, że jak Solberg sobie coś wymyśli to i całe stado hipogryfów go od tego nie odciągnie. Uparty jak osioł to tylko jedna z jego cudnych cech charakteru, którą krukonka na pewno z całego serduszka kochała. Sam przecież też nie był mistrzem jakiejkolwiek odmiany kuchni, a tu proszę, piernikowy fanatyk. -Nie pierdol tylko spróbuj choć raz czegoś nowego. Przecież nie zaszkodzi, no nie? A jak nam ładnie pójdzie, to potem skoczymy na wystawę sportową do Camelotu. Pasuje Ci taki deal? - Postanowił jakoś ją przekupić, skoro same słodkie oczka i zdecydowane kroki w stronę stoiska nie były widocznie wystarczające. Widać obydwoje mieli problemy już na początku. Julka wyglądała, jakby sama miała zaraz wylądować w misce i zostać włożona do pieca z tą ilością składników na swoim drobnym ciele. -Widzę, że z Tobą jak z dzieckiem. Może wyczarować Ci jakiś słodki fartuszek-skafander? - Zaproponował z uśmiechem komentując wygląd przyjaciółki, po czym poszedł żebrać o przyprawę, która oczywiście musiała się skończyć. -Łap i oszczędź sobie modłów nad moją zajebistością. - Rzucił Brooks to, czego ona też najwyraźniej potrzebowała, po czym skończył swoje ciasto i zabrał się za tę bardziej artystyczną część roboty. -Ej Brooks! Myślisz, że uda mi się ulepić piernikowy ryj Pattola? - Wyszczerzył się w jej kierunku, po czym od razu przeszedł do pracy. Najpierw postawił jednak na kilka tradycyjnych wypieków. Posilił się foremkami, które były na stanowisku i zaczął wykrawać choinki, gwiazdki i inne dzwoneczki. -Na sylwestra? Hmmm, chyba posiedzimy z Felim na chacie. A Ty gdzie wybywasz? Harpie robią jakąś wielką bibę? - Zapytał, gdy kolejne kształty z piernikowego ciasta wychodziły spod jego ręki a smuga z mąki została Maxowi na czole, gdy otarł sobie je wierzchem dłoni. Jak na grudzień było tu cholernie gorąco. Gdy już uznał, że wystarczy tych tradycji zabrał się za rzeźbienie twarzy znienawidzonego przez szkolne grono nauczyciela transmutacji. Tu wykrawał, tam dodawał ciasta, tu zaginał, aż w końcu... No musiał przyznać, że nie było to tragiczne. Tak jak większość pierników, robota była odwalona poprawnie i dzieło Solberga wyglądało jak ludzka twarz z okularami. I do tego miała zmarszczki jak stary dziad, którym Craine zdecydowanie był. Może do arcydzieła jeszcze trochę zabrakło, ale było dobrze. -Jak Ci idzie? Patrz, zaraz wsadzę Pattona do pieca, czyż wszyscy o tym nie marzyliśmy. - Wyszczerzył się, kończąc układanie kształtów na blaszce, by następnie wsadzić to wszystko razem do nagrzanego pieca. Może faktycznie praktyka czyni mistrza i tym razem wyjdą mu jeszcze bardziej zajebiste? -KURWA MAĆ PATTON MI SIĘ PALI. - Chyba za szybko pochwalił swoją pracę, bo nagle pierniczki zaczęły przybierać nieco czarnawej barwy, a zapach spalenizny wraz z dymem wydobywały się z piekarnika. Solberg natychmiast wyjął swoją porażkę na blat, po czym dostał histerycznego napadu śmiechu. Stał więc tam nad spaloną blachą pierników, chichrając się jak ostatni debil. -Brooks, pierwszy raz to nie ja wyjdę skądś zjarany. - Zgiął się w pół ze śmiechu. Sam nie wiedział, co mu odjebało, ale w tej chwili czuł się królem komedii i nic chyba nie było w stanie tego zmienić.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Ostatnio zmieniony przez Maximilian Felix Solberg dnia Czw 6 Sty 2022 - 21:05, w całości zmieniany 1 raz
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Kuferek: eliksiry (27), magiczne gotowanie (2), działalność artystyczna (9), zaklęcia (50) Etap I eliksir:Gregory’ego proporcje:B zdarzenie:5 – to nie Arrakis, więc zabrakło mi przyprawy :( Etap II wycinanie:56 + wypiekanie:5 \o/ Etap III Lukrowanie: [url=link]wynik[/url] + bonus Magia: [url=link]wynik[/url]
Akurat upartość była jedną z tych cech, którą dzielili wspólnie. Przejawiała się co prawda w zupełnie inny sposób, ale koniec końców jakiekolwiek negocjacje nie miały sensu. Przez te wszystkie lata nauczyli się po prostu akceptować to i iść na ustępstwa, czego owocem było wiele dziwnych, ale też zajebistych przygód. Wypiekanie pierniczków nie zapowiadało się na coś choćby zbliżonego do zajebistości, ale kto wie!
- NA WYSTAWĘ SPORTOWĄ DO CAMELOTU? – zapytała z udawanym zachwytem, zakrywając rozdziawione usta. – Mój drogi, już tam byłam, i to kilka razy. Wiesz, że mają tam XVI-wieczną miotłę, na której można latać? Fajna sprawa, choć strasznie powolna. Nawet szkolne syberyjskie strzały to przy niej demony prędkości. – Podzieliła się swoimi spostrzeżeniami, zanim to zaczęli babrać się w mące.
Na propozycję fartuszka pokręciła z rozbawieniem głową. – Teraz to chyba śliwka po kompocie – stwierdziła wesoło, zdmuchując z oczu oprószoną mąką grzywkę. Julka kończyła właśnie ugniatać ciasto, kiedy to jej wybawiciel przyszedł z posypką. Zrobiła więc to, co miała zrobić. Sypnęła do michy porządnie, tak na oko i ostry zapach przypraw utwierdził ją tylko w przekonaniu, że powinna się trzymać z dala od kuchni. Potrafiła zrobić jajecznicę i owsiankę, zaparzyć kawę i odgrzać w mikrofali boxa z jedzeniem od drużynowego dietetyka. Więcej nie potrzebowała, a gdy coś się zmieni, to po prostu podprowadzi z Hogwartu Gwizdka, żeby ten mógł dbać o jej linię i kubki smakowe. Z zainteresowaniem przyglądała się staraniom przyjaciela, który to postanowił upiec ciasteczko w kształcie ich ulubionego nauczyciela transmutacji.
- Jest piękny. Gdyby nie był z ciasta, to prawie na pewno bym uwierzyła, że to nasz patolska szara eminencja leży przed nami na stole – rzuciła wesoło, wykrawając swoje własne ciastko. - A co do Sylwka... spędzę go w jacuzzi, z jontem w łapce, lampką druzgotkowego w drugiej łapce i pizzą w brzuszku. I pewnie będę słuchała "Fatalnych Jędz". - Pomimo najszczerszych chęci, wycinanie szło jej dość mizernie, przez co piernikowy ludzik wyglądał na upośledzonego. A do tego odpadła mu misternie zdobiona rączka, jaki smuteczek! – Patrz, zrobiłam Callahana! – Wyszczerzyła się dumnie, wycierając rękawem swój mączny nos.
O ile samo wycinanie było komedią, to już wypiekanie okazało się tragedią.
- No popatrz. Chciałeś Patola, a wyszedł Ci Oberon – zażartowała, kiedy to Maksio wyjął pana ciastka z piecyka. – O KURWA – dodała z przerażeniem w oczach, gdy sobie uświadomiła, że przecież włożyła swojego własnego pierniczka w tym samym czasie. Efekt był identyczny. Pierniczek był przypalony i wyglądał jak lembas, który ktoś jadł po raz drugi. – Panie Oberonie, proszę poznać Jamala Callahana. Piąteczka! Oh, czekaj… - zasmuciła się na chwilę, zanim to również nie wybuchnęła śmiechem. Krukonka wzięła ludzika w dłoń i uderzyła nim kontrolnie kilka razy o blat, ale ciastek był tak twardy, że nic mu się nie stało. – Myślisz, że można nim rzucać jak shirukenem?
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Kuferek: eliksiry (141pkt), magiczne gotowanie (5pkt), działalność artystyczna (23pkt), zaklęcia (47pkt) Etap I eliksir: felix felicis (wybieram sobie) proporcje:J --> D zdarzenie:5 pożyczam przyprawę od sąsiada Etap II wycinanie:60 + 23 = 83 wypiekanie:1 + 5 = 6 Etap III Lukrowanie:51 + 23 = 74 Magia:71
No tak, mógł się spodziewać, że Brooks już zamieszkała w tamtej części muzeum. Sam przecież latał po zamku jak pojebany, gdy tylko wrota otworzyły się na gości, a jeżeli było tu cokolwiek wspólnego z miotłami, to przecież oczywiste, że Julka była na miejscu pierwsza z pierwszych. -Nie wiedziałem, bo tam nie byłem. - Odpowiedział z teatralną ironią, wpatrując się w nią, jakby sam nie miał świra na punkcie tego miejsca. -Interaktywne muzeum? Wbijam jak tylko zmyję ciasto z rąk! Nieważne, że wolna, ważne że dają możliwość! - Nieco się zainteresował i podjarał, bo przecież nie co dzień można skorzystać z takiej atrakcji, przy której cała reszta po prostu bladła. No tak, może i było za późno, ale zawsze można było uniknąć dalszego bałaganu. Widać jednak Brooks nie przeszkadzało trochę brudu i dzielnie pracowała dalej nad swoimi wypiekami, gdy już obydwoje mieli pełen komplet składników i zabrali się do kształtowania słodkości. -Ja to bym uwierzył dopiero, jakby zaczął rzucać na prawo i lewo obelgami, ale dziękuję za docenienie mojego artyzmu. - Skłonił się lekko przed Brooks, mając na gębie nienaturalnie szeroki uśmiech. Humor naprawdę mu wyjebał w górę, choć przecież tylko piekli pierniki. -Czyli lepiej być nie mogło! Widzę też na spokojnie w tym roku. Czyżbyśmy się starzeli? - Pokręcił głową, nie mogąc pojąć do czego to doszło, że mieli takie a nie inne plany. Przecież jeszcze niedawno w pełni sił wypierdalali na imprezki poza granice kraju, a dziś? Jacuzzi i spokojny wieczór z partnerem... Widząc dzieło Brooks wybuchnął naprawdę niekontrolowanym śmiechem, aż łezka z jego oczu poleciała. -Boże, Juanita to jest przecudne. Podobny jak chuj! - Musiał skomplementować ten wyczyn, bo sam by lepszego skojarzenia pewnie nie wysunął na takie ciasteczko. Ujebana ręka co prawda nie była mile widzianym aspektem, ale nie była to też nowa historia. Max zdecydowanie był już poniekąd przyzwyczajony. -Po prostu Patol nie wie jak się korzysta z solarium. - Odgryzł się z uśmiechem, po czym słysząc o Jamalu ponownie parsknął, a żarcik o piąteczce jeszcze to wszystko podsycił. -Jesteśmy zajebiście niepoprawni. - Skomentował to, próbując jakoś doprowadzić się do porządku. -Dobra, spróbuję nieco go rozjaśnić. - Wziął się za lukier i wciąż drżącą z rozbawienia dłonią zaczął dekorować przypalonego Patola i jego piernikowych towarzyszy. Co by nie powiedzieć, Maxowi podobne robótki szły naprawdę nieźle. Słodka polewa lądowała na spalonym cieście sprawiając, że pierniczki wydawały się być prawie że zjadliwe, gdy tu dodawał guziczki, tam zmarszczki, a tu różowe policzki z żelków czy innych pierdółek jakie znalazł na stole. Wygląd jednak nie był wszystkim i został jeszcze ostatni krok. Magiczny krok, po którym były ślizgon nie spodziewał się absolutnie żadnego sukcesu. Chwycił swoją różdżkę i zaczął wywijać nią zgodnie z przepisem, aż w końcu coś tam zaczęło się dziać. Choineczki poruszały się delikatnie, a piernikowy Patol raz po raz marszczył brwi, jakby poczuł w powietrzu nieprzyjemny zapach. -No i TERAZ wygląda jak żywy. - Wskazał Brooks swoje dzieło. -No, może bardziej jak dziecko Michaela Jacksona i Patola, ale mogło być gorzej. - Zaśmiał się, bo próba wybielenia nauczyciela wyszła lekko komicznie, czego naprawdę nie dało się pominąć. -A jak się Jamal trzyma? Dokleiłaś mu lukrową protezę? - Zajrzał dziewczynie przez ramię, by sprawdzić, jak ma się sytuacja po tamtej stronie stołu. Obydwoje początkowo szli łeb w łeb więc była to ostatnia chwila, by ocenić, kto wygrał to piernikowe starcie.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Kto by pomyślał, że wypiekanie dziwnych ciastek przyprawianych mdlącą ilością przypraw może być w gruncie rzeczy czymś nie tylko przyjemnym, ale również zabawnym? Jak widać, Solberg po raz kolejny ją zaskoczył, tym razem, tak dla odmiany pozytywnie. Odkąd ten opuścił szkolne mury, nie spędzali razem tak wiele czasu, jak dawniej i dopiero wspólne babranie się w cieście uświadomiło Krukonce, jak bardzo brakowało jej towarzystwa tego wyrośniętego dzieciaka. - Jak cię znudzi prowadzenie baru, powinieneś pomyśleć o karierze cukiernika. Masz do tego wrodzony talent, Felixo – poczochrała głowę przyjaciela pokrytą mąką dłonią, przez co nastolatek momentalnie posiwiał. I nawet mu to pasowało. I dodawało powagi, gdyby nie fakt, że to tylko mąka.
- Na spokojnie – zgodziła się skinięciem głowy. – Miałam iść na domówkę kolegi z kadry, ale ten rok mnie sponiewierał doszczętnie i nie mam siły ani chęci na to, żeby witać go kacem i bolącą wątrobą. Może z rok – uśmiechnęła się, wkładając Bodzia do pieca, bo pomimo faktu, że ten był piernikiem i miało to naturę stricte symboliczną, to i tak sprawiało jej to jakąś dziwną satysfakcję.
Ciężko było nie czuć dumy na takie peany ze strony Solberga, bo faktycznie, ta dbałość o szczegóły sprawiała, że ciastkowy ludzik był łudząco podobny do pierwowzoru. Tylko bardziej milczący, co akurat stanowiło dużą zaletę, bo nie musiała wysłuchiwać tego irlandzkiego bełkotu. No cóż, po raz kolejny coś nie poszło tak, jak powinno. Miał być piernik. Wyszedł murzynek. Pałkarka z zacięciem na umorusanej twarzy zaczęła przyozdabiać pierniczek, rechocząc co jakiś czas z rozbawienia.
- A co ja jestem, Piernikowy Fundusz Zdrowia? Jak chce protezę, to niech sobie zarobi. Tylko co może robić pierniczek-kaleka? Może zostanie odźwiernym w chatce z piernika? Do otwierania drzwi nie potrzeba dwóch sprawnych rączek. Wystarczy jedna – podzieliła się swoimi przemyśleniami.
I kiedy warsztaty dobiegły końca, nie pozostało im nic innego, jak wymienić się swoimi dziełami i ruszyć na dalszy podbój zamczyska.
Kuferek: eliksiry (0), magiczne gotowanie (0), działalność artystyczna (4), zaklęcia (5) Etap I eliksir:Spokoju proporcje:G zdarzenie:4 Etap II wycinanie:93 + 4 = 97 wypiekanie:31 + 0 = 31 Etap III Lukrowanie:75 + 4 = 79 Magia:93
Podczas pobytu na jarmarku i przeglądania przeróżnych świątecznych rzeczy, kątem oka zauważyłam kolejne stanowiska, skryte z tyłu. Zaciekawiona podeszłam bliżej, zaglądając pomiędzy budkami na kilka stanowisk pracy, przy których uwijała się całkiem spora liczba osób. Sądząc po ilości unoszącej się w powietrzu mąki i otwieranego co jakiś czas pieca, musieli tu przygotowywać wypieki. Wyminęłam stoisko z samonagrzewającymi się kubkami i stanęłam w dość długiej kolejce, sama jeszcze nie będąc pewna w co się pakuje. Czekając na swoją kolej dowiedziałam się o możliwości wzięcia udziału w warsztatach pod okiem niejakiej pani Baker. Kucharka była ze mnie przeciętna, bo większość potraw w domu przyrządzał skrzat. Była to jedna z nielicznych rzeczy, której ode mnie nie wymagano, więc...postanowiłam skorzystać z okazji. Jedna z początkowych instrukcja wywołała przewrócenie oczu. Losowanie eliksiru przypomniało mi ostatnie zajęcia med-labu. Picie samemu eliksiru to jedno, ale dodawanie go do wypieków, które może zjeść później każdy? Westchnęłam, sięgając po fiolkę i podchodząc z nią do stanowiska pracy. Postawiłam ją w miarę bezpiecznym miejscu i zabrałam się za odmierzanie składników. Co jakiś czas zerkałam do spisu, sprawdzając czy się z niczym nie pomyliłam. Ręce mi nieco drżały przy zapełnianiu miarki, co zostało podstępnie wykorzystane. Kiedy została mi do wsypania sól pobliski sąsiad głośno kichnął, na pewno specjalnie, co wytrąciło mnie ze skupienia i zamiast szczypty władowałam pół słoika. Szybko odłożyłam pojemnik i wyciągnąłem różdżkę, by pozbyć się nadmiaru soli. Na moich policzkach zagościł cień rumieńca, będący efektem zakłopotania. No już Layla, oddychaj, najwyżej będą na słono. Trochę mieszania, gniecenia, wałkowania i uzupełniania ubytków później, czekało mnie wycinanie kształtów. Masy wyszło mi dostatecznie dużo, bym mogła sobie pozwolić na kombinację różnych wzorków. Użyłam różdżki, by utworzyć trzy paski : drzewek, piernikowych ludzików i płatków śniegu. Łącznie ich było około piętnaście, co uznałam za liczbę zupełnie wystarczającą. Powoli zabrałam się do roboty, uważając na każdy ruch różdżką. Wyszło mi to na tyle dobrze, że uzyskałam pochwałę pani Baker. Podziękowałam, ponownie nieco się rumieniąc, nieprzywyknięta do otrzymywania miłych słów za wykonaną robotę. Wywołało to u mnie małe rozkojarzenie i pieczenie nie wyszło już tak perfekcyjnie. Sama nie wiedziałam, czy była to moja wina czy pierniki postanowiły się na mnie obrazić, bo pomimo trzymania ich zdecydowanie za długo pozostały blade i widocznie niedopieczone. Bałam się, że wreszcie je spalę, więc wyciągnęłam je w takich stanie w jakim były. Piękne, acz niedopieczone pierniki czekały jeszcze dwa zadanie. Czarodzieje mieli w zwyczaju ożywiać przedmioty, więc i tutaj nie mogło tego zabraknąć. Trochę magicznego proszku, ruch różdżki...brzmi banalne, prawda? Szkoda, że samo wykonanie już takie nie było. Zanim zabrałam się za czarowanie, w moich rękach znalazła miska z lukrem. Musiały przecież ładnie wyglądać, prawda? Starałam się stworzyć dodatkowe wzorki, wspomagając się przy tym różdżką, jednak nie do końca mi to wyszło. Całość wyglądała dość ładnie, chociaż dało się zauważyć brak proporcji w kilku miejscach lub zbyt grubą warstwę lukru spodu choinki i cienką góry. Gdy uznałam, że już nic więcej nie poprawię, zabrałam się za ożywianie. Ta czynność dała mi o dziwo mnóstwo dobrej zabawy, a ludziki, wkrótce biegające po moim stanowisku, wręcz mnie rozczulały. Było to takie urocze, że aż przykro byłoby je jeść. Ostatni ruch różdżki i...gotowe! Pomijając proces pieczenie, niestety bardzo istotnego, wyszło mi naprawdę bardzo dobrze. Opuściłam stanowisko wzbogacona o dodatkową wiedzę, nowych piernikowych towarzyszy i ze znacznie poprawionym humorem.
z/t
Liam G. Walker
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : pieprzyk na lewej kości policzkowej, dość krzaczaste brwi, włosy w wiecznym nieładzie
Świąteczny jarmark dla Liama miał zbyt wiele wspólnego ze świętami, za którymi zwyczajnie nie przepadał. Wiązały się z ciągłą gonitwą, brakiem czasu dla siebie samego, sztucznymi uśmiechami i tym "świątecznym nastrojem" będącym piękną iluzją. Ludzie żyli niczym zamknięci w bańce - ta zazwyczaj pękała chwilę po Bożym Narodzeniu. Niemniej ulegał tej magicznej aurze głównie za sprawą Cass, bo dla niej wciąż był to najpiękniejszy okres w ciągu roku. Spacerując brukowaną ulicą oglądał wystawy mieniące się zielenią, czerwienią i bielą. Kubek z grzanym winem przyjemnie ogrzewał zmarznięte dłonie, na wargach podstawiając słodko-gorzki posmak, upił jeszcze łyk, zanim podszedł do jednego z większych stoisk - jak się okazało było to miejsce, gdzie można było samemu zrobić pierniki, więc czemu nie? Mimo, że niejednokrotnie przekonał się, iż marny z niego kucharz, ciężko było mu odmówić sobie tej przyjemności, jaką po ciężkiej pracy było zjadanie piernikowych ludzików. Był przekonany, że siostra chętnie mu potowarzyszy, lecz gdy się obejrzał brunetki już przy nim nie było, a on sam został wciągnięty i postawiony przy jednym z wolnych stołów. - Dobra Walker, wykaż się - powiedział do samego siebie, chcąc dodać trochę otuchy, chociaż efektu nie poczuł. Wypuścił z ust powietrze, przez dłuższą chwilę przyglądając się nieopisanym fiolkom, które wzbudzały w nim zaufania. Ostatecznie sięgnął po jedną z nich, o mało nie wypuszczając jej z dłoni, gdy poczuł uderzenie; nie było zbyt mocne, ale wystarczyło by zachwiać równowagę Walkera. - Ej...uważaj trochę - żachnął się - Normalnie jak słoń w skład…. - nie dokończył, bo odwróciwszy się napotkał znajomą twarz. - Nie no, ty mnie zwyczajnie śledzisz. Chyba zwariowałaś na moim punkcie, ale nie wiem czy nie podchodzi to już pod stalking - powiedział na powitanie, szeroko się przy tym uśmiechając. Oskarżenia wysunięte przeciwko Hope (@Hope U. Griffin) oczywiście były absurdalne, ale czuł, że mogą ją nieco zirytować, a jak zauważył gdy się złościła wyglądała jeszcze bardziej uroczo.
Hope U. Griffin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Piegi na twarzy i ciele. Kilka blizn po szponach na ramionach i jedna na skroni, skrupulatnie zakrywana włosami.
Kuferek: eliksiry (4 pkt), magiczne gotowanie (2 pkt), działalność artystyczna (5 pkt), zaklęcia (31 pkt) Etap I eliksir:amortencja proporcje:A (+10 w etapie II)
O Merlinie, co ona tu w ogóle robiła? Umówiła się na zwiedzanie jarmarku z dziewczynami, ale Mer gdzieś jej zaginęła, Ruby nie dało się oderwać od stoiska z piwem i koniec końców szlajała się sama i bez celu, próbując znaleźć sobie jakieś sensowne zajęcie. Nawet nie zauważyła kiedy znalazła się przy warsztatowym stoisku i to w momencie, gdy prowadząca zajęcia kobiecina zbierała chętnych do, jak to określała, wspaniałej zabawy i okazji do nabycia umiejętności przydatnych każdej gospodyni domowej. No totalnie coś dla niej, jak się okazało, bo pani Baker była raczej nieugięta jeśli chodzi o jej zdanie na temat udziału Hope w warsztatach. Została wciśnięta w fartuszek i zagoniona na stanowisko. Zupełnie zdezorientowana, próbowała rozeznać się w sytuacji i właśnie wtedy przypadkiem na kogoś wpadła. No oczywiście, że tak. — Przepraszam! — wykrzyknęła w pierwszym odruchu i dopiero wtedy się odwróciła. — Walker — powiedziała, nawet nie próbując ukryć zaskoczenia. Uniosła brew, słuchając jego krzywdzących oskarżeń i zacisnęła usta, próbując nie dać mu satysfakcji z tego, że jak zwykle udało mu się ją zirytować. — Grinch — burknęła w końcu, myśląc sobie, że nic tylko przyprawić mu zieloną skórę. Chciała odwrócić się na pięcie, nie dlatego, że się obraziła, a po to, by nie musieć słuchać jego docinek skoro i tak była zmuszona do robienia jakichś durnych ciastek, które na pewno jej nie wyjdą. No, ale problem w tym, że okazało się, że przez to ich zamieszanie ktoś zajął jej miejsce i teraz musieli współdzielić miskę. — A Ty niby nie? Mam uwierzyć, że stałeś się nagle entuzjastą świątecznych wypieków i przyleciałeś tutaj jak na skrzydłach? — chciała zażartować, ale chyba wyszło jakoś tak ofensywnie, więc postanowiła odpuścić i posłać mu niepewny uśmiech. — Nie cierpię magicznego żarcia — dodała znacznie ciszej, tak żeby usłyszał ją tylko on. Zerknęła podejrzliwie na fiolkę, którą trzymał w ręce, ale nic nie powiedziała, tylko wzięła się za przygotowywanie podstawy ciasta. To umiała, nie odbiegało wszak niczym od przepisów z jej rodzinnego mugolskiego domu. Nawet nie musiała za bardzo zaglądać do książki z przepisem.
Liam G. Walker
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : pieprzyk na lewej kości policzkowej, dość krzaczaste brwi, włosy w wiecznym nieładzie
Kuferek: eliksiry (-), magiczne gotowanie (-), działalność artystyczna (-), zaklęcia (10 pkt) Etap I eliksir:amortencja proporcje: A (+10 w etapie II) zdarzenie:1
- Czy ty właśnie porównałaś mnie do wielkiego, włochatego, a do tego zielonego stwora, który nienawidzi świąt? - zapytał, choć było to jasne - słyszał na własne uszy! I chociaż nie mijała się tak bardzo z prawdą, bo rzeczywiście święta nie były jego ulubionym okresem w roku, tak raczej wciąż wyglądał normalnie, jak nastolatek. A może zaszły w nim jakieś zmiany? Coś wisiało w powietrzu i nagle stał się Grinchem? W świecie magii wszystko było możliwe; odruchowo spojrzał na swoje dłonie - zwyczajne, jak zawsze. Upewniwszy się, że wszystko gra, ponownie spojrzał na twarz rudowłosej, która z jakiegoś powodu usta zacisnęła w cienką linię. Uniósł pytająco prawą brew, patrząc na nią aż nazbyt wymownie. Nie rozumiał, jak to było możliwe, że przy każdym kolejnym spotkaniu, które najczęściej było zwykłym zrządzeniem losu, wciąż przerabiali ten sam schemat, nawet jeśli w czasie poprzedniego doszli do względnego porozumienia. - Nie no, ty się po prostu we mnie zabujałaś - stwierdził, gdy stanęli przy jednym stole, bo jak się okazało ktoś zajął ten Hope. Próba żartu okazała się naprawdę nieudana, a mimo to Gryfon się uśmiechnął. - Poza tym, jak już miałaś okazję się przekonać jestem wybitnym kucharzem, dlatego postanowiłem czegoś nauczyć innych - zaśmiał się, zupełnie mijając się z prawdą, czego dziewczyna była świadoma. Obecnie wydarzenia które miały miejsce w kuchni z ich udziałem wywoływały rozbawienie, ale wtedy ani trochę nie było mu do śmiechu. Obawiał się o Hope, nawet jeśli przyznawał się do tego z oporem. - Nie cierpisz bo? Niemiłe wspomnienia? - dopytywał, ale sam też nie pałał do niego miłością,bo zawsze wiązało się z czymś nieprzyjemnym, albo on miał jakiegoś pecha. Rudowłosa przygotowała wszystko, a on chcąc coś pomóc rzucił odpowiednie zaklęcie. Niestety, chyba nie był zbyt skupiony na tej czynności,bo nagle jego różdżka zwariowała obsypując mąką jego, Hope oraz sąsiadów z pobliskich stołów. - Masz trochę we włosach - stwierdził, wyraźnie zawstydzony, chwytając w dłoń rudy kosmyk,by pozbyć się z niego białego proszku, ponownie przekraczając przestrzeń osobistą Gryfonki.
Doireann Sheenani
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 158
C. szczególne : Jest drobna i wygląda zdecydowanie młodo. | Na lewym barku ma blizny po Sectumsemprze, a pomiędzy łopatkami ma tatuaż. | Posiada kolczyk w nosie. | Końcówki włosów pofarbowane są na żółto.
Kuferek: eliksiry (12), magiczne gotowanie (23 + 11 = 34), działalność artystyczna (3), zaklęcia (8) Etap I eliksir:eliksir postarzający ➜ ridikuskus proporcje:J ➜ D ➜ H ➜ G zdarzenie:6 Etap II wycinanie:14 + 3 = 17 wypiekanie:55 + 34 = 89 Etap III Lukrowanie:99 + 3 = Doireann jest mistrzynią lukrowania Magia:28
Fabularnie na dwa dni przed Wigilią.
Bycie nastolatkiem rządziło się swoimi prawami. Można było nie lubić rzeczy miłych i przyjemnych tylko dlatego, że było to społecznie nieakceptowalne. Sheenani wielokrotnie spotykała się więc z przekonaniem, że ktoś nienawidził smerfów świąt, chociaż nie wiązało się to z niczym konkretnym. Ona sama naprawdę lubiła okres przygotowywania się do Wigilii; pojawiające się światełka, zmiana menu na bardziej klimatyczne i wszechobecny zapach przyprawy korzennej unoszący się na ulicach. Potem jednak przychodził czas, gdy należało wrócić do domu - i czar pryskał. W tym roku pochmurność Doireann wynikała jednak z czegoś więcej, niż widma nadchodzącego "przyjęcia" i poczucia, że odstaje bardzo mocno od swojej rodziny. Przygnębienie wynikało głównie z niedawnego zerwania - i było też dużo bardziej widoczne, niż to, które zazwyczaj towarzyszyło jej, kiedy wracała do Doliny. To zaś nie obeszło uwadze państwa Sheenani; dlatego też, na dwa dni przed Wigilią, dziewczyna przemierzała świąteczny jarmark u boku brata swojej matki, parę kroków za rodzicami jej własnej rodzicielki, próbując pokazać im, że jest naprawdę bardzo mocno wdzięczna za tę drobną wycieczkę. Oni zaś próbowali udowodnić jej, że nawet jeśli dość mocno "się mijają", tak wciąż nie mieli zamiaru patrzeć, jak z niewyjaśnionych przyczyn chodziła przybita.
* * *
Nikogo nie zdziwiło, kiedy zapytana o atrakcję, w której chciałaby wziąż udział, bez zastanowienia wskazała palcem duży stragan, pod którym tłoczyło się coraz więcej ludzi. Doireann usiadła przy jednym ze stołów, pozwalając jednocześnie, by w tym czasie jej rodzina poszła zająć się własnymi sprawami. Nie potrzebowała przecież wiszącego u jej boku dziadka, który w swojej bezradności klepałby ją po ramieniu w przypadkowych momentach, mówiąc o tym, że jest z niej dumny, bo "Prefektki to w rodzinie nie mieli". To… no, było miłe, ale do dziesiątego razu. Teraz zaczynało ją to stresować. Samo pieczenie też nie okazało się być czymś w stu procentach relaksujących. Puchonka nie lubiła eksperymentów z eliksirami. Jeśli już musiała coś zażyć, to wolała wiedzieć, czym owa substancja była i co dokładnie mogła powodować. Trzymanie niepodpisanej fiolki w dłoniach niosło ze sobą chęć zrezygnowania z uczestnictwie w warsztatach, jednak… Dziewczyna naprawdę nie chciała być powodem do zmartwień swoich dziadków - a gdyby teraz do nich wróciła, informując, że w sumie to nie ma ochoty piec ciastek, pewnie momentalnie teleportowaliby się z nią do Mugna, uznając, że coś padło jej na mózg. Postanowiła więc przechylić swoje myślenie w inną stronę - wcale jej to nie obchodziło. W ogóle, wszystko było jej obojętne. Odtwarzała podawany przez panią Baker przepis, chociaż brakowało jej odpowiedniego zaangażowania. Przesiewała mąkę z beznamiętnym wyrazem twarzy, od niechcenia wędrując wzrokiem po pozostałych składnikach. Wtedy też zorientowała się, że nie była szczęśliwą posiadaczką przyprawy korzennej. Był to kolejny powód do niezadowolenia. Wymuszało to kontakt z drugim człowiekiem, a ona… Nie miała na to ochoty. Chciała ciepłych koców, ciepłego kakao, a nie siedzącego obok staruszka. Świat jednak nie chciał pozostawić jej wyboru. - Przepraszam, czy… - dziewczyna zaczęła, wskazując palcem coś, co musiało być brakującą częścią przepisu. - Byłby pan tak miły i podzielił się ze mną przyprawą korzenną? N-Nie mam żadnej i… Mężczyzna najwyraźniej nie chciał słuchać dalszych tłumaczeń. Z kieszeni wełnianego swetra wyjął paczuszkę, po czym - wcześniej oznajmiając, że wziął sobie jedną na zapas - podał ją uczennicy. Doireann nie pozostało nic innego, jak uprzejmie podziękować i wrócić do wyrabiania masy..
* * *
Wałkowanie ciasta nie wymagało wiele myślenia. Ot, szło sprawnie - bo była to czynność niemalże automatyczna. Doireann nigdy nie odmawiała sobie umiejętności kulinarnych. Nie wierzyła zaś w to, że byłaby zdolną artystką. Dlatego też, kiedy przyszło do wykrajania kształtów, sięgnęła dłonią w kierunku foremek, by… zorientować się, że już ich nie ma. Podejrzliwie zerknęła w stronę swojego sąsiada, by odkryć, że jego kieszeń przybrała kształt piernikowego ludzika. Westchnęła ciężko i ze zrezygnowaniem, po czym chwyciła coś, co mogłoby "robić na nożyk", a następnie zabrała się za wycinanie małych człowieczków. I gdyby tak mógłby przemówić, piernikowy naród oskarżyłby ją o okrucieństwo najwyższej rangi, bo oto ktoś miał zbyt krótkie nogi, a inni cierpieli ze względu na niewymiarowe głosy. Puchonka, widząc, jak potworne było jej dzieło, miała ochotę się popłakać. Uczucie rozgoryczenia minęło, kiedy tylko owa abominacja się upiekła. Nie rozumiała, jak to się stało, ale ciasto najwyraźniej… jakoś zmieniło swój kształt, nieco rozciągając się w odpowiednich miejscach - chociaż prędzej podejrzewała, że sama prowadząca ulitowała się nad nią i potraktowała jej blaszkę jakimś zaklęciem. Ludziki wciąż były dalekie od ideału, jednak nie należały do brzydkich. No i były dobrze upieczone, a to było tutaj najważniejsze.
* * *
Lukier zaś uratował wszystko. Sheenani stała pochylona nad blatem, pozwalając sobie na niewielki uśmiech. Była z siebie zadowolona. Nawet jeśli wymiarowo jej wypieki nie wyglądały najlepiej, tak wciąż okazały się być całkiem przyzwoite, a zwłaszcza kiedy zostały przykryte warstwą cukrowej polewy. Zadowolenie nie miało jednak szans na to, by trwać dłużej. Zaklęcie, które zdecydowała się rzucić po paru nieudanych próbach i błaganiu własnej różdżki, by nie zrobiła przez przypadek nikomu krzywdy było… Bogowie, groteskowe. Ciasteczkowe ludziki podrygiwały w konwulsjach, niemrawo machając kończynami; a ona przypatrywała się temu w niemym przerażeniu. Podobnie jak i sąsiadujący z nią staruszek. Mężczyzna widząc dogorywające pierniczki w milczeniu wciągnął foremkę z kieszeni i odłożył ją na stół obok. Widocznie żałował, że jego czyny doprowadziły do tego.