Świątynia Maxa, w której spędza większość czasu. Rzadko kiedy kogoś tam wpuszcza, choć zaklęcia ochronne nie pozwalają, by jego błędy wpłynęły na cały dom.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Wiele czasu minęło nim Max zadomowił się w laboratorium na dobre. Nie dlatego, że nie miał czasu czy ochoty, ale z tego powodu, że po prostu urządzanie tego miejsca po swojemu sprawiało mu wiele przyjemności i co chwila wpadał na pomysł zmian, jakie mógłby zastosować. Dlatego też minęło kilka dni nim ostatecznie skończył przemeblowania i mógł z czystym sumieniem powiedzieć, że teraz już wszystko jest dokładnie tak, jak być powinno. Jeśli miał być szczery, to spędzał tu chyba dziewięćdziesiąt procent swojego czasu. Do tego stopnia, że aż transmutował jeden stołek w kanapę, by móc spać w tym pomieszczeniu, choć bardziej odpowiednie byłoby stwierdzenie "drzemać". W końcu, gdy przestał bawić się w dekoratora wnętrz, mógł zabrać się do roboty i wrócić do pracy. Do pełnych obrotów może trochę mu brakowało, ale zdecydowanie czuł się zainspirowany, by wrócić do porzuconych projektów, a zaczął od ochrony własnego kociołka, by nie musieć się bać o ewentualne przykre konsekwencje. Co prawda obłożył pomieszczenie każdym możliwym zaklęciem ochronnym, jakie istniało, albo przynajmniej jakie znał, ale wciąż nie chciał doprowadzić do tego, by pewnego pięknego dnia Brooks nie miała dachu nad głową, bo on dodał za dużo oczu traszki do kociołka. Chwycił swój stary kociołek, na którym wcześniej zaczął już rysować runy dla testów i spojrzał na to, co tam zmalował. Otworzył obok księgę traktującą o runach i swoje notatki, by sprawdzić, czy na pewno wszystko jest na swoim miejscu i gdy uznał, że wygląda mu to dość logicznie, rozpoczął w końcu pierwszy test. Debilem w eliksirach nie był i doskonale wiedział, jak sprawić, by w kociołku zaszła niepożądana reakcja, dlatego też przeszedł do działania. Wiele nie musiał czekać nim mikstura zaczęła bulgotać i zmieniać kolor na wściekle pomarańczowy. Jedna z run zajaśniała na ten widok, by następnie zgasnąć, a żrący wywar wydrążył dziurę w kociołku, wylewając się na magiczną barierę, jaką Max wcześniej wyczarował, by przypadkiem nie umrzeć jak ostatni debil w wyniku celowego zjebania eliksiru. Nastolatek szybko opróżnił kociołek i naprawił go przy pomocy magii. Wiedział, że ze względu na wiek sprzętu, nie jest to już zbyt wytrzymałe rozwiązanie, ale liczył, że na jedną, czy dwie próby jeszcze wystarczy. Nachylił się nad notatkami i próbował znaleźć niepasujące do równania ogniwo. Niestety, wszystko wydawało się w teorii sklejać, jak powinno, dlatego też młody eliksirowar postanowił przewertować leżącą obok księgę. Po chwili, która wydawała mu się wiecznością, znalazł rozwiązanie, które mogło pomóc w jego problemie. Chwycił więc różdżkę i wymazał wyrysowane wcześniej na kociołku runy, by następnie zacząć składać symbole od nowa. Tym razem postawił na większą prostotę o silniejszym działaniu. A przynajmniej tak mu się wydawało. Gdy już runy zostały wyrysowane, po raz kolejny zaczął napełniać kociołek substancją, która nie miała prawa zachować stabilności. I tak też było, po chwili wszystko zaczęło wrzeć, a oddzielony bezpieczną barierą od kociołka Solberg, uważnie patrzył, jak zawartość wybucha i choć kociołek pozostał nietknięty, poza kilkoma ubytkami na rąbkach, to jednak widocznie runy nie spełniły swojego założenia. Nastolatek westchnął, sprzątając powstały bałagan i rozłożył się wygodnie na kanapie, przywołując zaklęciem księgę. Wiedział już, że musi jeszcze raz wszystko uważnie przestudiować, by powrót do testów miał jakikolwiek sens.
//zt
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
W życiu nie spodziewał się, że drugim gościem w jego nowych, użyczonych mu progach, będzie nikt inny, jak sam Kingston. Otrzymawszy jednak list od ziomka ze Slytherinu, nie był w stanie mu odmówić szczególnie, że propozycja łączyła dwie rzeczy, które Max kochał najbardziej - eliksiry i używki. Nie zastanawiał się więc zbyt długo i zaprosił Paytona do siebie, nie tylko chcąc ugościć kumpla w tych progach, ale i uznając, że nie wyobraża sobie teraz warzyć jakiejkolwiek mikstury w innym miejscu niż nowiusieńkie laboratorium zaprojektowane dla niego przez Brooks. Właśnie zamykał za sobą drzwi do lodówki, gdy usłyszał dzwonek, sygnalizujący przybycie gościa. Pomknął więc w stronę drzwi, uśmiechając się szeroko na widok ziomeczka. -Kingston! Kopę lat stary! Właź do środka. - Zaprosił go, klepiąc po plecach na powitanie. -Mamy naprawdę wiele do nadrobienia i wiesz, że chcę usłyszeć wszystko. Ale najpierw najważniejsze - przyniosłeś składniki? - Wyszczerzył się jeszcze mocniej, prowadząc kumpla do swojej świątyni, przed którą zatrzymał się na chwilę, jakby potrzebował pewności, że chce go tam wpuścić. -Witam w moim raju. - Otworzył w końcu drzwi, wchodząc przodem, bo przecież nie pozwoli, by ktoś przebywał w środku bez jego obecności nawet, przez te kilka sekund. -Chyba znasz zasady. Niczego nie dotykaj, jeśli życie Ci miłe. I tym razem mówię serio. Mam tu kilka rzeczy, których... Mieć nie powinienem, tak to ujmijmy. - Prychnął ze śmiechem, patrząc na Mors Lilium, którego pyłek spowodował u Maxa trzydniową śpiączkę i w sumie zmógł dość sporą populację avalońskich wycieczkowiczów w podobny sposób.
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Payton Kingston III
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.83
C. szczególne : no więc odstające uszy i mina księcia, a także okulary na nosie dla lansu w sensie, żeby mądrzej wyglądać, zawsze pachnie inaczej bo kocha olejki, perfumy i takie rzeczy
Już nawet nie pamiętał, za co Solberg wyleciał z Hogwartu, za robienie dobrego towaru? A może nie wyleciał, tylko zamarzyły mu się podróże albo praca na pełny etat dla karteru w Meksyku i przewóz towaru przez granice Gwatemali? Bardziej się to opłacało niż siedzenie na studiach i odrabianie pracy domowej z zielarstwa czy ONMS. Pay od niedawna dopiero się przekonał, że to jednak może mu dać majątek, znaczy się skończenie studiów i całe granie bogatego, idealnego dupka, że niby pochodzi z zacnych czystokrwistych Kingstonów, dobrze, że mu nikt w papiery nie zaglądał. Chociaż Kingston również od niedawna mieszkał w Doline Godryka u dziadków, to większość czasu spędzał w szkole, zwłaszcza od września i nie odwiedzał starych znajomych. No i tu był błąd, zwłaszcza że Max to taki ziomek, o którego należało dbać. Przynosił wiele korzyści, a po znajomości nie liczył się drogo. Zresztą co tam pieniądze Paytona było stać na wszystko. Musiał tylko uważać, żeby za bardzo nie szaleć i nie obciążyć konta bankowego dziadków, bo mu zablokują i będzie szukać kamieni nad strumieniem, aby drogo sprzedać u jubilera. Rezydencja Brooks robiła wrażenie, zwłaszcza laboratorium Maxa. Osobiście Kingston nie lubił przebywać w pomieszczeniu wysoce niebezpiecznym dla zdrowia i życia. Nie wątpił w umiejętności Solberga, ale każdemu może się omsknąć ręka. - Siema mordo, dawno cię nie widziałem na mieście, chyba się tu zabunkrowałeś. - Chwycił go za ramię na powitanie. - Ta jasne: jaśmin, lubczyk, jaja czegoś tam. Wyobraź sobie, że musiałem latać po aptekach, jakby w jednej wszystkiego nie mogli mieć. - Znaczy, jego sowa latała, ale na jedno wychodziło. Trzeba było wysyłać pocztę z zamówieniem, namachać się piórem... Położył torbę ze składnikami w miejscu, które wskazał Solberg. - Nie mam zamiaru. Cenie sobie bardzo swoje życie. - Uniósł ręce w geście "ja się do niczego nie dotykam" i ostrożnie rozejrzał się po Edenie Solberga, normalnie drugi pieprzony Walter White. Następnie przeniósł spojrzenie swoich wściekle jadowitych zielenią oczu na Maxa i wyjął za gustownej szaty butelkę Absyntu. - To gdzie to postawić. - Błysnął białymi zębami w uśmiechu, zastanawiając się, czy jednak to był dobry pomysł ze szmaragdowym alkoholem, który może się pomylić z jakąś inną ciekawą substancją stworzoną w laboratorium Frankensteina.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie było ważne to, czemu go tam nie było. Liczył się fakt, że niektóre kontakty nie zostały zerwane i mógł wciąż cieszyć się różnorodnością znajomych. Nie przeszkadzało mu to, że wciąż był naczelnym eliksirowarem każdej dobrej mordy, o ile tylko nie przychodzili do niego z wiggenowym. W sprawie Amortencji może i miał mieszane uczucia, ale z drugiej strony też nigdy nie pytał. On tylko dostarczał eliksir, a już użytkowanie nie było jego problemem. -Przesiadywałem na Nokturnie,a potem obiecałem jednej lasce, że przestanę tam chodzić i czekam aż o tym zapomni, więc siedzę tutaj. - Wyjaśnił swoje zniknięcie z radaru, które faktycznie bywało zaskakujące. -No, a w czwartki i wtorki wpadam do "Syreniego" na krwawego barona. Ostatnio nieźle tam skosiłem, więc jeśli nie masz na co wydać kasy, zapraszam w przyszłym tygodniu, chętnie ją od Ciebie zabiorę. - Wyszczerzył się, bo akurat na dobrą passę ostatnimi czasy nie narzekał, co w momencie, gdy przepierdalał cały hajs na używki, było mu bardzo mocno na rękę. -Popiełka. Jaja popiełka. Przynajmniej mam nadzieję, że te kupiłeś, bo inaczej może być ciekawie. - Prychnął rozbawiony, a w jego głowie pojawiło się już milion możliwości. Oczywiście posiadał swoje składniki, z których mogli zawsze czerpać, ale jak już Payton zadał sobie tyle trudu, nie było sensu marnować tego, co przyniósł. -Taaa, ostatnio robili jakieś przewroty i teraz już nie zaopatrzysz się we wszystko w jednej. Dlatego jak mogę, sam czerpię składniki. Przynajmniej wiem, co dostaję. - Przyznał jeszcze, bo może i miał z tym więcej zachodu, ale najświeższy możliwy towar, to zupełnie inna bajka. Dorwał się do torby ze składnikami jak dziecko do worka cukierków i zaczął rozkładać je na głównym blacie w swojej kolejności tak, by mieć wszystko odpowiednio pod ręką. Obok już leżał przygotowany sztylet, moździerz i cała reszta potrzebnego sprzętu, a baza wesoło bulgotała sobie w podgrzewanym płomieniem kociołku. -To przynajmniej jeden z nas ma resztki rozsądku. - Może i wiele przeszedł przez ostatni rok, ale pewne rzeczy były chyba niemożliwe do zmiany, jak chociażby lekkie podejście Maxa do BHP, jeśli dotyczyło ono tylko jego osoby. Nie miał zamiaru jednak narażać ziomeczka na wizyty w Mungu, więc dzisiaj miał w planach zastosować kilka podstawowych zasad bezpieczeństwa. Myślał, że wszystko co trzeba już zostało wypakowane, ale słysząc pytanie Kingstona, podniósł wzrok i od razu jego twarz rozjaśniła się na widok butelki wypełnionej po kurek srogim alkoholem. -Myślałem, że nigdy nie zapytasz. - Posłał mu olśniewający uśmiech i transmutował dwie, czyste fiolki w kieliszki, które podsunął ślizgonowi pod ręce. -Nie ma co odstawiać, żeby wietrzało. Lej od razu. - Zarządził, bo może i czekała go praca, ale nie pierwszy raz machałby chochlą w stanie nietrzeźwości. -Słyszałem, że Hogwart ma zatrzęsienie gości. Opowiadaj, ile już ponętnych Meksykanek udało Ci się wyrwać? - Zagaił, podczas gdy ostrze sztyletu gładko wbiło się w jego dłoń, pokazując, że narzędzie jak zwykle jest idealnie przygotowane do pracy. Max wytarł krwistą stróżkę w chusteczkę, po czym zabrał się za krojenie lubczyku, w międzyczasie pozwalając, by jaja popiełka posiedziały w przygotowanej wcześniej przez niego marynacie.
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Payton Kingston III
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.83
C. szczególne : no więc odstające uszy i mina księcia, a także okulary na nosie dla lansu w sensie, żeby mądrzej wyglądać, zawsze pachnie inaczej bo kocha olejki, perfumy i takie rzeczy
Mogło wydawać się to bardzo dziwne, że Payton naczelny król od wyrywania lasek potrzebuje takiego eliksiru, jak Amortencja. Jednak ślizgon wiedział, kiedy jego urok osobisty nie zadziała i sprawa jest totalnie stracona. Zresztą napój miłości nie działał permanentnie, a bardziej jak pigułka gwałtu tylko w taki sposób, że to ten pod wpływem tej substancji chce dobrać się do czyiś majtek na skutek urojonego zauroczenia. Kingston musiał przyznać, że bardzo sobie cenił Solbergowe podejście. Masz składniki, hajsy i koleś o nic nie pyta. Po co ci, na co ci? Nie jego problem. Pewnie dlatego Max był znaną dobrą mordą od eliksirów. - Kobiety. - Westchnął, delikatnie dłonią muskając włosy subtelnie wzięte na żel. - Stary ona może nigdy nie zapomnieć, ale grunt, że lubisz ten swój mały eliksirowy raj. - No prawdę mówiąc, Solberg mógł tu siedzieć do usranej śmierci, ale to jego królestwo. - Zresztą, od kiedy się słuchasz bab? - Nie miał pojęcia, co Maximilian zrobił, że dostał zakaz chodzenia sobie na Nokturna, ale jeśli chodziło o kobietę, sprawa musiała być poważna. - To jesteśmy umówieni, ale bardziej jestem za czwartkami. Nie ma to, jak zakończyć tydzień w ładnym stylu. - Wyszczerzył się uradowany na myśl o spędzeniu wieczorku przy szklaneczce krwawego barona z szanowanym dilerem Solbergiem, a jednak nie wiedział, czy będzie to możliwe. W końcu już od jakiegoś czasu trochę przystopował z chlaniem, ćpaniem i nawet wziął się za naukę. Z dupami nigdy nie da sobie spokoju, chociaż uważał, z kim dzieli łóżko, ale obawa ta nie wynikała z nabawieniem się jakiejś choroby wenerycznej, a bardziej trafienie na jakąś telepatkę, normalnie czasami nie orientował się w tym czarodziejskim świecie, w mugolskim było wszystko jak najbardziej zrozumiałe. - Że ci się chce... Chodzisz i zbierasz jaja jakiegoś Popiełka? No ale kapuje świeży towar z pierwszej ręki, klienci zadowoleni. Dziwie się, że jeszcze mój hajs chcesz wydawać, no i mieszkasz w rezydencji Brooks. Przyznaj się, że ukrywasz gdzieś ten cały majątek. Eliksirowarsto to jest dobry interes, a Ty się stary na tym dobrze znasz. Mógłbyś zbić na tym wielkie bogactwo. - Chyba że Max lubił powiedzonko: "Grunt to się nie narobić a zarobić". Payton popierał takie podejście, preferując wykorzystywanie starych pierdzieli albo bogate wdowy. - Czytasz mi w myślach. - Wyszczerzył się jak dzieciak, polewając w kieliszki, które przed chwilą były fiolkami. W ogóle nie zastanawiał się nad ty, że Solberg będzie mu te amortencje pod wpływem upojenia alkoholowego robić, bo o to, że spierdoli, to się nie martwił, bardziej liczył na to, że napój miłości będzie kurewsko mocny. Nie od dziś uważał, że jego ziomeczek od eliksirów ma jakieś zapędy destrukcyjne, kiedy zerknął na jego dłoń i sztylet, ubarwiony krwią solbergową. Kingston miał nerwy jak stal, jeśli chodzi o ludzkie płyny. Co do tego nie był frajerem, interesował się medycyną i był w tym całkiem dobry, a co do reszty rzeczy mógł być całkowicie pizdą. Tak więc zignorował Maxowe odchyły w stylu "tak się sprawdza ostrość sztyletu, jak się ma zamiar kroić lubczyk". - Nawet nie muszę się za bardzo starać. Może w tym Meksyku słabo im dogadzają, chociaż patrząc na profesora Fernándeza, sam bym sobie przy nim zwalił. - Przechylił kieliszeczek z zielonym alkoholem w stronę Maxa w formie niewidzialnego toastu i wypił duszkiem absynt. - Zresztą zapisuj się na studia, sam zobaczysz, zakosztujesz trochę życia studenckiego. Ale myślę, że wtedy zyskam tytuł wiecznego studenta. - Zaśmiał się, polewając kolejną rundkę. Dwa lata kiblował na studiach i mógłby to robić całą wieczność, ale bat sprawiedliwości w postaci uszczuplenia majątkowego wisiał nad jego cherubinową dupą.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie popierał używania tabletek gwałtu w żadnej postaci, może dlatego też, że sam raczej nie potrzebował nigdy takowych używać, a może też dlatego, że był już wystarczająco zjebany, by dodawać do tej listy kolejną rzecz. W każdym razie faktycznie był człowiekiem dyskretnym i raczej nie interesował się czymś, co mogło mu później mocno zaszkodzić. O swój eliksirowy biznes dbał, choć przede wszystkim dlatego, że traktował to jako kolejne możliwości rozwoju. -I tego się właśnie obawiam. - Prychnął ze śmiechem, bo nie znał Ariadne na tyle dobrze, by wiedzieć, czy w końcu mu odpuści, czy może zawlecze do Ministerstwa jak zobaczy go za rok ponownie na Nokturnie. -Od kiedy mają plakietki aurora i jest to dobra opcja, żeby uniknąć konsekwencji. - Ponownie się roześmiał, bo fakt, może słuchanie kogokolwiek nie było w jego stylu, ale wbrew temu, co powszechnie myślano, resztki rozumu jeszcze posiadał. A dragi i adrenalinę mógł załatwić sobie tak samo na Nokturnie jak i poza nim. -No chyba, że ojebię Cię na hajs. Wtedy w nieco gorszym. - Okej, nie był mistrzem hazardu, ale kto mu zabroni nieco podnieść się na duchu? No właśnie, nikt. A że ostatnio szło mu dobrze, tak liczył, że i kolejnym razem passa go nie opuści. Wbrew temu, co pokazywało nastolatkowi życiowe doświadczenie. -Dla sztuki trzeba się poświęcić. Poza tym, mam mnóstwo czasu skoro nie studiuję, a roboty też nie mam. Staram się nie wchodzić do barów przed porą obiadową. - Musiał oczywiście obrócić to nieco w żart, choć prawdą było, że naprawdę cenił sobie świeże składniki. Tak jak Payton powiedział, przynajmniej wiedział, co dostaje i nie musiał denerwować się na apteki, że sprzedały mu jakiś szajs, który od dawna nie powinien już być w sprzedaży. Niestety tak też się zdarzało. -Jakbym miał hajs, to pewnie bym go ukrywał. Ostatnio niestety wszystkie oszczędności mi uciekły, a u Brooks mieszkam... W sumie nie wiem dlaczego. Pewnie dlatego, że jej mnie żal. Nigdy specjalnie nie szukałem bogactwa, ale pewnie jakąś robotę w końcu będę musiał załapać. - Wzruszył ramionami, bo choć szczerze mu to nieco ciążyło, że jest jaki jest, to jednak wiedział, że na ten moment ma ważniejsze zmartwienia niż fundusze na życie. Całe szczęście znajdowali się jeszcze wokół ludzie, którzy byli skorzy mu pomóc finansowo. Puścił mu tylko oczko, gdy okazało się, że myśleli o tym samym, po czym wrócił do przygotowywania eliksiru przerywając wtedy, gdy kieliszki były pełne i trzeba było je opróżnić, by alkohol przypadkiem nie wywietrzał. -Za owocną współpracę. - Zaproponował toast, po czym przechylił swoje szkło, wlewając sobie trunek do gardła. Skrzywił się nieco, ale nic nie powiedział, zamiast tego wracając do czekających na niego składników. Max zawsze sprawdzał ostrość sztyletu na własnej tkance. Był to pewien rytuał, na który nie zwracał już uwagi i dlatego często dziwił się, gdy ktoś widząc to po raz pierwszy, patrzył na niego zdziwiony, lub wygłaszał jakieś komentarze. Na szczęście, czegokolwiek Payton by teraz nie myślał, zachował to dla siebie, a Solberg mógł skupić się na pracy. Przynajmniej częściowo, bo też przecież rozmawiał ze ślizgonem. -Aż tak Ci się podoba? Taaaa, Meksykanie mają w sobie coś... - Przewrócił lekko oczami wyobrażając sobie reakcję Salazara, który pewnie słysząc to, wypiąłby dumnie pierś. Na szczęście go tutaj nie było i Max mógł mówić co chciał, nie musząc udawać, że wcale tak nie jest. Między nastolatkiem a Meksykaninem relacje wydawały się nieco ocieplić, ale nie zmieniało to faktu, że po wydarzeniach z Avalonu, Solberg nadal nie czuł się w tym wszystkim najlepiej. -Ja to całe życie mam studencki tryb. - Prychnął, dodając lubczyk do kociołka i mieszając tak długo, aż wywar nie zrobił się wściekle niebieski. -Ale wrócę. Serio. Tylko chciałbym najpierw coś osiągnąć. - Nie wchodził w szczegóły, bo sam do końca nie wiedział, co to w jego głowie znaczyło. Był jednak pewien tego, że jeszcze nie jest to jego moment.
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Payton Kingston III
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.83
C. szczególne : no więc odstające uszy i mina księcia, a także okulary na nosie dla lansu w sensie, żeby mądrzej wyglądać, zawsze pachnie inaczej bo kocha olejki, perfumy i takie rzeczy
Do głowy mu nie przyszło, że Max mógł wyrwać jakąś panią auror, chyba obiecał jej, że będzie mogła go zakuć w kajdanki i spędzą namiętne chwile w jednej z celi w Azkabanie. Zdecydowanie to nie było miejsce na miłe schadzki, dementorski chłód nie jednemu zapewne ochłodził życie. - Kobieta prawa no cóż, tu powiem, też zrobiłbym wyjątek. Takich trzeba się słuchać. - Może mu absynt zamroczył trochę tok rozumowania, ale nie zamierzał tego kwestionować. - Ty, a może ona ci specjalnie zabroniła chodzić na ten Nokturn, a tak naprawdę tylko tam siedzi i czeka, aż się zjawisz? Może wpadłeś jej w oko, chyba że... No nie mów! Chodzisz z aurorką? - Payton był takiego zdania, że jeśli już się angażujesz w związek, to ta kobieta niech będzie kimś ważnym, żeby nie było wstyd pokazać się z nią na mieście, a szczególnie rodzinie na jednym z tych bankietów dla ludzi zamożnych, którzy nie wiedzą, na co wydawać pieniądze i przeznaczają je dla jakiś ubogich sierot w ramach altruizmu, całkowite marnowanie finansów. - Nawet jak mnie ojebiesz na hajs to nie będzie to dzień stracony. - Zdecydowanie lepiej przegrać forsę w zakładach lub uprawiać hazard niż przeznaczyć na wolontariat. Wiadomo, zawsze to dawało jakiś punkt społecznego uznania, ale Kingston obecnie nie musiał się tym martwić, chyba że reputacją w szkole, ale Hogwart nie wymagał datków od zamożnych studentów, dzięki Merlinowi. - Jakbyś narzekał na brak odpowiedniej pracy dla siebie, z miłą chęcią zatrudnię Cię jako mojego osobistego asystenta. - Nie pomylić z niewolnikiem, taki łebski ziomek jak Max z pewnością by mu się przydał. Ogarniałby za niego prace domowe, nosił torbę z książkami, przepisywał notatki z biblioteki. Chociaż ostatnio miejsce pełne zakurzonych tomiszczy było mniej takie przygnębiające, gdy zaczęła prace w niej niejaka Mirta, siostra Diego, ale o tym później... - Brooks to ma za dobre serce dla ciebie. Musi dziewczyna cenić bardzo twoje umiejętności, skoro jeszcze nie wysadziłeś jej rezydencji w powietrze. To trochę jakby mieszkało się na bombie. Wiadomo, nawet doskonałe ręcę można wsadzić, nie tam, gdzie trzeba, a potem boom i oby tylko po rąsiach. - Zaczął przyglądać się swoim wypielęgnowanym dłonią, na które niedawno nałożył nawilżający krem. Nadal czuć było ten przyjemny owocowy zapach. - Za owocną. - Przytaknął, gdy wypili po kolejnym. - To, co suszymy butelkę do dna? Szkoda, żeby się zmarnowała. - Nie zastanawiając się ani chwili dłużej polał po następnym i następnym... - Podoba, raczej powiedziałbym, że to komplement z moich ust. Jestem w stu procentach hetero. Ale jak byś kolesia zobaczył, no wiesz ćwierć olbrzym. Człowiek przy nim kwestionuje swój rozmiar. - Złapał się za krocze, aby zaprezentować, co ma na myśli, po czym na nowo siupneli po kielichu. - Zobaczyłbyś jego siostrę. - Dodał, zastanawiając się, w co Max włożył jaja popiełka. - Coś osiągnąć? - Prychnął rozbawiony, też uważał, że nauka w realnym życiu totalnie się nie przydawała, ale wiedział, że gdy tylko skończy studia, będzie mógł grać może nie pierszę, ale jakieś tam skrzypce u siebie w familii. - A już nie osiągnąłeś? Masz swój biznesik w rezydencji Brooks, niektórzy nawet takim czymś nie mogą się poszczycić. Zresztą jesteś łebski, jakbyś nie był, nie miałbyś klienteli. - Może za bardzo go tu wychwalał, ale Solberg w tej piwnicy się tu marnował, niech wyjdzie do świata do ludzi. No dobra laboratorium pierwsza klasa daleko mu było do piwnicy, ale no wiadomo, o co chodzi.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Wyrwać to było za dużo powiedziane. Znali się w tym momencie i pozostawali w przyjaznych relacjach mimo dość osobliwych okoliczności ich pierwszego i drugiego spotkania. -Nie wiem, jak groźna jest jak się wkurwia, ale w magicznym świecie jeszcze mnie nie aresztowano i raczej nie chcę tego zmieniać. - Prychnął, bo jeśli chodziło o mugolską kartotekę, to w systemie powoli kończyło się miejsce na jego wybryki. Całe szczęście wiedział jak się wykpić od odsiadki, ale domyślał się, że kiedyś to szczęście może go opuścić. -Coś Ty, stary. Mam faceta. - Wyjaśnił swoją obecną sytuację dość powierzchownie. -I serio wątpię, by tam na mnie czekała. Raczej spotykamy się w bardziej cywilizowanych miejscach i okolicznościach. Przynajmniej, no teraz. - Dodał jeszcze, bo przecież ostatnio umówił się z Ariadne na trening. Raczej nie sądził by wpadł kobiecie w oko nastoletni ćpun, ale z drugiej strony nie od dziś było wiadomo, że Max ma w sobie dziwny urok, który czasem działa wbrew jakiejkolwiek logice. Solberg jednak nigdy nie zwracał uwagi na status kogoś, z kim sypiał, czy też się spotykał, choć tych drugich było zdecydowanie mniej. Dopiero od niedawna zaczynał wchodzić w związki, które cokolwiek dla niego znaczyły i jak na ten moment, choć nie mógł zaprzeczyć, że było warto, to jednak czuł się też psychicznie wykończony. -I takie podejście to mi się podoba! - Wyszczerzył swoje ząbki, bo sam nie bał się przegrywania i nigdy nie rozumiał ludzi, którzy grali tylko po to, żeby cokolwiek wygrać. Max cenił sobie samą rywalizację i towarzyszącą jej adrenalinę, która była dla nastolatka kolejnym narkotykiem. -Ta i czego jeszcze? Kanapeczki Ci na lunch będę robić i wachlować na przerwach? - Prychnął, kręcąc głową, jakby mówiąc w ten sposób, że kumpla pojebało i ma znaleźć sobie innego łosia. -Narazie mam źródełko galeonów. Jak mi się skończy i odechce mi się łamać prawo, to przemyślę Twoją propozycję. - Zapewnił już nieco bardziej rozbawiony, choć zdawał sobie sprawę z tego, że raczej najpierw wypróbowałby wiele innych, dużo mniej moralnych rozwiązań nim ostatecznie przyjąłby posadę Paytonowego asystenta. -Za bardzo ją kocham, żeby wysadzić jej chatę. Stary, tu jest tyle zabezpieczeń nałożonych, że nawet atomówka tego nie rozsadzi. - Zapewnił go, bo też przecież o tym pomyślał. -Ale zgadzam się, nie wiem czemu jeszcze ma dla mnie tyle dobroci. Nie żebym narzekał. Gdyby nie to, pewnie wylądowałbym już dawno w dużo gorszym miejscu. No i wiesz, nikt tu nie wchodzi raczej poza mną. Czy tam bez mojej wiedzy. Za duże ryzyko. - Dopełnił swojej wypowiedzi, bo o ile samemu w swoje bezpieczeństwo miał srogo wyjebane, to jednak gdy w równaniu pojawiali się inni, sprawa miała się już zupełnie inaczej. -Głupio pytasz. - Prychnął, bo chyba Pay nie sądził, że wypiją po kieliszku i Max uzna, że już dosyć. O nie. Jak już balować to na pełnej kurwie. -Nie takich heteryków już się nawracało. - Prychnął, przypominając sobie pewien wieczór w Luizjańskim barze. -Siostra? Opowiedz mi o niej. - Zainteresował się kobietą, która przyciągnęła uwagę ślizgona, temat pół olbrzyma odstawiając na ten moment na bok. Walnął kolejny kielon czując, że alkohol już robi swoje. Na szczęście eliksir niedługo miał już być gotowy. Jaja popiełka Max wyciągnął z zalewy, wlewając płyn do korzenia mandragory, a same składniki wrzucił do kotła, mieszając w nim jednocześnie równomiernie, by następnie zabrać się za ucieranie szałwii. -Stary, jaki biznesik? Dajże spokój. Jeden eliksir mam na rynku i pracuję nad drugim, ale to jeszcze nie ten poziom, który by mnie zadowolił. Zwykła klientela jest dobra i daje regularny zysk, ale mnie to aż tak nie kręci. Przynajmniej na ten moment. Szukam czegoś ciekawszego i wszystko to, jest raczej na użytek własny. - Wyjaśnił z lekkim grymasem na twarzy, który od razu zalał kolejnym kieliszkiem absyntu, po czym wyciągnął fajki i poczęstował kumpla, by następnie samemu odpalić jedną z nich.
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Payton Kingston III
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.83
C. szczególne : no więc odstające uszy i mina księcia, a także okulary na nosie dla lansu w sensie, żeby mądrzej wyglądać, zawsze pachnie inaczej bo kocha olejki, perfumy i takie rzeczy
Zdawał sobie sprawę, że nie każdy mógł być hetero. Nie było to dla niego nienormalne, aczkolwiek gdyby obok stała jego babka, na pewno zrobiłby oburzoną minę. W końcu przedłużenie rodu wymagało chłopca i dziewczynki, a jednak Paytonowi to nie groziło. Tak naprawdę jego krew nie była sto procent Kingstonowa, więc gdyby kazali mu się hajtać z hot czystą krew bez skazy, to zapewne z łatwością ich małe kłamstwo wyszłoby na jaw. Lepiej nie ryzykować już gejostwo Paytona prędzej by przeszło. - Czyli mam szanse, ładna jakaś, chociaż? - Nie miał pojęcia, że to może chodzić o Ariadne, którą poznał niedawno. Nie zamierzał rozmawiać o drugiej połówce Maxa, totalnie go to nie obchodziło. Zresztą gadanie o facetach i ich uczuciach, robiło mu się niedobrze na samą myśli. Nikt nie lubił tracić pieniędzy, zwłaszcza Pay, ale lubił hajsem szastać jak bogacz, tym bardziej że nie miał pracy, a zwykły dopływ gotówki ze skarbca Kingstonów. To i tak było sporo, a za robotę brać się nie zamierzał. Kiedy stał się takim płytkim skurwielem? Niedawno, w sumie zawsze taki był materialistyczny, pragnący kasy, która jak uważał, czyniła go kimś. - Czytasz mi w myślach, wachlować mógłbyś, ale do jedzenia nie lubię, jak mi obce osoby grzebią w kanapeczkach. - Wyszczerzył się, nie rozumiejąc oburzenia kumpla. Czasami biedota godność powinna schować w kieszeń i służyć panom. Sam niedawno chodził w ostatnich podartych gaciach, jednak zostawmy Kingstonowską hipokryzje. - Jak cię zamkną w więzieniu, to daj znać, pod jaką cele paczki wysyłać. - Nie można powiedzieć przecież, że Kingston sumienia nie ma. - A więc to miejsce... - Machnął ostrożnie dłonią, pokazując rozmiar laboratorium. - Jest lepiej strzeżone niż Bank Gringotta, Hogwart i Ministerstwo Magii razem wzięte? Nie powinieneś robić w ochronie jakiegoś ministra?- Nie wiedział, że kumpel ma takie zdolności. Koleś dosłownie był do wszystkiego, skurczybyk. No chyba, że to Brooks bawiła się w zaklęcia zabezpieczające, jeśli tak to musiał zwrócić baczniejszą uwagę na tę pałkare, coraz bardziej mu się podobała. Pay jednak bał się takich silnych kobiet. Uwagę o nawrócenie heteryków, Kingston puścił mimo uszu. Zastanawiał się, ile ono homo panien mógłby zawrócić na dobrą drogę. Nie wątpił w urok osobisty Solberga, facet nie był brzydki, wręcz przeciwnie, ale Pay nie chciał się dogłębnie zastanawiać nad tym, te myśli jakoś go odrzucały. Tak więc z wielkim entuzjazmem powrócił do siostry Diego, ale za nim to zrobił, poczęstował się fajkiem. - Mówisz, że szukasz swojego celu w życiu, przeznaczenia? Wiesz, ludzie szukają, bywa, że nigdy nie znajdują, a potem umierają. W życiu jak mówisz, trzeba trochę hajsu ojebać. Mi tam to wystarczy i może zaliczyć kilka panienek. Przecież eliksiry to dobry biznes, na własny użytek też fajna sprawa, dopóki masz gdzie mieszkać i za co zeżreć. - Zaczęli kopcić papieroski. Butelka absyntu zmierzała ku końcowi, a szkoda. Mógł wziąć jeszcze jaki bimber. - Wracając do siostry Diego. Ma na imię Mirta i jest bibliotekarką. Niestety na zapleczu nie polewa ognistej whisky, ale za to robi naprawdę spoko herbatę. No i najważniejsze. - Zrobił przerwę, żeby się zaciągnąć. - Ćwierć olbrzymka no kurde takich cycków to nigdzie nie widziałeś, tyłeczek... Normalnie wiesz, babeczkę jest za co złapać. W ogóle pierdolę ci... Zobacz jej wizbooka. Nie ma za bardzo rozbieranych zdjęć, ale widać, że to nie jest typ nudnej bibliotekarki. - Odpalił wizbooka, aby pokazać zdjęcia Maxowi. - W sumie jeszcze dobrze jej nie wyczaiłem, ale wystarczy książek jej nie zalać i nie zrzucać z półek i to jest klucz do jej serca. - Zaśmiał się, wskazując na konkretną fotkę, odwracając na chwilę uwagę Solberga od sporządzania eliksiru.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Max był otwarty na wszystko, ale nie oznacza to, że nigdy nie doświadczył dyskryminacji. Nawet na łożu śmierci jego dziadek hardo wypierał fakt, że Solberg ma chłopaka, co było dla nastolatka zajebiście przykre, ale starał się tego nie okazywać wtedy. Wiedział jednak, jaki pogląd na sprawę ma Payton i też specjalnie tematów nie ruszał, jeśli nie było takiej potrzeby. -Ładna, ładna. Chociaż nieco drobniejsza niż preferujesz. A co do szans, to już jej pytaj, ale nie przyznawaj się, że mnie znasz. Potrzebuję wtyki wśród Aurorów, jakbym kiedyś jednak trafił przed Wizengamot. - Trochę żartował, trochę mówił poważnie. Koneksji nigdy za wiele, a Solberg wiedział, jak korzystać z tych, które już posiadał. Znajomości były cholernie przydatne i dzięki nim otrzymał też zaświadczenie o niekaralności, co w normlanych warunkach byłoby zdecydowanie niemożliwe jego kartoteką. -Pan wybredny się znalazł. - Prychnął, ale tak szczerze to chyba nikt by nie chciał, żeby Max grzebał mu w jedzeniu. O ile nad kociołkiem radził sobie jak mistrz, tak w kuchni totalnie mu nie wychodziło i sam bał się o własne życie, gdy miał coś ugotować, a to wiele mówiło w przypadku kolesia, który wrzucał w swój organizm wszystkie najbardziej toksyczne substancje znane ludzkości. -Nie omieszkam tego zrobić. - Zapewnił, bo przecież jakoś trzeba sobie to więzienne życie ułatwić, jak nie odwiedzinami, to chociaż paczkami. Solberg miał jednak nadzieję, że za kratkami w najbliższym czasie nie wyląduje. Zdecydowanie tego teraz nie potrzebował. -No, może bym z tym nie przesadzał, ale zrobiłem wszystko, co się dało. - Wzruszył ramionami. W zaklęciach mistrzem nie był, ale miał przecież Brooks do pomocy i naprawdę nie robił tego na odpierdol, więc liczył, że ochrona laboratorium przetrzyma dłuższy czas. -Ochrona ministra? Stary, ja bym sam go zajebał przy pierwszej okazji. Poza tym, jakoś nie widzę się nigdzie w pobliżu Ministerstwa. Nie potrzebuję tego. Wolę zaszyć się w mojej piwnicy. - Wyjaśnił, bo faktycznie już kilka osób sugerowało mu wiele karier, ale Max nie lubił się wychylać. Nie potrzebował ani wielkiego majątku, ani szerokiego uznania. W jego przypadku było gorzej, nastolatek szukał czegoś, co zaspokoi jego własne ambicje, a to wydawało się być niemożliwe do osiągnięcia. Skupił się na warzeniu eliksiru, bo teraz potrzebował nieco więcej się przyłożyć, ze względu na płynący w żyłach absynt, który nie ułatwiał roboty. Na szczęście miał samomieszający kociołek i samoucierający moździerz, które robiły swoją robotę bezbłędnie, a Max w tym czasie mógł skupić się na siekaniu i po prostu pilnowaniu, by wszystko było tak, jak należało. Amortencja powoli nabierała perłowej barwy, z jakiej była znana, co oznaczało, że kilka kroków tylko dzieliło nastolatka od ukończenia warzenia. Zaciągnął się papierosem i zaczął przygotowywać fiolki, do rozlania mikstury, która leniwie bulgotała w kociołku, po czym dorzucił jeszcze garść fiołkowych płatków. -Nie mówię, że to nie jest dobra zabawa, ale jak mam się męczyć na tym padole jeszcze ileś lat, potrzebuję czegoś więcej, a sam seks już mi tego nie dostarcza. Nawet tak zajebisty jak z tym kretynem. - Wzruszył ramionami, bo nie wymagał, żeby kumpel zrozumiał jego podejście. Max sam nie wiedział, czego tak naprawdę chce i potrzebuje, ale był pewien, że jeszcze tego po prostu nie znalazł i to było sednem całego jego problemu. -Sexy bibliotekarka? No, no, już wiem jak zachęcić Cię do takich nudnych rzeczy, jak książki. - Prychnął, by następnie spojrzeć kumplowi przez ramię i gwizdnąć lekko, na widok zdjęć rzekomej Mirty. -Faktycznie natura ją ładnie obdarzyła. Myślisz, że Ci się z nią uda? - Zapytał, poniekąd rzucając tym samym Paytonowi wyzwanie, po czym zajął się regulacją temperatury w kociołku.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Payton Kingston III
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.83
C. szczególne : no więc odstające uszy i mina księcia, a także okulary na nosie dla lansu w sensie, żeby mądrzej wyglądać, zawsze pachnie inaczej bo kocha olejki, perfumy i takie rzeczy
To nie tak, że Payton preferował mniej drobne. Wielkość nie miała dla niego znaczenia, znaczy nie umawiał się z grubymi pasztetami, ale Mirta to było coś innego. Nie miał nigdy ćwierć olbrzymki. Zaśmiał się na słowa przyjaciela, który chciał mieć wtyki w Wizengamocie. - Jasne, jasne. - Oczywiście, że Payton nie przyznałby się do Maxa, chyba że przed dobrymi ziomkami szukających zajebistego towaru, albo gdyby od tego zależało zniszczenie jego kruchego ego. - Przystojni, bogaci muszą być wybredni to nasz znak rozpoznawczy, nieskazitelnej krwi, która w nas płynie. - Odpowiedział Solbergowi na poważnie, chociaż w swoich czarodziejskich żyłach płynął mu absynt, więc nie można było tego traktować tego tak na serio. Nie wierzył w skromność Maximilian, na pewno to laboratorium było zajebiście chronione jak wszystkie instytucje rządowe magii w Anglii. - Zawsze coś podejrzewałem, że z ciebie jaskiniowy chłop. - Westchnął, nie mogąc zrozumieć ludzi, siedzących w piwnicach z własnego wyboru. Spojrzał podejrzliwie na Solberga, który oznajmił, że zajebałby ministra przy pierwszej lepszej okazji, nawet nie mrugając. Dobrze było wiedzieć kogo wskazać, gdyby głowa świata magii odpadła. Payton był prostym systemowym chłopakiem. Miał swoje grzeszki na sumieniu, ale nie należał do rewolucjonistów czy też buntowników. Podporządkowanie, pieniądze i prestiż to tego legł jak pszczoła do miodu. - Masz za duże wymagania co do tego padołu łez. - Kingston zrobił wymowny cudzysłów przy "padole łez" odstawiając kielicha. - To, co teraz? Skończyła nam się butelka. - Westchnął faktycznie zasmucony. - A myślisz, że po co mi ta amortencja? Czasami trzeba sięgnąć po odpowiednie środki. - Wygadał się, bo zielony alkohol tak miło szumiał w głowie. Wyłączył wizbooka, przeglądając ostatnie fotki. - Bo wiesz, to nie jest mały kaliber. - I nie chodziło mu tu o rozmiary Mirty. - Takie kobiety mają zasady i mój boski urok osobisty może nie zadziałać. - Nigdy nie podkopywał swojej aury uwodzicielskiej, ale nawet on w tej sprawie był realistą.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Przynajmniej tutaj się zgadzali bez problemu. Nie przyznawanie się do znajomości Maxa często wychodziło innym na dobre, a jednocześnie też jego umiejętności nie raz ratowały dupsko, więc trzeba było naprawdę umiejętnie żonglować faktem, czy znało się tego ancymona, czy też nie. -A tam, sranie w banie. Założę się, że jakbym Cię ujebał, miałbyś taką samą krew jak moja. - Wyciągnął w jego stronę sztylet, ale zaśmiał się przy tym. Nie miał zamiaru doprowadzać tu do mordu, ale alkohol powoli robił swoje i nie nad każdym słowem, czy gestem, Solberg panował tak, jakby tego chciał. -Bo wiele mi nie trzeba? Czy aż tak się zapuściłem? - Zapytał, automatycznie przeczesując palcami włosy, bo głównie o fryzurę dbał w pierwszej kolejności zawsze i wszędzie. Zarost mu nie rósł, więc tu nie miał problemu akurat za dużego. Szybko zmniejszył płomień pod kociołkiem, bo o mało co nie dopuściłby do przegrzania i musiałby zaczynać całą robotę od nowa. Nie zauważył przez to wzroku Paytona na wieść o morderczych zapędach Maxa. To nie tak, że Solberg chciał się buntować. Nie, on chciał po prostu żyć po swojemu i nie przepadał, gdy ktokolwiek dyktował mu jak ma się zachowywać. Politykę miał głęboko w dupsku i nigdy się z tym nie krył. Nie dla niego były bitwy o stołki i te wszystkie popierdolone machlojki, jakie działy się w Ministerstwie. -Praktycznie nie mam żadnych. - Prychnął, po raz ostatni doglądając mieszania eliksiru, którego aromat już roztaczał się po całym laboratorium, wypełniając serduszko byłego ślizgona radością i miłymi wspomnieniami. Felix nie miał czasu długo zachwycać się jednak zapachami, bo mieli przed sobą ważniejsze problemy. Chwycił za różdżkę i oto na stole pojawiła się schłodzona butelka Ognistej. -Jesteś u mnie, chyba nie myślałeś, że nie jestem przygotowany. - Wyszczerzył się do niego, po czym pokazał kumplowi, żeby czynił honory i polewał. -I myślisz, że taka z zasadami da się nabrać na Twoje gierki? Ile czasu sobie dajesz? - Zapytał, bo już podchodził do tego czysto wyzwaniowo i miał zamiar poniekąd wepchnąć się w tę grę, choć nie chciał ani trochę brać udziału w podrywie, a raczej obstawić jego wynik. -O kurwa. - Wymsknęło mu się, gdy sięgając po kieliszek, zbił kilka przyszykowanych, pustych fiolek. Wychylił szybko, co miał w szkle i od razu zabrał się za szykowanie nowych, żeby Amortencja mu za bardzo nie ostygła.
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Payton Kingston III
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.83
C. szczególne : no więc odstające uszy i mina księcia, a także okulary na nosie dla lansu w sensie, żeby mądrzej wyglądać, zawsze pachnie inaczej bo kocha olejki, perfumy i takie rzeczy
Uniósł obronnie ręce do góry, gdy Maks wycelował w niego sztylet. W innej sytuacji mógłby się tu kłócić, ale przy swojej bezbronności zakrapianej absyntem, musiał przyznać mu racje. - Że czerwona? Wiesz, może błękitu mugolaki nie widzą. - Również się zaśmiał. - Jednak pprzy taaakich argumentach, jakie wysuwasz. - Zwrócił mu uwagę na jego nóż. - Nie zamierzam się spierać. - Odsłonił swój śnieżnobiały uśmiech. - Na moje oko w ogóle się nie zapuściłeś. - Spojrzał w kierunku jego włosów, gdy ten postanowił przeczesać palcami fryzurę. Kingston cenił sobie ludzi dbających przede wszystkim o swoje włosy, tutaj Makas zdecydowanie u niego plusował. Już nie chciało mu się wyjaśniać koncepcji jaskini. On miał swoje zdanie na ten temat. Według Paytona Solberg miał zdecydowanie za duże wymagania: gdzie jest mój sens życia? Moja ścieżka przeznaczenia? I inne bzdety jak coś tam zrobię, to osiągnę oświecenie. Nie rozumiał takiego podejścia. Z jaskini trzeba było wyjść, upić się, zaruchać, wydać portfel galeonów to była ta głębia życia. Istniała w prostocie, w zwyczajnej płytkości, a nie nie wiem, kim jestem, nie wiem, kim jestem; siedzenie trzydzieści lat w jaskini. To nie było zdecydowanie dla niego. - Jak na jaskiniowego chłopa to masz tu niezły zapasik, szanuje mordo. - Alkohol dawno już zrobił swoje, trochę mu się język plątał, ale w oczach nie mieniło, dlatego gotów był obalić butelkę ognistej, którą Solberg sprowadził za pomocą różdżki. - Czy na amortencje się ktoś kiedyś nie nabrał? - Zaśmiał się, całkowicie pewien swojej szalonej decyzji. - No, chyba że nie uda mi się jej spoić. A co chcesz się założyć? - Lubił takie zakłady, zwłaszcza z szastaniem dziadkowej Kingstonowej forsy. - Eeeee, ostrożnie. Jeszcze ognistej nie obalilim, a Ty już szkło tłuczesz? - Bardziej stwierdził, niż zapytał, zabierając się za wypicie kieliszeczka whisky.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
-To ja Ci nie mówiłem jeszcze? Nie jestem mugolakiem. Mam czystokrwistego ojca, jak jasny chuj. - Wyszczerzył się, obracając ostrze w dłoni i wracając do przygotowywania eliksiru. Raczej nie rozpowiadał o tym wszystkim na prawo i lewo, więc Payton mógł nie wiedzieć, ale od dwóch lat nie mógł już sam siebie nazywać pełnoprawną szlamą, skoro jeden z jego rodziców był nieźle ustawiony w Hiszpańskim Ministerstwie. -Grunt to dobre wrażenie. - Prychnął, bo miał świadomość tego, że zdecydowanie nie wygląda tak, jak jeszcze rok temu. Masa mu spadła, skóra była dużo bledsza, a oczy dość podkrążone. Starał się jakoś to wszystko maskować, gdy wychodził do ludzi, ale siedząc w domu raczej nie podejmował zbyt wielkiego wysiłku. Przynajmniej teraz, gdy miał mimo wszystko ważniejsze sprawy na głowie. Podejście mieli bardzo inne do życia od czasu, jak wszystko zaczęło się Maxowi sypać. Początkowo starał się jeszcze jakoś to wyprzeć, ale po kolejnych traumach nie mógł już dalej uciekać od faktu, że życie zdecydowanie jest czymś więcej niż ciągłymi imprezami i trwaniem z dnia na dzień. Nastolatek wiedział, że jeśli tak dalej pójdzie, to za długo na tym łez padole nie wytrzyma, więc szukał. Nie był do końca pewien czego, ale zdecydowanie szukał. -Dbam o niezbędne do przetrwania rzeczy. - Prychnął, nad wywarem, który Amortencją już zdecydowanie był. Zapach, jaki uderzał w nozdrza Solberga był niesamowicie przyjemny i gdyby chłopak mógł, najchętniej by się cały w nim zanurzył, ale nawet po obaleniu absyntu nienawidził tej mikstury z całego serca i jak mógł, trzymał się od niej z daleka. -Nie każdy jest taki głupi. Ja zawsze noszę ze sobą antidotum. - Wzruszył ramionami, bo nie miał zamiaru opowiadać o swoich przygodach z tym eliksirem i chwalić się, że wpierdalał ciastka z podłogi. Nie żeby czegoś go to nauczyło oprócz tego, że zawsze warto mieć pod ręką fiolkę z czymś, co niweluje efekty sztucznego zauroczenia. -Oczywiście, że chcę! I wiesz, że potrzebuję na to dowodu, bo inaczej się nie liczy. - Spojrzał na niego, jakby podejrzewał kumpla o spisek, choć płynący w żyłach alkohol sprawiał, że zdecydowanie nie robił groźnego wrażenia. -Sorry, kurwa. - Przeprosił kulturalnie, nim zaczął naprawiać wyrządzone przez siebie szkody i rozlewać perłowy eliksir do fiolek. Efekt był podręcznikowy, choć troszkę się Maxowi rozlało, jako że cela miał już nie takiego, jak powinien, ze względu na obaloną flaszkę. -Proszę. Reklamacji nie przyjmujemy. - Wręczył szkło Paytonowi, po czym uniósł swoją whisky i wychylił ją na raz. -Dobra, zamykajmy ten burdel i chodźmy na taras, muszę wypuścić smoczki na spacer. - Zaproponował, po czym szybko ogarnął po warzeniu, zamknął dokładnie laboratorium i poprowadził kumpla w bardziej klimatyczne miejsce.
//zt x2 +
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees