Uderzający w nos aromat jemioły ściętej złotym sierpem panuje na druidycznej wystawie, stanowiącej pierwszy punkt wszystkich wycieczek po muzealnej części Camelotu. To tutaj można się dowiedzieć o pierwszych zaklęciach i eliksirach rzuconych oraz przygotowanych na Wyspach Brytyjskich. Osobne stoiska poświęcone są jemiole i jej właściwościom oraz kamiennym kręgom, ze Stonehenge na czele. Co prawda nie nauczycie się tutaj zwiększać waszej siły za pomocą przeróżnych magicznych napojów - takie rzeczy tylko w Bretonii - ale na pewno dowiecie się sporo o ziołach używanych przez druidów oraz ich sposobach obserwacji nieba.
Wycieczka edukacyjna: samonauki-jednopostówki z Astronomii i Wróżbiarstwa oraz Zielarstwa przeprowadzane w tym temacie mogą być 250 znaków krótsze.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Wystawa druidów była idealnym miejscem na magię związaną z naturą, a dla Maxa nic nie było bardziej naturalne niż eliksiry (). Dlatego też, gdy okazało się, że @Wacław Wodzirej postanowił poprosić go o pomoc z tym przedmiotem, Solberg uszykował im przytulny kącik w tej sali wraz z małym stolikiem zrobionym z ławek tuż naprzeciw druidów warzących swoje mikstury. Puchona jeszcze nie było, więc nastolatek, jak to miał w zwyczaju, zaczął się przygotowywać. Czuł się przez chwilę, jakby powrócił do swojego ukochanego Laboratorium Medycznego, które prowadził nim wyjebano go ze szkoły i zamknięto za nim drzwi. Lubił przekazywać wiedzę szczególnie, że podczas tego procesu sam często się uczył. -No siemaneczko! - Powitał w końcu puchona, który znalazł się w zasięgu jego wzroku. -Nie przeszkadza Ci mam nadzieję widownia. Nie jest ona przypadkowa. - Uśmiechnął się do Wacława, po czym podwinął rękawy swojej bluzy. -Jest coś z czym konkretnie masz problem, czy oddajesz się w moje szalone rączki. - Spojrzał na niego pytająco, przy okazji sugestywnie machając puchonowi palcami przed twarzą. Wszystko oczywiście w ramach żartu, ale też naprawdę chciał wiedzieć, czy jest jakiś problem, jaki naprawdę powinni dziś przerobić.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Może się troszeczkę spóźnił na wybłagane spotkanie, ratujące dupę przed nieubłaganym końcem semestru musiało w końcu zostać zrealizowane. Eliksiry może nie były całym życiem Wacława, ale wchodziły mu najłatwiej. Może dlatego, że miały najwięcej wspólnego z pędzeniem bimbru czy innego alkoholu DIY, ale to już luźna refleksja, która dalej potoczy się swoją własną drogą samodzielnie. - Yo- powiedział zniżonym głosem na przywitanie, czując wręcz przy tym jakąś presję. Jak zawsze przy wysokich znajomych. Zapewne zmutowanych po Czarnobylu, ale nie ma co wypominać nikomu genów. - Druidzi? Nie, jeśli nie są nazistami to nie. W rodzinie raczej mam szeptuchy, nie wiem czy nie zrobią sobie rasowo-magicznej wojny - wzruszył ramionami, bo o ile figury zaraz nie ożyją z chęcią pobycia Wacka to będzie dobrze. Szansa była nikła, ale była. Ogólnie słowa Pouchona mogły brzmieć jak żart, ale raczej były rodzinnym wypaczeniem. - No więc jest tak, że umiem więcej niż nic, ale wiele tego nie ma - uśmiechnął się głupio. Niczym przed profesorem, jak przy odpowiedzi z jakiegoś zagadnienia, znając jedną definicję z tematu i kłamiąc wokół niej całą, nową, magiczną filozofię. Dało się? Tak, nawet nie kończąc z Nędznym na koniec. - Oddaję się w twoje łapki. - Potwierdził ostatecznie, westchnął, a krzesło ostatecznie mogło poczuć jak jego tyłek nań niezgrabnie upada.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Całe szczęście Solberg nie był z tych, co patrzyli na zegarek. Sam raczej był bardziej punktualny niż nie, ale nie wymagał tego specjalnie od innych szczególnie, jeżeli nie chodziło o sprawę życia i śmierci, choć akurat koniec semestru u Dear mógł pod tę kategorię podpadać. -No to dobrze, bo kolesie mają, a raczej mieli, cholernie dużą wiedzę w temacie i naprawdę czuję się przy nich zainspirowany. - Odrzekł, wątpiąc, czy ci dawni, celtyccy magowie mogli mieć cokolwiek wspólnego z neonazistami. -Szeptuchy? Uuuu a to akurat ciekawe. Coś pożytecznego z nich wychodzi? - Wyszczerzył się mocniej, bo sam nigdy nie miał do czynienia z kimś takim jedynie słyszał wiele opowieści o tym, do czego są one zdolne. Wysłuchał jego przyznania się do win, kręcąc z niedowierzeniem głową. Gdyby miał taką okazję, zapewne spojrzałby wymownie na kalendarz w tej chwili. -Okej, no więc u Dear na pewno to nie przejdzie. - Zaśmiał się. Skoro miał pomóc, to chciał zrobić to jak najlepiej, choć fakt, że Wacek nie był kompletnie zielony już dawał jakieś pocieszenie na start. -W takim razie siadaj i słuchaj. - Klepnął na ławkę, wskazując puchonowi by się dołączył, a następnie rozwinął kilka pergaminów przed sobą. -No więc tutaj masz wszystkie eliksiry wymagane na Twoim roku. Nie są one najłatwiejsze, ale też nie są specjalnie trudne. Na pierwszy rzut oka niektóre mogą Ci się mylić, ale nauczę Cię nie ufać temu uczuciu, a przede wszystkim oczom. - Wskazał na jeden z tekstów opisujący eliksir Gregory`ego i podał go Wacławowi, by ten mógł się z nim zapoznać, a gdy to już nastąpiło to samo zrobił z każdym, jednym eliksirem, jaki mieli dzisiaj przerobić.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Uśmiechnął się sympatycznie, wstrzymując śmiech niemalże. Zainspirowanie wystrojem od razu skojarzyło mu się z simsami, a gdy tylko Puchon powróci do rodzimego domostwa na okres Szczodrych Godów z pewnością spędzi przed ekranem monitora niejedną 12-godzinną rozgrywkę w tymże uniwersum. Szkoda, że tak zjebali podejście do magicznego świata i nauka nowego zaklęcia to tylko przeczytanie jednej książeczki. Drogiej, ale wciąż jednej. - Mieli, racja, ale ich wiedza dalej jest żywa. W końcu jesteśmy w muzeum, jeśli wszystko jest tu martwe to stąd nie wyjdziemy, a ja mam jeszcze morze alkoholu do wypicia w tym życiu - jaki z niego wyszedł nihilista! Od razu zaczął przepraszać za takie podejście do tematu, odciągając z głowy wszelkie złe myśli, które nie powinny były go dopaść. - Moja babka jest szeptuchą, ale taką mugolską. Ale to nie znaczy, że nie ma bogtej wiedzy o ziołach i prostych miksturach. Raczej naparach i raczej działa to jak placebo, ale niemniej czasem miło jest się felskować kimś takim w rodzinie. - Oczywiście mógł opowiadać o nauce swojej babki, która mówiła ludziom, że ciąży na nich klątwa po złym rozłożeniu żółtka na czuprynie po rozbitym jajku. Jednak sprawa wciąż dotyczyła ludzi, nie czarodziejów. Dosiadł się na ławeczkę, zarzucił nogę na nogę i pojrzał się na znajomego ze stretchem, pod którym kryła się pretensja o straszenie go. Tudzież było to niezrozumienie słów. Wacuś zaś najpierw rozwinął ofiarowany pergamin, a widząc stos kolejnych stwierdził, że dłuższa cisza będzie nieodpowiednia. - Jeszcze raz, czemu mam nie ufać oczom? Czemu mam nie ufać przeczuciu? Wiem, że nie można ufać nikomu i przede wszystkim sobie, ale wiesz - zaśmiał się głupawo niczym najgorsza z dewotek. Tak przejawiał się u niego stres. - Czasem zamieszam coś na wyczucie i wyjdzie. - Nie dawało się to odpowiedzialne, ale trudno. - Poza tym jak mam pomylić z czymś eliksir Gregory`ego? Wygląda jak alkohol i robi się go z najlepszych afrodyzjaków - akurat o zastosowaniu miodu w łóżku Wacław wiedział więcej niżeli o zastosowaniu go w eliksirach, ale to też nie problem na teraz!
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
No tak, mugolski świat, a szczególnie ten związany z rozrywką popularną, niespecjalnie często starał się rozwijać jakkolwiek kwestię nauki magii, a prawdą było, że sztuka ta wymagała naprawdę wiele poświęcenia w prawdziwym życiu. -Cała raczej i tak nigdy nie będzie do naszego wglądu. Są tajemnice, które umarły wraz z kulturą druidów. Jebani analfabeci, którzy nie chcieli dzielić się swoimi skarbami. - Wyraził swoją nie do końca przychylną opinię na temat tego, jak podchodzono do przekazywania wiedzy w celtyckich kręgach, a była to naprawdę ogromna szkoda. -Mi tam pasuje, ja już się swoje nachlałem. Choć szklaneczki czy dwóch dodatkowo nie odmówię. - Wyszczerzył się do Wodzireja. Widać dobrało się dwóch pojebów z nie do końca odpowiednimi wartościami życiowymi. Choć Solberg jako tako próbował wrócić na te odpowiednie tory, ale było jeszcze zbyt wcześnie, by terapia zaczęła naprawdę działać. -Aaaa to w ten sposób. Moja babka jest zielarką, ale taką magiczną. Muszą się kiedyś spotkać i pogadać. Już widzę jak godzinami dyskutują o tym, która herbatka lepsza. - Powoli oswajał się z nazywaniem swojej hiszpańskiej rodziny... rodziną. Nie potrafił jednak teraz nie wyobrazić sobie walk babć, przez co wymsknęło mu się z gardła ciche prychnięcie, mające byś próbą zamaskowania śmiechu. Zaczął w końcu swój wywód, starając uspokoić się to, co błysnęło w oczach Wacława. Nie chciał go straszyć, ale Dear nie była kimś, kto pozwalał się lekceważyć, a swój przedmiot traktowała naprawdę poważnie. Max to wiedział i dziwił się, że ktokolwiek w zamku jeszcze może tego nie rozumieć. -Czemu? - Powtórzył pytanie, jakby naprawdę się nad nim zastanawiał. -Chociażby dlatego, byś był w stanie wykryć te eliksiry, gdy nie będą do końca w formie w jakiej się ich spodziewasz. Czasem wystarczy większa szczypta czegoś i już kolor nie jest taki jak być powinien, a efekt wciąż ten sam, a czasem zdarza się, że tracisz wzrok i wtedy już ni chuja nic Ci wygląd eliksiru nie da. Dlatego trzeba ufać innym zmysłom. - Wyjaśnił powoli, bo choć sam często szedł za intuicją, tak eliksirom nauczył się nie ufać aż tyle szczególnie, że wiedział jak łatwo w tej dziedzinie jest oszukać. -Wygląda jak denaturat, to prawda. - Zaśmiał się nieco, bo porównanie było iście trafione w punkt. Ten piękny kolor owoców leśnych aż zachęcał do spróbowania. -Czy najlepszy bym się kłócił. Zbyt klejący jak dla mnie. - Nie mógł zostawić tego bez swojego komentarza. -Przeczytane? Zapamiętane? To przechodzimy do praktyki! - Max nie lubił pierdolić się w tańcu, więc od razu wyciągnął z torby sześć fiolek z czarnego szkła. Naczynia nie przepuszczały światła, więc nie dało się poznać, co znajduje się w środku. Nie miały też żadnej etykietki na sobie. Na upartego można było by uznać, że są one puste, lub po prostu zawierają wodę. -Zaczniemy od najbezpieczniejszej rzeczy - węchu. - Powiedział, wyciągając jeszcze sześć pudełeczek i kładąc je losowo na stole. -Zasada prosta. Wąchasz każdy eliksir i musisz dopasować do niego składnik jaki wyczułeś. - Wyjaśnił, odsuwając się na chwilę, by mieć lepszy widok na cały stół. Naprawdę był ciekaw jak Wacław sobie poradzi.
Kostki:
Rzucasz 6 par kostek k6 (czyli razem 12). Za każdym razem gdy otrzymasz w parze kostki z różnicą co najwyżej 2 oczek udaje Ci się odpowiednio dopasować składnik do eliksiru (np. 3 i 5, 1 i 2 itp.)
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Nie pozostało mu nic innego jak zgodzić się ze skostniałymi poglądami druidów, którzy byli trochę jak zamknięta sekta, ale to też myśl bardziej z tych prywatnych. Również to że gdyby nie rządzący w tamtych dekadach patriarchat to zapewne bieg historii tej mniej i bardziej magicznej obrałby inne tory. Puchon nie fantazjował o innym świecie, który mienia jedno wydarzenie a każda kobieta jest uznawana za boginię. Co najwyżej realizował fantazje: dając się skuć, zatykając sobie usta i ciesząc się z każdego zgniatania ciała szpilką. Najlepiej wysoką. - Ah, to już bardziej z moją panią matką, jest naszą zielarką i nawet ja nie odmówiłby żadnej z nich herbatki. Zwłaszcza z prądem - chciał już porzucić temat druidów i szeptuch, zważywszy na myśli dalekie od nauki, które kotłowały się pod ciemnymi włosami. Wiadomo, czas na perwersje był zawsze, ale niekiedy trzeba je ukrócić. Żeby nie doszło do chęci realizacji trójkąta ze zwłokami druida oraz Dear, bo to wydaje się zbyt złe na zbyt wielu poziomach jednocześnie. - Ano - zabrzmiał bardzo tępo. Podrapał się z tyłu głowy, robiąc na twarzy grymas dyskomfortu. Bardziej przez myśl, niżeli realne swędzenie. Czy Maksiu sugerował mu oślepnięcie od alkoholu i nadmiernego samogwałtu? Raczej nie mógł wiedzieć o takich rzeczach, ale jego słowa brzmiało strasznie, wręcz grzmiały pewnym ostrzeżeniem, które silnie sugerowało przemyślenia. - Czyli nauczysz mnie jak wysłuchać eliksir? - Zaśmiał się, ale gdyby tak się dało zrobić, Wacuś wszedłby w to totalnie! I jaką miałby cudowną sztuczkę imprezową, lepszą niż otwieranie browaru sygnetem. - Pokaż kotku co masz w środku - wycedził, rzecz jasna, po polsku, zapominając się, że tego jakże entuzjastycznego zachęcenia do praktyki Solberg najpewniej nie zrozumie. Puchon szybko się otrząsnął i przeszedł na angielski. - Dawaj mordo, nie ma na co czekać - poprawił się. - Ostrzegę cię, że ja nie walę w nos - cmoknął powietrze, pochylając się nad rozłożonymi przedmiotami. Najpierw dość niepewnie uniósł brwi, brał ciężkie wdechy i co rusz spoglądał na Maksa, jakby ten miał wymalowaną odpowiedź na twarzy. Nie miał. Błagalne spoglądanie w sufit również nie przynosiło odpowiedzi. Wacław postanowił sobie związać oczy czerwoną bandaną i nie sugerować się otoczeniem. Jedynie węch, tak, bo słuch nie dawał rady. Puchon nie przejmował się towarzystwem, mówiąc coś do siebie lub rzucając słowo w eter. - Obrzydlistwo- tudzież czasem sobie szepnął coś tylko dla siebie. Wiadomo, czasem należało porozmawiać z kimś na swoim poziomie. - Uuu, lawenda to to nie jest - rzucał również podobne komentarze. Pod koniec zdjął z oczu szmatkę. Cofnął łopatki do tyłu i popoprawiał rozmieszczenie fiolek. - Mów jak poszło - ruszył tak niby to niezręcznie, niby zachęcająco głową.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Gdyby tylko Wacław i Max znali się z tej strony, zapewne mogliby nieco podyskutować (może i nie tylko) o podobnych fantazjach czerpiąc od siebie wzajemnie inspiracje. Jedno było pewne. Widać było, kto stał za tymi słynnymi puchońskimi orgiami w dormitorium. -Pani Matka brzmi tak... Oficjalnie. - Skupił się na tej części wypowiedzi, bo było to dla niego dość dziwne, zwracać się w ten sposób do rodzicielki, czy innej kobiety pełniącej podobną funkcję. Nie potrafił tego zrozumieć, choć może i czasem by chciał. Nie, zdecydowanie nie myślał o masturbacji, ale widział już w Hogwarcie wystarczająco wiele pojebanych akcji, z utratą wzroku włącznie by wiedzieć, że nic nie jest niemożliwe. Cenił sobie umiejętność rozpoznania praktycznie każdej mikstury na ślepo i uważał, że w ten sposób można też nieco bardziej docenić ich piękno. Coś jak podczas stosunku, gdy bodźce wzrokowe są wykluczone, a Ty możesz dokładnie skupić się na przyjemności z dotyku partnera. -Wbrew pozorom nie jest to niemożliwe. - Wyszczerzył się do Wacława. -To jednak zazwyczaj jest możliwe w trakcie lub tuż po zakończeniu warzenia. Na zimno raczej eliksiry nie wydają dźwięków. - Pewnie brzmiał coraz bardziej jak jakiś pojeb, co nocami zamiast zabawiać się ze swoim partnerem, robi sobie dobrze do receptur i flakoników, ale cóż mógł na to poradzić, że oddał tej dziedzinie magii prawie całe swoje życie. Spojrzał na Wodzireja pytająco, gdy ten nagle pierdolnął coś w niezrozumiałym języku, który brzmiał jakby ten chęszczał sobie zębami. -I dobrze, masz większą szansę na wyczucie tego, co trzeba. Mi już nieco węch wypaliło. - Odparł z uśmiechem, który był na tyle mylący, że Wacek mógł zastanawiać się, czy Solberg mówi serio czy też żartuje. Nastolatek przyglądał się, jak puchon po kolei zbliża się do fiolek próbując każdej z nich przypasować odpowiedni składnik. Starał się nie zdradzać mimiką tego, czy Wodzirej podjął dobrą czy złą decyzję i nie nakierowywać go w żaden sposób. Gdy już wąchanie się zakończyło Max przeszedł do analizy wyników. -No, nie jest tak źle. Utrafiłeś w połowę! - Powiedział będąc pod wrażeniem, bo wcale nie było to najłatwiejsze zadanie. -Podejmujesz się drugiej próby przy reszcie? - Zapytał, chcąc dać mu kolejną szansę.
//kostki jak poprzednio, tylko tym razem rzucasz 3 pary.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
- Czasem mi się zdarzy - trochę chciał się tym usprawiedliwić, ale nie czuł wobec siebie pretensji przez nazywanie macierzy nieco nader oficjalnie. Jeszcze z wiek temu było to normalne, a teraz zapewne Wacław dostałby w łeb od rodziców, gdyby usłyszeli takie frazy. Szczęśliwie nazywał ich tak poza ich kontrolą. Tak samo jak wymiennie nazywa ich własnymi imionami. Zaś fascynujące zdało się nasłuchiwanie eliksirów, gdyby Wacuś miał jakaś chorobę psychiczną i słyszał głosy przedmiotów nieożywionych to chętnie oddałby im się na współpracę. Student z pewność wykazał swoje zainteresowanie tematem, pokazał swój zachwyt nad odgłosami eliksirów. Gdyby tylko słoń nie nadepnął mu na ucho zgłębiłby arkana takowej dźwiękomancji. Nawet różdżka nie wydawała się do tego potrzebna! Też jest to dodatkowa zaleta tej magicznej specyfiki. - Ja bym się raczej upierał, że to wszystko zależy od płomienia, co nie? Ona trochę "ożywia eliksir", a później sobie gasisz ogień i bum. Wszystko milczy - dodał nawet efekty specjalne, machając rączkami, jakby chciał zrobić "bum", ale mogło wyjść miałko i mało artystycznie. Tak czy tak, miało to tutaj najmniejsze znaczenie. - Eliksiry ci wypaliły węch? - Dopytał, bo skoro miał zaraz coś niuchać to wolał wiedzieć, że grozi to jakimiś większymi restrykcjami. Czy przez 20 lat nie zdobył takiej wiedzy praktycznej? Ano nie zdobył, bo był zajęty innymi sprawami. Dajmy na to, przez większość życia miał bardziej sensualne priorytety. - Oczywiście, że się podejmuję - tym razem jednak był już bardziej skrupulatny i szybszy, wszak rzeczy było mniej i traktował to jako dogrywkę. Przełożył zaledwie dwa składniki, klasną dumnie w dłonie i wyszczerzył się do swojego rezultatu. - Tak, wiem, mam potencjał. Teraz wiążesz mi ręce, karząc rozpoznawać rzeczy po zmacaniu składników nosem czy czym mnie planujesz zaskoczyć? - Zapytał, bo był tym bardzo podjarany!
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Usprawiedliwienie nie było potrzebne bardziej Max nie rozumiał po prostu tych oficjalnych tonów, jako że on podejście do członków rodziny miał dość.. Luźne. Szczególnie w kwestii tych biologicznych pokrewieństw. Ucieszył się widząc, że ktoś z zainteresowaniem podchodzi do eliksirów. Nie zawsze tak to wyglądało, a Maxowi zdecydowanie przyjemniej pracowało się z kimś, kto chciał współpracować, niż z kimś, kto tylko spotkał się z nim z przymusu. Solberg bez względu na to nie zmieniał metody edukacji innych, choć starał się zawsze do każdego jakoś dotrzeć. Niestety większość czarodziejskiego społeczeństwa nie rozumiała, że różdżka to nie wszystko i eliksiry naprawdę potrafią uratować dupę. -Jakby nie było jest to ze sobą powiązane. - Zgodził się, bo poniekąd Wacław miał rację. -Często jednak dźwięk jest jeszcze słyszalny po tym, jak płomień gaśnie. Wszystko zależy od konkretnej mikstury. - Dorzucił od siebie, bo jak to miał w zwyczaju uwielbiał roztrząsać takie kwestie, przez co niektórzy często przewracali na niego oczami. -Akurat tego jeszcze eliksiry mi o dziwo nie zepsuły, choć dziwię się, że jestem w stanie chodzić po tym świecie po niektórych eksperymentach. - Zaśmiał się, jak zwykle podchodząc do sprawy lekko. -Raczej miałem na myśli walenie w nochala. - Nie było to tak, że kompletnie nie czuł zapachów. Ba, za wiele to się jeszcze nie zmieniło w tej kwestii, ale lata obcowania z używkami jednak poniszczyły to i owo w młodym organizmie, za co nie raz już pokutował. -No to nie ma na co czekać! - Zachęcił go do dalszego działania. Teraz, gdy pula była ograniczona zadanie było łatwiejsze i Solberg nie zdziwił się, że większość została dobrze dobrana. -Skromnością to Ty nie grzeszysz, co? - Wyszczerzył się do niego, ale nie mógł odmówić mu dobrze wykonanej roboty. -Chyba nie zaskoczę Cię, że teraz będziesz musiał mi podać to, jak te zapachy wpływają na smak mikstury? - Spojrzał na niego z niemym wyzwaniem w oczach. Po jednym składniku nie sposób było do końca określić takie rzeczy, ale nie chodziło o końcowy smak wywaru a o to, co te ingrediencje dodają, by ostatecznie uzyskać zamierzony efekt.
Kostki:
Zadanie proste jak barszcz. Rzucasz k100, które pokazuje ile procent poprawnych odpowiedzi udzielił Wacuś.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Oczywiście, magiczne społeczeństwo miało ten problem, co większość jednostek przeładowanych testosteronem, widząc pół nagiej piersi - zaczynało myśleć jedynie pałką, zamiast skupić się na fenomenie i pięknie całego czarostwa. Zaś Wacław doceniał pełne spektrum magii. I piersi, różnorakich. Puchon ścisnął usta w wąską kreskę, siląc się aby nic nie powiedzieć. Nie zależało mu na posiadaniu ostatniego słowa. Raczej nie chciał wyjść na idiotę, który zarzucił temat związany z nasłuchiwaniem eliksirów, by finalnie wyjść na tego imbecyla, co się odzywa a nie zna. Przez chwilę bił się z myślami aż w końcu pokiwał głową, zgadzając się na rozstrzygnięcie sporu zaproponowane przez Solberga. Każdy kociołkowy pieszczoch był bardzo indywidualną substancją. - Nochala? - Zaśmiał się. - Nie wiedziałem, że ktoś tak mówi - też chciał powiedzieć to z sympatią, bo to było w pewien sposób uroczę. Rzadko spotykane, ale wciąż wypowiadane z oryginalną sympatią. O eksperymenty wolał już nie dopytywać, gdyż temat mógł w rzeczywistości stać się nader odmienny od tego, co myślał sobie Wacuś. Chociaż może Solberg będzie pomocy w tworzeniu receptur do magicznego burdelu? Możliw. Czas pokaże jak ten plan się rozkręci. - Skromność? Don't know her - potwierdził, drapiąc się po pieprzyku na nosie. Smak? Pomyślał od razu, a słowo to zacięło się w jego główce na taśmie odtwarzanej bez końca. - Smak? - Nic dziwnego, że w końcu powtórzył to głośno. - Z pewnością nie każdy eliksiry się pije - spojrzał na Maksia z nieopisaną dumą na twarzy, która chciała już powiedzieć "szach-mat!", ale wiedza ta wielce tajemną nie było. Kolejno Wacław zaczął opowiadać jakieś głupotki, co było kolejną, polską, wielką improwizacją. - Kończąc mój wywód: lawenda z pewnością doprawia smak na gorzki, przy czym jego totalnym słodziakiem wśród tych wszystkich składników. Reasumując: nie mam pojęcia o czym mówię - skwitował wszystko uśmiechem, błagającym o wyjaśnienia.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Jak dla niego Wacek nie musiał powstrzymywać się od komentarza. Max był otwarty na wiele dyskusji i zawsze chętnie słuchał opinii innych nawet jeżeli różniła się ona od tej, którą sam posiadał. -Mówi, nie mówi, nie wiem. - Zaśmiał się, bo po prostu użył tego samego sformułowania co Wodzirej chwilę wcześniej. Prawdą jednak było, że niektóre środowiska miały swoją mowę, która niekoniecznie brzmiała dobrze i poprawnie, a "nochal" był jednym z takich właśnie wyrazów. Temat eksperymentów również chętnie by przyjął, choć obecnie pracował nad takimi rzeczami, że to właśnie one były powodem większej ekscytacji niż to, co działo się w przeszłości, chociaż w wybuchowy kociołek to by sobie pograł. Kiwnął rozbawiony głową, gdy Wacuś potwierdził, że nie wie co to skromność. Max odnosił wrażenie, że tak jak Freddie, Wodzirej zupełnie do puszkolandii nie pasuje, ale mogło być to spowodowane głupimi stereotypami, które mimo wszystko każdy uczeń Hogwartu miał zakodowane w głowie. -Pić można każdy, ale nie polecam. - Oczywiście od razu pomyślał o truciznach, a szczególnie o tych, które widniały w jego sypialni, bezpieczne przechowywane we flakonikach. -Lawenda faktycznie dodaje goryczy, tak samo jak waleriana i tojad. - Naprowadził go już nieco bardziej widząc, że więcej z puchona to nie wyciśnie. -Papryczka oczywiście dodaje pikanterii, skacząca bulwa wytrawności a figa abisyńska słodyczy. - Dokończył, wymieniając każdy z rozłożonych na stole składników. -Wiedząc to, co już wiesz, możesz teraz mi powiedzieć, na podstawie smaku i zapachu oczywiście, jakie eliksiry znajdują się w tych fiolkach. - Wielki finał nadszedł i przyszedł czas sprawdzenia wiedzy Wacława. Solberg był ciekaw, czy to co tutaj mówił jakkolwiek rozjaśniło puchonowi w głowie, czy jednak niekoniecznie.
Kostki:
Ten etap już nie jest taki prosty. Rzucasz 6 par k6. Pierwsza kostka symbolizuje składnik, druga eliksir. Każdej liczbie oczek odpowiada konkretna rzecz. W moim poście dowiesz się, czy odpowiednio dopasowałeś składnik do eliksiru ;)
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Oczywiście, że Wacław pasował do Hufflepuffu! Były to w końcu borsuki, a takiej suki jak to nigdzie indziej się nie znajdzie. Chociaż równie dobrze można stwierdzić, że dziś w nocy będzie ciemno, ale takie banały pozostawmy za sobą. O wiele ważniejsze było przetrwanie próbowania eliksirów, bo oczywiście Puchon zapomniał o czymś takim jak trucizny. Istniał na niższym stopniu wtajemniczania eliksirów: czasem coś zamieszał z myślą, że jebną bądź nie. Tak czy tak, lepiej było tego nie próbować. Czy przez to zaniżał swoje umiejętności? Gdy w życiu! Po prostu wiedział, że jakoś niespecjalnie przykłada się do wielu rzeczy. Jednak teraz, gdy semestr chylił się ku końcowi, a kara na seks obowiązywała - oddawał się wiedzowej profanacji czasu. Nawet względnie chętnie jak się okazuje. Ano i nie chodził przy tym napalony jak królik. - Ja wiem, że to nie zależy ode mnie, ale figa abisyńska mi bardziej podchodzi pod wytrawną. Okey, chodzi o to jak wpływa na eliksir, masz zupełnie rację - czasem bywa, że pewne kwestia wydaje się niejasna, a zadanie pytania rozjaśnia wszystko w takcie. Tak właśnie teraz zrobił Wodzirej, ale hej! Już od starożytności w dialogu upatrywano najlepszy sposób nauki. - Jakby, ja mógłby wymyślić sobie jakikolwiek eliksir, który ma w składzie dany składnik, ale teraz to mi zajebałeś gwoździem i to tym do trumny - powiedział, po czym zaczął coś dopasowywać. Oczywiście nie na chybił trafi, ale starając się bazować na obserwacjach i wcześniejszych wnioskach.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
No tak, talent czy potencjał mogły być, ale obok lenistwa nie miały jak się rozwijać, co często je po prostu zabijało. Solberg był po prostu fanatykiem eliksirów i nie potrafił tak po prostu schować kociołka w kąt, czy nie drążyć interesujących go tematów. Musiał co chwila szukać jakiś nowinek i zatracać się w tym, sprawdzając własne popierdolone teorie, które czasem bywały słuszne, a czasem nie. -No nie zależy. - Zaśmiał się. To, że jakiś składnik osobno mógł mieć jakiś smak, nie znaczyło, że w miksturze zachowa się tak samo, choć akurat tutaj bardzo często taka zależność zachodziła. -Myślisz bardziej jak kucharz niż eliksirowar. - Dorzucił swoje przemyślenia, bo choć większość świata mówiła, że te dziedziny są jak dwie krople wody, Max nadal w jednym był cudownym dzieckiem, a w drugiej dziedzinie potrafił zjebać najprostszą rzecz. -Nie przesadzaj, nie może być chyba aż tak źle. - Podrapał się po głowie, bo jakby nie było mieli do czynienia z eliksirami prostymi, a nie zaawansowanymi. Liczył, że chociaż jedna trzecia odpowiedzi będzie poprawna. Jak się okazało nastolatek nie zawiódł się na puchonie. -No i co pierdolisz, że nie wiesz, jak prawie wszystko masz dobrze! - Cztery z sześciu mikstur zidentyfikował poprawnie, a dwie pozostałe zamienił miejscami. To naprawdę nie był zły wynik, a przynajmniej jak na to, czego się spodziewał. -Myślę, że na Zadowalający u Dear Ci wystarczy. Choć oczywiście kwestia jeszcze tego, jak Ci idzie samo warzenie, ale tym będziemy musieli się zająć innym razem. - Choć był bezrobotny nie mógł pozwolić sobie dziś by cały dzień spędzić w Camelocie. -Masz tutaj kilka moich notatek, znajdziesz tam wskazówki dotyczące warzenia tych eliksirów. Szczególnie zwróć uwagę na kapsaicynowy. Bardzo łatwo zneutralizować tę potrzebną pikanterię jeżeli nie zwraca się uwagi na dokładne wymieszanie składników. - Skopiował pergaminy i wręczył je Wackowi. Miał nadzieję, że to pomoże mu podczas egzaminów semestralnych, jeżeli tylko puchon nie będzie miał problemu z odczytaniem tego koślawego pisma.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Wywrócił oczyma, słysząc o kucharzeniu. Już nie chciał mówić jak to herb borsuka zobowiązywał go doz znajomości kuchni, ale tak już bywała, że podopieczni Helgi stawali się kuchennymi wiedźmami. Wacław umiał skrobać marchewki i wiedział, że cebule mają warstwy. Jak ogry. Brzmiało to jak kariera kuchenna, totalnie. - Oj, bo pierdolenie to moja domena - uśmiechnął się do siebie pod wąsem. Z jednej strony lubił dużo mówić i przeżywać głośno, bardziej dla rozładowania napięcia niżeli prawdziwego stresu. Ano i z drugiej strony wiadomo: lepiej się z kimś pierdolić niżeli nie. Taka oczywista oczywistość, idąc w tautologię. - Dziękuję ci ślicznie za to jakże pouczające spotkanie. Nawet jeśli Dear mnie zeszmaci to nie pierwszy raz w moim życiu - uśmiech się rubasznie. Podziękował za notatki chyba z milion raz, ale jakoś nieprzychylnie widziało mu się ślęczenie nad pergaminami. Głównie przez brak umiejętności ulokowania takiej zabawy w swoim grafiku. - Jeszcze to sobie wszystko przećwiczę, pamiętając, że kuchnia to na loch od eliksirków - chociaż z pewnością taka podziemna komnata miała wiele równie wesołych zastosowań. Pożegnał się jakimś żółwikiem z Maksem i rozeszli się tak po prostu w dwie odmienne strony. Wacław jeszcze zerkał sobie pobieżnie na ofiarowane mu notatki w drodze czy też spacerku po Camelocie. Czuł się jak kujon, co było bardzo dziwne i lekko obawiał się, że jeszcze ktoś go ta zobaczy, uznając za naukowego ptaszka. Byłoby to przykre ze wzgląd, iż taka opinia niosła za sobą nieme zobowiązanie pomocy potrzebującym. Puchon chciałby, ale nie umiał.
/zt x2
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Zielarstwo było dziedziną magii, którą zawsze lekceważył, chociaż przed swoje upodobania do natury i bliskości z nią, powinien wykazywać większe zainteresowanie ziołolecznictwem i roślinami. Wizyta w muzeum w tym sektorze przywołała mi wspomnienia matki, która mimo wielu prób, nie zaszczepiła w nim naturalnego pociągu do ziół. Wtedy nie potrafił usiedzieć w jednym miejscu. Znacznie bardziej ciągnęło go do przygód i doświadczania cudów naturalnego środowiska namacalnie. Chodzenie po lasach i słuchanie o wielu właściwościach roślin nie siedziało w jego kręgu uwagi. Tym razem było jednak inaczej, chłonął wiedzę sam. Siedział na ławeczce, któryś raz z kolei słuchając wykładu przewodnika o właściwościach jemioły, historię druidów... Czemu jednak przysłuchiwał się z większym zaangażowaniem to wymiana zdań między turystami, którzy niejednokrotnie wymieniali się ciekawostkami znacznie bardziej wartościowymi niż te, które przekazywał pracownik muzeum. Ragnarsson zdobył wiele nowej wiedzy, a choć na jego twarzy nie było widać nawet cienia zainteresowania tematem, w gruncie rzeczy historia druidów z Camelot pochłonęła go bez reszty. Gdyby się nad tym zastanowić, ich praktyki nie były tak bardzo odległe od tego, czym sam fascynował się od lat. Nie tylko wiedzą o zwierzętach i opiece nad nimi okazywała się wartościowa. Najwidoczniej namiastka tego, o czym w przeszłości uczyli w Camelocie miała w sobie tę samą nutę tajemnicy, od której odkrywania Ragnarsson był uzależniony. Ponadto, utrwalenje w świadomości informacji o tym jak naturalnie przeciwdziałać chorobom czy skaleczeniem, korzystając wyłącznie z tego, co dawała natura, było tak samo cenne, jak sama wiedzą o magicznych stworzeniach. Natura zataczała wielki krąg, wszystko w przyrodzie miało swoje miejsce, wszystko się ze sobą przenikało, wiązało ze sobą mocniej niż Gunnar by podejrzewał. Właśnie taką lekcje wyciągnął ze słuchania kolejny raz mitów, legend i faktów. Druga lekcja jaka wyciągnął z nauki zielarstwa była bez wątpienia... nauka cierpliwości. Choć ta, nie był wcale pewien czy utrzyma się w nim na długo. Niemniej wiedzą o podstawowych ziołach wykorzystywanych w historii Camelotu, ta, zdawała się już na dłużej zakorzenić w jego umyśle. Pomimo nawet że nie był fanem wiedzy teoretycznej. Jednak teoria zawsze była zalążkiem dla praktyki. Już teraz, po wyjściu z muzeum planował sprawdzenie poznanych właściwości ziół w praktyce. Na razie posiadł jedynie niesprawdzone informacje, które niepotwierdzone praktyką, nawet zakodowane w pamięci, mogły szybko umknąć jego uwadze Czego potrzebował to przetransportowania tej wiedzy na zycie. W konsekwencji, potrzebował także obiektu, który mógłby posłużyć mu dla ziololeczniczych badań. Miał jednak podejrzenia sądzić, że jeśli zwiedzi zakamarki Camelotu tak jak planował, to prędzej czy później sam może stać się dla siebie pacjentem... Z tą myślą opuścił muzeum
ZT
Egon Franke
Wiek : 28
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 198
C. szczególne : charakterystyczny, niemiecki akcent
Kiedy pojawił się na terenie wystawy o driudach poczuł przebiegający po ramionach dreszcz. Nie umiał powiedzieć, czy to kwestia zapachu ziół, roznoszącego się w powietrzu, samej tematyki wystawy, czy jakaś aura tych niezwykłych monolitów ustawionych wewnątrz sali. Nie był pewien, czy ktokolwiek inny z odwiedzających salę osób czuł się podobnie, jednak rozglądając się po obecnych, dochodził do wniosku, że tylko on miał takie zachwiania samopoczucia. Niemal zataczając się, dotarł do jednej z ławek nieopodal wystawy, ukazującej pracę druidów w oliwkowym gaju, jak nazywano pola ziół, na których uprawiali oni swoje magiczne skarby natury. Czuł ucisk z tyłu głowy, presję, która zdawała się wymuszać na nim, by odwrócił się w jednym tylko kierunku i skupił na jednej tylko rzeczy. Ostrożnie, bardzo ostrożnie, przełykając ślinę przez gwałtownie wyschnięte gardło, spojrzał przez ramię na wielki, kamienny stół pokryty wyżłobieniami, prezentującymi kalendarz nieba. Potrzebował kilku długich chwil głębokiego oddechu i przyglądania się temu kamiennemu stołowi z drugiego końca sali, by zebrać siły i do niego podejść. Czuł narastające w głowie ciśnienie, bardzo znajome preludium migreny, jaka towarzyszyła jego odwiecznej walce z własną zdolnością jasnowidzenia. Położył ostrożnie, drżącą dłoń na kamieniu, przyglądając się magicznie zmieniającym się układom kresek i kropek, ozdobionych migoczącymi kamieniami, reprezentującymi główne gwiazdy w wielu, zagadkowych gwiazdozbiorach, których zdawał się zupełnie nie rozpoznawać. Oblizał wargi, spierzchnięte z niewiadomo jakiego powodu, wyciągając z torby notes w jakimś maniackim widzie i zaczął zapisywać w nim i rozrysowywać te tajemnicze gwiazdozbiory, których nigdy wcześniej nie widział. Czy to możliwe, że niebo zmieniło się aż tak bardzo od czasów, gdy druidzi stworzyli ten kamienny tablet? A może to zupełnie inna magia, może w tych różnicach ukryta i zaklęta była jakaś prawda, którą należało odszukać? Niewątpliwie blat ten przemawiał do niego, a on, jego serce i umysł, bardzo ochoczo chciał odpowiedzieć na to zaproszenie. Sięgnąć ręką, dotknąć, zadać pytania. Wydawało mu się, że pomiędzy tymi błyskami i falami dostrzega pewne stałe układy, Pas Oriona, tańczące Perseidy, gwiazdozbiór Raka, ale wszystko to nie miało przecież najmniejszego sensu! Te układy gwiazd powinny znajdować się na niebie w zupełnie innych momentach w zupełnie różnym czasie w ciągu roku. Nie wiedział nawet, ile godzin sterczał nad tym kamieniem, rysując zawarte na nim układy, zaznaczając ich ruch, zastanawiając się nad tym, jaką ukrywał w sobie zagadkę. Chciał poznać tajemnicę pozostawioną potomnym przez druidów, obawiał się jednak, że jeszcze nie wiedział wystarczająco dużo. Był jednak pewien, że jeszcze tu wróci. Z książką. Albo dwiema. Albo trzema! Czas mijał nieubłaganie, mimo, że głowa nie wydawała się być wcale zmęczona od intensywnej pracy nad analizą dokonywanych odkryć. Wiedział, że czas wyjść z muzeum, jednak już planował, by wrócić tu dnia następnego.
zt
Ostatnio zmieniony przez Egon Franke dnia Pon 24 Sty 2022 - 16:20, w całości zmieniany 1 raz
Egon Franke
Wiek : 28
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 198
C. szczególne : charakterystyczny, niemiecki akcent
Zgodnie z planami, choć praktycznie go wyrzucili poprzedniego dnia, tak długo sterczał nad tym kamiennym tabletem, przybył kolejnego dnia zaopatrzony w kilka tomików sobie tylko znanych autorów, w tym jeden w staro-germańskim, który pozostawał językiem wymarłym dla całego świata, poza głową Egona. Franke był bowiem przekonany, że największe tajemnice świata pozostawały tajemnicami właśnie ze względu na to, że zapisywano je w językach, którymi teraz już nikt nie operuje. Z wielką dbałością i oddaniem, spędzał wiele czasu na nauce tych wymarłych dialektów, chociaż by po to, by móc sobie przekładać różne materiały źródłowe i nie musieć ufać nieporadnym bądź niechlujnym tłumaczeniom. Pół nocy nie spał, zastanawiając się nad zagadką tabletu, dzisiaj jednak postanowił poświęcić równie wiele uwagi innym elementom wystawy o druidach, z nadzieją, że uda mu się odnaleźć różne wskazówki co do zaklętej w kamiennym stole wiedzy. Trzymając w rękach swój pokryty drobnymi zapiskami notes z wczoraj, kilka ulotek, które wydębił w kasie muzealnej, oraz książkę po niemiecku, traktującą o zagadkach gwiazd i ich szyfrowaniu w piśmie klinowym, ruszył pomiędzy eksponaty, poszukując, właściwie sam nie wiedział, czego. Rozglądał się, porównując różne symbole i układy z tymi, które miał zanotowane i które prezentowały jego książki. Notował ich względem siebie zależności i za każdym razem, kiedy wydawało mu się, że jest coraz bliżej odkrycia, chociaż rąbka, sekretu druidów, okazywało się, że gdzieś popełnił błąd i cały proces musiał zaczynać od nowa. Podczas tej mozolnej pracy poznawał bardzo wiele z pokrętnych ścieżek, jakimi podążali druidzi i uczył się tego, w jaki sposób mapowali myśli, w jaki patrzyli na niebo. Było to niezwykle oczyszczające i fascynujące doświadczenie, nawet jeśli przez większość czasu odczuwał swoisty niepokój, związany z obecnością kamiennego stołu, a raczej poruszających się po nim wzorów układów ciał niebieskich. Powrócił do kalendarza nieba, posiadając jeszcze więcej notatek, które sporządził maszerując i zapoznając się z innymi eksponatami, ale również mając jeszcze więcej pytań, zamiast więcej odpowiedzi. Chciałby mieć taki stół na wyłączność na dłuższy czas. Na miesiąc, na pół roku, by móc studiować jego zawartość i spróbować odgadnąć jaką tajemnicę świata magicznego zaklęto w nim setki lat temu. Tak niewiele mu było wiadomo o druidach, a tak wiele mogli go oni nauczyć. Może i jego własna umiejętność wróżenia zyskałaby na tym, że uczyłby się jej ze źródeł innych, niż przymuszanie do zrozumienia niepojętego, przez jego własną babkę, której samo wspomnienie sprawiało, że czuł, jak truje mu się krew w żyłach. Był zawsze oczarowany odmiennymi sposobami rozumienia magii, zawsze chciał poznawać więcej tajemnic świata, aż dziw go ogarniał, jak bardzo wystawa o druidach wpłynęła na jego rozumienie wróżbiarstwa i jego związku z astronomią. Chciałby wiele jeszcze, a mógł pozwolić sobie jedynie na sporządzenie kolejnego stosu notatek, zapisania ostatniej strony w przyniesionym zeszycie i pożegnania się z kamiennym tabletem.