Aby się tutaj dostać trzeba zejść po bardzo stromych schodkach. W tym miejscu zazwyczaj uczniowie popalają albo przesiadują na starej przekrzywionej ławce. Miejsce to nie jest ani atrakcyjne ani bezpieczne - wystarczy nieuważny krok, a wpadniesz do wody, bowiem dociera tu brzeg szkolnego jeziora.
Zaśmiała się, bo to było trochę śmieszne. Oj, wy nie zrozumiecie, ale dla niej to jest śmieszne! No bo tak naprawdę niektórych widuje codziennie od kilku lat, a oni co chwila i tak zapominają jej imię. Fakt, że matka głupszego imienia już wybrać nie mogła, ale naprawdę chciała się popisać oryginalnością. A przecież wystarczyłoby jakieś proste imię... Jak Anna, o! Chociaż w sumie to nie... Wyobrażacie sobie Herę z taki imieniem? Zupełnie nie pasuje do jej charakteru... To tak jakby Szekspir Romea nazywał Bob... - Haerowen. Dla przyjaciół Hera. - Dla przyjaciół... Raczej dla ponad połowy szkoły, a w końcu nie wszystkich nazywa przyjaciółmi. Dobra, już się w to nie zagłębiajmy. - Żeby było fer, to teraz ty przypomnij mi swoje imię. - Hmm... - chwila zadumy, w której udaje, że się zastanawia. - Wiesz... Trudno mi to tak streścić, właściwie to nic wielkiego się nie wydarzyło. Przez ten czas zdążyłam jedynie rozwalić kilka swoich związków, wpaść w nałóg narkotykowy, namalować jakieś dwa tysiące obrazów i zarobić pięćdziesiąt szlabanów. Tak.. To chyba tyle. Bo to wszystko, to tak jakby nic... - Chwila... Jakie ty miałeś problemy? - Ah... Znacie już ten szybki orient Hery? Naprawdę sporo czasu mija zanim informacja dociera do mózgu...
- Tristan- szepnął, zaś jego warki całe pobielały, a na czole pojawił się pot. Nałóg narkotykowy, rozwalanie związków, szlabany. A jego przy niej nie było, w tedy kiedy go potrzebowała, bo musiał się użalać nad sobą. Tristan nie mógł sobie tego wybaczyć, i przytulił trochę mocniej dziewczynę, na znak że jest z nią, po dłuższej chwili opanował się na tyle by móc mówić. - Czy już wszystko w porządku? Jeżeli potrzebujesz pomocy, jaka by ona nie była. To możesz na mnie liczyć. A swoją drogą chciałbym zobaczyć któryś z twoich obrazów.- Powiedział i uśmiechnął się. Nie mógł sobie wybaczyć, że od tak po prostu zajął się sobą, podczas gdy ona miała takie problemy. I czym są jego problemy w porównaniu z jej?! Boże jakim ja jestem idiotą! Tak ateista, modli się do boga, szczyt bezczelności. - Moje? Oh to teraz naprawdę nie ważne.- Powiedział Tristan przytulając swoją głowę do jej. I ponownie zamykając oczy, i co on miał niby zrobić by naprawić swój nie wybaczalny błąd? Tak, Tristan zawsze brał odpowiedzialność, za czyjeś problemy, i zawsze starał się pomagać innym, lecz dlaczego? Tak naprawdę Tristan uważał że jest egoistą, pomagał innym tylko po to, by sam poczuć się lepiej. Ale nie w tym przypadku. Kto wie co by było gdyby był przy niej i ją wspierał? Zamiast tego jest jak jest, i chłopak musiał to jakoś naprawić. Nie zgrabnie Tristan sięgnął po najładniejszego kwiatka którego miał pod ręką. Tak się złożyło że była to biała lilia. - Proszę- Powiedział z uśmiechem wręczając jej kwiatka. Cóż dobry początek, a co potem?
Spokojnie... To tylko Hera. Zawsze ma jakieś problemy, co więcej na własne życzenie. No bo patrząc na to obiektywnie, to sama rujnuje sobie życie. Ma bogatą rodzinę, to robi wszystko, by być z nią skłócona. Jaka w tym logika? A teraz przez to nie ma pieniędzy i nie może sobie nawet kupić tego durnego eliksiru Felixa... - Yhym, chyba tak. - Ojeju, noo... Nie może mu przecież powiedzieć, że ma ochotę ryczeć po nocach, bo nie ma swoich prochów i że jest wrakiem emocjonalnym. Chłopczyk... To znaczy Tristan się jeszcze przejmie, a co wtedy? W ogóle to ona nigdy nie patrzyła na szlabany i rozbite związki jak na jakieś problemy. Szlabany były skutkiem tego, że dobrze się bawiła, ale niestety dała się złapać, a zawalanie związków... No cóż, ludzie przychodzą i odchodzą, to tyczy się też miłości, więc w sumie nie ma tematu. Inna sprawa, że zdarzały się jej "związki", które ona traktowała normalnie, a ta druga osoba, po prostu miała zabawkę w postaci Hery. Zawsze darmowe macanie... (TAK, MAM NA MYŚLI CIEBIE, GILBERT) - Oh, nie zbywaj mnie, tylko mów. - Ha! Teraz nie ma ale! Gadaj, bo Hera już nie odpuści. Nawet zmarszczyła brwi dla ukazania swej zaciętości... Dobra, brwi już dały sobie spokój, ale odpowiedzi i tak oczekuje. - Ojeej, dziękuję. - złapała lilię w dłoń i rozpoczęła zabawę polegającą na bezustannym obracaniu jej w prawo i w lewo. Ahh... Kwiaty, jak to jest, że zawsze działają na kobiety?
- Ja cie nie zbywam, lecz próbuje do ciebie jakoś dotrzeć. Moje problemy to naprawdę nic ważnego, a przynajmniej nie w tej chwili. Jesteś ważniejsza od moje własnego "Ego" Więc może dla odwrotu przestaniesz sypać, ogólnikami i w końcu powiesz co się dzieje? Tristan nie miał pojęcia, jak miał do niej dotrzeć. Chociaż w głębi duszy wiedział że będzie to wymagało więcej czasu, to bał się że dziewczyna ponownie zniknie, i pokaże się za parę dobrych lat. - Dlaczego właściwie zaczęłaś brać? Tak jeżeli miał zamiar coś z niej wycisnąć, to stanowczo powinien zacząć od tego tematu. Tristanowi naprawdę zależało żeby jej pomóc. Dla wielu to naiwność, dla reszty to walka z wiatrakiem. A dla samego Tristana? Tristan nie mógł patrzeć na cierpienie innych, po prostu nie mógł i już. I nie, nie mylcie tego z litością, bo litość to zbrodnia, i tym Tristan się brzydził najbardziej. Po prostu dziewczyna była dla niego ważna. A dlaczego? A w jaki sposób? Cóż tego nawet Tristan nie chciał wiedzieć, a przy najmniej nie w tej chwili. Pewnie przyjdzie mu to sobie uświadomić, lecz pewnie też w tedy będzie za późno. Właściwie za późno na co? - Chciałbym ci pomóc, lecz wiem że i tak będziesz uparcie twierdziła że nic się nie dzieje. Tristan ręką którą ją tulił, zaczął powoli i delikatnie, masować jej ramię. Być może dziewczyna się odpręży. Jeżeli nie chce mu powiedzieć co się dzieje, to przynajmniej niech się nieco rozluźni. Przynajmniej tyle mógł zrobić. Tristan popatrzył na dziewczynę, sam wymagał by podzieliła się z nim swoimi tajemnicami, lecz sam o sobie nic nie chciał powiedzieć. Faktycznie był egoistą. - No dobra szczerość za szczerość. Żeby było ci łatwiej ja zacznę od siebie. Tristan westchnął i pomyślał od czego by tu zacząć... - Jak wiesz należę do starej arystokratycznej rodziny, gdzie tradycją jest że każdy trafia do Slytherinu i zostaje później Aurorem. Ja trafiłem do Hufelpafu. Nie żałuje tego, lecz dla mojej rodzina, to tak jak bym przestał istnieć. Matka umarła gdy byłem w trzeciej klasie, zaś ojciec zdobywał się tylko na to by mnie tolerować.- Tristan przestał na chwile opowiadać, po czym kontynuował.- Zacząłem ćwiczyć mungolskie sztuki walki, oczywiście w tajemnicy. Po pogrzebie ojca, który był całkowicie nie dawno. Zdobyłem tytuł mistrza w nielegalnych walk, w jednym z mungolskich klubów. I nauczyłem się jeździć samochodem. Problem tkwi w tym że się zagubiłem. To tak jak bym przestał istnieć. Z nikim nie utrzymywałem kontaktu i praktycznie w tej szkole, to mało kto wie że ja jeszcze żyje. O ile mnie w wo gule pamiętają. Wszystko stało się przygnębiające i szare. Zacząłem użalać się sam nad sobą. Coś w we mnie pękło, lecz nie wiem co. Jednak chce z tym skończyć. Zacząć wszystko od nowa, zacząć nowe życie, może ty mi w tym pomożesz? O tak to była najdłuższa wypowiedź, od kilku lat jaką można było usłyszeć od Tristana. Ta dziewczyna działała cuda! Jeszcze trochę i zacznie tańczyć, lub bóg jeden wie co robić.
Hmm... Czemu zaczęła brać... Hmm... A żeby to ktoś wiedział. Sama już nie wie jak to wyszło. Może spróbowała po prostu z ciekawości? W zasadzie to jest prawie pewna, że pierwszy raz wzięła pod namową kogoś ze starszego towarzystwa. A wiecie jak to jest. Raz wystarczy, a potem chce się tylko więcej. Poza tym to czerpała niesowitą radość z próbowania wszystkich narkotyków po kolei. W końcu każdy działa inaczej, ale każdy skutecznie pomógł jej oderwać się od rzeczywistości. - Tak jakoś... samo wyszło. Wiesz, ugięłam się pod presją ludzi dookoła. - wzruszyła ramionami, naprawdę nie widziała w tym nic dziwnego. W końcu takie czasy, połowa szkoły ćpała jedni więcej, drudzy mnie, a niektórzy, tak jak Hera, wypełniali tym całe swoje życie. - Na tym to właśnie polega. Trzeba próbować stworzyć iluzję idealnego świata i wmówić wszystkim, że jest dobrze. - Szczerze mówiąc, to rzadko to robiła, ale nie mogła zwalić swoich żalów na AKURAT TEGO chłopaka. Dlatego, że on się przejmuje... 'Jak wiesz...",tylko, że ona wcale nie wie... To trochę zabawne, oboje wczuli się w grę udawania, że się znają, że aż chyba sami zaczęli w to wierzyć. No cóż... Hera ma sporawą wyobraźnię, więc z jej strony to chyba nie było takie trudne. Lekko ją zatkało, przez co niezbyt wiedziała co powiedzieć i jedynie patrzyła się bezmyślnie w Puchona. Wiecie, oboje mają problemy. Tylko różnica jest taka, że ona sama sobie te problemy załatwiła, a u niego to tylko zlepek zbiegów sytuacji. No cóż... Skoro dla kogoś takiego jak Hera zabrakło słów, to znak, że coś się dzieje. Przez pierwsze pięć minut zdobyła się na ciche "przykro mi" i mocniejsze przytulenie się do chłopaka. - Chciałabym ci pomóc, ale musisz mi powiedzieć jak.
- Presja, tak wiem jak to jest, i wiem że bardzo ciężko jej nie ulec.- Powiedział Tristan w zamyśleniu. - Iluzje nie są ani dobre, ani potrzebne. Trzeba zmierzyć się z tym co jest, bo i tak to wszystko do nas powróci. Nie ważne jak się zaćpamy. To i tak w końcu problemy powrócą, i będą jeszcze większe niż były. Tristan zamilkł gdy dziewczyna bardziej do niego się wtuliła. Czy to była litość? Wdzięczność? A może naprawdę w jakiś nie wytłumaczalny sposób, stali sobie bliscy? Tego nikt na razie nie wiedział. - Czyli stoimy w martwym punkcie. Ja chcę pomóc tobie, ty chcesz pomóc mi. Tak naprawdę, to powinniśmy pomóc sobie nawzajem. Wiesz dobrze się czuje przy tobie, lecz boli mnie fakt, że nie jestem w stanie ci pomóc. A uwierz mi że z całego serca bym chciał. Czy naprawdę chęć sięgnięcia po kolejną truciznę, jest aż tak silna? Wiem że teraz na pewno nie jest ci łatwo. Lecz jeżeli mi zaufasz, to pomogę. Nie wiem jak, lecz zrobię to. Chociażbym musiał łamać wszystkie swoje zasady to chce ci pomóc. Być może, w tedy i ja odzyskam coś co utraciłem. Tristan zamilkł. Brakowało mu słów, by wyrazić to co chciał. Nie wiedział co miałby zrobić, by dziewczyna mu uwierzyła. By naprawdę mogła mu zaufać, i spróbować się od uzależnić. Tłumaczenie że narkotyki są Bee i wo gule złe, nic na pewno nie da. I na pewno nie uwierzy mu że on chce jej pomóc. Tristan powoli wstał, uważając by dziewczyna nie upadła. Cóż jeżeli nie wiesz co masz robić, to za pomocą szantażu, zrób z siebie kompletnego kretyna. Tristan uśmiechnął się i zdjął swoją koszulę. - Słowa, to słowa. Chociaż wypowiem ich tysiąc, to i tak niczego to nie zmieni. Jeżeli nie potrafię ci pomóc, to równie dobrze mogę wskoczyć do jeziora, i się utopić. To powiedziawszy, Tristan zaczął iść w stronę jeziora. I naprawdę teraz zaczynało mu być zimno. Lecz nie zważał na to. Miał jedynie nadzieje że tym kretyńskim zachowaniem, przekona dziewczynę, że naprawdę pragnie dla niej tego co dobre, i że będzie o to walczył. A jeżeli nie? Cóż to się utopi, Tristan jak postanowi coś, to to zrobi, chociaż by to go kosztowało jego życie.
- Masz manię pomagania? - zapytała z uśmiechem, jednocześnie mimowolnie unosząc jedną brew... Tak, wydaje jej się wtedy, że wygląda inteligentnie, nic bardziej mylnego... Tak właściwie to ona wiedziała jak to jest. Jest jakiś problem, z odsieczą przychodzą prochy i bum, problem znika, a gdy przestają działać powraca. To rzeczywiście działa tylko na krótką metę, ale działa i pozwala chociaż na chwilę odetchnąć. Poza tym... Wyobrażacie sobie Herę bez narkotyków? Od razu traci 60 punktów w skali fajności. I spada na jakieś minus 170.. Boże... Zdejmuje koszulkę.Gdyby to był jakiś inny facet to pewnie palnęłaby coś głupiego, że jest 'za zimno, by się tu pieprzyć', ale na szczęście coś kazało jej siedzieć cicho. - Tristan, matole, co ty robisz?! - przeziębi się... Chwila, utopi się! No kretyn, no... W sumie to z niej też. Teoretycznie dopiero go poznała i już zaraziła go skłonnościami samobójczymi. Niewiele myśląc, lub jak zazwyczaj - w ogóle nie myśląc, inteligentnie skoczyła na plecy chłopakowi. I tak oto, kolejny facet miał szczęście, że Hera waży tyle ile waży i że tym skokiem nie rozgniotła go na ziemi. No cóż... Teraz może się zdarzyć wiele rzeczy, chociażby mógłby dalej iść do tego jeziora, nawet z nią na plecach i utopiłby ich oboje. Tym bardziej, że Herze nigdy nie chciało się nauczyć pływać. Właściwie to strasznie dużo rzeczy jej się nie chciało, ale powoli się edukuje. W wakacje nawet się tańczyć nauczyła... powiedźmy, ze się nauczyła (pozdrowienia dla Andrzeja, który dzielnie wytrzymał deptanie po nogach).
- Po prostu chcę... - Nie dokończył tego zdania, bo dziewczyna wskoczyła mu na plecy, Tristan instynktownie złapał ją z tyłu za uda, by ta nie spadła. Raczej nie mogła go przewalić, bo Tristan wcale mało nie ważył, a na pewno dużo więcej od dziewczyny. Po chwili Tristan postawił ją na ziemi, i spojrzał jej w oczy. I tak jej nie pomoże, jak może jej pomóc, skoro ona tego nie chcę? Wkurzało go to! Naprawdę go wkurzało, że ktoś sobie marnuje życie, a on może jedynie na to patrzeć, ta bezradność doprowadzała go do szaleństwa. Tristan westchnął zrezygnowany. To był koniec, i tak jej nie pomoże, musiał w końcu przyjąć to porażkę. A naprawdę chciałby coś dla niej zrobić. Tylko za cholerę nie wiedział co. I tak najprawdopodobniej, dziewczyna zaraz pójdzie ćpać, nie zależnie od tego co powie, lub co zrobi. Nawet gdyby się utopił, zabił czy został zabity, to i tak niczego to nie zmieni. Właściwie na co on liczy? Myślał że odegra role dobrego rycerza, i samym swoim spojrzeniem sprawi że dziewczyna przestanie brać, i że zmieni jej życie na lepsze? Jego imię mówiło samo za siebie. "Tristan- Urodzony dla smutku" Jedyne czego chciał, to pomagać, a nawet tego nie potrafił. Jak miał dotrzeć do kogoś, skoro nie umiał dotrzeć do samego siebie? Wszystko stało się cholernie, przygnębiające. Tristan prawą dłonią, dotknął policzka dziewczyny. W jego spojrzeniu było wiele smutku, lecz także jakieś ciepło, koniuszkami palców przejechał po jej policzku, i uśmiechnął się. Lecz to już nie był ten promienny uśmiech, lecz zwykły nie śmiały i smutny uśmiech. - Chciałbym ci pomóc, serdecznie z serca. Lecz to tak samo jak by ślepiec chciałby prowadzić ślepca. Zagubieni w tym samym świecie, czujemy ten sam ból. Mimo wszystko mam nadzieje, że kiedyś zmienisz zdanie, i dasz mi szanse, bym mógł coś dla ciebie zrobić.
No właśnie cały problem jest w tym, że nie może iść ćpać, bo teraz nie ma co. Ani za co... I w ogóle najlepiej jej pomóc załatwiając prochy, o! Dobra, wiem, że to głupie. (Ale gdyby ktoś jednak chciał coś załatwić...) On w ogóle nie powinien się przejmować, powinien to olać jak cała reszta i tyle. Narkotyki są częścią Hery. W sumie tak samo jak imprezy, alkohol, a nawet ten nieszczęsny seks, który naprawdę jakoś daje rade ograniczać... Tristan jest porządnym facetem, nie powinien się w ogóle interesować Herą, która ma tak zrujnowany światopogląd. Oczywiście, że ze wszystkiego można się wyleczyć i o wszystkim zapomnieć, ale i tak trudno będzie zacząć życie od nowa. Poza tym to powinna też się przyłożyć do nauki... Etam... Chociaż w sumie... - Jesteś dobry z zaklęć? - ha! Sprytna zmiana tematu. Nie, właściwie to idiotyczna, ale może podziała. On jej pomoże w nauce, jak nie w zaklęciach, to w jakimś innym przedmiocie i wszyscy będę szczęśliwi! - A tak poza tym, to jeśli chcesz z siebie zrzucić coś jeszcze, to może chodźmy w jakieś cieplejsze miejsce. - nieee, to nie była żadna aluzje, jej to samo tak wychodzi. Co nie zmienia faktu, że pewnie jest mu zimno, więc się do niego wspaniałomyślnie przytuliła. Wiecie... w sumie mogła mu ubrać tą jego koszulę, ale nie jest przyzwyczajona do ubierania innych... - Jeszcze się przeziębisz, a tego byśmy chyba nie chcieli.
Uśmiechnął się, jedno było pewne, ona świetnie potrafiła zmienić każdy nie wygodny dla niej temat, na taki który jej odpowiada. Mimo wszystko, nie odrzucała go, można by pomyśleć, że Tristan coś w niej poruszył, to dopiero iskierka, Błocha przelotna myśl, o zmianie. Lecz jeżeli faktycznie tak jest, to Tristan zamieni tą iskrę w pożar, zaś cichą myśl, w donośny krzyk. Tristan nie miał pojęcia co z nim było, nie było mu zimno, no może było, lecz nie odczuwał chłodu. Kiedy się do niego przytuliła, odczuł nie zauważalny dreszcz. Dreszcz, który był przyjemny. W jego oczach, pojawiła się iskra, która cholera wie co oznaczała. Jego uśmiech, ponownie stał się ciepły, i kojący. Taki jaki zawsze był, jak gdyby chciał całym uśmiechem obdarować wszystko na tym świecie. - Nie najgorszy. - Szepnął jej do ucha, ale chyba faktycznie powinni się przenieś gdzieś indziej. Nie dla tego że on się przeziębi, w końcu w eliksirach, był kujonem i szybko by sobie coś zrobił. Lecz jeżeli naprawdę chcieli ćwiczyć, jakieś zaklęcie, to lepiej nie robić tego na powietrzu. Przynajmniej nie w takim miejscu, gdzie mogły ucierpieć króliczki, i inne malutkie zwierzęta. Tak, tak facet który był dopakowany, i lał innych w munglolsich walkach, był wrażliwy nie tylko na cierpienie innych ludzi, lecz także i zwierząt. Tristan nie skomentował tego, o zrzucaniu z siebie ubrań, chyba nie powinien tego robić. Odszedł i wziął swoją koszulę, po czym założył ją, lecz nie zapinał. Dlaczego? Nadal czuł w sobie ciepło od dziewczyny, to coś co należy do tematu, nie wytłumaczalnych zdarzeń. - Gdzie chcesz iść?
Wiecie w obecnej sytuacji to MUSI skończyć z narkotykami. Nie ze względów zdrowotnych, moralnych czy chociażby na Tristana. Musi, bo najzwyczajniej w świecie nie ma czego brać. No cóż, zapewne gdyby się postarała to cośtam by zdobyła, ale nawet jeśli to za pomocą pieniędzy. PIEDZNIĘDZY. A przecież jest spłukana! Ludzie w szkole dorabiają sobie na korepetycjach, a czego ona ma niby uczyć? Ze wszystkich przedmiotów jest prawie identycznie kiepska. Hmm... Mogłaby brać opłaty od trzecioklasistów za sprowadzanie ich na imprezy... Nie, nie... to niemoralne i takie tam. Chociaż ona w ich wieku... - Bo wiesz, jakbyś chciał, to możemy się umówić. W sensie, że na korepetycje. Jestem mocno do tyłu. Właściwie to ze wszystkim, ale z zaklęciami chyba najbardziej. Dobra, powiecie, że zaklęcia to nic trudnego. Formułka i tyle. No ale po pierwsze to zaklęć jest od groma, a jej się nie chce jakoś spamiętać, a po drugie to nawet jak się tej formułki w końcu nauczy to i tak jej nie wychodzi. Albo wychodzi ale zupełnie co innego... O, właśnie, lepiej jej nie prosić o żadne zaklęcia leczące... - Myślałam o jakimś barze, ale wolałabym już wrócić do zamku, wiesz... obiad mnie ominął i muszę zajść jeszcze do kuchni. - Taka rada, jak Hera jest głodna, po prostu dajcie jej jeść. Jak na kogoś tak chudego je naprawdę dużo. Nie wliczając samych słodyczy...
Tristan spojrzał się na dziewczyna, i nie było co ukrywać że chuda to ona jest. Chociaż też nie było co dramatyzować, Tristan widział już chudsze od niej, ale mniejsza o to. - Tak więc, chyba najlepiej będzie, jak najpierw pójdziemy do kuchni. Chyba że wolisz iść sama?- Zapytał obserwując dziewczynę. Było w niej coś takiego, dziwnego. Coś co powinno odpychać, a Tristana przyciąga. Co to było? Nie chodziło tutaj, o to że dziewczyna łamała wszelkie punkty regulaminu i że ćpała, zaś Tristan, był chodzącym wzorem ucznia. Tak był, za życia jego ojca, teraz mu już nie zależy, chociaż tak naprawdę to nigdy mu nie zależało. Jednak, nie przeczył, że tego i owego zdążył się nauczyć. I wcale nie żałował, tego że nie ćpał, wręcz odwrotnie! No ale wracając, do wątku głównego. Mimo że ta dwójka to całkowite przeciwieństwo siebie, to Tristana coś do niej przyciągało. Mówi się że przeciwieństwa się przyciągają. Tristan ponownie podszedł do dziewczyny, czekając na jej reakcje. W między czasie, zapinając kilka guzików, swojej koszuli. Faktycznie gdyby ktoś to zobaczył, to cholera wie co by sobie pomyślał. Najciekawsze było by tłumaczenie "Nie to nie tak, ja się tylko chciałem utopić!" Tristan roześmiał się. Był to zwykły, wesoły, spontaniczny śmiech. Tak, nawet taki sztywniak jak on, czasami bywa spotaniczny.
- Nie, nie, chodź. - uśmiechnęła się do niego promiennie i pociągnęła go do siebie za rękę. - Gdy skrzaty w końcu się na mnie wkurzą, że zjadłam im połowę zapasów i będą chciały mnie zabić, to będziesz moim świadkiem. Wiecie, Hera zazwyczaj kręci się wokół ludzi, którzy są podobni do niej. Oni mają swoje nałogi, ona swoje i nikomu z nich to nie przeszkadza. Nikt nie próbuje tego zmienić, bo wtedy ktoś mógłby zająć się ich 'problemem", a przecież nikt z nich tego oczywiście nie chce. Ktoś kto nigdy nie był od niczego uzależniony nie wie jak to jest. Nawet gdy jest się świadomym, że powinno się z ty skończyć to wymyśla się tysiąc argumentów, że jednak to nic złego. No i żeby już nie przedłużać, to skrócę i powiem, że zaciągnęła go do tej kuchni. Chyba powinna częściej chodzić na spacery, zawsze jak gdzieś wyjdzie to spotyka kogoś fajnego. Ale jest jeden minus... Trzeba się ruszać. Ludzie powinni ją ciągle nosić na rękach, o! Tyle razy już to mówiłam, a zaledwie dwie osoby się do tego zastosowały, no...
Tristan przyciągnięty przez nią i do niej, spojrzał jej w oczy. Prawda, ktoś kto nie był uzależniony, nie wie jak to jest. I taka osoba prędzej, pomoże wyjść z uzależnienia. Każdy potrzebuje swojej grupy wsparcia, bo bez niej jest bardzo ciężko. Tristan uśmiechnął się, i poszedł razem z dziewczyną do kuchni. Po drodze zastanawiając się, co z tego wszystkiego będzie. Chodziło mu o to, czy zdoła jej pomóc, w co zaczynał wątpić. Mimo wszystko nie zamierzał się poddawać. Na jego korzyść, działało bardzo wiele okoliczności. Lecz prędzej, czy później dojdzie do tego, że ktoś zaproponuje jej narkotyki. I pytanie brzmi co w tedy, ona zrobi? Tristan zdawał sobie z tego sprawę, i znał odpowiedź na to pytanie, to go najbardziej smuciło. Gdyby tylko mógł znaleźć jakieś rozwiązanie. Lecz Tristan nie byłby sobą, gdyby tego rozwiązanie nie szukał, i chociaż to mogło trwać w nieskończoność, i mogła to być walka z wiatrakami. To i tak Tristan podejmie tę walkę.
Z nudów Warsaw udał się na łąkę podmostem wiszącym. Rozmyślał tam o wszystkim, dosłowni wszystkim, np. o tym czy zakładać rodzine, gdzie mógłby pracować, itp. Naszczęście wziął swoją ulubioną gumę do żucia, dzięki czemu mógł poczuć smak mięty w ustach. Wpatrywał się w piękno przyrody tak przez dłuższy okres czasu. Westchnął po 15 minutach i rzekł do siebie: - Ile jeszcze tego trzeba przejść w życiu, aby zostać kimś, kim się chce być?
Co za w ogóle głupi miesiąc, ten kwiecień! Pogoda jakaś taka naprzemienna, ludność kujonowata. Wszyscy zwęszyli egzaminy i lecą do książek. A kto dotrzyma towarzystwa Naomi? Zirytowana tą pustką i brakiem zainteresowania własną osobą postanowiła się przejść. Oczywiście po pięciu minutach na błoniach klęła w myślach własną głupotę. Ani ciepło, ani ładnie, szpilki się w błocie zapadają. Masakura. Dotarła tak mamrocząc pod nosem aż pod most.. Wpatrując się w swoje niebotycznie brudne buty usłyszała pytanie retoryczne padające z ust jakiegoś chłopaka. Nieznajomego. Tak, tyle wiedziała zanim nie podniosła głowy. Gdy już to zrobiła, miała ochotę natychmiast odwrócić się na pięcie i zwiać, lecz właśnie natchnęło ją wielką pewnością siebie i serdecznością. Może to skutek niespotykanej samotności, nie wiem. - Ty, stary, ja ci na to nie odpowiem. Ale hm, mogę na przykład dotrzymać ci towarzystwa. - zaproponowała uśmiechając się uroczo i zbliżając powolutku. - Naomi Young, krukońska studentka - podała rączkę machając rzęsami. Hihi, może być zabawnie!
W sumie to Gilbert aż tak się nie nudził, ale pospacerować nie zaszkodzi, prawda? Zdrowe i świeże powietrze, te sprawy. Trzeba czasem poodychać czymś innym niż papierosowym dymem. Poza tym, liczył że wreszcie uwolni się od swojego nudnego towarzystwa. Z kim to on się w ogóle ostatnio widział? Ah no tak. Sam plebs. Najpierw jego dziewczyna, Szarlotka. Ileż można? A potem ten dziki, arystokratyczny melanż i jego randka z Dexterem. Ależ żałował, że jego gryfoniasty ziomek tak szybko się zmył. No i tamta laseczka. Ah, jak szkoda, że ją wyprowadzili. Od tamtego dnia nie mógł jej odnaleźć, chodził taki smutny i rozważał rzucenie się z krawężnika wykrzykując jej imię którego nie znał. - Zależy kim się chce być! Jak chcesz być rozprawiczonym zgwałconym to niewiele, tu często chadzają ekshibicjonistki - Gilbert bezczelnie wtrącił się w zdanie puchona, poprawił swój płaszczyk.. Ej no co? Było zimno. Nic nie szkodzi, że miał gołe nogi. Było je widać tylko od kolan, na pewno miał krótkie spodenki, o. Przeniósł swoje spojrzenie na NIEZBYT atrakcyjną niewiastę. Ty wiesz, ze oni sie chyba nawet znali? Nieważne. Obrzucił ją tylko pogardliwym spojrzeniem, co się będzie z plebsem witać i znów poprawił płaszczyk.
Och, strasznie dawno nie wychodziła. Przeokropnie się zasiedziała w zamku, uciekając przed mrozem, deszczem i innymi niedobrymi zjawiskami. W zamku było cieplusio, sucho i przytulnie. Ale ile można siedzieć na tyłku i nic nie robić? W jej przypadku bardzo krótko, a nawet krócej, że tak poetycko rzeknę. Tak więc Kortni w końcu wystawiła nos zza murów szkoły a wraz z nosem całą resztę swojego szanownego ciałka. Ruszyła w bliżej nieokreślonym kierunku, aż wreszcie dotarła do łąki podmostem, na której kiedyś bardzo często przebywała. Było w niej coś magicznego i magnetycznego. No i mało kto tu bywał. A tak przynajmniej było kiedyś, bo dzisiaj spotkała tam aż trzech uczniów Hogwartu. Emejzing, naprawdę. Jeden z nich był nawet bardzo przystojnym mężczyzną i nie mówię tu o Gilbercie oczywiście. - Przyznaj się, Slone, sam najchętniej byś go takim uczynił. - Uśmiechnęła się asymetrycznie, podchodząc do grupki. Obrzuciła drugiego chłopaka przeciągłym spojrzeniem i mrugnęła do niego. - Jestem Courtney. - Wyciągnęła w jego kierunku rękę, uśmiechając się przyjaźnie. - I też chciałabym znać odpowiedź na to pytanie, wierz mi.
Nie no, po prostu rzal, bul i rock'n'roll, ale nikt dla Peośki nie miał czasu w tym zamku! Co z tego, że Peoni odkładała odpisanie siostrze i Kortni na listy, powinny zabiegać o jej towarzystwo, a nie, kurna. A Peoni z nudów zrobiła sobie na szydełku szalik. Taki super mega, czerwony, z frędzlami i pięciometrowy. I co z tego, że w międzyczasie zima przeszła, Piwka i tak się nim obkręciła. Potykając się o dwie kwieciste spódnice, które szałowo wyglądały połączone ze sobą, irytując się na obijające się o kolana drewniane korale, ruszyła na błonia topić marzannę w jeziorze. Co z tego, że nie w porę. Była piękna, to się liczy. Miała rude włosy i twarz Dextera Vanberga wyciętą z magicznego magazynu muzycznego. W dodatku to zdjęcie puszczało oczko, heh. Cudo, no. W drodze nad jezioro Piwce się jednak trochę zbłądziło i jakoś tak wylądowała na polance podmostem wiszącym. A to heca! - Czy ja słyszałam coś o gwałcie o cześć Kortni stary capie? - zapytała, podchodząc do grupki uczniów otaczających szaleńczo przystojnego chłopaka, w którym Piwka się potajemnie kochała od bardzo dawna. Warsaw się chyba nazywał. No nie wiedziała, to była miłość od pierwszego wejrzenia, nie rozmawiała z nim nigdy.
Warsaw spostrzegając Naomi odpowiedział jej następująco: -A kto zna na takie pytanie odpowiedź, a pozatym jestem Warsaw, przeciętny student jakich wielu i jeśli chcesz to możesz tu zostać - powiedział to jakby byl jakimś guru. Po paru sekundach wiciągnął dłoń, aby uścisnąć jej małą zgrabną rączke i wpatrując się w jej piękne oczy. Po tej paru minutach usłyszał głos Gilberta ze Slytherinu, w tej chwili Warsaw zarzucił wzrok na niego, patrząc na jego przepych mówiąc mu: - Ja się ich nie boje. Umiem się obronić - mówiąc ostatnie zdanie wyjął pistolet do asg z zasilaniem elektrycznym. Po chcwili strzelił ze swojej broni w odległą przestrzeń nieba. Nastała niezręczna chwila ciszy, aż piękna gryfonka o imieniu Courtney przyszła i odezwała się. Gdy ona mówiła Warsaw zapomniał na chwile o wszystkim i podziwiał jej urode. Poczym rzekł: - J-jestem Warsaw - ściskając jej dłoń (oczywiście lekko) na powitanie, mogło się wydawać to dziwne, ale Warsaw już tak ma przy pięknych dziewczynach. Nagle z nikąd przyszła koleżnaka Warsawa, jeśli niemylić się to na imię jej jest Peony. - Peony, powiem tyle że wyobraźnia Gilberta chyba niema granic. - Nagle nastała niezręczna cisza.
O jejku, jejku. Ale się nagle ludzi pozłaziło. Aż mu się chłodno zrobiło w tym płaszczyku który miał na sobie. Nic dziwnego, ze wykrzywił mordkę w grymasie i tupnął nogą (odzianą w cytrynowego trampka, serdecznie pozdrawiam, he he he ) niezadowolony kiedy doszła ostatnia niewiasta. No własnie. Doszła. To on miał tutaj dochodzić, a nie jakieś panienki! Jakoś, by ścierpiał Kortni, bo to w sumie jego ziomalka i całkiem fajna dupcia, ale po co komu reszta? Kurcze, bardzo niefajnie. Będzie musiał to jakoś przecierpieć, a potem utopić je wszystkie w kałuży czy gdzieś tam. Przypatrywał się z zachwytem zdolnością Warsawa. Miał jakieś tajemne urządzienie, które wyglądało na mugolskie. Jakby chodziło na baterie! A mimo to działało na terenie zamku. Moc puchona była tak niesamowicie przechuj, że aż brak mu słów. Nic dziwnego, że szybko zakrył łapkami swój PRZEPYCH i spojrzał niepewnie na guziczki od płaszcza w tamtym miejscu. No puchon tak mu zlustrował to miejsce, że o jejku - Ojacie, Warsaw co to diabelskie wynalazki? - W moich snach wciąż Warszawa i do grosza wciaż grosz nucił sobie w myslach przypatrując mu się z wielkiem zainteresowaniem. Jakim chujem on zagarnął te wszystkie dupcie ja się pytam? - Będziemy gwałcić Warsawa - Szepnął do ucha krukonce zwanej Peony Femke van Zephyr starając się zrobić to tak żeby nie usłyszał tego nikt nie porządny. Ukradkiem jeszcze posłał kciuk w górę w stronę gryfonki. Lubiła to, he he.
O boże, o matko, o Chryste! Piwonia! To ona… żyje? Nie odpisywała jej na listy! Nie odzywała się do niej! Nic! Ani słowa! Oj nie, tak się nie robi. Zdecydowanie. Odwróciła się ostentacyjnie do niej plecami, prychając niczym rozjuszona kotka. Ot, foch. Powinna gdzieś jeszcze grać melodyjka, ale tej niestety nie było. No nic, jakoś przeżyjemy. Oczywiście, przez cały ten czas nie traciła ani na trochę powabu i uroku, no skąd. Wyglądała nawet słodko. W pewien sposób. I w ogóle to trochę zazdrościła Gilbertowi, że Warszaw spojrzał na jego przepych, a jej tak pozostawił samemu sobie, smutne no! Ale co zrobić. Widocznie ten jej nie dorastał gilbertowemu do pięt. Ojaa… ale ten Warsaw był niesamowity! Nosił w kieszeniach pistolety! Mru, lubiła takich bad bojków, przyprawiali ją o palpitację serca! Ale opanowała się trochę przed zejściem na miejscu z zachwytu, bo to byłoby trochę dziwne i pewnie już zupełnie straciłaby szanse o Puchona. - Miło mi cię poznać. – Przytrzymała jego rękę trochę dłużej, patrząc mu prostu w oczy, po czym uśmiechnęła się porozumiewawczo do Gilberta, który właśnie pokazywał jej uniesione kciuki. Oj tak, lubiła to. Bardzo. Hehe.
Warsaw dziwiąc się nad pytaniem Gilberta zastanawiał się lugo nad odpowiedzią, by on to zrozumiał. Trwało to długo, ale wymyślił coś co może każdy zrozumieć. Nagle Warsaw wyjął swój pistolet i powiedział: - To mugolski sprzęt do ich ASG, który sam przerobiłem, aby działał na terenie Hogwartu. Ładuje jego baterie co 48 godzin poprzez zaklęcie Impervius, które popycha wiatraczek, a ruch wiatraczka daje prąd do baterii, które później daje do akumulatorka. Jedna bateria tak ładowana wystarczy na 1 godzine i 30 minut ciągłego ognia. - mówiąc to Warsaw troche spochmurniał (baterie właśnie też musiały zostać przerobione w składzie chemicznym aby utrzymały energie elektryczną). Po chwili przyszła jakaś myśl Warsawowi do głowy. -Orchideus - powiedział Warsaw, nagle pojawił się bukiet kwiatów - to dla ciebie. - powiedział do Courtney.
Pewnego dnia postanowiłem się zrelaksować. Wyjąłem dwie butelki piwa. Następnie założyłem bluzę i schowałem moje eliksiry mocy. Teraz musiałem znaleźć miejsce na spożycie. Przez chwilę analizowałem różne miejsca. Wypadło na łąkę podmostem. Szybko wybiegłem z zamku i ruszyłem ku łące. Gdy dobiegałem na miejsce zatrzymałem się i otworzyłem butelkę. Wziąłem dwa łyki i zobaczyłem grupkę ludzi. -A co tak będę sam siedział.- Pomyślałem i ruszyłem do nich. Za uwarzyłem mojego znajomego Warsawa. -Witajcie wszyscy!- Krzyknąłem i upiłem łyk z butelki.
Ale się robiło miło, o jejku jejku. Oczywiście dla każdego innego poza Gilbertem. Smutno mu się zrobiło, że puchon tak długo myslał nad odpowiedzią jakby uznał Gilberta za jakiegoś niedorozwoja. No dobra, może Slone nie należał do najbardziej inteligentnych ludzi na świecie, ale nie przesadzajmy! Oczywiście słowa Warasawa spijał z jego ust jak pojebany. Jego oczęta robiły się coraz większe, usiadł w koncu obok niego, biorąc go od drugiej strony niż Kortni, he he he. - Oh ty spryciarzu, ty ty - Uśmiechnął się uderzając go swą męską piąstką w ramie. Warsaw coraz bardziej imponował Gilbertwoi, trzeba mu to przyznać. I jeszcze te kwiaty które dał gryfonce! Slizgon tylko spuścił smętnie głowę patrząc na swoje ręce, w których nie znalazł się nawet złamany płatek. Postanowił nie zwracać uwagi na nowo przybyłego i cierpieć w samotności.
Spojrzała świecącymi oczkami na Warsawa. Och, jakiż on był mądry! Jakiż elokwentny! Cholera, aż jej się ciepło zrobiło na sercu, że tacy ludzie jeszcze chodzą po świecie. Była nim oczarowana! Całkowicie. Na miejscu Gilberta poszłaby się gdzieś schować, utopić albo coś, bo stanowił naprawdę kiepski obraz w porównaniu z Puchonem. Ani kwiatka nie da, ani nic mądrego nie powie. Tylko pieprzyć się umie! Co właściwie też się ceni, ale no. A propo kwiatków! - Ojej, dziękuję! – Wykrzyknęła uradowana na widok bukietu i ucałowawszy Warszawa w policzek, odebrała z jego rąk kwiaty. Co za romantyk… niesamowite! Myślała, że poza Boriskiem wszyscy już wyginęli! A żeby Gilbercikowi nie było smutno, włożyła mu za uszko jednego tulipanka czy co to tam było i poklepała go po główce. Nie chciała mu mówić, że powinien się uczyć od panicza Sarutobiego, ale Ślizgon sam chyba to stwierdził. - A więc, Warsaw… skąd jesteś? Masz bardzo ciekawe imię. – Usiadła koło niego i niby przypadkiem przejechała dłonią po jego nodze. Ach no! Trzeba przyznać, działał na nią jak magnez!