Aby się tutaj dostać trzeba zejść po bardzo stromych schodkach. W tym miejscu zazwyczaj uczniowie popalają albo przesiadują na starej przekrzywionej ławce. Miejsce to nie jest ani atrakcyjne ani bezpieczne - wystarczy nieuważny krok, a wpadniesz do wody, bowiem dociera tu brzeg szkolnego jeziora.
A nie? Weźmy taki wielki blok lodu jak Alexander i taki płomień jak Andrea. I teraz zrzućmy ten blok lodu na ten płomień. Wydaje mi się, że ten płomyk zgaśnie tak szybko jak ludzie będą uciekać z USA po wyborze Trumpa na prezydenta. Chłopak obrzucił ją spojrzeniem i jego uwagę przyciąga jej gęsia skórka. Oho. Chyba znalazł jej słaby punkt. Znowu uśmiechnął się zadziornie i nie bardzo słuchając tego co dziewczyna mówi po prostu polizał ją znowu po szyi i zaczął tam lekko całować, a następnie lekko przygryzać jej skórę. Po chwili wyprostował się, oblizując wargi, tak żeby to widziała i spojrzał na nią, próbując odgadnąć co ona teraz zrobi. Przełknął ślinę, robiąc mały krok w tył, alby móc ją lepiej widzieć. -No cóż... Szczerze to miałem. Nie za dużo... Wzdrygnął się i urwał, gdy dziewczyna wsunęła mu dłonie pod koszulkę. Nie było w sumie nawet tak źle, ale nie spodziewał się tego i tyle. Miała trochę chłodne dłonie. Przez myśl przeszło mu, żeby je jej połamać, ale do tego jeszcze dojdzie. Na razie pozwoli jej na dotykanie go. Niech się nacieszy swoimi rękoma.
Nie ruszyła dłońmi. Wciąż trzymała je w tym samym miejscu, co wcześniej, przypatrując się z dołu jego twarzy. Był przystojny, tego nie mogła mu odmówić i sama przed sobą musiała przyznać, że nawet jej się podobał. Uśmiechnęła się lekko słysząc jego odpowiedź. - Dlaczego w takim razie boisz się dotyku? Dotyku delikatnych, kobiecych dłoni? Nie chcę ci zrobić krzywdy, masz naprawdę przyjemną skórę - jednocześnie cofnęła dłonie, wsuwając je do kieszeni bluzy. - Ach, no i brzuch też jest niezły - od męskich brzuchów bardziej interesowały ją męskie pośladki, taki fetysz. Na koniec wzięła jego dłoń i nie oczekując żadnego sprzeciwu czy przyzwolenia wsunęła pod swoją bluzę. Niech będzie, skoro ona mogła, to niech i on bezkarnie ją podotyka. Teraz to ona igrała z ogniem, mała zmiana ról.
Zadrżał lekko, gdy dziewczyna trzymała tak dłonie. Sam nie wiedział co powinien zrobić, gdy je zabrała. Przestąpił niespokojnie z nogi na nogę i spojrzał nią niepewnie. -Dotyk oznacza przywiązanie. Boję się przywiązania. No i bólu. Wzruszył ramionami, jakby chciał powiedzieć, że to całkiem normalne i każdy ma takie upośledzenia do dotyku, co on sam. Zrobił więc krok do przodu i już on miał się odwdzięczyć i coś zrobić, kiedy dziewczyna chwyciła jego dłoń i włożyła pod swoją koszulkę. Sam nie wiedział co ma teraz zrobić, więc zaczął lekko błądzić palcami po jej skórze, jakby badając ją powoli. Dojechał aż do jej stanika, ścisnął tam dłoń i wyciągnął ją, wkładając dłonie do kieszeni. A jeśli chodzi o jego pośladki to nie były najgorsze. Może powiedzieć, że zahaczały o idealne. Heh. -No... Zacnie. Wymamrotał cicho, lekko się rumieniąc. No w końcu zrobił co zrobił. Każdy facet na jego miejscu poczułby się skrępowany. No chyba, że to jakiś casanova, więc nie. I psychopata też nie. -Dziękuję. Chcesz podotykać go jeszcze?
Podotykać chciała, ale słysząc dwuznaczną w jej mniemaniu propozycję, uśmiechnęła się wyraźnie rozbawiona i jednocześnie zaciekawiona. Nie odpuściłaby sobie takiej okazji! Póki co jednak trzymała rączki przy sobie. - Czekaj, czekaj... co masz na myśli, mówiąc GO? - uniosła wymownie jedną brew ku górze kierując wzrok w wiadomą okolicę męskiego ciała. Podobno głodnemu chleb na myśli a ona akurat była bardzo głodna, zwłaszcza, że dawno nie miała okazji do TAKICH rzeczy. - Bo wiesz... ja mogę, ale nie bardzo wiem, czy mówimy o tym samym - odsunęła się krok do tyłu, spoglądając z diabelskimi ognikami w oczach na Alexandra. Speszył się biedaczyna, a ona nie miała serca w dniu dzisiejszym już mu dokuczać. - A nie połamiesz mi palców? - spytała w końcu z trudem siląc się na powagę. Skoro uciekał przy dotykaniu pleców, obawiała się, że gdyby tylko zrealizowała tą dwuznaczną propozycję i odarłaby go z resztek tajemniczości i "pierwszego razu", to już dawno leżałaby w świeżym grobie na cmentarzu. Bo tak, opanowała myślenie Ślizgona i tera wiedziała, że kiedy ten tylko spanikuje, może zrobić jej nieświadomie krzywdę. O świadome działanie w afekcie raczej go nie podejrzewała. Chyba. - Dotyk nie zawsze oznacza przywiązanie. Nie jeśli nie czujesz niczego do danej osoby, a do mnie nic nie czujesz, bo dopiero pierwszy raz w życiu rozmawiamy ze sobą dłużej niż dwie minuty. Jeśli chcesz, możemy spróbować znowu. Jeśli nie uciekniesz tym razem - spojrzała na niego, mówiąc zupełnie szczerze. Zastanawiała się jak chłopak poradzi sobie później, na studiach chociażby, skoro już teraz miał takie problemy. Ona też je miała, ale poradziła sobie z nimi sama. Teraz funkcjonuje prawie normalnie, poza tym, że czasem nie zachowywała się normalnie. - Druga taka okazja może ci się nie nadarzyć.
Dziewczyna chyba posuwała się trochę za daleko, nie uważacie? Najpierw robiła to co chciała, potem dokuczała mu, a teraz jeszcze się z niego śmiała? Tak nie może być, więc chłopak przyjął pozycję obronną. Teraz to on stał się ogniem. Zrobił do dziewczyny powolny krok, jakby od niechcenia, choć w jego oczach czaiła się złość. Wpatrywał się w nią swoimi oczami, jakby chciał ją tam utopić. -Czy ty, Kocie, myślisz, że jestem jakimś lalusiem, z którym łatwo idzie się zabawić? A może myślisz, że możesz się ze mną zabawić? Zaśmiał się cicho, patrząc na nią, co jakiś czas zaciskając pięści. Czuł jakby ktoś wstrzyknął mu kofeinę dożylnie. Rozsadzała go energia, którą musiał jakąś spożytkować. Spojrzał na jej usta i uśmiechnął się lekko sam do siebie. -Więc może to ja zabawię się Tobą...? - przekrzywił głowę na lewą stronę, patrząc jej w oczy i bez czekania na jej odpowiedź po prostu wpił się w jej usta. Wiedział, że dziewczyna może go zaatakować, ale nic sobie z tego nie zrobił. Delikatnie przygryzł wargę kobiety i przeniósł swojej usta na jej szyję. Dał się ponieść instynktom, co raczej mu się opłaciło, bo jego usta, język i zęby działały cuda na jej skórze. Można by rzec, że chłopak wyłączył w tym momencie myślenie. Po prostu czuł pożądanie i wściekłość. Zamierzał to spożytkować właśnie w ten sposób. Żeby było ciekawiej, to przycisnął ją do siebie, aby nie mogła nic zrobić. Nie miała nawet miejsca, aby uderzyć go z kolanka, więc poczuł się bezpieczniej. Została jej jeszcze różdżka, ale nią bym się nie przejmował, bo ręce dziewczyny były unieruchomione.
Z tobą? Bardziej tobą... pomyślała i na szczęście w ostatniej chwili ugryzła się w język, by nie powiedzieć tego na głos. - Dobrze, dobrze... - westchnęła cichutko pod nosem, krzyżując ręce za plecami (jak na prawdziwego gracza przystało skrzyżowała nawet dwa paluszki, środkowy i wskazujący, co oznaczało czysty blef) a potem w ciszy przypatrzyła się Ślizgonowi, który najwidoczniej już miał jej po dziurki w nosie. Wyglądała teraz tak niewinnie, tak uroczo z wielkimi oczami jak mały Bambi, że mogłoby się wydawać, że role w tej sytuacji się odwróciły. Może na chwilę pozwoliła poczuć chłopakowi, że ma władzę, bo przecież władza była bardzo pociągającym i pożądanym uczuciem a chyba nic bardziej nie podniecało facetów, niż względne poczucie władzy nad kobietą... tymczasem ona bawiła się dalej w swoją chorą gierkę, oczekując dalszego rozwoju wydarzeń lub zwieńczenia akcji - sama nie mogła na ten moment wyczuć co będzie dalej. Milczenie w jej przypadku było chyba bardziej denerwujące, aniżeli czas, w którym otwierała buźkę, dlatego posłała Alexandrowi uśmiech na miarę pokerzysty. Chciał się bawić? W porządku. Nie odzywając się dalej stała w miejscu i kiedy tylko Ślizgon do niej podszedł, złapał ją i zaczął całować, nie stawiała oporu. Nie musiał jej trzymać, nie planowała mu zrobić krzywdy w postaci kopniaka prosto w krocze czy rzucenia w niego drętwotą z ukrycia. Odwzajemniała pocałunki, dłonie umiejscawiając na jego pośladkach. No, miał rację. - Fajna pupa - wymruczała mu do ucha a potem przygryzła lekko swoją dolną wargę, patrząc, czy to zauważył. Sęk w tym, że Angielka umiała grać ciałem i słowem, w końcu tyle lat kłamała... gdy wyczuła, że uścisk Ślizgona się poluzował, bez większego namysłu pociągnęła go na ziemię. Tym razem to ona była u góry. Nachylając się zdążyła zahaczyć ustami o jego policzek, ucho, by potem przejść na szyję. Dłonie zaciskała na przegubach jego rąk, jednocześnie przytwierdzając je do ziemi. Nagle podniosła się do pozycji stojącej. - Do zobaczenia, żołnierzyku - nie wiedziała czemu go tak nazwała, ale nie ociągając się zrobiła zwrot na pięcie i ruszyła do zamku. Już się troszkę znudziła.
Ostatnie dni były dość szalone. Dlatego cieszyła się niezmiernie, kiedy okazało się, że @Marcellus Butler znajdzie dla niej czas. Potrzebowała kogoś, kto był kimś stałym. Kto by pomyślał, że ślizgon i gryfonka. Jednak dla niej to nie miało znaczenia Chciała choć odrobinę stabilizacji. W końcu prócz niego, właściwie nie miała się do kogo zwrócić. Niebo wisiało bardzo nisko tego dnia. Brakowało jej lata i słonecznych dni. Tak, do tego tęskniła najbardziej. Chłodny wiatr targał moje włosy, kiedy spojrzałam na zegarek. Jak zwykle się spóźniał. Typowe. Taki już był. Chyba jeszcze ani razu nie przyszedł na spotkanie o czasie. Oczywiście pojawiał się zawsze, kiedy go potrzebowała, ale nigdy na czas. Cóż trzeba było się do tego przyzwyczaić. Właściwie to mogła zaproponować jakieś inne miejsce. Gdzieś w zamku. Gdzieś, gdzie było ciepło. Ale nie. Lepiej było zostawić miejsce tego gbura. Ochrzani go, jak tylko się pojawi. Z oddali doszedł do cichy odgłos deptanego szronu, co wywoływało ciarki. Odwróciła się i skarciła nadchodzącego ślizgona wzrokiem. Właściwie mogła to zrobić tylko z odległości. Kiedy tylko podszedł musiała zadzierać głowę, a to psuło efekt. - Mam nadzieję, że masz dobre wytłumaczenie swojego spóźnienia. I olewania mnie. I wybrania tego miejsca. Chyba jesteś świadomy, że marzłam. - wyrzuciła z siebie oskarżycielskim tonem, po czy ściągnęła jedną z rękawiczek i uderzyła go nią w ramię. - Nie mniej jednak cieszę się, że jesteś. Ile by nie mówić, nie potrafiła się na niego gniewać, dlatego zaraz po tym, przytuliła się do niego. - Nie znikaj więcej na tak długo. - odsunęła się kawałek, żeby na niego spojrzeć. - Mam ci tyle do opowiedzenia! - pisnęła uradowana, uśmiechając się szeroko.
Nawet, jeżeli był zabiegany, to dla Eris zawsze znalazł czas. Zwłaszcza, że rzeczywiście dawno się nie widzieli. Za bardzo zajął się swoimi sprawami, a z nią utrzymywał kontakt przeważnie listowny. Stąd zawsze wiedział, kiedy wpakowała się kłopoty, których ostatnio było aż nad to. Jednak ostatni list go zaniepokoił. Skoro nie mogli rozwiązać czegoś listownie, to musiała to być poważna sprawa. Inaczej nie nalegałaby tak na spotkanie. Oczywiście na spotkanie wyszedł już spóźniony. Nawet jak nie chciał się spóźnić, to tak jakoś wychodziło, że czas leciał szybciej i chcąc nie chcąc przychodził po czasie. Ubrał się ciepło, ale to i tak nie pomagało w zmaganiach z lodowatym wiatrem. Naciągnął płaszcz szczelniej i schował dłonie do kieszeni. Już z daleka widział jej sylwetkę, czekała już zniecierpliwiona. Właściwie to jej się nie dziwił. Już słyszał to oburzenie. Zawsze się unosiła, kiedy się spóźniał, ale na szczęście nie trwało to długo. - Też się cieszę, że cię widzę. – uśmiechnął się szeroko, po czym zobaczył jak uderza go w ramię. Tak, zobaczył. W końcu nie miał nawet jak poczuć. Płaszcz i sweter pod spodem skutecznie zniwelowały ten jakże precyzyjny cios. – To bolało. – chwycił się za ramię i zrobił minę szczeniaka. – Też się cieszę, że cię widzę. Ile by o nim nie mówić, to na spotkania z gryfoneczką zawsze się cieszył. Kiedy się przytuliła, od razu ją przygarnął do siebie. - Doskonale wiesz, że to nie było zaplanowane. – uniósł ręce w obronnym geście. Objął ją ramieniem i poprowadził do zamku. – Zaraz mi wszystko opowiesz, tylko nie tutaj, bo się jeszcze rozchorujesz.
Niewiele osób wiedziało o tym miejscu, ale do ich grona na pewno zaliczała się @Billie S. Park, która jako artystka bardzo ceniła łąkę pod wiszącym mostem. Widok jeziora i nieba pełnego chmur zawsze bardzo jej się podobał i inspirował ją. Tego dnia postanowiła go w końcu namalować, wobec czego wyciągnęła swoje artystyczne przybory do malowania i ruszyła do celu. Rozstawiwszy wszystko, co potrzebowała, zaczęła uwieczniać widziany krajobraz. Wraz z mijającymi minutami niebo robiło się coraz ciemniejsze, a chmury gęstniały, zwiastując deszcz. Billie zorientowała się, że zbliża się ulewa dopiero wtedy, gdy pierwsza kropla upadła na jej dzieło. Niestety nie było zbyt dużo czasu, by ewakuować się z łąki z całym tym ekwipunkiem, więc jedyne, co zdążyła zrobić, to wsadzić wszystko głębiej pod most, by uchronić obraz (oraz samą siebie) przed deszczem. Grube krople zaczęły spadać z nieba i w zaskakująco szybkim tempie z mżawki zrobiła się prawdziwa ulewa! Billie miała duże szczęście, że znajdowała się w pobliżu jakiegoś "daszku". Niestety nie można było powiedzieć tego samego o błąkającym się w okolicy ścieżki @Monte Noir. Młody Ślizgon został złapany przez mocny deszcz w połowie swoich eksploracji, toteż zupełnie przemoczony przybiegł pod most, szukając schronienia. Jak potoczy się dalej spotkanie tej dwójki?
Billie była artystką, dlatego przez większość czasu pędziła po okolicach szkoły szukając odpowiedniej inspiracji. Każdy artysta miewał w życiu taki moment, że nie miał pojęcia co ze sobą zrobić. W jaki sposób wykorzystać swój talent, co stworzyć by być z tego wprawdzie zadowolonym. Tajka zdecydowała się na spacer zabierając ze sobą odpowiedni sprzęt. Nie był ciężki, poza tym zawsze może trafić na ładne miejsce. Zamiast desperacko szukać sposobów na powstrzymanie weny, można zacząć sunąć pędzlem czy ołówkiem po kartce papieru od razu. Rzeczywiście, podczas przechadzki trafiła z doskonale znane jej miejsce. Za często tu nie przebywała, ale w dniu dzisiejszym? Wszystko było tak piękne, że nie potrafiła się powstrzymać przed rozłożeniem sprzętu pod odpowiednim kątem. Już po chwili, zaczęła bardzo dokładnie odzwierciedlać piękno krajobrazu na papierze. Billie straciła poczucie czasu. Nim się obejrzała, na niebie zebrały się czarne chmury, a z krople deszczu zaczęły spadać na papier, rozmazując farbę. Blondynka spojrzała w niebo i czując kilka kolejnych kropel na policzkach szybko zebrała rzeczy, chowając je podmostem. Westchnęła sprawdzając czy wszystko zebrała, a gdy się upewniła - rozłożyła na ziemi koc na którym usiadła, wystawiając łapkę poza daszek. Rozpadało się mocno i nie zapowiadało się, żeby szybko ulewa przeszła. Tajka przyciągnęła kolana do klatki piersiowej, które zaraz objęła wpatrując się w czarne chmury. Dopiero z zamyślenia wyrwał ją szelest. Szelest trawy, ubrania, kilka westchnięć. Spojrzała za siebie, gdzie jej oczom ukazał się chłopak. Młody chłopak, pewnie kilak lat młodszy od niej. Na dodatek był cały przemoczony. Aż blondynka wstała, żeby otrzepać koc. - Zaskoczył Cię? - zapytała. Podchodząc kilka kroków do Montiego. - Jesteś cały mokry... - westchnęła cicho patrząc na niego i podała mu koc, wytrzepany, czysty a co najważniejsze - suchy.
Piękna pogoda podczas której młody Ślizgon wybrał się na beztroski spacerek, ani trochę nie wskazywała na zbliżającą się ulewę. Nieco zamyślony ostatnimi wydarzeniami, potrzebował odrobiny wytchnienia od szkoły. Nic nie szło po jego myśli i tylko niepotrzebnie się irytował. Nawet nie poczuł, gdy pierwsze krople wody zaczęły lecieć z nieba i rozbijać się o jego kark. Dopiero gdy deszcz rozpadał się w najlepsze, zrozumiał w jak bardzo złej sytuacji znowu się znalazł. Nie wiedział gdzie się udać, co ze sobą zrobić, wiec po prostu biegł przed siebie dalej i dalej. Szybko dostrzegł jakiś dach, a raczej most pod którym mógł się schować dopóki nie przestanie padać. Nieco zmęczony, szybko złapał oddech i wyciągnął różdżkę z kieszeni. Ostatnio chyba naprawdę nie był sobą, bo nawet nie dostrzegł siedzącej obok dziewczyny. -Tak. – mruknął zerkając na nią i delikatnie się uśmiechając. Przemoczony wyglądał fatalnie, chociaż płynąca w nim krew wilii nadawała mu nieco uroku. Machnął lekko różdżką i rzucił na siebie zaklęcie osuszające. Od razu poczuł się nieco lepiej, wyglądał również. Poprawił najpierw ubrania, później włosy i dokładnie przyjrzał się dziewczynie. Tak jak mu się wydawało, ani trochę nie kojarzył blondynki, ale to nawet i dobrze. Miał okazję poznać kogoś nowego, kogoś kto może jeszcze nie wiedział o nim tyle co wszyscy. -Monte jestem. – mruknął uśmiechając się dużo szerzej i kręcąc głową boki, odmawiając. Nie potrzebował kocyka, a przynajmniej potrafił dać sobie radę bez niego. Wciąż było mu nieco zimno, ale był przecież facetem, młodym ale jednak. Musiał, a raczej chciał pokazać się z jak najlepszej strony. -Urządzasz sobie piknik podmostem? – spytał nieco ironicznie, zerkając najpierw na jej rzeczy, później na pochmurne niebo. Pech chciał, że pogoda się obraziła. Tak to już jest z tą wiosną. Chmury burzowe wychodzą znikąd i leje przez kilkadziesiąt minut, ale przynajmniej ładny zapach unosił się w powietrzu.
No tak. Wiosna to pora roku, która zapewnia każdemu swojemu fanowi wiele niespodzianek. Bywają przypadki nawet obfitych opadów śniegu! Całe szczęście, w tym roku wiosna zapowiadała się całkiem spokojnie. No, może poza tym nagłym deszczem który zaskoczył jak widać nie tylko Tajkę, ale i młodszego kolegę, który pojawił się podmostem chwilę po niej. Dziewczyna musiała go zaczepić, bo skoro wylądowali tutaj razem, strasznie się rozpadało to jeszcze... brak rozmowy w takiej sytuacji nie byłby trochę taki, no... Niezręczny? Bo tak, czysto teoretycznie można sobie odpuścić jakiekolwiek słowa. Park jednak nie mogła a to dlatego, że lubiła raz na jakiś czas zaczepić kogoś obcego, by zacząć nową znajomość. Wpatrywała tak w niego swoje wręcz smoliste ślepia, uśmiechając się pod nosem. Przez chwilę nawet odczuła potrzebę zaopiekowania się przemoczonym chłopakiem. Wyglądał tak... beznadziejnie ale i rzeczywiście uroczo. Narzucenie mu koca na ramiona było kwestią czasu, nawet o sobie specjalnie nie pomyślała. Jej krótki rękaw, krótkie spodenki i zakolanówki póki co dostatecznie ogrzewały delikatną skórę dziewczyny przed nieco ochłodzonym w tym momencie powietrzem. - Billie. - przedstawiła się. Jej imię... Czemu jej imię musiało brzmieć tak męsko.. Chociaż czasem to zabawne, bo ludzie spodziewają się spotkać faceta, a tu? Tajka o ślicznej mordce i farbowanych na blond włoskach! - Dopiero co się poznaliśmy, więc możesz tego nie wiedzieć... ale dobrze będzie, jeśli Cię uświadomię. - zaczęła robiąc kolejny krok w jego stronę i go opatuliła kocem. - Jestem bardzo uparta. - uśmiechnęła się słodko, wracając na miejsce w którym była wcześniej. - Mnie również dopadł deszcz. Musiałam gdzieś schować rzeczy a tym samym siebie samą. - powiedziała, praktycznie rozbawiona. Rzeczywiście, w powietrzu unosił sie piękny, wiosenny zapach. To jej ulubiona pora roku, więc nic tylko się rozpływać!
-Czy to nie męskie imię? – spytał z delikatnym uśmiechem na twarzy. Głowę delikatnie przechylił na bok i przyjrzał się jej dokładnie od stóp, a po sam czubek głowy. Zdecydowanie wyglądała jak dziewczyna, a przynajmniej na to wskazywał jej ubiór oraz kobiece kształty. Nie chciał usłyszeć niczego innego. Nie byłaby to miła niespodzianka, a wręcz przeciwnie. Chyba czułby się dziwnie, bardzo dziwnie gdyby okazało się, że faktycznie jest chłopcem. Mimo wszystko, tolerancja trzynastolatka wciąż miała jakieś limity. Westchnął cicho, czując jak blondynka narzuciła na niego kocyk. Teraz już na pewno nie miał wątpliwości, była kobieta. Jak u większość starszych dziewczyny, u Billie też obudziła się potrzeba zaopiekowania Monte. Chłopak w głębi serca zadawał sobie pytanie – dlaczego? Zawsze tak było. Traktowano go jak małe dziecko, a przecież ten gówniarz powoli stawał się nastolatkiem, chętnym do odkrywania nowych doznań. -Ja też. – zaśmiał się cicho pod nosem. Ciekawe które z tej dwójki było bardziej uparte. Ślizgon miał w zwyczaju nie odpuszczać dopóki czegoś nie dostanie i zazwyczaj mu to wychodziło. -I nie jestem dzieckiem. - zdjął z siebie kocyki i jednym mocnym machnięciem rozłożył go na trawie. Nie chciał się rozsiadać na zimnej glebie i nie chciał też, by Billie to robiła. Usiadł sobie na skraju koca, poklepał miejsce obok siebie i uśmiechnął się do dziewczyny zachęcająco. -Jestem po prostu niski. – z jakiegoś powodu nie czuł potrzeby zdradzania swojego wieku. Nie chciał by blondynka uznała go za dzieciaka. Westchnął cicho pod nosem i zerknął na jej rzeczy. Chciał jakoś zacząć rozmowę, tylko nie wiedział w sumie od czego.
- Rzeczywiście, brzmi jak męskie i pewnie jest męskim. - powiedziała nieco zażenowana. Czemu rodzice tak bardzo ją skrzywdzili? Powinna szybko zmienić imię! W takim wypadku, Billie zostałoby jej przezwiskiem! Albo znaleźć dłuższy odpowiednik, od którego Billie zostałoby skrótem? Tyle możliwości na wyjście z tej sytuacji, ohh! Tylko odpowiednio to przemyśleć. - Jeżeli to niekomfortowe, możesz mi mówić Suni. Od mojego drugiego - tajskiego imienia, Sunisa. - dodała zaraz. W ten sposób będzie mu wygodniej? Bardzie komfortowo? I żeby nie miał żadnych wątpliwości to zaraz przyłożyła dłonie do swojej twarzy, żeby ją zaprezentować. Zatrzepotała powiekami i posłała mu uroczy uśmiech. - Jestem w 100% dziewczyną. Nawet w 200%. - zaśmiała się i przeczesała łapką swoje blond włosy. Odczuła taką potrzebę nie dlatego, że traktowała go jak dziecko. Wręcz przeciwnie. Nie chciała by zmarzł! O sobie to nie myślała, bo nie chciała, chciała tylko, żeby się nie pochorował... Chociaż opcja odwiedzin schorowanego chłopaka byłaby.... Nie. Nie. Nie. Nie powinna wychodzić tak daleko w przyszłość tym bardziej, że dopiero go poznała... Chociaż cieszyłaby się mogąc go odwiedzić i tak czy inaczej się z nim spotkać. - W takim razie będę wyczekiwać sprawdzenia się w upartości. - zaśmiała się również, wpatrując się w niego. - Nie widzę w Tobie dziecka. - dodała zaraz, wstając i siadając na kocu który rozłożył na ziemi. Znów przyciągnęła nogi do klatki piersiowej i je objęła. Głowę oparła o kolana. - Nie sądzę, by wzrost mi przeszkadzał. Może jeszcze urośnieeesz. - to ostatnie praktycznie wyśpiewała, szturchając go lekko ramieniem. Następnie wlepiła spojrzenie na rzeczy, na które patrzył. Spojrzała na niego znowu zwilżając językiem dolną wargę.- ... Jesteś ciekawy? - zapytała sięgając po duży blok. Trzymała go w łapkach tak długo, aż nie zdecydował, czy rzeczywiście chce zobaczyć jej rysunki.
-Nie, nie przeszkadza mi to, chociaż Suni faktycznie brzmi ładniej. – odparł z delikatnym uśmiechem zerkając na dziewczynę. Mimo wszystko chyba wolał zostać przy Billie. Najwyraźniej dziewczynie nie przeszkadzało to imię, wiec sam nie miał zamiaru kombinować. Pewnie gdyby jej się nie podobało, to by go nie używała. Dużo bardziej zaciekawił go fakt, że to tajskie imię. No tak, na Europejkę nie wyglądała. Z jakiegoś powodu Monte zignorował ten fakt. Żyjemy w dziwnych czasach i nieco bał się, że pytanie o jej azjatyckie rysy uzna za rasistowskie. -Od jak dawna mieszkasz w Anglii? – spytał zakładając przy tym, że nie wychowywała się na wyspach. Zabawne, bo wielu uczniów Hogwartów pochodziło zza granicy. Jak tak teraz nad tym myślał, to każdy kogo znał, wychowywał się poza granicami Wielkiej Brytanii. Sam był jednym z nich. Czasem dużo bardziej czuł się francuzem, niż Anglikiem. Zaśmiał się wraz z blondynką gdy zapewniała go o swojej płci. Odwzajemnił się jej równie miły uśmiechem, wyszczerzając przy tym nieco ząbki. Usiadł sobie po turecku, twarzą prosto do Krukonki. No, tak mogli rozmawiać. -Spoko, nie wątpię w to. – mruknął lekko czerwieniąc się na twarzy. Rzadko zdarzało mu się komplementować dziewczyny i dalej czuł się przy tym nieswojo. Na samą myśl o powiedzeniu czegoś miłego był zakłopotany i gubił słowa w gardle. Speszony zarumienił się jeszcze bardziej i spuścił wzrok w dół. Nie potrafił jej powiedzieć niczego wyjątkowego. -To miłe z Twojej strony. – odparł z lekkim niedowierzaniem w głosie. Zerknął na blondynkę i w dosyć zabawny sposób otworzył szerzej oczy. Jakaś nowość, w którą było mu zdecydowanie trudniej uwierzyć, niż w to, że Billie jest dziewczyną. Dziewczyna podkuliła kolana pod samą brodę i budziła tym samym dosyć dziwne uczucia u Monte. Troskę? Chociaż wyglądała na radosną, to w oczach Ślizgona wyglądała na przygnębioną. -Wszystko ok? Nie jest Ci zimno czy coś? – spytał zaciskając lekko zęby na dolnej wardze. Powoli kąciki jego ust uniosły się do góry. Na pewno urośnie i w to nie wątpił. Mimo wszystko sposób w jaki to oznajmiła dziewczyna, był uroczy i zabawny. -Pewnie. – skoro miał okazję, to z chęcią zajrzałby do rysownika dziewczyny. Głupio by było, gdyby okazało się, że Azjatka jest talentem jednym na milion, a on tak po prostu przegapiłby okazję do obejrzenia jej dzieł.
Dla niej nie było różnicy. Reagowała na oba imiona, w zależności jak kto ją zawołał. Dlatego po prostu się uśmiechnęła, wlepiając spojrzenie na swoje ręce. - Obojętne mi. Posługuje się oboma imionami. - powiedziała z tym swoim firmowym, uroczym uśmiechem. Nie musiał się bać pytać o cokolwiek. Był ciekawy, ona chętnie odpowie na każde jego pytanie. Nie jest szalona, by ciekawą osobę nazywać od razu rasistą! Trochę nienormalne, jednak rzeczywiście... W tych czasach różni ludzie byli. Jedni reagowali bardziej agresywnie a inni mniej. Mimo, że blondynka zauważyła na jego twarzy nutkę zaciekawienia to postanowiła się nie odezwać ani słowem. Poczeka aż to on się odezwie! - Jak długo... - pomyślała chwilę, próbując sobie przypomnieć kiedy to z Australii przeniosła się do Anglii. Przechyliła głowę i wlepiła spojrzenie w osłaniający ich most. - Jakieś... Trzy lata? - odparła w końcu nawet nie do końca pewna swoich słów. Miała słabą pamięć do takich rzeczy. I rzeczywiście, w Hogwarcie było mnóstwo zagraniczniaków, którzy się poprzenosili z różnych kontynentów mając jakieś... własne powody. - A Ty? Mieszkasz tu od dawna? - zapytała, bo była naprawdę ciekawa. Chciała wiedzieć o swoim nowym towarzyszu jak najwięcej... bo przecież o to w zawieraniu znajomości chodziło, nie? By poznawać. Dziewczyna wlepiła w niego swoje spojrzenie z szerokim uśmiechem. Był słodki. Taki zawstydzony tylko kilkoma słowami które nawet nie brzmiały jak komplement a zwykłe stwierdzenie... ale i tak było jej miło. Mimo tego, że był dosyć niski to nie widziała w nim dzieciaka. Tylko ucznia. Młodszego czy nie, to wciąż był uczeń z którym miała szansę zawrzeć znajomość! Uniosła tylko brwi gdy zapytał o to czy jest jej zimno. Wyglądała na taką? A może martwił się jej pozycją? W każdym razie kiwnęła przecząco głową - Nie, nie jest. - uśmiechnęła się. - Martwisz się? - zapytała po chwili. - Tak mi jest dosyć wygodnie, więc... Po usłyszanej odpowiedzi dotyczącej jej blok, przygryzła dolną wargę z nieśmiałym uśmiechem i mu go podała. W środku było mnóstwo jej prac. Nie tylko szkiców ale i potencjalnych materiałów na obrazy gdyby nie fakt, że te były na kartce. Powinna się przenieść na płótno. A tak poza tym? Miała ogromny talent. Pomyślała chwilę. - Co myślisz?
-A które Ty wolisz? – spytał skrycie przekonany, że każdy ma jakieś upodobania do tego, jak na nas wołają. Wierzył, że z Suni jest tak samo, może nawet miała jakąś swoją ksywkę, chociaż te zazwyczaj były dziwne. Uśmiechnął się, gdy kilka z nich sobie przypomniał. Niektóre bywały bardzo zabawne, szczególnie przy pierwszym kontakcie. Zerknął na jej ręce, w które się wpatrywała. Skóra sprawiała wrażenie delikatniej i miłej w dotyku, ale chyba wszystkie dłonie tak wyglądały, w porównaniu do łapsk jakiegoś dzieciaka, który kilka lat temu przejadł się słodyczy i nie potrafił zgubić zbędnych kalorii. Otyłość, była straszną chorobą. Ciarki przeszły Monte, gdy sobie pomyślał, że sam mógłby tak wyglądać. Przez krótki moment nawet pomyślał o odstawieniu słodkości na jakiś czas, ale na szczęście szybko uświadomi sobie, jak wielki absurdem to było. Nie potrafiłby się rozstać z czekoladkami. Nawet jeśli mu nie służyły, to po dostarczeniu niewielkiej ilości cukru do organizmu czuł się lepiej, a przecież dobre samopoczucie było najważniejsze. Często słychać o tych głupich dzieciakach, które załamywały się i podcinały sobie żyły czy robił inne głupstwa. -Zgaduję, że nie chodziłaś do Hogwartu od pierwszej klasy? – chociaż był tego prawie pewny, to i tak wolał się upewnić. Zabawne, większość uczniów zamku, była starsza od Monte. Bilie pewnie była jedną nich. Uśmiechnął się nieco szerzej i przechylił głowę na bok. -Jak wygląda nauka za granicą? – spytał, chociaż mało brakowało i sam uczyłby się we Francji. Chyba właśnie dlatego, tak go to ciekawiło. Było łatwiej czy trudniej? Zabawniej czy może nieco nudno? Miał tylko skrytą nadzieję, że niczego nie tracił uczęszczając do Hogwartu. Bądź co bądź, angielska szkoła była jedną z najlepszych na świecie. -Chyba dwa lata. – w głowie raz jeszcze policzył, kiedy przeniósł się na wyspy. –Prawie trzy. – zaśmiał się cicho, gdy okazało się, że nawet nie pamięta jak dawno trafił do Wielkiej Brytanii. Pokiwał lekko głową przytakująco. Dokładnie tak, niedługo na wakacjach będzie trzy lata. To prawie tyle co Suni. -No trochę... Głupio by było, gdybyś się rozchorowała czy coś… - mruknął wzdychając cicho pod nosem. Skoro jednak nic jej nie było, to nie miał czym się przejmować, a przynajmniej musiał uwierzyć jej zapewnieniom. Z tym akurat nie miał większego problemu. Nie miał w zwyczaju, słuchać żalów innych ludzi i pocieszać ich w smutku. To może trochę wredne z jego strony, ale zwyczajnie go to nie obchodziło. Uważnie przejrzał kilka stron bloku. Niektóre prace były naprawdę świetne, ale to te z wadami najbardziej wpadały mu w oko. Niestety nie był ekspertem sztuki i nie chciał się wypowiadać. Mógł przypadkiem urazić blondynkę czy coś, a na tym mu nie zależało. Uśmiechnął się do niej delikatnie i uroczo. -Niektóre są naprawdę świetne. – mruknął oddając jej rysownik.
I to jest dobre pytanie. Które przezwisko przemawiało do blondynki najbardziej. W zasadzie to przez jej uszy przewinęło się już tyle zwrotów skierowanych w jej stronę, że sama nie była pewna ilości. Po krótkim zastanowieniu się jednak najbardziej odpowiadały jej dwa: Billie i Suni. Dlatego dziewczyna uśmiechnęła się szeroko wpatrując się w twarz chłopaka. - Oba mi się podobają, więc obojętne, serio! - powiedziała przeciągając się nieco. Pozostawi dla niego Rzeczywiście otyłość jest okropną chorobą a wyjście z niej jest naprawdę trudne. Billie jest naprawdę przykro widząc taką osobę która się męczy i która ma strasznie niską samoocenę z powodu swojej nadwagi. Sama czuje od jakiegoś czasu wstręt do jedzenia i nie potrafi się przeboleć kiedy ktoś jej wciska jakąś potrawkę. Nawet jeśli to cholernie pyszne! Całe szczęście, że jej dziadkowie o tym nie wiedzą, bo by się za nią wzięli i to poważnie. A co do jej skóry - była delikatna. Bardzo i całe szczęście że jej kilkutygodniowy wstręt nie poskutkował kościstymi i paskudnymi paluchami! - Nie, chodzę dopiero od... IV klasy. Przeniosłam się tutaj z Australii. - uśmiechnęła się wlepiając swoje spojrzenie na rozpadane niebo. Chmury nadal wirowały nad ich głowami... Ta ulewa z pewnością potrwa dosyć.. trochę. - Nauka za granicą prawie niczym się nie różni... Może jest trochę inny system oceniania i... to chyba wszystko. - dodała zaraz patrząc na jego twarz. - To prawie tyle ile ja. - stwierdziła darząc go tym swoim firmowym uśmiechem, który sprawiał, że aż serca się rozpływały! Billie była takim życiowym słoneczkiem, które łapało za serca! Chociaż w tym wypadku to uśmiech młodszego sprawił, że jej pukawka zabiła nieco szybciej. Nie zwróciła na to jednak uwagi. - Moja odporność.. W sumie mam jej wiele do zarzucenia, jednak dziękuję, że się martwisz. - szturchnęła go nieco ramieniem obejmując znów swoje nogi i wpatrując się w jego twarz. Była prawie pewna, że jest młodszy, acz nadal nie traktowała go jak zwykłego dzieciaka. Obserwowała go w skupieniu gdy obejrzał jej blok z rysunkami. Była genialnym rysownikiem, ponieważ ciągle jej ktoś o tym w domu przypominał, aczkolwiek narcystyczna nie była i sama twierdziła, że gdzieś tam są rysunki nie tak idealne jak inni je widzą. - Dziękuje... - powiedziała z uśmiechem, nawet z lekkimi rumieńcami.
-Spoko w takim razie będę używał obu. – a przynajmniej tego, które będzie mu wygodniej. Coś w głębi serca podpowiadało mu, że będzie to Suni. Było ładniejsze, a przynajmniej nie tak męskie jak to pierwsze. Zdecydowanie bardziej pasowało do dziewczyny, chociaż mogło to być tylko takie jego błędne wrażenie. Nic jednak na to nie wskazywało. -Australii? – spytał unosząc delikatnie jedną brew do góry. Nie popisał się zbyt dobrze znajomością geografii, ale po jej rysach twarzy, stawiał na jakąś azjatycką szkołę. Dobrze, że się z nikim nie zakładał, bo szybko by przegrał, a tego nie lubił. Miał duszę zwycięscy i porażka nigdy nie wchodziła w grę. Ambicja chłopaka czasem nie miała granic, ale to dobrze. Wyróżniał się na tle swoich szarych rówieśników. Pewność siebie, którą czasem błyszczał była niesamowita. Nie bał się towarzystwa starszych i łatwo się z nimi dogadywał. Billie była przykładem takiej osoby. Zamiast siedzieć w ciszy, po prostu pogrążali się w intensywniejszej rozmowie. -Meh, a już miałem nadzieje na jakieś niesamowite opowieści i przygody ze starej szkoły. No, a przynajmniej jakieś przypomnienie znienawidzonego nauczyciela. Skoro jednak tak bardzo się nie różnią, to pewnie wszyscy są tacy sami. Czasem zastanawiam się, czy oni w ogóle lubią swoją pracę? – mruknął nieco zniechęcony. Im więcej o tym myślał, tym bardziej się zastanawiał co taki Fairwyn robi w Hogwarcie. Poza obdarzaniem uczniów chłodnymi spojrzeniami nic więcej nie potrafi. Ciekawe czy komukolwiek, kiedykolwiek okazał nieco serca, zainteresowania i bezinteresownie pomógł. -Aż tak z nią źle? – spytał zerkając na dziewczynę, później na pochmurne niebo. Jeśli blondynka nie miał najlepszej odporności, to głupio by było, gdyby się rozchorowała. Westchnął cicho pod nosem. Mimo wszystko lepiej było, żeby zostali tutaj – pod suchym mostem. -Chyba nieco zazdroszczę. Nie mam na tyle cierpliwości. – odparł z lekkim uśmiechem na twarzy. Potrafił coś tam grać na fortepianie, ale rysowanie to była zupełnie inna bajka, za którą nigdy nie miał zamiaru się zabrać. Sztuka wymagał od niego zbyt wielu rzeczy. Cierpliwości, czasu, skupienia i talentu. Żadną z tych cech nie mógł się niestety pochwalić. Chociaż na takiego nie wyglądał, to trzynastolatek był sportowcem.
- W porządku. - blondynka uśmiechnęła się szeroko wpatrując się w niego. Nie zależnie od tego jak chłopak do niej zawoła to dziewczyna zareaguje. Była świadoma tego, że niektórzy odzywają się do niej w ten czy inny sposób, ewentualnie wymyślają jej nowe, bardziej oryginalne ksywki. Jeśli młodszy chłopak bardzo chciał, to sam nawet mógł coś dla niej wymyślić! Swoją drogą czy powinna o tym wspomnieć? Dziewczyna powinna znaleźć imię którego skrótem będzie Billie. Nawet jeśli rodzinie nie obdarzyli jej szczególnym, bardziej formalnym to skądś się skrót powinien wziąć? A może to od męskiego? Bill? Ugh! No tak. Nic dziwnego, że młodszy był zaskoczony stwierdzeniem o Australii. W końcu osoba o azjatyckiej urodzie która stamtąd pochodzi jest dosyć niespotykanym. Jednak ostatnio coraz częściej takie rzeczy się dzieją - przeprowadzka z rożnych przyczyn i wychowanie potomka w innych zupełnie warunkach. - Mieszkałam w Australii. W Melbourne dokładnie mówiąc. - uśmiechnęła się szeroko patrząc na niego i zaraz sprostowała. - Moi rodzice się tam przeprowadzili, pewnie dziwisz się bo mam azjatycką urodę. - mruknęła chichocząc cicho. - Rzeczywiście jestem Azjatką. Właściwie to mieszańcem. Koreańczyka z Tajką. - No to niestety, mój pobyt w tamtej szkole był niezwykle nudny. Chociaż raz chłopcy z roku ukradli woźnemu szczura, którego futro zafarbowali na tęczowo. - podrapała się po głowie. - A znienawidzony nauczyciel: to było takich kilku. Zwłaszcza babka od eliksirów. Jędza jedna - mruknęła kręcąc trochę nosem. W sumie to pewnie nie brzmiało to zabawnie jak to opowiadała, ale gdyby chłopak był obok to może by go to bardziej rozbawiło! Niestety nie pamiętała za wiele zabawnych sytuacji. - Nie jest tak źle, po prostu częściej bywam u pielęgniarki niż na lekcjach ale to nic. - machnęła na to łapką z uśmiechem wpatrując się w deszczowe niebo. Cóż, jakby się pochorowała to by musiała sobie poradzić! Zawsze sobie radziła, bo innych zbytnio to nie obchodziło. Mieli swoje życie. Uśmiechnęła się słysząc tą uwagę o cierpliwości. No cóż, nie każdego się trzymała, a Billie miała jej aż nadmiar. Chociaż czasem to wszystko bywa męczące. - A Ty... Masz jakieś hobby?
-Kompletnie nie mam pojęcia, gdzie to dokładnie jest. – odparł, śmiejąc się z przyjemnym dla oka uśmiechem na twarzy. Znaczy oczywiście, domyślał się, że gdzieś na kontynencie Australijskim ale był on dla niego jak czarna magia. Zupełnie obcy - przynajmniej na razie. Nie wiedział nawet, gdzie dokładnie leży Sydney. Gdzieś na wschodnim wybrzeżu, ale znajomość geografii tamtejszych regionów, nie była dla chłopaka powodem do dumy. Znacznie więcej wiedział o Afryce czy obu Amerykach. Cały wschód był dla chłopaka nieznanym lądem, ale to nic złego. Wstyd się przyznać, ale cała Azja to dla trzynastolatka Chiny, Rosja i Indie. Monte był strasznie ciekawskim młodzieńcem i lubił odkrywać nowe miejsca. Może kiedyś jak dorośnie, to przeleci na miotle cały świat i zatrzyma się w miejscach, o których nigdy nie słyszał. Ciekawe czy ktoś to kiedyś zrobił. -Tylko troszkę. – sam fakt przeprowadzki, nie był dla niego niczym obcym. Był w podobnej sytuacji. Urodził się we Francji, a teraz zamieszkiwał Wielką Brytanie. Niby nie tak daleka wyprawa tylko za morze, ale różnica pomiędzy tymi dwoma kulturami była ogromna. Dalej nie potrafił znaleźć kompromisu pomiędzy nimi. Francuskie nawyki weszły mu zbyt mocno w krew, przez co ludzie czasem krzywo na niego patrzyli. Czy to takie dziwne, że lubił piękne rzeczy, a wino nie było mu już obce? Lubił zakosztować go do obiadu, gdy tylko miał okazję. -To jest jakaś różnica? Wszyscy Azjaci nie są tacy sami? – spytał, bo zdarzało mu się widywać zdjęcia dziewczyn, a czasem nawet chłopców, którzy pomimo braku pokrewieństwa wyglądali tak samo. Jakby tego było mało, to wszyscy byli piękni. To takie dziwne i chyba nieco przerażające dla młodego willi. -To trochę kiepsko. Chociaż tu też nie za wiele się dzieje… Znaczy starsi się dobrze bawią, pewnie wiesz o tym lepiej. Pewnie dlatego wolę przebywać w ich towarzystwie. Jakby to powiedzieć. Ludzie w moim wieku są trochę nudni i tchórzliwi… - odparł, bo nie ukrywając czasem miał ochotę zrobić coś głupiego. Poświęcić się lekkomyślnej zabawie. Był tylko jeden mały problem. Za cholerę nie miał z kim. Może powinien po prostu być upierdliwym wilą na lekcjach. -Dlaczego? – głowę przechylił delikatnie na bok i nieco zmartwił się. Nie było nic dobrego, w tym, że dziewczyna często chorowała. Wręcz przeciwnie, to bardzo przykra sprawa. Trzynastolatek nie miał w zwyczaju życzyć nikomu nic złego, więc nie chciał by jego nowa koleżanka się rozchorowała. Tym bardziej z jego powodu. –Powinniśmy wrócić? – spytał, z bardzo poważną miną. Chociaż podmostem nie padało, to chłodny wiatr sprawiał, że było zimno, a to mogło wystarczyć, by dziewczyna się pochorowała. W murach Hogwartu było dużo cieplej i bezpieczniej. -Pewnie dowiedziałabyś się we wrześniu, może nieco później. – zaczął z szerokim uśmiechem na twarzy. Duma, która go wypełniła, była widoczna z bardzo daleka. Chłopak poczuł lekki dreszczyk ekscytacji i wręcz nie mógł się doczekać, aż będzie mógł się rozwijać bardziej w kierunku swojej pasji. –Ale od niedawna jestem podstawowym zawodnikiem w drużynie Quidditcha. – dodał ze spokojem, chociaż było to spore osiągnięcie. Pomimo młodego wieku, został wybrany przez Mondragona.
Uniosła kąciki ust uśmiechając się w ten uroczy sposób i pokręciła głową. W zasadzie to wytłumaczenie tego dokładnie i dla niej było trudne, dlatego nawet specjalnie się nie wysilała. - Kiedyś Ci więcej na ten temat opowiem. - powiedziała z szerokim, równie miłym dla oka uśmiechem który naprawdę dodawał jej w cholerę uroku osobistego! Uwaga, bo jeszcze rozpłynie serce i co będzie? Poza tym Monte był jeszcze młody więc ta wiedza dopiero pojawi się w jego ślicznej główce. Na tą chwilę niech prowadzi bardzo beztroskie życie, huhu! - Hehe, no. - powiedziała z uśmiechem wyglądając prosto w niebo które wcześniej zachmurzone zdawało się nagle przejaśniać. Pogoda chyba się poprawiła i bardzo dobrze bo trochę czasu minęło. Siedzieli tutaj trochę a czas jak leciał tak leciał, Billie miała kilka rzeczy do roboty i chociaż bardzo jej odpowiadało towarzystwo chłopaka to nadal... musiała niedługo wracać. Omg, jak ona się z tym wszystkim zabierze? Dziewczynę jednak z zamyślenia wyrwały słowa chłopaka, na które od razu na niego spojrzała. - Chcesz, żebym się obraziła? - zapytała wpatrując się w niego. - Oczywiście, każdy człowiek jest inny, nawet jeśli to są mało znaczące szczególiki, tsk. - czemu wszyscy uważali Azjatów za armię bliźniąt. Przecież każdy się z nich różnił, ale i byli do siebie podobni. Prawdopodobnie tylko ludzie którzy dłużej siedzieli w azjatyckiej kulturze mogli rozróżnić kilku Azjatów z innych krajów, huhu. Billie aż zrobiła lekkiego pouta z niezadowoloną minką. - Po prostu mam trochę słaby organizm, to w sumie nic takiego. - powiedziała z lekkim uśmiechem i widząc, że przestało padać dziewczyna powoli wstała i zaczęła zbierać swoje rzeczy pomniejszając je. Oh-ho. Więc w taki sposób zabierze się do domu? Bardzo dobrze! - Powinniśmy, przestało już padać, hehe. - przyznała przeciągając się na koniec. - To świetnie, będę Ci się przyglądać na meczach, zostanę Twoją fanką! - westchnęła cicho podając mu dłoń by pomóc mu wstać. - Naprawdę miło się rozmawiało... Zgadajmy się kiedyś...... na piwo kremowe. - powiedziała puszczając mu oczko i nawet go uścisnęła krótko na pożegnanie. Park uwielbia tulaski, no! A zaraz po tym popędziła w stronę zamku, odwracając się do niego na chwilę i mu machając energicznie. Co za miły dzień, naprawdę!
Początek września był dla Maxa zawsze czasem dosyć szczęśliwym, choć i refleksyjnym. Powrót z "wakacji" przyjmował ze sporą ulgą, ale skłaniał go do przemyśleń... egzystencjalnych. Dzień był ciepły, więc na późnopopołudniowy spacer włożył długie czarne spodnie i ciemnobordową, grubą koszulę z długim rękawem, obwisającą na nim przeraźliwie, jak wszystkie ubrania w ostatnim czasie. W tylnej kieszeni spodni spoczywał niewidoczny, jak zawsze obecny, dziennik, a z drugiej delikatnie wystawała różdżka i książka. Błonia zawsze wywoływały w młodym Blackburnie przyjemne skojarzenia, dlatego to tam skierował kroki. Zamyślił się i nawet nie zorientował, gdy znalazł się przy moście - gdzieś na nim, z oddali zauważył bardzo czule okazującą sobie miłość parę, postanowił więc nie przeszkadzać im i przy okazji sobie oszczędzić. Skręcił w chaszcze, gnany jedynie wspomnieniem miejsca, które odkrył za gęstwinami wiele lat temu, rozpoczynając drugi rok nauki w szkole. Pewien, że zagubił to miejsce, lub że letnie porządki zmusiły kogoś do zniszczenia go tracił powoli nadzieję, ale ujrzał wreszcie porośniętą bujną roślinnością łąkę. Zapach przekwitających pomału, letnich kwiatów uderzył w nozdrza z ogromną siłą tak, że Max zatrzymał się na chwilę i przymykając oczy oddychał głęboko. Dopiero tutaj, zamknięty niejako w murach Hogwartu czuł się naprawdę wolny. Nie zastanawiając się długo usiadł na suchej trawie i przez moment trwał wsłuchując się otaczające dźwięki, przyglądając pięknu przyrody - chłonął to, co wokół niego każdym zmysłem. Wreszcie wyjął z kieszeni książkę i zagłębił się w lekturze leżąc na brzuchu, podparty na łokciach.
Rok szkolny dopiero się zaczął, przez co wszyscy tryskali nieprawdopodobnymi pokładami energii. Wszędzie było pełno uczniów i studentów, którzy błąkali się po zamku i po błoniach. Nawet biblioteka była pełna cichych szeptów, podekscytowanych nauką osób. Przez to znalezienie cichego i spokojnego miejsca graniczyło z cudem. A tego właśnie Alice było potrzeba. Maszerowała więc przez błonia, szukając jakiegoś cichego zaułka, gdzie mogłaby się zaszyć i spędzić chwilę z książką, albo pisząc kolejne ze swych opowiadań. Szukała przy okazji czegoś, co mogłoby ją zainspirować do tego drugiego. Przeciągnęła się, czując przyjemnie grzejące słoneczko. Miała ochotę rzucić się na trawę i po prostu chłonąc ciepło, póki jeszcze można było. W końcu zaraz miała nadejść jesień, a z nią zimno i szaruga za oknem. Podwinęła rękawy swojego beżowego, cienkiego sweterka. Miała do niego założone zwykłe, jasne dżinsy i zielone trampki. Swoje klamoty za to niosła w brązowej torbie na ramię. W końcu udało jej się dotrzeć do mostu, na którym siedział jakiś chłopak z dziewczyną. Widać było, że mieli się ku sobie, więc Alice szybko przekradła się podmostem, nie chcą im przeszkadzać. Przeszła przez chaszcze, chcąc kontynuować swoją wędrówkę bez celu, gdy doszła do urokliwej polanki. Uśmiechnęła się, dostrzegają na niej dobrze znaną sobie sylwetę. Podeszła cicho do chłopaka od tyło. Nie wiedział, czy uda jej się go zaskoczyć, w końcu był już porządnie zaczytany w swojej książce. - Hej Max - rzuciła i usiadła obok przyjaciela. - Jak leci? - zapytała, rzucając swoją torebkę obok siebie i wyciągając się na trawie. Niby szukała samotności i tak dalej, ale Max zaliczał się do osób, które mogłyby z nią przebywać prawie cały czas.
Max wchodząc w lekturę, opowiadanie, czy nawet zagłębiając się jedynie we własnych myślach potrafił kompletnie oderwać się od świata. Lubił to i cenił szczególnie, że podobno dziewczęta nie posiadają tej pięknej zdolności - nie wierzył im prawdę mówiąc, ale drobna niepewność sprawiała, że podwójnie dziękował, że urodził się mężczyzną. Dobrze jest odpłynąć w niebyt, pozostawiając jakby za mgłą, czy nawet za grubą ścianą wszystko, co nas otacza. Dlatego właśnie nie usłyszał, ani nie poczuł, że ktoś nadchodzi. Ok, fakt że chodzenie po trawie głośne nie jest, a dodatkowo Alice raczej potrafiła przemieszczać się z gracją, nie hałasując przy tym mogło mieć jakieś znaczenie. Jej głos wyrwał chłopaka z fikcyjnego świata, w którym się znajdował, lekko się wystraszył, ale jak zwykle nie dał tego po sobie poznać. Wewnątrz przeszedł go lekki dreszcz, leżał jednak bez ruchu, jakby w ogóle jej nie usłyszał. Oczywiście momentalnie zamknął książkę i zerwał się na nogi i przywitał przyjaciółkę szerokim uśmiechem - Jak dobrze, że Cię widzę! - niemal wykrzyknął pewien, że dziewczyna zdziwi się jego entuzjazmem, nie miał w zwyczaju wylewnych powitań. Cóż, jeszcze jest lato, a latem wszystko jest możliwe, prawda? Alice wyciągnęła się na trawie, więc i Max uczynił to samo, tym razem na placach, obok nie, rękami podpierając się z tyłu - Aktualnie cieszy mnie powrót do szkoły, ale Ty lepiej opowiedz jak tam wakacje - krótko odpowiedział na pytanie ciekaw, co wyszło z planów śilzgonki na minione wakacje. Zobaczywszy, że ubrała się cienko jakby poczuł nagle grzejące słońce - wcześniej jakoś przeoczył ten fakt, odpiął więc guziki w rękawach koszuli i podwinął je do połowy - oj tak, tak o wiele lepiej. Kto by się spodziewał wrześniowym wczesnym wieczorem tak przyjemnych temperatur? Spotkanie Alice i wszystko okoliczności towarzyszące w dziwny sposób wprawiły Blackburna w wyśmienity humor.
Uniosła brwi widząc, z jakim entuzjazmem przywitał ją przyjaciel. Spodziewała, że się wystraszy, spodziewała się, że przyjmie jej przyjście, ale na pewno nie przewidziała, że zerwie się z ziemi i zacznie szczerzyć. Roześmiała się, widząc go w takim stanie. Widocznie miał dobry humor, który i jej zaczął się udzielać. - Tak, tak, ciebie też miło widzieć - mrugnęła do niego. Położyła ręce pod głowę i przymknęła oczy, słuchając krótkiego sprawozdania Ślizgona. Cóż, ona też stęskniła się trochę za szkołą i również cieszyła się z powrotu do Hogwartu. W końcu dla wielu osób był on drugim domem, czasem nawet tym lepszym. Sama w te wakacje mało czasu spędziła w rodzinnym mieście, tym bardziej że wakacje spędziła na wyjeździe. A jeśli chodzi o pytanie, które zostało jej zadane... Musiał pomyśleć jak najlepiej opisać jej pobyt nad Morzem Śródziemnym. - Wiesz. Grecja, plaża, morze. Ciepło, przede wszystkim ciepło - uśmiechnęła się na samą myśl. Powrót do domo był dl niej swoistym szokiem. W końcu musiała się znów przyzwyczaić do zimna i niepogody. - A i jeszcze jedno. Wierz mi lub nie, ale odkryłam w sobie żyłkę do ścigania się. Wygrałam w wyścigu rydwanów - zaśmiała się i zaczęła obserwować jego reakcję. Więkrzość osób nie wierzyło jej, kiedy im o tym opowiadała. Wolała oczywiście nie przyznawać, że przy okazji zremisowała też z pewną Puchonką. Po prostu tak lepiej to brzmiało. - A jak twoje wakacje? - spojrzała na niego kątem oka. Lubiła takie proste rozmowy, które pozwalały się odprężyć i nie wymagały wielkiego wysiłku umysłowego. Chociaż nigdy nie przyznałaby tego na głos.